sobota, 31 stycznia 2015

Louis zamówienie



Little Dark Angel



-Nie rozumiem dlaczego tak bardzo chcesz to zrobić?!  Możesz mi to wyjaśnić?? - zapytałem moją dziewczynę kolejny raz.
-Co tu wyjaśniać Louis? Nie chcę tego i nie przekonasz mnie.
-Ale Ness, czemu?  Przecież damy sobie jakoś radę -  powiedziałem do niej z desperacją w głosie.
-My?! Louis, czy ty siebie słyszysz?! Jak?! Jesteś w domu pięć razy  roku u to tyle. A ja? Jak ja sama sobie poradzę z dzieckiem?! Pomyślałeś?
-Jest moja mama, twoja  mama...
-Nie Louis.  Nie naciskaj na mnie, bo nic tym nie ugrasz.
-Przemyśl to jeszcze Ness.  Nie rób twgo- wyszedłem z jej domu po tych słowach.  Z westchnienie wracałem do domu.
Jak tylko dowiedziałem s się, że będę tatą, byłem najszczęśliwszym faceta na ziemi. Oczywiście do czasu, gdy Ness, moja dziewczyna, powiedziała mi, że nie chce tego dziecka. Od tego czasu próbuję przekonać ją, by tego  nie robiła.
Byłem wykończony dzisiejszym dniem. Mam go dość.  Bardzo serdecznie.
W domu trochę się ogarnąłem u poszedłem spać.
Rano obudził mnie telefon.  Odebrałem.
-Halo?-zapytałem zaspany.
-Louis, ja już podjęłam decyzję. Wybacz mi. Ja nie jestem w stanie....
Ness szybko się rozłączyła po tych słowach. Ja leżałem oniemiały na łóżku.
Ona serio chce to zrobić!
Zerwałem się szybko z łóżka i równir szybko się ogarnąłem. Wsiadłem w samoód u pojechałem do jedynego szpitala niedaleko Doncaster,gdzir wykonuje się takie zabiegi.
Wpadłem do szpitala i po dowiedzeniu się, gdzie leży Ness, szybko się tam udałem.
Zapukałem i wszedłem do środka. Ness leżała na łóżku. Bałem się, że mnie odrzuci, ale musiałem spróbować.
-Ness...
-Louis, po co tu przyszedłeś?
-Jak to po co? Jesteś moją dziewczyną i nosisz moje dziecko.
-Juz niedługo nie będzie żadnego dziecka.
-Ness, błagam Cię. Przecież sobie poradzimy...
-Nie. Zostaje sama na cały rok w domu.  Ty jeździsz w trasy. Jak ty to sobie wyobrażasz?!
-Nie możesz mu tego zrobić. Ja już kocham to dziecko i nie pozwolę, byś he zabiła a z tego co wiem jeśli ojciec się nie zgodzi, to nie będzie żadnej aborcji.
-Ale Louis... Czy ty nie rozumiesz?! Jak mam ci to wytłumaczyć tak,  żebyś zrozumiał?
-A co tu rozumieć? Razem je wychowamy. A poza tym, mamy rok przerwy u będziemy mniej koncertować, wiesz przecież, że chłopaki też mają swoje rodziny.
-Naprawdę? - zobaczyłem, jak kamień spada jej z serca. Serio.
-Tak.  Nie masz się czego bać, bo ja będę zawsze przy tobie by Ci pomóc - podszedłem do jej łóżka i przyklęknąłem przy jej łóżku. - Ness, wyjdziesz za mnie? - Otworzyłem orzyłem czerwone pudełeczko w którym był śliczny pierścionek.
-Louis co ty...?
-Miałem to  zrobić później.
-Louis...
-Wyjdziesz za mnie?
Patrzyłem na nią. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Jej twarz złagodniała.
-Kocham Cię Louis, bardzo Cię kocham, ale czy ty chcesz mnie tym przekupić? -  uśmiechnęła się lekko.
-Tak-odpowiedziałem z uśmiechem.  - I liczę na to, że się zgodzisz.
-Dobrze. Zgadzam się.
-A więc? Wyjdziesz za mnie?
-Tak... - zobaczyłem łzy w jej oczach,które wpłynęły zaraz po policzkach. Założyłem jej pierścionek na jej palec. Podniosła się i wtuliła się we mnie. - Ale nie myśl sobie, że na to  czekałam.
-Ależ skąd kotku.
Pocałował ją w usta.
-Nie zrobisz tego?
-A poradzimy sobie?
-Tak. Razem damy radę.





********
Nie wiem czy wyszedł smutny ale starałam się.
A teraz lecę bo mnie  siostra  zamorduje!!!

czwartek, 29 stycznia 2015

Harry zamówienie

Dla Twój Cukierek





Stałam tam niczym idiotka. Myślałam, że jednak mu na mnie zależy... Choć trochę bardziej niż rok temu... Ale jak zwykle się przeliczyłam. Dzwoniłam do niego kilkanaście razy na minutę, ale on nie odbierał. Stawało się to coraz bardziej chore.
Wiedziałam, że już nie przyjdzie. W sumie po co miałby się do mnie fatygować? Przecież jestem tylko jego dziewczyną.  Obiecał, że dzisiejszy dzień spędzimy razem...  We dwoje.  Wolne żarty.
Zrezygnowała postępowaniem swojego chłopaka, postanowiłam wrócić do domu i cicho płakać w poduszkę do jego powrotu. Jeśli jeszcze w to wróci.
Zostało mi jeszcze kilkanaście minut do dojścia do domu,gdy lunęło rzęsistym deszczem. W momencie jestem mokra do ostatniej warstwy.  Ręce  mi opadły.  Z tej bezsilności stanęłam na środku hodnika i byłam na skraju załamania.
Chłopak z którym byłam trzy lata, od dwóch lat ma w dupie nasze  rocznicę i w ogóle mnie przy okazji. W pracy jest nijako i w ogóle, a teraz jeszcze ten deszcz.
Kurwa no!
Łzy napłynęły mu do oczu i zaczęły lecieć razem z deszczem po mojej twarzy.
Mam tego wszystkiego serdecznie dość!
Weszłam do domu jak trędowata.  Trzęsąc się z zimną weszłam do naszej sypialni i zabierając jakieś ciuchy, szybko weszłam do łazienki i doprowadziła się do porządku.
Na zegarku widniała godzina 23:58 a on nadal nie wracał.  Wiedziałam, zd dziś się raczej nie zjawi.  Przy dobrych wiatrach może o 4 rano albo później....
Muszę z nim porozmawiać. Tak dalej być nie może.
Leżąc w łóżku, jak zwykle naszła mnie wspomnienia.  Zawsze tak mam, gdy ja jestem w domu a on baluje z kumplami z zespołu niewiadomą gdzie.
A może ja mu przeszkadzam? Tym, że jestem i w ogóle?
Może to wszystko jest tylko udawanie z jego strony i on sie ze mną po prostu męczy i dlatego wychodzi i nie wraca? Zapomina?
Gdy sobie to uświadomiłam, znowu zaczęłam płakać.  Zakochałam się w tym ośle a on to po prostu wykorzystał.
A może jednak kiedyś gdzieś mnie tam kochał, ale mu przeszło?
Jeśli tak, to czemu mi tego nie powie, sam nie zerwie, tylko pozwala mi się z nim męczyć?!
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo mnie zaniedbywał. Dopiero teraz! Nie do wiary...
Myśląc tak jeszcze jakiś czas, zasnęłam.

Obudził mnie trzask.  Otworzyłam oczy i podniosłem się do sądu. To pewnie Harry. Postanowiłam udawać, że śpię.
Położyłam się plecami do drzwi. Drzwi się otworzyły i poczułam perfumy Harrego.  Zachciało mi się płakać...
Z odgłosów jakie  wydawał, domyślił się, że ma zamiar położyć się obok mnie  spać.
I rzeczywiście, po chwili leżał na łóżku obok mnie.  Nawet mnie nie objął.
Zaczekałam aż zasnął i wstałam po cichutku i udałam się z ciuchami do łazienki dla gości.
Gdy już się ogarnęłam, poszłam do kuchni i zrobiłam sobie śniadanie.  Na zegarze była godzina 7.30. No no, Harry przeszedł same siebie we wracaniu do domu.

10 godzin później Pan Styles jadł coś w kuchni a ja oglądałam tv. Przyszedł do mnie i ni z tego nini owego,  zaczął się do mnie dobierać.
Jeszcze mu mało?!
-Odejdź Harry!
-No chodź na górę...
-O nie. Najpierw sobie kochanie porozmawiamy.
-Co się znowu stało?
-Jaki był wczoraj dzień Harry?
Wstałam z kanapy i stanęłam przed nim.
-No jaki? Sobota.
-Brawo.  A data?
-10 wrześ...- zamarł. - Green ja...
-Ty już lepiej nic nie mów.  Tak będzie najlepiej. Teraz ja coś powiem. Mam tego wszystkiego dość.  To jak mnie traktujesz,  jak się zachowujesz e stosunku do mnie. Myślisz, że nie wiem co ty robisz,  gdy znikasz na całe noce?!  Doskonale to wiem.  Zdradzasz mnie. Nic nie mów! -  zabroniłam mu, gdy chciał mi przerwać.-Przez ostatnie dwa lata nie usłyszałam od ciebie żadnego jebanego kocham Cię.  Nic. Po co ja Ci byłam potrzebna?!  Do pieprzenia ?!  No powiedz, tylko szczerze.
-Tak Green...
-Z nami koniec Harry.  My chyba nigdy nie istnieliśmy.
Zabrałam torebkę i i wyszłam z jego domu zalana łzami. Kochałam tego dupka.  Bardzo.
Ale to koniec.




**************
Czy on jest choć troszku smutny?
Podoba się Cukiereczku??
Starałam się, ale to nie jest to...

środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 34

*** Następnego dnia, rano ***

Po tym wszystkim co miało miejsce wczoraj, nie mam ani siły ani ochoty wstać.
Otworzyłam oczy. W pokoju jestem tylko ja. Leżałam na plecach nieruchomo wpatrzona w baldachim.
Nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu. Złapałam go i spojrzałam najpierw na godzinę -8:39. Fajnie.
-Halo?
-No wreszcie! Co wyście w nocy robili, że się dodzwonić do was nie mogę?!- Harry od razu na powitanie na mnie nawrzeszczał.
-Mi też miło cię słyszeć Harry.
-Cześć.
-Więc po co dzwonisz?- zapytałam.
-Dzwonię na komórkę Louisa od godziny a on nie odbiera. Co się stało?
-Cóż, jego telefon leży w kawałkach pod drzwiami łazienki.
-Co?
-Normalnie. Nie mam ochoty ci teraz o tym teraz opowiadać. Co mam mu przekazać?- zapytałam i usiadłam na łóżku.
-Powiedz mu, że o 12 jest spotkanie w studiu i żeby przyszedł.
-Dobra, powiem mu.
-Dzięki, pa!
-Pa.
Rozłączyłam się z nim i odłożyłam telefon na stolik. Chwilę później znowu rozległ się mój dzwonek.
-Tak?
-Ewa? Z tej strony Nicole. Ty dziś do nas wracasz?- usłyszałam po drugiej stronie głos szefowej.
-Tak, proszę pani.
-To dobrze, to dobrze. To przyjdź na 11, okej?
-Dobrze. Będę.
-No to do zobaczenia.
-Dowidzenia.
Kobieta się rozłączyła a ja westchnęłam i spowrotem opadłam na łóżko.
Już mam dość.

Wstałam z łóżka. Zastanawiając się zy Louis jest w domu, wzięłam prysznic i założyłam jakieś wygodne ciuchy.
Zeszłam na dół do kuchni a tam zastał mnie niespodziewany ale za razem przyjemny widok. Louis zrobił śniadanie. Ale nie byle jakie! Takie słodkie...
-Już wstałaś?- zapytał i podszedł do mnie łapiąc w talii i całując w usta.
-Tak, już wstałam.
-A więc zapraszam panią na śniadanie- pociągnął mnie do stołu ale nie pozwolił usiąść na krześle jak zawsze, tylko pociągnął mnie na swoje kolana.
-Louis... Jak ty masz zamiar jeść?
-Normalnie.
Wziął jedną z kanapek i przysunął do ust, bym ugryzła kawałek. Tak też zrobiłam. Następnie ja zrobiłąm tak samo.
Spędziliśmy tak z pół godziny, karmiąc siebie nawzajem.
-O właśnie!- przypomniało mi się.
-Tak?
-Dzwonił Harry i dobrze by było gdybyś poskładał swoją komórkę w jedną całość, bo nikt nie może się do ciebie dodzwonić.
-Co chciał?
-Powiedział, że o 12 jest spotkanie w studiu.
-Aha- zgodził się.
-A ja mam na 11 do kawiarni.
-Zostawisz mnie?- zapytał i zrobił smutną minkę.
-Przeżyjesz. A poza tym... Wrócę, bo muszę zabrać swoje rzeczy...- ledwo wypowiedziałam to.
-Wiem... Ale pożegnamy się?
-Oczywiście!
-Przyjadę po ciebie. O której skończysz?
-O 20.
-No to będę czekać.

-Idę Louis!- założyłam płaszcz i poprawiłam pasek torebki.
-Chodź tu jeszcze do mnie- przytulił mnie do siebie. Podniosłam głowę do góry i zetknęliśmy się ustami.
-Idę- niechętnie się od niego oderwałam.
-Do 20 kotku!- powiedział jeszcze, gdy wychodziłam.
-Pa!
Przedostałam się przez tłum paparazzi, którzy zasypywali mnie masą pytań, związanych z wczorajszym " zajściem ".
Wsiadłam do taksówki i podałam adres kierowcy i ruszyliśmy do zamierzonego celu.

-Cześć Stacy!- powitałam moją koleżankę, od progu, gdy zobaczyłam, jak przciera wolne stoliki.
-Ewa!- rzuciła wszystko i podbiegła do mnie, rzucając się z przytulasami.
-Jak tam? Trzymasz się jakoś?
-Tak tak. Jest dobrze.
-Chodź. Musisz mi wszystko opowiedzieć i w ogóle, ja też mam ci tyle do opowiadnia, że głowa mała!
Szczęśliwa dziewczyna pociągnęła mnoe za ladę na zaplecze, bym mogła założyć fartuszek.

-...No i tak właśnie wyszło, że po nowym roku będziemy mieli nowego szefa- zakończyła relację.
-Aha. A wiadomo coś na jego temat?
-Dziewczyny słyszały, że ma 25 lat!- ucieszyła się.
-Czemu tak się cieszysz?
-Bo będzie do kogo zarywać!
-Chcesz podrywać własnego szefa?!- nie poznaję jej.
-No. Jeśli się okaże wporządku...

Czyli wiemy już kto tutaj będzie największym lizusem od nowego roku...
-Jasne- powiedziałam i poszłam do kolejnego klienta, wszedł do kawiarni.
-Co dla pana?

** Oczami Louis ***

Wszedłem do pomieszczenia i usiadł na kanapie obok Zayna.
-Cześć Zayn.
-No hej.
-Co tam? Perrie już pojechała?
-Jedzie wieczorem.
-Aha.
-Widziałem gazety. Aż huczy od tego, że zrywacie.
-Tak. Też to widziałem.  Po co Paul w ogóle nas tu ściągnął?
-Nie wiem. Sam chciałbym to wiedzieć.
Do pomieszczenia weszli kolejno: Liam, Niall i Harry.
-Hej, cześć- powitali nas i usiedli ns kanapie na przeciw nas.
-Hej.
Po chwili wszedł sam Paul.mi
-No, cieszę się, że jesteście wszyscy.

-A, i Louis, zostań jeszcze moment- zawołał mnie menager. Zatrzymałem się ze zrezygnowaniem. Siedzieliśmy tu bite pięć godzin i wymyślaliśmy jakieś głupie rzeczy. Nawet nie wiem co to było, bo nie interesowało mnie to za bardzo.
-Co chcesz?- zapytałem i odwróciłem się do niego.
-Twoja kolejna ustawka jest z Dianą.
-Jaką znowu Dianą?
-Ta dziewczyna od nas z biura.  Ta co stoi na recepcji.
Aż mnie zatkało.  Nie wierzę w to co on gada!
-Jaja sobie ze mnie robisz?! - jestem wściekły niego i to bardzo.
-Co w tym złego?Spotkacie się raz czy dwa u się poznacie,  czy ja cię o dużo proszę?
-Zdecydowanie.
Po tym wyszedłem,  trzaskając za sobą drzwiami przed jego nosem.
Przeszedłem powoli przez hall, by przyjrzeć się cytatej blondynkę, która wstała nas biustem za każdym razem.
Nic w niej prawdziwego. Sam botox i te różne takie. Jest nawet ładna i miła, ale nikt nie zastąpi miejsca mojej Ewuni.
Do odebrania Ewy z pracy zostało mi jeszcze trzy godziny. Wróciłem do domu i rzuciłem się na kanapę.





***************
Rozdział!
No no szaleję w tym tygodniu!




CZTASZ = KOMENTUJESZ!! 






<3

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 33

NIEWIELU Z WAS PRZEJĘŁO SIĘ MOJĄ MAŁA, DROBNĄ PROŹBĄ O KOMENTARZ POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM... OKEJ
DZIĘKI TYM KTÓRZY JEDNAK SKOMENTOWALI!!




*** Oczami Ewy ***

Ubraliśmy kurtki i buty i wyszliśmy na powietrze. Cały czas miałam w głowie słowa Louisa. I nie chodzi mi tu o spacer, bo wiem, że to nie jest zwykły spacer.
Ale wracając do moich myśli.
Ja miałabym mieszkać z jakąś siksą pod jednym dachem i patrzeć jeszcze na to, jak się na moich oczach do niego klei?! Nie doczekanie!
-Wiesz, co zaraz zrobimy?- przerwał moje przemyślania, uściskiem ręki.
-Wiem Loui.
Chłopak dyskretnie rozejrzał się za reporterami, ale nie musiał się zbytnio wysilać, bo prawie deptali nam po piętach.
-O czym myślisz?
-O twojej świetnej propozycji.
-I co?
-Uważam, że świetna to ona nie jest.
-Czyli nie?
Pokiwalam przecząco głową.
-Ale dlaczego?!- wrzasnął i odsunął się ode mnie.
-Już o tym rozmawialiśmy! Jak ty to sobie wyobrażasz?!- stanęłam w miejscu. On też. -Że we tróję będziemy sobie szczęsliwie mieszkać?! Niedoczekanie!
-Ale Ewa...
I teraz wpadłam na pomysł. Moze go zbije z tropu, ale można trochę ubarwić, nie?
-Nie Louis! Ty już lepiej nic nie mów! A może ty chcesz, żeby z nami zamieszkała, bo ją przeleciałeś i jest w ciąży, co?!
I faktycznie. Chłopak patrzył na mnie oniemiały, jakbym to ja była w ciąży w wieku 16 lat i dopiero teraz mu o tym powiedziała.
-Co? Jak mogłaś tak pomyśleć?- do mnie i spróbował objąć. Wymsknęłam mu się a przy okazji odrzuciłam jego dłonie.
-No kto normalny stawia takie warukni swojej dziewczynie?! Wiesz co Louis, chyba dobrze będzie jeśli na razie damy sobie spokój ze sobą.
Odeszłam szybko. Za mną był mój cień. Tak jasno było od fleszy. Masakra. Sama siebie się boję. Postanowiłam szybko wrócić do domu.
Oparłam się o drzwi i westchnęłam. Jej, nie wierzę, że to zrobiliśmy. To było bardziej nieprawdopodobne niż to, że poszłabym z Lou teraz do łóżka. No właśnie, niech on już wraca!
Zdjęłam kurtkę i buty i w skarpertkach poleciałam na górę do sypialni.
Nie zdążyłam dobrze wejść do łazienki, kiedy na dole usłyszałam otwieranie drzwi i rzut kluczy na szafkę. Oho, Louis. Muszę mu powiedzieć, że to co u tam wykrzyczałam na dworze to prawda.
-Louis?!- zawołałam i wróciłam do sypialni.
-Nie krzycz, jestem przecież- objął mnie w talii.
-Louis... Bo musimy pogadać...
-No słucham ciebie- usiedliśmy na łóżku.
-Bo... Teraz na dworze, cokolwiek to było...
-To było świetne!
-Nie przerywaj mi!
-Dobrze już- złapał mnie za ręce.
-Boo... Ja naprawdę tak sądzę- popatrzyłam na niego. Nie pewnie przygryzłam wargę.
-Z tym mieszkaniem?
-Dokładnie. 
-Ale dlaczego nie chcesz?
-Louis no. A jak ty to sobie wyobrażasz?
-Normalnie. Ona będzie tylko na doczepkę.
-Boże Louis!- westchnęłam zirytowana. -Chcesz żebyśmy się pozabijały?!  Jak ja mam ci wytlumaczyć, że to będzie jedna wielka porażka? Że wszyscy na tym ucierpimy?
-Ewa ja... Tak bardzo chcę mieć cię przy sobie... - złapal się za głowę i potargał włosy. -Dobrze. Jeśli nie ma innej opcji wyprowadzisz się tak jak chce ten pucołowaty kretyn.
-Ja tez chcę, żebyś był przy mnie... Ale co na to możemy poradzić?? Tyle razy się nad tym zastanawialiśmy i jakoś do rozwrozwiązania nie doszliśmy.
Chłopak nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił do siebie. Staliśmy tak jakiś czas w ciszy w swoich ramionach i było tak błogo...
Aż ten nasz błogi stan przerwał dźwięk telefonu.
-Halo?- odebrał. -Tak, super... Uhm... No. Kiedy?! Do reszty cię pojebało?! Mało ci jeszcze?! 
Louis rozłączł się i rzucił telefonem o panele tak, że wyleciała obudowa wraz z baterią i znalazła się obok drzwi do łazienki. Patrzyłam na to spkojnie, pozwalając mu się opanować.
-Czego chciał? To Paul, prawda?- zapytałam gdy się uspokoił.
-Pogratulował nam świetnej scenki. I powiedział jeszcze, że...
-Że?- kucnęłam przed nim obok łóżka.
-Że jutro się wyprowadzasz- spojrzał na mnie zaszklonymi oczami.
-Ale...
Chłopak pociągnął mnie do siebie i mocno przytulił, trzymając mnie za pośladki oczywiście.
-Louis spokojnie- pogłaskałam go po głowie. Siedzałam przodem ns jego kolanach.
-Nie mogę. Bez ciebie to nie będzie to samo życie. Nie widzę go. Nic juź teraz nie widzę.
-Nie mów tak. Uda nam się jskos spotkać, wiesz?
-Tak. Zawsze coś wymyślę- zaśmiał się lekko.
-No widzisz? I ten twój świetny plan o wpadaniu do mnie w nocy, pamiętasz?- próbowałsm znaleść jakies dobre strony tego, ale prawda była taka, że wraz z oznajmieniem przez Lou, że mam się wyprowadzić, pękło mi serce. Na takie drobniutenkie kawełeczki, jakby ktos je posiekał. Tasakiem i dadatkowo wrzucil w blender. Nic z niego nie zostało.
-Ewa?- zapytał po dlugiej ciszy.
-Tak?
-Chodźmy spać. Jestem wykończony.
-Okej, ja też padam.
Chłopak wstał i razem ze mną wszedł do łazienki.



*****
Proszę, oto rozdział.
Nie fajnie wyszło, co?
No cóź, taka tu kolej rzeczy!

Do następnego!!
<3

Harry zamówienie

Dla Julii! <3



- No ale chodź! Co ci szkodzi? To tylko jeden wieczór- próbowała przekonać mnie Sandra. Znowu.
-Ale po co? Ja nie chcę tam iść. Oni mnie nie lubią. Szkoda zachodu- powiedziałam znowu to samo.
-Lubią. A szczególnie jeden. Pamiętasz jak mówiłam ci o Liamie? On właśnie chce, żebyś tam była. No weź, nie rób mi tego- brała mnie ma litość. Wie, że zaraz się zgodzę.
-Sandra, proszę. Nie mam ochoty na ogniska.
-Diana, jeśli w tej chwili się nie zgodzisz, zrobię wszystko, ale absolutnie wszystko, żebyś znalazła się na tym ognisku. I pamiętaj, ja nie rzucam słów na wiatr- ostrzegła. No jakoś mnie to nie ruszyło. Ani jej groźba ani proźba ani ten cały Liam, co go raz w rzyciu na oczy widziałam.
-Nie rusza mnie to.
-Dobrze. Jak wolisz. Ale bądź pewna, że za sześć godzin będziemh pić piwo Payne. Zobaczysz.
I z tymi oto słowami opóściła mój dom.
Nadal mnie to nie ruszyło i poszłam dalej spać.

*** 6 godzin później ***

Z pięknego snu o lokatym nieznajom u którego nie zdąrzyłam zobaczyć twarzy, obudziło mnie gwałtownie pukanie do drzwi. Z miną mardy ruszyłam zobaczyć, kto śmiał przerwać ten piękny sen.
Szarpęłam mocno za klamkę i zobaczyłam tam... Czekaj, jak mu tam było? Leeyem, Leslie? A! Liam!
-Liam? Co ty tu robisz?- zdziwiłam się.
-Nie chciała przyjść góra do Mahometa, to Mahomet przyszedł do góry.
-No ale...- czyżby to był ten plan Sandry?
-No co? Myślałaś, że ominą cię moje urodziny?- zapytał.
-To sa twoje urodziny?
-Tak.
-No ale ja nie mam dla ciebie prezentu!- chciałam się tym wykręcić.
-Nie szkodzi. Obecność obowiązkowa.
Po czym wszedł sobie do MOJEGO domu.
-Co ty robisz?!
-Szykujemy się na imprezę!- po czym zostałam wciągnięta do swojego pokoju.
Skąd on zna rozmieszczenie mojego domu?!
-No. Ty raz dwa trzy maluj oczy cxym tam chcesz a ja ci znajdę idealną kreację!
Rada nie rada, musiałam to zrobić.
Nie patrzyłam co robi Liam. Nie chciałam tego widzieć.
Przejechałam oczy kredką na dole i u góry i podkreśliłam je tuszem. I co jeszcze do tego? Nic.
-No. Zakładaj.
Rzucił we mnie wieszakiem z jakąś sukienką.

-Zapraszam.
Otworzył mi drzwi do swojego domu.
-Dzięki.
Rozejrzałam się. Wszystko tu wyglądało nie niespodziankę dla solenizanta, ale skąd mam wiedzieć czy była, skoro mnie tu nie było?
-Diana!- usłyszałam dzieś w oddali głos Sandry.
-Sandra!
-No no Liam. Ale z niej laskę zrobiłeś!
-Przecież mówiłem. No, a teraz lecę do reszty gości. Nie uciekniesz?- zapytał mnie.
-Nie opłaca mi się. I tak mnie znajdziesz.
-No. Na razie.
I zniknął. Nic już nie powiedziałam, tylko pozwoliłam Sandrze zaprowadzić mnie do baru. Podała mi piwo.

Od jakieś godziny, czyli tyle ile tu jestem, mam przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. Usiadłam nad basenem. Jakoś się złożyło, że nikogo tu nie było. Wszyscy byli w domu. Postawiłam już którąś z kolei butelkę piwa obok siebie. Zdecydowanie preferuję piwo na takich imprezach.
-Hej- usłyszałam za sobą głos chłopaka. Odwróciłam się i zobaczyłam go. Momentalnie poczułam się jak w moim śnie.
-Hej- powiedziałam. To on. To on mi się dziś śnił! Te same loczki tak samo ułożone. Te same zielonki... I ten sam strój. Czarne spodnie idealnie na nim leżące i czarna prześwitująca koszula z odpiętymi trzema guzikami od góry. Serce zaczęło mi bić mocniej.
-Harry jestem- przysiadł obok mnie i wyciągnął rękę w geście przywitania.
Ujęłam ją i odpowiedziałam:
-Diana.
-Śliczne imię.
-Dziękuję- czy ja się właśnie zarumieniłam?!
-Czemu siedzisz tu sama a nie z koleżanką?
-Skąd wiesz, że nie jestem sama?
-Widziałem, jak Liam cię przyprowadził i dopadła do was ta szalona Sandra- powiedział z uśmiechem.
-Ah tak.
-Widzę, że świetnie się bawisz- zakpił. Juz lubię jego poczucie humoru.
-Jak widać. Chyba za mało jeszcze wypiłam, żeby szaleć...
-To w czym problem?
-Nia ochoty się jakoś bawić.
-Czemuż to taka piękna dama nie ma ochoty zaszaleć?
-Nie wiem.
Harry zaśmiał się.
-Nie śmiej się ze mnie- pacnęłam go lekko w ramię.
-Okej okej. Nie fochaj.
-Nie focham- upiłam trochę z butelki.
-Miałabyś ochotę na spacer? Chciałbym pokazać ci moje ulubione miejsce.
-Jasne. Czemu nie- wyciągnął do mnie swoją prawą dłon, którą od razu ujęłam. Pociągnął mnie tak, że stykaliśmy się nosami.
Szybko się od niego odsunęłam, chrząkając cicho.
-Chodźmy- złapał mnie w talii i wyszliśmy z posesji Liama.

-Gdzie idziemy?- zapytałam.
-Już niedaleko- powiedział, gdy już byliśmy za parkiem.
-To tu- powiedział i zatrzymał się razem ze mną, trzymając mnie za rękę. Zatrzymaliśmy się nad rzeczką a raczej nad strumykiem. Rozejrzałam się po okolicy. To wszystko wokoło wygładało ślicznie na tle zachodzącego słońca. Wygląda tak romantycznie? Zdecydowanie.
-To jest twoje ulubione miejsce?- zapytałam.
-Tak. Zawsze tu przychodzę. Sam. Ale dziś jestem tu z tobą- spojrzał na mnie z uśmiechem. -I myślę, że nie ostatni.
Przybliżył się do mnie na bardzo bliską odległość.
-Czemu tak mówisz?
-Podobasz mi się już od jakiegoś czasu Diano.
Patrzyłam na niego, nie mogąc nic powiedzieć.
-Ja... Co ty chcesz powiedzieć?- drżałam.. Nie wiem czy z zimna czy z emocji.
-Że się w tobie zakochałem Diana.
-Ja...
Nie wiem co powiedzieć. Znam go dopiero pół godziny...
-My się praktycznie nie znamy...
-Nie gadaj tyle. Daj się ponieść!- powiedział i przyciągnął mnie do siebie, po czym pocałował. Ale jak pocałował! Nogi się pode mną ugięły tak, że chłopak musiał mnie podtrzymać. Oderwał się ode mnie.
-W sumie, to możemy spróbować- uśmiechnęłam się do niego.
-Tak?
-Zdecydowanie.





******
Napisałam dla mojej kochanej Julci!!
Podoba ci się?? <3

A rozdział?
Całkiem niedługo!!

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 32

-No...- próbowałem w pamięci znaleść ten fragment rozmowy. A tak!
-No?
-Yyy...
-Tak więc właśnie Louis. Pamiętasz co to było?
-Przepraszam Ewa... Ja nie chciałem...
-Daruj sobie takie gatki. Poprosiłam cię. Obiecałeś się się nie upijesz! Jeszcze Liam przy tym był!
No to po mnie. Jak Li będzie za Ewą to po mnie.
-Ale co ja miałem zrobić?! Ciężko mi ze świadomością, że za parę dni nie będziemy już razem!
-Nie musiałeś się od razu upijać!- Ewa wstała od stołu i zabrała szklankę do zlewu.
-Ewa no...
-Nic nie mów Louis. A myślisz, że mi jest z tym łatwo? Pomyślałeś jak ja się czułam, kiedy ty podbijałeś parkiet jakimiś ruchami z kosmosu a ja siedziałam jak ostatnia ofiara przy stoliku i patrzyłam, jak robisz z siebie idiotę?!
-Ewa...- wstałem od stołu i podszedłem do niej. Chciałem ją objąć, ale wyrwała mi się.
-Odejdź ode mnie, póki jeszcze nad sobą panuję- powiedziała.
-Ewcia no...- złapałem ją w talii i przyciągnąłem ja do siebie.
-Louis, jak ja mam ci teraz zaufać? Może to dla ciebie nic, ale dla mnie to ważne.
-Przepraszam kotku. Następnym razem zabieraj mi kieliszki, co?- zapytałem z usmiechem.
-Tobie? Pff. Jakby mi się jeszcze to udawało- chyba choć troszkę jej przeszło, bo na jej ustach zamajaczył delikatny uśmiech.
-To co, wybaczysz mi?- cmoknąłem ją lekko w usta.
-Uhm, ale tak troszkę. Musisz się bardziej postarać- bawi się ze mną no. Okej, dołączam do zabawy. Pocałowałem, ją trochę mocniej i dłużej.
-A teraz?
-No jeszcze nie jestem całkiem pew...- nie pozwoliłem jej skończyć, bo wpiłem się w jej usta. Pocałowałem ją namiętnie. Oddała pocałunek.
-A teraz?
-Teraz już tak.
-Nie jesteś zła?
-Już nie.
Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czubek głowy.
-Idź się ogarnij, bo śmerdzisz wódą- odepchnęła mnie ze śmiechem.
-Wedle życzenia- zaśmiałem się i poszedłem spowrotem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic. Wytarłem się i przłożyłem ręcznik przez biodra.
Z włosów kapała jeszcze woda. Olałem to i wróciłem do pokoju. Wybrałem jakąś koszulkę do tego moje ulubiene czarne jeansy i jakieś skarpetki, po czym zszedłem na dół.
-Już jestem- przywarłem do mojego aniołka.
-Słyszę, ale nie musisz mnie dusić.
-Ops, przepraszam- cmoknąłem ją w szyję.
-Nie szkodzi-przytuliła się do mnie, obejmuąc mnie za szyję. -A jest coś jeszcze.
-Co znowu nabroiłem wczoraj?
-Ty nic. Za jakieś pół godziny będzue tu Zayn.
-Po co?
-Po ciuchy. Przecież tu mieszkał.
-No tak. A co tam gotujesz?
-A obiad?
-A jaki?
-Normalny. Dowiesz się jak zrobię.
-Oj no powiedz mi- nie pozwoliłem się jej odwrócić.
-Nie.
-Powiedz.
-Nie powiem.
-No powiedz- poprosiłem ładnie, całując ją w szyję.
-Ugh. Sałatka, zimniaczki i pierś z kurczaka. Zadowolony?
-Bardzo- jeszcze raz ją pocałowałem. Kurczę, mógłbym ją tak całować cały czas!
-No a teraz uciekaj, bo nie mam czasu!- wygnała mnie z kuchni. Rozłożyłem się wygodnie na kanapie i zacząłem oglądać jakiś program rozrywkowy. Nie za bardzo kumałem z czego oni tak się śmieją, ale ok.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Louis, otworzysz?!- zawołała z kuchni Ewa.
-Okej, już idę!- wstałem ocieżale z kanapy i poszedłem otworzyć. Po otworzeniu, zobaczyłem Malika. -Cześć Zayn.
-Siema Lou.
Wszedł do domu i przwitał się z Ewą.
-No, jak tam,? Kacyk męczy?- zapytał mnie chłopak, gdy usiedliśmy w kuchni.
-Rano trochę był.
-Ewa szybko się go pozbyła?- zapytał i uniósł jedną brew. Dostał od Ewy za to po plecach ścierką. -Ej! Za co?!
-Ja tu jestem Zen. I sobie wypraszam.
-Przepraszam- uniósł dłonie w geście poddania. Zaśmiałem się z niego. -No, to ja lecę na górę po moje ciuchy.
-Zostaniesz na obiad?- zapytała go.
-Nie. Podobno Perrie coś tam gotuje...
-Nie no,okej.

Zayn pozbierał swoje rzeczy i wyszedł. Zostaliśmy sami. Akurat Ewa podała obiad, który jak zwykle jest pyszny.
-Pyszne kotku.
-Dziękuję- odpowiedziała, gdy ją cmoknąłem w te malinowe usteczka.

Po obiedzie przekonałem ją żebyśmy pograli w XBOX-a.
-Ej Lou, to nie fair! Zwaliłeś mnie z kanapy!
-Na wojnie wszystkiw chwyty są dozwolone- przyciągnąłem ją do siebie i znalazła się na mnie.
-A w miłości?- zapytała, patrząc mi w oczy.
-Również- pogładziła mnie po lekko już zarośniętym policzku. W tym momencie pragnąłem, by była cały czas przy mnie. Wpadłem na pomysł.
-Ewa?
-Tak?- położyła głowę na moją klatkę piersiową.
-A może by tak...- zamyśliłem się.
-Nawet o tym nie myśl- ostrzegła.
-Ale co? Ja nawet o TYM nie pomyślałem! A ty tylko o jednym!- zaśmiałem się, gdy ona się zaczerwieniła. -Mam plan.
-Co to za plan?
-A może gdybyś tak... Nie musiała się wyprowadzać?
-Co? Louis co ty gadasz? Zatrułeś się wczoraj, czy co?- dotknęła mojego czoła.
-Niczym się nie zatrułem. Chodzi mi o to, żebyśmy nadal sobie razem mieszkali, tylko na doczepkę z " moją nową dziewczyną ".
-Że co? I jakby to wyglądało?
-Normalnie. My do niej nic nie mamy s ona do nas i żyjemy sobie w przyjacielskich stosunkach.
-W sumie to... Nie wiem. Nie wiem nawet kim ma być moja zastępczyni.
-A co to za różnica? Kocham tylko ciebie.
-Nie wiem Lou. Nie wiem. Trzeba to na spokojnie przemyśleć.
-Ale podoba ci się?
-No nie jest zły.
Już miałem coś powiedzieć, ale rozbrzmiała piosenka mojegp telefonu. Wygrzbałem go jakos z kieszeni i odebrałem.
-Halo?
-Louis, za dwie godziny wychodzicie z Ewą do parku czy tam gdzie i się kłucicie. I wracacie osobno do domu. Jasne?
No i mój świetny humor poszedł się jebać. O to ostro.
-Tak.
Rozłączył się a ja przeciągle westchnąłem.
-Co się stało?- zapytała, nadal leżąc na moim torsie.
-No cóż, misiu, idziemy na spacer.



*****
Napisałam!!!!!!

Co sądzicie o swietnym planie Louisa?
Piszcie.

A teraz jedna prośba do wszystkich, którzy czytają tego bloga!!

Kochani, proszę o pozostawienu jakiegoś śladu, że przeczytaliście!
To dla mnie bardzo ważne!!!

LICZĘ NA WAS!!!!

<3

Niall zamówienie

Little Dark Angel for you!!


Siedzę w pokoju i oglądam wieczorne wiadomości.
-A teraz wiadomość z ostatniej chwili. Jak podaje nasz korespondent, wokalista One Direction, Niall Horan, miał wypadek. Przyczyną było, zapewne zmęczenie długą jazdą. Chłopak zjechał na sąsiedni pas i uderzył w jadący z przeciwka samochód osobowy. Ranny chłopak został przewieziony do szpitala. Więcej informacji w kolejnym wydaniu "Szopki".
Nim dotarło do mnie co ta kobieta powiedziała, rozległ się dzwonek telefonu.
-Halo?- zapytałam martwo.
-Jade... Niall miał wypadek- usłyszałam głos po drugiej stronie Harrego.
Zaczęłam płakać. Dotarło to w końcu do mnie.
-Harry... Ja muszé do niego jechać!
-Dobrze, zaraz u ciebie będę.
Szybko się rozłączył a ja ogarnęłam się zanim przyjechał.
-Harry- wtuliłam się w niego, gdy tylko przekroczył próg domu.
-Już cicho mała. Chodź jedziemy do niego.
Wsiedliśmy w jego auto. Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy szybko i popędziliśmy do budynku.
-W której sali leży Niall Horan?- zapytał Harry.
-A kim państwo są?
-Jestem jego narzeczoną a to kolega z zespołu.
-Eh... Pacjent jest aktualnie operowany w sali 45.
-Dziękujemy.
Poszliśmy tam. Byli tam już Liam, Louis i Zayn.
-Jade-chłopcy mnie przytulili.
-Długo tu jesteście?- zapytałam?
-Niedawno przyszliśmy.
Nagle z pomieszczenia gdzie jest Niall, wyszedł lekarz.
-Państwo są z rodziny pacjenta?
-Tak. Co z nim?- zapytałam w końcu.
-Pan Horan miał więcej szczęścia niż rozumu. Chłopak jest mocno poobijany.
-A jakieś urazy wewnetrzne?
-Ma lekki wstrząs mózgu ale szybko ustąpi.  Zostanie teraz przewieziony na salę 103.
-Dziękuję, to wszystko.
Lekarz poszedł a po chwili oba skrzydła drzwi bloku się otworzyły i z sali wyjechał mój Niall. Był taki blady, poobijany i bez życia. Zrobiło mi się tak smutno i źle.
Poszliśmy za pielęgniarkami wiąząvymi go do sali. Płakałam. Czemu to musi być on?
Pod salą patrzyłam wtulona w Louisa jak przyczepiają mojego ukochanego do różnych rurek i kabli.
-Mogę do niego wejść? Na chwilę?- poprosiłam pielęgniarkę. Długo się zastanawiała.
-Niech jej pani pozwoli- powiedział Harry.
-No dobrze, ale tylko na pięć minut.
Założyłam to zielone cos na siebie i weszłam tam. Usiadłam na taborecie i patrzyłam na niego. Był taki blady. Jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Bez wyrazu i emocji leżał na tym łóżku. Można by żec, że to nie ten sam Niall. Mój Niall jest taki radosny i pełen życia a tu jakby tą radość i chęć życia zabrali mu na stole operacyjnym. Złapałam jego dłoń. Była ciepła.
-Musi pani wyjść już- usłyszałam za sobą głos pielęgniarki. Wstałam niechętnie i wyszłam.

*** Cztery dni później ***

-Ale czemu on się nadal nie obudził?!- zapytałam, wykończona. Lekarz prowadzący westchnął i powiedział:
-Czasem mamy takie przypadki, iż ciało pacjenta musi dostać więcej czasu na regenerację. Tak samo jest i w tym przypadku. Trzeba być w dobrej myśli.
-Mogę do niego wejść?
-Oczywiście.
Niall nadal leży na tej samej sali co cztery dni temu. I nadal się nie obudził. Coraz bardziej się boję, że się nie obudzi.
A ja mam dla niego taką cudowną wiadomość.
-Jade, czemu nie powiedziałaś mu zanim wyjechał?- zapytał któryś raz o to samo Zayn.
-Bo wtedy by nie pojechał- wytłumaczyłam kolejny raz.
-No dobra. Idę.
-Na razie.
-Pa.
Chłopak wyszedł a ja zostałam z nim sama.
-Niall, kochanie. Nie zostawiaj mnie samej teraz. Proszę. Potrzebuję cię- wyszeptalam trzymając jego dłoń.
-Nie mam zamiaru- gdy usłyszałam jego głos, serce znowu mi podskoczło z radości, jak przy pierwszym naszym spotkaniu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak jego migoczące oczka patrzą na mnie.
-Niall- łzy radosci opuściły moje oczy.
-Już jestem z tobą.
-Ale mnie wystraszyłeś- pochyliłam się nar nim, by cmokąć go w policzek.
-Już nie będę więcej. Przepraszam.
-O dzień dobry panie Horan. Widzę, że pan do nas wrócił- lekarz podszedł do nas, więc się odsunęłam, by mógł go zbadać. -Boli coś pana?- zapytał, osłuchując go.
-Głowa.
-To normalne. Miał pan wstrząs mózgu. Ale już jest dobrze. Niedługo zostanie pan przewieziony na zwykłą sałę.
-To dobrze.
-Jakieś pytania?
-Kiedy stąd wyjdę?
-Myślę, że jeżeli nie będze żadnych powikłań, to za kilka dni.
-Uhm dobrze.
-To ja nie przeszkadzam. W razie czego jestem w swoim gabinecie.
Lekarz poszedł a ja patrzyłam na Nialla.
-Czemu tak na mnie patrzysz?- złapał moją dłon w swoją.
-Bo cię kocham.
-Ja ciebie też.
-Muszę ci coś powiedzieć Niall.
-Co takiego misiu?
-Jestem w ciąży Nialler.
-Będziemy mieli dzidziusia?- zapytał?
-Uhm.
- Chodź tu do mnie- powiedział a ja podeszłam do niego. A on szybko złączył usta w delikatnym pocałunku.
-Cieszę się. Naprawdę bardzo, bardzo się cieszę.






********
 No to ten....
To nie jest rozdział ale tak jak powiedziałam- pisze się.
Czekajcie cierpliwie!

<3

Liam zamówienie

Dla mojej kochanej Julcii!!





-You and I- Harry zaśpiewał ostatni wers piosenki i wypadało by już zejść ze sceny i w końcu trochę odpocząć, ale jakoś mnie tam nie ciągnie...
-Chodź Li- Zayn pociągnął mnie za rękę i zaraz schodziliśmy po schodach w dół do makijażystki.
-No chłopaki! Kawał dobrej roboty!- krzyknął uradowany Paul. Coś tam odmruknęliśmy. Serio. Na dziś mamy fo serdecznie dosyć. Ciągle chodzi i czegoś chce, albo dodaje swoje poprawki, jakbyśmy pierwszy raz występowali przed fanami.
-Paul, błagam ciebie. Daj nam już dziś spokój u zejdź nam z oczu- powiedział Harry i westchnął głeboko patrząc coś w telefonie.
-Dobrze, jeszcze tylko jedna malutka sprawa...
-No?- zapytałem.
-Bo... Pamiętacie jak pewnego razu na teren waszej posiadłości wkradła się dziewczyna?- zapytał.
-Tak, no i co?- popatrzeliśmy na niego zaciekawieni. -Teraz też się jakaś zakradła?
-No... Nie do końca...
-No to gadaj, bo ja nie mam czasu na duperele. Perrie na mnie czeka przed budynkiem.
-Tak tak. Otóż tym razem dziewczyna dostała się na teren tego obiektu.
-Co?- zapytał rozśmieszony Harry. Wszyscy mu zawtórowaliśmy.
Jak ona to zrobiła?!
-Nie wnikajmy w szczegóły. Poza tym za cholerę nie chce stąd iść a jak ją siłą zabieramy to i tak się jakoś tu dostanie.
-Dobra, chodźmy do niej na trochę- zdecydowałem. Nie powiem. Takie fanki mnie zadziwiają. Czasami się ich boję. Potrafią być takie uparte i niecierpliwe, że naprawdę.
Wyszliśmy z pokoju i przeszliśmy przez długi korytarz.
-To tu- pokierował nas menager i weszliśmy do jakieś sali. Nie wiem, do czegp ona na stadionie jest potrzebna, ale ok.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zobaczyłem w rogu stojącą dziewczynę w dużym kapeluszu z flagą W. Brytani, tyle, że w kolorze niebieskim. Buntowniczka.
Podeszliśmy bliżej. Paul podszedł do niej i coś powiedział a ona kiwała tylko głową.
-Tak wuęc ja was tu z nią zostawiam, przyjdę za 15 minut- Paul wyszedł i zostawił nas samych z nią.
-Jak masz na imię.- zapytał pierwszy Harry, wyciągając do niej dłoń. Uniosła głowę do góry, a mnie serce mocnie zabiło mocniej. Jej, jakie ona ma piękne niebieskie oczy... Takie morskie...
-… A to Liam- ocknąłem się na dźwięk mojego imienia.
-Julia.
-Liam, miło mi.
-Mnie również.
Uśmiechnęła się do mnie promieniście i chwyciła moją rekę w geście przywitania.
-To może powiedz nam, czemu wkradłaś się na teren chroniony?- zapytał Niall, gdy w szóstkę zajęliśmy miejsce na jakiś krzesełkach.
-Ja... Uwielbiam was i byłam w stanie zrobić wszystko, by was zobaczyć. To jest moja jedyna szansa, jesteście  w Polsce pierwszy raz od początku waszej kariery. Nie wiem co bym zrobiła gdybym was nie spotkała...- zrobiła smutną minkę. W tym momencie Harry wstał i mocno ją przytulił. Też chcę...
-Przykro nam, że zawiedliśmy fanki w Polsce- powiedziałem. Coś czułem, iż na kolejnej trasie Polska będzie na pierwszym miejscu.
-No już, nie smutamy- powiedział Harry. -Ja tam nawet jestem pod wrażeniem Polską. To piękny kraj.
-A jakie śliczne polki-powiedziałem. Bardzo mi się podoba Julia.
-O tak!- chłopaki przyznali mi rację.
Porobiliśmy sobie z Julią kilkaset zdjęć i daliśmy autografy na wszystkim co miała ze sobą.
Pogadaliśmy jeszcze jakiś czas, gdy wszedł Paul.
-No, moi drodzy! Zbieramy się!- podszedł do nas. Wstaliśmy i po kolei przytuliliśmy Julię. Ja byłem ostatni.
-Jesteś bardzo sliczna- powiedziałem do jej ucha, gdy już ją objąłem. Była taka delikatna i biło od niej swego rodzaju ciepło.
-Wiesz, że usłyszałam to już piąty raz. Ale to nic. Z twoich ust brzmi to najlepiej.
-Miło mi.
Poczułem, jak wsuwa mi coś do kieszeni.
-Idziemy Liam-usłyszałem Paula.
-Co tam włożyłaś?- spojrzałem na nią.
-Zabacz jak już będziesz w Londynie.
Paul odciągnął mnie od niej. Gdy wychodziliśmy, posłałem jej jeszcze jedno spojrzenie.
Uśmiechała się do mnie lekko, choć widziałem żal w jej oczach.
Wyszliśmy, ciągnięci przez Paula do busu.

Rzuciłem gdzieś torbę koło drzwi a sam ległem jak długi na kanapie w salonie. Jednak spanie w busie nie jest tak konfortowe jak chociażby moja kanapa.
Westchnąłem i uspokoiłem myśli. W sumie jedną myśl. Julię. Jej piękna buzia nie daje mi spokoju.
 Nagle przypomniałem sobie tym co powiedziała na koniec. Szybko sięgnłem do kieszeni. Wyciągnąłem z niej karteczkę złozoną na pół.
Otworzyłem ją i przeczytałem :
Call Me Maybe
386336907
(Numer wymyślony)
Z uśmiechem na ustach wyjąłem telefon i napisałem na jej numer:
Call  me maybe? <3


I tak oto zaczęła się moja miłość do Julii.




****
Julio moja kochana! W końcu doczekałaś imagina!
Podoba się??

Przepraszam was bardzo, iż nie ma kolejnego rozdziału :(
Nie ma go, ponieważ chciałam nadrobić zamówienia.
Ale wczoraj to jakiś rekord pobiłam!
Gdybym tak rozdziały dodawała to byłoby fajnie, co? No wiem.
Rozdział mam dopiero zaczęty, więc nie wiem czy się wyrobię z nim na dziś!

<33

sobota, 24 stycznia 2015

Niall zamówienie

Dla Twój Cukierek!




Dlaczego mi nie powiedziała? Przecież bym jej jakos pomógł, dał pieniądze na leczenie, albo cokolwiek.
Teraz zniknęła gdzieś, nawet nie wie gdzie jest.
Wszedłem do jej pokoju. Nie wiem czemu, ale coś mnie do tego zmusiło. Zacząłem się rozglądać po pokoju, szukając jakiegoś znaku, który mógłby mnie naprowadzić na to, gdzie jest.
-Niall- w drzwiach stała jego mama.
-Tak?- zapytałem.
-Zaraz idziemy na policję, podobno coś wiadomo o Milagros- powiedziała na jednym wydechu. To dla nie było pewnie jeszcze bardziej trudniejsze niż dla mnie. W końcu to ona jest matką. A ja tylko przyjacielem.
-Dobrze, jeszcze moment tu popatrzę i przyjdę do pani.
-Dobrze, poczekamy.
Wyszła i zamknęła drzwi a ja wróciłem do oglądania pokoju.
Prawda jest taka, że cholernie mocno kocham Milagros, moją małą Mili. Od bardzo dawna. Nie byłem w stanie jej tego powiedzieć, bałem się, że będzie chciała zerwać kontakt. Ale teraz, gdy się znajdzie, powiem jej.
Usiadłem na jej bujanym fotelu, na którym uwielbiała siadać, gdy przychodziłem.
Wtem na biurku zobaczyłem wystającą kartkę. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Mili na wszystko poukładane od linijki. Wszystko równe, albo według kolorów.
Sięgnąłem po nią. Było na niej napisane:
Dla kochanego Nialla
Serce mi zabiło mocniej. Drżącymi rękoma otworzyłem ją i zacząłem czytac gładkie pismo Milagros.

Co by tu napisać?
Cóż, wypadałoby napisać dla ciebie kilka słów wyjaśnienia.
Tak, zdecydowanie.
Ta choroba... Nowotwór... Nie zadręczaj się. Nie ma po co. Lekarz powiedział mi coś,  co wiem już tylko ja i nikt więcej. Teraz i ty się dowiesz. Ja... Został mi tylko miesiąc życia...

Gdy dotarło do mnie co napisała, załamałem się. Miesiąc? Ale... Boże, przecież ona może jeszcze wyzdrowieć!
Zaczął czytać dalej.

Pewnie się teraz zastanawiasz, czemu ci nie powiedziałam, prawda?
Cóż, nie chciałam, by ktokolwiek mi jeszcze bardziej współczuł. Nie chcę być już niczyim ciężarem. Już i tak źle się czułam z tym do tej pory. Myślę, że to i tak dużo dla ciebie i jeszcze ta wiadomość o tym, że mam tylko miesiąc. Postanowiłam coś z tym zrobić, ale o tym później.
Niall, proszę cię, byś powiedział mojej mamie, iż bardzo ją kocham. Najbardzej na świecie. Mam nadzieję, że wybaczy mi to, co dowie się od policji, bo pewnie jutro już będą wiedzieć... 
Powiedz również mojemu kochanemu starszemu braciszkowi Markowi, że równiez mocno go kocham i by się nie poddawał, tak ja teraz w tym momencie.
I chłopakom, Harremu, Liamowi, Louisowi i Zaynowi, powiedz, że ich kocham! Nie mogłam wyobrazić sobie wierniejszych przyjaciół!
I Niall...
Ciebie zostawiłam na koniec, bo stwierdziłam, że zasługujesz na to, żeby się dowiedziec ode mnie coś co ukrywałam przed sobą i całym światem.
Ja... Zakochałam się w tobie Nialler.
Tak, już od dawna.


Zakochała się we mnie? Moja Mili?
Serce biło jeszcze mi jeszcze mocniej.


Tak, to prawda. Nie wiedziałam jak ci to powiedzieć, heh. Teraz naprawdę żałuję, ale to juz nic nie znaczy... Już nic nie da się zrobić.
Powiem ci, że płaczę  mimo tego, że ukladałam sobie ten list już jakis czas, gdy podjęłam decyzję o tym co zapewne w tym momencie właśnie zrobiłam...
Więc, nie będę już dłużej przedłużać .
Miłość do ciebie zabieram ze sobą w miejsce gdzie wszystko będzie łatwiejsze i miłość do ciebie bezbolesna...


Nie mogłem dalej tego czytać. Oczy zaszły mi łzami. Ale muszę to dokończyć.


Jeśli chcesz pokaż mamie ten list. Zrób z nic co chcesz.
Pamiętaj, iz jestem teraz z tobą. Nie widzisz mnie, ale ja widzę ciebie. Zawsze będę w każdej chwili.
Chciałabym na koniec, żebyś ułożył sobie życie i nie żyl przeszłością, bo jak mówiłeś mi nie raz, że nie warto.
Kocham Cię!

                          Żegnaj, twoja Mili




Na dobre się rozpłakałem. Wyłem jak dziecko.
Czy ona...
-Niall? Chodźmy- podeszła do mnie jej mama. Nie pokazałem jej listu. Potarła mnie po plecach i wstając, schowałem list.

-Mamy dla państwa złą wiadomość- zaczął policjant, prowadzący sprawę  Milagros.
-Tak?- zapytała przerażona mama Mili.
-Otóż, pani córka Milagros Viviene, znaczy jej ciało, zostało wyłowione...- w tym momencie jej mama rozpłakała się mocno. A do mnie dotarło to co napisała w liście.
-Proszę pana?- odezwałem się zachrypniętem głosem i wyciągnąłem z kieszeni jej list.
-Tak?
-Mam tutaj, jej list... Ona w nim wszystko napisała.
-Proszę mi go pokazać- wyciągnął po niego dłoń. Podałem mu go i zaczął czytać. -Czyli mamy tutaj klasyczny przypadek.
-Jak to?-zapytała jej mama przez łzy.
-Pani córka popełniła samobójstwo.
-Co?!
Kobieta całkiem się załamała. Wsparła głowę na moim ramieniu.
-Dlaczego? Dlaczego ona to zrobiła?
-Cóż, niech pani sama przeczyta.
-Moja biedna córeczka- zapłakała po przeczytaniu.


*** Rok później ***

Mimo tego, że Mili nie żyje już rok, nadal czuję jak gdyby to wszystko wydarzyło się wczoraj. Nie zapomniałem o niej. Ona była moim swiatem. Czuję, że ona jest zawsze gdzieś blisko. Nadal jest w jakimś stopniu. Wszyscy byliśmy załamni po tym jakiś czas.
Ale jest lepiej.
Tak jak powiedziała w liście Mili, spróbowałem żyć normalniej. Przez jakiś czas nie udawało mi się to. Milagros była moją pierwszą miłością. Ale dzięki Sandrze jakoś się podniosłem i dałem radę.


Zawsze będę w każdej chwili przy tobie...



******
Nie wiem co mam zrobić teraz.
Uciekać i się gdzieś schowac przed kochaną czytelniczką która zamówiła imagin?!
Nie wiem.
Nie bij Twój Cukierek mnie prosz.
Nie wiem czy ten imagin oddaj choć trochę to o co mnie prosiłaś...

<3

Niall zamówienie

Dla Gabrysi!!




-A teraz powiedz mi dlaczego?
-A co miałem zrobić?- spojrzałem bezradnie na mojego przyjaciela. -Nie mogłem nic zrobić.
-Walczyć?
-Taa.
-I taka to z tobą gadka. O miesiąca to samo! Zrób w końcu coś ze sobą!- Liam już się wkurwił. Czego on tak się złości? Przeciesz to moje życie.
-Już nie potrafię. Ona już nie wróci, nawet gdybym coś zrobił.
Powiedziała to jasno i dobitnie, zanim wyszła z mojego życia.

"... 
-Nie wiem, jak ponownie mogłam ci zaufać?! Wszyscy dookoła mówili mi, że nie warto dawać drugiej szansy, jeśli pierwszą zmarnujesz. Ale zaryzykowałam i dałam kolejną szansę. A ty co zrobiłeś?!
-Lolly...
-Nie Niall. Już nic nie mów. Nie chcę słyszeć słowa padającego z twoich ust. Nie chcę cię już nigdy więcej spotkać. Nie dzwoń, nie pisz, nie waż się mnie szukać. Najlepiej usuń mój numer, wyrzuć mnie ze swojej głowy. To koniec- wręczyła mi pierścionek zaręczynowy. Mieliśmy wziąć ślub za tydzień...
-Lollita zaczekaj!- zbiegłem za nią po schodach na korytarz gdzie już zakładała kurtkę. -Błagam, daj mi to wytłumaczyć! To Styles mnie tam zaciągnął i upił. Ja nie chciałem, ale on nalegał i...
-Teraz to wina Harrego? Bo to on cię tam zaciągnął i upił?- otarła łzy. -Nie obchodzi mnie to. Poszedłeś tam, wypiłeś i poszedłeś do łóżka z tanią dziwką. Niall, kogo ty chcesz oszukać? Gdybyś mnie naprawdę kochał, nie poszedłbyś tam. A teraż żegnaj. "

Zabrała walizkę i wyszła, zostawiając mnie samego oniemiałego na środku korytarza. Nie pozbierałem się do dzisiaj,choć minął ponad miesiąc os tamtego dnia.
Kurwa, jaki ja byłem głupi! Ona miała rację, mogłem tam nie iść, wykręcić się jakoś, ale perspekrywa napicia się alkoholu przeważyła.
Nie wierzę, że to zrobiłem. Kolejny raz. Zdradziłem moją małą Lolly, choć obiecywałem na wszystko, że tego nie zrobię.
Kurwa!
Podniosłem się szybko z łóżka, zapominając o Liam stojącym nade mną.
-Gdzie ty idziesz?
-Ja? Zrobić coś ze sobą- powiedziałem i nie zważając na to, czy coś mówi czy nie- wyszedłem z pokoju po czym zabierając kurtkę z wieszaka, z domu.
Jakoś nie specjalnie wiedziałem, gdzie idę. Tak po prostu szedłem przed siebie. Aż znalazłem się nad na rzeczką. To właśnie tu poznaliśmy, to tu się spotykaliśmy i to właśnie tu się jej oswiadczyłem. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie po raz pierwszy zresztą.
Usiadłem na ławce. Nie wiem, jak ja mogłem do tego dopuścić.
Jak mogło się stać to co się stało?
Przyznaję, jestem chujem. Skończonym kretynem i wszystkim co najgorsze.
-Myślałam, że już nigdy tu nie przyjdziesz- usłyszałem za sobą jej anielski głos. Odwróciłem się i zobaczyłem ją tam.
-Lolly...
-Tak się zastanawiałam- podeszła trochę bliżej. Cały czas na nia patrzyłem, nie zdolny do niczego.
-Lolly...
-Ci wszyscy ludzie mieli rację. Zawsze ją mieli. Ja ślepo w ciebie wpatrzona tego niestety nie widziałam.
-Żałujesz?- zapytałem w końcu. Wiedziałem co odpowie. Że żałuje.
-Nie Niall. Chociaż bardzo bym chciała żałować. Nie umiem.
-Oh...- nie wiem co powiedziec. Jestem zagubiony.
-Pokazałeś mi tyle dobrego. Pokazałeś, że są jeszcze na świecie prawdziwi dżentelmeni. Ale zobacz jak to szybko zniszczyłeś- głos jej zadrżał.
-Nie wiesz jak bardzo żałuję...
-A ty nie wiesz jak bardzo cierpię.
Tym mnie doszczętnie zgasiła. Już wiem, że jej nie odzyskam, chociaż bardzo bym chciał.
-Czyli to naprawdę koniec?
-Nie potrafię ci już zaufać ponownie Niall, przepraszam.
Spóściłem głowę w dół.
-To ja cię przepraszam- wydusiłem.
-Widocznie nie było nam pisane- wstała z ławki, którą nie dawno zajęła obok mnie. -Mam nadzieję, że nie skrzywdzisz swojej kolejne dziewczyny tak jak mnie. Powodzenia Niall.
-Lolly... - odwróciła się jeszcze na moment. -Powodzenia również Lolly.

Odeszła.





******

Proszę, imagin dla Gabrysi!!
Nie wiem co będzie kolejne.

<3

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 31

Znaleźliśmy się w korytarzu. Pierwszy raz jestem w domu Zayna i nawet nie mogę sobie pozwiedzać, bo chłopak pogasił światła na rzecz niespodzianki.
-Już?- zapytała Perrie.
-Czekaj... Jeszcze moment... O. Stań tu- poinstruował ją Harry. Dziewczyna zatrzymała się a my razem z nią.W jednym momencie stały się trzy rzeczy: Louis zapalił światło, Harry ściągnął Perrie opaskę i z nikąd wyskoczyło multum ludzi krzyczących:
-Wszystkiego najlepszego!
Dziewczyna się wzruszyła i zaczęła po kolei nas przytulać. 
-Dziękuję- powiedziała, przytulając mnie.
-Nie ma za co- na horyzoncie zobaczyłam idącego w naszym kierunku Zayna. Boże mój, jak on wygladał... 




Louis złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę stołów z jedzeniem, gdzie oczywiście był już Horan ze swoja towarzyszką.
-Co polecasz Niall?- zapytał Loui.
-Możesz wziąć sałatki, to coś z mięsem, bo nawet pyszne, desery też ok.
-Czyli generalnie wszystko jest jadalne?- zapytałam.
-Tak!
Oni od nas odeszli a my przez chwilę nic nie mówiliśmy. Tak było dobrze. Chwila ciszy, choć wokół nas grała głośna muzyka.
-Wiesz co?- zapytał.
-Co?
-Mam propozycję nie do odrzucenia.
-Jaką?- przyciągnął mnie do siebie.
-Chodźmy do naszych i upijmy się.- Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Obiecał przecież!
-Wiem, ale inaczej nie będę umiał się bawić ze świadomością, że na dniach cię stracę.
-Jeśli chcesz...

*** Cztery godziny później ***

I tak oto tańczę sobie do jakiejś wolnej piosenki w ramionach pijanego już trochę Louisa. Aż dziw, że jeszcze nie jest maksymalnie pijany...
-Ewa?- zapytał mnie jak dziecko, gdy czegoś bardzo chce.
-Co tam Louis?
-Kochasz mnie?- zapytał mnie na ucho.
-Oczywiście, że cię kocham.
-Więc nie wyjeżdżaj- obrócił mną w koło.
-Ale...
-Obiecaj, że mnie tu nie zostawisz.
-Musimy o tym rozmawiać dziś? W urodziny naszej przyjaciółki?
-Ale obiecaj.
-Dobrze, obiecuję- westchnęłam. Z człowiekien pijanym lepiej się nie kłócić, bo nic z tego nie będzie.
Rozejrzałam się po sali. Chłopaki tańczyli przytuleni do dziewczyn. Słodki widok. Nawet jeśli połowa z nich ledwo stała na nogach...


***Trzy godziny później ***

Rany. Nogi chcą wejść mi w tyłek i mam dość tańczenia do końca życia. No, przynajmniej z Louisem. Tak mną wyobracał, że ledwo siedzę...
-Ewa, jedz... Jedziemy do... Domu- usłyszałam Louisa. Podszedł do mnie wsparty na ramieniu Zayna.
-Taa... Ciekawe, kto nas odwiezie?- zapytałam retorycznie.
-Ja- odezwal się Zayn.
-Piłeś?
-Nie. Obiecałem Perrie, że się nie upiję.
-Uhm. Louis też mi to obiecał- powiedziałam sceptycznie.
-Ja jestem człowiekirm honoru!
Uśmiechnęłam się.
-To co, jedziemy?
-Tak, tak- wzięłam torebkę i po drodze, żegnając się ze wszystkimi, wyszliśmy jakiś na dwór z Lou. Zayn zapakował go do auta i ruszyliśmy w drogę do domu.

Louis śpi mi na ramieniu gdy podjeżdżamy pod dom.
-Dzięki Zayn- powiedziałam, gdy chłopak wyłączył silnik.
-Nie ma sprawy. Poczekaj, zataszczę go do pokoju, bo  nawet strong men by sobie z nim nie poradził a co dopiero ty- zaśmiał się i wysiadł z auta.
-No dzięki- zaraz zrobiłam to i ja. Chłopak wyciągnął Louisa z tylnich siedzeń a ja otworzyłam drzwi wejściowe na oścież.
Zayn wciągnąl rozbudzonego i nadal pijanego Louisa do domu.

-No, dziecko położone spać- oznajmił, wchodząc do kuchni, gdzie popijałam zimną Colę. Oh... Ulga dla mnie.
-Dziękuję Zayn. Nie wiem czy bym sobie poradziła- odstawiłam szklankę do zlewu i spojrzałam na chłopaka.
-Nie ma sprawy. Jakby coś się działo to dzwoń. Aha! - dodał, gdy się wycofywał. 
-Tak?
-Jutro, jakoś koło popołudnia, przyjadę po ciuchy.
-Okej, nie ma problemu.
-No to do jutra- przytulił mnie jeszcze.
-Pa.
I poszedł zamykając drzwi za sobą.
Westchnęłam. Zdjęłam szpilki, które już dawno powinny leżeć gdzieś w ciemnym kącie.
Rozejrzałam się czy aby wszystko jest jak było i z butami w ręce poszłam na górę.
W pokoju zastałam Louisa. Rozwalony na łóżku, niczym jakiś Bóg. Westchnęłam i rzuciłam gdzieś buty w kąt. Spojrzałam na zegarek- 1:45. Postanowiłam mimo późnej pory choć trochę się ogarnąć. Weszłam do łazienki z piżamą w ręce i wzięł prysznic. Wolałam nie ryzykować utopienia się we wannie.
Nie wiem ile stałam w lecącej na moje ciało wody, ale stwiedziłam, że wystarczająco dużo, bo nogi bolały mnie jeszcze bardziej o ile to możliwe.
Wytarłam się ręcznikiem i założyłam pizamkę. Weszłam do pokoju, zamykając drzwi do łazienki i gasząc światło.
Podeszłam do łóżka i spojrzałam na Lou, zanim się położyłam. Leżał teraz bokiem do mnie. Jego włosy leżały słodko roztrzepane na poduszce.
Zgasiłam światło i położyłam się obok  niego. Po chwili objął mnie ręką w talii, jak to zawsze robi, gdy kładziemy się spać. Dołączyłam swoją rękę, kładąc ją na jego ręce i przykryłam nas szczelniej kołdrą.
Zasnęłam.

** Oczami Louisa **

Obudziłem się gdy rozległ się głośny dźwięk tłuczonego szkła. Wstałem, choć głowę rozwalał mi ból. Potargałem trochę włosy, bo opadały mi na twarz. Wyszedłemz pokoju i po schodach udałem się na dół, gdzie zapewne była moja Ewa.
-Ja pierdole- usłyszałem od progu.
-Co się stało?- zastałem, ją gdy zbierała resztki jakiegoś białego naczynia.
-To się stało- pomachała mi zła resztkami szklanki.
-No nie kąsaj- powiedziałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
-Daj spokój.
Wyrzuciła śmieci do kosza i wróciła do mnie. Postawiła na stole dwie herbaty. Popatrzyłem na nią jak ustawiała na stole poszczególne części śniadania.
Stawiała je lekko zdenerwowana. Nawet nie wiem czym.
-Smacznego- powiedziała z westchnieniem, gdy w końcu usiadła na przeciw mnie.
-Smacznego również- powiedziałem. Nie wiedziałem czy jeszcze się coś odezwać. Nie wiem  czy mi się nie dostanie.
-Jesteś zła?- zapytałem po chwili ciszy, bo nie mogłem już jej wytrzymać.
-Nie, nie jestem.
-Jesteś, przecież widzę.
-Nie jestem.
-Jesteś. O co chodzi? O tą szklankę?
-Pieprzyć szklankę. Louis- spojrzała mi w oczy. -O co ja cię wczoraj prosiłam?



******
Tak więc no.
Sama nie wierzę w to, że tak szybko dodałam rodział!
Nie jest jakiś ciekawy, no ale...

Do następnego, oby szybko!
<3

środa, 21 stycznia 2015

Zayn zamówienie

-Liam, no ale proszę- zrobiłam słodką minkę.
-O co znowu?- doskonale wie i co mi chodzi, ale udaje, że nie.
-Zrozum mnie.
-W czym?
-Nie mogę tego zrobić- westchnęłam. 
-Dlaczego? Co ci szkodzi?
-Wolę mieszkać sama. Przecież nic mi się nie stanie przez ten czas.
-Skąd możesz to wiedzieć? A jak ktoś na ciebie napadnie?
-Nie napadnie.
-A jeśli tak? Ja chcę cię chronić! Jesteś moją małą siostrzyczką- objął mnie swoimi ramionami.
-Liam...- westchnęłam.
-No co? Ja nie ustąpię. Nie ma bata.
Ugh!
-Niech ci będzie- ustąpiłam.
-No i to mi się podoba!- przytulił mnie.
-Ok, ale kto będzie ze mną mieszkał skoro tak?- miałam taką cichą nadzieję, że...
-Zayn.
-Naprawdę?- zapytałam tylko. Ale w środku pękałam z radości.
-Tak. Widzę, że świetnie się dogadujecie, to myślę, że problemów nie będzie.
-Tak Li, bardzo dobrze się dogadujemy braciszku.
-No, to Zayn będzie tu za jakieś...- spojrzał na zegarek. - Dwie godzinki a ja tym czasem uciekam do Sophi.
-Pa.
-Pa.
Wyszedł a ja nie mogłam w to uwierzyć? Co się stało mojemu braciszkowi? Przecież jeszcze miesiąc temu było nie do pomyślenia, żebym mieszkała sama z jakimkolwiek chłopakiem, nawet jeśli byłby to jedem z jego przyjaciół. I do tego tak łatwo? Nie, to nie jest mój brat.

*** Dwie godziny później ***

Zrobiłam obiad, ale nie czekałam na Zayna, bo wiadome było, że się spóźni, więc zaczęłam bez niego.
Zdąrzyłam zjeść trochę i usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyslałam, iż to Zayn, ale po spojrzeniu an zegarek, stwerdziłam, że jednak nie, bo jest druga a on się wiecznie spóźnia.
Nacisnęłam klamkę i rzeczywiście, za drzwiami stał nie kto inny jak Zayn.
-Nie spóźniłem się a obiad?- zapytał z uśmiechem a ja rzuciłam się mu na szyję.
-Zayn!
-Tęskniłaś?
-Bardzo.
-Już jestem.
Weszliśmy do domu i zostawiając jego walizkę, poszliśmy do kuchni.
-Zjesz ze mną?
-Z tobą zawsze- przysiadł się po drugiej stronie stołu a nałożyłam mu danie na talerz.

Zjedliśmy obiad i usiedlismy na kanapie przed tv by pooglądać jakieś ciekawe programy.
-Zayn, powiedz mi, co takiego podziałało na mojego brata, że pozwolił mi, jego najukochańszej siostrze mieszkać z tobą?- to było dla mnie naprawdę dziwne. To było do niego po prostu nie podobne.
-Nie wiem. Przyszedł, zapytał, który z nas bylby chętny by się tobą opiekować na czas jego wyjazdu. Mało tego, jak żaden z nas nie chciał się zgodzić, on sam zaproponował mnie.
-Aha. Mój brat jest mega dziwny- stwierdziłam.
-Tak, ale za to jaką ma seksowną siostrę- powiedział i zbliżył swoją twarz do mojej. Pocałowaliśmy się lekko. Wnet usłyszałam chrząknięcie obok swojej głowy i to nie był Zayn.
Oderwaliśmy się szybko od siebie.
Spojrzałam w stronę z której dchodził owy głos i zobaczyłam Liama! Stał z założonymi rękami na piersi z groźną miną.
-Liam...
-Zapomniałem telefonu- wycedził.
-Ja ci to wytłumaczę... - podeszłam do niego.
- A co ty mi tu chcesz tłumaczyć? Przecież wiem co widziałem- jego głos złagodniał.
-Ale...
-Siostrzyczko- objął moje ramiona i uśmiechnął się? - Ja wszystko wiem.
-Co?
-No tak. Myślisz, że oddałbymcię w jakieś nie zaufane ręce?
Nic nie rozumiem.
-Wiem, że jesteście razem- powiedział w końcu.
-Jak?
-Normalnie. Nie potraficie się ukrywać.
-Nie jesteś zły?- zapytał Zayn, który stanął obok mnie.
-Nie. Wiem, że jej nie skrzywdzisz. Ale tylko spróbuj- pogroził mu palcem.
-Nigdy w życiu- zastrzegł się mój ukochany.
-No. Daję wam moje błogosławieńsro, tylko...- zaczął wychodzić. -Jak wrócę nie chcę zastać jej z brzuchem.
Gdy to powiedział spłonęłam rumieńcem, bo przecież święci nie jesteśmy.
-Nie masz się o co martwić.
-No ja myślę. To widzimy się za dwa miesiące. Zadzwonię jak dolecimy. Pa.
-Cześć- i drzwi się za nim zamknęły.
Dopiero zdałam sobie sprawę, że miałam dłonie zaciśnięte w pięści. Rozluźniłam uścisk.
-Wow, co to było?- zapytał pierwszy.
-Inspekcja? Tqk, zdecydowanie. Cwaniak o wszystkim wiedział!
-No, więc jeśli to mamy za sobą, to...- uklęknął na jedno kolano i wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko.
Czy on chce...
-Nathalie... Jesteśmy już ze sobą rok,- zaczął, patrząc na mnie. - i stwierdziłem, że nic nas nie rozdzieli, bo szczerze mówiąc, zrobiłbym to nawet jeśli, Liam by nas przyłapał w łóżku w jednoznacznej sytuacji- usmiechnęłam się, wyobrażając to sobie. -Pewnie by mnie wyklął, ale to mało ważne. Kocham ciebie i nie widzę nic poza tobą więc, czy zostaniesz moją żoną?- spojrzał na mnie oczami pełnymi nadziei. Oczy zaszły mi łzami a potem wypłynęły po policzkach.
-Tak Zayn- pokiwałam głową na zgodę
Założył mi pierścionek na palec i mocno przytulił.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.





******
Nie wiem czemu, ale Zayn pasuje mi tu. Tak sądzę, że nie jest zły?
Oceńcie co sądzicie!
Rozdział, myślę, że niedługo!!!
<3


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Libster Award 4, 5

To aż niewiarygodne, że dostałam kolejną nominację a co dopiero, że dwie!
Więc podwójnie dziękuję wam dziewczy y!!



Pierwsza nominacja jest od Little Dark Angel z bloga i-want-to-forget-everythingmydarling.blogspot.com
Dziękuję!!!


Pytania :

1.Jak masz na imię?

Ewa

2.Twoje największe  znajwiększe zainteresowanie?

Oczywiście One Direction!
<3

3.Twój idol?

Louis Tomlinson bez dwóch zdań.

4.Co byś zrobiła gdyby został ci jeden dzien życia?

Ło. Jeden dzień to za malo na cokolwiek, ale skoro jeden to jeden. Cóż na pewno starałabym się wykorzystać go jak najlepiej, żeby w innym życiu nie żałować! ;B

5.Ulubione ciasto?

No kochana masz mnie!
Lubię wiele ciast, bo nieskromnie mówiąc z mojej cukierni w której mam praktyki, są świetne ciasta, więc...

Krówka, tak, zdecydowanie!

6.Ulubiony parring (książka, film, rzeczywistość)

Liam i Sophia

7. Ulubiony serial?

Nie mam ulubionego, ale czasem obejrzę Pierwszą miłość.

8.Lato czy zima?

Zdecydowanie lato.

9. W co najchętniej się ubierasz?

Coś luźnego, ale w miarę modnie, również nie do przesady.
Jakieś legginsy, dresy i luźne koszulki

10.Chciałabyś skoczyć na bungee?

Yyy...
Nie!
Boję się...

11.Chciałabyś być sławna?

Zdecydowane nie.





A teraz czas na drugą nominację. Jest ona od Iwony Horan z bloga 

forbidden-felling-louistomlinson.blogspot.com

Dzięki!!


Pytania :

1.Z czego czerpiesz inspiracje?

Hm... Głównie z tego co przyjdzie mi do głowy. Ale i z życia codziennego.

2. Jak długo prowadzisz bloga?

Coś ok 4 miesiące.

3.Co przekonało Cię do publikacji swoich opowieści?

Hmm...
Myślę, że to była chęć spróbowania sił w pisaniu bloga i to jak zostanie on odebrany.

4.Książka, która twoim zdaniem jest warta przeczytania?

Rany!
Przeczytałam duuuuużo książek w swoim życiu, bo kocham czytać. Kurczę, może...

Piękne istoty.

5.Rodziaj muzyki, którą słuchasz?

Pop i trochę rocka

6.Hobby.

Lubię piec ciasta. To też skłoniło mnie do pójścia do szkoły o takim kierunku.

7. Czego najbardziej nie lubisz w drugiej osobie?

Kłamliwości, chamstwa i tego , że jest wrednym bufonem.

8. Największe marzenie( jeśli oczywiście możesz powiedzieć ).

Mam takie jedno...
Koncert One Direction na krórym będę...

9.Masz zwierzę? Jak tak to jakie?

Psa- Maksa i trzy koty

10. Najbliższa dla ciebie osoba to?

Mama. Zawsze mogę z nią o wszystkim pogadać.

11.Jesli miałabyś możliwość zmiany jakiegoś wydarzenia w twoim życiu, zrobiłabyś to?

Tak!!!!
I to wiele razy, jeśli by się tak dało...


NIKOGO NIE NOMINUJĘ, PRZEPRASZAM!!




Jej, raz jeszcze dziękuję za nominację!
A teraz zabieram się za pisanie zamówienia.
Dziś się chyba raczej nie pojawi, ale na pewno niedługo!!


niedziela, 18 stycznia 2015

Harry zamówienie

Kocham cię... Nie, to takie tandetne...
Ja.. Od dawna chciałem ci to powiedzieć, ale nie wiedziałem jak...
Nie, to też oczywiście do niczego. I jak ja mam jej to powiedzieć?!

-Harry, Harry!- usłyszałem gdzieś w pobliżu wrzask mamy. Rozglądnąłem się. Stoi nade mną i patrzy przenikliwie.
-Tak mamo?
-Pytam cię o coś synku, ale ty jesteś jakiś nieobecny.
-Przepraszam, zamyśliłem się.
-Czyżby znowu Julka siedziała ci w głowie?- usiadła nadal patrząc na mnie.
-Uhm. Ciągle w niej jest.
-Kochasz ją?
-Tak. Mamo, przecież wiesz...
-Dobrze. Jeśli tak bardzo ci na niej zależy, to po prostu jej to powiedz.
-To chyba nie jest proste...
-Czemu?
-Pół roku temu, jeszcze zanim zaczęła mi się podobać, skrzywdziłem ją.
-W jaki sposób?
-Zwyzywałem. Od najgorszych.
-Harry przecież...
-Tak mamo. Wiem, że powinienem zachowywać się jak na mój wiek przystało...
-Synu, chciałam ci powiedzieć, że od nienawiści do miłości jest tylko mały krok. Ty ten krok już zrobiłeś. Teraz musisz pomóc jej, by znalazła do ciebie drogę- poklepała mnie po ręce.
-Tak myślisz?
-Ja to wiem. A teraz szybko kończ obiad i do siebie.
-Dobrze.

Zrobiłem jakieś zadane, nawet za bardzo się nie przejmowałem co piszę i gdzie. W mojej głowie była tylko Jula.
Ona jest...
Boże, spełnieniem moich snów, marzeń!
Ale popełniłem taki błąd...
 Postanowiłem w końcu coś ze sobą zrobić. Wybrałem numer, o który nawet bym się nie posądził, że mam go w telefonie.
-Kwiaciarnia Rose. W czym mogę pomóc?- usłyszałem głos kobiety.
-Dzien dobry. Chciałbym zamówić róże.
-Dobrze. Ile sztuk?
-Ale ma pani w magazynie?- a co? Zaszaleję.
-Momencik... Na ten moment sto dwadzieścia sztuk.
-Dobrze. Niech będzie te sto.
-Odbór osobisty czy dostawa do domu?
-Yyy... Dostawa do domu...
-Czy to wszystko?
-Momencik. Czy była by taka możliwość, żeby dołączyć liścik do tych róż?- zapytałem niepewnie.
-Ależ oczywiście! Co ma być napisane?
-"Jeśli chcesz poznać nadawcę, przyjdź na polanę, którą zawsze odwiedzasz, jutro o 19, zawsze gdy jesteś smutna..."- wyrecytowałem.
-Dobrze. Zapisałam.  Czy to wszystko?
-Tak tak.
-Dobrze, jutro koło południa kwiaty zostaną dostrczone pod adres który pan podał.
-Dobrze, dowidzenia.
-Dowidzenia.

Odetchnąłem i odłożyłem telefon na stolii. Uda się?
Musi.

Sam w sobotę zebrałem się w sobie i przed 19 byłem na polance.
Boję się jak cholera. Co jeśli mnie zwyzywa i odejdzie? Nie wiem co wtedy zrobię...
Sprawdziłem w telefonie godzinę. Dokładnie wybiła godzina 19:00. W ręku trzymałem jedną różę.
W oddali zobaczyłem idącą w moim kierunku drobną postać. Wstrzymałem oddech, bo wiem, że to ona. Julia. Serce zaczęło mi bić jak szalone, conajmniej jakbym maraton przebiegł.
Podeszła jakoś metr ode mnie. W tym miejscu jest tylko jedna lampa i mogę przysiądz, iż ona wie kim jestem. A raczej kim jest nadawca kwiatów.
-Harry?- nie wiem czy kiedykolwiek była bardziej zdziwiona niż teraz.
-To ja.
-To niby ty wysłałeś mi te róże?- zapytała sarkastycznie.
-Tak... Bo chciałem... Chciałem cię przeprosić i...
-I?
-I powiedzieć, że... Że jestem w tobie zakochany- spóściłem głowę w dół. Nie potrafiłem patrzeć na nią, mimo, iż bardzo chciałem. Dziewczyna nie odzywała się przez krótką chwilę. Po czym podeszła i powiedziała:
-Ty mnie kochasz? Za co? Za to, że jestem brzydka i chuda jak patyk?!
Wiem, że łzy lecą jej po policzkach. A najgorsze jest to, że to co powiedziała to moje słowa...
-Ja...
-Nic nie mów Harry. Nigdy więcej nic do mnie nie mów.
Odwróciła się i zaczęła iść w stronę od której przyszła, ale zdąrzyłem wyłapać jeszcze  "...mimo iż ja też".
Szybko do niej podszedłem i łapiąc za przedramię, przyciągnąłem do siebie.
-Kocham cię Julia i to ci wtedy powiedziałem jest teraz mało ważne- nie czekając na to co powie, po prostu ją pocałowałem. Najpierw dość mocno, bi się wyrywała, ale potem przestała i zaczęła oddawać pocałunek, który stał się delikatny.  Położyła dłonie na moje poliki a ja poczułem się jak w niebie czując jej delikatne dłonie.
Odsunąłem się od niej i przyłożyłem swoje czoło.
-Przepraszam... Przepraszam za wtedy.
-Czemu tak powiedziałeś? To bolało...
-Byłem zazdrosny. Chciałem cię poznać, ale się bałem...
-Jestem aż taka straszna?
-Jesteś aż tak piękna- powiedziałem. -Nie wiem jak mam cię jeszcze przepraszać... Proszę- wręczyłem jej różę.
-Dziękuję. Ale nie myśl sobie, że ci wybaczyłam- przyjęła ją i uśmiechęła się.
-Będę się starał. Co mam zrobić, by być blizej wybaczenia mi?
-Pocałuj mnie- spełniłem jej proźbę. -No jesteś blisko...- znowu ją pocalowałem. -No nawet całkiem blisko...- i jeszcze raz. Tak delikatnie i czule.
-A teraz?- zapytałem.
-Teraz już całkiem- z trudem łapaliśmy oddech.
-Czyli jest już dobrze?
-Tak- przytuliłem ją.
-Kocham cię. Naprawdę cię kocham.
-Ja...
-Wiem, że to za szybko, ale nie dałbym rady dłużej tego trzymać w sobie.
-Oh zamknij się i pocałuj mnie w końcu- przyciągnęła mnie do  siebie po pocałowała. O Boże, ma takie słodkie usta...
-To znaczy, że...
-Ja też  cię kocham Harry, od bardzo dawna.
Odetchnąłem z uśmiechem ulgi.
-A więc, czy zostaniesz moją dziewczyną?- popatrzyłem w jej oczka.
-Tak Harry, zostanę.
Znowu się pocałowaliśmy. To uczucie ulgi... Nie do opisania.
Przytulaliśmy się jeszcze jakiś czas na tej polance a potem w swoich objęciach, wróciliśmy do swoich domów grubo po północy.



****
A więc jest!
Prosz, imagin zamówiony przez Julcię. Proszę kochana, mam nadzieję, że choć trochę ci się podoba!

Rozdział 30

- Paul, błagam cię. Jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytał po dłuższej chwili napiętej ciszy.
-Normalnie. Będzie jak zawsze.
-Nie. Nie będzie jak zawsze.
-Ja to wiem. Ale inaczej się nie da. Wiecie, że mam związane ręce.
-To je odwiąż i zrób coś!
-Nie mogę.
-A tam. Z tobą nie ma żadnej rozmowy. Ewa, chodź, nic tu po nas- Louis podniósł się i miał zamiar iść, ale Paul powiedział:
-Macie zrobić tak, żeby po urodzinach panny Edwards między wami zaczęło się psuć. Kilka dni później koniec tej całej szopki i idziesz do kolejnej.
-Chodź- powiedzial tylko i prowadząc mnie za sobą, wyszliśmy z domu.

** Oczami Louisa **

Padłem bezsilnie na kanapę w domu. Ewa obok mnie. Przez całą drogę powotną nic nie mówiliśmy. Robiło to za nas radio.
Jak to w ogóle będzie teraz wyglądać? Będziemy wychodzić sobie na spacery i po chwili o byle co kłócić bo on tak chce?
Boże, za jakie grzechy pokarałeś nas Paulem?!
Mój największy skarb położyła głowę na moim ramieniu.
-Zjesz coś?- zapytała po chwili ciszy.
-Nie jestem jakoś głodny- położyłem dłoń na jej kolanie.
-Ja też.
-Jakoś wszystkiego mi się odechciało.
-Mnie też- westchnęła. -Czyli jeszcze tydzień i mogę sobie do Polski wracać...
-Nigdzie nie wracasz.
-Co?- spojrzała na mnie ze zdziwioną miną.
-Zostaniesz tu ze mną i będziemy się potajmnie spotykać- powiedziałem, patrząc jej w oczy.
Zaśmiała się a ja z nią. No ale, przyznajcie, plan jest świetny.
-Jasne.


*** Sobota, urodziny Perrie ***

Ewa dziś do rana lata po domu jak szalona, nie wie co ze sobą ma zrobić, a ja siedzę sobie w kuchni i piję spokojnie kawę.
-Dobra, Lou, możemy jechać- odstawiłem kubek i popatrzyłem na mojego kwiatuszka. Jak zwykle wyglądała idealnie, nawet w jeansach i zwykłej koszulce.
-Chodź tu napierw do mnie.
Podeszła a ja pociągnąłem ja na swoje kolana. Objęła mnie za szyję. -Będziemy się dobrze bawić?
-Tak. Jak najlepiej- poparła mnie u cmoknęła w nos. Uniosłem trochę głowę i zetknęliśmy się ustami w lekkim pocałunku.
-Teraz dopiero możemy iść.
Zeszła z moich kolan i łapiąc mnie za rękę weszliśmy na korytarz i założyliśmy płaszcze.
-Nie rozumiem tej waszej polityki- powiedziałem, gdy odpalałem auto.
-To znaczy?- zapytała i poprawiła włosy.
-Po co jedziemy do domu Harry'ego skoro równie dobrze mogłabyś się przygotować u nas?
-Mówiłam ci. Będzie Sophia, Marlena, Madaleine, no i Perrie, którą trzeba jakoś zatrzymać przed tym, żeby nie pojechała do domu jej i Zayna. No i musimy jakoś wyglądać na jej urodzinach, prawda?- spojrzała na mnie.
-Ty zawsze wyglądasz świetnie. Nawet tak jak teraz. A najlepiej bez nich.
-Ej!- dostałem po ramieniu, choć chciałem się jakoś bronić. No co? Przecież prawdę powiedziałem.
-Już cii- położyłem dłoń na jej udzie, dość wysoko, ale nie zrzuciła ręki.

Kilka minut później zaparkowałem w wielkim garażu Harry'ego. Tym razem Ewa cierpliwie poczekała aż wysiądę i otworzę jej drzwi.
-Proszę- powiedziałem i chwyciłem jej dłoń.
-Dziękuję- wysiadła i zabrała torbę z tylnego siedzenia.
Zadzwoniliśmy do drzwi i po chwili otworzył nam Liam.
-Cześć!- przywitał nas radośnie.
-No hej- powiedziałem razem z Ewą. Wpuściłem ją pierwszą do środka. Zdjęliśmy ciuchy i Ewa od razu powiedziała.:
-No... To ja lecę do dziewczyn a ty się tu nie upij przez te parę godzin,ok? Chciałabym, żebyś był dziś trzeźwy- powiedziała i patrzyła na mnie znacząco.
-Dla ciebie wszystko, skarbie- przyciągnąłem ją do siebie i namiętnie pocałowałem. Dziś mam zamiar być w miarę, jak na mnie, trzeźwy.
-Idę- i wzięła torbę, w której zapewne ma wszystko.
-No no Tommo. W końcu!- usłyszałem głos Liama obok mnie. -Wiedziałem, że w  końcu będziecie razem.
Tak, Li. Gdybyś tylko wiedział... Ale po co ci mówić skoro jutro nie będziesz tego nawet pamiętał?
-Chodź do kuchni- powiedział i pociągnął mnie w tamtą stronę.

** Oczami Ewy **

Weszłam na górę i zastanawiałam się, w którym pokoju dziewczyny są. Nie zajęło mi długo, szukanie ich, bo śmiechy rozchodziły się po całym korytarzu z ostatniego pokoju. Niepewie otworzyłam te drzwi, nie wiedząc czego się spodziewać.
-Ewa!- Marlena rzuciła mi się na szyję.
-Hej Mar.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie by po chwili dopadły mnie Soph i Perrie. Gdzieś tam z tyłu dało się słyszeć Mad.
-Fajnie, że jesteś- powiedziała Perrie, gdy złożyłam jej życzenia. -Zayn zapomniał o moich urodzinach- powiedziała smutno, gdy usiadłyśmy na łóżku w piątkę. Cholera, korci mnie, żeby powiedzieć jej o niespodziance, ale obiecałam Zazie, że nic nie powiem.
-Może nie zapomniał. Jest dopiero 15- powiedziała Mad.
-Zayn zawsze pamiętał o moich urodzinach. W tamtym roku obchodziliśmy je trzy dni, od piątku do niedzieli włącznie- uśmiechnęła się na to wspomnienie.
-Ale on nie byłby sobą gdyby czegoś nie odwalił- powiedziałam.
-No w sumie...
-Mam plan!- odezwała się Marlena. Ustaliliśmy, że to ona obmyśli plan jak przetransportować Perrie do domu Zayna.
-Co to za plan?- zainteresowała się jubilatka.
-Zrobimy ci najlepsze urodziny w życiu!
-Czyli?
-Oh zobaczysz. A teraz musimy się wszystkie przygotować.

*** Trzy godziny później ***

Po trzech godzinach przebierania się w różne ciuchy, malowania, śmiania się z samych siebie i nie wiem jeszcze czego, w końcu byłyśmy gotowe.
-To co, idziemy?- zapytałam i spojrzałam po dziewczynach. Wszystkie były podekscytowane, tylko Perrie była jakby przygaszona.
-Co się stało?- podeszłam do niej.
-Nic. Po prostu... Nie ma Zayna, przy mnie i źle się z tym czuję. To ważny dzień dla mnie a jego nie ma.
-Nie martw się. Zobaczysz, obiecał, że będzie na urodzinach swojej księżniczki- powiedziałam i przytuliłam ją.
-Mówisz?
-Jasne! A teraz idziemy, musimy być na czas.
Wszystkie opuściłyśmy pokój i zeszłyśmy po schodach, stając obok siebie w korytarzu. W salonie, tyłem do nas, na kanapie siedzieli nasi mężczyźni.
-Długo jeszcze będą się tam pindrzyć?- zapytał Liam.
-Możemy już iść chłopcy- powiedziała Marlena, tak by usłyszeli.
Oni zerwali się z kanapy i jak jeden mąż stanęli przed kanapą, centralnie przed nami. I oniemieli.
-Marle-Marlena?- Harry wytrzeszczał oczy. Tak, niewątpliwie z Mar zrobiłyśmy chodzącą sex bombę, więc...
-A co, nie jestem do siebie podobna?
-Ani trochę- podszedł do niej szybko i pocałował tak namiętnie, że aż się cofnęłyśmy z dziewczynami w bok.
Liam, Niall i Loui podeszli do nas.
-Ślicznie wyglądasz, gdy masz na sobie takie krótkie sukienki- powiedział mi do ucha Lou. A mnie oblał wielki rumeniec.
-Dziękuję- wyszeptałam tylko.
-To co, idziemy?- zapytał Liam i objął jednym ramieniem Soph a drugim Perrie.
-Tak, tak- chłopaki pomogli założyć nam płaszcze i po chwili, wsiadając do czarnej limuzyny, ruszyliśmy na imprezę niespodziankę dla Perrie.

*** Piętnaście minut później ***

-Ale po co mi ta opaska?- zapytała Edwards, kiedy Harry zawiązywał ją na jej oczy.
-Potrzebne jest. Zaraz się dowiesz. No, wysiadamy- Harry wyprowadził nas pi kolei z auta i stanęłyśmy przed willą Zayna. Wow, robi wrażenie. Wysoki dom na trzy piętra, dookoła sporo zieleni.
-A za domem jest basen- usłyszałam przy sobie głos Lou. -Ogromny.
-Uhm.
Weszliśmy na posesję.
-Daleko jeszcze?- zapytała Perrie, gdu byliśmy już ood drzwiami i naciskałam klamkę.
-Już bardzo niedaleko- odpowiedziała Madeleine.
Nacisnęłam klamkę i według ustalonego planu, weszliśmy do domu z Perrie na czele.



******
Postarałam się i jest!
Kolejny rozdziałek.
No, wy sobie tu komentujcie a ja zabieram się za zamówienia!!

czwartek, 15 stycznia 2015

Louis zamówienie

-To idę!- krzyknęłam z korytarza do Lou i wyszłam z domu.
Na dworze jest zimno i ponuro, ale niestety nic nie może mnie zatrzymać przed pójściem do pracy. Chociaż bardzo bym chciała...
-Hej Rose- przywitała mnie koleżanka z pacy, Nel.
-Hej Nelly.
-Jak tam po wczoraj?- zapytała znacząco brwiami.
-A co ma być?- wiedziałam przecież o co chodzi, ale po co się tym chwalić?
-Jak tam romantyczna kolacja z Tommo?- zapytała. No coż, leży jej na sercu to jak mnie traktuje, bo w sumie ona mnie z poznała i w ogóle...
-Nawet fajnie...- powiedziałam tylko.
-Uuuu.
-Spadaj.
Wróciłyśmy do pracy.

-Halo?- odebrałam, gdy rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu, zakłucając ciszę apteki.
-Cześć siostrzyczko- przywitała mnie jak zwykle jadowicie Pixie, moja trzy lata młodsza siostra. Której szczerze nienawidzę z wzajemnością.
-Czego chcesz?- westchnęłam. Mój świetny humor zniknął szybciej niż się pojawił.
-Musimy się spotkać- powiedziała.
-Po co? Żebyś znowu coś zwymyślała na temat mojego związku?
-Ja nic nie wymyślam! Wszystko co mówię jest szczerą prawdą a że i bolesną... Cóż, nie mam na to wpływu.
-Dobra, daruj sobie.
-No co. Spotkajmy się dziś w parku o 19.
-Nie ma opcji. Dziś kończę późno.
-No to poczekam aż skończysz.
-Boże co ci tak na tym zależy?- zdenerwowałam się już.
-Nieważne. Będę czekała pod apteką.
Rozłączyła się a ja wróciłam do  pracy.

Przez jej telefon byłam rozkojarzona do końca pracy.
-Do jutra Nelly.
-Do jutra.
Dziewczyna zamknęła budynek a ja poszłam w stronę domu. Nie widziałam pod pracą Pixie, więc stwierdziłam, że sobie odpuściła.
-Rose- usłyszałam za sobą piskliwy głos mojej dwudziestoletniej siostry. Westchnełam ze złości, ale zatrzymałam się.
-Pixie. Dawno cię nie widziałam.
-Ja ciebie też. Ale twojego narzeczonego nie tak dawno.
-Boże, daj se spokój, dobra? Jestem zmęczona.
-No ale o co ci chodzi? Nie chcesz się dowiedzieć jaki naprawdę jest twój narzeczony?- zapytała złośliwie.
-O co ci chodzi? Zazdrosna jesteś?
-Nie. Przecież mam Marka.
-Więc się odwal od Louisa- pogroziłam jej palcem.
-Jej jej, spokojnie siostrzyczko. Ja tylko chcę dla ciebie dobrze- powiedziała normalnie, bez kpiny w głosie. Coś mi tu nie gra. Ostatni raz tak powiedziała, gdy przyszła do mnie i powiedziała, że rodzice nie żyją...
-Więc co masz mi powiedzieć? Spieszę się.
-Usiądźmy- pokazała na ławkę niedaleko latarni. Usiadłyśmy.
-No więc?- poprawiłam szalik na twarzy.
-Zdradziłam Marka.
-No i?
Nie ruszało mnie to zbytnio, bo słyszałam to średnio trzy razy w miesiącu.
-A chcesz wiedzieć  z kim?
-Nie obchodzą mnie twoje podboje erotyczne...
-Z Louisem. Twoim.
Zaśmiałam się z niedorzeczności tych słów. Z moim Louisem? No błagam.
-Z Louisem?
-Tak.
-Nie rób sobie ze mnie jaj. Znam go. Nie przespał by się z kimś takim- może jej w tym momencie ostro pojechałam, ale takie odzywki były u nas na porządku dziennym.
-A widzisz. Widocznie nie znasz aż tak dobrze swojego narzeczonego.
-Louis by mi czegoś takiego nie zrobił! Nie przespałby się z moją siostrą!- byłam zła. Nie stop. Wściekła.
-A widzisz. Wystarczy go upić. Chłopak na słabą głowę- zaśmiała się.
Wtedy miarka się przebrała. Wstałam z ławki i stanęłam przed nią.
-Powiedz, że żartujesz!
-Przecież wiesz, że ja nigdy w takich sprawach nie żartuję.
Do oczu napłynęły mi łzy.
-Dlaczego ty mi to zrobiłaś?- zapytałam słabo.
-Wiesz, że lubię zajętych facetów. A że ciebie wtedy nie było...- wstała.
Dostała w twarz. Tak po prostu.
Odeszłam z tamtąd szybko zapłakana.
Szłam ulicami Londynu, chodząc bez celu. Dotarły do mnie słowa Pixie. Zdradził mnie. A mówił, że tego nie zrobi. A wystarczyło zostawić go samego na tydzień. Spojrzałam na pierścionek, kórym jeszcze wczoraj mi się oświadczał. Zdjęłam go z palca i włożyłam go kieszeni, tak by nie wypadł. Spojrzałam na godzinę w telefonie. 21:45. Prawie dwie godziny. Postanowiłam wrócić do domu, choć nie byłam tego całkiem pewna.
Postanowiłam zadzwonić do Nelly.
-Tak?
-Cześć Nel- powiedziłam i otarłam łzę.
-Ty płaczesz?
-Nie, idę pod wiatr- zawese tak mam, że gdy wiatr wieje mi w oczy, od razu kecą mi łzy, więc może mi uwierzyć. -Masz wolną chatę?- zapytałam. Nelly ma chłopaka z którym mieszka.
-Jasne. Co się stało?
-Nic. Tak pytam. Mogę wpać za pół godzinki?
-Wpadaj!
-To do zobaczenia!
-Na razie.
Weszłam do domu. Światła pogaszone. Nie ma go? No i dobrze. Nie będę sobie języka strzępić.
Weszłam do sypialni. Światło się paliło.  Louis siedział na łóżku ze spuszczoną głową.
Nic nie mówiąc, podeszłam do szafy i zaczęłam pakować moje ciuchy we walizkę.
-Co ty robisz Rose?- zapytał i podszedł do mnie.
-Nie widzisz? Wyprowadzam się- odpowiedziałam spokojnie, choć w środku powoli wybuchałam.
-Ale Rosie... Błagam cię...
-Co? O co ty mnie błagasz?- zasunęłam walizkę i podniosłam ją do pionu.
-To był raz. Rozumiesz? Jeden raz.
-Ale z moją siostrą. Osobą, której nienawidzię teraz jeszcze bardziej.
-Ona mnie upiła...
-Cwaniara, nie?- wły wypłynęły ścieszką po policzkach i zamierzałam wyjść, ale powstrzymał mnie, łapiąc za ramię.
-Rose...
-A! Zapomniałabym!- zaśmiałam się i sięgnęłam do kieszeni, wyciągając pierścionek. Podałam mu go. - Z nami koniec Louis.
I wyszłam i zostawiłam go.
Poszłam do Nelly. Zapukałam i poczekałam aż otworzy. Ledwo uchyliła drzwi a ja rzuciłam się jej na szyję i po prostu zaczęłam ryczeć. Nerwy puściły i nie mogłam już utrzymać tego wszstkiego w sobie.
-Rose, co się stało?- zapytała cicho, głaszcząc mnie po głowie.
-Louis.
Ta zamknęła drzwi i zaprowadziła do pokoju. Usadziła na łóżku.
-Powiedz mi.
-Zdradził mnie z moją siostrą jak bylam na kursach doszkalających dwa tygodnie temu.
-Co?!-prawie wrzasnęła.
-Właśnie to.
-Ale że ten sam Louis?
-Tak Nel, ten sam.
-Ja pierdole.
Przytuliła mnie.
-A najgorsze jest to, że ja go nadal kocham.
-To znaczy, że mu wybaczyłaś.
-No proszę cię. Nie wybaczam zdrad.

*** dwa tygodnie później ***

-Rosie, może jednak spróbuj- zachęcała mnie Nelly.
-Nie- znowu powiedziałam. Mam dość.
-Ale dlaczego? Sama powiedziałaś, że chcesz się rozerwać.
-Ale na strzępy!
-A co to wielkiego lot balonem?- zapytała, jakby pytała jaki podać lek na suchy kaszel.
-A taki, że mam lęk wysokości i się boję?!
-Będę ja i instruktor- ostatnie słowo wypowiedziała inaczej i mrugnęła okiem. Ona jest niemożliwa!
-A weź idź.
-No chodź. Nie pożałujesz.
No i przekonała mnie. Właśnie podjeżdżamy ma miejsce, gdzie ma to się odbyć.
-Wróćmy. Ja się boję!- zatrzymałam sie.
-Chodź nie marudź.
Nie miałam humoru na tego typu przygody. Właściwie nie mam go od  zerwania z Lou. Oczywiście on nie pozwalał mi o tym zapomnieć i wydzwaniał i nadal to robi. A mnie jeyst coraz bardziej za nim tęskno. Gdyby teraz w tej chwili stanął przede mną i prosił o wybaczenie, to bym wybaczyła.
Podeszłyśmy do ogromnego balonu w którym stał już jakiś chłopak zapewne instruktor.
-Wszystko gotowe?- usłyszałam pytanie mężczyzny obok.
-Tak.
-Można ruszać.
-Wchodź- powiedziała pierwsza do mnie Nel. Rada nie rada weszłam tam i zajęłam miejsce na przeciw tego chłopaka, choć nadal nie odwrócił się w naszą strobę.
Nagle poczułam, że unosimy się w powietrzu. Powinnam automatycznie zacząć panikować a tu nic. Żadnej reakcji. Spojrzałam w dół. Byliśmy kilkanaście metrów nad ziemią.
-Boisz się teraz?- usłyszałam pytanie tego chłopaka, ale zaraz... Przecież ja znam ten głos! Momentalnie spojrzałam w jego stronę. On odwrócił się i moim oczom ukazał się Louis.  Dopiero teraz zobaczyłam, że jest ubrany w elegancki garnitur!
-Louis?- zapytałam zdziwiona. Ale zaraz połączyłam fakty.- Nelly, chcesz mi coś powiedzieć?
-Ja? Skąd. Spytaj jego.
-Rosie, ja tak bardzo cię przepraszam- podszedł do mnie.
-Louis...- serce mi się krajało, gdy widziałam go tak nieszczęśliwego.
-Wiesz, że po pijanemu robię głupie rzeczy... Ona mnie upiła i wykorzystała fakt, że ciebie nie ma.
Niepewnie ujął moje dłonie w swoje. Znowu ten sam prąd którego nie czułam od tylu dni...
Nie dałam już rady. Nie wytrzymam już.
-Chodź tu do mnie- powiedziałam i przyciągnęłam go mocno do siebie by po chwili wpić się w jego usta. Odpowiedział cudownym pocałunkiem.
-Czyli wybaczysz mi?- zapytał gdy się od siebie odsunęliśmy. Te jego oczy pełne radości.
-Tak- przytulił mnie mocno. Nelly zaczęła radośnie klaskać. Przytuliła nas. Chłopak nagle odsunął się ode mnie. Klęknął na kolano i wyciągnął znajome mi czerwone pudełeczko.
-Rosie, czy wyjdziesz za mnie?- zpytał przejęty i spojrzał mi w oczy.
-Tak Louis- założył mi na palec tym razem inny pierścionek, ale równie śliczny. Przytuliliśmy się a on wyszeptał mi do ucha:
-Już nic nas nie rozdzieli.




**********
To dla ciebie Cukierku!
W końcu go skończyłam.
Teraz rozdział a potem kolejne zamówienie, ale nie wiem niestety kiedy :(

<3