środa, 29 lipca 2015

Niall zamówienie

Dla Zuzi<3


- Zuziu, skarbie...
- Tak? - moja ukochana spojrzała na mnie spod małego stosiku papierów. Nie ma to jak praca w domu. Wdzięczna praca pani prawnik.
- Tak sobie pomyślałem, że może wyszlibyśmy dzisiaj gdzieś? - zapytałem.
- A nie masz jakiejś wieczornej akcji?
- Nie. Zrobiłem tak, że dzisiaj jestem cały twój - chyba nie zaszkodzi trochę skłamać?
- Nie do wiary! Mój ukochany ma dla mnie wolny wieczór.
- I całą noc.
- Co za luksusy... Nie rozpieszczasz mnie za bardzo, panie Horan? - zapytała, wstając z fotela i powoli do mnie podchodząc.
- Staram się jak mogę aniele.
- Wiem, dziękuję - odpowiedziała i cmoknęła mnie lekko w usta, a ja szybko go pogłębiłem, prosząc o dostęp do jej ust. Nie chciałem go tak szybko kończyć, zwłaszcza, że Zuza tak świetnie całuje....
      Położyłem swoje dłonie na jej biodrach. Dziewczyna lekko westchnęła i odsunęła się ode mnie z uśmiechem.
- To o której mam być gotowa?
- 21 aniele - odpowiedziałem, po czym pocałowałem ją w czoło.
- To już niedługo.
- Wiem, dlatego idź przygotować czy tam co, a ja nie będę ci przeszkadzał.
      Uśmiechnięta, zniknęła w korytarzu do naszej sypialni, a ja udałem się do kuchni w celu wzięcia czegoś na ząb.

      W końcu, o wcześniej wspomnianej godzinie, zaparkowałem pod dobrze znaną restauracją. Miałem ukryty cel, a nawet dwa, przyjeżdżając z nią tutaj i szczerze, cholernie bałem się, że coś może pójść nie tak, jak powinno.
Szofer zabrał mój samochód, a my weszliśmy do środka. Jakaś młoda kobieta, na oko dwadzieścia dwa lata, odebrała od nas płaszcze i wskazała nasze miejsca przy stoliku, przy oknie, który wczoraj zamówiłem.
- Mogę zapytać co to za okazja? - zapytała Zuzia, patrząc na mnie niepewna, czy jej powiem.
- Dzisiaj jest nasza trzecia rocznica skarbie.
- Jak zwykle zapomniałam - powiedziała,  spuszczając głowę w dół, by potem spowrotem ją podnieść i spojrzeć na mnie z lekkim uśmiechem.
- Jestem od tego, by o tym pamiętać - oddałem uśmiech i złapałem ją, za jej delikatną dłoń.
      Kelner Ernie, jak wyczytałem z plakietki przyczepionej do jego granatowej, roboczej kamizelki, przyszedł do nas z menu i czekał, aż złożymy zamówienie. Gdy to nastąpiło, odszedł, mówąc za ile mamy się spodziewać dań.
Z każdą chwilą stres i strach zjadał mnie coraz bardziej, ale nie dałem tego po sobie poznać.
- Kotku, zaraz wrócę, pójdę tylko do toalety - dziewczyna zrozumiała i zajęła się dalszym konsumowaniem jakiejś sałatki.
      Wszedłem do męskiej toalety i po sprawdzeniu czy jest całkowicie pusta, szybko wybrałem numer do Liama.
- I jak? - zapytałem od razu.
- Na razie nic nie wskazuje na to, żeby się pojawili. Chłopaki obstawili cały teren. Dam znać jak coś się będzie działo.
- Dobra. Na razie.
- Powiedzenia - zaśmiał się, dodając mi tym trochę otuchy, ale nadal jestem zdenerwowany.
- Już jestem - szybko wróciłem na miejsce.
- Ten kelner cały czas mi się przygląda - powiedziała po chwili Zuzka i wskazała dyskretnie, że chodzi o kelnera, który nam usługiwał. Naszły mnie wątpliwości, czy on aby nie jest jednym z nich. Zdusiłem to w sobie i powiedziałem tylko: - Jesteś dzisiaj taka piękna, że żaden facet nie może oderwać od ciebie wzroku.
- Niall...
- Zuziu... Ja... - wstałem, by zaraz zrobić kolejny krok, ale wtedy rozległ się strzał z pistoletu i krzyk:
- Na ziemię i ani drgnijcie!
Wszyscy zaczęli krzyczeć i kłaść się posłusznie na ziemi. Tak samo chciała zrobić Zuza, ale została powstrzymana przez tego kelnera. Przyłożył jej nóż do szyi, a mnie stanęło serce.
      Wyciągnąłem swój pistolet i wymierzyłem w niego.
- Radzę ci ją puścić, bo przestrzelę ci ten zakuty łeb - powiedziałem spokojnie. Ale wcale nie jestem spokojny. Boję się, że coś jej zrobi, a ja jej przed tym nie ochronię. Ten się tylko zaśmiał i również wyciągnął w moją stronę drugą dłoń, a w niej wymierzony we mnie pistolet, ale zaraz powiedział:
- Bastian wiedział, że będziesz tu dzisiaj Horan. Nie przepuścisz żadnej szansy by nas spotkać, co? Ale nie wiedziałem, że z taką ślicznotką. Mam na ciebie ochotę mała - powiedział do niej.
Czułem strach Zuz niemal namacalnie. Nagle kątem oka zobaczyłem, jak ktoś się podnosi. Młoda dziewczyna. Pewnie chciała uciec... Ernie też to zauważył i bez żadnych skrupułów strzelił do tej dziewczyny. Zuzia zapłakała.
- Puść ją. To sprawa między moim gangiem a twoim szefem. Ona nie ma z tym nic wspólnego! - powiedziałem.
- Racja. Ale skoro już tu z nami jest...
Nagle do restauracji wpadł jeden ze świty Bastiana przez szybę i zatrzymał się pod barem z rozwaloną głową. Ernie spojrzał w tamtą stronę, a ja wykorzystałem sytuację i postrzeliłem go w prawe ramię. Puścił przez to Zuzię, a ona wpadła w moje ramiona. Trzymała się kurczowo moich ramion, by po chwili je puścić i opaść na ziemię.
- Zuzka, co ci jest? - zapytałem i dopadłem do niej i przygarnąłem do siebie za ramiona.
- Niall... - nagle, jak na zawołanie, poczułem coś mokrego pod palcami. Wyciągnąłem prawą rękę i zobaczyłem krew.
- Zuzia, nie rób mi tego. Nie zasypiaj! - krzyczałem do niej, lecz nie reagowała. Nic mnie w tej chwili nie obchodziło. Jak on mógł do niej strzelić?! Czemu ja nic nie słyszałem?!
- Karetka już jedzie - usłyszałem skądś głoś Louisa.
- Niall, kocham cię.
Zamknęła oczy, a w tym momencie usłyszałem odgłosy karetki. Trzymałem ją w swoich ramionach, dopóki mi jej nie zabrali.
- Ja... Ja muszę tam... Jechać - wypowiedziałem ledwo to zdanie, ale Louis zrozumiał i zabrał mnie do niej. Policja chciała ze mną rozmawiać, ale miałem to gdzieś. Nie obchodziło mnie co mi za to zrobią. W mojej głowie była tylko moja mała słodka Zuzia.

- Co z nią panie doktorze? - zapytałem od razu pierwszego lekarza, jaki wyszedł z sali operacyjnej, na której leżała moja ukochana.
- Pan jest kimś z rodziny? - zapytał rzeczowo, przypatrując się mojej osobie.  No tak. Poplamiony krwią garnitur to raczej nie jest odzienie wyjściowe do szpitala...
- Niedoszłym narzeczonym... - kurwa, miałem się jej wtedy oświadczyć! Jak tylko znajdę Bastiana, to go zabiję. Bez mrugnięcia okiem.
- Eh... Przykro mi z tego powodu. Z pacjentką jest już dobrze. Znaczy, najgorszy stan minął, nic nie zagraża jej życiu. Kula nie uszkodziła na szczęście serca, ani żadnych organów wewnętrznych. Nastąpił krwotok po wyjęciu pocisku, ale udało nam się go zatamować.
- Czyli wyjdzie z tego? - zapytałem z nadzieją.
- Tak, oczywiście! Zaraz zostanie przewieziona na salę. Myślę, że jeśli nie będzie żadnych powikłań, to za tydzień będzie mogła wrócić do domu.
- Dziękuję.

      Następnego dnia siedziałem w jej sali. A raczej spałem na krześle, gdy obudził mnie ruch na mojej dłoni. Otworzyłem zaspane oczy i spojrzałem w  stronę Zuzi, która patrzyła na mnie z leciutkim uśmiechem, spod półprzymkniętych powiek.
- Niall... - wycharczała.
- Nie. Nic nie mów. Musisz wyzdrowieć.
- Tak bardzo... Się bałam...
- Już dobrze. Jestem tu przy tobie - złapałem jej dłoń w swoją i pocałowałem. Jest dla mnie wszystkim. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby jej ze mną nie było. Czasem jest tak, że dwoje ludzi nie może bez siebie żyć. Tak jest z nami.
- Niall... M... Mogę o coś zapyt... Zapytać?
- Musisz teraz? Zuza - spojrzałem na nią błagalnie. Wiem, ile ją kosztuje oddech, a co dopiero wypowiadane słowa.
- Uhm.
- No dobra. I tak z tobą nie wygram.
- Co... Co chciałeś zrobić... Zanim doszło... Do tego wszystkiego?
- Hm... Zestawię to na później. Nie powiem ci.
- Ale...
- Zuza, późnej. Musisz wypoczywać.
- Ale Nialler - spojrzałem w jej oczy i poległem. Jak czegoś chce, to potrafi wydobyć to z człowieka najbardziej prymitywnymi sposobami. Uroki bycia prawnikiem... Na przykład ja mam słabość do jej ślicznych oczu. Wystarczy, że zrobi minę małego, słodkiego, uroczego szczeniaka i mnie ma.
- Chciałem ci się oświadczyć - westchnąłem. Jej oczy mimo wszystko zabłysnęły radośnie.
- Masz rację, zostawmy to na później.


******
Proszę, imagin dla Zuzi. Mam nadzieję, że ci się spodoba, bo chciałam go właśnie tak napisać. Dobra, nie jest jakiś straszny, no ale się starałam;)

No to do następnego! <3

czwartek, 23 lipca 2015

23.07.2010

Witam was gorąco! <3

A więc dziś jest ten dzień! Piąta rocznica założenia One Direction!
23. 07. 2010, wtedy Zayn, Liam, Niall, Louis i Harry zostali połączeni w zespół, który do tej pory podbija nasze serca, z tym, że w mniejszym składzie...
Mimo, że nie jestem z nimi od początku, bo jestem w fandomie od czterech lat, jestem z nich dumna. To, co dokonali przez te pięć lat jest dla mnie niewiarygodne! Przez co mam do nich jeszcze większy szacunek.
Z chłopców stali się mężczyznami, a sława ich nie zmieniła, tak myślę. Nadal są zabawni i starają się być narmalni...
Życzę im kolejnych świetnych lat śpiewania i zdobywania nagród!

Wiem, może i to co piszę tu, jest trochę pogmatwane, ale ja sama jestem dziwna i czasem siebie nie rozumiem. Tak właśnie czuję i to piszę, więc mi wybaczcie.












No to chyba tyle, ale na pewno coś jeszcze bym dopowiedziała, ale w tej chwili zapominiałam...

Okej, teraz bardziej serio:
Dwie wiadomości, dobra i zła;)

1 Może najpierw ta zła, bo chcę mieć ją już za sobą i źle jest mi pisać ją, no ale...
Angelika zamówiła sobie u mnie imagina i... Nie napiszę go dla ciebie.
Rany, nie wiedziałam, że kiedykolwiek to powiem!
Tak strasznie mi przykro, że zawiodłam, ale za cholerę nie widzę tego imagina! Próbowałam na każdy sposób, ze sto razy. I za każdym mi nie wychodziło.
Nie wiem, jaka jest tego przyczyna,  może brak weny... Nie wiem, ale to mało prawdopodobne... Moja wena ma się dobrze, więc sadzę, że takie imaginy mi po prostu nie wychodzą.
Błagam was!
Nie zamawiajcie śmiesznych śmieszków ani zabawnych głupoli, bo niestety nie napiszę...
Wiem, co sobie pomyślicie o mnie w tym momencie, ale ja się czuję z tym jeszcze gorzej...
Jestem na siebie wściekła, że nie mogę sprostać twoim wymaganiom.
Błagam na kolanach o wybaczenie Angeliko! :'(

Mogę napisać każdy 'rodzaj' imagina, jaki tylko chcecie, nawet wasze najtragiczniejsze darki itp, ale nie śmieszne! Gdybym wiedziała, że będzie z nimi tak kiepsko, to zaznaczyłabym to na samym początku.


2. Ta lepsza wiadomość, to po prostu przypomnienie o kolejnym rozdziale 16 sierpnia, który jest w całości napisany...
Rozdział najdłuższy w całym moim życiu, lekko napisany... Eh, okej. Starczy.


Może jakąś zapowiedź wam zarzucę kolejnego rozdziału, co?

1. "... - Nie budźmy ich. Wyglądają razem tak słodko, że zaraz się chyba zerzygam - powiedział Niall wstając.
- Nie jesteś ani trochę romantyczny. Idę do mojego pijaka - zaśmiałam się i ruszyłam spowrotem schodami na górę. Bylam na trzecim stopniu, gdy zakręciło mi się w głowie i ciemność całkiem przesłoniła mi widzenie. Nogi nagle stały się miękkie i same się pode mną ugięły. Poczułam, jak moje ręce zsuwają się z barierki..."

2. "... - Nie wiem czemu, nie pozwoliłeś mi, powiedzieć im prawdy - powiedziała do mnie pierwsze zdanie po przekroczeniu progu domu.
- Po prostu tak było najlepiej - powiedziałem i sięgnąłem do półki po jakąś książkę..."

Okej, to tyle. I co wy na to?

niedziela, 12 lipca 2015

Louis

Zrobiłam taki dodatek dziś, w postaci niespodzianki.






To było rok temu, a mi ciągle się wydaje, że wczoraj...
       Dotarłam do piekarni, w celu zakupienia kilku świeżych bułeczek, by móc zrobić sobie śniadanie. Piekarnia była już otwarta, więc przywitałam się z kasjerką i ruszyłam w poszukiwaniu moich ulubionych bułek.
Wybrałam cztery zwykłe i jedną słodką, po czym ruszyłam do kasy. Stałam już przy kasie, gdy do sklepu wszedł on. Dzisiaj, jak co wtorek przyszedł ze swoim kumplem. Widuję go tu codziennie rano. Kupuje dziesięć  zwykłych bułek. Powiedzieli dzień dobry i tak jak ja jeszcze niedawno, poszli po pieczywo.
      Pierwszy był ubrany w czerwone Vansy, czerwone spodnie i białą koszulkę polo. Jego włosy jak zawsze, były zaczesane na bok, co dodawało słodkości całemu jego wyglądowi. Blondyn był ubrany w szare dresy i taką samą koszulkę i przeciwsłoneczne okulary. To Louis Tomlinson i Niall Horan. Piosenkarze z zespołu One Direction, do których wzdycha tysiące dziewczyn w różnym wieku. Tak, ja też. Ale nie jestem z tych, które ganiają za nimi, jak tylko zobaczą ich na ulicy. Potrafię stać w kolejce, tak jak akurat teraz, czując jego cudowne perfumy kilkanaście centymetrów od siebie i nie rzucić się na niego z piskami i prosić o autograf.
      Mogłabym, ale po co robić z siebie idiotkę?
- Ona się zaraz na nas rzuci, zobaczysz - usłyszałam, jak Niall powiedział do bruneta te słowa. Przewróciłam oczami. A więc jest tylko kategoria piszczących i rozchisteryzowanych fanek?
- Nie rzuci się. Nie jest taka. Wiesz, ile razy tu sam przychodzę ci po te bułki? Jakby taka była, to już od wejścia nie dałaby ci żyć, albo mnie - mój ' ulubieniec ' stanął w mojej obronie. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- 5,50£ poproszę - z rozmyślań wyrwał mnie głos kasjerki proszącej o należną sumę. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco i podałam potrzebną ilość pieniędzy.
- Dziękuję, dowodzenia - powiedziałam i wyszłam ze sklepu. Wsiadłam do mojego nowego mercedesa i ruszając, powoli wyjechałam na ulicę.
      W domu zrobiłam sobie śniadanie składające się z herbaty i kanapkach z serem i ogórkiem. Zjadłam je i udałam się do pracy.
      Po skończonym kolejnym dniu na swoim stanowisku w banku, wróciłam do domu. Zjadłam jogurt i usiadłam przed laptopem, sprawdzając najnowsze informacje ze świata gwiazd.
      Moją uwagę przykuł ten tekst:
 
   " Louis Tomlinson i Niall Horan byli dziś w piekarni. Kupili kilka bułeczek. Kim jest dziewczyna ze zdjęcia, na którą blondyn patrzy? Miejmy nadzieję, że niedługo się dowiemy. "

      Pod tekstem było zdjęcie, na którym ja gdzieś patrzę zamyślona, a Niall naprawdę na mnie patrzy. To musiało być wtedy, jak mówił do Louisa, że się na nich rzucę...
      Z rozmyślań nad tym, wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Wygrzebałam go z czeluści torebki i odebrałam.
- Halo?
- Ewa, jak mogłaś mi nie powiedzieć? Przecież jesteśmy przyjaciółkami! -usłyszałam od razu zarzuty mojej wieloletniej przyjaciółki Wiktorii.
- Zaraz, o czym ci nie powiedziałam?
- Że miałaś bliski kontakt z Horanem!
      No tak, Wiktoria ma paplitacje serca na wspomnienie o uroczym blondynie.
- Uwierz mi, nie jestem tobą, by się od razu na niego rzucać. Po prostu stał sobie w kolejce, miałam im przeszkadzać? - powiedziałam od razu, bo zapewne zaraz wspomni o tym w swoim wywodzie.
- No nie wiem! Może trzeba było! Louis też tam był. Czemu nic nie zrobiłaś! Nie wzięłaś autografu, czegokolwiek!
- Uspokój się! Następnym razem, o ile się nadarzy, wezmę od niego dla ciebie autograf, okej?! - ona jest czasem niemożliwa.
- Tak.
- No. I nie bulwersuj się.
- Okej, tylko pamiętaj o tym autografie!
       Pogadałyśmy jeszcze kilka minut, opowiadając sobie nawzajem, co u każdej słychać. Po skończonej rozmowie odłożyłam telefon obok siebie i westchnęłam. Czasami zastanawiam się, jak to się stało, że ona jest moją przyjaciółką. Jesteśmy jak ogień i woda!
      Postanowiłam pójść na spacer. Zawsze to robię, by wyczyścić głowę od zbędnych myśli. Czasem pustka w głowie jest całkiem przyjemna...
Do głowy po raz kolejny wszedł obraz bruneta. Jest strasznie przystojny, strasznie zwyczajny i miły, ale nie mam śmiałości by do niego podejść. Tak, mam dziewiętnaście lat i jestem dość nieśmiała. Napawam się jego widokiem codziennie rano, przez krótką chwilę w piekarni i cały dzień staje się lepszy.
- O przepraszam śliczną damę - usłyszałam głos. Ocknęłam się i poczułam, jak ktoś trzyma mnie mocno na ramiona.
- Co się...? - spojrzałam na niego i zamarłam. Właśnie stoję kilka centymetrów od Louisa Tomlinsona. Serce zabiło mi sto razy szybciej.
- Niechcący cię uderzyłem, jak przechodziłem, a ty byłaś tak zamyślona, że nawet nie poczułaś tego.
- Ja...
- Przepraszam.
- Nic się nie stało.
- O czym tak zawzięcie myślałaś? - zapytał lekko się przy tym uśmiechając.
- O niczym ważnym...
- Okej. Dasz radę iść?
- Tak, nic mi nie jest - odpowiedziałam. - Ewa jestem.
- Louis - odpowiedział szczerym uśmiechem. Przywitał się ze mną podaniem dłoni.
- Wiem - spuściłam wzrok na swoje buty i potarłam czoło.
- Spieszę się... Więc...
- Jasne, idź - powiedziałam szybko.
- Do jutra w - odpowiedział, mrugnął do mnie, machnął ręką na pożegnanie i odszedł w swoją stronę.
Nie wiem, czy mnie w tym momencie najnormalniej w świecie zbył, czy nie. W tym momencie nie liczyło się nic oprócz tego, że wymieniłam z nim kilka słów i poczułam jego dłoń na mojej.
      Stałam jeszcze jakiś czas w tym samym miejscu, starając się ochłonąć. Gdy już mi się to udało, poszłam jeszcze do parku i posiedziałam tam chwilę, wdychając świeże, wieczorne powietrze.

      Kolejnego dnia, jak zwykle szłam do sklepu. To była rutyna. Nie mam kogo poprosić, by chodził ze mną na zmianę po pieczywo, bo mieszkam sama. Ale są tego plusy.
Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się i spotkałam radosny wzrok Louisa na sobie. Miał na sobie szarą bluzę z kapturem, czarne spodnie i takie same vansy. I wyglądał zajebiście.
- Cześć - przywitał się od razu i przytulił mnie.
- Cześć - odpowiedziałam i razem dalej ruszyliśmy do sklepu. Kątem oka zobaczyłam błysk fleszy. Ugh...
- Wyspana?
- Może być. Nigdy się nie wysypiam - odpowiedziałam, lekko się krzywiąc.
- To tak jak Niall. On mógłby jeść i spać na okrągło, a i tak będzie mu mało.
Zaśmialiśmy się i wyminęliśmy starsze małżeństwo na chodniku.
- Jesteś naszą fanką? - zapytał po chwili, gdy mijaliśmy wielki transparent z ogłoszeniem, że One Direction zagra za kilka dni koncert w Madison Square Garden.
- Tak. To aż tak widać? - zapytałam, ukrywając czerwone rumieńce włosami.
- Zauważyłem jak spojrzałaś na plakat i kiedyś przez przypadek widziałem twoją playlistę. Akurat leciała piosenka No Control.
- Co?!
- Przepraszam, to nie było celowe! -  w obronie uniósł dłonie w obronnym geście.
- Okej, wierzę ci.
- O, jesteśmy- powiedział i przepuścił mnie pierwszą w drzwiach.

        I tak to się zaczęło. Wspólne wypady do spożywczaka, potem Louis przedstawił mnie chłopakom, wspólne imprezy, no i zostaliśmy przyjaciółmi. W ciągu tych kilku miesięcy dowiedział się o mnie niż ja o nim w cztery lata. Magia? Nie. On potrafi wszystko wyciągnąć z ciebie kilkoma pytaniami.

---- Teraz  ----

Uwielbiam go jako chłopaka, piosenkarza. Kocham go jak przyjaciela, jak brata. Jest wspaniałym człowiekiem. Dam się za niego pokroić, a on wskoczy za mną w ogień, jak to kiedyś powiedział. Jesteśmy przyjaciółmi. Wiadomo, Lou nie jest idealny, ale zakrywa to żartami. Dzięki niemu poznałam mojego chłopaka, Dana. Jest on gitarzystą zespołu.
- Dan, przyjacielu - zaczął mówić do niego poważnie i położył prawą dłoń na jej ramieniu. To było zabawne. - Jeśli ją kiedykolwiek, w jakikolwiek sposób skrzywdzisz, a ja dowiem się, wtedy wiesz co będzie? Nogi z dupy powyrywam, rozumiesz?
- Louis, nie ufasz mi? -zapytał chłopak, przytulając mnie lekko do siebie i składając całusa na włosach.
- Ufam, ale to moja przyjaciółka i Directioner, więc zasługuje na wszystko co najlepsze- pogroził mu palcem. - I zero seksu przed ślubem - roześmiał się, a uderzyłam go lekko w ramię.
- Louis!
- No co?
-Pijemy szczęście narzeczonych!- krzyknął przez mikrofon Harry, przyciągając tym naszą uwagę. Miał w dłoni kieliszek pełny alkoholu. Wznieśliśmy toast. Chłopcy wydali przyjęcie na naszą cześć. Louis musiał oczywiście wszystkiego doglądać. Jak to powiedział, musiało być wszystko na per - fect!
- Gorzko! Gorzko! - nagle Louis zaczął krzyczeć, a zaraz za nim tłum ludzi, których zaprosili.
Dan od razu wpił się lekko w moje usta, na co zaczęły się głośne wiwaty i gdzieś z tyłu gwizdy Liama.

- Dziękuję za wszystko BooBear - powiedziałam po skończonej imprezie, zanim zmyliśmy się z Danem do domu.
- Dla ciebie wszystko - przytuliliśmy się mocno i chłopak po chwili oddał mnie w ramiona kumpla.
 




*******
No i jest ta zapowiadana wcześniej niespodzianka.
Napisałam tego imagina z racji tego, że mam dziś urodziny, 19 lat! Chciałam umilić sobie dzisiejszy dzień. A wam go umiliłam? Chociaż tak troszku?
Mam nadzieję, że się wam podoba, bo nie chciałam pisać kolejnej wielkiej miłości... Chciałam właśnie napisać coś takiego, wiec nie mam co narzekać.
To  dziwny (?) imagin. Sama nie potrafię go jakoś określić. Mam nadzieję, że go nie spartoliłam? Aż tak?


Imagin dla Angeliki pisze się powoli. Mam nadzieję, że wytrzymasz jeszcze trochę, co?


Aha, no i liczę na szczere komy pod nim:)
<3

Rozdział 60


Ważna notka pod rozdziałem! 

*** Oczami Louisa ***

Nareszcie w domu! Jeszcze nigdy tak bardzo nie tęskniłem za domem. Teraz mam dla kogo wracać. Nie mogę się doczekać na myśl o dwóch całych miesiącach z moją ukochaną.
- No! Jesteśmy w Londynie! Wysiadamy i do domów! Niedługo przyjdę do was i ustalimy pewne szczegóły - cała nasza piątka usłyszała głos Paula.
- Taa - prawda, że jesteśmy bardzo uradowani?
Wysiadając z samolotu, wpadłem na genialny pomysł.
Po co mam chodzić, skoro Paul może mnie ponosić?
Niespodziewanie wskoczyłem mu na plecy.


- Tomlinson! Złaź, ciężki jesteś!
- Nie. Nogi mnie po koncercie bolą.
- Koncert był dwa dni temu!
- No widzisz? Dwa dni mnie nogi bolą, a ty nic nie starasz się, by mi w bólu ulżyć! - powiedziałem, choć nic mnie nie bolało. Niech pozna przedsmak zemsty. - Co z ciebie za menager?
Jeszcze nic nie wymyśliliśmy z chłopakami... Ale to tylko kwestia czasu, aż któryś wpadnie na pomysł jak zniszczyć Paula.
- No dobra, schodź. Wystarczy - pośpiesznie zeskoczyłem z jego pleców i wsiadłem do samochodu.

Wszedłem do domu Ewy. Zastała mnie cisza. Dużą, czarną torbę podróżną zostawiłem w korytarzu, by potem zabrać ją do sypialni, gdy będę tam szedł.
- Louis? To ty? - usłyszałem jej głos z kuchni. Od razu się tam udałem.
- Tak - poczułem, jak dopada do mnie i mocno się wtula. Tego mi brakowało...
- Jestem już.
- Tak bardzo tęskniłam- usłyszałem. Odsunęła się na chwilę, bym zaraz złączyć nasze usta w długim, delikatnym i pełnym tęsknoty pocałunku.
- Wiem. Ale nie wiem, czy tak bardzo jak ja - pocałowałem ją szybko jeszcze raz.

Wszedłem do sypialni z łazienki, gdzie zostawiłem ciuchy do prania w koszu na brudy.
Ewa leżała na łóżku tyłem do mnie. Podszedłem do niej. Nie spała.
- Hej kochanie- powiedziałem, nie wiem czemu cicho. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Cieszę się, że już jesteś- wstała i pocałowała mnie szybko i lekko, by na nowo spojrzeć mi w oczy.
- Ja bardziej -powiedziałem po chwili.
- Muszę powiedzieć ci dwie rzeczy- powiedziała od razu. - Nie chcę dłużej tego przed tobą ukrywać.
Usiadła spowrotem na łóżku, okrytym jasnozieloną narzutą w różne, bezkształtne wzory. Ułożyłem się obok niej na poduszkach i wpatrywałem się w nią, jak w mój własny obraz.
- Mam dwie wiadomości, dobrą i złą. Od której zacząć?
- To zacznij od tej złej- powiedziałem.
- Okej. Więc... W styczniu, jak wróciłam do pracy, to mieliśmy już nowego szefa...
- Ten, o którym mi mówiłaś?
- Tak. Z tym, że nie wiedziałam, kim on jest. W końcu się dowiedziałam.
- Tak? Ktoś znany?- zapytałem, bo wiele razy słyszałem jak jakaś gwiazda inwestuje w jakieś małe rzeczy. Sam przecież gram w drużynie z Doncaster.
- Ty go znasz na pewno. To Rocky.
- Rocky? Mendes?
- Tak - spuściła głowę, jakby bojąc się, że dosięgnie ją jakaś kara za to, że zataiła to przede mną.
- Przecież on nie ma zielonego pojęcia o zarządzaniu - roześmiałem się.
Rocky? On ledwo w nogę gra, a co dopiero mówić o zarządzaniu dobrze prosperującą kawiarnią!
- I jak mu idzie? - zapytałem ciekawy.
- Szczerze to do niczego, ale mnie to już nie obchodzi - powiedziała, zaczesując swoją niesforną grzywkę na bok.
- Jak to?
- Zwolniłam się.
- Co? Dlaczego? Dostawiał się do ciebie? Narzucał się? Mogłaś powiedzieć któremuś z ochroniarzy, żeby przemówił mu do... -zacząłem wymachiwać rękami jak idiota.
- Nie! Nic z tych rzeczy... Po prostu musiałam. Nie jesteś zły, że ci nie powiedziałam?
- Nie. Byłoby gorzej, gdyby się do ciebie zalecał. I tak sobie z nim porozmawiam na ten temat... Okej. A ta dobra wiadomość?
Spojrzała na mnie. Przez moment nie wiedziała co powiedzieć, ale zaraz podniosła się z łóżka i podeszła do szuflad. Odsunęła jedną i wyciągnęła z niej małą torebeczkę. Podeszła z nią do mnie. Usiadła na swoim poprzednim miejscu i wręczyła mi ją.
- Co to?

*** Oczami Ewy ***

- Zobacz.
Trochę się boję.
Trochę?!
Cała chodzę ze strachu, jak Louis zareaguje na wiadomość o tym, że za sześć miesięcy zostanie tatą.
Powoli, jakby robiąc mi na złość, wypakował to, co było wewnątrz.
Z pudełka wyjął dwie pary malutkich ubranek. Kupiłam dwie pary, dla dziewczynki i dla chłopca, bo nie znam płci.
- To dla Diany? Niedługo ma urodziny?
- Nie.
Louis spojrzał na mnie, jakby nie rozumiejąc. Ja tylko pokiwałam głową w nadziei, że się domyśli, bez moich zbędnych słów.
- To znaczy, że ty...
Po raz kolejny pokiwałam głową na tak, bojąc się cokolwiek powiedzieć.
- Jestem w ciąży.
Schowałam twarz w dłoniach. Zawsze to robię, bez jakiejś konkretnej przyczyny.
- To cudownie! - Louis umieścił mnie w swoich ramionach a ja zdjęłam ręce z twarzy.
- Naprawdę się cieszysz? - zapytałam cicho, patrząc na niego niepewnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo kotku! -  zaczął mnie całować i przytulać. A mnie kamień spadł z serca.

Siedzę oparta o jego tors, chłopak objął mnie swoimi ramionami lekko na szyi i po chwili zapytał:
- Wiadomo już czy to chłopiec czy dziewczynka?
- Nie, jeszcze nie. Na następnej wizycie zapytam lekarza.
- Na następną wizytę idę z tobą! - powiedział ochoczo i pocałował mnie w szyję. Poczułam jak jego dłonie wślizgują się pod koszulkę i obejmują deliktnie brzuch.
- Okej - zgodziłam się.
- Który to miesiąc?
- Końcówka trzeciego.
- Zaszaleliśmy tamtej nocy - zaśmiał się, mając zapewne na myśli, moją pierwszą noc po powrocie do Londynu po świętach.
- Oj tak - zawtórowałam mu.





Przekręciłam się tak, że siedziałam bokiem między jego jednym a drugim kolanem.
- Fajne te łaszki - sięgnął po nie i obejrzał z każdej strony. Dla chłopca były to kremowe body, bez rękawów z słodkim misiem na brzuszku. A dla dziewczynki były białe śpioszki w różowe poziome paseczki.
- Mnie też się podobały. Loui?
- Hm? - zapytał, bawiąc się moimi włosami.
- Bałam się, że nie będziesz chciał mieć teraz dziecka - patrzyłam na swoje ręce. Stały się one nagle takie ciekawe...
- Ja? No wiesz? Za nisko mnie oceniasz.
Nagle poczułam, jak ześlizguję się z jego nogi i ląduję całą sobą na łóżku. A on zawisa nade mną. Patrzyłam uważnie w jego sliczne niebieskie jak ocean oczy.
- Bardzo chcę mieć z tobą dzieci. Najlepiej całą gromadkę - uśmiechnął się zadziornie i przybliżył się.
- Tak? A kto się nimi będzie zajmował?
- Ty. Będziesz najlepszą mamusią na świecie - pocałował mnie namiętnie.
- Aha i jeszcze jedno. Przez najbliższe sześć miesięcy zero seksu - powiedziałam, gdy już się ode mnie odessał.
Gdy zobaczyłam jego minę po tych słowach, zaczęłam się śmiać. Wyglądał jak zbity piesek.
- Ale...
- Przykro mi - chciałam jakoś się wydostać spod jego ramion, ale na próżno.
- Jakoś sobie poradzimy - zaczął mnie całować po szyi, jednocześnie jego dłoń jeździła już po moim boku. - Zapytamy lekarza o to.
- No napewno. W to, to nie wątpię - pocałowałam go szybko i z zaskoczenia przeszłam pod jego ręką. - Idę wziąć prysznic, a ty... Ochłoń.
Szybko weszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Po wyjściu z kabiny wysuszyłam włosy, rozczesałam je i zostawiłam rozpuszczone. Założyłam piżamę i wróciłam do pokoju. Lou leżał z rękami za głową na łóżku i wpatrywał się we mnie z uśmiechem, patrząc na moją talię.
- Już? Ochłonąłeś? - zapytałam i weszłam na łóżko, przykrywając się kołdrą.
- Uhm - przesunął się, by mnie lekko pocałować w usta. - Teraz ja. Zaraz do ciebie wracam.
I tyle go widziałam. Przyłożyłam się do poduszki, mając nadzieję usnąć, ale za nic w świecie nie mogłam.
- Co się tak wiercisz? - zapytał mój anioł. Niczym Grecki Bóg wyszedł z łazienki w samych bokserkach z mokrymi włosami. Tak, to na pewno Bóg Grecki.
- Nie mogę zasnąć - powiedziałam i podniosłam się na łóżku do siadu. - Idę się czegoś napić. Chcesz też coś? -wstałam z łóżka.
- Z kuchni nic.
- Okej.
Zeszłam na dół. W kuchni świeciło się światło. Czyli Diana też nie śpi?
- Czemu nie śpisz? - zapytałam i weszłam do pomieszczenia, od razu sięgając szklankę.
- Nie mogłam zasnąć - powiedziała i wzięła kawałek kurczaka do ust.
- To tak jak ja. Smacznego - powiedziałam z uśmiechem.
- Dziękujemy - odpowiedziała, śmiejąc się.
Wlałam trochę soku do szklanki i wzięłam łyk. Usiadłam przy stole i spojrzałam na Dianę.
- Powiedziałaś mu? - zapytała po chwili, nabierając na widelec kawałek pieczonego mięsa.
- Tak.
- I jak zareagował? - spojrzała na mnie uważnie.
- Ucieszył się, nawet bardzo - uśmiechnęłam się, na wspomnienie tego momentu.
- To dobrze. Cieszę się z wami.
- A... Jak tam z Zaynem?
- To znaczy?
- Widzę, że coś między wami jest.
- Nic nie jest - odpowiedziała i wstała od stołu, zabierając ze sobą talerz z kurczakiem. Schowała go do lodówki i umyła swój widelec.
- Czemu? Zayn jest świetnym facetem! Do tego wolny!
Diana odłożyła widelec na jego miejsce i na chwilę się zatrzymała. Wzięła oddech i odwróciła się w moją stronę i ledwo powstrzymując łzy, zapytała:
- Myślisz, że on, czy jakikolwiek facet zechciałby zgwałconą dziewczynę i to w dodatku z brzuchem? Wiem, że on mnie nie skrzywdzi, znam go tyle czasu, ale... - łzy lały się po jej policzkach. Wstałam i po prostu ją przytuliłam. - Już przyjęłam do wiadomości to, że zostanę samotną matką.
- Przepraszam. Ja jak coś czasem palnę...
- Nie masz za co, chciałaś pomóc. Dzięki. Zayn jest tylko przyjacielem.
- Dobrze.
- Ewciu... O przepraszam - usłyszałam Louisa. Pojawił się szybko w kuchni i równie szybko z niej wyszedł.
- Pójdę już spać - powiedziała po chwili, ocierając policzki.
- Okej. Pamiętaj, że zawsze trzeba wierzyć.
- Staram się.
Dziewczyna poszła do siebie, a ja wzięłam sobie jeszcze trochę soku i wróciłam do naszego pokoju.
- Jestem - powiedziałam i znalazłam się w ramionach Lou, w łóżku.
- Widzę. Czemu Diana płakała? - zapytał od razu.
- Jest jej jeszcze z tym źle, a ja wcale niedyskretnie zapytałam ją o Zayna - upiłam łyk soku.
- No tak. Czasem ci to nie wychodzi... Musimy im obojgu dać czas. Może coś z tego będzie.
- Racja. Chodźmy już spać.
Przytuliłam się do jego ciepłego torsu i zamknęłam oczy. Ręka Louisa leniwie błądziła po moim ramieniu, dając uspokojenie i błogość. Wtulona w niego zasnęłam.

**** Następnego dnia ****

Rano zostałam obudzona przez cudowne zapachy i słońce ogrzewające moją twarz swoimi promieniami. Nie chciało mi się otwierać oczu. Poczułam dłoń, delikatnie sunącą po moim ramieniu, która dotarła do policzka. Zaraz po tym poczułam lekkiego całusa. Otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa.
- Dzień dobry kochanie - powiedział pierwszy.
- Dzień dobry. Co tak pięknie pachnie?
- Śniadanie - na te słowa znikąd przede mną pojawiła się w jego dłoniach taca z różnymi pysznościami. Podniosłam się i usiadłam wygodnie.
- Same smakołyki - powiedziałam, patrząc na rogaliki maślane, kanapki, sok pomarańczowy w wysokiej szkalnce i tosty.
Śniadanie zjedliśmy razem. Założyłam na siebie jakieś ciuchy i razem zeszliśmy na dół, gdzie czekała na nas Diana.
- Hej wam -powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Cześć. Wyspana? - zapytałam i  przysiadłam się do niej. Zajadała się kanapkami i popijała wszystko herbatą.
- Tak. Nawet bardzo.
- Idziesz z nami na imprezę? - zapytał ją ni stąd, ni zowąd Louis, siadając obok mnie i kładąc swoją ciepłą dłoń na moim udzie.
- Impreza? Ja?
-Jaka impreza? - zapytałyśmy w tym samym czasie. Spojrzałyśmy na Louisa. On tylko się zaśmiał i odpowiedział:
- U Nialla. Wiecie, żeby sobie popić. Nic specjalnego.
- Nie. Raczej się na to nie piszę - Diana od razu znalazła wymówkę.
- Nie Diana. To nawet świetny pomysł - powiedziałam. - Kiedy ty ostatnio gdzieś byłaś? Nigdzie nie wychodzisz.
- Ale ja nie chcę...
- No chodź. Będziemy się świetnie bawić przy soku pomarańczowym.
- No ale...
- Nie ma ale. Idziemy we trójkę - Louis uciął naszą krótką pogawędkę.
- Okej. Nie bulwersuj się -  powiedziałam, śmiejąc się cicho.
- Niech będzie - Diana się zgodziła i wróciła do konsumowania kanapek z serem, jakąś wędliną i sałatą.

*** Oczami Harry'ego ***

Po powrocie do domu, nie pragnąłem niczego, jak tylko położyć się spać. Byłem wykończony. Przywitałem pośpiesznie Marlenkę i wziąłem prysznic, po czym po wejściu do łóżka, po prostu zasnąłem.

Rano obudziłem się koło 12 w południe. Było cicho. Za cicho. O tej godzinie zawsze leciała jakaś muzyka na dole. A teraz nic.
Cisza.
Podniosłem się z bardzo wygodnego łóżka i przeczuwając kłopoty, założyłem na siebie pierwsze lepsze, wyciągnięte z szafy krótkie, czarne spodenki z pojedyńczymi białymi paskami na bokach i białą koszulkę z logiem zespołu Coldplay, zszedłem na dół.
Dziewczynę znalazłem w kuchni, przy gotowaniu. Była tak zajęta swoimi myślami, że mnie nie słyszała. Podszedłem do niej i objąłem od tyłu, kładąc dłonie na jej biodrach.
- Cześć kochanie - powiedziałem cicho do jej ucha.
- Dzień dobry.
Jej głos był dziwny. Taki bez emocji.
- Stało się  coś? - zapytałem. Moja mała sarenka odwróciła się do mnie twarzą i powiedziała :
- Nic.
- Jak to nic, skoro widzę, że jest inaczej.
- Nie Harry, wszystko jest dobrze. Siadaj, zaraz będzie obiad.
Usiadłem przy stole. Coś się stało, a ja nie wiem co. Wyciągnę to z niej, choćby siłą!
Po obiedzie siedzieliśmy na kanapie oglądając program.
Miałem dość tej ciszy. O nic nie pyta. Nic nie mówi! Co jest?!
- Co się dzieje? - zapytałem spokojnie.
- Nic.
- Jak to nic?! Widzę przecież, że jesteś na mnie zła! Nie odzywasz, nic nie mówisz!
- Chcesz wiedzieć? - spojrzała na mnie zła.
- Tak! Chcę wiedzieć.
- Olałeś mnie wczoraj. Po prostu mnie olałeś!
- Co?- zdziwiłem się. Nawet nie wiem o co jej chodzi.
- Wróciłeś wczoraj do domu. Powiedziałeś byle cześć i poszedłeś na górę. To nie jest olewanie?! - wściekłość się z niej wylewała.
Westchnąłem i schowałem twarz w dłoniach. Przetarłem oczy i powiedziałem:
- Byłem wykończony. Nie myślałem w ogóle. Przepraszam  - chciałem ją objąć, ale się wyrwała.
- Wiesz jak się poczułam? Jak idiotka. Zrobiłam kolację, chciałam porozmawiać. Nacieszyć się tobą. Nie widziałam cię dwa miesiące!
- Przepraszam myszko - naprawdę, gdybym wiedział, to bym się jakoś ogarnął...
- Nie wiem... Może ty nie chcesz przejmować się kimś tak błahym, jak ja, co?
- Co ty mówisz, kocie. Jesteś najważniejsza dla mnie - w końcu udało mi się ją do siebie przytulić. Pogładziłem jej włosy i zostawiłem na nich całusa.
- Było mi źle przez to -  mruknęła cicho w mój tors. - Wiem, że trasa wykańcza. Zdaję sobie z tego sprawę, ale trochę zainteresowania mną to nic ciężkiego. Mogłeś powiedzieć, że jesteś zmęczony i idziesz spać.
- Wiem. Przepraszam jeszcze raz.
- Okej.
- Mam wybaczone?
- Uhm - mruknęła cicho. Wtulając się we mnie mocniej. - Masz szczęście, że jesteś słodki.
- Ja?
- Tak. Już to przerabialiśmy.
- Okej, okej. Tak tylko się droczę - zaśmiałem się.
- Jak mi to wynagrodzisz? -zapytała z wielkim uśmiechem patrząc w moje oczy.
- Hmmm - zamyśliłem się. - Najpierw zabiorę panią na długi spacer. Potem może pojdziemy na jakiś festival, albo coś w ten deseń. A potem zabawa do białego rana u Nialla. Co pani na to? - zapytałem, kończąc swoją wypowiedź.
-Pani jest za.
-Cieszę się. A teraz daj buziaka - nie czekając na odpowiedź, przyciągnąłem ją do siebie na kolana i złączyłem nasze usta w długim namiętnym pocałunku. Marlena przełożyła ręce na moją szyję i przybliżyła się do mnie bardziej. - Tego najbardziej mi brakowało - powiedziałem po chwili.
- Mi też.
Wieczorem, stałem przed lustrem i dopieszczałem swój wygląd.
- Harry, pospiesz się. Zaraz się spóźnimy! - dziewczyna pogoniła mnie.
- Poczekaj, bo mi tu włos jeden odstaje... - chciałem go jakoś przygładzić, ale do łazienki weszła Marlena i  powiedziała tylko :
- Zwiąż te włosy Hazz. Tak będzie najlepiej.
- Kotek, a może ty byś otworzyła jakiś salon fryzjerski? -posłuchałem jej związałem włosy czarną gumką. Wyszedłem z łazienki i stanąłem przed nią, podziwiając jej sukienkę, która leżała na niej wprost idealnie.
- Co? - spojrzała na mnie jak na idiotę.
-Zobacz jaką mi fryzurę zrobiłaś! Jestem teraz seksi!
- A weź przestań... Możemy już iść?
- Tak, chodźmy. Ślicznie wyglądasz w tej krótkiej sukieneczce - powiedziałem i napawałem się widokiem jej zgrabnych nóg. Zauważyłem rumieńce na jej policzkach. Dałem jej buziaka w policzek i wyszliśmy z domu.

*** Oczami Marleny ***

Harry ma to swoje specyficzne poczucie humoru.
Jak nikt.
Ale jedno muszę mu przyznać. Wygląda zajebiście w tych swoich czarnych dżinsach, czarnej koszuli zapiętej tylko na trzy ostatnie guziki i włosach związanych w zgrabną kiteczkę na czubku głowy.
Ale nie to teraz zaprząta mi głowę.
Ewa i Louis.
Jestem ciekawa czy mu powiedziała, tak jak obiecała. A wręcz się zarzekała, że na 100% mu powie.
Wsiadłam na miejsce pasażera obok kierowcy w aucie Harry'ego. Jego nowy nabytek. Z tym, że zapomniałam jak  się nazywa marka tego samochodu.
-Nocujemy dziś u Horana, okej? - zapytał, patrząc na mnie.
-Okej - w tej sprawie nie miałabym za dużo do powiedzenia, bo i tak zrobi co chce.
Ruszyliśmy z garażu, brama powoli się otwierała, po naciśnięciu przez chłopaka guzika, który uruchamia cały ten mechanizm. W końcu wyjechaliśmy z jego posiadłości. Brama na nowo się zamknęła. Spojrzałam w prawo. W domu Ewy nie paliło się żadne światło, więc cała trójka już pojechała do blondyna.
Zaparzyłam się w szybę po swojej stronie. Mijaliśmy szybko zielone drzewa, domy, wille. Ludzi spacerujących chodnikami, trzymających się za dłonie. Nie zdążyłam im się nawet dobrze przypatrzeć, bo Harry jechał zbyt szybko, a mnie nie chciało się zwrócić mu na to uwagi.
W końcu dotarliśmy pod dom Nialla Horana. I tu niespodzianka, to nie willa. Taki zwykły domek rodzinny. Harry zatrzymał się na chodniku przed jego domem, zaciągnął ręczny hamulec i powiedział, żebym poczekała. Tak też zrobiłam. Brunet obszedł auto i otworzył drzwi pasażera. Jak przystało na dżentelmena, pomógł mi wysiąść. Zamknął samochód, a ja rozejrzałam się po miejscu, w którym mieszka nasz irlandzki przyjaciel.
Przed nami rósł wysoki żywopłot, równo przycięty z każdej widocznej dla mnie strony.
Harry objął mnie lekko w talii i weszliśmy przez furtkę wmontowaną między ten zielony płot. Szliśmy zgrabnym chodnikiem. Po obu stronach rosły róże, różnego koloru, oddzielone od innych roślin średniej wielkości kamieniami. Dalej za nimi rosły drzewka, nie znane mi na tym etapie rozwoju.
Dotarliśmy do tradycyjnych, białych drzwi wejściowych. Harry zadzwonił dwa razy krótko dzwonkiem. Dało się słyszeć głośną muzykę klubową, grającą wewnątrz domu. Czekaliśmy kilka chwil, aż w drzwiach stanął sam gospodarz domu.
- Cześć Nialler -powiedziałam.
- Cześć Marlenko! Cześć Hazz - jak tylko weszliśmy do środka, chłopak wyściskał mnie, twierdząc, że niewidział mnie tyle czasu i musi to nadrobić. Od razu wcisnął nam po szklance z jakimś alkoholem, po czym przeprosił i poszedł zabawiać innych gości.
W tłumie ludzi, których pierwszy raz widzę na oczy, dostrzegłam Ewę i Sophię.
- Harry, chodźmy do nich - pokazałam mu, gdzie stoją dziewczyny, a co za tym idzie, reszta zespołu. Przecisnęliśmy się przez tańczące ciała i dotarliśmy w kąt dużego salonu Horana, gdzie siedziała cała nasza paczka.
- Cześć- powiedzieliśmy wszyscy razem, co wywołało nasz śmiech. Zayn, Liam i Louis przytulili mnie na przywitanie.
- Skoro już jesteśmy tu wszyscy razem, mamy coś wam do zakomunikowania - odezwała się głośniej Ewa, podnosząc się z miękkiego siedzenia, tutaj kolan Louisa.
-Cóż takiego? - zapytał Liam, upijając łyk jakiegoś kolorowego drinka. A podobno nie może pić alkoholu...
-Nasza wielka rodzina powiększy się o kolejną osobę - powiedział Louis z uśmiechem.
- To znaczy? -zapytał, nic nie rozumiejący Zayn.
-Moja Ewcia jest w ciąży - powiedział dumny.




******

I co myślicie?
Mam nadzieję, że nie wyszły mi jakieś flaki z olejem i da się to przetrwać, co?

I teraz, ktokowiek dotrwał do końca tego posta!

Kolejny rozdział będzie 16 sierpnia

I jeszcze jedna informacja! Jakoś wieczorem pojawi się mały dodatek w postaci takiej niespodzianki!
<3

niedziela, 5 lipca 2015

PRZECZYTAJ!

Informacja

Otóż, powiedziałam, że rozdział będzie w tygodniu, ale zmieniłam zdanie.;)


Rozdział będzie dodany w niedzielę 12 lipca!

Jeśli mi się uda, to będzie jeszcze niespodzianka... Ale ciii.



<3

środa, 1 lipca 2015

Niall zamówienie


Little Dark Angel


- Te kwiaty postaw tam- pokazałam Natalie gdzie ma zanieść bukiet białych, na razie sztucznych róż. Za trzy tygodnie będą już prawdziwe.
-Okej- odpowiedziała i ustawiła je pod jedną ze ścian. -A wy? Kiedy planujecie swój ślub?
-Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym. Niall i chłopcy mają teraz jeszcze trasę i nagrywanie płyty. Rzadko jest w domu. Nie myślimy o tym. Nie ma czasu.
-No tak. Racja.
-Myślę, że nic więcej nie będziemy tutaj przestawiać. Ivette powinno się spodobać.
-Masz rację.
Zamknęłyśmy pomieszczenie, po krótkiej pogawędce wróciłam do domu.
Zrobiłam obiad i z talerzem pełnym pyszności, rozłożyłam się na kanapie przed tv i włączyłam jakiś program.

-Jestem aniele!- usłyszałam głos Nialla w korytarzu. Zerwałam się z kanapy i szybko pobiegłam na korytarz, by jak zwykle wskoczyć mu na ręce.
-Hej Niall- powiedziałam, gdy trzymał mnie stabilnie za pośladki i niósł do naszego pokoju.
-Jak było dziś w pracy?- zapytał, cmoknął mnie w policzek i posądził delikatnie na łóżku. Sam podszedł do szafy i wyciągnął z niej luźne dresy i koszulkę bez rękawów.
-A świetnie. Mamy już wystrojoną salę. Został tylko katering i Ivette może brać ślub nawet jutro.
-O to świetnie!
-A jak w studiu? Płyta już wypalona? -zapytałam z uśmiechem, patrząc na jego wyrzeźbione nagie ciało, okryte tylko czarnymi bokserkami.
-Nie. Trzeba jeszcze dwa kawałki rozkminić i wszystko będzie na cacy- ubrany podszedł do łóżka i przytulił mnie do siebie składając lekkiego całusa we włosach.
-To dobrze.
-Bardzo dobrze- powiedział i zaczął mnie łaskotać, przez co wyrwałam mu się i przysunęłam w drugi koniec łóżka.
-Niall, nie lubię, gdy mnie łaskoczesz!- wróciłam zaraz do niego, by poczuć jego usta na swoich.
-Ale ja uwielbiam, gdy mi po tym uciekasz- ponownie wbił się w moje usta, przy czym cicho mruknął.
-Ja też.
Resztę dnia i nocy, spędziliśmy właśnie na takich momentach. Rano oboje wstaliśmy przed południem. Niall wypadł z domu jak poparzony, bo za kilka minut mieli spotkanie z Paulem na tenat dalszej  części trasy, a ja siedziałam spokojnie w kuchni i kończyłam śniadanie. Jak nigdy mi smakowało.
Nagle rozdzwonił się mój telefon.
-Tak?
-Kinga? Słuchaj, dałabyś radę przyjechać jak najszybciej do salonu?
-A co się stało?- zapytałam, gotowa na najgorsze.
-Ivette obejrzała salę i coś jej się nie podoba. Jakiś mały szczegół.
-Nie możesz tego sama załatwić? Nie jesteś przecież już uczniem. Potrafisz to zrobić.
-No tak, ale ona powiedziała, że chce rozmawiać z kierowniczką a nie ze mną.
-Aha... Okej. Będę za dwadzieścia minut.
Po potwierdzeniu koleżanki rozłączyłam się i szybko coś na siebie zarzuciłam. Z kurtką na plecach i torebką w ręce, wsiadłam w auto i powoli ruszyłam z zaśnieżonego podjazdu.
Czasami przerasta mnie to wszystko. Aż mam ochotę na jakiś czas zamknąć salon i zaszyć się gdzieś daleko.
Ale wtedy pojawia się Niall i poprawia mi humor byle czym. Jak to on.
Ale nawet on nie jest w stanie zrobić nic z tym, by było ciepło w zimę. Zimno, ślisko i do niczego. Aż strach jechać gdziekolwiek w taką pogodę...
Przede mną jeszcze trzy zakręty i będę na miejscu. Nagle poczułam, że tarcę panowanie nad kierownicą i samochód kieruje sam sobą. Potem ból od uderzenia w boczną szybę.
A potem nastała już tylko ciemność.

::::: Oczami Nialla :::::

Siedziałem z chłopakami w studio i poprawialiśmy ostatni kawałek piosenki, mieliśmy potem obgadać dalszą część trasy, gdy zadzwonił mój telefon.
-Słucham? -zapytałem, gdy na ekranie zobaczyłem jakiś nieznany numer.
-Czy rozmawiam z panem Niallem Horanem?- zapytał mnie męski głos.
-Tak, co chodzi?
-O panią Kingę. W jej dokumentach znaleziono numer do pana. Zapewne jest pan jakąś rodziną?
-Tak. O co chodzi?
-Dziewczyna została przywieziona na nasz  w szpitalu z ciężkiego wypadku. Jest w krytycznym stanie.
-Ale... Ale jak to się stało? -zapytałem oniemiały i przerażony.
-Przykro mi, nie mogę udzielać takich informacji przez telefon. Niech pan przyjedzie do szpitala na Wall'ister street.
-D... Dobrze, będę za kilka minut.

Po pół godzinie siedziałem w gabinecie doktora Mystic.
-I co z nią? Czemu kazał mi pan tu przyjść?
-Z pańską narzeczoną jest źle. Bardzo źle.
-Ale... Jak to?
-Jej samochód wpadł w poślizg. Następnie jakimś niewyjaśnionym złym trafem, odbił się od dwóch samochodów i dwa razy dachował i zatrzymał się maską w drzewie.
-O Boże...- zabrakło mi słów.
-Jej szanse na przeżycie są bardzo małe- powiedział. -Przykro mi.
Już nic nie mówiąc, wyszedłem z pokoju i skierowałem się prosto do jej sali. Leżała na OIOM-ie. Nie wiem czy wolno do niej wchodzić, ale mało mnie to obeszło. Usiadłem na krześle przy niej. Kilkanaście maszyn było przyczepione do jej ciała i pikały niemiarowo. Wyglądała jak... Świeżo pomalowana biała ściana. Bielutka jak śnieg. Taka cicha, bez życia. Jak nie moja Kingusia. Złapałem ją delikatnie za jej kruchą dłoń i ucałowałem.
-Kinga, błagam cię. Jesteś silna, musisz z tego wyjść- szepnąłem, jakby to miało jej w czymś pomóc.

-Niall, chodź do domu. Musisz odpocząć. Jutro tu wrócisz- usłyszałem nagle głos Natalie. Oprzytomniałem i spojrzałem na Kingę kolejny raz.
-Która godzina?
-Już po dwudziestej. Muszę cię stąd zabrać, bo czas odwiedzin już minął. Masz szczęście, że lekarz pozwolił ci zostać.
Nawet nie wiedziałem co się działo przez tyle czasu obok mnie.
Kinga nadal się nie obudziła. Tyle wiem. Więcej mnie nie obchodzi.
-Okej- ostrożnie położyłem dłoń mojej ukochanej na kołdrze. Ucałowałem jej policzek i z ciężkim sercem wyszedłem z jej sali.

Rano wróciłem do szpitala z chłopakami i dziwnym uczuciem. Nie wiem jak go nazwać.
-Panie Horan?
-Tak?- spojrzałem na lekarza.
-Muszę coś panu powiedzieć- mężczyzna spóścił na moment głowę, by za chwilę ją podnieść i powiedzieć coś, co mnie zabiło: -Pani Kinga nieżyje.
Przez moment nie dotarło to do mnie, ale po kilku chwilach uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą.
-Co?- zapytałem ledwo a do moich oczu  napłynęły łzy.
-Tak bardzo mi przykro- położył dłoń na  moim ramieniu. -Gdy pan poszedł wczoraj, poszedłem do niej. Chciałem sprawdzić maszyny. Obudziła się. Na chwilę.
-Co?
-Tak się czasem dzieje. Powiedziała tylko, żebym przekazał panu, że bardzo pana kocha i będzie się opiekować wami z góry.
Po tych słowach nie wytrzymałem i rozpłakałem się jak dziecko. Nie wstydziłem się swoich łez. Lekarz odszedł, a z nim cały mój świat.



******
Proszę imaginek dla ciebie!
Mam nadzieję, że jest choć trochę taki jaki chciałaś...


Rozdział będzie w następnym tygodniu. Wytrzymacie jeszcze trochę?
<3