wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 27

Ogłaszam wszem i wobec, że jest tu ukazana minimalna scena erotyczna. ( żeby nie było, że nie uprzedziłam )



-Ale dlaczego?- załamała ręce, gdy skończyłem mówić. Westchnąłem ciężko.
-Harry od samego początku ma wykreowaną twarz podrywacza, lowelasa, kolokwialnie mówiąc. Więc nie godzi się, by był długo z jedną dziewczyną. To taki rytuał Paula. Harry nie chodzi z jedną dziewczyną nie dłużej niż cztery miesiące.
-Ale nadal nie wiem dlaczego.
-Według Paula byłyście na " zastępstwo "- zrobiłem cudzysłów w powietrzu.
-Zastępstwo?- zapytała sceptycznie i położyła się na łóżku nadal na mnie patrząc.
-Paul był zdesperowany, bo rzuciłem Elkę. Nie miał skąd na szybko wytrzasnąć jakieś dziewczyny. A że pojawiłaś się ty i Mar, to Paul stwierdził, czemu by nie spróbować. To wszystko przez te plotki o naszych domniemanych romansach w zespole. Czasem sam się gubiłem- zaśmiałem się. -Najgorzej było ze mną i Harrym. Sama widzisz, że świetnie się dogadujemy poza kamerami od samego początku. No i tak to się zaczęło. Niby nic, przyjaźń męsko-męska. A dla środowiska wiadomo- tak to właśnie jest. Teraz musimy unikać siebie z Harrym wszędzie gdzie idziemy... Nawet raz czytałem o tym, że mamy tatuaże o podobnej tematyce. Jeszcze nigdy tak się nie uśmiałem jak wtedy. -To żałosne.
-Racja. Nigdy nie wierzyłam, że Larry Stylinson jest prawdziwy- zaśmiała się a ja zaraz po niej.
-Raz naprawdę myślałem, że jestem gejem.
Popatrzyła na mnie.
-Czemu?
-Te wszystkie tweety... Kto w ogóle wymyślił Twittera?!
-Idiota.
-Dokładnie myszko moja- pochyliłem się nad nią i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Oderwałem się od niej i powiedziała:
-Zostały cztery dni.
-Wiem. Gdzie zamieszkasz jak wyprowadzisz się ode mnie?
-W siebie.
-W tym domu obok Hazzy?
-Tak... A potem... Może odwiedzę mamę w Polsce.
-Aha. Wiesz co?
-Co?
Pociągnąłem ją za rękę tak, że znalazla się na mnie. Poprawiłem jej włosy, które spadły z jej ramienia przy tym ruchu.
-Pięknie tak wyglądasz- zarumieniła się na moje słowa. No co? Przecież to prawda. Ta sukienka świetnie na niej leży. No i ta czerwień... Okej Tomlinson, nie zagalopowywuj się za bardzo.
-Louis?
-Tak?- zapytałem i potałem jej plecy.
-Tak się zastanawiam...- zeszła ze mnie i usiadła na łóżku obok mnie.
-Nad czym?- też usiadłem i złapałem ją za rękę.
-Bo... Myślałam nad tym cały dzisiejszy wieczór i...
-I?
-I ja chyba chciałabym to zrobić- popatrzyła na nasze splecione dłonie a potem niepewnie na mnie. Ja sam dopiero przetrawiam co powiedziała.

** Oczami Ewy **

Ja sama siebie nie poznaję. Boże, co on ze mną robi? Teraz to wyjechałam z tekstem! Pół roku temu nawet bym o tym nie pomyślała a teraz co?!
Dałam sobie mentalnie w twarz.
Patrzę na niego niepewnie.
-Naprawdę?- zapytał w końcu, lekko ściskając moją dłoń.
-T... Tak- odpowiedziałam. Jestem świadoma wszystkiego. Powód dlaczego? Kocham go. Mimo, że przeszłam to co przeszłam, chcę żyć teraźniejszością a nie przeszłością. Zapomnieć o tamtym dniu. W ramionach Louisa znalazłam szczęście, zaufanie, miłość i co najważniejsze- bezpieczeństwo.
-Chodź tu do mnie- wyciągnął do mnie ręce jak do dziecka. Usiadłam bokiem na jego kolanach i wtuliłam się w jego barki. W głębi duszy odetchnęłam. Niby nie powiedział nic, co mogę uznać za zgodę lub nie, ale i tak wiem, że się zgodzi. -Ale przecież...
-Wiem- przerwałam mu. Wiem co chciał powiedzieć. Że zostałam zgwałcona i w ogóle... -Wiem co on mi zrobił, al wiem, że ty jesteś jego totalnym przeciwieństwem- oderwałam się od jego szyi, by spojrzeć w jego oczka. -Nie skrzywdziłbyś mnie.
-Nigdy -powiedział i złączył nasze usta w lekkim pocałunku. Pogłębiłam go i pozwoliłam by jego dłonie, jak zwykle przy tej czynności, zjechały na moją pupę. Lekko je ścisnął a mnie przeszedł przyjemny dreszcz przez plecy. Pozwoliłam mu działać. Wiem, co się niedługo stanie i powiem szczerze, że się trochę boję.
Boję się tego, że coś popsuję.
Położył mnie delikatnie na łóżku i zawisł nade mną. Szczerze, lubię gdy tak robi. Zaczął całować powoli moje usta, powoli schodząc na szczękę. Szyja i dekolt. Dostępu do reszty mojego ciała broniła mu sukienka, ale o dziwo, nie ruszył jej. Całował teraz moje palce, by iść w górę, do szyi. To samo zrobił z drugą ręką. Patrzyłam na to z szybko bijącym sercem.
-Wiesz, że Cię kocham?- zapytał głosem pełnym emocji.
-Wiem.
-Chcesz mi pomóc?
-Co mam zrobić?- spojrzałam mu w oczy.
-Zdejmij moją koszulkę- w tym momencie wszstko wróciło. To, jak do mnie mówił, jak mnie dotykał, jak się śmiał, podczas gdy ja rozpaczliwie wołałam o pomoc. Jak kazał mi, bym go rozebrała jak dziwka, od których mnie wyzywał tego dnia. Wpadłam w jakiś dziki szał i od razu po tym zepchnęłam chłopaka z siebie i po prostu uciekłam do łazienki. Przekręciłam bolec w zamku. Oparłam się o to duże lustro, które jest w łazience i zjechałam na podłogę, siadając na zimnych płytkach. Zaczęłam od razu chaotycznie ryczeć i jednocześnie się trząść. Za cholerę nie mogłam się uspokoić. Mój płacz zagłuszał wszystko, a może tylko mnie. Nie wiem nawet, czy Louis dobija się do drzwi, czy może jednak nie.
Po jakimś czasie, nie wiem, po pół godzinie, a może po piętnastu minutach, trochę się uspokoiłam. Już się nie trzęsłam. Tylko płakałam.
Podsumowując, wszystko zjebałam po całości. Wiedziałam, że tak będzie. Wszystko, czego się dotknę, po prostu psuję.
W pewnej chwili usłyszałam otwieranie zamka a potem drzwi się otworzyły. Nie spojrzałam w tamtą stronę. Wiedziałam, co tam zobaczę. Zmartwionego Louisa, który weźmie całą winę na siebie. A wina jest tylko i wyłącznie moja. Stał w drzwiach moment. Zapewne szukał oznak tego, czy coś sobie zrobiłam. Potem podszedł do mnie i nic nie mówiąc po prostu mnie przytulił i pocałowałs we włosy. Automatycznie się uspokoiłam.
-Przepraszam-wydukałam, wczepiając się w jego nieszczęsną koszulkę.
-Nic się nie stało. To nie twoja wina- a nie mówiłam?
-To tylko i wyłącznie moja wina Louis- spojrzałam na niego.
-Ale to ja...
-Nie- nie pozwoliłam mu skończyć. -To ja najpierw chcę się z tobą kochać a potem uciekam z krzykiem jak jakaś dziewica.
-Dla mnie nadal nią jesteś, wiesz?- pogłaskał mnie po włosach.
-Dlaczego tak mówisz?- pociągnęłam nosem.
-Odebrał ci część ciebie bez twojej zgody. To chyba normalne, że możesz się nią nadal czuć.
-Ja wtedy czułam się jak śmieć. Niepotrzebny śmieć- znowu zapłakałam.
-Nie mów tak. Jesteś potrzebna mnie. Bałem się, że coś sobie zrobisz tu w tej łazience.
-Ale nie zrobiłam.
-Wiem- poczułam jak podnosi mnie w stylu panny młodej. -Na wszystko przyjdzie czas.
-Już się nie spotkamy...
-Zawsze mogę zdobyć twój adres, porwać Cię i zamieszkać na bezludnej wyspie- powiedział i położył mnie na łóżku. Zaraz zrobił to samo. Gdy tylko to zrobił wtuliłam się w jego tors.
-To bardzo optymistyczna propozycja.
-A jakże. Idziesz na to?
-Tak- mimowolnie się zaśmiałam.
-Powiedz mi- zrobił krótką przerwę.- Czy chciałaś to zrobić tylko dlatego, że nie mamy czasu już?
-Myślę, że po części tak... Ale... Chciałam poczuć te wszystkie emocje... Tą radość, tą ekstazę... Bo wtedy czułam tylko ból- głos mi się załamał i do oczu znowu napłynęły łzy. Beksa. Wtuliłam się spowrotem w Tomlinsona.
-Już cicho. Przeraszam, nie powinenem pytać.
-Nie Louis, miałeś prawo. To ja jestem do niczego.
-Nie mów tak aniele.
-Ale to prawda.
-To nie jest prawda. Prawda jest taka, że mógłbym oddać za ciebie wszystko. Masz to czego szukałem w tej jedynej. Jle razy mam ci powtarzać, że jesteś dla mnie wyjątkowa?
-Myśę, że ten sto któryś raz wystarczy- zaśmiałam się lekko.
-No. A teraz spróbuj zasnąć misiu.
-Uhm-  posłuchałam go i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Ostatnie co pamiętam to to, że okrywa mnie kołdrą.

*** Dwa dni później ***

Dziś środa. Idziemy z Marleną na zakupy. Szczerze, nie chce mi się nigdzie iść, ale perspektywa tego co ma mi do powiedzenia Marlena jest kusząca. No i jeszcze te urodziny Perrie. Nie pójdę na jej urodziny w starych jeansach. Już nawet upatrzyłam sobie sukienkę i zamierzam ją kupić.
-To idę- założyłam szalik na płaszcz i podeszłam do Louisa, który stał oparty o ścianę i przyglądał mi się.
-Chodź tu do mnie- rozłożył ręce a ja chętnie w nie weszłam. Jest mi nadal głupio przez to co odwaliłam w poniedziałek, ale Lou robi wszystko bym o tym zapomniała. Otulił mnie swoimi ramionami i zapytał: -O której mój kwiatuszek wróci?
-Nie wiem dokładnie. Może za trzy albo cztery godziny...
-A więc będę sam.
-A Zayn?- spojrzałam na niego.
-Wróci wieczorem. Późnym wieczorem.
-No tak.
-Poczekam na ciebie- potarł moje plecy.
-Postaram się szybko wrócić- odezwałam się o niego, ale nadal trzymaliśmy się za ręce.
-No to idę-niby powiedziałam, ale nie oderwałam się od niego.
-Idź- przyciągnął mnie do siebie i po prostu pocałował.
-No idę idę- oderwałam się od niego i posyłając mu jeszcze uśmiecg, wyszłam z domu.

*** 15 minut później ***

-No to gadaj o co chodzi- powiedziałam, gdy zaczęłyśmy wędrówkę po sklepach.
-Potem o tym pogadamy. Chodź robić zakupy!- pociągnęła mnie za rękę do jakiegoś sklepu. Nawet nie zobaczyłam nazwy. Ale jedno jest pewne. Jeżeli Marlena ciągnie mnie najpierw na zakupy a potem chce dopiero rozmawiać, to jest z nią źle.
Po godzinie dosłownego latania za nią po całej galerii, kupiłam sobie tą sukienkę i dodatki do niej a ona ma aż siedem toreb! Trzy sukienki, dwie pary butów i jakaś biżuteria.
-Marlena, może coś zjemy?- zaproponowałam.
-Dobrze.
Weszłyśmy  do Pizza Hut i usiadłyśmy w najdalszym kącie. Złożyłyśmy zamówienie a ja od razu przeszłam do rzeczy.
-Powiedz mi co się dzieje.



*********

Jeju sama nie wiem jak to się stało, że dodałam dziś rozdział... Okej wiem. Jestem chora i z nudów napisałam.

Mam nadzeję, żeście przeżyły ten rozdział... Boję się waszej reakcji... Tylko mnie nie zabijcie!
Teraz tak szczerze i na serio.
Chcecie podobne sceny??

Chyba nie będę zapowiadać rozdziałów, bo jak same widzicie w ogóle się nie trzymam terminów więc...
Tak ostatni raz!
Kolejny do niedzieli!

10 komentarzy:

  1. Boski ❤❤
    Nie zabijem Cię ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa! To było słodkie! Żadna z nas Cię nie zabije! Czekam nn z niecierpliwością! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiscie ze cie nie zabije a rozdzial swietny tak jak zawsze .

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się tam cieszę, że dodałaś go dzisiaj <3
    Jest mega słodki, ten Lou...Ahh :3
    Oczywiście, jeżeli masz wenę na takie sceny, proszę poczytam z chęcią ^^
    Już nie mogę doczekać się kolejnego :*
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że ci się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaka nie dobra ja
    Nie skomentowałam
    Przepraszam
    Co to rozdziału
    Cudowny
    Idę czytać kolejny
    Buziaki
    Mela:*

    OdpowiedzUsuń
  7. To było takie słodkie... Perfekcyjny facet :). Oczywiście takich nie ma :/. Nie, nie zabije cie, ale tylko dlatego że nigdy nic nie chrzanisz i jesteś zajebista w tym co robisz. Kocham twojego bloga. Jest taki mniami normalnie <3. Do następnego.

    OdpowiedzUsuń