wtorek, 28 października 2014

Rozdział 9

**Oczami Ewy**

Najpierw umyślnie zrobił mi na złość a teraz wygraża się,że jak mnie złapie "to będzie wesoło".Eh,nie rozumiem go.Ale i tak kocham. Wleciałam na schody i weszłam do pierwszego pokoju o jakim pomyślałam,czyli mój.Oparłam się o drzwi i unormowałam oddech.
-Gdzie jesteś Ewciu?-usłyszałam jego głos za drzwiami.Nic się nie odezwałam,bo przecież się wydam a on tego chce.Słyszę jak po kolei otwiera każde drzwi i w końcu zamyka te przed moim pokojem.
-A więc tu jesteś-powiedział i otworzył drzwi do mojego pokoju.Odwróciłam się twarzą do niego a plecami do balkonu.-Co mam sobie pomyśleć?-zapytał z triumfującym uśmiechem.
-A co możesz?
-No nie wiem.To zależy co ty chcesz,żebym pomyślał-cały czas podchodził do mnie kiedy ja się cofam.
-Możesz nic sobie nie pomyśleć?-zapytałam niepewnie.
-No nie wiem -poczułam na plecach firankę a po chwili parapet.Cholera,jestem w pułapce.
-Co miałeś na myśli mówiąc,że będzie bardzo ciekawie?-czemu moja ciekawska strona musi ze mną wygrać?No czemu?
-A...zaraz się dowiesz- się złowieszczo.
-Okej...-powiedziałam powoli a on przybliżył się do mnie na tyle blisko,że czułam na sobie jego ciepły oddech.Poczułam jego dłonie na moich ramionach i poczułam delikatny dreszcz. A potem...Potem mnie przytulił.Tak po prostu. Westchnęłam i przytuliłam się do niego.Po kilku chwlach odsunęłam się od niego a on... On mnie pocałował!Serce zaczęło mi szybciej bić i oblał mnie zimny pot.Teraz se pomyślicie, że pierwszy raz się całuję ale to nie prawda.
Pierwszy raz przez niego.Cholera,stoję tu sparaliżowana i chyba zatapiam się w tym cudownym pocałunku.Nie chyba.Na pewno się w nim zatapiam.Rany jak on świetnie całuje.Ma takie miękkie usta.Idealnie pasują do moich.
Przerwał pocałunek i spojrzał na mnie z ognikami w oczach i wzburzonym oddechem.
-No to było ciekawie-powiedział po chwili gdy wziął oddech.
Moje zaróżowione policzki dały o sobie ostro znać,więc spuściłam głowę,zakrywając twarz włosami.
-Hej-uniósł mój podbródek i powiedział:- ślicznie się rumienisz.
Zaśmiałam się zdenerwowana razem z nim po czym chłopak całkiem się ode mnie odsunął i zapytał:
-To jak,wybaczysz mi moje złe zachowanie?
-Dobrze,ale nie żartuj sobie tak więcej ze mnie-trzepnęłam go w ramię.
-Oczywiście.
Zeszliśmy na dół już w lepszych humorach.Lou poinformował mnie:
-Zayn,Liam i Niall już wrócili.
-To świetnie.
-Tak.Trzebaby iść do nich i przedstawić cię im, żeby sobie czegoś nie pomyśleli.
-Ja...
-Pójdziemy jutro i nie ma żadnego-spojrzał na mój wyraz twarzy-że nie idziesz,bo zaciągnę cię tam siłą -pogroził mi śmiesznie palcem na co się zaśmiałam.
-No dobrze,dobrze.
-To co,idziemy się przejść?-zapytał mnie i dopił sok.

**Oczami Louisa**

Zaproponowałem ten spacer,bo bardzo chcę z nią przebywać.Czy to jest normalne?Nawet przy Eleanor się tak nie zachowywałem.
-Okej,możemy iść-zgodziła się,co mnie bardzo ucieszyło.Założyliśmy buty i po chwili Ewa zamknęła dom na klucz,po czym wyszliśmy na drogę.Oczywiście nie obyło się bez fleszy. Zostałem zmuszony do założenia okularów przeciwsłonecznych.Spojrzałem na Ewę,miała oczy przysłonięte ręką i ledwo przez to szła. Złapałem ją niepewnie za rękę i znowu spojrzałem na nią a ona na mnie.
-To dla nich-pokazałem na reporterów za nami.Uśmiechnęła się lekko i nic nie powiedziała.

-Zdajesz sobie sprawę,że jutro będziemy na pierwszych stronach gazet z nagłówkiem: Louis Tomlinson zakochany!"?
-Zdaję.
-I nie przejmujesz się tym?
-No jakoś nie-lekko się uśmiechnąłem.Jasne,że się przejmuję wszystkim co o nas piszą no bo, kto by nie był?Ale spodoba mi się wszystko o mnie i o Ewie.Na pewno przeczytam. Odprowadziłem ją do drzwi i zapytałem:-To przychodzisz jutro do nas,tak?
-Tak jest!-jak w wojsku.
-Dobra,to do jutra-powiedziałem i lekko ją przytuliłem.Ona idealnie się we mnie wpasowała i mocno mnie przytuliła by po chwili póścić.Chcę jeszcze.
-Na razie -zniknęła w domu.Z westchnieniem odwróciłem się i poszedłem w stronę domu chłopaków.

***Tydzień później ***

-No widzisz,chłopcy cię polubili,a Niall poczęstował kanapkami,więc jesteś w rodzinie-podsumowaliśmy ostatni tydzień.
-No to prawda-przyznałam mu rację i uśmiechnęłam się delikatnie.Idziemy jakąś inną okrężną drogą do mojego domu.Został nam jeszcze jakiś kilometr do pokonania.-Nie sądziłam,że mnie polubią.
-Dlaczego?
-Sama nie wiem.Ale dobrze,że powiedzieliśmy im o tej całej ustawce-powiedziałam to swobodnie ,mimo iż w środku mnie skręcało.
-Tak,masz rację.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek telefonu Louis'a.Kto śmie zakłócać ten cudowny moment?!
-Halo?-odebrał i przystaneliśmy.-Teraz?Co to za sprawa?-on zawsze tyle pyta?-Aha no dobra,niech będzie To odprowadzę...No dobra, dobra,nie pień się tak,zaraz będę.
-Kto dzwonił?-zapytałam,gdy schował telefon do kieszeni.
-Harry.Powiedział,że mam rzucić wszystko i jechać do studia chodzi o jakąś piosenkę-westchnął.
-Aha-zrobiło mi się smutno.
No Harry,nagrabiłeś sobie stary,niech ja cię spotkam.
-No cóż,muszę iść-złapał mnie za ramiona i potarł je delikatnie.Miło
-Idź.Trafię do domu,to niedaleko.
Szczerze?Nie był jakoś przekonany moją wypowiedzią,ale zgodził się niechętnie i po chwili odchodził,więc poszłam w jego ślady. Usłyszałam jeszcze odjeżdżający samochód i tyle Louis'a widziałam.
Nie zdarzyłam wyjść zza zakrętu,gdy nagle poczułam czyjś mocny uścisk na ramieniu a potem silne szarpnięcie do tyłu.Przeraziłam się.Co się dzieje?!
-Stój ty mała dziwko.


*******
Napisalam go dziś nie sądziłam,ze mi sie to uda,ale jednak!
co się wydarzy w następnym rozdziale?
jakieś propozycje?
;)
następny sądzę że w weekend

kocham was!

środa, 22 października 2014

Rozdział 8

-Co myślę?
-Uhm.
-On zawsze coś głupiego palnie, a potem cierpi cały zespół i wszyscy dookoła,dlatego nie chciałem sie na to zgodzić od początku.A jak powiedział o was,to myślałem,że mnie krew zaleje.On się czasem zachowuje tak,jakby od dziś był naszym menagerem i nie wiedział jak jest-westchnął głęboko.
-Myslisz,że sobie nie poradzimy?
-Nie o to chodzi.Jesteście silne i macie nas.
-Uhm.
-Poradzimy sobie.Chyba jak wrócę tutaj od rodziców,to będziemy musieli gdzieś wyjść.
-Co zazwyczaj robi się na takich wypadach?
-Nie powiem ci,bo będziesz przygotowana,a to wszystko mus być naturalne-powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej złośliwie.
-Ej!-uderzyła mnie w nie bolące miejsce.
-No co?
-Jak będzie wyglądało naturalnie,jak ja nawet nie będę wiedziała co będziesz robił.
-O to się nie martw,ja o wszystko zadbam.

-Gdzie będę spać?-zapytała zrezygnowana,gdy kategorycznie zabroniłem wyjść jej z domu w burzę.
-Możesz spać ze mną.
-Pytam serio.
-A ja serio odpowiadam.
-Dobra,będę spała w pierwszej sypialni do której wejdę -powiedziała i wbiegła szybko po schodach na górę a ja za nią,mając nadzieję,że jej się ro nie uda i złapę ją w pół drogi.Ale jak powiedziała,otworzyła pierwsze drzwi.
-No i co?
-Gościnny...-powiedziałem zrezygnowany.
-Jest!
-Skąd wiedziałaś?
-Nie wiedziałam.Równie dobrze to mógłby być pokój Niall'a albo Liam'a.
-Niall'a jest obok a Liam'a po drugiej stronie -powiedziałem.
-No to sprawa załatwiona-ona się ucieszyła a ja jestem niepocieszony.
w sumie,czego ja się spodziewałem?Że od razu wskoczy mi do łóżka?Chyba za dużo rzeczy przeczytałem o sobie w Internecie.
-No dobrze-powiedziałem smutno.-Niech będzie.
-Nie Styles!Nie przekonasz mnie na te śliczne oczka!-zaczęła się bronić.
-Przecież ja nic nie robię!-uśmiechnąłem się.
-Taa.
-No dobra,dobra.Przyniosę ci jakąś koszulkę, ok?
-Dobrze,leć.
Wyszedłem z pokoju uradowany jak nigdy przy żadnej dziewczynie.Cholera,ty się naprawdę zakochałeś Styles.
Ze swojej szafy wyciągnęłem najdłuższą koszulkę i wróciłem do niej.Zatrzymałem się zaraz pod jej drzwiami,bo usłyszałem jak rozmawia w obcym mi języku.Cóż,zaczekam aż skończy.

**Oczami Marleny**

Harry wyszedł a ja usiadłam na fotelu stojącym obok łóżka i czekałam na mojego księcia z bajki.Tak,brakuje mu tylko białego rumaka i może wjechać tak do pokoju,dzierżąc w ręku koszulkę dla mnie.
Poczułam nagle wibracje mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni i sprawdziłam,kto dobija się do mnie o tej porze.
Moja mama.
Twraz sobie o mnie przypomniałaś?A gdzieś ty była cale moje życie?!
-Halo?-odebrałam głosem bez uczuć.
-Witaj córeczko!Gdzie ty się w ogóle podziewasz?-córeczko?Serio?
-Ja?Ja jestem w Londynie.
Nastała cisza.Ah...w końcu,choć raz nie wie co powiedzieć.
-Jak to w Londynie?Co ty tam robisz?Czemu nic nie powiedziałaś?!-matczyna troska się w niej obudziła.
-Jak to nic nie powiedziałam?-moje nerwy nie wytrzymały.-Powiedziałam tak: "mamo,wyprowadzam się".A ty nawet nie raczyłaś podnieść głowy znad papierów.Chyba nawet tego nie usłyszałaś.I wiesz co ci powiem?Jest mi tu lepiej niż z wami.Odkąd pamiętam,nie zrobiłaś nic,bym poczuła,że mnie kochasz-w moich oczach pojawiły się łzy.
-Ale ja robiłam wszystko,robiliśmy z ojcem wszystko,żebyś miała za co żyć...
-Wiesz gdzie ja mam wasze pieniądze?- wstałam i podeszłam do okna,bo nie mogłam siedzieć i tego słuchać.-Czy ze te pieniądze kupiłam sobie waszą miłość?!Nie.Kiedy ty mnie ostatni raz przytuliłaś?!Wtedy gdy uczyłam się jeździć na rowerze bo się przewróciłam.Całe czternaście lat temu.Gdzie ty byłaś przez ten czas?
Po drugiej stronie zapadła cisza a ja otarłam łzy płynące po moich policzkach.
-Wiesz kto mnie wychował?-to ją zaboli.Nie jestem mściwa,ale chcę jej to w końcu wygarnąć.-Mama mojej przyjaciółki i nasza gosposia.Dwie prawie obce osoby pokazały mi świat,bo ty w tym czasie robiłaś wszystko tylko nie opiekowałaś mną.Wiesz ile razy chciałam się zabić?Ale była przy mnie moja przyjaciółka. Wiesz w ogóle jak ona ma na imię?
Nadal cisza.
-A i coś jeszcze.Mam gdzieś wasze pieniądze. Wolałabym ich nie mieć i mieszkać pod mostem,byleby mieć was przy sobie...A teraz... Teraz jest już za późno.Nic o mnie nie wiecie.
Odetchnęłam.To wszystko co powiedziałam, przynosiło mi wielką ulgę.
-Nigdy nie jest za późno -powiedziała.
-Dobranoc mamo.
-My zawsze cię kochamy i to się nigdy nie zmieni.Pamietaj o tym.Dobranoc córeczko.
Rozłączyłam się i rozpłakałam.Telefon wypadł mi z ręki.W momencie otuliły mnie czyjeś silne ramiona i cudowny męski zapach.Odwróciłam się i przez łzy zobaczyłam zmartwionego Harry'ego.
-Kto dzwonił?-zapytał,gdy już się uspokoiłam.
-Mama.
-Pokłóciłaś się z nią?-pomasował mnie po plecach.
-To długa i męcząca historia,nie na dziś-powiedziałam i pociągnęłam nosem.
-Dobrze,masz,przyniosłem ci koszulkę.
-Dziękuję -posłałam mu blady uśmiech.
-Nie ma za co.Jakby co,jestem w pokoju obok Liam'a.
-Dobrze.
Wyszedł,zostawiając mnie samą.
Wzięłam odprężający prysznic i położyłam się do łóżka.

Od godziny nie mogę zasnąć.Westchnęłam nie wiem który raz i wstałam z łóżka.Postanowiłam pójść do Harry'ego.
Wyszłam cicho z pokoju i skierowałam się do pokoju z którego sączyło się jeszcze słabe światło lampy.Zapukałam.
-Proszę -usłyszałam i niepewnie weszłam do jego sypialni.
-Harry...
-Tak?-znalazł się przy mnie i zamknął drzwi.
-Nie mogłam zasnąć,więc przyszłam do ciebie.
-No to chodź -pokazał na łóżko a ja przyjrzałam mu się.Był w samych bokserkach. Wiem,że mam rumieńce na twarzy,czuję to.O Boże,te jego tatuaże są nieziemskie. Wdrapałam się na łóżko a on wszedł zaraz za mną i zgasił światło.
-Mogę się do ciebie przytulić?-zapytałam cicho.
-Jasne-zaśmiał się i sam mnie do siebie przyciągnął.Objęłam go ramionami wokół torsu i przytuliłam jak do poduszki.-Wszysko dobrze?
-Tak Harry-odpowiedziałam mu.Gdy jesteś przy mnie blisko,zawsze jest okej.
-Tak sobie myślę,że pojadę jutro do rodziców. Zostały dwa tygodnie a obiecałem,że przyjadę.
-No to jedź.
-Ale problem w tym,że mi się nie chce.
-Co ty gadasz?-Chce jechać,ale nie chce?
-No jakoś tak.Wolę być tu.
-Ile razy jesteś w domu w roku Harry?
-Dwa,może trzy-odpowiedział po zastanowieniu.
-I teraz kiedy masz okazję ich odwiedzić,nie chcesz tego zrobić?
-Chcę,ale jakoś nie specjalnie mnie do tego ciągnie.
-Masz jechać-powiedziałam stanowczo.
-Wow,co za stanowczość.
-Nie trać z nimi kontaktu,nie warto.
Ja to jestem dziwna.Sama nie mam kontaktu ze swoimi rodzicamia jemu każe go utrzymywać...
-Wedle życzenia madame-powiedział i zaśmialiśmy się z tego.
Zasnęłam po kilku minutach z uśmiechem na twarzy w jego ciepłych ramoinach.

**Oczami Ewy**

Zjedliśmy w końcu te kanapki.
-To może pójdę przygotować ci pokój do spania...-wstałam a on ze mną i powstrzymał mnie,łapiąc za nadgarstek.Jedyne co zarejestrowałam,to przyjemny dreszcz przebiegający po ręce.
-E tam.Nie trzeba.Wystarczy mi koc i kanapa.
-Nie Louis.Jesteś moim gościem i nie będziesz spał na tej dwulicowej kanapie.
-Dwulicowej?-zaśmiał się.
-Tak.W ogóle nie da się na niej wyspać.
Już nic nie powiedział a ja weszłam do pokoju obok mojego. Zdecydowałam,że tutaj się prześpi.To pokój jeden z gościnnych.Dość jasne ściany,takie pastelowe kolory, wprawiające w dobry nastrój.Kilka pospolitych mebli i tyle.Jak w każdym pokoju.
Pościeliłam mu łóżko i przygotowałam ręcznik w łazience.Zeszłam na dół i zobaczyłam Louis'a rozwalonego na mojej kanapie,powiedziałam:
-Lou,masz już gotowy pokój.
On podniósł się i odpowiedział:
-Naprawdę nie trzeba,kanapa mi wystarczy.Jest nawet bardzo wygodna-czy on chce mnie przekonać?Wygodna?
-Louis-powiedziałam spokojnie. -Nie pozwolę ci spać na tej kanapie i żadnej innej.Od tego są pokoje.A ty byś mi pozwolił spać na kanapie?-i ty go mam.
-No nie...
-No właśnie.I nie kłóć się ze mną,bo to i tak nic nie da.
-No dobrze,niech będzie -powiedział zrezygnowany.
-No-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego promiennie co odwzajemnił.-Coś jeszcze oglądamy czy idziemy spać?-moja bezpośredniość jest dobijająca.
-Ja już się chyba położę.
-Masz rację.Ja też jestem wykończona -zgodziłam się z nim.Oboje weszliśmy na schody.Pokazałam mu gdzie będzie spał,gdzie co ma i poszłam do siebie.Wzięłam prysznicu w piżamie,składającej się z szortów i bokserki, weszłam pod kołdrę.Odetchnęłam głęboko, próbując przetrawić dzisiejszy dzień.
Razem z Marleną zostałyśmy postawione przed faktem dokonanym i trochę dziwnie się z tym czuję,ale jak się przyzwyczaję to może będzie lepiej?
Paul nie dał nam czasu do namysłu,tylko kazał ze sobą być,ot tak.

***Tydzień później ***

Louis z Harry'm następnego dnia pojechali do swoich rodzin a my z Marleną zostałyśmy w domu.Po południu,tego samego dnia miałam rozmowę kwalifikacyjną i dostałam pracę jako kelnerka.Mar też się za czymśh rozgląda,ale na razie nie ma żadnych rezultatów.
Harry wraca już jutro a Marlena mało co i z siebie niedługo wyjdzie z tej radości.Louis wraca po jutrze.Piszemy do siebie cały czas.No nie tak dosłownie,ale przez większość czasu. Tak samo jak on,nie mogę się doczekać aż wróci.
-Ewa!-Marlena zbiegła ze schodów i stanęła tak,że centranie przesłoniła mi ekran.
-Co tam?Odsuń się,bo mi ekran zasłaniasz.
-A już.No więc Harry powiedział,że jak wróci,to zabierze mnie na tę naszą pierwszą randkę,wiesz dla paparazzi.
-No to dobrze-powiedziałam bez wyrazu i włożyłam do ust sporą ilość chrupek.
-Co z tobą?
-A co ma być?
-Nie cieszysz się.
-Nie,bo nie ma Lou.
-No tak.Mogłam się domyśleć.
-Przecież wiesz,że tylko o nim myślę.
-A Mateusz?
-O co ci chodzi?
-Nie odzywał się?
-Nie.Zresztą nie wiem.Zmieniłam numer.Wiesz przecież jak było.Nie potrzebuję nikogo takiego.
-Wiem,przepraszam,że zapytałam -potarła moje plecy.
-Nie ma za co.Oby nas tylko nie szukał.
Westchnęłam,wyłączyłam film i spojrzałam na przyjaciółkę z wielkim uśmiechem.
-To mówisz,że masz randkę?
-No,to w sumie,nie jest randka.Prędzej spacer po parku z bonusem paparazzi.
-Aha.
-Ale i tak się cieszę -uściskałyśmy się i Mar poleciała na górę.

***Dwa dni później***

Louis już wrócił.Dosłownie trzy godziny temu, ale niestety nie mogłam się z nim spotkać,bo jestem w pracy.Miałam dziś mieć wolne,ale szefowa kazała mi przyjść,bo jest spory ruch. No i ma rację.Co chwilę latam od stolika do stolika,przyjmując zamówienia i je przynosząc.
Jest już 17:30,zostało mi jeszcze dwie i pół godziny do końca.Ludzi robi się powoli mniej a ja mogę trochę odetchnąć.Wraz z moją koleżanką z pracy,sprzątamy puste stoliki.
-Jak tam z Lou?
-A jak ma być?
-Wrócił niedawno od rodziny-powiedziała.No dokładnie dziś,ale nie udostępnię jej takich informacji.
-No.
-Tylko?-zdziwiła się.
-Co mam ci powiedzieć?Nie widziałam go od tygodnia.
-Ok,ok.

Ustawiłam ostatnie krzesełko na stoliku i poszłam na zaplecze.Zdjęłam fartuszek i włożyłam go do szafki,zabierając z niej torbę.
-Już?
-Jasne -odpowiedziała Stacy(właśnie ta koleżanka).
Wyszłyśmy przed kawiarnię i dziewczyna zamknęła drzwi.Pożegnałyśmy się i poszłyśmy w swoje strony.
-Ewa!-usłyszałam głos chłopaka,który poznam wszędzie.Odwróciłam się i kilka metrów ode mnie stał Louis i patrzył na mnie z wielkim uśmiechem na ustach.
Niewiele myśląc,podbiegłam do niego i mocno przytuliłam.On zaśmiał się i okręcił kilka razy dookoła.
-Było mi trochę tęskno -powiedziałam,gdy się od niego w końcu oderwałam.
-Mnie też.Chodź,odwiozę cię do domu.
-Okej.
Wsiedliśmy do jego Range Rover'a i odjechaliśmy spod mojej pracy.

Gdy dotarliśmy do mojego domu,zrobiło się ciemno.
-Wejdziesz?Nie chce mi się samej siedzieć w domu bo Mar jest na "randce" z Harrym- zrobiłam cudzysłów przy słowie randka.
-Okej-zaśmiał się.
Wysiedliśmy z auta i znaleźliśmy się na mojej posesji.Otworzyłam drzwi kluczami i weszliśmy do środka.
-Napijesz się czegoś?
-Może wody.Weszłam do kuchni i nalałam nam wody do szklanek i zaniosłam je do salonu, gdzie był już Louis.
-Proszę-podałam mu szklankę.
-Dzięki -upił łyk.
-Opowiadaj,jak było u rodziców -poprosiłam z uśmiechem i podpadłam głową dłoń.
-Było świetnie.Tęskniłem za nimi.Pojedziesz do nich ze mną kiedyś.Gdy dziewczynki zobaczyły przez okno mój samochód,wybiegły z domu jak torpeda i rzuciły się na mnie z przytulasami-gdy mi to opowiadał z jego ust nie schodził uśmiech.

-Już 23-spojrzał na zegarek.
-No późno.
-Będę się zbierał...
-No chyba sobie żartujesz!Nie będziesz się nigdzie szlajał po nocy.A poza tym...trzeba pokazać paparazzi gdzie byłeś ostatniej nocy- powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
-No w sumie...
-No to chodź-pociągnęłam go za nadgarstek i poszliśmy do pokoju w którym ostatnio nocował.-Tak jak ostatnio,ręcznik powinien być w łazience,tylko łóżko i rozścielę...
-Czekaj,czekaj-przerwał mi.-Poradzę już sobie. Idź do siebie.Widzę,że jesteś bardzo zmęczona.

**Oczami Louisa**
Dziewczyna wyszła a ja żałowałem,że nie wykorzystałem sytuacji i nie pocałowałem jej...
Wziąłem prysznic i znalazłem się pod kołdrą. Zmęczony.zasnąłem.

***Następnego dnia ***

Obudziłem się.Nie wiedziałem która jest godzina,póki nie spojrzałem na mój zegarek leżący na szafce nocnej-10:35.
Zerwałem się z łóżka i nałożyłem na siebie wczorajsze ciuchy i zszedłem na dół.Po drodze poczułem bardzo smakowite zapachy.W kuchni,tyłem do mnie,stała Ewa w szortach i niebieskiej bokserce.Ale ma nogi...Aż chciałoby się ich dotknąć...STOP LOUIS!Przestań tak myśleć,bo to za daleko zajdzie!
-Cześć-przywitałem ją i usiadłem przy stole.
-Cześć śpiochu-odpowiedziała mi uśmiechem który tak bardzo lubię.
-Oj tam.
Postawiła przede mną talerz a po chwili na sporej desce patelnię z jajecznicą. Nałożyłem sobie trochę i zacząłem jeść.Dobre.Nie,to jest pyszne!Myślałem,że to moja mama robi najlepszą jajecznicę,ale Ewa ją przebiła.

-I jak?Smakowało?-zapytała mnie,gdy zaniosłem talerz do zmywarki.Kucnąłem przed jej kolanami.
-Em...-muszę to zrobić.-Wiesz,jakby ci to powiedzieć...
-No?
-Moja mama robi lepsze-z jej ust zniknął śliczny uśmiech a oczy zrobiły się smutne.Co ty zrobiłeś Tomlinson...-Żartowałem -złapałem jej dłonie.Cudowne uczucie,trzymać tak delikatne dłonie w rękach -To było nalepsze śniadanie jakie jadłem w życiu.
Jej twarz nie wyraża żadnych emocji.Podniosła się,odeszła kawałek ode mnie i powiedziała:
-Złap mnie,to może ci wybaczę!-rzuciła się biegiem po schodach na górę.
-No to uciekaj,bo i tak cię złapię a wtedy będzie bardzo ciekawie!-odkrzyknąłem i pobiegłem za nią.



*******
No,macie ;)
Pisałam go,od poniedziałku i w sumie miałam dodać w czwartek,ale...
WOLĘ DZIŚ!

Następny w niedzielę,albo jakoś w następnym tygodniu.

Ma ktoś jakieś pytania do mnie o coś?
Piszcie w komentarzach (zawsze je czytam)

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 7

-Harry ma rację.Przyszedłem do was w konkretnym celu
-Jakże by inaczej.W innym celu nie przychodzisz-powiedział Louis.
-Dacie mi w końcu skończyć?-zniecierpliwił Higgins.
-Tak-odpowiedziałam i złapałam Lou za przedramię.Nie wiem dlaczego.Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzepiąco.
-Znalazłem Harry'emu i Louis'owi dziewczyny.
-O kurwa,ale ci nowina-zadrwił Harry.
Zrobiło mi się przykro.Będę widywała mojego Lou z jakąś panną.I to jeszcze znaną.O nie,to nie na moje siły.
Paul już nie zważał na to co mówi Harrt,tylko zaczął dalej:
-Na pewno nie będą to "palstikowe lale" ,jak to ujął Harry.Teraz zrobimy wyjątek i poczekamy na reakcję fanów.
-Tak samo Paul.Nie rozumiesz tego?-zapytał Harry.
-Jaki wyjątek?-tym razem to Louis zadał pytanie.
-Weźmiemy dwie zwykłe fanki-powiedział ro tak,jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
-O mój Boże -powiedział tylko Harry i schował twarz w dłoniach.On się chyba całkiem załamał.
-Czemu ty jesteś na nie,Harry?-odezwała się Marlena.
-Bo to nie wypali-wytłumaczył jej.
-Nie jestem tego pewny,Harry.Paul,zechciałbyś nam powiedzieć,co to za fanki?-zapytał Louis Paul'a.
-Te dwie fanki siedzą obok was,chłopcy.
-Co?!-Harry popatrzył na Paul'a jak na idiotę.Ja bałam się spojrzeć na Louis'a.
-No tak.Ewa i Merlena będą waszymi dziewczynami.
-O mój Boże-teraz to ja musiałam to powiedzieć.
-Przecież fanki zjedzą je żywcem,kiedy je raz z nami zobaczą-powiedział Harry.
-Wasza w tym głowa,żeby tak nie było -powiedział Paul i wstał.-No,to na mnie już czas.Podzielcie się jakoś kto z kim będzie,daję wam wolą rękę.Ja się dostosuję.
I tak po prostu wstał i wyszedł.
-Nie dramatyzujmy,nie będzie źle -powiedział Louis i objął mnie po przyjacielsku ramieniem.
-Od kiedy ty masz taki humor,co?Niall ci trochę zostawił jak wyjeżdżał?-zapytał Harry.Trn to ma odpowiedź na wszystko.
-A weź.
-No dobra,Marleno,czy chcesz być ze mną w mniej lub bardziej legalnym związku?
-Jasne,będzie świetna zabawa-zaklasnęła w dłonie.
-Louis?
-Tak-odpowiedziałam równo z Lou i przez co spojrzeliśmy na siebie.

-Marlena,chodź już do domu-poprosiłam moją przyjaciółkę któryś raz z kolei.
-Idź sama.Wiesz,muszę być z moim chłopakiem.
-Okej,jak wolissz-poddałam się i podniosłam z kanapy.-Na razie chłopcy -poszłam na korytarz.
-Ej,co się dzieje?-usłyszałam i po chwili zobaczyłam Lou.
-Jestem zmęczona.
-Aha.Mogę cię odprowadzić?-zapytał.
-Jasne.
Wyszliśmy z domu i idziemy w ciszy-ja ze spuszczoną głową patrzę na drogę.Po kilku chwilach znaleźliśmy się pod moim domem.
-Wejdziesz?-zapytałam z nadzieją.
-Chętnie -odpowiedział a ja przekręciłam klucz w zamku i weszłam do domu.Chłopak po chwili też,zamykając za nami drzwi.Zaprowadziłam go do kuchni.
-Napijesz się czegoś?-zapytałam.
-Uhm,może soku-odpowiedział i usiadł na obrotowym krześle barowym,stojącym przy blavie kuchennym.
Wyjęłam dwie szklanki z szafki i postawiłam je na blacie.Z lodówki wyjęłam sok i nalałam go do szklanek.
-Proszę -powiedziałam.
--Dzięki -uśmiechnął się.Kocham jego uśmiech. Upił łyk i usiadł przy stole.Siedzimy chwilę w ciszy,kiedy on się odzywa:
-A tak naprawdę,czemu wyszłaś wcześniej?
-Byłam zmęczona śmianiem się z żartów Harry'ego-to po części prawda.Chłopak jak zacznie rzucać tekstami,to trudno jest się pozbierać z podłogi.Ale niektóre były słabe.
-No w sumie masz trochę racji.

Po kilku minutach przenieśliśmy się na kanapę przed telewizor,włączyłam go na jakimś kanale i oglądaliśmy,co chwilę cosp komentujac:
-No ta to dopiero wygląda!-powiedziałam i zaśmiałam się.
-No.Ta dziewczyna jest,po pierwsze,źle ubrana, po drugie,źle uczesana i w ogóle jakaś dziwna-przyznalwmi rację.

Po jakimś czasie,całkiem nagle,usłyszeliśmy głośny grzmot a potem się rozlało.Krzyknęłam, gdy nastąpił grzmot.
-Boisz się burzy?-zapytał mnie Louis,gdy złapałam się za serce i przymknęłam oczy.
-Burzy jako samej,nie.Grzmoty są przerażające.
-Ja cię obronię-spojrzałam na niego.To słodkie, ale nie powiem mu tego.-No co,jestem twoim chłopakiem przecież.
-No okej,okej.chcesz jeszcze?-podniosłam swoją szklankę w górę,na co on się zgodził więc wstałam i poszłam do kuchni.-Może coś zjemy?
-No czemu nie,ale...
-Ale?
-Ale miałem wrócić do domu...
-Do domu?W taką pogodę?-przerwałam mu.
-No nie pomyślałem o tym...-podrapał się po głowie.
-No właśnie Louis -pokiwałam głową.-Nigdzie teraz nie pójdziesz.Nie wypuszczę cię.
Zaśmiał się i zabrał nasze szklanki z sokiem do salonu a ja postanowiłam zrobić kilka kanapek.

**Oczami Louis'a **

Wróciłem do salonu z nową porcją soku i zacząłem oglądać jakiś program.Jakoś szczególnie się nim nie przejąłem.Usłyszałem z kuchni jakieś dźwięki,więc cicho tam poszedłem i obserwowałem Ewę.Czy to nie jest trochę dziwne?Nie no,jest,ale dobra.
Chciałem już się coś jej zapytać,gdy zaczęła nucić bliżej znaną mi piosenkę.SAVE YOU TONIGHT. Moją zwrotkę.Każde słowo wyszeptane z jej ust dodawało uroku tej piosence.Jak i samej Ewie.Póki jest odwrócona,możesz na nią popatrzeć.
Dora Louis,starczy.Może nadarzy się okazja,że będziesz mógł patrzeć na nią do woli. Zawróciłem i usiadłem spowrotem na kanapie.Upiłem łyk soku a po kilku minutach pojawiła się Ewa z wielkim stosem kanapek.
-Po co tyle jedzenia ?
-Dla nas dwóch.Przecież sama tego nie zjem.
-Okej.No to smacznego-wziąłem pierwszą kanapkę ze stosu.
-Smacznego.

**Oczami Harry'ego **

Ewa szybko się zmyła.Nie wiem czemu.Louis poszedł ją odprowadzić,ale od dwóch godzin nie dajeznaku życia.Ale zostawmy Ewę i Lou, niech się integrują!
-Co myślisz o planie Paul'a?-przerwała moje przemyślenia Marlena.


*******
A macie kolejny rozdział.Nudzi mi się więc go dodałam.
Z góry mówię,że nie wiem kiedy nowy rozdział.Może w tygodniu a może w niedzielę...
Także zaczyna się coś dziać.


Cieszę się,że pod poprzednimi rozdziałami są jakieś komentarze,to znak,że czytacie!
Cieszę się z tego.

Do następnego!

sobota, 18 października 2014

Rozdział 6

-Pokaż-wzięłam od niej gazetę i po chwili zaczęłam czytać:

"Wczoraj w godzinach popołudniowych, Harry Styles został sfotografowany przez jednegoz naszych reporterów.Jak donosi źródło, blondynka jest koleżanką Styles'a.O brunetce nic nie wiemy.
Jesteśmy ciekaw,czy ta znajmość,przerodzi się w coś innego?
Kim jest tajemnicza brunetka?
Tego dowiemy się niebawem."

Pod tym tekstem,było zdjęcie,na którym byłyśmy z Ewą tyłem do aparatu ale doskonale było widać Harry'ego jak się do mnie uśmiecha.Rzuciłam gazetą.
-Co to jest,do cholery?!-zapytałam.Ewa nic nie odpowiedziała.
-Nie wiem.
-Musiałaś tam zemdleć?-zapytałam ją.
-To nie moja wina!A poza tym i tak by o tym napisali.
-Dobra,póki nikt nas nie zna,jest dobrze.

**Oczami Ewy **

Ja tego nie będę lekceważyć.Gazety wiedzą już dzisiaj a jutro cały świat.Ja pierdole...Nie wiem jak chłopcy to wytrzymują.Muszę zapytać Louis'a o to kiedyś.
Marlena wróciła do robienia jakiegoś obiadu,a ja wyrzuciłam tą gazetę i poszłam usiąść przed telewizorem.
-Już jestem-powiedziała i weszła z wielką misą frytek.
-Ooo frytki.
Wieczorem znowu jestem na moim balkonie.
Popatrzyłam na piękny Londyn o tej porze.On mi się chyba nigdy nie znudzi.
Po kilku minutach przyszedł do mnie sms od nieznanego numeru:
"Dlaczego jeszcze nie śpisz?"
Odpisałam:
"Lubię patrzeć na Londyn nocą.Kim jesteś?"
Ta osoba widocznie myślała co odpisać,bo wiadomość przyszła po dopiero 4 minutach.
"Nie wiesz kim jestem...Fajne uczucie pisząc do kogoś,kto nie wie kim jestem.No cóż,jednak mogę sprzedać ci tą informację.Louis Tomlinson"
W pierwszej chwili mnie lekko zamurowało i brakło słów.No tego się nie spodziewałam. Odetchnęłam powoli i odpisałam:
"Skąd masz mój numer?Nie pamiętam,żebym ci go podawała."
On na to:
"Racja,nie podałaś mi go,ale wiesz,mam swoje kontakty."

"Ale to brzmi...Zaczynam się bać"
Odpowiedź przyszła po trzech minutach,przez co zobaczyłam,że jest już 22:36.
"Nie masz się czego bać.
O rany,ale już późno!"
Odpisałam:
"No niestety.Idę spać,bo jutro nie wstanę!"

"Dobranoc i słodkich snów"-odpisał.

Wyłączyłam telefon i po zrobieniu wieczornej toalety,poszłam spać.

***Tydzień później ***

Eh...w ciągu jednego tygodnia wydarzyło się tyle rzeczy,że aż sama się nie mogę nadziwić.
Więc tak:zacznijmy od pamiętnego wieczoru,na który byłyśmy zaproszone z Mar.Było super(zaciesz jak dziecko na nową zabawkę). Chłopcy wymyślali różne rzeczy.Maraton filmowy (nawet my wybierałyśmy),gry.
Cała nasza czwórka zachowywała się tak, jakbyśmy znali się conajmniej ze szkoły.Teraz zostało im tylko dwa tygodnie wolnego.Pewnie niedługo pojadą do swoich rodzin.Co do trasy, to nic nie mówią,bo albo nic nie wiedzą,albo po prostu nie chcą mówić.Nie wiem. Odprowadzili nas do naszego domu,grubo po północy na naszą prośbę,choć oni gorąco prosili(a raczej błagali),byśmy zostali do rana. Harry z tym wyjechał,ale szybko go zgasiłam, mówiąc,że teraz paparazzi nas nie przyłapią. Louis się zgodziło to przeważyło.A co do tego artykułu w gazecie to chłopcy też się wypowiedzieli,a jak.Stwierdzili,że mamy się tym nie przejmować,albo na razie przymykać oko.W razie czego oni będą żądać sprostowania.
Teraz ich nie widziałyśmy ostatnio,ale za to miałyśmy czas,by rozejrzeć się trochę za jakąś pracą,bo nie oszukujmy się -pieniądze które przysyła nam mama,nie wystarczą nas do końca.Pojutrze mam rozmowę w jakimś barze. Wiem,że to nie szczyt moich marzeń,ale od czegoś trzeba zacząć,nie?

Dzisiaj w końcu i ku naszej radości,idziemy do chłopców.No w sumie musiałyśmy się zgodzić, bo ma być Paul.Ma jakoś sprawę do chłopców, a my musimy przy tym być.Szczerze mówiąc,to obawiam się co chce im powiedzieć,że aż my jesteśmy do tego potrzebne,ale pójdę bo będę bliko Lou.To uczucie,kiedy siedzi obok mnie i ten prąd,gdy mnie przez przypadek dotknie, przechodzący przez moje ciało...
Ale nie czarujmy się.Widać,że on mnie tylko lubi.No bo co ja mogę mu zaoferować?Nic.On jest kim jest.Może mieć każdą,czemu akurat miałabym być ja?
Dobra,skończmy ten temat mojej nieodwzajemnionej miłości do Louis'a Tomlinson'a i wróćmy do dzisiejszego dnia.
Ubrałam się zwyczajnie jak na połowę Lipca w Londynie.
Japonki,krótka(bez przesady)spódniczka, biała bokserka w granatowe paski i okulary przeciwsłoneczne.I mogę iść.
-Marlena!-zawołałam,wchodząc do kuchni.
-No?!
-Długo jeszcze?!
-Nie,zaraz wychodzę.Jeszcze pięć minut.
-Okej,masz cztery!
Nie wiem po ilu minutach,ale na pewno nie po tych czterech,Marlena zeszła po schodach i powiedziała:
-Ok,możemy iść.
Wzięłam torebkę i zamykając drzwi domu, spacerkiem,przy dźwiękach fleszy,weszłyśmy na posesję chłopców.

Nasi gospodarze zrobili nam po kawie i w gwarze rozmów toczących się miedzy nami, czekamy na przybycie Paula.
Po kilku minutach zadzwonił wyczekiwany dzwonek i Harry poszedł otworzyć.
-Są wszyscy?-usłyszałam nieznany mi głos mężczyzny.
-Tak,jesteśmy w salonie-odpowiedział Harry i po chwili pojawił się w salonie z mężczyzną w średnim wieku i wzroście.-Dziewczyny,to jest Paul Higgins,nasz menager-przedstawił go Harry a my wstałyśmy -a to Marlena-pokazał na moją przyjaciółkę,a potem na mnie-a to Ewa.
Wymieniliśmy uściski dłońmi i usiedliśmy ,a kanapie.
-No to z czym do nas przychodzisz?-zapytał Louis.
-Dobre pytanie Louis-powiedział Harry i popatrzył na niedawo przybyłego gościa.
-Ile się znacie z dziewczynami?-facet całkiem zignorował jego pytanie a zadał to.
-Nooo,będzie jakieś dwa tygodnie, bo co?
-Jak zapewne wiecie,pojawiły się plotki.
-No i co z tego?-Louis jest chyba za mało przewidywalny.
-To,że musimy zrobić tak,żeby ich nie było. Nawet już wiem jak.
-Jak tak mówi,to trzeba uciekać-wyszeptał  mi na ucho Lou,który siedział obok mnie,na co parsknęłam śmiechem.
-Co jest takie śmieszne,Ewa?-spojrzał na mnie Paul.Kurczę,poczułam się jak w szkole.
-A nic,nic.Niech pan kontynuuje -powiedziałam szybko i szturchnęłam Louis'a w bok.
-Najpierw mówcie mi na ty.Na per pan czuję się staro.
-Dobrze-zgodziłyśmy się.
-No więc o co chodzi?-zniecierpliwił się Harry.
-Chodzi o pewien układ...-zaczął Paul.
-Żaden układ nie wchodzi w grę!-zdenerwował się Harry i podniósł się z kanapy.
-Harry,uspokój się -zaoponowała Marlena.
-Nic nie rozumiesz.
-Harry uspokój się -powtórzył Paul.-Mały, drobny układ...
-Nie!-przerwał znowu Harry.
-Nawet nie wiesz o co mi chodzi.
-Wiem,aż za dobrze.Chcesz mnie i Lou połączyć z jakimiś plastikowymi lalami w wielką miłość dla tv,co?
-Harry...-chciał coś powiedzieć Louis,ale uciszyłam go ruchem ręki.Harry zdąrzył usłyszeć i powiedział z jadem:
-Wiesz jak jest Lou.Wiesz jak to się skończyło ostatnim razem.
-Jeszcze nie skończyłem Harry,więc bądź tak łaskaw,usiądź na dupie i posłuchaj mnie przez pięć minut!-teraz to Paul jest wściekły.
-Dobrze już.
Chłopak usiadł i wszyscy wyczekująco spojrzeliśmy na Paula.


********
Mam dla was kolejny rozdział.Postarałam się i jest.Mam teraz trochę czasu,więc siadam i mam troszku weny,więc coś jest i myślę,że jutro też powinnam coś dodać,ale nie obiecuję jak to będzie :)
Liczę na jakieś KOMENTARZE.
:)

piątek, 17 października 2014

Rozdział 5

Dwie godziny później,po dość długich dysputach,która w czym pójdzie,wyszłyśmy w końcu z domu.
-Wiesz,to jest bardzo dziwne-odezwała się pierwsza Ewa.
-Co jest dziwne?
-Wczoraj byłyśmy w domu One Direction.
-No i co z tego?-czasem jej nie kumam.
-To,że każda fanka dałaby się za to pokroić.
-No masz rację,ale my nie jesteśmy każdą.
-No-zgodziła się ze mną.No cóż,nie każdy ma ten zaszczyt być w domu swojego idola.
-Fajniw było -uśmiechnęła się na swoje wspomnienie.
-Masz rację.Nie wiem czemu tak źle oceniałam Hartyego.
-Jak go oceniałaś?-zapytała uśmiechnięta.
-Snobistyczny dupek-powiedziałam cicho.
-Aż tak?Słyszałam,że chciałaś za niego wyjść.
-Tak,zdecydowanie kocham snobistycznych dupków-zaśmiałam się a ja zaraz po niej.
-No to masz nieźle zrąbane w głowie- powiedziała,gdy skończyła się już śmiać.
-No,to wszystko przez Harry'ego
-Co przeze mnie?-zapytał cudowny, zachrypnięty głos.Odwróciłam głowę i zobaczyłam wcześniej obgadywanego Harry'ego Styles'a,który po chwili zrównał się ze mną.
-Aaaa...nicccc...-przeciągnęłam słowa,by móc znaleźć jakąś wymówkę.
-Wyraźnie mówiłyście o mnie-nie dawał za wygraną.
-A tam.Mówiłyśmy o harmonii dnia-rzuciła Ewa,chcąc mnie jakoś poratować.
-Ja wyraźnie słyszałem imię Harry.
-Oj daj spokój,nic nie było -machnęłam ręką by dał spokój,ale to i tak pewnie nie koniec,on tak szybko nie odpuszcza.
-Ja i tan wiem swoje-odpuścił?Wow.- a tak poza tym,to gdzie idziecie?
 -Do galerii.
-Ah...szkoda,że nie mogę iać z wami-powiedział smutny na dodatek ze spuszczoną głową.
-No trochę szkoda,byłoby fajnie -wtrąciła Ewa.
-No,to prawda-dodałam.-Qle jutro przyjdziemy do was.
-O właśnie.I tak szybko jak wczoraj to nie wyjdziecie-zapowiedział.Już chcę do niego iść.
-Mamy się bać?-zapytała Ewa żartem.
-A skąd.Przy nas?Nigdy.Ale muszę już wracać, bo paparazzi pewnie i tak natrzepali tych zdjęć.
-Ok.
-To do jutra.
-Do zobaczenia Hazz-powiedziałam.
Uśmiechnął się i po chwili zniknął za nami.

Doszłyśmy do galerii.Na miejscu trochę poszalałyśmy i kupiłyśmy sobie parę fajnych rzeczy.
-Chodź,usiądziemy,bo nogi mnie bolą -powiedziałam do Ewy,na co onaod razu się zgodziła.Usiadłyśmy przy stoliku w McDonaldzie.
-Zamawiamy coś?-zapytała mnie i spojrzała w menu.
-Mnie się nie chce jeść.
-No to ja też nic nie chcę
Posiedziałyśmy kilka minut i w dobrych humorach wróciłyśmy do domu.Pod drzwiami zastałyśmy jakąś gazetę.Ewa wzięła ją i weszłyśmy do domu.
-To co,ja robię coś do jedzenia i odpoczywamy na kanapie?-zapytałam.
-Zdecydowanie tak-przytaknęła moja przyjaciółka.Wzięła gazetę i otworzyła ją na pierwszej stronie.
-Co tam ciekawego?
-Ja pierdole!-aż mi nóż spadł z tego strachu przez to jak to powiedziała.
-Boże,co się stało?!-podniosłam nóż i odwróciłam się do nej,czekając na wyjaśnienia.
-Patrz-powiedziała tylko i odwróciła gazetę w moją stronę

*******
Witam wszystkich czytających!
Zacznijmy od tego,że rozdział miał być w czwartek,ale niestety musiałam iść na praktyki, więc nie dało rady.Dziś też byłam,ale wyszłam wcześniej i rozdział jest!

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 4

WSzybko ogarnęłam się i położyłam się do łóżka i oczywiście zaczęłam wspominać dzisiejszy wieczór.
Było naprawdę fajnie.Myślałam,że Louis nie będzie chciał z nami siedzieć,ale o dziwo, świetnie się dogadywaliśmy.Bo w sumie Mar była zajęta Harry'm a on ją.
Chłopak opowiedział mi i swojej rodzinie, siostrach,o mamie,która planuje ślub w czerwcu.
Ah...mieć takiego chłopaka,to skarb.Nawet Harry nie dorasta mu do pięt.
Z uśmiechem na twarzy zasnęłam.

**Oczami Louisa**

Ewa.Tak ma na imię dziewczya o której teraz myślę i nie śpię.
Jest śliczną brunetką.Ma zielone oczy,co chyba nie zdarza się często.Słodki uśmiech powalił mnie na kolana i aż dziw,że nie
ległem na panele jak długi,gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy.
Ale nie tylko to mnie w niej urzekło.Urzekło mnie to,że wiedząc kim jestem,nie pokazała żadnych emocji.Nie piszczała czy tym podobne.Ona jest inna,zdecydowanie.Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z nią. To znaczy z nimi.Marlenę też polubiłem. Widzę,że spodobała się Hazzie i przez to chyba muszę z nim pogadać,żeby jej nie skrzywdził jak każdej poprzedniej.
A wracając do tematu...
Rozmawialiśmy dużo.Powiedziałem jej trochę o sobie,ona o sobie też,ale nie powiedziała mi wszystkiego,skrywa jakąś tajemnicę.No ale czego miałem się spodziewać?Że za pierwszym razem opowie mi całe swoje życie?Nie.Czas szybko zleciał...
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem,śniąc o niej.

**Oczami Harry'ego **

Wow,co to był za wieczór!
Nie wiem czy to był przypadek czy nie,ale dziękuję Tobie tam u góry,że wtedy wpadłem na Ewę.Gdyby nie to,nie poznałbym Marleny. Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Absolutnie tak.
Wcześniej jakoś mnie to nie dotyczyło,ale teraz to chyba się zakochałem.Marlena jest taka... Inna.Radosna,szczęśliwa.Ona cieszy się życiem, jakby nic ją nie obchodziło, ale widzę w jej oczach,że przeszła trochę w życiu.
Martwi mnie jedna jedyna rzecz.
Czy ona też coś do mnie poczuje?Kurczę,nie chcę się angażować w coś o co tylko ja będę walczył.
Sprawię,że mnie pokocha.
A tak z innej beczki,to Lou też tam ładnie zagadywał Ewę,nie powiem.A już myślałem,że nic z tego,bo przecież był załamany przez tą idiotkę El.A teraz taki w ogóle szczęśliwy...Całkiem inny chłopak.Czyżby coś...? Zobaczymy.

**Następnego dnia **

Zszedłem na dół i zobaczyłem gotowe śniadanie.Nie wiem czemu,ale wyobraziłem sobie,że to Marlena mi je zrobiła.Aleś ty głupi Harry.
-O cześć Harry.Jak się spało?-powitał mnie z uśmiechem Lou.A nie mówiłem,że jest szczęśliwy?
-Cześć Lou.W ogóle.
-Jak to?-zdziwiony postawił na stole dwie gorące herbaty.Usiadłem i powiedziałem:
-Tak to.Całą noc myślałem o Marlenie.
-Tej samej co tu była z tą fajną Ewą?-zapytał uśmiechnięty.
-Tak Louis,tej samej.
-A w jaki sposób o niej myślisz?
-A po co ci to wiedzieć?-teraz to ja zapytałem.
-No odpowiedz.
-Myślę o niej w każdy sposób.Co robi,jak się czuje.Nawet poprosiłem ją o numer.Dziś wyobraziłem sobie że to ona zrobiła to śniadanie.
-No stary...
-Tylko nie tym tonem-powiedziałem szybko.Nie lubię,jak zaczyna zdanie od "no stary..."
-O co ci chodzi?Ja chciałem ci tylko powiedzieć,że coś mi tu śmierdzi zauroczenie na kilometr zauroczeniem Harry.
-Ja chyba też doszedłem do wniosku w nocy-przyznałem się.
-Tylko,wiesz...
-Tak,wiem.Nie pozwolę jej nikomu ani sobie jej skrzywdzić.

**Oczami Marleny**

Dzisiaj wstałam zadziwiająco wcześnie.Nie wiem dlaczego.Może to przez te wczorajsze emocje.Westchnęłam głęboko,powoli analizując wczorajszy wieczór.

***wspomnienie***
-Dziwne się czuję -powiedziałam do niego,gdy tak siedzieliśmy w znacznej odległości od Ewy i Louisa.
-Dlaczego?-zapytał przejęty.
-Sama nie potrafię powiedzieć dlaczego-a cicho dodałam.-Może dlatego,że siedzę obok najprzystojniejszego chłopaka jakiego znam?-mimo,że wg mnie powiedziałam to cicho on się zachichotał.Kurcze,zdecydowanie,za głośno. I jeszcze się zarumieniłam.
-Nie śmiej się ze mnie -spuściłam głowę o spojrzałam na swoje paznokcie.
-Wcale się z ciebie nie śmieję.
***koniec wspomnienia ***

Ta wymiana zadań przekonała mnie,że naprawdę siedzę obok Harry'ego i gadamy sobie,jakbyśmy znali się od dzieciństwa.
Po chwili tych rozmyślań usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości na mój telefon. Odblokowałam ekran i pojawiło mi się zdjęcie Harry'ego.Wcisnęłam "wyświetl" i po chwili pokazała mi się treść:

"Obudziłem cię?"

Odpisałam mu "Nie" i po chwili nadeszła odpowiedź:

Od Harry:"Wiem,że to może jest trochę dziwne z mojej strony,ale muszę zadać ci to pytanie."

Do Harry:"Co to za pytanie?Mam się bać?;)"

Chwilę później nadeszła odpowiedź.

Od Harry:"Nie ma czego.To raczej ja powinienem bać się twojej reakcji na moje pytanie,które zdecydowanie jest dziwne...
Mimo,że pytałem o to dziś w nocy,to zapytam jeszcze raz.Czy przyjdziecie jutro z Ewą do nas?"

Przecież powiedziałam mu,że tak.

Do Harry:"Przyjdziemy,oczywiście.Gdy coś komuś obiecujemy,staramy się dotrzymać obietnicy ;)"
Od Harry:Uff,kamień z serca :).Louis się ucieszył."

Do Harry:"A ty?"

Od Harry:"Co ja?"

Zaczynam w ciebie wątpić,Styles.

Do Harry:"Ty się nie cieszysz?"

Od Harry:Oczywiście,że się cieszę."A Louis jest rozanielony;)"

Do Harry:"To on kazał ci się mnie zapytać czy przyjdziemy?"

Od Harry:Po części tak.Sam chciałem zapytać, ale sama wiesz...A teraz siedzi obok mnie i prawie wchodzi mi w ekran ;)"

Do Harry:Powiedz mu,że Ewa jeszcze śpi.No i szkoda,że ona nie siedzi też obok mnie... Zapytaj go,czy chce jej numer?

Odpowiedź przyszła szybciej niż wszyskie poprzednie.

Od Harry:"Tak"

A zaraz po niej ta:

Od Harry:"Debil wyrwał mi telefon jak przeczytał ostatnie zdanie ;)"

Do Harry:"Miłość nim zawładnęła!"

Nie tylko nim,ale cicho.Napisałam mu numer Ewy.Mam nadzieję,że nie będzie na mnie zła...

Od Harry:Miłość jest wszechobecna.Lou dziękuje.

Już mu nie odpisałam,poszłam do łazienki,by trochę się ogarnąć.Po kilku minutach wyszłam z mojego wcześniejszego miejsca bytu i po założeniu ubrań i złożenia łóżka,zeszłam na dół,by zrobić śniadanie.
Postawiłam wodę na gaz.Z szafki wyjęłam nóż, deskę do krojenia i chleb.Pokroiłam kilka kanapek.Posmarowałam je masłem.Pokroiłam ogórka,pomidora, ser i szynkę,po czym poukładałam je w mniej więcej takiej kolejności na kromkach chleba.Gotowe kanapki ułożyłam na talerzu a w tym czasie woda się zagotowała. Zalałam saszetki i postawiłam to wszystko na stole po czym zawołałam dość głośno:
-Ewa!!Śniadanie!!!
Nie mam pewności,czy mnie usłyszy.Są dwie opcje:
Pierwsza jets taka,że całkiem mnie oleje i nawet nie usłyszy.A druga,że wstanie i przyjdzie zjeść.Zobaczymy.
-Czego tak się drzesz?!-zapytała wchodząc po schodach po kilku minutach.
-Wcale się nie darłam.Po prostu zawołałam cię na śniadanie.
zaspana dziewczyna usiadła przy stole.Osłodziła herbatę i powiedziała:
-Dzięki.
-Nie ma za co.
Zjadłyśmy to śniadanie i zgodnie stwierdziłyśmy,że pójdziemy na małe zakupy.


*******
Jest rozdział 4.
Jak powiedziała Marlena,staram się dotrzymywać obietnic,więc napisałam rozdział,a co.
Nudzi mi się,więc myślę już nad  6 rozdziałem.
Mam nadzieje,że jest to sensowny rozdział!


Następny myślę,że w czwartek,bo mam wolne od praktyk...
Zobaczymy,jak to będzie.


No to wracam do rozdziału 6 a wy czytajcie i komentujcie!!!!

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 3

**Oczami Marleny **

-Harry Styles?!-powiedziałam lekko rozemocjonowana.Chłopak wpadł w przerażenie w tym samym momencie,kiedy Ewa postanowiła sobie zemdleć a ja najzwyczajniej w świecie stoję i patrzę na moje bóstwo...
-Dam ci co chcesz:autograf,zdjęcie,płytę,każdą naszą biografię czy cokolwiek innego,tylko proszę cię,nie krzycz-powiedział na jednym wydechu i złożył ręce jak do modlitwy.A ja patrzę na niego jak na idiotę.
-Nie chcę od ciebie żadnej z tych rzeczy...i nie mam zamiaru krzyczeć..,tylko...
-Tylko co?
-Pomóż mi z Ewą -zdenerwowałam się.Dobra, muszę się uspokoić...
-Aaaa...ok.Gdzie mieszkacie?-wziął ją na ręce jak pannę młodą i zanim mu odpowiedziałam, wzięłam nasze zakupy:-mieszkamy tu obok.
-Nie widziałem was tu wcześniej -zaczął.
-Tak,bo dopiero przyjechałyśmy tu tydzień temu.
-No to wszystko jasne.
Otworzyłam mu drzwi do domu i poprowadziłam go do salonu.Położył ostrożnie dziewczynę na kanapie i odsunął się kawałek do tyłu.Podeszłam do niej i dałam jej w twarz. Nie za mocno,ma się rozumieć.Ocknęła się.
-Co się stało?-zapytała.
-Zemdlałaś -odpowiedział jej Harry.
Rozejrzała się po pokoju,by po chwili go zobaczyć.Na jej twarz od razu wpłynęły rumieńce.
-Mar,powiedz mi,że nie zemdlałam przy nim -powiedziała niewyraźnie,zakrywając twarz rękoma.
-Muszę cię zmartwić kochanie,ale tak właśnie zrobiłaś.
-O Boże.
-A tam-powiedziałam.-Przecież to chłopak,no dobra,nie tylko,bo jest mega przystojny i się w nim kocham,ale ciii...
-Ekhem,ja tu jestem-odwróciłam się do niego z wielkim uśmiechem na te słowa
-Wiemy.
-Ale muszę iść,bo miałem zrobić zakupy...- rozłożył ręce.
-No to...odprowadzę cię do drzwi-wstałam szybko.Podeszliśmy do drzwi i nastała cisza.- Dzięki za pomoc.
-Nie ma za co-uraczył mnie tym swoim pięknym uśmiechem.
-Wiesz co ci powiem?
-Co?
-Myślałam,że mi nie pomożesz,że odejdziesz i że...jesteś dupkiem,jak każdy facet...
-A teraz?Teraz też tak uważasz?
-Zdecydowanie nie.
-Co za komplement -uśmiechnął się.
-Tak-ja też się uśmiechnęłam.
-Myślałem,że się rzucisz na mnie,tam na chodniku i nie puścisz.
-Jakoś udało mi się opanować.Od zawsze chciałam cię poznać,dotknąć...-czy ja to powiedziałam głośno?
-Stoję tu przed tobą i masz okazję mnie dotknąć-zaśmiał się i rozłożył ręce.-Zapraszam.

**Oczami Harry'ego **

Dziewczyna bez wahania weszła w moje ramiona,mieszcząc się idealnie.Zamknąłem oczy i rozkoszowałem się tą chwilą.Ta dziewczyna jest inna,czuję to.Już tam,na tym nieszczęsnym chodniku to wiedziałem,gdy nie zaczęła piszczeć i wyrywać mi włosów z głowy. A gdy powiedziała,że chce ode mnie tylko pomocy,zdziwiłem się,bo gdzie sięgnąć pamięcią,nie było czegoś takiego,że dziewczyna prosi o pomoc znając moją osobę.
-Dziękuję -wyszeptała i chciała wyjść.
-Czekaj,jeszcze-powiedziałem i zacieśniłem uścisk.Zaśmiała się i znowu wtuliła.Już ją lubię.-Daj mi swój numer -wyszeptałem do jej ucha.
-Po co ci?-zdziwiła się.
-Żeby mógł się kontaktować z tobą o każdej porze -ale powiedziałem,powinszować ino.
-Um,no dobra.
Wyciągnąłem mojego smartfona i podałem jej. Wpisała cyfry a ja patrzyłem na nią.Jest śliczna. Długie blond włosy opadające na twarz,delikatne rysy,zgrabny nosek.
-Już -oddała mi telefon a ja spojrzałem w jej oczy.Są błękitne jakorze.Cudowne.
-Dzięki -uśmiechnąłem się.-Może wpadniesz do nas z Ewą,co?-nie spuszczałem z niej wzroku.
-Jasne,kiedy?
-Może jutro?-zaproponowałem.
-Okej,przyjdziemy.
-No to-złapałem za klamkę i wyszedłem przez próg.Odwróciłem się jeszcze i powiedziałem:-do zobaczenia.
-Pa.
Wyszedłem.Wchodząc do domu, z mojej twarzy nie schodzi uśmiech.
-Coś ty taki wesoły ?-zapytał Louis.-Kupiłeś ro o co cię prosiłem dwie godziny temu?
O kurwa,miało być trzy kilo ziemniaków i jakaś zupa w proszku i trzy cebule...
-No?
-Yyy...nie...
-To coś ty robił i gdzie był przez tyle czasu?!-no i się zdenerwował.
-No...wynikł mały,drobny wypadek i...
-Jaki mały,drobny wypadek?-zapytał podejrzliwie.
-Dowiesz się jutro,a ja teraz skoczę szybciutko samochodem do sklepu i za dziesięć minut jestem spowrotem.
-Dziesięć minut Styles-zagroził mi.
Dobra,dobra,ale sam się jutro przekona,że warto było.

**Oczami Ewy**

-Aaaaaa!-usłyszałam krzyk Marleny z korytarza. Nie czekając na nic,rzuciłam się w te pędy do źródła alarmu.A tam co?Marlena ledwo stoi oparta o drzwi za którymi za pewne przed chwilą zniknął Harry.Ona to ma szczęscie.
-Czemu tak piszczysz?
-Bo go przytuliłam -zobaczyłam łzy,które zaczęły skapywać po jej policzkach i wsiąkały w koszulkę,tworząc czarne plamy po tuszu.
-Kogo?-zapytałam tak dla pewności.
-Hazzę.Pozwolił mi się przytulić.
-To bylotwoje marzeniem?
-Uhm-przytaknęła tylko.
-Chodź do mnie i nie maż się -wyciągnęłam ramiona w jej stronę a ona szybko znalazła się w nich.Położyła się na kanapie a ja przykryłam ją kocem i poszłam odetchnąć na balkon.
W momencie rozkoszowania się chwilą relaksu poczułam,że ktoś mi się przygląda.Rozejrzałam się po okolicy i mój wzrok padł na balkon naprzeciw mnie-dom Harry'ego i Louis'a.A t kimś był właśnie Louis Tomlinson.Tą sylwetkę poznam wszędzie.

**Następnego dnia **

-I w co ja mam się ubrać?-po raz kolejny słyszę to pytanie i za kolejnym coś jej zrobię.
-Marlena,ubierz się normalnie.Chcesz go zauroczyć sobą?
-No jasne!
-To załóż coś, w czym będziesz czuła się wygodnie.Rany,czemu to ja mówię ci jak masz się ubierać kiedy to byłam zaledwie na dwóch randkach?-zapytałam siebie.
-Dzięki.
Poprawiłam ostatnie odstające włosy,by choć trochę wyglądać przyzwoicie gdy idzie się w gości.
-Już Marlena?-zapytałam i wyszłam z łazienki by pójść do jej pokoju.
-Tak,tak...-odwróciła się.-O rany,babo!
-Co?Coś źle leży?
-Nie!Skąd.Wyglądasz zniewalająco.
-Dzięki -uśmiechnęłam się.
-Louis jak cię zobaczy,to zejdzie.
-Lepiej nie,chcę z nim jeszcze pogadać.
-Ok,możemy iść-powiedziała,wzięła torebkę,po czym łapiąc mnie za łokieć,wyszłyśmy z pokoju.W korytarzu założyłyśmy płaszczyki i zamykając dom,skierowałyśmy się do domu obok.
-Dobra,pukaj-odezwałam się i wepchnęłam ją przed siebie.Zapukała dość mocno,dwa razy. Skąd ona ma tyle siły?Czy ja o czymś nie wiem?Muszę ją o to zapytać,ale nie teraz,bo w drzwiach stanął właśnie Harry.
-Cześć dziewczyny -powitał nas radośnie.
-Cześć Harry-odpowiedziałyśmy razem równo, przez co zaśmiałyśmy się a chłopak razem z nami.
-Wchodźcie,zapraszam-gestem ręki zaprosił nas do środka,odebrał płaszcze jak dżentelmen wieszając je w szafie.-Louis!Chodź no tutaj, musisz kogoś poznać.
-No co się dzieje?-z kuchni ,zapewne,wyłonił się sam Louis Tomlinson.Mnie się nogi ugięły, gdy na mnie spojrzał i na chwilę pozostawił wzrok.
-Lou,to jest Marlena-Harry pokazał na moją przyjaciółkę.Mój ulubieniec przywitał się z nią i jego wzrok znowu spoczął na mnie.-A to Ewa- moje imię powiedział głośno i wyraźnie.
-Śliczne imię dla ślicznej dziewczyny -wziął moją dłoń i ucałował ją jak dżentelmen.Jego broda połaskotała mnie lekko.-Louis-po czym uśmiechnął się tak jak lubię gdy się uśmiecha. Słodko i prawdziwie.
-Miło mi.
-Mnie również.
Weszliśmy do salonu i zaczęliśmy gadać o wszystkim:powiedziałyśmy im trochę o sobie, oni nam o zespole,o trasach,o fanach i o wygłupach na scenie.
Czas szybko nam zleciał i jakoś po 23 wyszłyśmy z ich domu roześmiane i z kolejnym zaproszeniemza dwa dni na wieczór.


*******
Hej wszystkim czytającym!
Jest rozdział!W końcu do skończyłam,myślałam że dodam go jutro bo praktycznie umierałam z bólu na łóżku.Ale już jest wszystko dobrze, ŻYJĘ!!
W rozdziale pojawił się Lou,wow,nie?Będzie go więcej już teraz.
Jutro mam praktyki ale za to wtorek wolny,więc możliwe,że dodam rozdział,nic nie obiecuję,tylko mówię.

I zastanawianie jeszcze jedna rzecz.
Mianowicie taka,że wyświetleń jest ile jest a komentarzy dwa.Dziwne,nie?Nie wiem czy to tylko wejścia tych dziewczyn co komentują tyle jest czy ktoś to jeszcze czyta...nie wiem...
KOMENTUJCIE czytający!!!

poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział II

**Oczami Harry'ego **

Czuję,że te wakacje w Londynie nie będą takie jak zawsze.Coś się wydarzy,coś co zmieni moje życie, a może i nawet reszty zespołu.Rany, gadam jak jakaś wróżka.Masakra.
-No chłopcy,macie miesiąc wolnego.Za miesiąc widzimy się tutaj i omawiamy resztę trasy,tak?-zapowiedział nam Paul,co wybiło mnie z moich rozmyślań.
-Tak jest!-odpowiedzieliśmy entuzjastycznie.
Po pożegnaniu się z resztą naszej kadryi po wejściu do naszego samochodu,pojechaliśmy do siebie.Znaczy do mnie i do Louis'a.
-Jutro wieczorem wyracam do Bradford-zakomunikował Zayn.
Świetny z niego facet.Znając go,to tydzień spędzi w domu,dwa z Perrie a resztę z nami. Wcale mu się nie dziwię.Chłopak jest rodzinny do bólu i mimo jego wyznania(do którego nic nie mam),szanuje tradycje chrześcijańskie i robi co może by przychylić jej nieba.
-Ja jadę do domu dziś wieczorem-powiedział Niall.Jednym słowem:wrażliwy.Jak wyszła informacja o tym ,że Zayn i Louis palili w Chinach skręty i tak dalej,był w takim szoku,że odmawiał wszystkiego.Ja byłem wściekły podwójnie:za siebie i za biednego Niall'a,ale mi przeszło.Mają szczęście,że nie jestem pamiętliwy.
-Ja na razie zostaję z Hazzą,muszę go pilować- powiedział Louis i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.Posłałem mu szczery uśmiech. Równy z niego gość.Jak każdy popełnia błędy, no ale nikt nie jest do końca idealny,nawet taki Louis Tomlinson.
-A ja zostaję z tobą -odparłem.-A ty,Liam?
-Ja zaraz wracam do Volverhampton.
-Na cały miesiąc?
-Nie.Na trzy tygodnie.Resztę czasu spędzę z wami.Sophia przyjedzie do mnie.
Sophia to chyba najbardziej spokojna osoba jaką znam.No nie,że cicha mysz,bo czasem potrafi pokazać co znaczy kobieta Liam'owi,ale bez przesady.Lubię ją.Pasuje do naszego Liam'a.
Gorzej było z Eleanor.Było z dnia na dzień gorzej aż w końcu ostatnio stwierdziła,że Louis ma wybrać:albo ona albo zespół.No i chłopak wybrał.Wrócił cały roztrzęsiony do domu i nie sypał żartami na prawo i lewo,tylko mówił,że El to j***** s*** i jak on mógł z nią chodzić. Powiedział n,że zerwał z nią gdy zarządała takiego ultimatum.Zagroziła mu,że każda następna dziewczyna będzie stracona.Nie powiem,chłopak wyglądał koszmarnie. Zadręczał się,że ona naprawę może mieć jakiś plan,jak go zniszczyć.Po naszych długich namowach i rozmowach,doszedł do wniosku,że jednak nic nie może zrobić.
Ah...życie miłosne tych chłopaków potrafi być momentami strasznie zagmatwane.Ja się jeszcze nie zakochałem.Owszem,chcę,ale na razie nie ma takiej tej odpowiedniej,jedynej.
Dojechaliśmy do naszej willi i po wejściu,Niall krzucił się do kuchni i zaczął robić coś do jedzenia a my siedzieliśmy przed tv i oglądamy jakiś mecz.
Po chwili rozległ się głośny krzyk Niall'a z kuchni.

**Oczami Marleny**
Jest już prawie 22.Niall pewnie leci już samolotem do domu.Chłopaki mają teraz miesiąc wolnego,więc są szanse na spotkanie chociażby Harry'ego i Louis'a,bo reszta rozjeżdża się do domów.Cieszę się,bo w końcu będą mogli trochę odpocząć od tej ciężkiej pracy.
Gdyby tak się dobrze zastanowić,to nasza praca nie była wcale taka ciężka.Mam na myśli nasze praktyki. Oni to dopiero mają wycisk w trasie.
-Mar,łazienka wolna-zawiadomiła mi Ewa, wychodząc niej.
-Ok,już idę.
Wzięłam piżamę i udałam się do łazienki.
Kurczę,o tak wiele rzeczy chciałabym zapytać Harry'ego...Ale to nie będzie możliwe,bo czy są jakieś szanse,że akurat go spotkamy?Musiałybyśmy mieć sporo szczęścia.
Po kilku minutach kąpieli i wojny z włosami,wyszłam z łazienki i po wejściu pod ciepłą kołderkę ,od razu zasnęłam.

**Oczami Harry'ego **

Wpadliśmy do kuchni i zobaczyliśmy tam Niall'a stojącego przy blacie kuchennym z nożem w lewej ręce.
-Co się stało?-zapytał Zayn.
-Zaciąłem się -powiedział Niall i pokazał na palec wskazujący prawej ręki na którym uformowała się już spora ilość krwii.
-Już myślałem,że coś gorzej-powiedział Louis.
-Ale jest gorzej!To boli!-wrzasnął zraniony Niall.
Oparłem się o futrynę i się chłopcy ratują życie Niall'a.
Ah,ten Niall,ze wszystkiego potrafi zrobić halo.
Przez co jest zabawnie.

**Oczami Ewy**

-Dziewczyny,wstawać!-doszedł do mnie głos mojej mamy,wołający nas.-No,wstawajcie szybko,Londyn sam do was nie przyjdzie-po tych słowach szybko wstałam z łóżka i przetarłam oczy.Marlena też już nie śpi.
-Trzeba było tak od razu powiedzieć mamo-mruknęłam rozbudzona.
-Muszę was jeszcze troszkę pomęczyć przez ostatnie godziny.No,raz dwa,ubierać się i jedziemy na lotnisko.Macie pół godziny- wyszła,zostawiając nas same.
-No to raz-pogoniłam nas i szybko poleciałam ogarnąć się do łazienki.Po kilku minutach wyszłam z niej.Mar była już ubrana i uczesana.
-To co,gotowa?
-Tak,tylko jeszcze skoczę do łazienki.
Po chwili obie zeszłyamy z naszymi walizkami na dół.
-Już jesteśmy,mamo-powiedziałam do niej. Krzątała się po kuchni,robiąc śniadanie.
-Siadajcie,zrobiłam śniadanie.Zjedzcie i jedziemy.
Po dziesięciu minutach siedziałyśmy już w aucie i czekałyśmy tylko na moją mamę,
-No,to już możemy jechać -wsiadła i po chwili ruszyliśmy do centrum.

-No,to trzymajcie się tam,dzwońcie i pilnujcie wzajemnie-powiedziała mama,patrząc na nas obie.
-Dobrze.
-Będę tęsknić -powiedziała i przytuliła mnie mocno.
-Ja też mamciś,ja też -oddałam uścisk.- Odwiedzimy cię,nie martw się.
Zaraz się poryczę,jak stąd nie pójdziemy...
-Chodź Ewa,bo się spóźnimy na samolot-uratowała mnie Marlena.Dzięki.
-Do zobaczenia -powiedziałyśmy i szybkim krokiem przeszłyśmy przez bramkę,prosto do saamolotu.
-Lecimy do Londynu-zapiszczała cicho Mar.
-I do chłopaków.
-O tak.

Po godzinie lotu,przez głośniki wydobył się głos kobiety,informujący nas o zapięciu pasów,bo zaraz lądujemy.
-Lądujemy Mar-powiedziałam podekscytowana do przyjaciółki.
-Wiem.
Gdy wysiadłyśmy na lotnisku,zaczęłyśmy szukać taksówki.Ok,po kilku nieudanych próbach w końcu się udało i trafiłyśmy na bardzo miłego pana,który pomógł na z walizkami.Po podaniu adresu,ruszyliśmy pod nasz nowy dom.
Po pół godzinie,miły pan zatrzymał się przed dość dużym domem.Podziękowałyśmy i zapłaciłyśmy mu a następnie weszłyśmy do środka.Rozejrzałyśmy się po nim.
Domma osiem sypialni,tyle samo łazienek,dużą kuchnię,jadalnia,salon,basen,taras i piękny ogród z milionem kwiatów,już wiem,gdzie będę spędzała wolne chwile.
Weszłyśmy spowrotem do domu i usiadłyśmy na jednej z trzech wielkich kanap w salonie.Marlena zaczęła spacerować po pomieszczeniu przez co znalazła się przy oknie i nie omieszkała mnie zawołać.
-Ewa?
-No?
-Możesz tu na chwilę podejść?
Zrobiłam to o co poprosiła i po chwili znalazłam się obok niej.
-Co tam?
-Widzisz ten dom?
-No widzę i co z tego?
-Tak mi się wydaje...on nie jest podobny do domu chłopaków?
-Eee...nie sądzę.A poza tym jest ciemno i nie wiem nawet do czego ten dom jest podobny-zażartowałam.
-No w sumie...
-To co,po herbatce i idziemy spać?-zaproponowałam.
-Jasne.
Weszłyśmy do przestronnej kuchni.Nastawiłam wodę na gaz a Marlena zaczęła poszukiwania kubków i herbaty.Po dość długiej chwili znalazła obie rzeczy i postawiła je na stole. Zaczęłyśmy gawędzić,woda się zagotowała, więc zalałam saszetki.
Po wypiciu herbaty wzięłyśmy nasze walizki i weszłyśmy z nimi do pierwszych pokoi po schodach na górę.
Pomyślałam,że wyciągnę sobie piżamę i wezmę prysznic.Tak też zrobiłam.
Po wyjściu przypomniało mi się,że mam balkon,więc niewiele myśląc,uchyliłam drzwii wyszłam na świeże Londyńskie powietrze. Zaciągnęłam się nim i westchnęłam.
Chyba zostawię uchylone drzwi na noc.
Rozejrzałam się po okolicy i dostrzegłam sylwetkę poruszającą się po balkonie domu na przeciwko o którym mówiła Mar.Ja chyba znam tą sylwetkę...Czyżby to był Louis?A tam,raczej nie.
Ale do cholery,wszstko jest możliwe.

**Tydzień później**
  
Zadomowiłyśmy się w Londynie.Podoba mi się ten kraj i w ogóle lepiej niż w Polsce.Chociaż Polska to mój rodzinny kraj.
Wracamy z Marleną ze sklepu,bo zapasy nam się skończyły,więc bądź co bądź,trzeba było w końcu tam iść.Tak więc taszczymy obie po dwie wyładowane torby jedzeniem i idziemy sobie chodniczkiem,nie krzywdząc przy tym nikogo i niczego.
-Wiesz,jak szłyśmy do tego sklepu to miałam takie wrażenie,że w oknie tego domu stał Louis-powiedziała do mnie po jakimś czasie, pokazując na dom obok którego będziemy niedługo przechodzić.
-E...tam...To nie możliwe -znowu zaprzeczyłam.
-Może.Nie dam za to ręki uciąć.Moja dłoń jest na to za cenna.Może mi się przywidziało.
Idziemy tak chwilkę w ciszy,gdy odzywa się znowu.
-Ej,co to za ciasteczko wychodzi z tego domu?
-Co?Jakow ciasteczko?-wyrwałam się z zamyślenia i podniosłam wzrok.
-No popatrz.Idzie w naszym kierunku.
Popatrzyłam przed siebie.Faktycznie.Chłopak idzie skulony,jakby bał się,że ktoś się na niego rzuci i nie wiem co mu zrobi.
Co dziwne,zauważyłam,że chłopak ma taką samą kurtkę jak Harry Styles.Tak Ewa,wmawiaj sobie dalej,że to nie on.
A może to on?
W tym momencie zostałam brutalnie popchnięta na ogrodzenie przez tego chłopaka.
-Ej!-potarłam obolałe ramię.
-Przepraszam!Wszystko dobrze?!Myślałem,że cię wyminę...Coś cię boli?-zapytał.
-Trochę ramię,ale nic poza tym.
-Przepraszam,zagapiłem się-spojrzał na mnie i potam na Mar(na której dłużej zawiesił oko)przez swoje czarne okulary przeciwsłoneczne,co mnie zdziwiło,bo dziś nie ma słońca.-Naprawdę przepraszam,ja...
-Dobrze,nic się nie stało -powiedziałam szybko.Chłopak jest dziwny.-Ewa jestem tak w ogóle -wyciągnęłam śmiało dłoń w jego stronę.W pierwszym momencie nie widział co zrobić.Patrzył na moją dłoń,to na Mar(która ewidentnie mu się spodobała.
-H...Harry...
-Miło mi-przerwała mu Marlena.-Marlena jestem,dla przyjaciół Mar-uśmiechnęła się uroczo do niego.
Wtedy wiatr zawiał a jego kaptur,który miał na głowie,opadł na jego ramiona a on zrezygnowany zdjął okulary.Spojrzałam na niego ponownie i dostrzegłam to,co chciał ukryć przed całym światem.
To,że nazywa się Harry Styles.
A ja jak głupia fanka,zemdlałam.




***
Tak więc,no.
Jak obiecałam rozdział jest.Piszę go od 15 do teraz.
Co tak długo?
Nie miałam ani chwili czasu.Musiałam robić wszytko tylko nie pisać rozdział...

Jak odczucia po drugim rozdziale?
Wiem,że jest dużo Harry'ego i Marleny a mało głównych bohaterów tego opowiadania,czyli Ewy i Louis'a.Ale to się zmieni!Powoli będziemy szli do przodu!

Muszę wam powiedzieć,iż rozdziały będą raz w tygodniu,z tego względu,że:
1.z tego co tak teraz patrzę to z dwóch rozdziałów wyjdzie jeden,długi.Na kolejny potrzeba czasu(rozumiecie).
2.Szkoła -moja zmora-jutro sprawdzian z polskiego a ja książki jeszcze nie doczytałam (jeszcze 50 stron).W środe kolejna lektura,nawet nie otwarta.
3.Myślę,że rozdziały będą dodawane w sobotę lub w niedziele w zależności jak będzie z praktykami(czy będę miała wolne) i czy będę miała rozdział,ale co tydzień na pewno!

Także,biorę się za swoją lekturę.

Do następnego <3

czwartek, 2 października 2014

informacja

To miało być pod rozdziałem 1 ale jak zwykle o tym zapomniałam i opublikowałam sam rozdział...
A więc informuję was,że rozdział nie pojawi się wcześniej jak w poniedziałek.
Dlaczego??
1.Jutro mam praktyki i nie wiem kiedy wrócę do domu.Będę zbyt padnięta,by cokolwiek zrobić poza pójściem spać.
2.W sobotę mój brat wstępuje w związek małżeński,więc wiadomo;)
3.Leczenie po sobocie,więc nie wiem,co będzie.
Może najdzie mnie ochota na rozdział (mam napisane do 5).
4.Tak więc jak nie w niedzielę to rozdział będzie na pewno w poniedziałek;)

Chcę bardzo podziękować Ms.Horan & Ms.Malik 1 za komentarz.To niby nic wielkiego a moje serducho się ucieszyło;)
Zależy mi na komentarzach,więc ktokolwiek tu był lub będzie niech zostawi po sobie ślad. Będę wdzięczna.

Możecie zostawiać linki do swoich blogów,na pewno zajrzę i skomentuję.

Do następnego!!

Rozdział 1

Rozdział 1

Tydzień minął dość szybko.Dopiero co wróciłam z ostatniego dnia praktyk.To takie cudowne uczucie...
Zamknęłam drzwi swojego pokoju i znowu,jak za każdym razem spojrzałam na nich.Po raz kolejny się uśmiechnęłam.To dzięki nim jestem jeszcze sobą,oni dają mi siłę.Pokochałam ich rok temu,gdy zobaczyłam teledysk do WHAT MAKES YOU BEAUTIFUL.Coś się we mnie przestawiło,taki trybik.Ten teledysk mnie oczarował.On mnie oczarował,taki skromny.Jak poleciały pierwsze nuty i teledysk,po prostu wrosło mnie w podłogę i nie wiedziałam jak się nazywam przez pierwsze 30 sekund po końcu klipu.Mówię tutaj o One Direction.Wiem,wiem jakie ludzie mają o nich zdanie,ale jakoś mało mnie to obchodzi.
Z moich przemyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości:
*O której robisz imprezę??:)*-napisała Marlena.
*O 16,wpadaj*-odpisałam jej po chwili.
*Ok*
Tak to wygląda nasza komunikacja.Więcej gadamy na lekcjach.
Pomyślałam jeszcze trochę nad niczym jakiś czas i stwierdziłam,że trzeba by pójść spać.Tak więc zrobiłam.
**Następnego dnia **
Rano obudziłam o 10.Trochę się ogarnęłam i zeszłam na dół,by zjeść śniadanie.
-Wszystkiego najlepszego,córciu-przywitała mnie tym zdaniem of wejścia mama.
-Dzięki mamciu-przytuliłam ją.
-Proszę,to dla ciebie z okazji zakończenia ostatniego roku pomyślnie-powiedziała i wręczyła mi białą,wąską kopertę.
-Co to?-zapytałam zaciekawiona zawartością tejże koperty.Moja ciekawość jest niestety wrodzona i dziedziczna.
-Otwórz -poleciła.
Tak więc zrobiłam i po chwili wyciągnęłam z niej...Dwa bilety do Londynu!!I to jeszcze zarezerwowane na poniedziałek!!!
-O Boże,mamo...!-zaczęłam,a łzy niekontrolowanie płyną po moich policzkach.
-Nic nie mów,tylko baw się dobrze!Weź Marlenę i jedźcie.Świat należy do młodych.
-Dziękuję!-powiedziałam uradowana jak nigdy i od razu wpadłam w jej ramiona.Kocham moją mamuśkę.

Zjadłam śniadanie w miłej atmosferze,planując wyjazd.Wróciłam do siebie i pierwsze co zrobiłam,to wybrałam numer do Marlenki.
-No hej-usłyszałam jej głos po drugiej stronie. Mocno zaspany.Spojrzałam na zagarek-11.06.
-No witaj,witaj.Coś słyszę,że cię obudziłam.
-Nie,coś ty...-przerwa,pewnie ziewnęła.-Po, prostu leżę w łóżku i nie chcę wstać.Zleniwiłam się.-Akutat jej wierzę.
-Ok,zostawmy to w spokoju.Dzwonię do ciebie,bo mam pytanie.
-No wal.
Wzięłam głęboki oddech i zapytałam:
-Jedziesz ze mną do Londynu?-od razu odsunęłam od ucha telefon.
-Jasne!-krzyknęła radośnie.
-A twoi rodzice się zgodzą?-naszły mnie wątpliwości.
-Jasne.Przecież i tak mają mnie gdzieś.
-Aha,to okej...Na razie.
-Pa pa-powiedziała radośnie.Rozłączyłam się i już miałam zamiar piszczeć,gdy zawołała mnie mama.
-A kto to wszystko zrobi?Przecież nie ja-powiedziała jak tylko pojawiłam się w kuchni.
-Już jestem przecież,ale pomożesz mi,nie?
-Oczywiście.
I tak nie wiem kiedy,zaczęli się schodzić pierwsi goście.Dochodzi 16.30 a Marleny jeszcze nie ma.Ona zawsze się spóźnia na wszystko.Dam sobie rękę uciąć,że na swój ślub też się spóźni.
-Już jestem!-usłyszałam ją gdzieś na korytarzu. No w końcu.
-Myślałam,że już nie przyjdziesz -przytuliłam ją.
-Jak mogłabym nie przyjść?!Do mojej wybawczyni?!Nie żartuj.
No to czas się bawić.
**Następnego dnia **
Moja pierwsza reakcja po alkoholu:
-O ja pierdole,moja głowa...-zawyłam i spróbowałam otworzyć oczy.
-Nie tylko twoja,ale nie musisz tak krzyczeć-usłyszałam gdzieś głos Marleny.
-Sorry-powiedziałam,a raczej wyszeptałam. Zebrałam się jakoś z łóżka i poszłam do kuchni,nie wchodząc nawet do łazienki.
-O już wstałyście?-usłyszałam donośny głos mojej mamy.
-Mamo,nie tak głośno,proszę...-wyszeptałam.
-No dobrze,może tabletkę?-zapytała konspiracyjnym szeptem.
-Uhm,od razu dwie.I butelkę wody-wyciągnęłam dłoń po wodę,którą prawie opróżniłam do połowy,popijając proszek.-Idę do siebie.
-Pamiętaj spakować się na jutro-usłyszałam za sobą.Podniosłam kciuk do góry i weszłam powoli schodami do pokoju który dzieliłam z -Marleną.
-Mar,masz proszek i wodę -podałam jej to co sama wzięłam chwilę wcześniej.Dziewczyna siedziała już ubrana na fotelu.
-Dzięki -mruknęła i napiła się wody,popijając tabletkę.
-Widzę,że kac męczy.
-No,wczoraj ostro popiłam.
-Tak,wiem.Pasowałabyś do Harry'ego.
-No,jakbyśmy zabalowali,to raz a porządnie. Wiem-zaśmiałyśmy się.
-Zgadzam się.
Usiadłam na łóżku i westchnęłam.
-Ciekawe czy będzie nam dane poznać ich.Ale tak wiesz,bliżej.
-Bliżej mówisz?-zapytała i uniosła brew w ten charakterystyczny sposób.
-Przecież wiesz co mam na myśli.
-No wiem,wiem.Alw byłoby fajnie trochę z nimi pogadać.Na przykład z Harry'm albo Zayn'em...-rozmarzyła się jak ja.
-No.

Gadałyśmy jeszcze jakiś czas,potem zaraz zaczęłyśmy mnie pakować.Było przy tym tyle śmiechu ,że brzuch mnie boli.Marlena miała ten spokój,że wczoraj przyszła do mnie z walizką pełną ciuchów jak na targu albo wyprzedarzy.
-Coś jeszcze?-zapytała,gdy włożyła ostatnią parę spodni do walizki.
-Nie,już raczej nie-powiedziałam po rozejrzeniu się po pokoju.
-No to dobrze,bo jestem strasznie zmęczona.
-Nie ty jedna-powiedziałam od siebie i klapnęłam obok niej na łóżku.
-I co się tak patrzycie mordki?Jutro jedziemy do was i bierzemy z wami ślub.
Wypaliła to tak nagle,że przez chwilę nie wiedziałam o co jej chodzi.Spojrzałam w końcu tam gdzie ona.Patrzyła na plakat Harry'ego Styles 'a.
No tak,przecież ona się w nim kocha,ale tak naprawdę.Ma nawet konto na tt,żeby czesem na niego trafić.I nawet od czasu do czasu jej się to uda.Jest wtedy taka szczęśliwa,że ja chyba nigdy taka nie byłam.
Mnie z kolei ciągnie do Lou.On jest taki... idealny.Po prostu.
-Dobra,starczy tego,chodź na obiad.
Zeszłyśmy na dół,gdzie czekała na nas mama z obiadem.
-Jak tam dziewczyny po wczoraj?Żyjecie czy mam odwołać bilety?-zapytała żartem.
-Nie!Nie,wszystko dobrze!-zawołałyśmy w jej kierunku od razu.Moja mama jest do takich rzeczy zdolna.
-Żartuję sobie z was a wy na serio to bierzecie.Oj dziewczynki...
-Mamo,my już jesteśmy dorosłe.Mamy dziewiętnaście lat-przewróciłam oczami.
-Jak tam sobie chcesz.Spakowana?
-Tak.

po obiedzie wybrałyśmy się na spacer,bo przecież to nasz ostatni w Polsce.

środa, 1 października 2014

PROLOG

Prolog


2014.To musi być dobry rok.To jest dobry rok.
Mam na imię Ewa i mam 19 lat.Mieszkm blisko Częstochowy i chodzę do jednego z tamtejszych techników z moją przyjaciółką Marleną.Mam też praktyki zawodowe na których jest raz dobrze a raz źle,ale pomińmy to,nie chcę psuć sobie humoru.Za tydzień kończę 19 lat,z czego niezmiernie się cieszę.

Aktualnie siedzę w szkole na lekcji wos-u. Siedzimy w ostatniej ławce i gadamyz Mar cichutko,by nie usłyszała nas nauczycielka, która postrzega nas jako nienaganne uczennice i niech tak zostanie.Zresztą za tydzień już koniec roku akurat przed moimi urodzinami.Podwójne święto.
-Głodna jestem -powiedziała do mnie moja przyjaciółka,tym samym wytrącając mnie ze swoich myśli.Marlena jest bardzo żywiołową osobą,choć jej zachowanie niekiedy może tego nie odzwierciedlać.
-No ja też -przytaknęłam jej-nawet śniadania nie zdąrzyłam zjeść.-Cóż,wstałam o 6:45 i od razu musiałam pędzić na autobus.
-Kupujemy sobie coś?
-Jasne,jakiś obiad-odpowiedziałam na kolejne pytanie skierowane do mnie.
-A co dziś dają?
-Nie wiem-skąd mam to wiedzieć?!
-Ok,czekaj,zapytam Kinię.
Dla jasności,Kinga to taki nasz szkolny kucharz.Ma praktyki w szkolnej "stołówce", dlatego wie,co kiedy jest serwowane.Po chwili odwróciła się do mnie spowrotem i powiedziała:
-Meksykańska.
-To idziemy.
Tak zleciał nam wos,potem następna,kolejna i kolejna lekcja.W końcu koniec lekcji u czas na powrót do domciu.
Wpadłam zmęczona do swojego pokoju.Nie wiem jak dałam namówić się mamie na to. Cóż,umowa była prosta:ja się przykładam do nauki aż do samego końca a ona sprezentuje mi na aurodziny wymarzony prezent,ale chyba sama nie wiem co to jest.
Rozwaliłam się na łóżku i po raz kolejny z rzędu spojrzałam na dość duży plakat wiszący na dzwiach mojego pokoju,centralnie przed łóżkiem.Widać na nim pięciu idealnych i idealnie uśmiechniętych do mnie chłopców którzy skradli moje serce.
-Ewa!Obiad!-usłyszałam wołanie mamy z kuchni,więc z lekkim ociąganiem zeszłam do kuchni.






Tak więc dziś postanowiłam dodać prolog.
Mam nadzieję,że choć trochę zachęciłam do czytania,ale zdaję sobie sprawę,że nic w nim nie ma ciekawego.
Akcja się rozkręci się już w pierwszym rozdziale.
 EWA

Powitanie

Cześć wszystkim!!
Na imię mi Ewa.Jestem tu nowa.To mój pierwszy blog i mam nadzieję,że komentarze będą prawdziwe,nawet jeśli komuś się nie sodoba to co piszę (wtedy niech nie czyta).
Mam 18 lat i jak pisze w tytule,to bóg o One Direction.
Nie wiem czy jest sens pisać za co ich kocham,bo to może być nudne i długie;)

Wszelkie informacje na temat rozdziałów i pytań do mnie piszcie w komentarzach-przeczytam i postaram się odpisać.

Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy pojawi się Prolog czy 1rozdział bo nie wiem jak zagospodaruję czas,ale myślę,że za niedługo.

Tak,że czytamy się za niedługo!

Ewa