Kelner postawił przed nami pizzę z serem i czymś tam jeszcze oraz colę i odszedł życząc smacznego. A ja nadlal czekałam aż Marlena mi powie.
-Widzisz... Harry powiedział mi, że musimy się rozstać.
A więc o to chodzi. Czułam, że coś ze Stylesem będzie związane.
-I co?
-Powiedział, że musimy się rozstać, bo Paul mu kazał i w ogóle. Ale, że nadal mnie kocha... -ona zaraz będzie płakać.
-Marlena- złapałam ją za rękę. -Spokojnie. Ja o tym wiem.
-Co?
-Louis mi powiedział w poniedziałek. Nawet nie miałam jak zadzwonić. Przepraszam.
-Wybaczam- uśmiechnęła się.
-Wiesz, jest coś jeszcze- powiedziałam po chwili, gdy zaczęłyśmy jeść.
-Co?
-Ja z Louisem mamy ten sam problem.
-Czyli wy też się rozstajecie?
-Tak- powiedziałam smutno.
-Hej hej, spokojnie. Nie damy się tak łatwo Paulowi. Jutro jest to spotkanie, nie?
-No- upiłam łyk coli.
-Powie mu się kilka słów od siebie i może nas pocałować- powiedziała uśmiechnięta.
-Jakby tak się tylko dało...
-Da się!
-Nie, nie da się. On też zapewne nie ma wyboru... A może ma tylko nie chce przyjąć go do wiadomości.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że rozdzieli nas z chłopakami tylko dlatego bo coś innego jest ważniejsze?!
-Tak.
-Świetnie- odsunęła talerz z jedzeniem. -Nie chce mi się jeść.
-Weź no. Wy macie chociaż jeszcze półtora tygodnia.
-Tak. To nawet dziwne, że Harry puścił mnie tu dziś. W niedzielę stwierdził, że te dwa tygodnie spędzimy we dwoje, więc wiesz...- powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Zabezpieczajcie się chociaż- powiedziałam, a dziewczynie powiększył się uśmiech.
-A idź. A jak u ciebie i Lou mają się sprawy łóżkowe, co?- i tym skrzętnie mnie zgasiła. Mój uśmiech poszedł się kimać.
-Daj spokój.
-Co się stało? Zrobił ci coś?
-Louis? Puknij się w głowę- jeszcze mi tu go oskarżać bezpodstawnie chce.
-No więc?- zapytała i spojrzała na mnie wyczekująco.
-Po prostu...
-No?
-Po prostu chciałam TO z nim zrobić i...
-Brawo!- powiedziała radośnie.
-Tak, ale...
-Ale?
-No po prostu... Jak miało dojść do czegoś więcej, to ja po prostu uciekałam z krzykiem, rozumiesz to?!- końcówkę prawie wykrzyczałam.
-Spokojnie Ewa- złapała mnie za rękę. -Do czego miało dojść?
Rozejrzałam się po sali, czy aby nikt nie podsłuchuje.
-Poprosił mnie żebym- spuściłam głowę - bym zdjęła mu koszulkę i wtedy...- oczy zaszły mi łzami ale nie pozwoliłam im wypłynąć. -I wtedy przypomniało mi się jak to mówił Mateusz tamtego dnia i poczułam taki strach, chciałam tylko uciec...
-Już cii- podeszła do mnie i przytuliła. -Jestem z ciebie dumna.
-Dlaczego?- dziewczyna spowrotem usiadła a ja otarłam łzy.
-Zdecydowałaś się a odważny krok. Ja pewnie za żadne skarby bym się nie odważyła po czymś takim - cały czas na mnie patrzyła.
-Mówisz?- pociągnęłam nosem.
-Uhm- podała mi chusteczkę i uśmiechnęła pocieszająco. Jeszcze nie raz będziesz miała okazję.
Zaśmiałam się.
-Chyba nie w tym wcieleniu. I nie w ttm tygodniu.
-Czemu?
-Okres mam.
-No to kiepsko.
-Ale mnie pocieszyłaś.
-Staram się.
-Dobra, nie rozmawiajmy już o tym.
-Okej. Co proponujesz?
-Zbierajmy się. Przespacerujemy się.
-Oki.
Zapłaciłyśmy za jedzenie i pięć minut później szłyśmy powolnym krokiem przez park.
Nagle usłyszałyśmy dzwonek telefonu Marleny.
-Halo?- odebrała.-Tak, tu w parku... Uhm... Będziemy czekać, pa.
Schowała telefon do kieszeni a ja zaraz wystartowałam z pytaniem:
-Kto dzwonił?
-Harry. Jedzie po nas.
-Po co?
-Nie wiesz? Stęsknił się za mną. Zadeklarował się, że podrzuci cię do Louisa.
-Aha, spoko.
Chwil potem obok nas przejeżdża czarny suv. Zatrzymał się niecały metr przed nami i wysiadł z niego Harry.
-Cześć dziewczynki- przywitał nas radośnie.
-Hej Harry- powiedziałam a Marlena rzuciła się w jego objęcia.
-Ty też możesz Ewciu.
-Nie, dzięki. Wolę Louisa- zaprzeczyłam od razu, gdy zobaczyłam, jak chłopak zabawnie unosi brwi.
-Jak chcesz. Wsiadajcie.
Tak też zrobiłyśmy i chwilę potem pan Styles wiózł nas prawie całą drogę do Lou nieszczędząc żartów.
Chłopak zatrzymał się przed moim miejscem docelowym. Wysiadając, zapytałam:
-Może wejdziecie?
-Nie, nie będziemy przeszkadzać naszym gołąbeczkom - powiedział Harry i puścił mi oczko. On jest niedozniesienia!
-Jesteś niemożliwy. Marlena, zró coś z nim w domu.
-Nie ma problemu.
-Na razie. Do jutra!
-Pa!- zatrzasnęłam drzwi. Oni odjechali a ja przechodząc przez bramę znalazłam się na posesji. Co chwilę, dźwięk robionych zdjęć. Świetnie. Pokręciłam głową i weszłam do domu. Torby zostawiłam przy drzwiach. Zdjęłam buty i dalej w płaszczu weszłam do kuchni.
-Jestem!- powiedziałam, ale Lou tam nie było. Zmarszczyłam brwii, bo przecież zawsze na mnie czekał. Rozpięłam płaszcz i zdejmując go, wziełam też rorby. Weszłam na ostatni stopień u góry i po chwili nacisnęłam ostrożnie klamkę. Weszłam do środka i to co tam robaczyłam, bardzo mnie rozczuliło.
Louis leżał na łóżku i spał sobie słodko. Rzuciłam ciuchy na fotel stojący obok drzwi i cicho podeszłam do łóżka. Położyłam się obok Lou tak, że gdy się obudzi, zobaczy mnie. Nie zdąrzyłam dobrze położyć głowy na poduszce a on przycisnął mnie do siebie tak, że stykamy się w każdym miejscu i otworzył oczy.
-Cześć kochanie- powiedział zaspanym głosem, przez który zmiękło mi serce.
-Cześć kotku- teraz ja będę tak do niego mówić.
-Jak zakupy?
-Świetnie.
-To dobrze. Pokaż, co sobie kupiłaś- zaproponował a ja szybko wstałam z łóżka i podeszłam do toreb, które wzięłam ze sobą i wyciągnęłam sukienkę.
-Śliczna myszko- podszedł do mnie i przytulił się.
-Mam jeszcze buty.
-W sobotę zobaczę buciki a teraz chodź na dół. Zjemy coś.
Loiis prawie ciągnął mnie do wyjścia, więc nie pozostawało mi nic innego, jak szybko rzucić ją na wcześniejsze miejsce i wyszliśmy z sypialni.
Usiadłam przy stole i patrzyłam jak Lou przygotowywuje jedzenie.
Gdy już wszystko było gotowe, usiadł na swoim stałym miejscu na przeciw mnie, bo jak to kiedyś stwierdził, lubi na mnie patrzeć, no więc... I powiedział:
-Smacznego- i jeszcze cmoknął mnie w usta.
-Dzięki, również smacznego.
-Boisz się?- spytałam chłopaka, gdy siedzieliśmy już przed tv a salonie i leciał jakiś brazylijski serial komediowy.
-Teraz nie. Jutro mnie chyba nerwy zjedzą- powiedział szczerze. -A ty?
-Ja też na razie nie..
-Nie chcę, żeby jutro nadchodziło.
-Ja też nie chcę- oparłam głowę o jego tors. Objął mnie mocniej i cmoknął w głowę.
-Kocham Cię- powiedział.
-Ja ciebie też.
-Chodź na górę.
******
Tak to ja.
Mam dla was rozdzialik może taki nijaki abo sama nie wiem jaki ale ok.
Teraz to się będzie dopiero dziać...
Dodałam dziś, nie jutro jak zamierzałam.
Teraz mam kursy i mnóstwo wolnego czasu więc dlatego tak to wyszło.
Dodałam dwie zakładki!!!!
W jednej możecie zostawiać swoje linki do blogów a w drugiej pisać propozycje na imaginy!
Cudowny
OdpowiedzUsuńTen Hazz
Hehe nio wiadomo że woli Lou
Hehe genialny
Napisałaś że teraz zacznie się dziać
Mmm
Ciekawie, ciekawie
Będę czekać
Powodzenia w pisaniu
Buziaki:*
Kocham to ff <3
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudne <3
Weny życzę *-*
Ciekawe co będzie dalej <3
Louisz <3
Ja ci dam nijaki >< On jest cudny ^^
OdpowiedzUsuńKocham twój blog, nie mogę doczekać się kolejnego ^^
Cieszę się, że dodałaś dzisiaj :)
A najlepszy tekst: "Okres mam"- HAHA XD Tarzam się po dywanie :)
Nie no ogółem mega :DD
Powodzenia w dalszym pisaniu ^^
P.S. Czekam na moje zamówienie, excited :**
Kisses <<3
Boże, CUDO!!! KOFFFFFFFFFAM KC <33333 !!!!
OdpowiedzUsuńCudny a'la zajebisty c; Czemu oni wszyscy są taaaacy słodcy? ;3
OdpowiedzUsuńAhh... Po prostu cudny i czekam nn♥
To samo jakoś wychodzi!
UsuńCieszę się że ci sie podoba i wam wszystkim!!
"Zabezpieczajcie się chociaż"
OdpowiedzUsuńI Harry z tym tekstem, że ona tez może się przytulic :D haha genialne ;))
Czekam na więcej
i tak z ciekawości się zapytam z czego masz praktyki :)?
Jestem cukiernikiem :) trzeci rok ostatni
UsuńSłodko xD
UsuńGenialny rozdzial .
OdpowiedzUsuńBoziu ile zaległości o_o. Lecę czytać i powiem tylko jedno kocham!
OdpowiedzUsuń