tag:blogger.com,1999:blog-30877886146106882472024-03-13T18:01:57.769+01:00No ControlWaking up
Beside you I'm a loaded gun
I can't countain this anymore
I'm all yours,I got no control
No controlAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.comBlogger176125tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-40001899196821763842016-01-09T00:44:00.002+01:002016-01-09T01:03:17.777+01:00Epilog*** Oczami Diany ***<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjToX974La1d6zWs2Ah17OI1SdwQhDU85NekUcb2Wc2ywVAbFx3MybZLHfMiHyOJeDATyZxEAF-Fehe2PJVBYwyLtMDysMo-pmr2HA-5jHUXYmm8Yg0LQ8ej1ErWOVpgGjvZUDEmjGZKPoG/s1600/z4.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjToX974La1d6zWs2Ah17OI1SdwQhDU85NekUcb2Wc2ywVAbFx3MybZLHfMiHyOJeDATyZxEAF-Fehe2PJVBYwyLtMDysMo-pmr2HA-5jHUXYmm8Yg0LQ8ej1ErWOVpgGjvZUDEmjGZKPoG/s1600/z4.png" /></a></div>
<br />
<a href="https://www.blogger.com/"></a><span id="goog_1187254262"></span><span id="goog_1187254263"></span><br />
Tak wiele się zmieniło przez tyle lat... Osiemnaście lat. Tyle lat ma mój najukochańszy synek. Wyrósł na cudownego chłopaka, dobrze go z Zaynem wychowaliśmy. Jestem dumna. Nie, żeby był przyczepiony do mojej spódnicy! Jest samodzielny, no i wyprowadził się z domu jakiś miesiąc temu, z czym nie mogłam się pogodzić, ale mamy jeszcze Nadię. Trzy lata młodszą, śliczną mulatkę, wrodzoną w naszych rodziców. Jedyne co ma po nas, to kolor włosów Zayna i moje niebieskie oczy. Dziwna kombinacja, ale jest jedyna w swoim rodzaju, co czyni ją jeszcze bardziej naszą. Dopiero trzy lata po ślubie ( który swoją drogą był cudowny! ), Nadia się pojawiła. Przez pewnien czas bałam się, że w ogóle nie będę mogła mieć już dzieci, bo nie udawało nam się, a to by mnie chyba zabiło.<br />
- Nad czym tak rozmyślamy? - Głos Zayna sprowadził mnie spowrotem do naszej sypialni. Zamknął za sobą drzwi i spokojnym krokiem podszedł do mnie, siadając na łóżku przy mojej osobie i obejmując ramieniem. Spojrzałam na niego. Nie zmienił się za bardzo. Lekko się postarzał, w końcu ma te czterdzieści lat, ale nadrabia wszystko radością i chęcią do życia. Rzadko się przy nim nudzę. Mimo, że pracuje w swojej wytwórni płytowej, ile tylko może, to i tak znajdzie czas dla nas. To szalone, ale Zayn dobrze czuje się w takim układzie, a ja nie narzekam, bo mam ukochanego co noc w naszym łóżku.<br />
- Właśnie zastanawiałam się nad ostatnimi latami.<br />
- To były bardzo ciekawe lata, nieprawdaż? - Mrugnął do mnie, po czym przybliżył się i złączył nasze usta razem. To zabawne, ale ciągle nie mam dość jego pocałunków. - Jesteśmy razem osiemnaście lat, od siedemnastu jako małżeństwo. Mamy dwoje dzieci. Nie ma nad czym rozmyślać. Trzeba pomyśleć nad urodzinami Nadii. Ona ma już piętnaście lat! Zaraz zacznie uciekać z domu! -Jego ton przyprawił mnie o chichot. Tylko Zayn potrafi mnie rozbawić byle czym.<br />
- Nie zacznie. Rozumie panujące zasady i nie sadzę, że chciałby spotkać się z twoim karcącym wzrokiem. Znowu.<br />
- Jakiś szacunek, w końcu musi do mnie mieć - zaśmiał się, choć to prawda.<br />
Jak przypomnę sobie, gdy wróciła do domu z jakiejś imprezy... Nie to, że ma zabronione czy coś. Po prostu wróciła pijana i pod wpływem narkotyków. Boże, gdy Zayn zobaczył ją w takim stanie, strasznie się zdenerwował. Żeby nie powiedzieć wkurwił, choć to lepiej pasuje. Myślałam, że rozniesie dom, ale nie bałam się go. Nigdy nie dał mi powodu do tego, że byłby w stanie skrzywdzić mnie, choć nie raz wyprowadziłam go z równowagi.<br />
- O czym myślisz? - Zagaił.<br />
- O nocy, kiedy wróciła naćpana i pijana do domu.<br />
- O tak. Dostała następnego dnia lekcję do końca życia.<br />
- Prawie na kolanach cię błagała o wybaczenie. - Pokręciłam głową z uśmiechem. <br />
Tak właśnie było. Siedzieliśmy we trójkę przy stole, gdy zeszła po schodach, by napić się wody, jak się potem okazało. Atmosfera była ciężka, ale nie tylko ze strony Zayna no i trochę mojej, naruszyła nasze zaufanie do niej. To nie mogło obejść się bez echa.<br />
Weszła do kuchni, znalazła schłodzoną wodę w lodówce i upiła trochę, nie patrząc na nas. Potem dosiadła się do stołu, gdy chciała wziąć sobie coś do jedzenia, Zayn zabrał jej wszystko, po co sięgnęła. Nie to, że chciał ją głodzić. Prowokował ją, a ona złapała się.<br />
- Czemu wszystko mi zabierasz, tato? - zapytała, chcąc odebrać od niego talerz z kanapkami.<br />
- Masz nam coś może do powiedzenia? - zapytał ją, patrząc na mnie.<br />
- Co mam wam powiedzieć?<br />
- A choćby przepraszam i słowa wyjaśnienia, dlaczego wróciłaś do domu napruta niczym ćpun i pijak?<br />
No i zaczęło się tłumaczenie. Zayn nie przyjmował go do wiadomości, a Nathan gdzieś się ulotnił, zanim cokolwiek się zaczęło. Sam miał rozmowę z mulatem poprzedniego dnia na ten temat, po powrocie jego siostry. On też nie był święty i swoje za uszami miał. Koniec końców, udał jej się udobruchać wymagającego ojca, choć on ma ją cały czas na oku.<br />
- Myślisz, że nie będzie brać?<br />
- Nie bądź naiwna kochanie. Na pewno nie przepuści okazji, ale zrobi wszystko, żebyśmy się o tym nie dowiedzieli. Oby tylko się nie uzależniła, czy coś...<br />
- Nadia nie jest głupia. Wie, czym się kończą takie akcje.<br />
- No dobrze, wystarczy tych tematów. Zabieram moją żonę do restauracji. Dzisiaj świętujemy! - Oświadczył, w mgnieniu oka podnosząc mnie jak pannę młodą i obracając się dookoła kilka razy. Śmiałam się, wtulona w jego szyję.<br />
- Co świętujemy?<br />
- Naszą rocznicę żono - wyjaśnił. - Zawsze zapominasz. Ale ja jestem od tego, by o tym pamiętać. - Złączył nasze usta. - Ubierz coś seksownego - mruknął w moją szyję, obejmując mnie w talii i przyciągając mocno do swojego ciała. Uwielbiam czuć jego bliskość.<br />
- Oczywiście - obiecałam, mając w głowie kreację na dzisiejszy wieczór.<br />
<br />
<br />
**** Oczami Marleny ****<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYzShRybfHtsWxpwQBUjrPhgQBnSkhNDixRM-uNzvHVB-ja0eC2XtgMJBCo4TaFwfbu_ljX7I4HeZmbLknBkFAS4nz3tDjocmjoynii1d3kMxA0NtEGhMIOWamTEQa1s2UquaSt_J2TIX3/s1600/2015-12-21_00.16.57.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYzShRybfHtsWxpwQBUjrPhgQBnSkhNDixRM-uNzvHVB-ja0eC2XtgMJBCo4TaFwfbu_ljX7I4HeZmbLknBkFAS4nz3tDjocmjoynii1d3kMxA0NtEGhMIOWamTEQa1s2UquaSt_J2TIX3/s320/2015-12-21_00.16.57.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
- Ja już nie dam rady!<br />
- Kochanie dasz, wierzę w ciebie! - Wystraszony Harry trzymał mnie mocno za dłoń. Pewnie miażdżył mi kości, ale nie czułam go, bo coś innego było ważniejsze. A raczej ktoś. Razy trzy.<br />
<br />
Piętnaście lat temu, urodziłam, po dziesięciu najcięższych godzinach życia, trójkę bliźniąt. Tak! Troje bliźniaków! Jak to bywa, gdy podejrzewałam, że jestem w ciąży, poszliśmy do lekarza. Oczywiście pani doktor potwierdziła moje przypuszczenie, ale gdy dodała, ilu potomków dorobił się Styles, zemdlałam. Nie mogli mnie docucić, ale gdy się to udało, nie mogły dotrzeć do mnie słowa specjalisty. Od razu pojawiły się myśli, jak sobie poradzimy z tyloma obowiązkami i czy dzieci będą zdrowe. Zamarwiałam się tym praktycznie przez cały okres ciąży, aż wreszcie lekarka kazała leżeć i o niczym złym nie myśleć, bo to może źle wpłynąć na maleństwa. Przyznam, podziałało. Gdy widziałam dumnego loczka, trzymającego jedno maleństwo z dumą na twarzy, wiedziałam, że opłacało się pocierpieć te kilkanaście godzin i zobaczyć taki widok. Gdybym miała więcej siły, zrobiłabym zdjęcie, ale po prostu czułam się bez życia.<br />
<br />
Teraz sytuacja wygląda tak: bliźniaki Daisy, Nelly i Richard mają już po piętnaście lat. Mają jeszcze młodszego brata Damiana, który ma lat dziesięć. Dogadują się jak to rodzeństwo. Jedno drugiemu przyleje, płacz, a potem zaraz się godzą i porównują gry, albo modę. Już nawet z Harrym na to nie reagujemy.<br />
Harry po zakończeniu One Direction zajął się pisaniem. Pisze dla siebie lub innych artystów. Wydał trzy płyty, które są po prostu cudowne, to trzeba usłyszeć, żeby się przekonać, bo słowami się tego nie opisze. Jego wygląd uległ trochę zmianie. Skrócił włosy. Ma takie, jak mniej więcej na początkach zespołu no i lekko siwiejące przy skórze głowy, lecz nie widoczne za bardzo. Ślub wzięliśmy po dwóch latach bycia razem. Udało mi się powstrzymać jego zapędy seksualne do ślubu! Sama w to nie wierzyłam, a jednak. Co najważniejsze, nie zdradził mnie. Do dzisiaj przeprasza mnie za tamto. Nawet się o to pokłóciliśmy. Cały czas tylko przepraszam i przepraszam, a ja chciałam zapomnieć. Ale jest wszystko dobrze i generalnie kłócimy się o kolor ścian do pokoi, niż o coś poważniejszego. Cieszę się, że jego fani mnie zaakceptowali i dorośli by zrozumieć, że nie odejdę od niego i kocham go najmocniej.<br />
Ja jestem współwłaścicielką cukierni, którą prowadzimy z Ewą. Tak! Udało jej się spełnić w końcu to marzenie. Zawsze myślała o tym, by mieć taką małą cukierenkę na rogu z kilkoma stolikami i klientami. Na szczęście wszystko idzie po naszej myśli. Udało mi się poprawić stosunki z rodzicami, a to głównie dzięki Harry'emu. On namawiał mnie na spotkania, rodzice poznali swoje wnuki, no i cieszą się, że są dziadkami. Moja siostra została porządnie wychowana, tak jak ja nie byłam, ale to już temat zamknięty.<br />
Jesteśmy szczęśliwi w szóstkę.<br />
<br />
**** Oczami Ewy ****<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj84xVzXpANseV7YdJANgo8HGvZhQA99XoA773uS3lIwO8ap-jgMRI7B2grMzdAwXev7NwA-zHyF9Wo8DV1WrmCpyD7S4Q557pCcDqQE78JpJXfFiUtY1q3v9jHJa1xsOLOAoqUvyi4natE/s1600/2015-12-21_00.19.29.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj84xVzXpANseV7YdJANgo8HGvZhQA99XoA773uS3lIwO8ap-jgMRI7B2grMzdAwXev7NwA-zHyF9Wo8DV1WrmCpyD7S4Q557pCcDqQE78JpJXfFiUtY1q3v9jHJa1xsOLOAoqUvyi4natE/s320/2015-12-21_00.19.29.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
- Nie rozumiesz, że nie możesz?! - uniosłam się kolejny raz dzisiejszego dnia, który się nawet dobrze nie zaczął.<br />
Alice tego ranka weszła do kuchni i od razu zaczęła się awanturować. Dobrze, że Amy, nasza młodsza córka jest w szkole i nie musi tego wszystkiego wysłuchiwać. Amy to przeciwieństwo Alice. Mimo swoich szesnastu lat, jest poukładana i wie, czego w życiu chce. Jest pod tym względem podobna do mnie, choć z wyglądu mało mnie przypomina.<br />
- Przestań mi w końcu rozkazywać! Skończyłam osiemnaście lat tydzień temu. A poza tym, Daniel mi się oświadczył. - Stała na przeciw mnie z szerokim uśmiechem, który był oryginalną kopią Louisa. Słysząc ostatnie zdanie i widząc pierścionek na jej palcu, ręce mi opadły. Usiadłam z wrażenia na krześle przy stole w kuchni, chowając twarz w dłoniach. - Nie mogę...<br />
- Co to za krzyki? - W kuchni, jak zbawienie, pojawił się mój mąż. Pochylił się nade mną i pocałował, jak miał w zwyczaju, w głowę. To samo zrobił u Alice. - No? Słucham. - Patrzał raz na mnie, raz na nią.<br />
- Mama mi nie pozwala....<br />
- Ona chce u niego zamieszkać - weszłam jej w słowo.<br />
- U kogo?<br />
- U Daniela - Westchnęłam, bo wiedziałam, że przegrałam. Louis stanie po jej stronie, bo lubi chłopaka. O przepraszam, jej narzeczonego.<br />
- Nawet nie ma mowy. - Oniemiałam, gdy to usłyszałam. Kolejny raz mnie zdziwił. Nie ma dnia, by mnie nie zaskoczył. Za to go kocham.<br />
- Co?! - jej rozczarowanie postawą ojca było widać na kilometr.<br />
- I przeproś mamę, za podnoszenie na nią głosu. To śmieszne, że muszę ci o tym przypominać, a jesteś na tyle duża, by to rozumieć. Powinnaś brać przykład z Nathana.<br />
- To zwykły maminsynek! Dajcie mi spokój, do cholery! - Uciekła z kuchni, zapewne kierując się do swojego pokoju. Biedny Nathan. Źle ulokował swoje uczucia i cierpi na nieodwzajemnioną miłość do mojej starszej córki. To dziwne, że wszyscy o tym wiedzą, a Alice nie.<br />
- Wyrażaj się! - Mężczyzna krzyknął jeszcze za nią i usiadł przy mnie, przygarniając do siebie.<br />
- Ona mi zaraz na głowę wlezie! - powiedziałam cicho, wtulona w jego szyję.<br />
- Tak się nie stanie.<br />
- Czemu nagle zmieniłeś zdanie co do tego Daniela? - zapytałam, o to, co mnie ciekawiło.<br />
- Generalnie to od początku go nie trawiłem. Ale nic nie mówiłem, bo widziałem, jak nasza mała córeczka cieszy się, no to co miałem zrobić?<br />
- Oh... Okej.<br />
- No. - Moja twarz wylądowała w jego dłoniach. Spojrzałam w jego tak samo niebieskie i iskrzące się oczy, jak wtedy, gdy spotkaliśmy się w kościele, by złożyć przysięgę małżeńską.<br />
Widać już było pojedyncze zmarszczki na jego twarzy, ale żadna z nich nie ujmowała mu w wyglądzie. - Nawet nie waż mi się tu płakać - zastrzegł, gdy mój podbródek lekko się zatrząsł.<br />
- Nie zamierzam - posłałam mu delikatny uśmiech.<br />
- No raczej. Musisz jeszcze ogarnąć załogę w barze - tymi słowami zmotywował mnie do działania.<br />
<div style="text-align: justify;">
Nie mówiłam wam, ale udało się! Po czterech latach od urodzenia Alice, stwierdziłam, że muszę zmienić coś w swoim życiu. Było w nim za dużo monotonii i otworzyłyśmy z Marleną cukiernię. Jestem z niej taka dumna! Na początku wiadomo, dobrze nie było, ale teraz zaopatrujemy kilka cukierni na terenie Londynu w swoje wyroby i świetnie nam to idzie, dzięki świetnym pracownikom. Dzielimy się z Mar obowiązkami. Ja jestem tą dobrą szefową, a Marlenka tą złą. Jest w tym najlepsza!</div>
- Racja - odpowiedziałam. Po chwili zabraliśmy się za śniadanie.<br />
<br />
Po skończonym posiłku posprzątałam i z zamiarem wyjścia z domu do pracy, założyłam kurtkę. Sprawdziłam w torbie, czy mam potrzebne papiery, które mam załatwić na dziś, prąd, przelać pieniądze za zaległy towar.<br />
- Mamo? - Usłyszałam sprawcę mojego zdwnerwowania, schodzącą po schodach.<br />
- Tak? - zapytałam ją, nadal sprawdzając coś w papierach.<br />
- Przepraszam - zatrzymałam się i spojrzałam na nią.<br />
- Za co?<br />
- Za to, że na ciebie nakrzyczałam. Nie tak mnie wychowaliście z tatą. Chyba powinnam brać przykład z Amy, albo Nathana - podeszła i przytuliła się do mnie mocno, jak wtedy, gdy złamała sobie rękę w nadgarstku, w zabawie w chowanego, kiedy miała pięć lat. Skarciłam ją za to, że nie uważała na siebie i wtedy mnie przeprosiła i przytuliła. Nie zapłakała wtedy ani razu, choć widziałam, jak bardzo ma na to ochotę. Jest czasem dumna. Oddałam uścisk, całując ją w jej zadbane włosy.<br />
- Dobrze, że ojciec nie musiał cię lać, żebyś zrozumiała - zaśmiałam się. Zawsze ją tym straszyliśmy i zawsze działało.<br />
- Tak.<br />
- Dobrze, uciekam, bo mam kilka spraw w cukierni.<br />
- Daniel mi się nie oświadczył.<br />
- Co? - znowu się zatrzymałam i spojrzałam na nią zdziwiona.<br />
- Skłamałam, chcąc zobaczyć waszą reakcję.<br />
- No i co? Prawidłowa czy nie? - byłam zła, że sobie ze mnie, z nas zakpiła, a ja wtedy odchodziłam od zmysłów.<br />
- Tak. Zerwałam z nim wczoraj.<br />
- Przykro mi kochanie - potarłam jej ramię, posyłając uśmiech.<br />
- Mi nie. To był dupek. Zdradzał mnie.<br />
- Skoro tak, to masz rację. - Moja duża, czarna torba, znalazła się na prawym ramieniu, chwyciwszy klucze w rękę, powiedziałam jeszcze: - Pogadamy jak wrócę, okej?<br />
- Okej. Poczekam na moją siostrzyczkę. - Usiadła na schodach i podparła podbródek rękoma. - Ale najpierw pogadam z Nathanem.<br />
<br />
<br />
<br />
Liam nadal jest z Sophią. Wzięli ślub trzy lata po naszym. Mają syna Jamesa, który przypomina trochę Li i trochę Soph. Nie jestem w stanie powiedzieć, do kogo bardziej. Na ten moment dobrze im się układa, choć, jak wszędzie mieli swoje wzloty i upadki.<br />
Niall. On to wieczny kawaler. Był w kilku związkach, nawet raz zrobiło się poważnie, bo oświadczył się jednej, ale dziewczyna zrezygnowała, nie wiemy do końca, jak to z nimi było i dlaczego po kilku dniach od zaręczyn z nim zerwała, ale załamał się. Potrzebował roku, by się pozbierać... Ale mu się to w końcu udało dzięki naszej pomocy i wyszedł na prostą.<br />
Gdy spotykamy się wszyscy w jednym domu, to mam wrażenie, że to wszystko zaraz zniknie i pojawią się napisy końcowe, że to tylko film, moje wyobrażenie, które jest piękne. Jest nas tak dużo! Osiemnaście osób! Ale wtedy czuję ramiona na Louisa na moich biodrach, jego wargi na mojej szyi i wiem, że to wszystko działo się i dzieje naprawdę.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<span style="background-color: #e06666;"><b><span style="color: #e69138;"><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"></i></span></b></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="background-color: #e06666;"><b><span style="color: #e69138;"><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">" Miłość cierpliwa jest,</i></i></span></b></span></div>
<span style="background-color: #e06666;"><b><span style="color: #e69138;"><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">
<div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">Łaskawa jest. </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">Miłość nie zazdrości, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">nie szuka poklasku, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">nie unosi się pychą; </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">nie dopuszcza się bezwstydu, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">nie szuka swego, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">nie unosi się gniewem, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">nie pamięta złego; </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">nie cieszy się z niesprawiedliwości, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">lecz współweseli się z prawdą. </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">Wszystko znosi, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">wszystkiemu wierzy, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">we wszystkim pokłada nadzieję, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">wszystko przetrzyma. </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">Miłość nigdy nie ustaje, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">[nie jest] jak proroctwa, które się skończą, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">albo jak dar języków, który zniknie, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">lub jak wiedza, której zabraknie. </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">Po części bowiem tylko poznajemy, </i></div>
</i><i style="font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;"><div style="text-align: center;">
<i style="font-size: 16px; line-height: 20.591999053955078px;">po części prorokujemy."</i></div>
</i></span></b></span><br />
<b><span style="color: #e69138;"><br /></span></b>
<br />
*************<br />
Dodałam dziś epilog, bo po prostu nie mogłam się już doczekać, aby go wam dać!<br />
<br />
Wow.<br />
Nie wiem, co powiedzieć.<br />
<br />
Jestem dumna, że udało mi się napisać to ff tak jak jest ono w tej chwili. Że jest tak zaczęte i tak skończone. I cholera, smutno mi. Boże, ja dorosłam z tymi bohaterami!<br />
:'(<br />
Jakoś trudno mi w tej chwili uwierzyć, że to epilog, że więcej rozdziału nie będzie...<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Jestem dumna tej historii. Naprawdę dumna.<br />
<br />
Autopromocja<br />
<br />
Ale jest jeszcze Niania i Sprzedana, więc nie zniknę z bloggera. A jeśli chcecie przeczytać coś jeszcze, to zapraszam na Wattpad, szukajcie mnie pod nazwą <b>EvaTommo19</b>, mam tam pięć książek w tym No Control, Niania i Sprzedana.<br />
<br />
Koniec autopromocji.<br />
<br />
<br />
<br />
Czas na podziękowania!!!<br />
<br />
W pierwszej kolejności z całego serca dziękuję WAM. Bez waszych kochanych osóbek nie byłoby tego ff. Gdy już nadszedł ten moment, to powiem wam, że chciałam rzucić w cholerę tego bloga przy dziesiątym rozdziale. Wiedziałam, że nie piszę na tyle dobrze, by ktoś się tym zainteresował. Nikt nie komentował, a miałam wrażenie, że publikuję dla siebie, choć chciałam się dzielić tym, co piszę. Ale pojawiły się kochane, życzliwe osóbki, chciałabym was wszystkich wyściskać mocno i podziękować... I tak oto jesteśmy tutaj. Pisząc jakieś kawałki w notesie, nie sądziłam, że wyjdzie coś z tego, a tu proszę.<br />
<br />
<br />
<br />
Dziękuję, że razem stworzyliśmy razem tą historię!<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<3</div>
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-48802604293620231912016-01-02T18:28:00.000+01:002016-01-03T13:47:29.856+01:00Rozdział 78- Ale policja już go zwinięła? - zapytała Marlena, siedząc obok mnie na kanapie, gdy cała opowieść ujrzała światło dzienne.<br />
Ja do tej pory, nie wiem, jak to się stało, że ten chłopiec tam był... Okej, powiem, o czym mówię. Godziny mijały, a ja byłam pewna, że ten idiota coś nam zrobi. Wiadomo było, że pieniędzy nie dostanie. Codziennie nagrywał jakieś filmiki, wysyłał je do Marleny czy na policję, a potem obrywałam w twarz, albo Louis dosawał prawego sierpowego... No i dziś siedzieliśmy jak zwykle pod ścianą, gdy w szybę zapukał mały chłopiec. Miał może z osiem lat. Louis wpadł na pomysł i powiedział do niego, by wyciągnął Mateusza z domu. Obiecał mu, że da mu sto funtów za to. Mały zgodził się i nie trzeba było długo czekać, gdy dzwonek do drzwi rozleg się po domu. Wyczuliśmy momemt i po prostu wyszliśmy z piwnicy, gdyż Mateusz nie zamknął za sobą drzwi ostatnim razem. Dotarcie do drzwi nie zajęło długo, bo były w końcu korytarza po lewej stronie. W drzwiach zobaczyliśmy, że chłopiec ciągnie bruneta gdzieś za dom. Skorzystaliśmy z okazji i pobiegliśmy przed siebie, a potem korzystając z telefonu u jakieś miłej staruszki, Louis powiadomił policję i Liama.<br />
- Tak. Jak tylko udało nam się jakoś wydostać, zadzwoniłem na policję. - Poinformował ich Louis. Siedziałam jednym bokiem wtulona w Louisa, a drugim w Marlenkę.<br />
- Jak dobrze, że jesteście - wyszeptała cicho, by nie obudzić Alice śpiącej w moich ramionach.<br />
<br />
<br />
<br />
**** Pół roku później ****<br />
<br />
Louis ostatnimi czasy chodzi jakiś nerwowy. Gdy dłużej się nad tym zastanawiam, wraca do mnie sytuacja z początku naszej znajomości, kiedy było podobnie. Przyszedł i powiedział, że musimy zerwać. Boję się tego, co to było tym razem.<br />
- Louis, musimy porozmawiać - powiedziałam od razu, gdy usłyszałam, jak chłopak wchodzi do domu i zatrzaskuje za sobą drzwi frontowe.<br />
-Tak? O czym? - Zainteresował się, wchodząc do salonu, gdzie siedziałam z jakąś gazetą, którą jeszce chwilę temu przeglądałam. Alice śpi, więc mam chwilę dla siebie. Brunet podszedł do mnie i pocałował w usta, siadając zaraz obok mnie i obejmując ramieniem. - Co się dzieje?<br />
- To ja się pytam, co się dzieje. Od kilku tygodni chodzisz jakiś inny, z głową w chmurach! Nie wiem, co się dzieje! - Gazeta wylądowała na stoliku przede mną.<br />
- Ja... Nie mogę ci powiedzieć -wyznał.<br />
- Dlaczego?<br />
- Bo... Po prostu nie mogę. To na razie tajemnica - odrzekł, uciekając ode mnie wzrokiem.<br />
- Czy... Czy ty chcesz mnie zostawić? - zapytał go o to, co chodzi cały czas po mojej głowie.<br />
- Co?! Skąd ci to do głowy przyszło? - zapytał zdziwiony, prostując się.<br />
- Louis, ostatnim razem, gdy się tak zachowywałeś, tydzień potem powiedziałeś mi, że mamy się rozstać. Chyba mam prawo mieć takie podejrzania!<br />
- Ewa, kochanie ty moje. Jak mogłaś pomyśleć, że cię zostawię? - Przygarnął mnie mocno do siebie i biorąc na kolana tak, że wtuliłam się w jego szyję. Mój mąż tak świetnie pachnie...<br />
- Jak widać mogłam - westchnęłam, będąc całkiem uspokojona. To szalone, jak działa na mnie jego głos, dotyk, uśmiech. On cały.<br />
- To nie jest nic, czym powinnaś sobie zaprzątać swoją głowę, wiesz? A poza tym, gdy już wszystko będzie gotowe, będę mógł ci powiedzieć.<br />
- Co powiedzieć? - Zaciekawił mnie tymi słowami. - Co będzie gotowe?<br />
- Nie powiem, bo to niespodzianka.<br />
- Niespodzianka?<br />
- Tak. I nic ci nie powiem. - Na zakończenie cmoknął mnie jeszcze w policzek, a potem w szyję.<br />
- No dobra. Niech ci będzie.<br />
<br />
<br />
Tak minął kolejny tydzień. Prawie zapomniałam o tej rozmowie / kłótni. Do dnia, gdy Louis wrócił do domu o godzinie piątej po południu. Była to sobota, a on powiedział, że idzie z chłopakami na piwo, bo dawno się nie widzieli. Uwierzyłam, bo była to prawda. Chłopcy mieszkają teraz w różnych częściach Londynu i rzadko mają czas na spotkania towarzyskie. Zajmują się swoim życiem. Ja z dziewczynami widziałam się w czwartek. Dzień minął na wesołych ploteczkach, praktycznie na każdy temat.<br />
Louis wrócił do domu i oznajmił, że daje mi dwie godziny na to, bym przygotowała się do wyścia. Gdy zapytałam, czy to jakieś eleganckie wyjście, powiedział, że tak, i że zajmie się Alice. Nie pozostało mi nic innego, jak przystać na to, co mężczyzna mi proponuje. Po odświeżeniu się, wybrałam z szafy moją nową zdobycz i dobrałam do niej srebrne kolczyki, czarne szpilki i małą czarną kopertówkę.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjibXtiWvRnEu-nWOOX56t2dUSzzGPnZzfZ1kNLoHjibphIyrADVv13TqRwPJGd6k687OmZwe30fh0EnHFGDWVXwa8RY2h9os3-ytZzXNmZcon0-POol75JLygJ2oPzjijEkmLiJx-HaoLz/s1600/na_rantk_.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjibXtiWvRnEu-nWOOX56t2dUSzzGPnZzfZ1kNLoHjibphIyrADVv13TqRwPJGd6k687OmZwe30fh0EnHFGDWVXwa8RY2h9os3-ytZzXNmZcon0-POol75JLygJ2oPzjijEkmLiJx-HaoLz/s320/na_rantk_.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
Włosy na koniec lekko skręciłam. Po półtorej godzinie zeszłam na dół. Louis czekał na mnie z naszą córką. Miał na sobie garnitur, o wiele bardziej dopasowany niż ten w dzień naszego ślubu. Nie wiem, jak można być tak perfekcyjnym. Siedząca na jego ręce Alice uśmiechała się do mnie szeroko. Miała na sobie pomarańczową sukieneczkę i kokardę we włoskach. Widać już, że jest podobna do swojego ojca. Ma jego ślicznie niebieskie oczy i nosek. Włoski ma takie, jak my, choć lekko jej się kręcą, jak mojej mamie. No i jest głośna. Jak Louis. Razem ślicznie wyglądali.<br />
- Gotowa?<br />
- Tak. - Ujął moją dłoń, całując jej wierzch. - Wyglądasz obłędnie. Może wrócimy jeszcze na chwilę na górę? - szepnął mi na ucho. Zarumieniłam się, jak zwykle, ale odpowiedziałam tylko:<br />
- Innym razem.<br />
Nic nie odpowiedział, ale mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Był wieczór. Lato tego roku było naprawdę łaskawe dla Londynu i obdarzyło go piękną pogodą. Dzisiejszy wieczór jest ciepły, więc wzięłam tylko jakiś sweterek dla Alice i we troje opuściliśmy moją posesję, odjeżdżając autem Louisa.<br />
- Powiesz mi, gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili ciszy w samochodzie. Alice przysnęła.<br />
- Nie. Będziemy tam za kilka minut - odpowiedział i jego prawa ciepła dłoń znalazła swoje ulubione miejsce na moim kolanie.<br />
- Okej. Niech ci będzie.<br />
Jego ręka delikatnie i spokojnie gładziła moją skórę uda, dawając tym ciepło i oganiające mnie powoli uczucie uspokojenia. Po kilkunastu minutach Louis zatrzymał się przed bogato zdobioną czarną bramą, która kryła za sobą wielką posiadłość, która była wynajęta na nasze wesele.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhh1YuPNYIA7fQQD9woxLDpCQ-pPjImUGk5K0ztlCXrPrMRckpPKh7wM4sS-1Cp9OOl4glrjM3B-kIxC-FETSW9bef0-yHCtE4QdcqgV5ih9FOCRQdoyZmHJiQWQDWrB56Sq0di2rgCJPbo/s1600/hotel_hanza1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhh1YuPNYIA7fQQD9woxLDpCQ-pPjImUGk5K0ztlCXrPrMRckpPKh7wM4sS-1Cp9OOl4glrjM3B-kIxC-FETSW9bef0-yHCtE4QdcqgV5ih9FOCRQdoyZmHJiQWQDWrB56Sq0di2rgCJPbo/s320/hotel_hanza1.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br />
Louis chwycił za klamkę i nacisnął mechanizm. Drzwi się otworzyły, a przede mną zobaczyłam cudowny widok. Weszliśmy do środka, przez co spoczął na nas wzrok każdego, ale zaraz rozległy się brawa. Alice dzielnie siedziała na moich rękach, ciekawie rozglądając się dookoła.<br />
Przy oknach stało kilka stołów, a przy nich po sześć osób. Staliśmy po środku sali, gdzie był parkiet, dokładnie tak, jak chciałam! Zdałam sobie sprawę z tego wszystkiego i emocje wyszły na wierzch. Jestem szczęśliwa. Pojawiły się łzy i zaraz zaczęły lecieć po moich policzkach, gdy tylko kilka osób podeszło, by się z nami przywitać. Alice zwróciła uwagę na mnie. Wydawało mi się przez moment, że i ona się zaraz rozpłacze, tylko dlatego, że ja to robię. Ale tak się nie stało. Dotknęła swoją małą rączką mojego policzka, nieudolnie jeszcze ścierając z niego łzy. Roześmiałam się i dałam jej buziaka, na co zachichotała radośnie. Poczułam dłonie Louisa na talii i czyjeś ręce na swojej szyi.<br />
- Nareszcie jesteście! - Głos Marleny dotarł do mnie. Oddałam uścisk i cmoknięcie w policzek. Potem doszli nasi rodzice i znajomi.<br />
<br />
<br />
<br />
- Jak się podobało?<br />
To pytanie wybiło mnie ze wspomnień. Chyba mogę tak nazwać myśli krążące wokół wczorajszego wieczoru, prawda? Była godzina druga w nocy, a wszyscy rozeszli się pół godziny temu. Alice padła o jedenastej, gdy wszyscy goście ją poznali i zabawiali. Miała dość, oczka miała czerwone od tarcia. Dobrze, że Diana z Zaynem wracali wcześniej do domu, to zabrali ją ze sobą.<br />
- Najlepsze wesele w życiu. -Stwierdziłam, wzdychając.<br />
- I jedyne. - Podkreślił.<br />
- Dziękuję - powiedziałam kolejny raz.<br />
- Nie musisz mi dziękować. Obiecałem ci to tamtego dnia - przyciągnął mnie do siebie, gdy wstałam z pufy, po zdjęciu kolczyków i odłożeniu ich do szkatułki. Byliśmy już w domu.<br />
- Tak, pamiętam. - Moje ręce znalazły się na jego szyi, a jego na mojej talii, przyciągając do siebie maksymalnie. - Padam już. To przez ciebie. Nie dałeś mi chwili odpocząć! - wypomniałam mu nasze tańce. Byliśmy jedyną parą, która przetańczyła chyba wszystkie piosenki. On tylko się zaśmiał.<br />
- Oj tam. Będzie co wspominać. - Złączył nasze usta, pochylając się nade mną. Oddałam pocałunek. - Ale nie piłem za dużo.<br />
- Faktycznie - przyznałam, gdy oderwał się od moich ust. - Cieszę się.<br />
- Dla ciebie.<br />
- Dla mnie? - zapytałam, znowu łącząc nasze usta.<br />
- Dla ciebie - powtórzył.<br />
- Jestem zaszczycona. - Jego prawa ręka znalazła się na moim udzie i sunęła do góry.<br />
- Wiesz, jaki jest jeszcze punkt dzisiejszego programu? - zapytał, uśmiechając się zadziornie. Jego twarz była tuż przy mojej. Widziałam, jak jego oczy błyszczą.<br />
- No nie wiem. Powiedz mi - odpowiedziałam, zmierzwiając jego włosy, przez co stały na wszystkie strony.<br />
- Nasza zaległa noc poślubna.<br />
W momencie przerzucił mnie przez prawe ramię i podchodząc do łóżka, rzucił na nie. Zawisł nade mną, układając ręce na moich, po obu stronach mojej głowy. Musnął lewy policzek, zchodząc ustami na linię szczęki i szyję. Złączyłam nasze wargi w soczystym, głębokim pocałunku. Jego trzydniowy zarost przyjemnie łaskotał mnie, gdy sunął po moich ramionach. Bez pytania ściągnęłam jego koszulkę, którą kilka minut temu na siebie założył, napawając się jego rysunkami na ciele, które za każdym razem robią na mnie coraz większe wrażenie.<br />
- Wiem, że moje tatuaże są zajebiste, ale zostaw oglądanie na później - usłyszałam, a potem syknęłam, gdy zrobił mi mlinkę na obojczyku. Pomógł mi pozbyć się sukienki i to samo zrobił ze swoimi jeansami. Usiadł na łóżku obok mnie i powiedział, patrząc figlarnie: - Zacznijmy zabawę, pani Tomlinson.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
******<br />
<br />
<br />
<br />
Nudzi mi się, więc postawiłam dodać ;)<br />
<br />
<b>Kochani, zapraszam na nowe ff z Harrym:)</b><br />
<b>http://sprzedana-harry-styles.blogspot.com/</b><br />
<br />
Rany Boskie...<br />
<br />
Ja w tym momencie nie wiem, co mam napisać. To ostatni rozdział. Będzie tylko epilog * robi smutną minę *<br />
<br />
Dobra, starczy!<br />
Kurwa, stałam się za bardzo twarda przez moje chujowe życie...<br />
Szkoda gadać ;(<br />
<br />
Do następnego kochani, po raz ostatni<br />
<3</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-21030880235659567202015-12-31T10:00:00.000+01:002015-12-31T12:17:39.155+01:00Rozdział 77<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, jak długo siedzieliśmy w tej piwnicy, ale w końcu drzwi kolejny raz się otworzyły i pojawił się w nich ponownie Mateusz. Siedziałam na kolanach Lou, okryta jego marynarką lekko przysypiając. Trzask zamykanych drzwi zbudził mnie całkowicie.</div>
- O, widzę, że ktoś tu jest dobry w supłełkach. Brawo Tomlinson. To na pewno byłeś ty. Radzę wam to zjeść, bo kolejne żarcie będzie za dwa dni - wyszedł zamykając drzwi na klucz.<br />
Poczułam, jak Louis zdejmuje mnie ze swoich kolan i idzie po tacę. Usiadł spowrotem na swoim miejscu i przyciągnął mnie bliżej siebie w talii.<br />
- Chodź, zjemy - powiedział.<br />
- Nie będę nic jadła. Pewnie dosypał tam czegoś, żeby nas uśpić.<br />
- No to zaśmiemy, ale musimy coś zjeść. Wiem, że dawno nic nie jadłaś - na samo wspomnienie żołądek wydał dźwięki o tym, że to prawda.<br />
- Ale...<br />
-Nasza pierwsza małżeńska kolacja - powiedział cicho Louis i wziął do ręki kawałek chleba. - Otwórz usta - polecił, a po chwili ten kawałek wylądował na moim języku.<br />
- To nie jest śmieszne - powiedziałam równie cicho.<br />
- Daj spokój. Trzeba korzystać, póki można.<br />
- Racja. W końcu nas zabije, jak nie dostanie pieniędzy.<br />
- Nie bądź taką pesymistką. Nie zostawią nas samym sobie.<br />
- Co nie zmienia faktu, że będziemy tu siedzieć kolejne dwa dni - odsunęłam się od chłopaka i oparłam o ścianę.<br />
- Kociaku, spokojnie. Wydostanę nas stąd.<br />
- Ciekawe jak - prychnęła.<br />
- Zastanawiam się nad tym właśnie. Wymyślę coś.<br />
- Daj jeszcze - pochyliłam się nad tacą, by wziąć kawałek suchego chleba do ręki.<br />
- Zjedz cały - dał mi swój kawałek. Popatrzyłam na niego, jak na idiotę i powiedziałam:<br />
- Nawet się nie waż Tomlinson.<br />
- Wow, poszło po nazwisku!<br />
- Louis, nie żartuj sobie. Zjedz swój kawałek.<br />
- No już, już.<br />
- Kocham cię - szepnęłam, gdy zjedliśmy, na nowo w niego wtulona.<br />
- Ja ciebie też kocham, mój aniele.<br />
<br />
**** Oczami Marleny ****<br />
<br />
Od chwili, gdy dostałam telefon od Mateusza, że porwał Ewę i Lou i chce za nich pięć milionów, minęło pięć godzin. Goście już wiedzą. Jedni wrócili do domu, inni zostali. Mama Ewy zasłabła i siedzi w kartce przed salą balową razem z mamą Louisa. Obie są wstrząśnięte. Policja została o wszystkim powiadomiona. Jeden z funkcjonariuszy kazał mi zadzwonić do Mateusza, by namierzyć go po sygnale, ale nie odbiera. Musimy czekać na jego ruch. Siedzę na krześle w sali z Alice na rękach i modlę się, by on nic im nie zrobił. Chociaż, z tego co wiem, to by zdobyć choć trochę gotówki, jest w stanie zrobić wszystko.<br />
- Marlena, kochanie. Jedźmy do domu. Musisz odpocząć - nagle pojawił się Harry z moim płaszczem. Pomógł mi wstać i założyć ubranie, by nie obudzić Alice, która spała mi na rękach okryta białym kocykiem.<br />
- Zabierzmy ją do nas - powiedziałam do narzeczonego, nawet nie urzekając go jednym spojrzeniem.<br />
- Dobrze - przytaknął i objął mnie ramieniem.<br />
Wyszłam z sali, trzymając dziewczynkę na rękach i osłaniając jej twarzyczkę przez mroźnym, nocnym powietrzem. Podeszłam do siedzącej na murku mamy Ewy i poinformowałam ją o swoich zamiarach.<br />
- Dobrze. Nie byłabym w stanie się nią zająć. Nie wiem, czy nawet zasnę - westchnęła, ocierając wilgotne powieki z łez.<br />
- Niech panie jedzie już do domu. Możemy nawet panią zabrać ze sobą, prawda Hazz? - chłopak zgodził się, widząc cierpiącą kobietę. Ona tylko przytaknęła i wstała z zimnego murku przy pomocy loczka. Pomógł jej zająć miejsce pasażera, ja wsiadłam z tyłu z małą.<br />
- Nigdy nie pomyślałabym, że ten chłopak byłby do tego zdolny - usłyszałam między łkaniem kobiety te słowa. No ja też się nie spodziewałam. Nigdy nie sądziłam, że znajdzie sposób by dostać się tu i zrobić coś takiego.<br />
<br />
***<br />
<br />
Trzy dni później nadal żadnych wiadomości o Louisie i Ewie. Zaczynam odchodzić od zmysłów. Zastanawiam się cały czas, gdzie mogą być, ale to, że nie znam Londynu wcale mi tego nie ułatwia. Z chłopakami jeździliśmy wszędzie, gdzie myśleli, że są, ale oczywiście była to istna klapa, bo nic się nie sprawdziło. Jeżeli nic się nie zmieni przez najniższe dwadzieścia cztery godziny, zwariuję. Ewa to moja jedyna przyjaciółka, gdyby nie ona, nie wiem co by teraz ze mną było, gdzie bym się znajdowała. Czy mój żywot dalej by się ciagnął.<br />
<br />
<br />
Siedziałam w salonie, zabawiając jakoś Alice by choć przez chwilę nie płakała. I jakoś mi to szło, czyli może będzie ze mnie jakaś matka? Dochodziła godzina ósma wieczorem, a chłopcy ponownie gdzieś pojechali po dostaniu jakiegoś telefonu. Gdy Harry godzinę temu odebrał telefon, wybiegł z domu, nie informując mnie nawet, gdzie idzie. Martwię się również i o niego, czy nic mu nie jest. Ten człowiek jest czasem taki bezmyślny...<br />
Odetchnęłam, gdy drzwi frontowe otworzyły się. Usłyszałam na raz kilka głosów. Wstałam od razu na równe nogi i czekałam na jakieś wyjaśnienia. Nagle w drzwiach stanęli Louis i Ewa, a za nimi Harry i reszta chłopaków. Nie czekając, rzuciłam się na dziewczynę, przytulając mocno, przez co zachwiała się, ale utrzymała się na nogach. Po kilku dłuższych chwilach zrobiłam to samo z Lou i nie szczędziłam sobie łez.<br />
- Jesteście! - ponownie objęłam przyjaciółkę, która również płakała ze mną. <br />
Odsunęłam się od niej dwa kroki w tył i przyjrzałam jej osobie. Jej śliczna biała suknia, w niczym nie przypominała tej sprzed kilku dni. Przy końcach była brudna i cała w błocie, włosy rozczochrane. Louis miał tylko koszulę brudną, a garnitur nadal był czarny.<br />
- Jak wam się udało uciec? - zapytałam, chcąc wiedzieć teraz.<br />
- Możemy chociaż wziąć prysznic i się przebrać? - zapytał Louis, przecierając twarz ze zmęczenia.<br />
- Jasne! Wiecie gdzie są tu łazienki.<br />
- Alice jest z mamą? - zapytała Ewa, wtrącając się.<br />
-Nie, jest z niami w salonie - dziewczyna szybko się tam udała, by zaraz wrócić z małą przytuloną do siebie, ubraną w pomarańczowe śpiochy. Louis cmoknął małą w tył głowy i pogłaskał po niej, szeroko się uśmiechając.<br />
- Zaraz wracamy - we trójkę zniknęli na schodach.<br />
<br />
<br />
<br />
****<br />
I co sądzicie??Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-24082355565848246422015-12-30T15:25:00.000+01:002015-12-30T15:25:10.395+01:00Zapytanie!<br />
<br />
<br />
Przybywam do was z pomysłem.<br />
I pytaniem.<br />
<br />
<br />
Chciałabym zacząć publikować całkiem inne ff, z całkiem innym bohaterem. Opowiadanie nosi nazwę " <i>Sprzedana</i> ". Głównym bohaterem jest Harry Styles.<br />
<br />
Tu macie taki spojler:<br />
<br />
<br />
" <b>Jakiś czas później obudziłam się w nieznanym mi pokoju. </b><br />
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b>Kilkudniowy delikatny, ledwo widoczny zarost, ciemne długie do ramion włosy, które przy końcach kręciły się lekko. Na sobie ma czarne spodnie i szarą koszulkę z krótkimi rękawami.</b><br />
<b>To on.</b><br />
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b>Puścił mnie, a ja upadłam na drewnianą podłogę. Zaraz po tym chłopak wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Jak usłyszałam, na klucz. Zerwałam się szybko i zaczęłam walić w drewnianą powłokę, wykrzykując przy tym:</b><br />
<b>- Otwieraj te drzwi! Co ty odpierdalasz, Harry!</b><br />
<b>- Jak to co, skarbie. Zamknąłem cię w piwnicy. Możesz się tam zadomowić, bo nie wiem, kiedy opuścisz co urocze miejsce - stałam oparta o drzwi i słuchałam, jak odchodzi. </b><br />
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b>- Czego jeszcze chcesz? - zapytałam w końcu, gdy przez dłuższy czas nic nie mówił. - Zniszczyłeś mnie. Mało ci jeszcze?!</b><br />
<b>- Nie chciałem tego - powiedział cicho, nadal na mnie patrząc. </b><br />
<b>- Myśli trzeźwego słowami pijanego. W tym przypadku czynami, Harry.</b><br />
<b>- Nie zapominaj, że nadal należysz do mnie. "</b><br />
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<br />
<br />
Krótki, ale z kilku rozdziałów. Mam nadzieję, że zaciekawiłam kilka osób i wstąpicie na dłużej na bloga?<br />
<br />
Link dodam po nowym roku, myślę, że drugiego stycznia blog ruszy.<br />
<br />
Proszę ładnie o komentarz, czy kogoś zainteresowałam<3<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-45255409883184637012015-12-24T12:15:00.000+01:002015-12-24T12:15:10.911+01:00Louis urodzinowo- Louis!<br />
<div style="text-align: justify;">
Słysząc swoje imię z dołu, z jęknięciem wstałem z mojego wygodnego łóżka i zszedłem na dół. Nie chciało mi się w ogóle. Wróciłem wczoraj z Londynu i dopiero teraz, o godzinie dwunastej w południe schodzę na dół. </div>
-Tak, mamo? - zapytałem zasiadając na jednym z drewnianych krzeseł przy dużym okrągłym stole.<br />
- Pomożesz mi dzisiaj choć trochę? Ja wiem, że jesteś zmęczony - dodała, widząc moją zbolałą minę. - Ale nie ma nikogo w domu. Dan pojechał z dziewczynkami po ostatnie drobiazgi, Fizz wyszła gdzieś, nawet mnie o tym nie informując, a Charlotte lata gdzieś z tym swoim chłopakiem. Więc zostałeś mi tylko ty.<br />
- Dobrze - przytaknąłem, zgadzając się z nią. - Co mam robić?<br />
- Może najpierw zarobimy sałatkę. Mam kapustę, marchewki, cytrynę... Znajdź ogórki i paprykę - wydała polecenie.<br />
Rozejrzałem się po kuchni, sprawdzając wszędzie, gdzie tylko przyszło mi do głowy, że wspomniane warzywa mogłyby być. Ale za cholerę ich nie było.<br />
- W spiżarni nie ma? - zadałem pytanie, wzdychając cicho.<br />
- Nie, nie. Gdyby były, to bym wzięła. A tu, w szafce nie ma? - zapytała retorycznie, sięgając do półki, którą w ciągu kilku minut otworzyłem trzy razy.<br />
- Nie ma.<br />
- No to musisz iść do sklepu. - Zarządziła i wróciła do mieszania jakiegoś sosu. Jęknąłem donośnie idąc na korytarz. Usłyszałem cichy śmiech mamy, gdy zakładałem kurtkę z Adidasa.<br />
- Jestem za kilka minut.<br />
Zamykając za sobą drzwi, postanowiłem pieszo iść do sklepu. To chyba pierwszy raz od nie wiem kiedy, chcę poczuć te święta. Ostatnim razem do domu przyjechałem w sobotę wielkanocną. A potem w poniedziałek wieczorem ponownie musiałem wracać do Londynu na wywiady. Bycie w zespole to zdecydowanie duża odpowiedzialność, ale już od stycznia wszyscy odetchniemy. Już nawet zapowiedziałem, że odwiedzę Nialla u niego w Irlandii! Śnieg skrzypiał pod podeszwami moich trampek, stopy marzły od minusowej tempratury, ale nie ważne. Przechodząc koło parku, widziałem kilka drzewek ozdobionych kolorowymi światełkami. Uśmiechnąłem się, czując chyba powoli ten klimat. Śnieg miał swój czas.<br />
Wszedłem do sklepu, od razu przy drzwiach sięgając po mały, czrwony koszyk na zakupy. Przeszedłem spokojnie po każdym dziale, zastanawiając się, czy nie kupić sobie czegoś słodkiego. Wziąłem jakiegoś batona i małą butelkę wody i oczywiście słoik z ogórkami i papryką.<br />
- Przepraszam. - Usłyszałem za sobą cichy głos. Odwróciłem się, widząc przed sobą dziewczynę trochę niższą ode mnie. Nie spojrzała na mnie, tylko od razu chwyciła coś z półki i poszła dalej.<br />
Dziś mam chyba słaby zapłon.<br />
Po zapłaceniu należnej gotówki, a przedtem zrobienia sobie zdjęcia z jakąś fanką i podpisania dla niej białej koszulki, wróciłem do domu.<br />
- Jestem! - krzyknąłem, zdejmując kurtkę i buty. Chwyciłem torbę z zakupami w lewą rękę i wszedłem z nią do kuchni, gdzie nadal stacjonowała moja mama.<br />
- Cudownie! - od razu sięgnęła po potrzebne składniki i zajęła się krojeniem ich. - Idź dostaw jeszcze jedno krzesełko i talerz ze sztućcami. Będziemy mieli gościa.<br />
- Gościa? - Zdziwiłem się, sięgając do półki po biały talerz.<br />
- Tak. Przyjdzie Katie. W tym roku sama spędza świata, więc zaproponowałam jej, by przyszła do nas.<br />
- Jaka Katie? - Zupełnie nie wiem, o kogo może chodzić mojej mamie.<br />
- Zobaczysz wieczorem.<br />
Westchnąłem tylko po jej wymijającej odpowiedzi i przystawiłem krzesełko do stołu.<br />
<br />
<br />
Jak zwykle byłem ostatni. Wiedziałem, że wszyscy są już przy stole i czekają tylko na mnie, no ale muszę dobrze wyglądać, a moje włosy mają mnie dzisiaj gdzieś i nie chcą się układać! W końcu doprowadziłem się do porządku i zszedłem na dół.<br />
Wszyscy już siedzieli. Podszedłem do stołu z zamiarem zajęcia swojego miejsca, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Mama z radością poszła otworzyć, a ja usłyszałem cichy głos witający się z nią. Usiadłem przy jednym, z dwóch wolnych miejsc i czekałem wraz z resztą domowników, aż mama przyprowadzi gościa. W tym czasie Doris, moja najmłodsza najsłodsza siostrzyczka, znalazła sobie miejsce na moich kolanach, uwieszając się na szyi.<br />
- Katie już jest! - do salonu wkroczyła mama, a za nią niska szatynka, którą spotkałem w sklepie. Gdy skierowała na mnie swój wzrok, na jej twarzy również było zdziwienie. - No, siadaj kochanie koło mojego syna - dziewczyna usiadła obok mnie, nie spoglądając więcej w moją stronę.<br />
Miała na dobie niebieską sukienkę bez rękawów, na dekoldzie podszytą koronką. Uwydatniała jej piersi i eksponowała szczupłą talię. Podzieliliśmy się opłatkiem i po kolacji był czas na rozmowy. Co dziwne, udało mi się znaleźć wspólny język z Katie. Jest miła, sympatyczna no i wesoła. Dowiedziałem się, że mieszkała tutaj do dziesiątego roku życia, by potem przeprowadzić się z rodzicami do New Jersey na kolejne dziesięć lat. Teraz wróciła i mieszka tu od roku. Wiedziałem, że skądś ją pamiętam, a to było, z tego co mi powiedziała, z naszych wspólnych zabaw. To mogło być całkiem możliwe, ale mam krótką pamięć do pewnych rzeczy...<br />
- A pamiętasz to, jak była zima, wielkie zaspy,a ty wyciągnąłeś mnie w największy mróz na zjeżdżanie z tej góry za twoim domem? - dziewczyna zachichotała, co było słodkie.<br />
-Tak, to pamiętam. - Jakby z każdą jej opowieścią wszystko w mojej głowie się odblokowywało.<br />
<br />
<br />
Byłem zauroczony Katie. Była ładna. Brązowe oczy świeciły się wesoło, gdy opowiadałem jej o wpadkach na scenie. Co dziwne, nie bardzo przejęła się tym, że jestem sławny. Pewnie to wiedziała, ale nie odmówiła kontaktu, gdy powiedziałem, że śpiewam w zespole. To mi dało nadzieję na nową znajomość. A co z tego będzie nie wie nikt.<br />
<br />
<br />
******<br />
Taki tam imagin pewnie nie trzymający się kupy, ale co tam! Robię sobie przerwę od imaginów na chwilę: )<br />
<br />
<br />
<br />
Louisie kochany, ty świetny człowieku!<br />
Nie wiem, czego ci życzyć.<br />
O wiem!<br />
Odpocznij sobie, wypocznij, zrelaksuj! Masz teraz trochę czasu na jakieś życie, nie?<br />
Masz już dwadzieścia cztery lata! Ja się pytam, kiedy to minęło?!<br />
Znajdź se jakąś godną ciebie dziewczynę, która nie złapie cię na dziecko, a nie taką sobie Brianę, która moim zdaniem nie ma z tobą nic wspólnego, nawet tego dziecka. Wybacz mi kochanie, ale ja się zapieram rękami i nogami do końca!<br />
Uff!<br />
Ciąg dalszy życzeń!<br />
Życzę ci, żebyś się nie zmieniał, no może nie za bardzo. Bądź zawsze uśmiechnięty .<br />
* płacze *<br />
Uwielbiam widzieć cię szczęśliwego. Na ten moment nie mam chyba niczego i nikogo, kto daje mi tyle radości swoim bytem, nawet setki tysięcy kilometrów ode mnie i nie wie o moim istnieniu, co tam.<br />
Rób to, co kochasz, mam nadzieję, że gdy zespół zakończy karierę, nie odstwisz śpiewania gdzieś tam i będę mogła kupić kiedyś twoją płytę!<br />
* ryczy * <br />
A najlepiej każdego z osobna;)<br />
Dobra, kończę.<br />
Bądź sobą!<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2z02a1RAbIIbcgXAI_yjaqYB9TW-yPqgaUHfRo4UbFRIjhI2_w1-KvQMLVvdKhfEL0eBKQcoLs_r-Q5vTG_h9wfhroSf81eEwQRzZa865EwxqNa61Z9FuG3Unx7dyh9WW1gyGUpBnjYuk/s1600/tumblr_my5s9p0RU01t5l4pdo1_500.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2z02a1RAbIIbcgXAI_yjaqYB9TW-yPqgaUHfRo4UbFRIjhI2_w1-KvQMLVvdKhfEL0eBKQcoLs_r-Q5vTG_h9wfhroSf81eEwQRzZa865EwxqNa61Z9FuG3Unx7dyh9WW1gyGUpBnjYuk/s320/tumblr_my5s9p0RU01t5l4pdo1_500.png" width="228" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<b><br /></b>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b><span style="font-size: large;">A wam wszystkim, życzę wesołych i cudownych świąt Bożego Narodzenia!</span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-77763694281385610142015-12-23T06:01:00.000+01:002015-12-23T06:01:43.632+01:00Rozdział 76 Ocknęłam się jakiś czas potem. Pierwsze co poczułam, to zapach zgnilizny i pleśni. Głowa bolała mnie tak mocnom jakbym miała migrenę, co u mnie rzadko się zdarza. Zdecydowałam się otworzyć oczy. Było ciemno, niewiele widziałam, tylko jakieś zarysy przedmiotów. Siedziałam na krześle, ręce w nadgarstkach zostały związane mocno sznurkiem, który wbijał się w skórę. Usłyszałam jakiś szmer, przez co cicho pisnęłam.<br />
- Ewa? - usłyszałam czyjś szept.<br />
- Louis? - no bo kto inny mógł tu ze mną być?<br />
- Tak.<br />
- Gdzie my jesteśmy? To chyba nie jest jakaś głupia zabawa weselna, którą wymyślił Niall, prawda? - zapytałam drżącym głosem, choć wiem, że nie.<br />
- Nie. Po wypiciu szampana straciliśmy oboje przytomność. Ktoś to zaplanował i dosypał do kieliszków coś by nas porwać - jego słowa spotęgowały strach, który był we mnie.<br />
- Co?! Ale jak? Przecież było tylu ochorniarzy! Sam mówiłeś, że nic nie zakłóci naszego spokoju... - ostatnie zdanie wypowiedziałam żałośnie. Jęknęłam i opuściłam głowę w dół.<br />
- Tak, ale on to miał dobrze zaplanowane. Nie martw się, znajdą nas - próbował mnie pocieszyć, ale marnie mu to wyszło.<br />
- Louis, a co z naszą córeczką?- wystraszyłam się. Jeśli coś jej zrobił, to własnoręcznie go zabiję.<br />
- Ostatni raz widziałem ją z moją mamą, jak wsiadali z Danielem do jego samochodu, jestem pewny, że nic jej nie jest.<br />
Nagle usłyszeliśmy, jak ktoś przekręca zamek w drzwiach. Po chwili po pomieszczeniu rozchodzi się błysk światła i poraża mnie ono. Gdy odzyskuję ostrość widzenia, nie mogę uwierzyć w to, co widzę. A raczej kogo.<br />
- Witaj kochanie, dawno się nie widzieliśmy - wróciło każde wspomnienie i uderzyło ze zdwojoną siłą. Wszystko.<br />
- To ty?! Czego chcesz?! - zapytałam krzycząc. Byłam przerażona jego obecnością i tym, że może ponownie mnie skrzywdzić. Albo Louisa.<br />
- Jak to czego? Ciebie już miałem, to przyda mi się kasa twojego faceta na nowy start - podszedł do mnie na tyle blisko, że czułam jego oddech. Czułam obrzydzenie do jego osoby.<br />
- Ewa, o czym wy rozmawiacie? - usłyszałam zdezorientowanie w pytaniu Louisa. No tak, przeszłam na polski i chłopak nic nie rozumie.<br />
- O właśnie. To twój mąż, prawda? - przeszedł obok, mnie śmiejąc się głośno i stając tyłem. Czyli Lou jest za mną. Odwróciłam głowę w bok, jak tylko mogłam i zobaczyłam kawałek jego ręki w czarnej marynarce.<br />
- Zostaw go! - krzyknęłam, bo byłam pewna, że mój były chłopak byłby zdolny go skrzywdzić.<br />
- Oj nie martw się tak skarbie - przyszedł ponownie do mnie, śmiejąc się. Ponownie nachylił się ku mnie, dotykając dłonią policzka. Odwróciłam głowę w bok. - Nie mam zamiaru nic wam zrobić. No chyba, że zasłużycie.<br />
- Ewa, co on mówi?<br />
- Wypuść nas, dostaniesz pieniądze.<br />
- O nie nie nie. Posiedzicie tu sobie troszkę. Przykro, że z waszego wesela nici. No cóż, może kiedyś to naprawicie?<br />
Z tymi słowami wyszedł, zostawiając zapalone światło. Popatrzyłam po sobie. Nadal byłam w sukni ślubnej, brudnej już na końcach materiału. Fryzura nadal nie była naruszona, co świadczyło o tym, że nic nie odstawało.<br />
- Ewa, kim on jest? Czego chciał nasz kierowca? - usłyszałam pytanie Lou.<br />
- Kierwca? On był naszym kierowcą?! To Mateusz.<br />
- Ten skurwiel?!<br />
- Tak... - chyba zaczynam być bliska płaczu. Nie, Ewa. Ogarnij się, nie ma czegoś takiego, jak słabość w tym momencie.<br />
- Niech ja tylko się stąd uwolnię. Zabiję go - oznajmił, szarpiąc za sznurek, do którego byłam przywiązana ja.<br />
- Louis, to nic nie da. Daj spokój - westchnęłam tylko.<br />
- Co nic nie da?! Musi zapłacić za to, co zrobił - powiedział oburzony.<br />
- Nie odwiążesz tego sznurka. Jest dobrze zawiązany. On się na tym zna.<br />
- Oj kochanie. Ty mnie chyba nie znasz. Jak byłem w wieku Daisy i Pheobe, każdy supeł był mój - mówiąc to, zaczął szarpać dłońmi na prawo i lewo, aż udało mu się chwycić za końce. Jakimś cudem chwilę potem masowałam nadgarstki, próbując odgonić ból w nich.<br />
- Jak się stąd wydostaniemy? - zapytałam, podchodząc do drzwi. Szarpnęłam za klamkę. Zamknięte.<br />
- Krata w oknie. Kurwa - usłyszałam, jak wzdycha tylko i uderza dłonią w ścianę. Podeszłam szybko do niego, na ile pozwalała mi suknia i szpilki, po czym objęłam go lekko.<br />
- Spokojnie. Dobrze, że jesteśmy w tym razem chociaż - westchnęłam, kładąc głowę na jego torsie.<br />
- Racja. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby mi ciebie zabrał.<br />
- Ja też - objął mnie mocno w talii i pocałował we włosy. - To miał być masz piękny ślub - westchnął, nadal mnie obejmując.<br />
- Jeszcze...<br />
- Tak, jeszcze to będzie najlepszy dzień w twoim życiu, kochanie - obiecał.<br />
- Wierzę ci - odpowiedziałam, wiedząc, że Louis zrobi wszystko, by tak się stało.<br />
- Ciekawe, ile tu jesteśmy - zauważył. Przekręciłam głowę, by spojrzeć w okno i powiedzieć:<br />
- Pewnie będzie koło siódmej - ciemność, która zapadła mogła być już od godziny lub dwóch.<br />
- Trzy godziny...<br />
- Nadrobimy to - wtrąciłam się, wiedząc, że powie coś takiego.<br />
- Tak. Zimno ci - oświdczył, gdy poczuł, jak ciarki przechodzą przez moje plecy i ręce. Od razu zdjął swoją marynarkę i okrył mnie nią.<br />
- Dziękuję.<br />
<br />
*** Oczami Harry'ego ***<br />
<br />
- Coś długo ich nie ma - odezwała się moja narzeczona.<br />
Spojrzałem na zegarek z przyzwyczajenia. Wskazywał godzinę siódmą czterdzieści wieczorem. Nie wiem, gdzie oni przepadli. Przecież ta głupia sesja nie trwałaby tyle czasu! Profesjonalny fotograf zrobiłby to w godzinę. Zabawa weselna trwa w najlepsze, myzyka gra, alkohol leje się litrami. Super, ja nic nie wypiłem. Będę dziś najtrzeźwiejszą osobą na tej sali, dopóki oni nie wrócą.<br />
- Nawet nie mają telefonów.<br />
- Halo? - gdy zadzwonił telefon Marleny, szybko odebrała, marszcząc brwi, widząc numer na ekranie telefonu.<br />
- Kto to? - zapytałem, łapiąc ją za dłoń.<br />
Nie odpowiedziała mi, tylko wstała szybko z krzesełka i odeszła w najdalszy kąt sali, zapewne, by lepiej usłyszeć swojego rozmówcę. Nie poszedłem za nią, dałem moment by w spokoju z tym kimś porozmawiała, ale obserwowałem jej postać. Przez chwilę słuchała, a potem zaczęła mocno gestylulować i wyraźnie krzyczeć, lecz nic nie słyszałem.<br />
W końcu skończyła rozmowę i wróciła do mnie. Nie podobało mi się to, że idąc, ledwo trzymała się na nogach. Wstałem i pomogłem jej usiąść. Zaczęła się trząść, nic nie mówiła, tylko tępo patrzyła w zastawiony jedzeniem stół.<br />
- No powiedz że coś wreszcie. Co się stało? - nie wytrzymałem ciszy z jej strony.<br />
- Oni...<br />
- Jacy oni? O kim mówisz? Masz, napij się - zmartwiony wyraźnym przerażeniem dziewczyny, wręczyłem jej szklankę wody, stojącej przy moim talerzyku.<br />
- E... Ewa i Louis zostali porwani - powiedziała.<br />
<br />
<br />
<br />
****<br />
Czy ktoś spodziewał się czegoś takiego?:0<br />
A czy ktoś spodziewał się, lub nie, że Mateusz w ogóle będzie miał jakiś udział w ich histori?<br />
<br />
Przyznan szczerze, że waszych poprzednich komów nie czytałam, ale nadrobię je w krótkim czasie;)<br />
Kocham, pozdrawiam i do następnego!<br />
<div style="text-align: justify;">
<3</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-65044995396988074642015-12-18T12:08:00.001+01:002015-12-18T12:08:31.001+01:00Rozdział 75*** Oczami Louisa ***<br />
<br />
Gdy dotarłem do kościoła, do trzeciej było jeszcze kilka minut. Przywitałem się z gośćmi stojącymi przed kościołem. Nie było ich dużo, większość była już w kościele, z racji zimowej pory. Zayn i Harry przyjadą razem z moimi rodzicami i ukochaną. Liam był ze mną, jako świadek, a Niall jeszcze nie dotarł. Spóźnił się na wcześniejszy lot z Irlandii i został mi prywatny samolot, więc będzie za kilka minut.<br />
- Panie Tomlinson, wejdźmy do środka, panna młoda zaraz się pojawi.<br />
- Tak, tak. Za moment - Ksiądz kiwnął głową w zrozumieniu. Nie stresowałem się bynajmniej.<br />
- Przepraszam - przede mną pojawił się chłopak. Brunet może w moim wieku.<br />
- Tak?<br />
- Jestem kierowcą waszego auta. Kiedy zakończy się ślub? Nie wiem, czy opłaca się zaparkować gdzieś dalej, czy zostawić auto tutaj.<br />
- No myślę, że półtorej godziny. Jeśli chcesz, możesz wejść do środka, ogrzać się na czas ślubu, co ty na to? - zapytałem.<br />
- Dobrze.<br />
Weszliśmy oboje po chwili do kościoła. Brunet bez imienia stanął w ostatniej ławce, a ja podążyłem do ołtarza, gdzie czekał już Liam. Przywitaliśmy się ze sobą, klepiąc po plecach i rozmawiąc chwilkę, zanim rozbrzmiała muzyka, oznajmiająca, że panna młoda zaraz się pojawi. Na samą myśl, że zaraz ją zobaczę, serce zaczęło szybciej bić. Drzwi wejściowe otworzyły się szeroko. Najpierw pojawił się Zayn z Dianą, potem szedł Harry z Marleną, za nimi szły moja mama i mama Ewy pod rękę.<br />
W końcu pojawiła się moja piękności. Szła powoli, prowadzona przed Daniela. Wyglądała cudownie w tej sukni. Doskonale opinała ją w tali, a koronka na ramionach pokazała delikatność mojej kobiety. Tak, zdecydowanie trafny wybór. Nareszcie dotarła do mnie. Daniel przekazał mi dłoń dziewczyny, a ja ująłem je obie, całując je.<br />
- Zgromadziliśmy się tutaj, by połączyć tą oto parę związkiem małżeńskim. Jeśli ktoś zna powód dlaczego tych dwojga nie powinni się pobrać niech wstanie, lub zamilknie na wieki. - powiedział Kapłan, a w całej sali zapadła grobowa cisza, co wywołało u mnie wielki uśmiech. - Proszę podajcie sobie prawe dłonie. - kontynuował, a my z Ewą momentalnie wykonaliśmy polecenie. - Louis proszę powtarzaj za mną.<br />
-Ja Louis...<br />
- Biorę Ciebie Ewo za żonę.... - Kontynuował ksiądz.<br />
- Biorę Ciebie Ewo za żonę.<br />
- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską - mówił dalej ksiądz.<br />
- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską - powtarzałem dalej patrząc jej w oczy.<br />
- Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.<br />
- Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci - jej oczy cały czas patrzyły prosto w moje.<br />
- Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.<br />
- Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci - zakończyłem, puszczając jej oczko, co wywołało u niej wielki uśmiech.<br />
- Teraz ty Ewo powtarzaj za mną. Ja Ewa...<br />
- Ja Ewa... - patrzyła cały czas w oczy. Głos trochę jej się złamał przy pierwszym słowie.<br />
- Biorę Ciebie Louisie za męża...<br />
- Biorę Ciebie Louisie za męża... - Jak to dobrze brzmi, mąż.... Jej mąż.<br />
- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską - mówił dalej ksiądz.<br />
- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską.<br />
- Oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.<br />
- Oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci - powiedziała, a mój uśmiech cały czas się powiększał.<br />
- Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.<br />
- Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci. - zakończyła.<br />
Liam podał obrączki na specjalnie przeznaczonej do tego poduszeczce. Wziąłem jedną i zacząłem mówić po księdzu:<br />
- Ewo, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powiedziałem i założyłem na jej serdeczny palec złotą obrączkę. Po chwili dziewczyna chwyciła większą obrączkę.<br />
- Louis, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powiedziała lekko drżącym głosem, zakładając obrączkę na moim palcu i przyłożyła pod oko jedną rękę by zahamować łzę.<br />
- Oficjalnie ogłaszam was mężem i żoną! - powiedział radosny ksiądz. - Możesz pocałować pannę młodą. - Zwrócił się do mnie, momentalnie chwyciłem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie, łącząc nasze usta ze sobą, a w całym kościele zapadł gwar. Wszyscy zaczęli klaskać i pogwizdywać, przez co uśmiechnęłam się przez pocałunek.<br />
- Kocham cię - szepnąłem w jej usta, na co również się uśmiechnęła.<br />
- Ja ciebie też kocham.<br />
Odsunęliśmy się od siebie. Nasze mamy porwały nas do siebie, przytulając i płacząc jednocześnie. Udało nam się jakoś wydostać z kościła. Na zewnątrz czekało na nas dwóch fotografów wynajętych specjalnie na dzisiaj i tłum reporterów za ogrodzeniem kościoła i fanów. Staliśmy przed kościołem bite pół godziny, zanim wszyscy nas wyściskali i wycałowali.<br />
- Dobrze. Teraz wszyscy goście pojadą za naszym autem, a para młoda w tym czasie uda się na sesję zdjęciową - usłyszałem głos Dana. Uśmiechnąłem się lekko, gdy wszyscy goście zaczęli powoli znikać z naszego pola widzenia.<br />
- Zostaliśmy sami - powiedziałem szcześliwy szeptem do mojej już żony.<br />
- Tak - również powiedziała cicho. - Czuję się, jak nastolatka!<br />
- A ja czuję, że mam w ramionach cały świat - na te słowa obijąłem ją w pasie, przybliżając do siebie i skradając kilka całusów. - Ślicznie pani wygląda, pani Tomlinson.<br />
- Ale słodzisz - szepnęła, uroczo się uśmiechając z opartym czołem o moje. Nagle zobaczyliśmy błysk i odgłos zrobionego zdjęcia.<br />
- Najlepsze zdjęcia robi się z zaskoczenia - spojrzeliśmy oboje w stronę damskiego głosu.<br />
- Jestem Alison, zrobimy razem sesję - oznajmiła. - A teraz zapraszam już do samochodu.<br />
Gdy dotarliśmy do auta, otworzyłem Ewie drzwi, by mogła wsiąść pierwsza. W ciepłym wnętrzu limuzyny, dostaliśmy szampana of pani fotograf. Wznieśliśmy mini toast za naszą miłość i wspólne życie.<br />
- Do której zostajemy na weselu? - zapytałem dziewczynę. Opierała głowę o oparcie.<br />
- Nie wiem... Głowa zaczyna mnie boleć - złapała się za wspomnianą część ciała, zamykając oczy. - Coraz bardziej.<br />
I ja poczułem się gorzej. Zawroty głowy, mimo, iż siedziałem, nieprzyjemne ściskanie w żołądku. Nie wiem co się dzieje, a co gorsze, moja kobieta prawie traci mi przytomność.<br />
<div style="text-align: justify;">
- Panie kierowco, jedź do szpitala, z moją żoną jest źle - powiedziałem, a sam opadłem bezsilnie na siedzienie. I zanim całkiem straciłem świadomość, usłyszałem:</div>
- Bardzo dobrze.<br />
<br />
<br />
*******<br />
<br />
<br />
Eh, nie mogłam się doczekać, by dać wam ten rozdział! Kolejny rozdział planuję dodać za tydzień w sobotę, albo wcześniej, jeśli tylko będziecie chcieli, bo w sumie mam napisane:)<br />
<br />
<i>Pisać, kiedy chcecie!!!</i><br />
<br />
<br />
<br />
Edit:<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Ogłaszam wszem i wobec, że do końca ff zostały trzy rozdziały. Tak, razem 78 + epilog, moi drodzy.</b></div>
<b>Mam nadzieję, że nie przyjmiecie tego bardzo źle, co???:(</b><br />
<b><br /></b>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-21728511464493910952015-12-12T17:04:00.001+01:002015-12-12T17:04:39.002+01:00Rozdział 74<div style="text-align: justify;">
<br />
<b>Dla <i>xskyfallx</i></b><br />
<br />
<br />
<br />
- Dobra, już możesz otworzyć oczka - gdy tylko Mar to powiedziała, otworzyłam je i zobaczyłam odbicie swojej twarzy w lustrze.<br />
Wyglądam ślicznie. Makijaż był delikatny, trochę pudru i niewyróżniająca się, jasna szminka. Wyraźna, czarna kreska na górnej powiece i na dolnej, przez co oczy wydawały się większe, niż są w rzeczowistości.<br />
- Wow, wyglądam naprawdę dobrze! - powiedziałam ucieszona. Ten prysznic czynił cuda i od jakiegoś czasu jestem spokojna.<br />
- Świetnie, że ci się podoba. Teraz do gry wchodzi Louise - powiedziała.<br />
Wspomniana kobieta siedziała na łóżku i przygotowywała się do wyzwania. Po słowach Marleny wstała i podeszła do nas.<br />
-Okej. Teraz włosy. Wolisz je rozpuścić, czy związać jakoś fikuśnie? - zapytała stylistka, trzymając w ręku szczotkę do włosów i lokówkę.<br />
- Em... Zwiąż je jakoś, zepnij upnij. Cokolwiek - odpowiedziałam, podając się jej całkowicie. - Nie chcę, żeby mi przeszkadzały.<br />
- Dobra. A ty Marlena, leć się przygotuj i przyjdź do nas ze swoją sukienką.<br />
Przyjaciółka kiwnęła tylko głową i wyszła z pokoju. Oparłam głowę wygodnie o zagłówek i pozwoliłam zrobić jej z moimi włosami co chciała.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9BoTDYRyGbZ15_YPFAlhdocZ5YS6qYoj1YxceiT2oJ9ARtWnyadzAnkto5XEcdfj3i68fQnLjZqfSbpUuqdoRD8gGWI1-m0yX6_5m02qZNchhS1NAA1FXYGta7stuWYZJqeRc5ykJGuui/s1600/fryzura-na-wesele.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9BoTDYRyGbZ15_YPFAlhdocZ5YS6qYoj1YxceiT2oJ9ARtWnyadzAnkto5XEcdfj3i68fQnLjZqfSbpUuqdoRD8gGWI1-m0yX6_5m02qZNchhS1NAA1FXYGta7stuWYZJqeRc5ykJGuui/s320/fryzura-na-wesele.jpg" width="242" /></a></div>
</div>
Fryzura naszej panny młodej<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Pół godziny później moja fryzura była gotowa. Podobała mi się, była wręcz idealna, no i jest na czym zaczepić krótki welon, sięgający do końca łopatek. Gdy wybrałam z dziewczynami suknię, pozwoliłam im zaszaleć i pokazać wszystkie wzory, jakie wpadły im w ręce, ale welonem zajęłam się sama, gdyż fason mojej sukni miał tylko długi welon, a ja chciałam zwyczajnie krótki. Udało się i wszystko pasuje idealnie.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Marlena siedzi na łóżku, zastanawiając się, jakie kolczyki wybrać do swojej kreacji. Poleciłam jej jakieś białe, by pasowały do sukienki.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Dobra, ja jestem gotowa - Marlena wstała, okręcając się dookoła, by pokazać się z każdej strony.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się szeroko, bo wyglądała cudownie. Opinająca jej ciało biała sukienka do połowy ud, uwydatniała wszystko co powinna. Leżała idealnie.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmQffMCi1SiMd74KAtdKNED3EB89Ty5TcldcyuJAdDqijRZIvXDylLlOcjfAbE0k-Q6EY6wk0RnGrSlo2ZqytGldpKUwYj2HW413KrmYedhJjzBB85YSlT8Azfllhm_QbM6a9RDBUrxLYE/s1600/Screenshot_2015-08-10-22-37-31.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmQffMCi1SiMd74KAtdKNED3EB89Ty5TcldcyuJAdDqijRZIvXDylLlOcjfAbE0k-Q6EY6wk0RnGrSlo2ZqytGldpKUwYj2HW413KrmYedhJjzBB85YSlT8Azfllhm_QbM6a9RDBUrxLYE/s320/Screenshot_2015-08-10-22-37-31.png" width="192" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Harry padnie, gdy cię zobaczy - powiedziałam w tym samym momencie z Lou. Zachichotałyśmy, a dziewczyna machnęła ręką. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Nie bardziej niż twój przyszły mąż - powiedziała tylko, zakładając spowrotem szlafrok, by zakryć kreację.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Lepiej nie. Wolę go przy zdrowych zmysłach, gdy będzie mówił przysięgę.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Racja - przytaknęła Louise, spryskując moje włosy kolejną dawką lakieru. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Czuję, że będzie działał czterdzieści osiem godzin. Wylała chyba całą butelkę. Moje włosy są sztywne niczym struna i nic nie ma prawa ostawać od siebie. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Dobra. Która godzina? - zapytałam, spoglądając na dziewczyny. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Dochodzi druga - odpowiedziała Marlena. Nagle w całym domu rozszedł się odgłas dzwonka do drzwi. - To pewnie Harry z Zaynem.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Po tych słowach wybiegła z pokoju i zostawiła mnie samą z Lou.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- No więc chyba czas założyć suknię, panno młoda - z tymi słowami podeszła do mojej wielkiej szafy i po chwili w dłoniach miała już wieszak z moim pięknym ubiorem na dziś dzień. Nagle poczułam, jak zbawienny prysznic przestał działać, a ja na nowo zaczynam się stresować. - Ej ej. Uspokój się. Oddychaj powoli. Nie pójdziesz teraz pod prysznic, więc ogarnij się. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Posłuchałam jej i wzięłam głęboki oddech. I tak za każdym razem. Usiadłam grzecznie na krześle, czekając, aż Lou poluzuje gorset sukni. Poczułam się trochę lepiej. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi pokoju i zobaczyłam głowę Zayna. Wszedł, upewniwszy się, że może. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Jak tam się ma moja przyjaciółka? - podszedł do mnie i stanął z pół metra przede mną. - Coś licho wyglądasz. Dobrze się czujesz?</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Tak... To tylko stres.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Chodź się przytul - otworzył szeroko swoje ramiona i po chwili obejmował mnie delikatnie.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Dawno cię nie widziałam Zen - szepnęłam, wtulając się w niego, uważając, by nie szkodzić mojej pięknej fryzury.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- No trochę. Ale już jestem. I tak się rozstaniemy, jak polecicie na ten wasz miesiąc. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Polecicie? - złapałam go za słówko. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Louis nie chciał mi powiedzieć gdzie jedziemy. Za nic nie dał się przekonać. Dałam spokój i zapomniałam o tym całkiem.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Oj, za dużo powiedziałem. Już nic nie powiem.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Dobra, jak z Lou?</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Dobrze. O niczym nie mówi, jak tylko o tobie - uśmiechnęłam się lekko. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Nie chcę przerywać, ale za pół godziny mamy być w kościele, a ty nie masz na sobie sukni. Zayn, uciekaj stąd! - Louise wygoniła mulata z mojego pokoju i pomogła założyć suknię. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.blogger.com/"></a><span id="goog_455390442"></span><span id="goog_455390443"></span><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwkeC8pOQj_mXM93xIQ4Nto8cUxWRn1Ne14RoRI900SwPt0wMFByUy2D077JT20yuSBjSDWAxwooo7iZokpTdUP5_pdwQeWsVLCtMJWSR4yPwnh7qKyOfpQbUfD34GTgaDSJPF_m2GBmQr/s1600/FB_IMG_1433772700014.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwkeC8pOQj_mXM93xIQ4Nto8cUxWRn1Ne14RoRI900SwPt0wMFByUy2D077JT20yuSBjSDWAxwooo7iZokpTdUP5_pdwQeWsVLCtMJWSR4yPwnh7qKyOfpQbUfD34GTgaDSJPF_m2GBmQr/s320/FB_IMG_1433772700014.jpg" width="223" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGOrWJH9xeU1XusuV8479xI4jprOnMwrmB7RLttvKVTHcNkBLM5r2dquXJksO3jISUKs-2n_sVMOomi64Uc26X-7NaHGMUAdFzKy9pe78psJ3hNG5qWGlrwLc7OF0d5Ms3RYdTLVaAwybX/s1600/FB_IMG_1433772684343.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGOrWJH9xeU1XusuV8479xI4jprOnMwrmB7RLttvKVTHcNkBLM5r2dquXJksO3jISUKs-2n_sVMOomi64Uc26X-7NaHGMUAdFzKy9pe78psJ3hNG5qWGlrwLc7OF0d5Ms3RYdTLVaAwybX/s320/FB_IMG_1433772684343.jpg" width="223" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Louise zeszła pierwsza. Gdy tylko suknia była na swoim miejscu, kobieta poprawiła jeszcze swój wygląd i pociągnęła mnie za ramię na dół. Schodząc powoli po schodach, czułam się jak prawdziwa księżniczka. Brakowało mi tylko korony, ale mniejsza. Suknia, Bosh, będę wzdychać do niej chyba do końca życia. Jest piękna. Ma gorset, który jest delikatnie obszyty koronką sięgającą jeszcze rękawki do łokcia. Dół rozchodzi się idealnie od bioder do dołu, a z tyłu jest trochę przedłużony.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Jest idealna.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
U dołu schodów, kolejno stali od prawej: Zayn, Harry z Marleną, moja mama, która miała łzy w oczach i mama Lou, oraz Dan. Daniel rzucił kiedyś propozycją, że poprowadzi mnie do ołtarza, jeśli będę chciała. Zgodziłam się. Lubię go, dobry z niego człowiek. Louis ma do niego pełne zaufanie i wie, że nie skrzywdzi jego mamy.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Wszyscy patrzyli na mnie oniemiali, jakby conajmniej zobaczyli ducha. Stając w lustrze w korytarzu, sama uznałam, że jestem duchem. Byłam lekko blada, ale furorę robiła suknia. Miałam na sobie biały puchowy płaszcz i byłam gotowa do wyjścia.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Jedziemy? Nie chcę spóźnić się na swój ślub - powiedziałam, zwracając ich uwagę. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Oczywiście.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Najpierw wyszła Louise z Lux. Potem był czas na moją mamę, mamę Lou i dwie opiekunki, które dziś dzień będą zajmowały się Doris, Ernestem, Alice i Nathanem. Spora gromadka, co? Następnym w kolejce byli Marlena i Harry, który nie opuszczał swojej ukochanej na krok. Nie dziwię się. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Gotowa? - usłyszałam głos przyszłego teścia. Patrzył na mnie niepewnie. Fakt, zamyśliłam się. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Tak - odał mi swoje ramię i oboje wyszliśmy na podwórko.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
******</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Wybaczcie, że ten teks jest raz taki i taki, ale nic nie mogę z nim zrobić ;(</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Mam nadzieję, że się wam spodobał rozdział !</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Jej, już nie mogę doczekać się, by dodać kolejny!<3</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-32772352993169977542015-12-06T09:35:00.001+01:002015-12-06T09:45:09.474+01:00Rozdział 73<br />
<br />
**** Cztery miesiące później ****<br />
<br />
- Marlena, ja nie dam rady - oświadczyłam kolejny raz, wstając z łóżka i podchodząc do przyjaciółki.<br />
Dziewczyna ma ze mną urwanie głowy od samego rana. Ba, mogę spokojnie powiedzieć, że od wczoraj.<br />
Chodzę, jak na szpilkach, stres mnie zjadł, a gdzie tam jeszcze do końca dnia...<br />
- Przesadzasz kochanie - objęła mnie ramionami, przytulając do siebie. Ona za to tryskała radością. W końcu dożyła dnia, w którym jej najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż.<br />
- Zobacz, zobacz jak mi się ręce trzęsą! - wyrwałam się jej i pokazałam na wyraźnie dygoczące dłonie, które za nic nie chciały przestać. Ta tylko zaśmiała się i ponownie do siebie przygarnęła moje ciało.<br />
- Jest dziesiąta rano. Wszystko jest przygotowane, tylko czeka na to, żebyś założyła suknię i pojechała do kościoła. Do tego jeszcze jest trochę czasu. Postaraj się tym nie przejmować, okej? Chodź na śniadanie, poza tym trzeba nakarmić naszą małą kruszynkę, zapomniałaś? - skąd ona ma ten spokój?<br />
- Ciekawe, jak to będzie, gdy ty będziesz brać ślub!<br />
- Oh, uwierz, będę gorszą panikarą od ciebie - chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła z pokoju. Wchodząc do kuchni zobaczyłam mamę zabawiającą Alice.<br />
- Nareszcie, myślałam, że nie zejdziecie dzisiaj! - mama wtrąciła swoje trzy grosze.<br />
- Byłam tego bliska, mamo - powiedziałam zgodnie z prawdą.<br />
Podeszłam do nosidełka i wyjęłam z niego małą, przytulając do siebie. Jak to możliwe, że to maleństwo odpędza ode mnie cały strach? Usiadłam z nią przy stole. Mama w tym czasie przygotowała mleko dla Al i podała mi je. Patrzyłam, jak mała pije przez smoczek i rozgląda się radośnie dookoła. Nic mnie tak nie cieszy, jak to, że jest szczęśliwa.<br />
- Ciekawe co u chłopaków? Podobno Zayn z Niallem zrobili Louisowi taki wieczór kawalerski, że go nie zapomni do końca życia! - powiedziałam.<br />
- Harry ma tu przyjechać z Zaynem dwie godziny przed, więc dowiesz się wszystkiego ze źródła - odpowiedziała Marlena.<br />
Od Harry'ego wiem tylko tyle, nie chciał mi nic powiedzieć, a ja nie dociekałam, by nie wyjść na zazdrosną. Chociaż i tak byłam. Myśl, że chłopaki wymyślili jakąś seksowną tancerkę z ubraniem, które więcej odkrywało, niż zakrywało, po prostu mnie przerażała. Nie mam już swojej figury sprzed ciąży i szczerze, przez tą myśl popadłam w kompleksy przeglądając się wtedy w lustrze...<br />
U mnie dziewczyny też się postarały, choć na pewno nie było tak szaleńczo, jak u panów. Było wino, muzyka, świetna zabawa. Byłyśmy w piątkę: ja, Mar, Diana, Soph i moja mama. Gadałyśmy o wszystkich i wszystkim, nie szczędząc sobie języka. Alice leżała sobie w łóżeczku specjalnie przyniesionym do salonu, doglądana przez nas wszystkie, a Nathan był przy Dianie.<br />
- Zjedz coś - Marlena podsunęła mi talerz z kanapkami i szklanką herbaty pod nos.<br />
- Nie mam ochoty - na samą myśl o jedzeniu, żołądek skręcał mi się w ciasny supeł. Przełożyłam Alice na lewe ramię i upiłam łyka gorzkiego napoju.<br />
- Chyba nie chcesz zemdleć przed kościołem? - oburzona mama wstała, podeszła do mnie i zabrała małą, oświadczając: - Nie dostaniesz małej, dopóki nie zjesz kilku kanapek.<br />
I poszła na górę. Świetnie. Świetne przekupstwo. Jęknęłam tylko i zabrałam się niechętnie za jedzenie. W ogóle mi nie smakowało.<br />
- Weź się w garść. Za cztery godziny najważniejsza chwila w twoim życiu, a ty tu jęczysz? - usłyszałam głos Marlenki.<br />
- Ja to po prostu przeżywam.<br />
- To przestań! Przecież to wspaniałe! A jęczeć będziesz w nocy, tym się nie musisz martwić - zapewniła.<br />
Nawet o tym nie pomyślałam... Moja głowa z bezsilności opadła na blat stołu.<br />
- Wiem...<br />
- No właśnie. Przestaw jakiś trybik w tej główce i widzę cię za chwilę u ciebie w sypialni zwartą i gotową na przygotowania!<br />
Dziewczyna wstała od stołu i również zniknęła na schodach prowadzących do góry. Eh, może faktycznie powinnam mniej się przejmować, a więcej cieszyć? W końcu wszystko było ćwiczone i dopięte na ostatni guzik.<br />
Tak muszę zrobić - pomyślałam i włożyłam talerz do zmywarki razem z kubkiem po herbacie.<br />
<br />
<br />
- No dobra, teraz idź się wykąp i odpręż, bo jesteś strasznie spięta - Marlena wygoniła mnie do łazienki, uprzednio starając się rozmasować moje barki. Na marne.<br />
Zrobiłam tak, jak chciała i po chwili woda lała się do wanny. Dresy zrzuciłam i weszłam do wody. Nalałam trochę zapachu waniliowego, który odprężał mnie, ale zdecydowanie lepiej robił to Louis. Mój kochany... Nigdy nie myślałam, że będzie dane przeżyć z nim tak wspaniałe chwile, a teraz, za kilka krótkich godzin powiemy sobie tak przy ołtarzu. Przez te cztery miesiące nie za wiele uległo w życiu nas wszystkich.<br />
Nie wiem, czy to mówiłam, ale Marlena ponownie przyjęła pierścionek od Harry'ego. Niestety musiał kupić nowy, bo dziewczyna poprzedniego nie mogła znaleźć w czeluściach swojego pokoju. Ostatnio byli na kolejnych wakacjach i wrócili na święta. Marlena jest taka szczęśliwa, tryska pozytywną energią, że czasem sama jej zazdroszczę... Ja niestety nie mam czasu na odpoczynek i dopiero dziś tak naprawdę się ' zabawię '.<br />
Widać Harry korzysta z uroków wolnego czasu i dobrze się z tym ma razem z dziewczyną. Jak każdy z całej piątki. Był moment, w którym tylko ja z Lou byliśmy w Londynie. Reszta rozjechała się w świat, ale teraz są ze swoimi rodzinami.<br />
Diana i Zayn... Oni to już w ogóle inna bajka. Zachowują się, jak dwójka zakochanych nastolatków, ciąge są razem, gruchają sobie, nie opuszczają się na krok, a Zayn jest tak w nią wpatrzony, że napisał dla niej piosenkę. Dziewczyna o tym nie wie, prosił o utrzymanie tego w tajemnicy, by mógł stworzyć do tego muzykę. Po prostu przeżywają zakochanie. Nathan ma już pięć miesięcy, uroczy z niego bobas. Rośnie jak na drożdżach, dając swojej mamie wiele radości.<br />
Liam i Sophia mieli kryzys. Było tak źle, że postanowili na chwilę odpocząć od siebie jakoś pod koniec października. Ale nie dali rady bez siebie i dwa tygodnie późnej znowu byli razem. Oni na razie nie planują żadnego ślubu, cieszą się sobą i wolnym czasem spędzonym z rodziną.<br />
Niall. Po rozstaniu z Madeleine spotykał się z kimś. Z kilkoma dziewczynami dokładnie, ale to nie było nic na poważnie. Nie sądziłam, że zamieni się stronami z Harrym i zajmie jego miejsce podrywacza... Mam nadzieję, że chłopak w końcu znajdzie tą, która podbije jego kochane, ciepłe serducho.<br />
- Ewa! Ile jeszcze będziesz tam siedzieć?! Minęła godzina! Utopiłaś się czy co? - do moich uszu dotrał donośny głos Marlenki zza drzwi.<br />
- Już wychodzę, daj mi moment! - westchnęłam i wyszłam z wanny.<br />
Woda zdążyła już wystygnąć, a skóra dłoni zmarszczyć się. Wytarłam się ręcznikiem i owinęłam nim ciało. Włosy przetarłam drugim ręcznikiem i zawinęłam w turban.<br />
- Okej, zrób ze mną, co chcesz - powiedziałam, wychodząc z łazienki i zamykając za sobą drzwi.<br />
- Cudownie! - pisnęła i pociągnęła mnie na fotel przed lustro przy mojej skromnej toaletce.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
********<br />
<br />
Zapraszamwszystkich na drugi blog, gdzie wczoraj pojawił się kolejny rozdział!<br />
https://niania-louistomlinson.blogspot.com/<br />
<br />
Jest rozdział po tak długiej przerwie! Tęsknił ktoś? ;) Wybaczcie, że dziś tak krotko, ale za tydzień będzie dłuższy.<br />
Zbliżamy się do końca, ale jeszcze tak nie dokładnie, będzie jeszcze kilka rozdziałów! (Nie wiem, ile dokładnie, nie chcę pisać na siłę, mam nadzieję, że to zrozumiecie ). Drugiej części nie będzie, wyszły by z tego flaki z olejem i znudziłoby się wam:*<br />
Ale nie opuszczajcie jeszcze tego bloga! Postaram się dobrze zakończyć tego bloga...<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Komentujemy kochani!<br />
<3</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-11388414268289429362015-11-27T00:16:00.000+01:002015-11-27T00:25:35.385+01:00Harry zamówienie <br />
Julia<br />
<br />
<br />
- Ale ty nie rozumiesz! - Harry kolejny raz dał ponieść się swoim emocjom i wydarł się na swojego kumpla.<br />
Chłopak kręcił tylko przecząco głową, nie rozumiejąc fali zdenerwowania u loczka. Choć nie powinien mu się dziwić - Harry zawsze był nerwowy, ale to zdecydowanie przechodziło jego pojęcie. Brakowało tylko, by zaczął robić rozrubę w jego biurze.<br />
- Uspokój się. Nie możesz mi tego wytłumaczyć normalnie? Na spokojnie? - młody mężczyzna rozprostował nogi na swoim biurku, zakładając jedną na drugą, wpatrując się przenikliwie w plecy lokowanego przyjaciela, jakby miał na nich wypisane to, czego nie może mu powiedzieć.<br />
- Próbowałem, to nie rozumiesz - westchnął i usiadł w końcu na krześle po drugiej stronie biurka.<br />
- Dobra. Więc ma na imię Julia, tak? - zaczął delikatnie, by ponownie nie rozzłościć go.<br />
- Tak.<br />
- I co dalej? Jak ją poznałeś?<br />
- No na imprezie. Pamiętasz Ciarę? Przyszła z nią wtedy. Zagadałem, ale jakoś nie była chętna na rozmowy.<br />
- I?<br />
- Postanowiłem użyć swojego niezawodnego planu - powiedział.<br />
Zayn już widział ten jego niezawodny plan. Upił biedne dziewczę, zaciągnął do jednego ze swoich pokoi i przeleciał. Stara śpiewka, nie robiąca już na czarnowłosym wrażenia. Był starszy od niego o zaledwie trzy lata, a mimo to, miał całkiem inny pogląd na podejście do dziewczyn. Może i nie był wzorem do naśladowania, bo jego interesy nie były do końca czyste, to dżentelmenem pozostawał.<br />
Harry to całkowite jego przeciwieństwo. Nigdy nie bawił się w związki, a każda dziewczyna była tylko na jedną noc. Chodził do miejscowych burdeli na dziwki, bo te zwykłe " są nic nie warte " - tak to ujął. Według Zayna, Harry nie miał za grosz w sobie dżentelmena. Mulat nazwał go kiedyś bad boyem i tak zostało, a Harry nie próbuje uchodzić za kogoś innego. Podoba mu się to.<br />
- No i? - zadając pytanie, mulat wyciągnął papierosa z opakowania i zapalił zapalniczką, zaciągając się.<br />
- No i chuj. Dała mi mordę, kopnęła w jaja i spierdoliła.<br />
Zayn nie mógł się nie zaśmiać z jego doboru słów. Śmiał się głośno, czym zdenerwował tylko Harry'ego. Uspokoił się po dłuższej chwili i wykonał gest ręką, by kontynuował.<br />
- Znalazłem ją potem, wypytując Ciarę. Na początku nie chciała ze mną gadać i powiedziała, że nie ma zamiaru zadawać się z mną. Przeprosiłem ją i obiecałem, że nigdy więcej nie postąpię tak, jak na tej imprezie. Ona tylko pokiwała głową, że rozumie.<br />
- No i, jak skończyła się ta historia? Nie widziałeś jej dwa tygodnie, jak to możliwe, że w tym czasie nie zaciągnąłeś jej do łóżka? - uniósł pytająco prawą brew.<br />
- No... No bo ona jest inna.<br />
- Inna?<br />
- Inna od nich wszystkich - Harry westchnął, szarpiąc za końcówki swoich włosów.<br />
- Rany boskie! Harry, nie mów mi, że się zakochałeś - Zayn zdjął nogi z blatu i usiadł przodem do swojego rozmówcy.<br />
- Chuj to wie. Podobają mi się jej długie blond włosy, szeroki uśmiech, którym obdarowała mnie, gdy powiedziała cześć na odchodne. Ma zgrabne nogi, aż mam ochotę ich dotknąć, ale za to też bym od niej dostał - parsknął śmiechem, na jego ustach zaraz pojawił się delikatny uśmiech. - Ma takie małe dłonie. W ogóle jest mądra i wygadana...<br />
Zakochał się - pomyślał Zayn, uśmiechając się do siebie. Chłopak nie sądził, że dożyje tej chwili, a tu proszę. Życie ma wiele niespodzianek dla nas.<br />
- Zakochałeś się - powiedział znowu Zayn. Zdziwiony Harry patrzył na niego wzrokiem mówiącym, by nie robił sobie z niego jaj.<br />
- Nie żartuj tak nawet. Jestem na to odporny.<br />
- Widać laska przebiła tą osłonę, w której się ukryłeś przed miłością - powiedział spokojnie mulat, opierając się o oparcie jego czarnego, obrotowego fotela.<br />
- Kurwa, wpadłem. Co mam teraz zrobić? - chłopak był tak zdesperowany, że nie mógł się na niczym skupić.<br />
- Walcz o nią. Pokaż jej, że jesteś w stanie być dla niej najlepszy.<br />
- Ale... Zayn, znasz mnie. Nie będę w stanie być jej wierny - ostatnie słowo prawie wypluł, wstając z niewygodnego siedzenia.<br />
- Będziesz - odpowiedział pewnie.<br />
- Kupić jej jakieś kwiatki? - zapytał sceptycznie Harry o pierwszą rzecz, jaka wpadła jej do głowy.<br />
- Może być. Ale nie kilka. Najlepiej dwadzieścia cztery czerwone róże. To zrobi na niej wrażenie. Możesz też napisać liścik.<br />
Ta perspektywa nie za bardzo mu się podobała, bo pokazałby jej przez to, że jest romantyczny, czy coś, a on tego w najmniejszym stopniu nie czuje. Westchnął, podziękował za radę i opuścił biuro maklerskie swojego przyjaciela.<br />
<br />
Następnego dnia Harry zrobił, jak doradzał mu Zayn. Zamówił kwiaty, ale nie dwadzieścia cztery sztuki. Poprosił o tyle, ile było w magazynie. Dołączył również krótki liścik, w którym było napisane:<br />
<i><br /></i>
<i> " Może, nie jestem taki, jak byś chciała, bym był. Ale mimo tego będę się starał na każdy możliwy sposób, pokazać ci, że potrafię być inny, a te róże to dopiero początek. </i><br />
<i>Spotkajmy się pod Big Benem, jutro o szóstej wieczorem. Pozwól mi się poznać. " H.</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
I faktycznie, doszło do spotkania. Dziewczyna, widząc ile róż zostało dostarczone do jej domu, przeżyła nie mały szok, będąc lekko zła na jej adoratora, że zrobił coś takiego. Choć bardzo jej się to podobało, bo przecież każda kobieta lubi dostawać kwiaty, czyż nie? Gdy przeczytała liścik ukryty w jednym z koszy, wiedziała o jakiego H. chodzi. </div>
Tamtego wieczoru, gdy poznała się z Harrym, spodobał się jej. Był bardzo przystojny no i te skręcające się loczki, których chętnie by dotknęła. Ale czar prysł, gdy zaczął się do niej przystawiać i dobierać. Musiała użyć siły, inaczej źle by się to skoczyło. Potem nie wiadomo jak, znalazł ją i przeprosił, co jej zaimponowało, więc mentalnie postanowiła dać mu szansę.<br />
Przygotowana, dotarła taksówką na miejsce spotkania. Chłopak czekał już na nią, wypatrując jej z każdej strony. Gdy ją dojrzał, szeroko się uśmiechnął i podszedł, by skrócić dzielącą icj odległość. Wręczył jej różę, tym razem białą, lekko cmokając w policzek. Zarumieniona dziewczyna spuściła głowę, pytając, czy ma ochotę się przejść.<br />
Długo rozmawiali na przeróżne tematy, a zauroczona dziewczyna coraz bardziej przekonywała się do chłopaka. Uśmiech nie schodził z jej warg.<br />
<br />
Tak oto spotykali się jeszcze jakiś czas. Oboje wiedzieli, że coś do siebie czują. Poznawali swoje wady, zalety, ale to nie zniechęciło ich do siebie. Chcieli być wsparciem dla tej drugiej i dawali radę!<br />
W końcu po trzech miesiącach spotkań, nie przespanych nocach, spędzonych na rozmowach, trzymaniu się za ręce, Harry postanowił powiedzieć blond włosej o swoich uczuciach do niej.<br />
Spotkali się, jak zawsze w jego sporym apartamentowcu. Zjedli kolację przygotowaną przez bruneta, którą można było zdecydowanie nazwać romantyczną. Siedzieli na dywanie w salonie i oglądali jakiś film, popijając co jakiś czas wino z kieliszków. Tak. Oboje lubili tak właśnie spędzać czas przed tv. Harry w końcu zebrał się w sobie i zaczął:<br />
- Julia... Mogę ci coś powiedzieć?<br />
- Jasne! - upiła trochę wina i odstawiła kieliszek na szklany blat.<br />
- Bo... Ja się w tobie zakochałem - wypuścił te słowa z ust, nie wiedząc całkiem, jak zareaguje dziewczyna. Mogła przecież go wyśmiać, albo wyjść i zerwać kontakt, a tego nie chciał. Była dla niego zbyt ważna. Ale ona cały czas uśmiechała się do niego szczerze. W końcu zrobiła coś, czego nie spodziewał się w tamtej chwili.<br />
Pochyliła się trochę bardziej w jego stronę do przodu i złączyła ich usta. Chłopak przycisnął mocniej swoje usta do jej i przyciągnął bliżej siebie. Przez ten pocałunek miał nadzieję. Nadzieję, że ona czuje to samo. Po chwili, gdy zabrakło im powietrza, odsunęli się od siebie. Dziewczyna patrzyła mu głeboko w oczy, trzymając w niepewności.<br />
- Powiedz coś - szepnął, nie chcąc przerywać tego spokoju.<br />
- Czy przed chwilą nie powiedziałam aż za dużo?<br />
Chłopak siedział bez słowa, wpatrując się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.<br />
- Ja ciebie też kocham - powiedziała mu na ucho, przybliżając się do jego ciała raz jeszcze. Zrozumiał i przyciągnął ją spowrotem do siebie, mówiąc:<br />
<span style="text-align: justify;">- Czekałem cztery miesiące na te słowa.</span><br />
Po czym złączył ponownie ich usta w bardziej namiętnym i erotycznym pocałunku.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEA1kTyXHo5iRzHYONN7cd4SHYsHToi3RjAKFY_4Ncuznh0oDci3JS9Wv7YfvoHPFfNBElpYH41PH8-zuimru68Dd8RrGpsv0l0ft4H4o1NxYJbCd37oL64M2Qoxo7R5G7oabz_wshgA_V/s1600/received_551076521721347.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEA1kTyXHo5iRzHYONN7cd4SHYsHToi3RjAKFY_4Ncuznh0oDci3JS9Wv7YfvoHPFfNBElpYH41PH8-zuimru68Dd8RrGpsv0l0ft4H4o1NxYJbCd37oL64M2Qoxo7R5G7oabz_wshgA_V/s320/received_551076521721347.jpeg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
*********<br />
Kurcze, przyjemnie mi się pisało tego imagina!<br />
<div style="text-align: justify;">
Ale czy ci się podoba Juls??</div>
<br />
Infinity, nowy singiel. Co myślicie?<br />
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-38879638747700720202015-11-22T03:15:00.000+01:002015-11-22T03:15:01.750+01:00To niestety nie rozdział...<div style="text-align: center;">
Dziś nie będzie rozdziału. </div>
<div style="text-align: center;">
Dlaczego?</div>
<div style="text-align: center;">
Powód jest bardzo prosty. Ewa nie ma weny.</div>
<div style="text-align: center;">
Nie wiem dlaczego, nie wiem jak. Może się wypaliłam na to ff? Naprawdę. Starałam się cały tydzień napisać chociaż zdanie. </div>
<div style="text-align: center;">
Nic. Pustka w głowie. Zero.</div>
<div style="text-align: center;">
Wybaczcie mi, że tak zawialiłam.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Dlatego robię sobie przerwę od tego opowiadania. Nie na długo, do czasu, aż nie napiszę dobrego rozdziału i nie wróci mi wena...</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Eh, nie wiedziałam, że kiedyś to napiszę. </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Ale możecie być pewni, że skończę to opowiadanie! </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-size: large;"><b>Przepraszam</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Na niani jest już kolejny rozdział, zainteresowanych, zapraszam! </div>
<div style="text-align: center;">
http://niania-louistomlinson.blogspot.com/1</div>
<div style="text-align: center;">
<3</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-13382226515085395382015-11-18T00:06:00.001+01:002015-11-18T00:06:24.115+01:00Harry zamówienie Oliwia<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
- Skarbie, tak bardzo mi przykro - słyszałam w jego głosie, że źle czuje się z tym, że nie ma mnie przy nim.</div>
- Harry, spokojnie. Zdążysz - starałam się go jakoś pocieszyć, ale sama już powoli traciłam nadzieję.<br />
Jest dwudziesty czwarty grudnia, Wigilia. Wczoraj chłopcy mieli ostatni koncert trasy. Zawieszają tym samym swoją działalność na dwa lata. Z jednej strony cieszę się z tego, bo będą mogli w końcu zasłużenie odpocząć, ale polubiłam ich muzykę i tak jakoś dziwnie będzie bez nowych dźwięków... Tak, nie byłam ich wielką fanką, ani nic z tych rzeczy.<br />
Poznaliśmy się z Harrym w szpitalu. Odbywałam wtedy praktyki na lekarza i akurat byłam w sali segregacji, gdy go przywieźli. Od początku starał się mnie poderwać, w ogóle nie zważając na złamaną stopę. Pamiętam, że mówił: " Jak na ciebie patrzę, nic mnie nie boli ". Czy jakoś tak... No i spotkaliśmy się parę razy tak, by jakimś cudem nikt nas nie złapał. I tak oto jestem.<br />
- No na pewno! Utknęliśmy w windzie, między piętrami. Zanim nas stąd wyciągną będzie po Wigili. Zdążę na pewno - nawet kilkanaście kilometrów od niego, przes telefon, słyszę jego rozdrażnienie.<br />
- Harry, uspokój się w końcu - powiedziałam, ale zaraz usłyszałam w słuchawce ' abonent poza zasięgiem '. Fajnie, jeszcze zasięgu tam nie ma.<br />
Westchnęłam i wróciłam do kuchni. Usiadłam na swoim miejscu i westchnęłam. Mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak i zapytała:<br />
- Co się stało?<br />
- Harry raczej nie dotrze na Wigilię i w ogóle.<br />
- Czemu?<br />
- Winda się zatrzasnęła, czy jakoś tak... Boże, czemu mnie zawsze jakiś pech musi spotkać?<br />
- Nie mów tak. Na pewno zdąży.<br />
- Mam nadzieję.<br />
- Dobrze, chodź, pomożesz mi potrawami! Sama wiesz, ile tego jest.<br />
- Idę.<br />
Tak minęła jedna godzina, druga, a nawet trzecia, a po moim kochanym loczku, ani widu ani słychu. Tracę powoli nadzieję, że jednak zdąży i spedzimy te święta razem.<br />
Miesiąc temu mi się oświadczył i zgodnie stwierdziliśmy, że Wigilię i pierwszy dzień świąt spędzimy z moimi rodzicami, a resztę z jego. Ale teraz to mi wszystko obojętne.<br />
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerwałam się ze swojego miejsca i pognałam do drzwi, z nadzieją, że to Harry.<br />
- Oliwcia, kiedy ja cię ostatni raz widziałam! - za drzwiami zobaczyłam tylko babcię z dziadkiem.<br />
- Cześć babciu - powiedziałam zawiedziona, że to nie mój ukochany.<br />
- Czemu jesteś smutna? Są święta, trzeba się radować! - powiedziała uśmiechnięta, przytulając mnie do siebie.<br />
- Nie ważne babuniu.<br />
- Dobrze dobrze. Chodźcie do kuchni. Zrobię wam herbaty - mama zgarnęła ich do kuchni, a ja zostałam sama w korytarzu.<br />
<br />
<br />
<br />
Dochodziła północ, czas iść do kościoła, jak co roku. Harry nadal nie dotarł do mnie. Nawet telefonu nie odbiera... No nic, trzeba się pogodzić z tym, że nie będzie go dziś ze mną.<br />
- Oliwia, chodź wreszcie, bo się spóźnimy! - usłyszałam krzyk taty z dołu. Z westchnieniem wstałam z łóżka i poprawiłam kremową sukienkę, którą miałam na sobie. Włosy przeczesałam palcami i wyszłam z pokoju, schodząc na dół schodami, do rodziców.<br />
- Okej, chodźmy.<br />
<br />
<br />
- Mamo, wyjdę na moment. Tutaj jest tak duszno, że zaraz zemdleję - szepnęłam do mamy. Staliśmy wszycy od godziny w kościele. Ludzi było tyle, że stali nawet na zewnątrz kościoła...<br />
- Dobrze. Iść z tobą?<br />
- Nie. Poradzę sobie.<br />
Kobieta przepuściła mnie w ławce. Potem musiałam się jakoś przedrzeć przez tłumy i tak po minucie wdychałam świeże, mroźne powietrze. Tego było mi trzeba. Od razu lepiej.<br />
Oparłam się o mur i rozejrzałam się po okolicy.<br />
Nagle poczułam za sobą czyjąś obecność, ale nie za bardzo się tym przejęłam, bo przecież kilku ludzi stało na zewnątrz. Zaraz po tym, wokół moich ramion zacisnęły się czyjeś ramiona. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam górującą nad sobą postać mężczyzny. Miał na sobie biały płaszcz w czarne pionowe pasy i kapelusz na głowie. Serce zaczęło mi szybko bić, wręcz skakało z radości!<br />
- Harry! - krzyknęłam radośnie, nie przejmując się tym, że jesteśmy przed kościołem.<br />
- Wesołych świąt mój aniołku - schylił się nade mną i delikatnie pocałował.<br />
- Przyjechałeś - szepnęłam cicho, gdy odsunął swoje usta od moich.<br />
- Nie zdążyłem wcześniej, ale jestem - uśmiechnęłam się na jego słowa.<br />
- Tyle mi wystarczy - szepnęłam, wtulona w jego duży tors, opatulony t - shirtem. - Cieszę się, że jesteś tu ze mną.<br />
- Chodźmy stąd - złapał mnie za oboe dłonie z błyskiem w oku.<br />
- Gdzie? - zapytałam ciekawa.<br />
- Mam dla ciebie prezent Bożonarodzeniowy - poinformował mnie. Zgodziłam się ciekawa, co wymyślił.<br />
- Okej - zaprowadził mnie do swojego auta. Wsiedliśmy i Harry ruszył przed siebie pustą ulicą.<br />
Jechaliśmy tak jakiś czas, kilka minut. W radio leciały piosenki świąteczne. Harry nucił je pod nosem, a ja siedziałam na fotelu i patrzyłam na niego, jak jednocześnie skupia się na drodze, śpiewa i trzyma mnie za dłoń, swoją dużą, ciepłą ręką. Kocham te chwile.<br />
- Nie patrz tak na mnie. Nie mogę się skupić - jego chrypka przywróciła mnie do żywych.<br />
- Przepraszam, ale uwielbiam na ciebie patrzeć - moje słowa wywołały na jego twarzy szeroki uśmiech, którym mnie obdarował.<br />
Chłopak skręcił w jakąś ulicę i zatrzymaliśmy się przed jakimś domem.<br />
- Co my robimy u pana Filcha? - zapytałam zdziwiona.<br />
- Zaraz się dowiesz.<br />
Wysiedliśmy z auta, Harry chwycił mnie za dłoń, splatając razem nasze palce. Weszliśmy na posesję i chłopak pociągnął mnie do drzwi, by po chwili je otworzyć i wejść do środka.<br />
- Pamiętasz, jak obiecałem ci wielki prezent pod choinkę? - zagadnął, zamykając cicho drzwi.<br />
- No tak.<br />
- A więc rozłożyłem go na cztery mniejsze.<br />
Wprowadził mnie do dużego pomieszczenia, w którym stała bogato ubrana duża choinka, w kominku palił się ogień, a przy szerokim na sześć osób stole, stali kolejno Niall, Zayn, Louis i Liam. Gdy tylko to do mnie dotarło dopadłam do każdego z nich po kolei i wyściskałam za całe sześć miesięcy nieobecności. Tęskniłam za tymi facetami. Każdy z nich na swój sposób zabawny i wyluzowany, ale też poważny, gdy zachodzi taka potrzeba.<br />
- Tak bardzo się cieszę, że was widzę - powiedziałam w końcu, gdy wróciłam do Harry'ego.<br />
- My też się cieszymy.<br />
- Harry, dziękuję! - pisnęłam radośnie i kolejny raz mocno go przytuliłam i cmoknęłam w policzek.<br />
- Ej, później będziesz mu dziękować! Chodź do nas! - głos Louisa i ręce Zayna zaprowadziły mnie do stołu. Siedziałam obok Nialla, a Hazz obok mnie. Zjedliśmy kolację, a może już śniadanie? Na zegarku była już godzina druga trzydzieści...<br />
<br />
<br />
- Dziękuję - siedziałam w ramionach chłopaka w swoim pokoju.<br />
Zaczynało już świtać, a chłopaki zebrali się do swoich rodzin jakoś godzinę temu. Świetnie było ich znowu zobaczyć.<br />
- Tak naprawdę nie zatrzasnęliśmy się w tej windzie. Byliśmy w tamtym domu od czwartej i razem z panem Filchem wszystko organizowaliśmy - wyznał. Nie mogłam się na niego gniewać.<br />
- Jak to się stało, że wam na to pozwolił?<br />
- Filch jest dobrym znajomym mamy Zayna i go chłopak go poprosił o przysługę, to się zgodził. I tak on wraca po nowym roku, podobno jest u córki w Stanach - wytłumaczył mi.<br />
- Wiesz, że powinnam być teraz na ciebie zła za to kłamstwo? - zapytałam, patrząc na niego kątem oka.<br />
- Ale nie będziesz.<br />
- Skąd ta pewność?<br />
- Znam cię trochę aniołku. Nie umiesz się na mnie gniewać - odgarnął mi włosy z twarzy.<br />
- Masz rację - zgodziłam się i uniosłam, by złączyć nasze usta w długim, namiętnym pocałunku.<br />
<br />
<br />
*******<br />
Mam nadzieję, że Oliwii się podoba???<br />
Ładnie proszę o komentarz:))<br />
<br />
<br />
Imagin dla Kingusi się pisze. Powoli:(<br />
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-19668751716257576422015-11-15T01:12:00.001+01:002015-11-15T01:28:30.316+01:00Rozdział 72 Kilka dni po porodzie, lekarz uznał, że wszystko jest dobrze i wypisał nas ze szpitala. Louis nie mógł posiąść się z radości, że będziemy w końcu we trójkę w domu. Ja też. Marzyłam, by Alice była z nami.<br />
- Wszystko już masz? - zapytał brunet, który stał przy szafce, na której stało nosidełko, a w nim Alice gotowa do opuszczenia tego ponurego miejsca.<br />
- Tak - dosunęłam dużą torbę treningową, w której jeszcze nie tak dawno Louis przyniósł dla nas kilka rzeczy. - Okej, możemy iść.<br />
Mój narzeczony oczywiście nie pozwolił mi nieść nosidełka, gdyż jak to stwierdził, nie mogę się przemęczać, ale idę o głowę, że chciał pokazać, jaki to jest dumny, że ma córkę i w ogóle...<br />
<br />
Przed szpitalem nie obyło się bez ciekawskich reporterów, ale udało nam się przejść tak, że żaden z nich nie zrobił zdjęcia małej. Na szczęście dotarliśmy do domu bez problemu. Mała leżała w swoim pokoiku, a ja brałam odświeżający prysznic. Woda w szpitalu, jest... Zdecydowanie inna... Tak.<br />
Wyszłam z łazienki w ręczniku na ciele i we włosach. Stanęłam przed szafą. Wyciągnęłam z niej bieliznę, czarne legginsy, które leżały gdzieś na dnie szafy i do tego biały sweterek w dwa poziome, szare pasy i jakimś napisem po środku.<br />
Stojąc ubrana tak przed lustrem, czułam się dziwnie chuda. No nie byłam tak szczupła, jak przed ciążą, ale przyzwyczaiłam się do mojego dużego brzucha i to pewnie dlatego.<br />
Schodząc na dół, zajrzałam jeszcze do małej, czy nie jest głodna, albo czy nie trzeba zmienić pieluszki. Słodko spała, więc dałam jej spokój, wiedząc, że za niedługo może się obudzić. Weszłam do kuchni. Zastałam w niej Lou, który robił coś na blacie, stojąc tyłem do mnie.<br />
- Już jestem - oświadczyłam i usiadłam na jednym z krzeseł.<br />
- Okej. Proszę skarbie - odwrócił się w moją stronę i postawił przede mną szklankę z sokiem pomarańczowym i tostami z dżemem.<br />
- Oh, dziękuję, że chcesz mnie utuczyć - zażartowałam, upijając łyk soku.<br />
- W tym szpitalu marnie karmią - zaśmiał się. Usiadł na przeciwko mnie, cmokając mnie w lewą dłoń.<br />
- Nie mogę się nie zgodzić.<br />
Po chwili usłyszeliśmy, jak drzwi się otwierają i w progu kuchni staje moja mama. Gdy mnie widzi, rzuca torbę na ziemię i podchodzi, przytulając mnie. Oddałam uścisk, choć widzieliśmy się wczoraj.<br />
- Mamo, zaraz mnie udusisz - powiedziałam. Naprawdę mocno mnie ściskała.<br />
- Przepraszam, ale tęskniłam za tobą. Jak Alice?<br />
- Śpi. Rozbierz się i siadaj z nami - powiedziałam z uśmiechem. Kobieta zaraz zrobiła, jak prosiłam.<br />
- Więc, ustaliłyśmy z twoją mamą Louisie, już menu, wystrój sali i te wszystkie dodatki musicie załatwić sami - powiedziała mama, gdy chłopak zapytał ją, o to, co dziś załatwiły z Joannah. Nie do wiary, jak one się polubiły! Nadal nie mogę wyjść z szoku.<br />
- Dobrze, zajmiemy się w wolnej chwili. I trzeba załatwić kilka reczy - zgodził się Louis.<br />
- Trzeba jak najwcześniej zamówić tort - wtrąciłam się. Louis spojrzał na mnie nie rozumiejąc dlaczego. - Im wcześniej, tym lepiej. Nie pójdziesz i nie powiesz, żeby zrobili ci tort dla kilkunastu osób, dwa dni przed ceremonią - uświadomiłam go. - Na pewno nie tylko my będziemy chcieli wziąć ślub tego dnia.<br />
- Okej, okej. Załatwisz to? - westchnął, patrząc na mnie błagalnie.<br />
- Jasne! - już nawet miałam wizję, jak on ma wyglądać...<br />
<br />
<br />
- Stacy? - zapytałam zdziwiona, widząc koleżankę z byłej pracy w moich progach.<br />
- No witaj.<br />
Nic nie powiedziałam, tylko wciągnąłam ją do środka i przytuliłam. Boże, nie widziałam jej tyle czasu!<br />
- Wchodź, zapraszam! - zaprowadziłam ją do salonu, zaproponowałam coś do picia.<br />
- No, gdzie masz to swoje maleństwo? - zapytała radośnie, pokazując, że ma dla niej prezent. Alice ma już tydzień, a każdy ją rozpieszcza...<br />
- Na górze. Chodź. Jest z nią moja mama.<br />
- A twój książę? - zapytała śmiejąc się cicho. Trzepnęłam ją lekko w ramię, ale odpowiedziałam.<br />
- Ma dziś jakiś wywiad czy coś... Będzie za jakąś godzinę.<br />
Weszłyśmy do pokoju, w którym moja córka ma swoje miejsce.<br />
- Mamo, przyszła Stacy, koleżanka z kawiarni - powiedziałam, wchodząc z nią do pokoju.<br />
- O, cieszę się. Cześć.<br />
- Dzień dobry - powiedziała.<br />
Podeszłam do mojego aniołka i wzięłam ją na ręce, siadając na fotelu. Mała nie spała. Przebierała radośnie nóżkami i rączkami. Ucałowałam ją w czułko.<br />
- Jest śliczna - usłyszałam dziewczynę. Po chwili klęknęła przede mną i chwyciła za małe paluszki, które Alice scisnęła w piąstkę.<br />
- Pójdę zrobić coś do jedzenia - mama wyszła, a blondyna zajęła jej miejsce na fotelu, obok mnie.<br />
- Jak tam w pracy? Jeszcze stoi ta kawiarnia? - zapytałam.<br />
- Eh, szkoda gadać - dziewczyna machnęła ręką. Wzięłam jakąś zabawkę pokazując ją dziecku.<br />
- Dlaczego?<br />
- Daj spokój. Rocky doprowadził tą kawiarnię do ruiny. Zaczął zamawiać jakąś chujową kawę, której z czasem nikt nie chciał pić. A o jakimś ciastku czy cokolwiek by zjeść, też nie ma mowy. Po prostu ktoś nasłał na niego sanepid i zamknęli to. Od tygodnia jestem bez pracy, ale w sumie dobrze, że to tak się skończyło. Nie wiadomo, co by jeszcze wymyślił - westchnęła, bawiąc się grzechotką.<br />
- Nie myślałam, że to się tak skończy...<br />
- Nikt tego nie wiedział. Szkoda. Ta kawiarnia to było całe życie Nicole, a on to zniszczył.<br />
- No tak, ale skąd mogła wiedzieć? - zapytała retorycznie.<br />
- No nie mogła. Gdyby on coś takiego zrobił z firmą, to chyba bym go rozszarpała...<br />
- Ma się rozumieć.<br />
<br />
Kilkanaście minut po wyjściu Stacy, do domu wrócił Louis. Widać było jego zmęczenie, gdy padł plackiem na kanapę i prawie od razu na niej zasnął.<br />
- Idź, odpocznij sobie - powiedziałam, obejmując obiema rękami jego szyję. On tylko przyciągnął mnie bliżej siebie w talii na swoje kolana i mruknął:<br />
- Jeszcze nie jest ze mną tak źle.<br />
- Tak? Przecież ty tu zasypiasz!<br />
- Przesadzasz. Chcesz zobaczyć w jakiej jestem dziś formie? - mrugnął do mnie jednoznacznie. Oh, ten mój kochany zboczony Lou...<br />
- Czy ja wiem... Zaśniesz jeszcze i co? - powiedziałam sceptycznie, czym chciałam go troszkę zdenerwować.<br />
Chyba mi się udało, bo szybko złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, przenosząc dłonie na moją twarz. Po kilku chwilach jego dłonie zjechały na biodra, a potem zwinnie znalazły się pod sweterkiem, pieszcząc skórę.<br />
- Louis, mama jest na górze - zdążyłam szybko powiedzieć, zanim jego usta ponownie naparły na moje.<br />
- No i?<br />
- Yyy... Dzieci, ja wychodzę do McKenzie. Chyba zostanę na noc... - usłyszałam głos mamy. Odsunęłam od siebie chłopaka.<br />
- Uhm, idź - przytaknęłam, ale nawet na nią nie spojrzałam.<br />
Jej wzrok na pewno mówiłby jedno " zabezpieczcie się ". Po chwili wyszła, zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam cicho.<br />
- Właśnie to - powiedziałam.<br />
- Już poszła. I nie wróci na noc. A więc, na czym to stanęło? Ah, już wiem - przybliżył się i ponownie zajął moimi ustami, a ręce ściągały sweterek i zabierały się za spodnie.<br />
Zapowiada się ciekawa noc...<br />
<br />
*****<br />
Wiem, że nudny i nic ciekawego się nie dzieje, ale tak już chyba będzie do końca... Bo wiecie, Ewa i Louis prawie wyszli na prostą więc... No.<br />
<br />
<br />
<b>Jak tam wrażenia po MITAM?!</b><br />
<b>Kocham tą płytę. Jest taka doskonała i ponadczasowa...</b><br />
<b><br /></b>
<b>Osobiście uwielbiam </b><br />
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<b>Wolves</b><br />
<b>Temporary fix</b><br />
<b>If i could fly</b><br />
<b>Wfat a feeling...</b><br />
<b><br /></b>
<b>Nie no dobra...</b><br />
<b>Kocham je wszystkie. Świetnie razem brzmią. </b><br />
<b><br /></b>
<b>A jakie są wasze fav z płyty???</b><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-59586993901767161832015-11-08T18:03:00.001+01:002015-11-08T18:39:57.450+01:00Rozdział 71<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Siedzę na jednym z plastikowych krzesł i czekam na cud. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Serio.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Boże, ile jeszcze? Jak ja będę tak długo się drzeć na porodówce, to ja dziękuję za takie porody - jęknęła przeciągle Marlena i oparła głowę o ramię prawie śpiącego Harry'ego. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- C... Co? - przetarł oczy i spojrzał po korytarzu.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Marlena coś tam marudzi - westchnąłem i oparłem się plecami o ścianę. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Trzy godziny tu jesteśmy... Marlena, nie chce ci się spać? - zainteresował się Hazz.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Nie! Ja poczekam aż będzie po. Muszę zobaczyć Alice.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Tak mała ma na imię Alice Madaleine. Mnie i Ewie się podobało, więc nie mieliśmy problemu z wyborem imion dla naszego maleństwa. Już nie mogę doczekać się, aż wezmę ją w swoje ręce.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Jakiś czas później po korytarzu, w którym siedzieliśmy, rozległ się płacz noworodka. Odetchnąłem głęboko, że już jest po. Kilka minut potem, wyszła do nas jakaś pielęgniarka, pytając o ojca dziecka Ewy.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- To ja - podniosłem się z krzesła. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Gratulacje. Pańska córeczka jest silna i zdrowa. A narzeczona zaraz zostanie przewieziona na salę. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Dziękuję - powiedziałem.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Nareszcie, gratulacje stary! - Harry podszedł do mnie i objął po przyjacielsku i poklepał po plecach. Mar również mi pogratulowała.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Po kilkunastu minutach z porodówki wyjechała na łóżku Ewa. Widziałem jej zmęczenie na twarzy. Wyglądała, jak wypompowana z życia. Spała. Zawieźli ją do sali, ja poszedłem za nimi. Usiadłem przy jej łóżko i czekałem, aż się obudzi.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Louis? - usłyszałem cichy głos, dochodzący gdzieś z oddali. Otworzyłem oczy i zobaczyłem mojego skarba. Nadal leżała, ale wyglądała wyraźnie lepiej.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Cześć mój aniele - wstałem i nachyliłem się nad jej twarzą, by zaraz ją pocałować.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Jak mała? Widziałeś ją? - zapytała wtulona we mnie.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Nie, jeszcze nie - usiadłem na łóżku, obok niej. - Byłaś dzielna - uścisnąłem lekko jej dłoń.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Skąd wiesz? Nie byłeś tam ze mną.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- To nawet dobrze, bo pewnie bym zemdlał. Słyszałem.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Oh, no tak. Jest już Mar i Harry? </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Tak, zwołać ich?</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Poproszę - pokiwała głową na znak zgody. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Wyszedłem na korytarz, siedzieli oboje na krzesłach przy ścianie.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Ej, Ewa chce was widzieć - lekko klepnąłem kumpla w ramię, by się obudził. Praktycznie przespał cały pobyt tutaj. No ale nie ważne. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Już idę! - dziewczyna zerwała się z siedzenia i zniknęła za drzwiami sali.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Do pokoju weszła pielęgniarka z małym, różowym zawiniątkiem na rękach. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Proszę, wasza córeczka. Zdrowa, silna i śliczna - podeszła i podała ją mojej narzeczonej. Ta wzięła ją delikatnie i patrzyła na nią z wielkim uśmiechem. Kobieta wyszła, zostawiając nas samych. Usiadłem obok nich na łóżku, patrząc na malutką dziewczynkę zawiniętą w różowy kocyk. Spała spokojnie.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Jest śliczna - powiedziała po chwili ciszy Ewa. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Bez wątpienia, jest śliczna po tobie skarbie - nachyliłem się, by zaraz złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYhEXv7HWQwhpCYStgpoC3Tb__HUVWn1UJCFNRWTsffQMB7B-jbPKeZCIzf7Ffg1d8uZouKK9xZLywff52gasSY4fh2b91YW5fEpvCbOfLs9xs_AM6hWZ4nkFsdULDAcjN-jBh7EMpbW_q/s1600/dscf4475.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYhEXv7HWQwhpCYStgpoC3Tb__HUVWn1UJCFNRWTsffQMB7B-jbPKeZCIzf7Ffg1d8uZouKK9xZLywff52gasSY4fh2b91YW5fEpvCbOfLs9xs_AM6hWZ4nkFsdULDAcjN-jBh7EMpbW_q/s320/dscf4475.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Załóżmy, że właśnie tak wygląda Alice :)</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div>
- Wiesz, jaki dziś dzień? - zapytałem ją, obejmując ramieniem.</div>
<div>
- Środa Louis - zaśmiała się. Boże, jesteśmy już razem rok, a ja nadal coraz bardziej zakochuję się w jej śmiechu. </div>
<div>
- Ale chodzi mi o datę - zaśmiałem się z nią. </div>
<div>
- Czternasty, jeśli się nie mylę - zrobiła niepewną minę. </div>
<div>
- Wiesz, dlaczego pytam? - cmoknąłem ją w policzek.</div>
<div>
- Nie. Wybacz, ale nie wiem - westchnęła, wtulając się bardziej we mnie. </div>
<div>
- To ja ci powiem. Dziś mija rok, odkąd powiedziałem ci, że cię kocham i spytałem, czy zechcesz ze mną być - wyjaśniałem, obejmując ją ramionami.</div>
<div>
- To już? </div>
<div>
- Tak - przytaknąłem.</div>
<div>
- O rany. Przepraszam, mam słabą pamięć. Nic nawet dla ciebie nie mam - westchnęła kolejny raz.</div>
<div>
- Ale właśnie dałaś mi najlepszy prezent - powiedziałem. - I bardzo ci dziękuję.</div>
<div>
- Oj... To ja ci dziękuję, że jesteś. </div>
<div>
- Jak już wyjdziesz ze szpitala, zostawimy małą z twoją mamą i zabiorę cię na romantyczną kolację i w ogóle na zajebisty wieczór ze mną - obiecałem. Miałem to w planach już od dawna, czekałem tylko na ten dzień. </div>
<div>
- Dobrze. Już nie mogę się czekać.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
**** Kilka tygodni później ****</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Nie mogę uwierzyć w to, jak wszystko zaczyna się układać w dobrym kierunku. Alice jest zdrowa, rośnie naprawdę, jak na drożdżach! I jest oczkiem w głowie Louisa. Czuję, że będzie przez niego rozpieszczana...</div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
********<br />
<br />
Wybaczcie, że trochę taki dupny, ale towarzystwo trzech osób w pokoju i przeziębienie nie idzie w parze z pisaniem...<br />
Nie wiem, jak ja wczoraj cokolwiek robiłam... W każdym razie dopiero dziś zabrałam się za rozdział i praktycznie wszystko od zdjęcia w dół, jest napisane dziś. Wiem, że to mało.<br />
Nie wiem, jak to się stało, że przez tydzień praktycznie nic nie napisałam...<br />
Ok, obiecuję poprawę!<br />
Aha, no i jeszcze wasze zamówienia! <br />
Nie wiem, kiedy się pojawią. Może za tydzień, a może za dwa. Naprawdę chciałabym wcześniej, ale nie chcę niczego obiecywać, bo nie wiem, kiedy się za nie wezmę.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>PRZEPRASZAM!!!<3</b></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-75550082509554858712015-11-01T19:47:00.002+01:002015-11-01T19:50:01.611+01:00Rozdział 70<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
Kolejne dni i tygodnie minęły spokojnie i w radości. Jeśli o mnie mowa.<br />
U Diany mały zdążył złapać swój pierwszy katarek, ale szybko mu przeszło. Diana jest świetną mamą. Jak tyko przeżyła swój pierwszy tydzień jako mama, stwierdziła, że teraz już na pewno da sobie radę. Byłam szczęśliwa widząc ją radosną. Cieszyłam się z jej szczęścia. Myślę, że teraz jej się ułoży i będzie szczęśliwa.<br />
Co u Marlenki?<br />
Nie zapomnę momentu, gdy nasi faceci mieli już odjeżdżać, a ona za nic nie chciała puścić swojego. Przyjechał nawet Sam i zapytał, jak moje zdrowie. Może się wydawać, że Mar zachowała się dziecinnie, nie chcąc wypuścić loczka na samolot. Ale mnie to nie dziwi. Minął już rok, a ona jest nadal w nim zakochana, nawet nie wiem, czy nie bardziej. W każdym razie, Harry musiał obiecać i przysięgać na wszystko, czego nie powiedziała, że jej nie zdradzi. Cóż, ja i bez tego jestem pewna, że kolejny raz takiej głupoty nie popełni.<br />
Nie wiem, jak chłopaki to zrobili, ale od dwóch dni przebywają aktualnie w Londynie. Jak bardzo się zdziwiłam, gdy zobaczyłam Louisa z walizkami przed domem! Wytłumaczył, że połączyli kilka koncertów, gdyż ogranizatorzy kilku stadionów, na których chłopcy dawali koncerty, dopiero niedawno skapnęli się, że ich koncert nie może się odbyć, bo są inne atrakcje do pokazania.<br />
Ok, bez komentarza.<br />
<br />
Tak właśnie w ten oto sposób staram się nie przejmować bólem brzucha i tym, że nasza córka żąda przyjścia na świat! Nie, to nie ból, to coś o wiele gorszego, coś jak rozywanie.<br />
- Już zaraz będziemy kochanie, wytrzymaj jeszcze! - od pół godziny Louis chciał przekonać maleństwo, żeby jednak poczekała, aż dojedziemy do szpitala i jak na razie nie wychodzi mu to za dobrze. Ba! Mała ma go głęboko w poważaniu.<br />
- Louis do cholery, zrób że coś! - wydałam się na niego, bo to jego bezsensowne gadanie coraz bardziej mnie denerwuje.<br />
- No dobrze, przepraszam! Steven, kiedy będziemy w tym szpitalu?!<br />
- Już za momencik szefie - odpowiedział mu kierowca, a ja skupiłam się na tym, by oddychać w jednym rytmie, ale nie wychodziło mi to dobrze, bo bóle były częste.<br />
Louis pomógł mi wysiąść z samochodu. Zawołał jakąś pielęgniarkę, która przyszła z wózkiem. Louis usadził mnie na nim i powiedział o co chodzi. Ta szybko zabrała mnie na jakiś oddział i zabroniła Lou wstępu.<br />
- Dobrze, powiedz mi, co ile masz skurcze?<br />
<br />
*** Oczami Louisa ***<br />
<br />
- Gdzie ona jest?! - od progu szpitalnego korytarza, słychać wrzeszczącą Marlenę, która biegnie w moją stronę. - Gdzie ona jest?! - dopadła do mnie z tym pytaniem.<br />
- W tamtej sali - pokazałem na drzwi za sobą. - Ale na razie nikt nie może wchodzić.<br />
- Dawno przyjechaliście? - zapytał Harry, zjawiając się zaraz przy swojej narzeczonej.<br />
- Godzinę temu. A wy?<br />
- Nie wiem, zaraz po wylądowaniu przejechaliśmy tutaj - powiedziała dziewczyna i usiadła na krześle obok mnie.<br />
- Jakieś dwudzieścia minut temu - odpowiedział Harry, opierając się się o ścianę, spoglądając na Mar.<br />
Następnego dnia po ostatnim koncercie, Harry zabrał Marlenę na wakacje. No, byli tam przeszło trzy tygodnie. Widać, że świetnie się bawili. Ona opalona, on wypoczęty! Aż ciekawy jestem co oni zrobią ze sobą przez ten rok!<br />
Ale wracając. Z sali w której przebywała Ewa, wyszła jakaś młoda pani doktor.<br />
- I co z nią?<br />
- Państwo są rodziną? - zapytała.<br />
- To jej mąż - powiedziała od razu Mar.<br />
- Dobrze. No więc, pacjentka jest przygotowana do porodu. Myślę, że zacznie się on w każdym momencie.<br />
- Dobrze, mogę do niej wejść? - zapytałem do razu, jak kobieta skończyła.<br />
- Tak tak, proszę bardzo.<br />
Wszedłem do pokoju. Moja ukochana leżała na łóżku i trzymała dłonie na jej dużym bezuchu. Oddychała już normalnie.<br />
- Hej - powiedziałem i usiadłem przy niej na łóżku. Złapała mnie za obie ręce i odetchnęła.<br />
- Dobrze, że cię wpuściła... - jęknęła cicho, ale dokończyła. - Inaczej sama bym po ciebie poszła.<br />
- Spokojnie - uśmiechnąłem się i pogłaskałem jej spoconą, śliczną twarz.<br />
- Boję się - szepnęła, poważniejąc.<br />
- Poradzisz sobie - szepnąłem, pochylając się nad nią i skradając jej jednego całusa. - Wiem, że dasz radę. Urodzisz śliczną córeczkę, wiesz?<br />
- Louis - przytuliła się do mnie, ale zaraz moje uszy usłyszały jej głośny krzyk i zaraz powiedziała do mnie: - Louis, idź po jakąś pielęgniarkę. Zaraz się zacznie! - zobaczyłem jeszcze, jak gryzie poduszkę z bólu i wybiegam z jej sali.<br />
<br />
<br />
******<br />
Jest! Nareszcie.<br />
Wybaczcie, że tak późno, ale nie miałam w ogóle głowy do pisania. W tygodniu brak czasu, praca w sobotę, no i dopiero dziś się jakoś za to zabrałam.<br />
Mam nadzieję, że jest jakikolwiek spójny.<br />
Kocham was!<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-p_vXFfiQNMA/VjW2jBITf-I/AAAAAAAABR8/XhSDgNGFZ28/s1600/01.11.2015%2B-%2B4" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-p_vXFfiQNMA/VjW2jBITf-I/AAAAAAAABR8/XhSDgNGFZ28/s1600/01.11.2015%2B-%2B4" /></a></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-51486804445241700242015-10-26T04:30:00.000+01:002015-10-26T04:30:03.760+01:00Niall zamówienieDla Oli B.<br />
<br />
<br />
<br />
Chłopaki czasem mnie wkurwiają. Chcą jeść, ale to ja oczywiście muszę iść im do sklepu! I jakby tego było mało, to Liam zrobił tak długą listę, że musiałem użyć mojej karty kredytowej, bo tyle ile dał dziś brunet na te zakupy, że nie wystarczyło. Eh, mimo tego są świetni.<br />
Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem, jak wpadam na kogoś. Torby pełne jedzenia porozwywały się i wszystko z nich powypadało na chodnik i trochę na ulicę. Dobrze, że nikt tędy nie jeździ.<br />
- Przepraszam... - usłyszałem cichy głos jakieś dziewczyny.<br />
- Jak chodzisz? Nie wiedziałaś, że szedłem?! Może kup sobie okulary, albo co! - zdenerwowany zacząłem zbierać wszystko z chodnika. Dobrze, że miałem w kieszeni zapasową torbę, inaczej musiałbym chyba nieść wszystko w bluzie.<br />
- Ja naprawdę przepraszam... Widziałam cię...<br />
- No to mogłaś ominąć!<br />
- Ale to wpadłeś na mnie! Szturchnąłeś mnie i poleciałam do tyłu, a teraz wydzierasz się, jak rozpuszczony dzieciak! Idiota - zatrzymałem się i spojrzałem na nią. Niska blondyneczka właśnie podnosiła się z chodnika, podtrzymując się dwiema kulami. Spojrzałem na jej nogi. Były zgrabne, ale prawa stopa była usztywniona w gipsie. Im dłużej się jej przyglądałem, widziałem podobieństwo do... Do mojej przyjaciółki, ale straciliśmy kontakt ze sobą sześć lat temu, gdy wyjechałem na studia do Londynu z Mullingar.<br />
- Em... Przepraszam, nie widziałem cię.<br />
- Oh, nieszkodzi - powiedziała wyraźnie zdenerwowana.<br />
- Ola? - zapytałem niepewny. W sumie nie mam pewności, że to ona. Ale ma podobny kolor włosów i głos...<br />
- Skąd wiesz, jak mam na imię? - zapytała, unosząj jedną brew do góry. Moja Olcia robiła to samo!<br />
- To ja, Niall. Nie pamiętasz mnie? - zapytałem i przybliżyłem się do niej, łapiąc lekko za ramiona.<br />
- Nialler? - zapytała słabo, wpatrując się w moje oczy.<br />
- Tak - przełknąłem głośno ślinę.<br />
- Tyle masz mi do powiedzenia po tylu latach?! - krzyknęła, wyrywając się z mojego uścisku. Stanęła kilka kroków w tył.<br />
- Ola, ja przepraszam. Możemy pójść do tej kawiarni? Porozmawiamy?<br />
Oburzona ruszyła pierwsza, zapewne chciała zrobić mi aferę, ale nigdy nie zrobi tego na ulicy. Weszła do przyjemniej kawiarni i zajęła stolik położony najdalej w pomieszczeniu i czekała, aż zacznę cokolwiek mówić.<br />
- No słucham? Wyjaśnij mi, dlaczego noe odezwałeś się do mnie słowem przez sześć lat!<br />
- Ja... Zawsze gdy przyjeżdżałem do domu i chciałem cię zobaczyć... Twoi rodzice mówili mi, że wyjechałaś do jakiejś szkoły w Londynie i że się minęliśmy.<br />
- I już? Może mam ci wybaczyć? Mieszkałam z rodzicami jeszcze trzy lata. Nie widziałam cię wtedy ani razu.<br />
- Ola... Ja naprawdę myślałem, że już tam nie mieszkasz! Twoja matka była tak przekonująca, że nie mógłbym jej nie uwierzyć. Ja chciałem zadzwonić, nie mogłem, bo zmieniłaś numer. Nikt go nie znał! Nie miej teraz pretensji, że się nie odezwałem - westchnąłem.<br />
- Gdybyś tylko chciał, znalazłbyś mnie - warknęła, podnosząc się z krzesełka i łapiącz a kule.<br />
- Zaczekaj - chwyciłem jej dłoń, uniemożliwiając dalsze ruchy. - Chcę odbudować wszystko.<br />
- Myślisz, że od tak wszystko będzie dobrze? - pstryknęła palcami, patrząc na mnie pytająco.<br />
- Nie. Dlatego chcę znowu być w twoim życiu. Tak jak kiedyś - wyciągnąłem do niej lekko zgięty mały palec, niepewnie łącząc go z jej. Nie wyrwała go.<br />
- Nie wiem, czy będzie tak, jak kiedyś - usiadła spowrotem na swoim miejscu.<br />
- Chcę sprawić, że tak będzie. Proszę Aleksandro. Zaufaj mi znowu - zawsze, gdy mówiłem do niej jej pełnym imieniem, spuszczała głowę w dół i uśmiechała się lekko. Tym razem pojawił się tylko nikły uśmiech.<br />
- Wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłam? Odzywałeś się tylko przez miesiąc, a potem zapadłeś się pod ziemię. To bolało blondasie! - powiedziała cicho, patrząc na swoje dłonie. Nie czekając na nic, chwyciłem je w swoje i złożyłem na jednej i drugiej całusy.<br />
- Wiem, wiem to. Przepraszam. Wiem, że to nic nie zmieni. Naprawdę chciałbym znowu móc nazywać się swoim przyjacielem - powiedziałem.<br />
<div style="text-align: justify;">
W końcu dotarło do mnie, że prawie utraciłem przyjaciółkę. W szkole była zawsze ze mną, nawet, jak wszyscy odwrócili się do mnie plecami.</div>
- Przytul mnie idioto - powiedziała, a ja od razu wstałem i przygarnąłem jej drobne ciałko do swojego torsu.<br />
- Ja też tęskniłem.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-9nXCmRD3OTk/ViwQS5UGlfI/AAAAAAAABQ8/4emZaNro2DA/s1600/25.10.2015%2B-%2B2" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://3.bp.blogspot.com/-9nXCmRD3OTk/ViwQS5UGlfI/AAAAAAAABQ8/4emZaNro2DA/s320/25.10.2015%2B-%2B2" width="192" /></a></div>
<br />
******<br />
Wybacz mi Olciu, jeśli nie jest do końca taki, jaki chciałaś. :(<br />
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-80605960007312462712015-10-25T01:33:00.001+02:002015-10-25T09:58:22.785+01:00Rozdział 69*** Oczami Ewy ***<br />
<br />
Ta cała chora sytuacja na parkingu nie powinna mieć miejsca. Mimo, że byli przy nas ochroniarze, to i tak nie udało im się nas ochronić należycie.<br />
Gdy Louis o tym usłyszał... Musiałam oddać telefon mamie, bo teraz nie mogę się denerwować. Brunet przyjechał w kilka godzin po moim telefonie z Nowego Yorku.<br />
Siedzi ze mną cały czas. Wygonił mamę z sali do domu, a sam nie opuszcza mnie na krok.<br />
- Rozpoznałabyś go na zdjęciu?<br />
- A co to da? Nie znajdziesz go - westchnęłam. Louis chce go znaleźć by poniósł konsekwencje swojego zachowania. Sama jestem zdania, że go nie znajdzie...<br />
- A jeśli coś by stało się tobie? Albo maleństwu? Chyba bym go zabił! - oburzył się. Postanowiłam zlewać jego wybuchy, by się nie denerwować. Lekarz powiedział, że takie silne emocje lub nawet nerwowa sytuacja może przyspieszyć poród lub źle wpłynąć na dzieciątko, a przecież tego nie chcemy.<br />
Jak to się stało?<br />
Byłam na zakupach. Po prostu, chciałam kupić kilka ciuszków dla maleństwa. Gdy już miałyśmy z mamą jechać do domu, na parkingu zatrzymało nas kilku paparazzi.<br />
Pytali głównie o trasę i o to, jak mają się chłopcy. Gdy nie chciałam odpowiedzieć na jakieś pytanie, którego treści nie pamiętam, jeden z tych reporterów od tak powiedział, że jestem nic nie wartą suką, skoro trzymam uparcie język za zębami i pewnie sporo zapłacili mi za to, żebym siedziała cicho i nie mówiła nikomu, że dziecko nie jest Louisa, bo on jest tym cudownym piosenkarzem. Dodał coś jeszcze, ale teraz nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć. Nie mam nawet zamiaru, bo znowu się zdenerwuję. Te słowa i całe zamieszanie z nimi zadziałało podwójnie i zemdałam.<br />
Nie powiedziałam wszystkiego Lou. Byłby jeszcze bardziej rozwścieczony. Tamten reporter uciekł, a reszta dostała zakaz pisania o tym, co widzieli i słyszeli. Dla medii po prostu zasłabłam.<br />
- Louis, nic nam nie jest. Teraz wszyscy będą bardziej uważni - powiedziałam, trzymając jego dużą, ciepłą dłoń.<br />
<div style="text-align: justify;">
- No raczej. I ja tego dopilnuję, skrabie - zapewnił mnie. W to nie wątpiłam. Nie raz pokazał, jak bardzo mu zależy na mnie i teraz na dziecku.</div>
Mówicie, co chcecie, ale to po prostu ideał.<br />
- Hej! - do mojej sali weszli Marlena i Harry. Dziewczyna rzuciła się na mnie, mocno przytulając i od razu pytając, czy wszystko okej.<br />
- Tak, tak - powiedziałam, gdy już mnie puściła. Harry też mnie przytulił, ale lżej.<br />
- Jak to się stało w ogóle? - zapytał Harry.<br />
- Zwyzywał ją, jak leciało, a cały stres wziął górę - streścił mu Lou, to co mu powiedziałam.<br />
- Ale już dobrze? - zapytała Mar, kucając po drugiej stronie mojego łóżka i trzymając mnie za rękę.<br />
- Tak. Lekarz kazał mi odpoczywać i nie denerwować się. A propos', pogodziliście się w końcu? - zapytałam, skoro oboje już tu są.<br />
- Tak - szepnęła Marlenka z wielkim uśmiechem na twarzy.<br />
- No nareszcie! - powiedziałam, uśmiechając się do niej i do lokowatego. Na obu twarzach widniały szczere uśmiechy.<br />
<br />
*** Pięć dni później ***<br />
<br />
W końcu wyszłam ze szpitala. Louis nie omieszkał siedzieć przy nas cały ten czas, przez co musieli odwołać cztery komcerty. Przez co źle mi z tym. Tyle osób ich nie zobaczyło, nie usłyszało, a to tylko dlatego, że jakiś idiota chciał informacji.<br />
- Nie wiem, czym ty się przejmujesz. Te koncerty będą w innym terminie - uspokoił mnie mój narzeczony, gdy mu o tym powiedziałam.<br />
- No dobrze.<br />
Poprawił mi poduszkę pod plecami i zapytał, czy wygodnie. Gdy potwierdziłam, że tak, usiadł obok mnie na moim łóżku w pokoju.<br />
- Jutro już wracam - powiedział smutno, bawiąc się moim palcem, na którym widniał pierścionek zaręczynowy od niego.<br />
- Wiem. I obiecuję, że do twojego powrotu nie wyjdę z domu - powiedziałam, uśmiechając się.<br />
- Akurat. Po prostu, olewaj co oni do ciebie mówią. Ty wiesz lepiej, jak jest. Oni nie mają prawa osądzać się za nic.<br />
- Dziękuję - wtuliłam się w jego tors. Chłopak schylił się i złożył na moich ustach słodki pocałunek, który przerodził się w kolejne, coraz bardziej zachłanniejsze. Moja dłoń znalazła się we włosach Lou, a jego obie dłonie na mojej talii, przyciągając bliżej siebie.<br />
- Kocham cię - wyszeptałam między pocałunkami. Jego prawa dłoń zjechała niżej za talię, sprawiając, że po plecach przeszły mi ciarki.<br />
- Ja ciebie mocniej - odpowiedział, wkładając lewą dłoń pod koszulę. Zachichotałam, gdy jego palce musnęły skórę koło żeber.<br />
Położył mnie na łóżku i zaczął całować drobnymi całusami moją szyję. Jego prawa dłoń zaczęła sunąć po moim lewym udzie w górę. Chciał mi odpiąć dwa górne guziki koszuli, ale do naszego pokoju wpadła jak torpeda Diana. Zatrzymała się w pół kroku, zauważając nas w jednoznaczej sytuacji. Louis jęknął przeciągle i schował twarz w poduszce obok mnie.<br />
- Przepraszam... Ale Sam dzwoni do ciebie i nie może się dodzwonić. Mam coś mu powiedzieć? - zapytała dziewczyna, odwracając głowę w stronę korytarza.<br />
- Powiedz mu, że potem zadzwonię.<br />
- Okej. Aha i następnym razem zapukam - rzekła, zanim wyszła z mojego pokoju. Zaśmiałam się z całej sytuacji i spowrotem usiadłam na łóżku.<br />
- A zapowiadało się tak dobrze... - westchnął przeciągle niezadowolony obrotem sprawy Louis.<br />
- Oj no już. Daj buziaka - przełożyłam ręce na jego barki i przyciągnęłam do siebie, by go swobodnie pocałować.<br />
- To może jednak... - zaczął kolejny raz błądzić ustami po mojej szyi i ustach, gdy nie zapukała moja mama.<br />
- Tak? - zapytałam lekko zła. Nie dadzą nam chwili spokoju!<br />
- Zjecie coś? Robię kolację to może byście chcieli herbatę, albo kanapki? - schowałam twarz w dłonie i jęknęłam żałośnie.<br />
- Mamo...<br />
- Tak córeczko?<br />
- Możecie dać nam czas dla siebie? Możecie nam nie przeszkadzać?!<br />
- No dobrze, ja tylko...<br />
- Idź mamo, nic nie chcemy!<br />
Kobieta poszła, a ja kazałam Louisowi zamknąć drzwi na klucz.<br />
- To na czym skończyliśmy? - wdrapał się na łóżko, zdejmując przez głowę białą koszulkę.<br />
- Chyba wiem na czym - zgasiłam światło i wróciliśmy do zajmowania się sobą.<br />
<br />
**** Rano ****<br />
<br />
Przekręciłam się na drugi bok, wtulając bardziej w rozgrane ciało mojego narzeczonego. Zasnęłabym, gdyby nie nagłe, głośne walenie w drzwi.<br />
- Czego?! - warknął pół przytomny Louis.<br />
Przetarłam zaspane oczy i okryłam się szczelniej kołdrą, rozbudzając się całkowicie.<br />
- Louis, w południe mamy samolot do Nowego Yorku. Musisz się ogarnąć. Dochodzi dziesiąta - mój facet, jak na zawołanie zerwał się z łóżka i zniknął w łazience.<br />
- Dzięki Liam! - krzyknęłam tylko. Chłopak po drugiej stronie drzwi zaśmiał się.<br />
- Nie ma sprawy. Chodźcie na śniadanie.<br />
- Dobra.<br />
Louis wyszedł w tym czasie z łazienki w samym ręczniku na biodrach i mokrymi włosami.<br />
- Nie dadzą nam chwili dla siebie - westchnął i stanął przed szafą, wyciągając z niej czarną koszulkę bez napisów, bokserki i szare spodnie dresowe.<br />
Ja w tym czasie wstałam z łóżka, założyłam na siebie satynowy, czarny szlafrok, który sprezentował mi dwa dni temu Louis. Był dość duży, więc spokojnie zakrywał mój duży brzuch.<br />
- Jak się czuje dziś mój kociak? - przygarnął mnie do siebie i dał buziaka.<br />
- Świetnie - odpowiedziałam przez pocałunek.<br />
- Uhm... Ubierz się i zejdziemy na to śniadanie - powiedział do mnie, odrywając się ode mnie na kilka centymetrów.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-LiyaSdBT-i8/ViwQS5CI7bI/AAAAAAAABQ0/0ve6zFqZt1E/s1600/25.10.2015%2B-%2B1" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://4.bp.blogspot.com/-LiyaSdBT-i8/ViwQS5CI7bI/AAAAAAAABQ0/0ve6zFqZt1E/s320/25.10.2015%2B-%2B1" width="221" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
******<br />
<br />
Udało mi się napisać jakiś sensowny rozdział.<br />
Chyba?<br />
Nie wiem czy kolejny będzie za tydzień. Postaram się.<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<span style="color: red; font-size: large;">Jest już rozdział na niani!!!</span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-73537897933461891212015-10-18T11:00:00.002+02:002015-10-21T18:38:13.531+02:00Rozdział 68 *** Oczami Marleny ***<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Pierwszego dnia u rodziców było trochę sztywno. A raczej to ja sprawiałam, że tak było. Jedynym moim ratunkiem wtedy była Inez, nasza gosposia.</div>
- Daj im szansę Marlenko, oni naprawdę się zmienili. Jak tylko dowiedzieli się o dziecku, byli całkiem inni - przyszła do mnie pierwszego wieczora po moim przyjeździe, ciekawa wszystkiego. Z radością opowiedziałam jej wszystko jak najbardziej skrótowo.<br />
- No właśnie, Inez. Jak dowiedzieli się o dziecku. Gdyby nie to, pewnie nic by się nie zmieniło.<br />
- Pewnie masz rację...<br />
<br />
Mama pozwoliła mi zająć się pod okiem Inez, małą. Ona jest urocza. Ma ciemne włoski, duże niebieskie oczka i uśmiecha się do mnie radośnie za każdym razem. Siedziałam z nią w salonie i trzymałam na kolanach, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Usłyszałam, jak mówi, że otworzy i potem szczęk otwieranych zamków w drzwiach.<br />
- Tak?<br />
- Hello.<br />
Słysząc to słowo, ten głos, serce zaczęło mi szybciej bić, ale odgoniłam myśl, że to on. Dopiero gdy wszedł do domu i zaprowadzony przez gosposię do salonu, stanął przede mną, wiedziałam, że to on.<br />
Nie wiedziałam, jak mam się zachować, co zrobić. Objęłam dziewczynkę mocniej i wstałam, stając przed nim.<br />
- Hej Marlena - powiedział spokojnie.<br />
- Cześć Harry - odpowiedziałam ledwo słyszalnie. - Inez! - zawołałam kobietę. Oddałam jej małą, by mieć wolne ręce.<br />
- Marlena, kto przyszedł?! - do salonu weszła mama. O Boże, już po mnie. Podeszła do mnie i stając obok mnie, przywitała się z Harrym, uprzednio pytając mnie, czy to on.<br />
- Proszę, to dla ciebie. Marlena, porozmawiajmy - wręczył mi bukiet pięknych czerwonych róż i złożył dłonie jak do modlitwy i patrzył błagalnie.<br />
- No dobrze, chodź.<br />
Ruszyłam pierwsza do swojego pokoju, a on za mną. Weszłam, a on zamknął drzwi. Podeszłam do okna i wpatrzona w krajobraz za oknem, zapytałam:<br />
-Po co przyjechałeś? Powiedziałam ci, żebyś dał mi spokój!<br />
- Dałem ci trzy dni. Trzy pieprzone dni! Nie mogę tak dłużej. Ja cię kocham. Wiem, że zrobiłem źle i że trudno ci to wybaczyć, ale spróbujmy jeszcze raz, od początku - poczułam jego obecność za swoimi plecami. Biło od niego ciepło.<br />
- Jeszcze raz? Żebyś znowu mnie skrzywdził? - odwróciłam się w jego stronę i patrzyłam nieprzerwanie w jego zielone oczy.<br />
- Nie! Już nigdy tego nie zrobię. Nigdy cię już nie skrzywdzę - powiedział i jego lewa dłoń pojawiła się na mojej talii, przyciągając do siebie, zaraz po tym dołączyła druga.<br />
Westchnęłam i oparłam głowę o jego tors. Słyszałam, jak mocno bije mu serce. Tęskniłam za jego dotykiem.<br />
- Dobrze - wypuściłam powietrze, które nie wiem kiedy zalegało w moich płucach, chcąc wydostać się z nich.<br />
- To znaczy tak? Spróbujemy? -zapytał uradowany.<br />
- Tak.<br />
Odsunął mnie od siebie i powoli sam zbliżył się i złączył nasze usta, lekko je ze sobą stykając.<br />
- Dziękuję - szepnął mi na ucho, gdy przytulił mnie.<br />
Brakowało mi tego, a świadomość, że mu nie wybaczę, jeszcze bardziej yo potęgowała.<br />
- Proszę cię Harry, nie zniszcz tego - spojrzałam na niego smutnymi oczami.<br />
- Oczywiście. Nigdy nie będziesz już przeze mnie płakać. No chyba, że ze szczęścia -uśmiechnął się i ponownie zamknął w swoich wielkich ramionach.<br />
- Kiedy wracasz? - zapytałam, nadal w niego wtulona.<br />
- Wracam z tobą.<br />
- Ale ja tu zostaję tydzień - powiedziałam. - A ty masz trasę.<br />
- Wiem. Ale powiedziałem, że nie wrócę bez ciebie.<br />
- Oh... No dobrze. Możesz tutaj nocować. Ze mną, może być? - pokazałam na swój pokój.<br />
- Gdziekolwiek, byle z tobą - cmoknął mnie w czoło.<br />
Usłyszeliśmy nagle pukanie do drzwi. Odsunęliśmy się od siebiw na kilka centymetrów. W drzwiach pojawiła się głowa mojej mamy.<br />
- Obiad już jest. Zapraszam -powiedziała po angielsku, uśmiechając się do Harry'ego. Podziękowaliśmy i po kilku minutach zeszliśmy na dół.<br />
Przy stole siedział już ojciec, a my z Harry'm krzesełko dalej. Gdybym widziała, w co przerodzi się ten obiad, to przysięgam, że schowała bym go pod łóżkiem, a nie wciągała na obiad.<br />
- Czym się zajmujesz? - zapytał tata, zaraz po tym, jak Harry powiedział do niego, by mówił do niego po imieniu.<br />
- Jestem piosenkarzem. Śpiewam w zespole.<br />
Ojciec pokiwał tylko na to głową i zjadł trochę makaronu. Spytał go chyba o wszystko. A co, a gdzie, ile, z kim. Domyślam się, że był po prostu ciekawy, ale nie leżało mi to, że wypytał go po prostu o wszystko.<br />
Po obiedzie poszliśmy na spacer, pokazałam Harry'emu uroki Polski. Byliśmy w parku, nad jeziorkiem, na dworcu itp. Oczywiście Harry miał na sobie stary rozciągnięty szary dres ojca, czarne okulary i szalik na ustach. Wyglądał zabawnie, ale na szczęście nikt nie skojarzył go z tym, że to właśnie Harry Styles.<br />
<br />
Wróciliśmy do domu prawie pod wieczór i już czekała na nas niespodzianka.<br />
- Harry, twój telefon cały czas dzwoni - podałam mu go, nie patrząc, kto dzwoni.<br />
- Dzięki. Halo? - odebrał. Słyszałam, jak po drugiej stronie Louis coś krzyczy do niego. Zdziwiłam się, bo przecież brunet jest spokojny, a raczej odstający od kłótni. - Poczekaj, powoli. Gdzie jesteś? Mamy przejechać? -tamten coś mu powiedział, na co Harry spojrzał na mnie. Zaczynam się bać... - Dobra, jutro będziemy.<br />
- Co się stało?<br />
- Ewa jest w szpitalu.<br />
- Co? - zerwałam się łóżka.<br />
- Podobno jakiś paps zapytał ją o coś, jak była na zakupach z Dianą i tak bardzo się przejąła tym, że zemdlała na środku drogi. Teraz jest w szpitalu.<br />
- O Boże drogi. Muszę do niej jechać! - już miałam się pakować, ale jego ręce powstrzymały mnie.<br />
- Jest teraz jakiś samolot do Londynu?<br />
- Nie - bezsilnie oparłam się o jego tors. - Ona mnie potrzebuje Harry - jęknęłam, odwracając się do niego.<br />
- Wiem. Pojedziemy jutro rano, kupimy bilety na najwcześniejszy samolot, dobra?<br />
- Uhm - odpowiedziałam tylko i przytuliłam go. - Mówiłam ci już, że cię kocham?<br />
- Chyba nie - udał zamyślonego.<br />
- Bardzo bardzo mocno cię kocham.<br />
- Ja ciebie też mój Aniele.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
*******<br />
Przepraszam, że rozdział taki lipny, ale nie mam jakoś na nie weny...<br />
Mam nadzieję, że kolejny będzie lepszy i nie wiem, czy pojawi się za tydzień w niedzielę. Chyba przestanę na jakiś czas publikować, byście nie czytali takiego gówna. Skupię się na Ewie i Lou. Jeśli uda mi się coś fajnego napisać to oczywiście dam go wam.<br />
Mam nadzieję, że będziecie dzielnie czekać.<br />
<div style="text-align: justify;">
Na niani też macie rozdział, zapraszam!</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-63871499895259759612015-10-14T21:39:00.000+02:002015-10-14T21:39:09.192+02:00Louis zamówienieMiss_Mikka_B<br />
<br />
<br />
- Jaka ona jest? - zapytał mnie Niall, ciekawy mojego kolejnego spotkania z Nasty.<br />
- Słodka, urocza, zabawna, miła, wygadana i trochę pyskata. Ma niebieskie oczka, mały nosek...<br />
- Wow, zwolnij!<br />
- No co? Chciałeś wiedzieć - upiłem łyk alkoholu ze szklanki. Siedzieliśmy na kanapie w moim domu i czekaliśmy na nią. Znaczy ja czekałem, bo blondas zaraz się ulotni.<br />
- Dobra, dobra - usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.<br />
- To ona - powiedziałem, spoglądając na zegarek, który wskazywał godzinę szóstą wieczorem.<br />
- Spadam, bawcie się dobrze - Niall podniósł się z fotela i skierował na korytarz. Założył kurtkę i otworzył drzwi. - Mnie nie ma - wyminął zdzwioną dziewczynę. Ta stała w tym samym miejscu nie wiedząc co zrobić. Podszedłem do niej i zaprosiłem do środka.<br />
- Zapraszam. To Niall, mój kumpel. Zawsze robi dobre wrażenie, prawda? - powiedziałem, dobierając od niej kurtkę.<br />
- Tak - zachichotała nerwowo.<br />
Przeszliśmy do kuchni, gdzie stał nakryty stół, a na nim talerze, kieliszki do wina, czerwone, palące się już świece i jedzenie, szczelnie zamknięte by nie wystygło.<br />
- Proszę - odsunąłem jej krzesło, by wygodnie usiadła.<br />
- Dziękuję - zachichotała.<br />
<br />
Po kilku tygodniach zostaliśmy parą. Dziś, Nasty przychodzi do mnie. Spędzamy ze sobą prawie każdy wieczór.<br />
- Hej - przyciągnąłem ją do siebie, jak tylko znalazła się w progu mojego domu.<br />
- Hej - zaśmiała się i cmoknęła mnie radośnie w nos. - Jakie plany na dziś?<br />
- Może spędzimy go... Bardziej czynnie niż biernie? - uśmiechnąłem się do niej i puściłem oczko. Dziewczyna od razu przeszła do rzeczy i pocałowała mnie. Przeszliśmy do mojej sypialni.<br />
Ściągnąłem swoją białą koszulkę z czerwonym napisem VANS i poczułem jej dłonie na plecach. To samo zrobiłem z jej koszulą w kratę. Już miałem przechodzić do jej spodni, gdy przerwał nam dzwonek do drzwi.<br />
- Zapraszałeś jeszcze kogoś? - sapnęła i odsunęła się ode mnie. Jęknąłem przeciągle, pewny, że to Horan. W samych spodniach ruszyłem do drzwi. Szarpnąłem za klamkę i za nimi ukazała mi się Briana.<br />
- Czym zawdzięczam twoją wizytę w moim domu?<br />
- Musimy porozmawiać - bez zaproszenia weszła do środka.<br />
- Ej, jestem zajęty!<br />
- Nie obchodzi mnie to. Przyszłam tu, bo mamy o czym rozmawiać - z torby wyciągnęła jakiś długi papier i podała mi go.<br />
- Co to jest?<br />
- USG. Jestem w ciąży i to twoje dziecko - powiedziała. Wgapiałem się w te zdjęcia, w ogóle nie rozumiejąc co do mnie powiedziała. Nagle usłyszałem trzask drzwi i Nasty wybiegającą z sypiani.<br />
- Nasty! Zaczekaj, wyjaśnię to! - pobiegłem za nią, gdy opuściła mój azyl.<br />
- Co ty sobie myślałeś?! Że co, spotkałeś jakąś naiwną idiotkę, którą zaciągniesz do łóżka? Że...<br />
- Hej... Uspokój się. Ja...<br />
- Puść mnie idioto! - wyrwała się i dała mocno z liścia. Zabolało. - Koniec z nami. Wychowaj sobie to dziecko z nią, a o mnie zapomnij!<br />
- Nasty!<br />
Stałem przed swoim domem, patrząc jak moja miłość odchodzi ode mnie. Miała spuszczoną głowę, wiatr rozwiewał jej śliczne, długie włosy. Wróciłem do domu, wściekły. Nie dość, że blondynka zniszczyła świetnie zapowiadający się wieczór, to na dodatek spierdoliła mój związek z Nasty!<br />
- Specjalnie to zrobiłaś?! - wrzasnąłem i rzuciłem tymi zdjęciami o stół.<br />
- Nie. Musisz ponieść konsekwencje tego, co robisz po pijanemu - powiedziała zła.<br />
- To ty zaciągnęłaś mnie do tego pokoju. Dobrze to pamiętam. I nie wmawaj mi, że tylko ze mną przespałaś się w tamtym czasie - zaśmiałem się. Co jak co, ale seks to ona lubi.<br />
- Nie prawda. Jestem w drugim miesiącu ciąży Louis. Czy tego chcesz czy nie, będziesz musiał uznać ojcostwo. Inaczej pójdę do sądu o alimenty - po tych słowach wyszła, trzaskając mocno drzwiami.<br />
<br />
Od tamtego dnia minął rok. Aż rok. Cóż, próbowałem rozmawiać z Nasty, prosić o drugą szansę, ale ona mówiła nie, dla naszego związku. Nadal bardzo ją kocham. Nic się nie zmieniło. Gdy obiecałem jej, że zrobię badania na ojcostwo, ostatecznie zgodziła się wszystko jeszcze raz przemyśleć i zastanowić się nad tym wszystkim. Nie dziwię jej się. Jest mi nadal źle, że nie powiedziałem jej na początku o Brianie, jak rozmawialiśmy o swoich byłych. Blondynka nie była zwykłym, przelotnym romansem. Oboje korzystaliśmy z naszej relacji. Powinienem jej o tym powiedzieć. A Nasty czuje się teraz podwójnie oszukana.<br />
Ale w końcu zrobiłem coś, co rozwikła wszyskie moje problemy. Tydzień temu zrobiłem bez wiedzy Briany, test na potwierdzenie ojcostwa. Po prostu nie wierzyłem w jej zapewnienia o tym, że Michael to mój syn.<br />
<div style="text-align: justify;">
- Dzień dobry, polecony do pana - listonosz wręczył mi dużą białą kopertę i poszedł dalej, a ja bez zastanowienia założyłem kurtkę i pojechałem samochodem do Nasty. Zapukałem i czekałem aż otworzy. Zdziwiona, wpuściła mnie do środka i zaczęła mówić:</div>
- Louis... Ja... Myślę sobie, że moglibyśmy jednak spróbować. Wiem, jak bardzo się starałeś przez ten rok i to mi bardzo imponuje. Trudno jest mi z myślą, że chłopak którego kocham na dziecko z inną kobietą...<br />
- Wiem, wiem Nasty. Mam tutaj coś. Chcesz to otworzyć? - podałem jej kopertę rozemocjonowany. Rozpierała mnie wielka nadzieja, bo z jednej strony dała mi jakby szansę no i z drugiej te wyniki.<br />
- Co to?<br />
- Wyniki badań na ojcostwo - powiedziałem, zdejmując kurtkę i wieszkając ją na oparciu krzesełka.<br />
- Zrobiłeś je?<br />
- Tak. Dla ciebie wszystko - podszedłem i niepewnie objąłem jej talię swoimi dłońmi. Nie odsunęła się. Zaczęła otwierać kopertę.<br />
- Z badań przeprowadzonych dnia... - zaczęła czytać, a mnie przeszła przez głowę myśl, że jednak nie mam racji i to dziecko jest moje. A może jednak nie? Zaczeły mi się pocić ręce z tego wszystkiego. - ... Wynika, iż pokrewieństwo Louisa Wiliama Tomlinsona nie jest zgodne z DNA...<br />
- Nie jest?! O mój Boże, dziękuję! - krzyknąłem z radości, przerywając jej i zakręciłem w koło ciałem drobnej dziewczyny.<br />
- Louis, przestań! - postawiłem ją na podłodze i spojrzałem z ogromną nadzieją w oczach.<br />
- Więc jeśli mamy potwierdzenie, czy możemy spróbować od początku? Bez tajemnic i dziecka Briany? - zapytałem niepewnie.<br />
- Mówiłam ci już, że tak! - zbliżyła swoją twarz do mojej i pocałowała mocno i namiętnie. Odetchnąłem z ulgą.<br />
- Tak bardzo tęskniłem za tobą - oparłem swoje czoło o jej.<br />
- Ja za tobą też.<br />
Teraz nie liczyło się nic, oprócz Nasty i jej cudnego uśmiechu.<br />
<br />
<br />
<br />
*****<br />
Kolejny zamówiony:)<br />
<3Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-80273093487011770082015-10-11T07:57:00.000+02:002015-10-11T07:57:11.945+02:00Rozdział 67*** Oczami Marleny ***<br />
<br />
Wyszłam z sali Diany jak najszybciej. Nie mogłam dłużej tam z nim być. Jak tylko go zobaczyłam, zamarłam na moment. Nie wiedziałam, czy zostać czy od razu wyjść... Nikt na szczęście tego nie widział. Od chwili przekroczenia przeze mnie progu jej sali, czułam na sobie jego wzrok. Dlatego wyszłam. Nie chciałam być z nim w jednym pomieszczeniu, to dla mnie za dużo. Za wcześnie. Moja podświadomość ciągle podsuwa mi te okropne sceny z tego porno. Nie mogę się ich wyzbyć z głowy, nie mogę zapomnieć.<br />
Siedząc teraz na łóżku, nie mogę uwierzyć, jak bardzo Harry mnie zmienił. Rok temu nie płakałabym po nim jak głupia nastolatka. Po prostu zakończyłabym naszą znajomość prosto i wyraźnie.<br />
Ale to właśnie Harry Styles. Najpierw cię w sobie rozkocha, naobiecuje gruszek na wierzbie, a potem pójdzie do łóżka z pierwszą lepszą.<br />
<div style="text-align: justify;">
Pozwalałam mu prawie na wszystko w naszym związku. Mogę powiedzieć, że na różne takie ' <i>podniety</i> ' też, nie byłam " <i>nietykalska</i> ". Ale jemu i tak było mało, więc skorzystał z okazji. Powinnam przewidzieć coś takiego. Już na początku. To facet, jego obietnice nie są do końca obietnicami. Powinnam liczyć się z tym, że tej obietnicy nie dotrzyma, że mnie zdradzi. I nie ma tu mojej winy. Alkohol zrobił wszystko. </div>
<br />
- Marlena! Jesteśmy już! - słyszałam z dołu wołanie Ewy.<br />
Zeszłam do nich. Gdy dziewczyna spojrzała na mnie, nic nie powiedziała, tylko po prostu przytuliła. Wtuliłam się w nią i rozryczałam. Znowu. Jestem taka słaba.<br />
- Chodź - weszłyśmy do mojego pokoju i usiadłyśmy na łóżku. Otarłam policzki z łez i westchnęłam, by się uspokoić.<br />
- Nie pytaj dlaczego wyszłam.<br />
- Wiem, dlaczego wyszłaś. Nie miałam zamiaru nawet. Chcę tylko posiedzieć z tobą.<br />
- Zobacz co on ze mną zrobił. Zobacz. Zniszczył mnie.<br />
- Co? - zapytała zdziwiona. - Jak to cię zniszczył?<br />
- Ile razy ja ryczałam przez faceta, co?<br />
- No... - widziałam, jak przez chwilę się zastanawia, ale nic potem nie mówi.<br />
- No właśnie. Ani razu.<br />
- Marlena, kochasz go. Cierpisz, bo zrobił coś niewybaczalnego. Ale go kochasz.<br />
- Co z tego? Nie mogę na niego patrzeć. Jak zamknę oczy widzę... To. Boże, wariuję. Albo już zwariowałam.<br />
- Nie martw się, nie zwariowałaś.<br />
Chciałam coś jeszcze dodać, ale przerwał mi dzwoniący telefon. Myślałam, że to Harry, ale nie, to nie on. To moja mama. Spojrzałam zdziwiona na przyjaciółkę, nie wiedząc czy odebrać.<br />
- Odbierz. Ja pójdę zrobić coś na obiad.<br />
Dziewczyna wstała z łóżka i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę na ekranie.<br />
- Halo?<br />
- Witaj córeczko - usłyszałam po drugiej stronie dawno nie słyszany przeze mnie głos mamy.<br />
- Świetny moment sobie wybrałaś, nie ma co - warknęłam lekko zła. Jak nie Harry, to ona!<br />
- Jesteś zajęta? To może zadzwonię późnej...<br />
- Nie! To znaczy nie jestem zajęta - westchnęłam, by się uspokoić.<br />
- Co tam u ciebie? Jak się masz, jesteś zdrowa?<br />
- Tak, jest okej. A u was? - zapytałam z grzeczności.<br />
- Też dobrze. Masz siostrzyczkę.<br />
- Faj... Co? Jaką siostrzyczkę? - zdziwiłam się.<br />
- Eliza. Nie pamiętasz? Dzwoniłam do ciebie... Dość dawno temu i powiedziałam, że jestem w ciąży - wraz z tymi słowami, przypomniałam sobie wtedy tą sytuację.<br />
- No tak, pamiętam. J... Jak się ma? Zapisałaś ją na balet? - powiedziałam kpiąco.<br />
- Marlena, ona ma cztery miesiące, co ty wygadujesz? - oburzyła się. Przewróciłam oczami na jej słowa.<br />
- Nie ważne.<br />
- Może odwiedzisz nas, małą i Inez? Gosposia za tobą tęskni.<br />
- A ty? A ojciec? Tęsknicie za mną? - zapytałam. Wiem, że Inez za mną tęskni. Była dla mnie jak matka. Uważałam ją za nią.<br />
- Oczywiście! Jesteś naszą malutką, kochaną Marlenką!<br />
- Nie... Nie wiem. Zastanowię się.<br />
- Eh... No dobrze. My tutaj na ciebie czekamy, pamiętaj.<br />
- Pa.<br />
- Na razie! - rozłączyłam się. W ogóle zapomniałam o tym, że matka była w ciąży! Nie wiem, co myśleć.<br />
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Skierowałam się na dół, skąd dochodziły do mnie głosy Ewy i jej mamy, no i zapach czegoś dobrego.<br />
- Co dobrego zrobiłaś? - zapytałam, wchodząc do pomieszczenia. Mama dziewczyny stała przy kuchence, a ona sama siedziała przy stole.<br />
- Zapiekanki domowej roboty będą. Mama ich pilnuje. Ja się trochę źle poczułam.<br />
- Co? Coś nie tak?<br />
- Nie, tylko słabo mi się zrobiło. To z tych emocji - machnęła ręką i poprawiła się na krześle.<br />
- Ale już okej? - dopytałam.<br />
- Tak, już dobrze. Nie martw się tak o mnie - poklepała mnie lekko po dłoni, śmiejąc się.<br />
- To cię śmieszy? A jakby coś ci się stało? Nie przeżyłabym bez ciebie - powiedziałam zgodnie z prawdą. Ewa jest jedyną osobą, która mimo wszystko nie zostawiła mnie.<br />
- Przepraszam no. Ja bez ciebie nie dałabym sobie rady - wstałam i przytuliłam ją. - No już. Starczy. A teraz opowiadaj. O czym rozmawiałyście.<br />
- W sumie to niewiele do niej mówiłam. Chciałam być milsza, ale mi nie wyszło. Wiem tylko, że mam czteromiesięczną siostrzyczkę.<br />
- Tak. Widziałam ją, przesłodkie maleństwo - wtrąciła się pani Marzena.<br />
- Aha. No i zapytała, czy nie chciałabym przyjechać do Polski.<br />
- Co ty na to? - zapytała Ewa.<br />
- Powiedziałam, że się zastanowię.<br />
- Myślę, że powinnaś pojechać. Chociaż na kilka dni. Może wasze relacje choć trochę by się poprawiły - powiedziała. Boże, czemu ona zawsze ma rację? No tak, to moja przyjaciółka, musi ją mieć.<br />
- Myślisz? - popatrzyłam na nią niepewnie.<br />
- Jasne!<br />
- No dobrze. Pojadę. Kilka dni wystarczy. Najwyżej wrócę pokłócona z całym światem.<br />
- E tam. Nie myśl tak! Będzie dobrze, tylko nie daj się ponieść emocjom i nie wyskakuj od razu z krytyką, bo za daleko to nie pójdziesz w ten sposób.<br />
- Dzięki, mój ty psychologu. Jesteś kochana - przytuliłam ją.<br />
- Staram się.<br />
- Gotowe! - Pani Marzena postawiła na stole drewnianą tacę a na niej kilka zapiekanek i ketchup. Dobre.<br />
<br />
*** Oczami Ewy ***<br />
<br />
Dwa dni później Marlena wyleciała do Polski. W tym samym dniu do domu wróciła Diana z małym Nathanem. On jest taki słodziutki!<br />
Moja mama pomaga jej się ogarnąć a tym wszystkim, a i ja też się uczę, by nie powiedziała, że nawet dziecka nie umiem przewinąć, czy coś. Dobrze, że ją tu mamy.<br />
- Hej - powiedziałam cicho, po wejściu do pokoju Diany. Dziewczyna spojrzała na mnie przez moment i wróciła do patrzenia na synka.<br />
- Hej.<br />
Podeszłam do niej i również spojrzałam na małego. Spał sobie słodko w łóżeczku ustawionym pod oknem.<br />
- Jest śliczny. Podobny do ciebie - powiedziałam po chwili.<br />
- I do Paula. Ma jego nosek i brwi. Włoski też będzie miał ciemne, a ja przecież jestem blondynką - powiedziała smutno.<br />
- Może tak. Nie wiem, nie jestem w stanie powiedzieć. Ale na pewno wychowasz go na dobrego człowieka.<br />
- Mam nadzieję.<br />
Odwróciła się i usiadła na łóżku. Podążyłam za nią.<br />
- Jak tam z Mar?<br />
- Pojechała do rodziców, nie mówiła, kiedy wróci.<br />
- Dobrze, jej to zrobi. Mówiłaś Harry'emu?<br />
- Nie. Powiem mu, jak przyjdzie. Nie chcę, żeby za nią pojechał, czy coś. Muszą to sami załatwić. Jakoś.<br />
- Zayn mówił mi wczoraj, że ich koncert ledwi się udał, bo Harry ciągle mylił zwrotki w piosenkach i nic się nie odzywał.<br />
- Kiepsko z nim. Może obejrzymy dzisiejszą relację? - zapytałam. - Jestem w ogóle ciekawa ich trasy.<br />
- Okej. O której jest?<br />
- Naszego czasu i pierwszej trzydzieści w nocy.<br />
- Dobra i tak nie będę mogła spać, więc idę na to.<br />
- Okej.<br />
<br />
- I co myślisz? - zapytałam, zamykając laptopa.<br />
- Jeszcze go takiego nie widziałam. Wygląda gorzej niż siedem nieszczęść.<br />
- Tak. Chłopak naprawdę ją kocha i widzę, że żałuje - powiedziałam, opierając brodę o dłoń.<br />
- Co nie zmienia faktu, że ją zdradził.<br />
- Ale żałuje. Mam nadzieję, że dotrze to do Marleny.<br />
- Też mam taką nadzieję, ale idę do siebie. Dobranoc.<br />
- Dobranoc.<br />
Ja miałam zamiar coś jeszcze zjeść. Tak też w miseczce wylądowało trochę płatków śniadaniowych, które po prostu zaczęłam chrupać. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu, oznajmujący, że ktoś dzwni.<br />
- Halo? - odebrałam.<br />
- Cześć Ewa - po drugiej stronie usłyszałam dokonale znany mi głos Harry'ego.<br />
- No co tam Harry?<br />
- Mogę cię o coś zapytać?<br />
- O wszystko - odpowiedziałam.<br />
- Czemu nie śpisz?<br />
- I to jest to pytanie? - zaśmiałam się.<br />
- Nie, nie.<br />
- Po prostu nie mogę spać. O co chodzi?<br />
- Myślisz, że Mar mi wybaczy?<br />
- Ja...<br />
- Odpowiedz mi. <br />
- Musisz dać jej trochę czasu. Ona musi to sobie sama poukładać w głowie.<br />
- Ale powiedziała, że jeśli się nie odezwie po tygodniu to...<br />
- Nie wiem Harry. Chciałabym ci powiedzieć, że na pewno zaraz do ciebie wróci, ale nie mogę, bo nie wiem, czy tak będzie. Musisz czekać.<br />
- Oh... No dobra. Myślałem, że dasz mi jakąś nadzieję...<br />
- Nie chcę tego robić. Ona sama z tobą porozmawia. W swoim czasie, tylko musisz dać jej spokój.<br />
- Okej.<br />
- Będzie dobrze Hazz. Nie bądź taki smutny, co? Widziałam dzisiejszą relację.<br />
- Nie potrafię. Ciągle myślę o tym co mi powiedziała - westchnął.<br />
- Dasz radę. Na koncertach bądź dla fanów. Oni cię potrzebują, pomyśl sobie co czuli, gdy cię takiego wiedzieli - powiedziałam.<br />
- Może masz rację. Dobra, kończę, bo Louis patrzy na mnie spod oka...<br />
- Jest tam gdzieś? Dasz mi go?<br />
-Jasne.<br />
- Cześć kochanie - usłyszałam jego głos po drugiej stronie.<br />
- Hej Louis.<br />
- Czemu nie śpisz? U was jest druga w nocy!<br />
- Oglądałam wasz koncert i teraz nie mogę zasnąć. Nie denerwuj się - powiedziałam spokojnie.<br />
- No dobra. Mam świetną wiadomość.<br />
- Jaką? - zapytałam ciekawa. Wzięłam do ust kilka płatków.<br />
- Trasa jest skrócona. I dlatego będę w domu już w październiku.<br />
- Dlaczego tak?<br />
- Na koncerty w Listopadzie poszło mało biletów i stwierdzono, że połączą niektóre z tymi w październiku.<br />
- Wow, to świetnie! - ucieszyłam się. Tylo dwa miesiące jeszcze.<br />
- I niedługo będziemy razem. I naszą malutką.<br />
- Czekamy na ciebie.<br />
- Muszę kończyć. Pa kochanie.<br />
- Cześć.<br />
<br />
<br />
******<br />
Taki jakiś ten rozdział. Może dlatego, zespół pisany na szybko. Ale mam nadzieję, że jest w jakimś stopniu okej.<br />
<3Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-69590467460640471072015-10-09T02:41:00.000+02:002015-10-09T02:41:21.661+02:00Liam zamówienieDla smutnej Gabrysi, mam nadzieję, że jest już dobrze, skarbeńku??<br />
<br />
<br />
<br />
- Może coś ci przynieść? Jakieś owoce, albo jogurt? - zapytała mnie ciocia.<br />
- Nie - powiedziałam słabo. - Nie mam ochoty.<br />
- Ale musisz coś jeść. Od wczorajszego, śniadania nic nie przełknęłaś - powiedziała zrozpaczona ciocia. Kocham ją, jak własną matkę, która nie chciała się mną zajmować i po porodzie oddała w jej ręce. Mimo, że nigdy nie poznałam jej na żywo, tylko ze zdjęć, to dziękuję jej, że postąpiła właśnie tak. Przecież mogła zachować się inaczej, prawda? Mogła mnie zabić, a jednak tego nie zrobiła.<br />
Mimo tego, jak fajnie przeżyłam dzieciństwo, od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy biologiczna matka, miałaby wyrzuty sumienia, zabijając mnie już na początku mojego istnienia. Nie byłoby teraz tego wszystkiego. Ciocia nie musiałyby martwić się mną. Ja nie musiałabym przejmować ważnymi dla mnie osobami. Ani tym, co będzie dalej.<br />
Szczerze, nawet nie rozmawiałam na ten temat z ciocią. Znaczy, na temat tego, czy moja matka byłaby zdolna mnie zabić. Byłoby to dla niej przykra chwila. I tak ma teraz dużo problemów ze mną.<br />
Ale już niedługo.<br />
- Wiem, przepraszam. Ale ja naprawdę nie mam na nic ochoty.<br />
- Uschniesz - powiedziała, poprawiając mi poduszkę pod głową.<br />
- Co to za różnica czy umrę z wygłodzenia czy przez tą chorobę? I tak to nastąpi.<br />
Naomi westchnęła, ale nic nie powiedziała. Wiedziała, że mam rację. Że już nic nie da się zrobić.<br />
- Kiedy on przyjdzie? - zapytałam ją, zmieniając temat. Nie mogłam się doczekać, aż znów go zobaczę, mimo, że przychodzi do mnie codziennie.<br />
- Powinien niedługo być. Wiesz, że ich próby się przeciągają.<br />
- Wiem - westchnęłam żałośnie. Potrzebuję go teraz przy mnie.<br />
- Gabi, zjedz chociaż kawałek pomarańczy, co? - nadal nie odpuszczała.<br />
- No dobrze - zgodziłam się.<br />
Kobieta z radością na twarzy obrała ze skórki owoc i podała mi jego jedną cząstkę. Zjadłam powoli, ciesząc tym ją. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, a potem zza nich wychylił się Liam. Mój teraźniejszy chłopak i przyjaciel.<br />
- Jestem już - wszedł do środka, witając się z ciocią, a mnie całując lekko w usta. - Przepraszam, ale musieliśmy przećwiczyć ostatnią piosenkę.<br />
- Dobrze. To ja was zostawię. Przyjdę jutro. Do zobaczenia.<br />
Jutro może mnie już nie być...<br />
- Jak się czujesz kochanie? - zapytał i usiadł obok mnie na szpitalnym łóżku, uważnie mi się przyglądając.<br />
- Jest okej...<br />
- Znowu o tym myślałaś? - zna mnie lepiej niż Natasha, mimo, że to ona mnie wychowala i w ogóle. On wie to wszystko, czego ona nie wie, lub może się tylko domyślać.<br />
- Ja inaczej nie umiem...<br />
- Umiesz. Nie potrzebnie to robisz. Tylko się coraz bardziej się dołujesz. Nie mogę na to patrzeć.<br />
- Więc nie przychodź do mnie! Nie zmuszam cię do niczego! - uniosłam się, choć tak naprawdę nie chciałam. Moje nerwy są na wykończeniu.<br />
- Spokojnie - przytulił mnie. - Jestem tu bo cię kocham. Nigdy nie pomyślałbym, że jestem do tego zmuszony, skarbie - powiedział, składając całusa na mojej głowie. Wtulona w jego tors, słuchałam jego słów.<br />
- Liam... Ja już dłużej nie dam rady. Nie mogę patrzeć jak ona cierpi, widząc mnie tutaj codziennie. Nie mogę patrzeć, jak trudno jej jest udawać silną. Pewnie siedzi teraz na łóżku i płacze, jak wtedy, gdy dowiedziała się o mojej chorobie. Boli mnie widok twojej zmartwionej twarzy, gdy mnie widzisz. Liam... Nie mogę...<br />
- Spokojnie... Uspokój się - kołysał mnie delikatnie na boki, a ja coraz bardziej płakałam.<br />
Jestem osobą bardzo uczuciową i wrażliwą. Nic więc dziwnego, że tak to właśnie wygląda. Czasem potrafię zamknąć się w sobie i nic do nikogo nie mówić przez dwa dni.<br />
Gdy pół roku temu dowiedziałam się, że mam nowotwór, świat mi się zawalił. Wszystkie plany poszły się pieprzyć, a ja zostałam skazana na lekarzy, którzy i tak po kilkunastu badaniach stwierdzili, że " musimy zrobić operację, by usunąć nowotwór ".<br />
<br />
Przez ten cały czas, czyli pół roku, jestem na chemii. Wpadające włosy mogłam liczyć każdego dnia. Jestem łysa, choć ciocia postarała się o fajną czarną perukę. To dla niej jeszcze nie podcięłam sobie żył.<br />
Liam. To drugi powód, by nadal żyć. Jest tak bardzo wspaniały. Nie rozumiem, dlaczego jest ze mną. Dlaczego przychodzi do mnie, dotrzymuje towarzystwa, przytula, całuje i mówi, że wyjdziemy z tego.<br />
Ale ja wiem, że nie wyjdziemy.<br />
Przez te cztery lata bycia razem, jestem szczęśliwa, że mogłam z nim te najlepsze i nacudowniejsze chwile przeżyć. Tak, wolę wspominać te dobre chwile.<br />
<br />
/ tydzień później /<br />
<br />
Za trzy dni ma się w końcu odbyć operacja. Powinnam się cieszyć prawda? Ale tak nie jest. Z każdym dniem czuję się coraz gorzej, nie mam na nic siły. Po prostu leżę, choć dla Liama stram się i utrzymuję ciało w siadzie, gdy przychodzi, by nie widział, jak bardzo ze mną źle.<br />
Postawiłam napisać do Liama list, w razie gdybym nie dożyła operacji, lub umarła w trakcie jej trwania. Wszystko jest możliwe, prawda?<br />
<br />
<b>" Kochany Liamie,</b><br />
<b><br /></b>
<b> Wiem, że na pewno w końcu go znajdziesz. Jeśli tak, to mnie już z tobą nie ma. </b><br />
<b> To będzie takie ostatnie pożegnanie, okej?</b><br />
<b> Powinnam powiedzieć ci to prosto w oczy, ale jestem pewna, że zbyłbyś mnie słowami " Nie gadaj głupot. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie ". Ale prawda jest taka, że długo nie pociągnę. Czuję się coraz gorzej, a ostatniej nocy, byłam tak odrętwiała, że myślałam, że to mój koniec, ale nie. Tam na górze dali mi jeszcze troszkę czasu dla ciebie. Bym mogła się pożegnać z tobą, ciocią, wujkiem i chłopakami. Kocham was bardzo mocno, jesteście moją jedyną, wielką, cudowną rodziną. </b><br />
<b> Chciałabym wam wszystkim, za wszystko z osobna podziękować, ale nie starczy mi tej kartki na to. </b><br />
<b> Dziękuję cioci Naomi i jej mężowi, za to, że zaopiekowali się mną najlepiej jak umieli. Uważam ich za swoich rodziców. Powiedz im, że kocham ich najmocniej na świecie za całą miłość, jaką ofiarowali mi przez te dwadzieścia lat życia. </b><br />
<b> Uściśnij chłopaków i powiedz, że patrzę na nich z góry i obserwuję.:) Życzę waszemu zespołowi długich lat działalności i wielu tysięcy fanów, bo jesteście po prostu świetni, nie zapominajcie o tym nigdy!</b><br />
<b> Liam. Zostawiłam ciebie na koniec. To, co chcę ci powiedzieć jest bardzo ważne, chciałabym, żebyś spełnił moją jedyną prośbę. </b><br />
<b> Chciałabym, żebyś nie żył przeszłością. Żyj normalnie, wiem, że może to być trudne, ale pragnę dla ciebie szczęścia. Znajdź sobie kogoś, kogo pokochasz tak mocno, jak mnie. Wiem, że możesz sobie pomyśleć, że nikogo tak nie pokochasz, ale uwierz mi, kiedyś to nastąpi. Bądź dla niej najlepszym chłopakiem, narzeczonym i mężem, jakiego mogłaby sobie wymażyć. Pamiętasz, jak kiedyś mnie to obiecałeś? Co prawda nie udało nam się, ale nie przekreślaj wszystkiego przez to co się stało.</b><br />
<b> Po prostu podnieś się po upadku i idź dalej z podniesioną wysoko głową, tak jak ja, gdyby udało mi się wygrać. </b><br />
<b><br /></b>
<b>Ps. Zawsze przy tobie będę.</b><br />
<b><br /></b>
<b>Twoja do końca </b><br />
<b>Gabi<3 "</b><br />
<br />
/ kilka godzin późnej /<br />
<br />
- Liam...<br />
- Tak, kochanie? - chłopak leżał obok mnie na łóżku, trzymając mnie mocno w swoich dużych ciepłych ramionach.<br />
- Zaśpiewasz coś dla mnie? - zapytałam cicho.<br />
- Co sobie życzysz?<br />
-Hm... Może waszą najnowszą piosenkę? Jeszcze jej nie słyszałam - powiedziałam, siląc się na oskarżycielski ton.<br />
- Oj, masz rację. Wiesz, jak ona się nazywa?<br />
- Oczywiście, przecież jestem waszą fanką. You and I.<br />
Chłopak cmoknął mnie w nos i zaczął nucić:<br />
<br />
-<i> I figured it out</i><br />
<i>I figured it out from black and white</i><br />
<i>Seconds and hours</i><br />
<i>Maybe they had to take some time</i><br />
<i><br /></i>
<i>I know how it goes</i><br />
<i>I know how it goes from wrong and right</i><br />
<i>Silence and sound</i><br />
<i>Did they ever hold each other tight like us?</i><br />
<i>Did they ever fight like us?</i><br />
<i><br /></i>
<i>You and I</i><br />
<i>We don't wanna be like them</i><br />
<i>We can make it 'till the end</i><br />
<i>Nothing can come between</i><br />
<i>You and I</i><br />
<i>Not even the Gods above</i><br />
<i>Can seperate the two of us</i><br />
<i>No, nothing can come between</i><br />
<i>You and I</i><br />
<i>Oh, You and I</i><br />
<i><br /></i>
<i>I figured it out</i><br />
<i>Saw the mistakes of up and down</i><br />
<i>Meet in the middle</i><br />
<i>There's always room for common ground</i><br />
<i><br /></i>
<i>I see what it's like</i><br />
<i>I see what it's like for day and night</i><br />
<i>Never together</i><br />
<i>Cause they see the things in a different light</i><br />
<i>Like us</i><br />
<i>But they never tried like us</i><br />
<i><br /></i>
<i>You and I</i><br />
<i>We don't wanna be like them</i><br />
<i>We can make it 'till the end</i><br />
<i>Nothing can come between</i><br />
<i>You and I</i><br />
<i>Not even the Gods above</i><br />
<i>Can seperate the two of us</i><br />
<i><br /></i>
<i>Cause You and I</i><br />
<i><br /></i>
<i>We don't wanna be like them</i><br />
<i>We can make it 'till the end</i><br />
<i>Nothing can come between</i><br />
<i>You and I</i><br />
<i>Not even the Gods above</i><br />
<i>Can seperate the two of us</i><br />
<i>No, nothing can come between</i><br />
<i>You and I</i><br />
<i><br /></i>
<i>You and I</i><br />
<i>Oh, You and I</i><br />
<i>You and I</i><br />
<i>We can make it if we try</i><br />
<i>You and I</i><br />
<i>Oh, You and I</i><br />
<i>You and I</i><br />
<br />
- Dziękuję. Kocham cię Leeuym - szepnęłam i przytuliłam się mocniej do niego i zasnęłam.<br />
Na zawsze.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
------<br />
Mam nadzieję, że jest smutny??<br />
<br />
Okej, zostawiam go wam, idę lulu.<br />
Czytamy się następnym poście!<br />
<div style="text-align: justify;">
<3 </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-36030331455866596092015-10-06T20:31:00.001+02:002015-10-06T20:31:58.015+02:00Libster Blog Awards 9Hej mordeczki!<br />
Dostałam kolejną nominację, tym razem od Gabrysi z bloga http://ashton-michael-blog.blogspot.com/<br />
Dziękuję kochana!<3<br />
<br />
<br />
<br />
1. Dlaczego, akurat taka nazwa bloga?<br />
<br />
Nazwa tego bloga była zmieniana ze trzy razy i zostało No Control. Dlaczego? Hm... Miłość głównych bohaterów jest niepokonana. Taka, która wszytko przetrwa.<br />
<br />
2. Skąd wziął się u ciebie pomysł na blog?<br />
<br />
Do tej pory tego nie wiem. Po prostu naszła mnie taka ochota i jest!<br />
<br />
3.Czego najbardziej nienawidzisz w niektórych osobach?<br />
<br />
O Boże. Idiotycznej pewności siebie, zarozumialstwa i oceniania ludzi powierzchownie.<br />
<br />
4. Co robisz, gdy nie blogujesz?<br />
<br />
Pracuję albo odpoczywam:)<br />
<br />
5.Kto lub co sprawiło, ze piszesz opowiadania.?<br />
<br />
Duże ilości wolnego czasu i po prostu ludzka objętość co do mojej osoby.<br />
<br />
6. Do czego masz słabość?<br />
<br />
Do mojej pracy. Czasem potrafię się tak wciągnąć, że nie chcę do domu wracać. No i do Louisa.<br />
<br />
7. Co myślisz o osobach, które popełniają samobójstwa, lub osoby, które maja anoreksje?<br />
<br />
Smutno mi, gdy słyszę coś takiego, no ale, oni nie widzą wyjścia, jeśli robią coś takiego... Samobójstwo to złe wyjście. A anoreksja... Ja nie jestem zadowolona ze swojej figury, której szczerze mówiąc nie ma, ale nie mam zamiaru robić czegoś takiego, nawet jeśli się nie akceptuję. Są przecież różne diety i w ogóle...<br />
<br />
8. Co robisz, gdy jesteś smutna, przybita.? Wolisz być sama czy wolisz mieć przy sobie najbliższą osobę.?<br />
<br />
Oczywiście, że wolę być sama! A moim najlepszym sposobem jest po prostu blog, albo wasze zamówienia;)<br />
<br />
9.Najbardziej żenujący utwór, który wpadł ci w ucho?<br />
<br />
Żenujący to może nie, ale głupi raczej. Ale nie przypominam siebie teraz.<br />
<br />
10. Serial, do którego oglądania nie przyznasz się przed znajomymi, ze go oglądasz?<br />
<br />
Nie ma takiego.<br />
<br />
11. Co czułaś/ sądzisz o odejściu Zayna Malika z One Direction?<br />
<br />
Zdziwienie. Szok. Niedowierzanie. Smutek. Był w jakimś stopniu dla mnie ważny, ale pogodziłam się z tym i cieszę się, że całkiem nie zrezygnował z muzyki.<br />
<br />
<br />
Nominuję:<br />
1. http://onedirectionlittlesweetangel.blogspot.com/<br />
2. http://drag-me-down-liampayneff.blogspot.com/<br />
3. http://oblivion-fanfiction-louis-tomlinson.blogspot.com/<br />
4. http://liampaynejade1d.blogspot.com<br />
5. http://roze-pachnace-miloscia-1d-l-i-n.blogspot.com/<br />
6. http://as-long-as-you-are.blogspot.com/<br />
7. http://story-of-my-life-patrycja.blogspot.com/<br />
<br />
<br />
Moje pytania:<br />
1. Ile masz lat?<br />
2. Skąd czerpiesz inspiracje do pisania?<br />
3. Co poprawia twój zły nastrój?<br />
4. Oglądasz jakieś polskie seriale / filmy?<br />
5. Jaka byłaby twoja reakcja, gdybyś zobaczyła w drzwiach swojego domu, któregoś chłopaka z One Direction?<br />
6. Co lubisz w sobie najbardziej?<br />
7. Żałujesz czegoś w swoim życiu, jakiejś decyzji?<br />
8. Ulubiony parring (rzeczywistość, film, książka).<br />
9. Masz rodzeństwo?<br />
10. Jak widzisz siebie za kilka lat?<br />
<div style="text-align: justify;">
11. Odpowiedz, jak to się stało, że jesteś Directioner?</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-43347399585666279392015-10-06T11:43:00.000+02:002015-10-06T11:43:30.171+02:00Louis zamówienieDla Julii <3<br />
<br />
<br />
- Świetnie Julka. Jeśli dalej będziesz tak świetnie tańczyć, to myślę, że możesz pojechać na zawody we wakacje.<br />
Wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić. Kiwnęłam głową, że się zgadzam. Moniqe, moja nauczycielka tańca, powiedziała jeszcze kilka rzeczy na temat następnej lekcji. Gdy już skończyła, uznała, że mogę już iść. Odetchnęłam z ulgą biorąc prysznic w łazience.<br />
<br />
Gdy już wysuszyłam włosy suszarką i ubrałam na siebie ubrania, w których tu przyszłam. Włączyłam telefon, by sprawdzić, czy nie mam żadnych wiadomości.<br />
Dostałam trzy, od Louisa. Uśmiechnęłam się do siebie, otwierając jedną z wiadomości.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Długo jeszcze, skarbie?</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b><br /></b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Czekam na ciebie, co ty tam robisz?</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b><br /></b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Wypuści cię dzisiaj z tego budynku, czy mam sam po ciebie iść? </b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Zabrałam jeszcze torbę treningową i wyszłam na zewnątrz, by Louis już dłużej nie czekał na mnie. Znalazłam się na dużym parkingu, gdzie stał tylko jeden samochód. Czarne lamborgini. Piękny samochód, a jego właściciel przystojny i tylko mój.<br />
Zobaczyłam go siedzącego ma masce samochodu, plecami do mnie. Podeszłam do niego cicho i zasłoniłam mu oczy.<br />
- Czyżby to moja piękna dziewczyna uraczyła mnie swoją obecnością? - zapytał retorycznie, po czym zdjął moje dłonie ze swych oczu i przyciągnął do siebie. Stałam między jego nogami, a jego usta napierały delikatnie i czule na moje.<br />
- Cześć Lou - przywitałam się z nim, gdy odsunął się ode mnie.<br />
- Hej skarbie. Możemy jechać? Czekam na ciebie od godziny - pożalił się.<br />
- Oj. Przepraszam, ale chciałam jeszcze przećwiczyć kilka ruchów.<br />
- Mam nadzieję, że mi je pokażesz - na jego usta wkradł się ten cwany uśmieszek, który dodawał mu tylko uroku.<br />
- Uhm, ale jedźmy już - odsunęłam się od niego i chwyciłam rączkę drzwi od strony pasażera.<br />
- Wedle życzenia - wsiedliśmy i chłopak ruszył zaraz z piskiem opon. Jechał szybko, nawet bardzo, ale nie bałam się, bo uwielbiam szybką jazdę. - Wyskoczymy gdzieś dzisiaj?<br />
-Jasne. Gdzie i o której? - zgodziłam się ochoczo. Uwielbiam odreagować całodniowy stres na jakieś imprezie u boku Louisa.<br />
- Bądź gotowa o dwudziestej pierwszej. Będę tu na ciebie czekał, okej? - zapytał, zatrzymując się dwa domy przed moim.<br />
- Okej.<br />
- Daj jeszcze buziaka i idź - cmoknęłam go w usta, ale Louis nie byłby sobą, gdyby nie pogłębił całusa w pełny namiętności pocałunek.<br />
- Idę, bo mama zaraz będzie dzwonić, gdzie jestem - powiedziałam i oderwałam się od niego. Chłopak westchnął i powiedział:<br />
-Okej, okej. Widzimy się za cztery godziny.<br />
- Do zobaczenia - wysiadłam i zatrzasnęłam drzwi. Louis ruszył drogą, a ja szłam spokojnie do domu.<br />
- Jestem! -krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi.<br />
-No nareszcie! Miałam mówić twojemu ojcu, żeby po ciebie pojechał. Gdzieś ty była?! Miałaś być o siedemnastej, a nie dziesięć minut po! - Jasne. Nie ma to jak wąty od progu. Westchnęłam i chciałam iść do siebie, ale zatrzymała mnie jej dłoń, chwytająca za moje przedramię.<br />
- No co jeszcze?! Co ci się nie podoba?! - krzyknęłam. Boże, powinnam dostać nobla, za wytrwanie z nimi pod jednym dachem tyle czasu.<br />
- Nie podnoś głosu gówniaro. Ile ty masz lat, żeby krzyczeć do matki! - na korytarzu pojawił się mój ojciec.<br />
- Ile mam lat? Dziewiętnaście, dla twojej wiadomości! Mogę robić co chcę. Nie możesz mi już nic rozkazać!<br />
- Poczekaj! Teodor... Ona jakimiś męskimi perfumami pachnie. Drogimi! Z kim się spotykasz?!<br />
I znowu. Zaraz się zacznie. A z kim, a gdzie... Jak za średniowiecza. Wszystko muszą widzieć!<br />
- Tańczyłam z kolegą z zespołu, Jonnym. To jego perfumy. A teraz mnie puść, jestem zmęczona.<br />
- Zjedz obiad...<br />
- Nie mam ochoty! -wyszarpnęłam koszulkę z jej uścisku i uciekłam do swojego pokoju.<br />
Zakluczyłam swoje drzwi i odetchnęłam. Jak tak dalej pójdzie, domyślą się, że się z kimś spotykam. Jeśli tak się stanie, to wywiozą mnie na drugi koniec świata. Już raz mi tak powiedzieli, gdy w trzeciej gimnazjum spotykałam się, krótko, bo zaledwie miesiąc, z Mike'm. Wtedy odprowadził mnie do domu, choć nie chciałam. No i następnego dnia musiałam z nim zerwać. Przez rodziców, którzy jak tylko go zobaczyli, wpadli w taką furię, że na samą myśl robi mi się zimno. Ale dość o tym.<br />
Nie wiem, jak przez trzy lata udało mi się ukryć związek z Louisem. Tak, oni nie wiedziąć o moim chłopaku. Cóż, lepiej, żeby nigdy się nie dowiedzieli, bo by mnie zamordowali.<br />
Dlaczego?<br />
Dlatego, że Louis to nie jest zwykły chłopak z sąsiedztwa, którego kocham. Nie.<br />
Po pierwsze, jest trochę ode mnie starszy, ma dwadzieścia cztery lata.<br />
Po drugie... Jest przestępcą. Handel narkotykami, jakieś kradzieże, pobicia... No nie ciekawe to, ale kocham go.<br />
Poznaliśmy się przez przypadek na jakiejś imprezie. Uciekłam wtedy z domu po kolejnej kłótni o czwórkę z matematyki. No bo, czemu nie piątka?!<br />
Świetnie się bawiłam, pijąc tylko sok pomarańczowy, gdyż brałam leki na przeziębienie. Tańczyłam sobie, a on podszedł i powiedział, że podoba mu się to, jak się ruszam. Pamiętam to doskonale. Po dwóch tańcach, wylądowaliśmy przy jakimś dwuosobowym stoliku, on z piwem, ja z kolejną porcją soku. Rozmawialiśmy o wszystkim, on opowiadał mi trochę o sobie, ja jemu też. Wymieniliśmy się numerami i po pół roku poznawania się, poprosił mnie o chodzenie.<br />
O jego " pracy " dowiedziałam się po miesiącu znajomości, kiedy to przyszedł do mojego pokoju, przez okno, z rozwaloną twarzą. Nie chciał mi od razu powiedzieć, kto go tak urządził, twierdząc, że go zostawię, jak mi powie. Obiecałam mu, że tego nie zrobię, bo szanuję go za to, jaki jest dla mnie i że nie chcę go stracić, bo jest dla mnie ważny. No i powiedział mi, że siedział rok za pobicie, bo stanął w obronie jakiejś dziewczyny, do której dobierał się jakiś niewyżyty gościu. A dostał za to, że za szybko domagał się pieniędzy za towar od jakiegoś stałego klienta. No i potem został w tym przestępczym świecie, bo dobrze zarabia. Powiedział mi wtedy też, że jestem pierwszą osobą, która się od niego nie odwróciła, mimo, że wiem co robi. Zaakceptowałam to. Ani trochę mi to nie przeszkadza.<br />
<br />
Wzięłam prysznic, wysuszyłam głowę i wyprostowałam włosy. Założyłam piżamę i wskoczyłam do łóżka, wiedząc, że mama zaraz przyjdzie sprawdzić, czy śpię. Jak tylko usłyszałam jej kroki na korytarzu, schowałam telefon pod poduszkę i wsunęłam się bardziej pod kołdrę.<br />
- Dobranoc córeczko - powiedziała przez uchylone drzwi.<br />
- Dobranoc mamo - odpowiedziałam.<br />
Zamknęła drzwi i poszła do sypialni. Pokój moich rodziców jest obok mojego, przez co jestem skazana na wysłuchiwanie ich jęków, co trzecią noc. Dlatego rzadko jestem w domu w nocy. Oszczędzam sobie tej przykrości. Tej nocy znowu to słyszałam. Podniosłam się do siadu i westchnęłam zirytowana. Wiem, że seks jest fajny, no okej, domyślam się, bo jeszcze tego nie robiłam, ale żeby pieprzyć się co noc?!<br />
Wstałam, poprawiłam kołdrę i zabrałam tylko sukienkę, szpilki i lakier do włosów z krzesełka stojącego nieopodal okna. Cicho, by im nie przerywać i samej siebie nie wsypać, otworzyłam okno i wyrzuciłam wszystko na trawnik. Upewniłam się, że nic się nie zmieniło i weszłam na parapet, a z niego na drabinkę, którą zrobił dla mnie Louis na początku naszej znajomości. Przymknęłam okno i zeszłam na dół. Zebrałam swoje rzeczy i na bosaka, w piżamie, biegłam w wyznaczone miejsce. Był tam. Czekał na mnie, opierając się o samochód. Gdy zobaczył mnie, że lecę do niego na bosaka, zrobił to samo. Zaczął biec w moją stronę, by po chwili wziąć mnie w swoje męskie duże ramiona i nieść do auta jak pannę młodą.<br />
- Mówiłem ci, żebyś więcej tak nie biegała - posadził mnie na siedzeniu pasażera.<br />
- A ja kolejny raz cię nie posłuchałam - powiedziałam, uśmiechając się do niego.<br />
-Nie mam do ciebie sił. Znowu się przeziębisz - złączył lekko nasze usta, biorąc mnie na swoje kolana.<br />
- Nie obchodzi mnie to. Liczysz się dla mnie ty, nie jakieś przeziębienie - odpowiedziałam mu, siadając wygodniej, przodem do niego.<br />
- Lubię cię widzieć w tej piżamce - zaśmiał się, pokazując na mój ubiór. Spodnie i koszulka miały wzór małych słodkich krówek.<br />
- Też ją lubię.<br />
- Ale ja lubię cię w niej - jego dłonie zjechały na moją pupę. Nie obawiałam się niczego odważniejszego z jego strony. Już dawno temu ustaliłam granicę, którą zaakceptował, więc taki ruch był w porządku, choć i tak mnie lekko krępował. - Znowu się zarumieniłaś! - powiedział.<br />
- To przez ciebie. Poza tym... Chciałabym się przebrać - powiedziałam, schodząc z jego wygodych kolan.<br />
- No dobrze, poczekam na zewnątrz.<br />
Louis wyszedł z auta i zamknął za sobą drzwi. Szyby są przyciemniane, więc spokojnie zdjęłam koszulkę i spodnie. Założyłam sukienkę, ale potrzebowałam pomocy Lou, by zasunął suwak, który był na plecach. Zapukałam w szybę, a chłopak zaraz otworzył drzwi.<br />
- Tak kociaku?<br />
- Pomożesz mi z suwakiem? - zapytałam, zabierając włosy z pleców.<br />
- Oczywiście.<br />
Gdy wykonał moją prośbę, ucałował moją prawą łopatkę.<br />
- Dziękuję. Możemy jechać.<br />
Zamknęłam drzwi po swojej stronie i poprawiłam na wyczucie włosy, od razu spryskując je lakierem. Założyłam buty i dosłownie minutę później zatrzymaliśmy się przed jakimś klubem.<br />
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, gdy brunrt pomógł mi opuścić jego auto.<br />
-Przed moim klubem.<br />
- Nic nie mówiłeś, że masz swój klub! - powiedziałam radośnie.<br />
- Chciałem zrobić ci niespodziankę. Podoba się?<br />
- Tak! - rzuciłam mu się na szyję.<br />
Gdy się odsunęłam, weszliśmy bez kolejki do środka i dałam się prowadzić Louisowi. Muzyka mocno brzmiała w moich uszach, czułam ją całą sobą. Louis w końcu zatrzymał się przed jakimś czerwonym boksem. Weszliśmy do środka. Były to tylko dwie ściany, odgrodzone od całej reszty mały drzwiczkami.<br />
- Poczekaj tu, przyniosę coś do picia. To samo, co zawsze?<br />
-Tak.<br />
Louis wrócił po kilku chwilach z dwoma szklankami kolorowych napojów.<br />
- Dzięki - upiłam łyk.<br />
- Smakuje? - zapytał. Usiadłam na na jego kolanach bokiem i pokiwałam głową na tak. -Wiem, że to niespodziewanie, ale... - posadził mnie na miejscu obok, a sam klęknął przede mną. - Jesteśmy już razem trzy lata. Uważam, że to całkiem długo i... Chciałbym zapytać, czy zostaniesz moją żoną, w przyszłości? - z kieszeni jego dżinsów wyciągnął czerwone pudełeczko. Otworzył je i spojrzał na mnie pytająco. Dotarło to do mnie. Uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam:<br />
- Tak, wyjdę za ciebie - zaraz po moich słowach wsunął na mój palec śliczny pierścionek i nic nie mówiąc, przywarł swoimi ustami do moich. Wydałam cichy jęk zaskoczenia, ale oddałam pocałunek.<br />
- Wow. Nie spodziewałam się - powiedziałam szczerze.<br />
- Wiem. O to chodziło. Kocham cię bardzo mocno, chciałem zrobić to już dawno, ale za każdym razem odkładałem, bojąc się, że mi odmówisz.<br />
- Tobie? Nigdy - ponownie wspięłam się na jego kolana, tym razem siadając okrakiem. Louis położył swoje dłonie na moich plecach, a ja prostu się do niego przytuliłam. Jak małpka, przywarłam całym ciałem.<br />
- Uwielbiam gdy tak siedzisz, czuję cię całym sobą - szepnął mi do ucha. Zachichotałam tylko i zostawiłam te słowa bez komentarza. - Bardzo zabawne - poczułam pod plecami miękkie obicie kanapy i twarz Lou nad sobą.<br />
- No troszeńkę - uśmiechnęłam się.<br />
- Nadal nie mogę uwierzyć, że jesteś moja. Że chcesz być ze mną i mnie akceptujesz. Taka moja mała cnotka - powiedział powoli, nadal będąc nade mną.<br />
- A ja się dziwię, że taki przestępca jak ty, dał mi się usidlić i nie ma w głowie tylko tego, jak dobrać mi się do majtek - powiedziałam. Chłopak się zaśmiał. Często używaliśmy do siebie słów ' <i>cnotka</i> 'i ' <i>przestępca</i> '. Po prostu nam się podobają. No okej, jesteśmy dziwni.<br />
- No cóż, zmieniłaś mnie - odpowiedział.<br />
- Ty mnie też. Kocham cię - przyciągnęłam go bliżej siebie i zaaganżowałam się w ten pocałunek. Nasze języki pieściły siebie nawzajem, aż nie zabrakło nam tchu.<br />
- Chodź, zatańczyć - zszedł ze mnie i wyciągnął z naszej małej przestrzeni.<br />
<br />
Od tamtej nocy minął tydzień. Cały ten czas się nie widzieliśmy. Każde z nas miało coś do roboty i nie było możliwości się spotkać. Rodzice chyba zaczęli coś podejrzewać, bo teraz ojciec zawozi i przywozi ze wszystkich zajęć. Pierścionek od Lou muszę przy nich chować, raz bym się prawie wydała, bo zeszłam z nim na palcu na kolację, ale zdążyłam schować go do kieszeni.<br />
Dzisiejszej nocy w końcu się spotkamy. Mój narzeczony bardzo nalegał na to spotkanie. Nie mogłam mu tego odmowić. Ponownie schowałam się pod kołdrą i po odwiedzinach matki wymknęłam się z domu. Dotarłam na polankę, którą kiedyś znaleźliśmy. Chłopak siedział na małej ławeczce tyłem do mnie. Podeszłam i powiedziałam:<br />
- Cześć misiu - spojrzał na mnie i nic nie mówiąc, tak po prostu mnie przytulił. - Louis, ja też tęskniłam...<br />
Oderwał się ode mnie. W świetle księżyca zauważyłam w jego niebieściutkich oczkach łzy.<br />
- Louis? Czemu płaczesz? Co się stało?<br />
- Nie mamy za dużo czasu Julciu. Przepraszam, ale muszę zerwać z tobą.<br />
Minęło kilka chwil, zanim zrozumiałam jego słowa.<br />
- Co? Co ty mówisz? Jakie zerwać? Nie kochasz mnie?<br />
- Kocham, najmocniej na świecie, ale nie chcę, żebyś miała ze mną coś wspólnego, żeby ciebie w to nie wplątać...<br />
- W co? Louis, powiedz mi!<br />
- Jeden z moich ludzi źle wykonał swoje zadanie. Zabił klienta. Zwalił winę na mnie i teraz policja szuka mnie. Muszę uciekać inaczej mnie zamkną, a wiesz ile dostaje się tutaj za zabójstwo. Nawet jeśli jestem niewinny, nie uwierzą mi. Wybacz - odwrócił się z zamiarem opuszczenia mnie na zawsze.<br />
- Louis, nie idź...<br />
- Julia... Znajdź sobie bezproblemowego chłopaka, którego problemem będzie dobór krawatu rano, a nie przestępcę. Tak będzie najlepiej. Zapomnij o mnie.<br />
- A ty zapomnisz o mnie? Zapomnisz te trzy lata? Te wszystkie cudowne chwile -miałam łzy w oczach. Ponownie się zatrzymał.<br />
- Nigdy tego nie zrobię.<br />
- Więc nie każ mi tego robić.<br />
- Żegnaj.<br />
- Louis! - ruszyłam za nim i wyprzedziłam go i stanęłam przed nim. -Chcę iść z tobą!<br />
-Nie wiesz co mówisz - wyminął mnie. Ruszyłam za nim.<br />
-Wiem! Kocham cię, nie chcę nikogo innego. Chcę ciebie, Louis. Chcę być z tobą. Przeżywać każdą chwilę, dobrą i tą złą.<br />
- A twoi rodzice? Szkoła, taniec? - zapytał.<br />
- Mają o wszystko pretensje. Będą mieli spokój. Szkoła to był ich wybór, nigdy nie cierpiałam tego, że będę lekarzem. Tańcem się nie przejmuj.<br />
- Na pewno chcesz to zrobić? - zapytał poważnie.<br />
- Tak - odpowiedziałam i chwyciłam jego dłoń w swoją.<br />
- Więc chodźmy.<br />
Po chwili jechaliśmy ponad dwieście na godzinę, zostawiając wszystko za sobą. A ja poczułam, że nareszcie znajduję się w odpowiednim miejscu z odpowiednim mężczyzną, w odpowiednim czasie. Niczego więcej nie potrzebuję.<br />
<br />
<br />
******<br />
Kolejny imagin do kolekcji. Mam nadzieję, że ci się podoba, bo trochę nad nim spędziłam. Nie użyłam wszystkich propozycji jak widać, ale chyba wyszło składnie?<br />
<3Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-84297822996214983162015-10-04T15:39:00.000+02:002015-10-04T15:39:03.823+02:00 Niall zamówienie Dla Zuzi<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Nie wiem, czy może być coś bardziej piękniejszego, od spędzania czasu z ukochaną osobą. Z nią nie nudzisz się, zawsze jest temat do rozmowy, nawet o pogodzie.<br />
Przy Niallu tak właśnie się czuję. On potrafi zająć moje myśli tylko nim. Potrafię patrzeć na niego przez kilka minut. Dla innego to bez sensu, ale zapamiętuję jego rysy, by mógł być też w moich snach.<br />
- Gdzie teraz skarbie? - jego głos wyrwał mnie z otchłani moich myśli.<br />
- No nie wiem. Prowadź - powiedziałam i chłopak przyprowadził mnie pod gmach banku.<br />
- Będziemy zwiedzać bank? - zapytałam, uśmiechając się, bo wiedziałam, że nie jesteśmy tu rekreacyjnie.<br />
- Nie. Muszę wziąć trochę pieniędzy, bo mój portfel jest pusty, a trzeba jeszcze zrobić zakupy na kolację - poinformował mnie i oboje znaleźliśmy się w środku sporego pomieszczenia.<br />
Dookoła rozciągały się biurka z zielonymi blatami. Od ścian siedzieli sztywno wyprostowani pracownicy banku, a po drugiej ludzie chcący wypłacić pieniądze, lub założyć lokatę.<br />
- Gdybyś pozwolił mi zapłacić za swoje...<br />
- Zapamiętaj. Zawsze, gdy jesteśmy oboje na zakupach, ja płacę. Jasne? - zapytał, patrząc przenikliwie w moje oczy.<br />
- Okej - odpowiedziałam. Chłopak tylko skinął głową i chwyciwszy mnie za dłoń, pociągnął w stronę jednego wolnego biurka.<br />
- W czym mogę pomóc?<br />
Niall nie zdążył nic odpowiedzieć, gdyż nagle usłyszeliśmy wystrzał broni, a potem do banku wpadło kilku mężczyzn w czarnych spodniach, kartkach i kominiarkach na głowach.<br />
- Na ziemię i ani jednego ruchu. To napad - usłyszeliśmy głos jednego z nich. Wszyscy jak na zawołanie zaczęli rzucać się na podłgę. Jakaś kobieta zapłakała gdzieś za mną. Spojrzałam tam kątem oka. Ten sam, który mówił przed chwilą, podszedł do niej i strzelił. W momencie wystrzału zamknęłam oczy, by nie widzieć tego. Przeraziłam się. Poczułam dłoń Nialla, jak chwyta moją i ściska pocieszająco. Spojrzałam na niego. Też się bał, choć chciał to ukryć.<br />
- Ty, lala. Dawaj klucze i hasło do sejfu - podszedł do niej inny i przystawił postolet do czoła. Dziewczyna zadrżała, ale od razu podała mu klucze i hasło.<br />
Cała banda z wielkimi torbami dopadła do wielkiego metalowego zaworu, za którym były ogromne ilości gotówki.<br />
Na zewnątrz usłyszeliśmy dźwięki syreny policyjnej i prawdopodobnie karetki. Jeden z tych bandziorów, który nas pilnował, wyszedł do nas na środek i warknął:<br />
- Kto zadzwonił na psy?! Kto chce zdechnąć do kurwy?! - zaczął się rozglądać.<br />
Jego spojrzeniem padło na jednego z pracowników banku, który kulił się przed nim ze strachu. Gdy oprawca podszedł do niego tak blisko, że czubkiem buta dotknął jego nogi, starszy mężczyzna, zaskomlał ze strachu. Wiem, co się zaraz stanie. No i stało się. Po chwili usłyszeliśmy kolejny wystrzał z broni. Nie patrzyłam. Łkałam cichutko, ledwo sama to słysząc. Niall starał się mnie objąć, ale mu to nie wychodziło. Gdy nikt nie patrzył podnieśliśmy się do siadu i schowaliśmy za biurkiem, z którego był dobry widok na drzwi wyjściowe.<br />
-Dobra, zwijamy się! - usłyszeliśmy i ci bandyci wyszli z sejfu z pełnymi po brzegi torbami z pieniędzmi.<br />
Nagle kolejny z nich, odwrócił się przy wyjściu w naszą stronę i wycelował.<br />
-To za twoje pierdolone jęczenie! - strzelił do jakieś starszej pani która zapewne była klientem. Potem jego długa spluwa celowała we mnie i zanim zdążyłam pomyśleć co się dzieje, poczułam rozrywający ból w nodze.<br />
- A to za to, że jesteś śliczna, lala - i tak po prostu uciekli.<br />
Słyszałam jeszcze głos Nialla wołający moje imię, a potem zapadła tylko ciemność. <br />
Obudziłam się jakiś czas potem w białej sali. Coś pikało obok mojej głowy. Spojrzałam tam. Monitor. Spojrzałam po sobie. Leżałam pod jakąś zieloną kołdrą, a na klatce piersiowej miałam przyczepione jakieś kołka, od których dochodziły jakieś kabelki.<br />
- Zuza, dzięki Bogu! - usłyszałam głos Nialla. Zobaczyłam go nad sobą.<br />
-Niall? Ale czemu ja jestem w szpitalu?<br />
- Postrzelił cię jeden z tych, co obrabowali bank, pamiętasz? - wraz z momentem, jak to mówił, wszystko wróciło. Postrzelił mnie w nogę!<br />
- Niall, co z moją nogą? - zapytałam pewna najgorszego.<br />
- Lekarze wyjęli kulę. Nic ci nie uszkodziła, więc będzie się powoli goić.<br />
Odetchnęłam. Niall chwycił mnie za dloń i ucałował. Westchnął głeboko i zaczął mówić:<br />
- Tak bardzo się bałem, że cię stracę, że nie przeżyjesz tam na tym stole. Lekarz, który cię operował, powiedział, że nagle zaczęłaś tak mocno krwawić z tej rany, że nie wiedzieli gdzie mają tamować, ale się udało.<br />
- Niall, nie zostawiłabym cię tu samego. Kocham cię mój blondynku najdroższy - szepnęłam, a w moich oczach pojawiły się niewidoczne dla niego jeszcze łzy. Czułam je pod powiekami.<br />
-Ja ciebie też kocham - podniosł się i nachylił nade mną, by złączyć nasze usta. - Hej, nie płacz - starł pojedynczą łzę spływającą po poim prawym policzku.<br />
<br />
Tydzień później wypuścili mnie do domu. Niall pomół mi wysiąść, czyt. Niall po zaparkowaniu pod jego domem, otworzył drzwi pasażera i tak po prostu wzią mnie na ręce jak pannę młodą. Nadal mnie trzymając lewą ręką pod kolanami, prawą na plecach, jakiś sposobem otworzył drzwi. Zamknęłam je chociaż za nim. Wniósł mnie salonu i położył delikatnie na czernej, skórzanej kanapie w salonie.<br />
- Dziękuję Nialler.<br />
- Mam okazję cię trochę ponosić - zaśmiał się. Ma rację, nie lubię tego całego noszenia na rękach przez chłopaka. Mam nogi, to sama pójdę. Nawet raz czy dwa się o to pokłóciliśmy, ale to było nic, więc równie szybko nam przeszło. Nawet odmówił od lekarza kul, dzięki którym mógłbym się poruszać swobodnie. Teraz jestem zdana na niego.<br />
- Jeszcze ci się znudzi - powiedzałam, śmiejąc się i poprawiając na kanapie, żeby było mi wygodniej.<br />
- Nigdy. A teraz sobie odpocznij - podszedł do mniez wielkim puchowym kocem i okrył mnie nim. - A pójdę zrobić romantyczny obiad.<br />
- Romantyczny obiad? - zapytałam ciekawa.<br />
- Tak, ale nic nie powiem. Leż spokojnie.<br />
<br />
Tak oto spędziłam trzy godziny na kanapie. Zdążyłam obejrzeć powtórkę ' Kotki ' i jakiegoś jeszcze innego serialu. On nadal krzątał się w kuchni.<br />
- Jak tam, Niall?<br />
- Świetne, zaraz kończę - odkrzyknął trzeci raz to samo. Westchnęłam zdenerwowana, bo nie powiedział nic innego. - Okej, zapraszam do stołu - powiedział i kolejny raz wziął mnie na ręce, przeniósł do kuchni i usadził na wysokim barowym stołku z czarnym siedzeniem.<br />
Na stole stały dwie palące się już czerwone świece, które dawały światło. Było też czerwone wino w kieliszkach i spaghetti.<br />
- Wow, Niall. Zrobiłeś spaghetti? - zapytałam ucieszona. Do cholery, on je robi najlepsze. Niech się kryje spaghetti z wykwintnych restauracji i od mamy. On jest mistrzem!<br />
-Wiem, że je uwielbiasz, nie mogłem sobie odmówić - powiedział uradowany, widząc mój uśmiech.<br />
- Dziękuję - zaczęliśmy jeść, karmiąć siebie na zmianę.<br />
Byliśmy w końcu cali brudni na twarzy, bo wygłupialiśmy się. Miało być romantycznie, ale z nim nie da się zjeść romantycznej kolacji. On potrafi zrobić romantyczny piknik w nocy, w blasku nocnych świateł, ale nie kolację.<br />
Dla mnie nie musi być romantyczny. Ważne by był i akceptował mnie taką, jaka jestem.<br />
<br />
<br />
<br />
*******<br />
Proszę, imagin dla Zuzi.<br />
Mam nadzieję, że się podoba:)<br />
<div style="text-align: justify;">
Lecę dalej!</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3087788614610688247.post-19575277173534124532015-10-04T05:01:00.001+02:002015-10-04T05:19:41.116+02:00Rozdział 66*** Trzy godziny później ***<br />
<br />
Siedzimy w sali, którą przydzielili Dianie. Jej doktor prowadząca ciążę powiedziała, że jest jeszcze trochę czasu do narodzin, więc odetchnęłyśmy z ulgą. Dianie podali coś przeciwbólowego i teraz nawet normalnie rozmawiamy.<br />
- Marlena... Jak tam... Z... - zaczęła niepewnie Diana.<br />
- Musimy o nim tutaj rozmawiać? Nie chcę, żeby ci się pogorszyło - powiedziałam. Nie chciałam, by to co mu powiedziałam, jakoś na nią wpłynęło.<br />
- O, Zayn dzwoni. Czekajcie, odbiorę - powiedziała uradowana, patrząc na ekran telefonu i odebrała połączenie przychodzące od mulata. - Hej. Dobrze... Znaczy, że jestem w szpitalu... - spojrzała na nas przez moment. - Nie, nie. Tylko będę rodzić.<br />
Stałam od jej łóżka tylko kilka kroków, a bardzo dobrze słyszałam, jak Zayn krzyczy <i>' Co?! '.</i> Uśmiechnęłam się na jego reakcję. Jest taki opiekuńczy.<br />
- Kiedy ci miałam powiedzieć? Nie było na to czasu... Ale jak chcesz, skoro macie koncerty... No ale czemu krzyczysz? Nie krzycz. Uspokój się. Jeszcze nie rodzę, dziewczyny po prostu dmuchają na zimne... Aha, no skoro tak, to czekam na ciebie! - rozłączyła się i odłożyła urządzenie na mały, prostokątny stolik.<br />
-I jak? - zapytała pani Marzena.<br />
- Cała reszta z Zaynem na czele będą tu za jakieś cztery godziny - westchnęła, poprawiając się na poduszce. - Zdenerwował się, jak mu powiedziałam, że jestem w szpitalu i w ogóle.<br />
- Kochany chłopak - stwierdziłam. Zayn bardzo troszczy się o Dianę i dziecko. Cieszę się, że tak to wszystko się dla niej skończyło. Jest teraz szczęśliwa.<br />
- Przepraszam panie, ale czas odwiedzin dobiegł końca i muszą panie niestety opuścić szpital - do sali weszła pielęgniarka. Była to niska blondynka w białym fartuchu trochę przed kolano.<br />
- Dobrze, już idziemy - powiedziała Ewa i wstała ze stołka. - Trzymajcie się - dziewczyna uścisnęła Dianę, to samo zrobiłam ja i mama Ewy. Po chwili wyszłyśmy z pokoju.<br />
- Marlena, powiesz mi jak było? - zapytała delikatnie Ewa, trąc lekko moje ramię.<br />
- Jak było. Chciał, żebym mu od tak wybaczyła. Powiedział, że mnie kocha i nie potrafi żyć beze mnie. Powiedziałam kilka słów i dałam coś jak ultimatum.<br />
- To znaczy? - dopytała, idąc do wyjścia ze szpitala.<br />
- Jeśli w ciągu tygodnia nie dam mu znaku życia, to będzie nasz koniec.<br />
- Co? - zatrzymała się raptownie, co zrobiłam i ja. Pani Marzena poszła na parking, zostawiając nas same.<br />
-No tak.<br />
- Ale jak ty zamierzasz...<br />
- Normalnie. Nie odezwę się przez ten tydzień, dając mu do zrozumienia, że to koniec. Chcę po prostu zobaczyć, jak się będzie zachował. Czy szybko się pocieszy -skończyłam swoją historię. - Czy naprawdę kocha mnie tak, jak twierdzi.<br />
-Oh... - przytuliła mnie mocno. Po pół godzinie wróciłyśmy do domu.<br />
<br />
*** Oczami Zayna ***<br />
<br />
Jak tylko dowiedziałem się, że Diana jest w szpitalu, nie czekałem na nic. Po prostu poinformowałem chłopaków o moich planach i zabrałem kilka rzeczy, w tym samym czasie dzwoniąc do gościa od naszych lotów samolotami, by jak najszybciej przygotował dla mnie samolot, najlepiej helikopter, bym był jak najwcześniej u Diany.<br />
- My też jedziemy. Nie przegapię szansy, by zobaczyć Ewę - Louis, Niall i Liam czekali na mnie przed drzwiami wyjściowymi.<br />
- Okej. Salomot jest gotowy, jedźmy.<br />
<br />
I tak oto jestem, w szpitalu, który dziewczyna podała mi smsem i numer sali. Wszedłem do niej, ale nikogo nie było. Dziwne, bo jest trzecia w nocy. Powinna spać.<br />
- No i? - zapytał Niall, który został ze mną. Louis od razu pojechał z Liamem do hotelu, a blondyn chciał jechać ze mną.<br />
- Nie ma jej - przestraszyłem się w pierwszej chwili, że coś jej się stało, ale podeszła do mnie jakaś pielęgniarka w średnim wieku, może z czterdzieści lat.<br />
- Pan do Diany? - zapytała spokojnie z uśmiechem.<br />
- Tak. Gdzie ona jest?<br />
- Jest na sali porodowej. Kim pan dla niej jest?<br />
- Chłopakiem i ojciem dziecka - powiedziałem.<br />
- Proszę za mną - poinstuowała. Spojrzałem na Nialla i pokazałem mu ruchem dłoni, żeby szedł za nami. Po kilku minutach dotarliśmy do końca korytarza na innym oddziale.<br />
- Jest za tymi dzwiami. Niestety nie może pan tam teraz wejść. Gdyby pan przyjechał godzinę wcześniej nie byłoby problemu, ale nie chcemy jej rozproszyć - poinformowała nadal spokojnie.<br />
Jak on może być taka spokojna?! Ja tu powstrzymuję się, jak mogę, by tam do niej nie wejść i zobaczyć, jak się czuję, a ona jest taka spokojna?!<br />
- Mogłaby pani dowiedzieć się, jak ona się czuje? - zapytałem.<br />
- Dobrze. Niech się pan uspokoi. Wszystko będzie dobrze.<br />
- Dobrze - usiadłem na najbliższym plastikowym, niebieskim krześle i schowałem twarz w dłonie, naprawdę starając się uspokoić, ale wiem, że to będzie trudne. Stres źle działa na moje nerwy. Kobieta zniknęła za drzwiami, a ja westchnąłem.<br />
Po kilku minutach, kobieta nadal nie wychodziła, a ja usłyszałem płacz dziecka. Podniosłem się z siedzenia.<br />
- To chyba mały, co? - zapytał Niall, uśmiechając się.<br />
Jak na te słowa, z sali wyszła ta sama pielęgniarka, która nas tu przyprowadziła.<br />
- Co z nimi? - zapytałem od razu.<br />
- Ma pan syna. Gratuluję.<br />
- A Diana?<br />
- Ma się dobrze. Zaraz zostanie przewieziona na salę - powiedziała i poszła gdzieś na szpital.<br />
- Wow - powiedziałem, przyswajając to sobie.<br />
Usłyszałem trzask drzwi i przede mną przejechało łóżko szpitalne, a na nim Diana. Dopadłem do niej. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się słabo.<br />
- Diana - chwyciłem ją za jej dłoń i uścisnąłem, by wiedziała, że jestem.<br />
- Zayn... - powiedziała ledwo.<br />
- Niech pan tu zaczeka - powiedziała do mnie jakaś kobieta i tym samym nie wpuściła mnie do sali, w której wcześniej przebywała. Nigdy mnie do niej nie wpuszczą?!<br />
- Może pan wejść.<br />
Nareszcie. Wszedłem do środka. Zobaczyłem, że Diana śpi, więc jak najciszej zamknąłem za sobą drzwi. Usiadłem na białym taborecie przy jej łóżku. Patrzyłem jak spokojnie śpi, cicho oddychając. Nie robiłem nic, by jej nie obudzić, więc siedziałem tylko i patrzyłem na mojego anioła.<br />
<br />
- Zayn? - usłyszałem gdzieś głos Diany. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, jak patrzy na mnie z uśmiechem. Zasnąłem.<br />
- Cześć kochanie - podniosłem się i ucałowałem jej miękkie usta.<br />
- Hej.<br />
- Jak się czuje moja dzielna kobieta? - zapytałem, siadając obok niej na łóżku, łapiąc za dłoń.<br />
- Obolała, ale jest okej - odetchnęła.<br />
- Kocham cię - szepnąłem.<br />
- Ja ciebie też kocham. Widziałeś go? - zapytała, uśmiechając się lekko. Zmęczenie na jej twarzyczce było bardzo widoczne.<br />
- Nie. Jeszcze nie. Jestem tu cały czas z tobą.<br />
- Chyba niedługo go przywiozą.<br />
Siedzieliśmy kilka minut w ciszy, ciesząc się swoją obecnością. Nie widziałem jej trochę czasu i tęskniłem. Do sali wjechał wózek (?) z zawiniątkiem. Prowadziła go jakaś pielęgniarka, którą pierwszy raz na oczy widzę.<br />
- Witam. Przywiozłam wasze maleństwo - Diana na te słowa podniosła się jak tylko mogła do siadu i przysunęła go do siebie. Jej oczy błyszczały radośnie.<br />
Zobaczyłem go. Miał trochę jasnych włosków na główce, mały zadarty nosek i zamknięte oczka. Usteczka ścisnął mocno. Spał.<br />
- M... Mogę go wziąć? - zapytała drżącym głosem.<br />
- Oczywiście - kobieta podała jej maleństwo. Diana przejęła go delikatnie, podkładając pod główkę lewą rękę, a prawą wkładając pod plecki owinięte w niebieski kocyk. - Waży ponad trzy kilo i ma pięćdziesiąt centymetrów. Dostał dziesięć na dziesięć punktów. Przyjdę do ciebie za kilka minut, nakarmimy go - z tymi słowami zostawiła nas samych.<br />
Widziałem, jak po policzkach Diany lecą łzy. Starłem je leciutko i zapytałem :<br />
- Dlaczego płaczesz?<br />
- Bo jestem szczęśliwa - odpowiedziała i dotknęła policzka maluszka. Uśmiechnąłem się widząc ten gest. Już teraz mogłem powiedzieć, że nosek ma Diany, równie zadarty jak jej.<br />
- Mogę? - zapytałem niepewnie. Dziewczyna przekazała mi go delikatnie. Poprawiłem się na niewygodnym, wąskim łóżku i spojrzałem na niego. Uniósł lekko kąciki usteczek do góry, na krztałt uśmiechu. Otworzył swoje zaspane oczka.<br />
- Witaj z nami Nathan - powiedziałem, gdy mały spojrzał na mnie przez chwilę. Spojrzałem na Dianę, która miała coraz więcej łez w oczach. - Nie płacz. Nie lubię widzieć twoich łez - szepnąłem. Oddałem go jej i złożyłem na jej ustach lekki pocałunek. Gdy chciałem się odsunąć, zatrzymała mnie swoją dłonią, dotykając nią mojego policzka. Tym razem to ona mnie pocałowała.<br />
- Kocham cię Zayn - szepnęła, zanim na salę weszła ta sama pielęgniarka, która przywiozła małego.<br />
- Ja ciebie też kocham mała - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.<br />
- Pora nakarmić pierwszy raz malucha. Pomogę ci. Pan zostaje? - zwróciła się do mnie.<br />
- Zayn... Poczekasz na zewnątrz? - zapytała mnie skrępowana Diana.<br />
- Jasne skarbie. Wrócę, jak będziesz gotowa - wyszedłem z sali. W korytarzu zastałem Nialla, flirtującego z jakąś młodą, długonogą pielęgniarką. Czyli Mad to już przeszłość?<br />
Wyciągnąłem telefon, by sprowadzić godzinę. Dochodzi piąta trzydzieści. Zadzwoniłbym do Ewy i Mar, ale one jeszcze śpią, a Ewa potrzebuje pewnie odpoczynku. Zadzwoniłem więc do Louisa, pochwalić się, że mały jest już na świecie. Ucieszyli się razem z Li i obiecali przyjechać za kilka godzin. No tak, pewnie ich obudziłem.<br />
Pozostało mi czekać, aż Diana skończy karmić małego i pozwoli mi wejść.<br />
Po kilku minutach pielęgniarka w końcu wyszła, a ja mogłem do nich wrócić.<br />
- Jestem.<br />
- Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że chciałam, żebyś wyszedł gdy go karmiłam... - śpuściła wzrok na swoje paznokcie. Mały spał w łóżeczku, w którym go przywieźli.<br />
- Diana, jak mogłaś tak pomyśleć? - usiadłem jak nabliżej niej i chwyciłem jej dłoń, całując jej wierzch. - Rozumiem, że się wstydzisz. Nie musisz mi się tłumaczyć kotku - szepnąłem.<br />
- Dziękuję. Jesteś taki kochany... - odszepnęła, głaszcząc mój zarośnięty już policzek. - Czym sobie na to zasłużyłam?<br />
- Już to przerabialiśmy.<br />
- Wiem, ale nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. Że jesteś tu ze mną. Naprawdę chcesz go ze mną wychować? Możesz teraz zrezygnować, póki cię nie zna - powiedziała i przysunęła leżankę małego bliżej łóżka.<br />
- Diana, ty chyba skarbie musisz odpocząć, bo coś mi tu głupoty zaczynasz pieprzyć - odrzekłem, nadal trzymając jej dłoń.<br />
- Zayn...<br />
- Diana. Nie obchodzi mnie to, że Nathan nie jest moim biologicznym synem. Jeśli tylko pozwolisz, kiedyś zrobimy sobie takiego małego bąbla. Ale teraz jest on. Pokochałem go. Chcę być z tobą i stworzyć dla niego rodzinę. Z tobą - powiedziałem, patrząc na nią. Ona równeż na mnie patrzyła.<br />
- Dziękuję Zayn. Nie wiem, co powiedzieć - szepnęła, układając głowę na poduszkach.<br />
- Nic nie mów. Jesteś zmęczona, prześpij się. Gdy się obudzisz, ja tutaj będę.<br />
Dziewczyna posłuchała mnie i już po kilku minutach nucenia jej jakieś melodii, cicho spała.<br />
<br />
*** Cztery godziny później ***<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Wszyscy już się zebrali. Pierwsze przyszły Ewa, jej mama i Marlena. Gdy zobaczyły, że Diana nie ma brzucha, przeraziły się na początku, a potem Mar zapytała, czy urodziła. Diana jej przytaknęła. We trzy zaczęły się cieszyć jak szalone. Chciały go zobaczyć, więc poprosiłem dyżurującą pielęgniarkę, by je zaprowadziła. Nie chciałem zostawiać Diany samej. Była sama przez trzy miesiące. Musimy nadrobić stracony czas przez dwa dni i to w szpitalu, ale co tam. Gdy one poszły, do sali wpadli Louis, Liam, Niall, a nawet Harry. Ostatni był przygaszony, bez humoru. Czyli rozmowa z Marleną się nie powiodła... Jeszcze im się uda. Nie wytrzymają bez siebie za długo.</div>
- No co tam, jak tam, mamuśko? - zapytał Louis, witając się z Dianą.<br />
- Dobrze. Żyję.<br />
- I o to chodzi. Moja Ewa już była? - zapytał ponownie.<br />
- Poszła zobaczyć Nathana - odpowiedziałem. Na te słowa, we trzy ponownie znalazły się w sali. Także było nas ośmiu. Sporo nas dziś.<br />
- Śliczne maleństwo - powiedziała Ewa, ale zaraz zauważyła Lou i praktycznie rzuciła się na jego szyję. - Hej kochanie!<br />
- Cześć moje kobietki - ucałował ją ochoczo i namiętnie po czym pogłaskał jej duży brzuch.<br />
-Hej Liam, Nialler! - przywitała się z chłopakami. - Cześć Harry.<br />
- Hej - mruknął chłopak. Cały czas był wpatrzony w Marlenę.<br />
- Cześć chłopaki - przywitała się cicho Marlena, oparta o ścianę. Widać, że nie chce być tu z Harrym. Po chwili powiedziała <i>' przepraszam '</i> i wyszła z sali. Westchnąłem, by się uspokoić i nie nawrzeszczeć na Harry'ego.<br />
- Diana, trzymaj się, ucałuj ode mnie synka. Wracam do Sama, trzeba mu to wasze zniknięcie wytłumaczyć. Cześć - pożegnał się z nią kilka nimut później i nic więcej do nikogo nie mówiąc, wyszedł z pomieszczenia.<br />
Ewa westchnęła, usiadła na łóżku stojącym obok łóżka Diany i pogładziła się po brzuchu.<br />
- Jak tak dalej pójdzie oboje się wykończą. Wiem, że to nie najlepszy moment na takie zwierzenia, ale dłużej nie utrzymam tego w sobie. Nie mogę patrzeć, jak ona się niszczy.<br />
- Co masz na myśli? - zapytał Liam. Louis podszedł i usiadł koło dziewczyny, łapiąc ją za dłoń.<br />
<div style="text-align: justify;">
- Z tego co mi wczoraj streściła, powiedziała Harry'emu, że jeśli przez tydzień się do niego nie odezwie, nie da znaku życia, to ma to oznaczać koniec ich związku.</div>
- Jak żeśmy się dziś spotkali, to nic nie powiedział na ten temat, nawet jak go zapytałem. Tylko wzruszył ramionami - westchnął Liam.<br />
- Ona chce go sprawdzić. On o tym nie wie. Dała mu wolną rękę, przez tydzień robi co chce. A potem ona to sama przetrawi. Tak przynajmniej zrozumiałam...<br />
- Będą razem, zobaczycie - westchnęła Diana i położyła się na poduszce. - Nie zmienię zdania i będę to wam powtarzać aż w końcu tak będzie.<br />
- Przeszkadzamy ci? Może się prześpisz trochę? - zapytałem, gdy zobaczyłem, że ziewa.<br />
- Zayn, wy idzcie, zajmijcie się sobą. Nie jestem chora, mam opiekę w razie czego. Możecie przyjść później. Będę tu cały czas.<br />
- Chcę być z tobą - powiedziałem, gdy reszta zaczęła się zbierać do wyjścia.<br />
<div style="text-align: justify;">
- Zayn, siedziałeś tu ze mną cały czas. Idź coś zjedz, prześpij się. Pradzę sobie, uciekaj - powiedziała, obdażając mnie ciepłym uśmiechem. Z westchnieniem wstałem ze stołka i cmoknąłem ją jeszcze soczyście w usta i zanim wyszedłem za resztą, powiedziałem:</div>
- Idę, ale dzisiaj jeszcze przyjdę do ciebie. Kocham cię.<br />
<div style="text-align: justify;">
- Ja ciebie też. Idź już - uśmiechnęła się i nie miałem wyjścia, musiłem ją opuścić.</div>
<br />
<br />
*******<br />
Kolejny rozdział.<br />
Jak wam się podoba? Mnie tak nawet, nawet:)<br />
<br />
<b>Nie wiem, kiedy będą zamówienia i rozdział na Niani, tak tylko informuję, bo nie wiem za co się najpierw wziąć, ale robię wszystko po trochu i coś w tym tygodniu się pojawi. Na pewno zamówienie dla Zuzi. Postaram sieje jak naszybciej ogarnąć, byście nie czekały za długo!</b><br />
<3Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/00295619015376241668noreply@blogger.com8