niedziela, 30 sierpnia 2015

Liam urodzinowo

Hej!
Dawno nie było nic o Liamie, to jest teraz okazja!
Imagin jest trochę dziwny, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu<3





 - Słuchajcie... - patrzyłem na szefa kątem oka, jak domaga się naszej uwagi, ale jakoś słabo mu to wychodzi. - Cholera jasna! - krzyknął i ucichliśmy. Niestety, naszym słabym punktem jest to, że zbyt często na siebie warczymy. Ja i Louis. Jesteśmy swoimi przeciwieństwami, ale i tak pracujemy razem w policji, jako partnerzy. Nawet się lubimy. Czasami. - Jestem waszym przełożonym, do cholery! Macie mnie w dupie, a ja nie zamierzam czegoś takiego tolerować na moim posterunku!
 - Przepraszamy - wydukaliśmy ciche przeprosiny. Lukey jak się wkurwi, to nie ma zmiłuj.
 - No. Sprawa polega na tym, że któryś z was, nie wiem który z was na to pójdzie, ale musicie...
 - Powiedz o co chodzi, a nie rozdrabniamy się na części - przerwał wypowiedź Louis. Lubię go, ale czasem jest tak bardzo wkurwiający, że ja dziękuję, za takiego partnera.
 - Ktoś musi się poświęcić - westchnął i opadł ciężko na swój czarny, szefowiski fotel.
 - Za co tym razem? - zapytał Louis i przeczesał dłonią, swoje włosy postawione maksymalnie postawione do góry.
 - Słuchajcie mnie. Mamy świadka tego napadu na bank. Chce być anonimowa i jeden z was ma ją chronić.
- A co ma poświęcenie z tym wspólnego? - zapytałem, lekko już zgłupiały.
 - To dziewczyna? - cały Tommo. Tylko jedno mu w głowie...
 - Informuję was, że dziewczyna ma być pod dozorem któregoś z was cały czas. Ani na moment nie możecie jej samej zostawić, bo już dwa razy chcieli ją sprzątnąć - w tym momencie Lukey położył przed nami zdjęcie dziewczyny.
          Uśmiechnięta brunetka z włosami przypiętymi czarnymi wsuwkami, lekko sięgające do szyi. Prosta grzywka, nie za długa. Brwi były idealne, niczym brwi modelek. Duże, roześmiane brązowe oczy spoglądały na mnie z fotografii. Mały, zgrabny, zadarty nosek. Miała małe czarne kolczyki w uszach, w kształcie kuleczek. Na zdjęciu było jeszcze widać jej naszyjnik. Złote malutkie serduszko na rzemyku.
- Ładna - stwierdziłem w myślach, żeby nie podpaść szefowi. Lukey ma uczulenie, jak słyszy od któregoś z nas, z oddziału, że jakaś dziewczyna mu się podoba. I to jeszcze świadek...
- Po akcji będzie moja - westchnął Louis, mając gdzieś to, że właśnie wkurwił tym Lukey'a.
- Po akcji, moja, to będzie twoja pensja, jak coś pójdzie nie tak, rozumiesz? - popatrzył na niego groźnie, czym zamknął usta Louisowi. - No. Do roboty. Najpóźniej dziś wieczorem chcę wiedzieć co wymyśliliście. Żegnam - prawą dłonią pokazał na drzwi. Zrozumieliśmy go bez słów. Szybko wyszliśmy z jego gabinetu, ostrożnie zamykając drzwi.
- I jak poszło? - zapytała Nessie, sekretarka Lukey'a.
          Nessie to dwudziestoletnia niska szatynka z długimi, prostymi włosami, które zawsze nosi rozpuszczone.
Codziennie nienagannie ubrana w ołówkową szarą lub czarną spódnicę, białą koszulę i dopasowaną marynarkę. Lukey zabronił jej nosić mundur, bo stwierdził, że jest tylko sekretarką i nie będzie zmuszona używać broni palnej czy kajdanek. Ale my z chłopakami twierdzimy, że on po prostu chce na nią popatrzeć. Dziewczyna jest zgrabna i ma wszystko na miejscu. A na dodatek wolna, więc były nawet domysły, że do niej startuje, ale sam nam to wybił z głowy.
- Mogło być lepiej, Ness - westchnął Louis, opierając się o jej biurko, centralnie patrząc jej w biust.
- On już taki jest. Sami mi to powiedzieliście dwa lata temu, teraz ja, powtarzam to wam - uśmiechała się do nas.
- Racja skarbie - Louis odgarnął jej kilka włosów, które wpadły jej do oczu.
- Loui, nie przeginaj. Wiesz, że są kamery, a ty nadal się go nie boisz? - zapytałem. Nadal się dziwię, że jest taki wyluzowany. Nie, żebym się bał Lukey'a. On jest czasami... Groźny. Nawet dla siebie.
- Nie. Nie zwolni mnie, bo dobrze wykonuję swoje zadania i jest ze mnie zadowolony. Gdzie on znajdzie drugiego mnie?
- Oby nigdzie - powiedziałem do siebie i wróciłem do swojego biurka, mieszczącego się w osobnej sali. Naszego szefa stać na to, by każdy jego policjant miał swoje biuro.
- I jak robimy? - do pokoju wpadł Louis, niosąc dwie kawy. Jedną postawił przede mną, a drugą przed sobą i zajął miejsce naprzeciw mnie. On natomiast, ma swój pokój obok mojego, ale woli przesiadywać u mnie.
- Nie wiem. Wymyśl coś, jesteś w tym dobry - posłałem mu jedno spojrzenie znad kilku kartek, które trzymałem w dłoni i wróciłem do ich przeglądania.
- No wiem, dlatego już mam pomysł! - klasnął niespodziewanie mocno dłońmi, przez co się wzdrygnąłem. Nie przepadam za tym jego odruchem. To takie wkurwiające.
- Do rzeczy - mruknąłem tylko.
- Zawiozę ją do siebie do mieszkania i będę z nią siedział, a przy okazji ją trochę poznam - oświadczył mi z wielkim uśmiechem.
-A mnie uwzględniłeś w swoim planie? Albo to, że możesz być potrzebny tutaj, w każdej chwili? - chciałem, żeby przestał tak się cieszyć. Mógłby czasem pomyśleć racjonalnie, a nie tylko o tym, jak wyrwać gorące dupy.
- Oczywiście! O tym też pomyślałem, drogi kolego. Jeśli po mnie zadzwonią, przyjedziesz ty. Tylko ręce przy sobie!
- Mówisz tak, jakby ona conajmniej była już twoją dziewczyną, a nie tylko ' podopieczną ' - zrobiłem cudzysłów przy ostatnim słowie. Nawet nie wiem, czy mogę ją tak nazwać.
- Jeszcze nie, ale niedługo! - wypił swoją kawę jednym tchem i wstał od stołu. - Idę do Lukey'a. Przedstawię mu nasz genialny plan! - I wyszedł, zostawiając mnie samego.

          Co najlepsze Lukey nie miał nic przeciwko temu, co wymyślił Tommo. Mnie też ten plan się podobał. Zwłaszcza, ta opcja, w której Louis wraca na posterunek, a ja jadę do niej.
          Co poradzę, jak dziewczyna mi się podoba? Wygląda na miłą, sympatyczną i wygadaną dziewczynę. Ale nie wiem, w jakim jest stanie po tym wszystkim.
Widziała, kto okradł największy bank w UK, do tego ci bandyci ją za to ścigają. Normalnie żyć nie umierać,  jak to powiedział kiedyś mój kumpel Harry.
          Nagle zadzwonił mój telefon służbowy, leżący na biurku.
- Tak?
- Do mnie Payne - usłyszałem tylko w słuchawce te słowa, wypowiedziane przez szefa i po chwili dźwięk rozłączenia. Zerwałem się z fotela i ruszyłem do jego gabinetu. Bez pukania wszedłem do środka. Louis i szef siedzieli spokojnie na swoich miejscach, naprzeciwko siebie.
- Co tam, szefie? - zapytałem, siadając kolejny raz dzisiejszego dnia, w tym samym miejscu, obok Lou.
- Zrobicie tak, jak wymyślił on - Lukey wskazał palcem na bruneta siedzącego obok mnie. - Tutaj macie jej wszystkie dane. Nie chciałem ich wcześniej mówić, ze względu na to, że chciała jak najdłużej zostać anonimowa.
- No dobra. Kiedy zaczynamy? - zapytałem, zabierając teczkę ze szklanego blatu.
- Jeszcze dzisiaj - odpowiedział, a my bez słowa, wyszliśmy z pokoju.
- To ja jadę po nią. Ty jakby co, to dzwoń i się zamienimy, ale lepiej, żebyś nie dzwonił - jego standardowa śpiewka. Przewróciłem tylko oczami i mruknąłem ' okej '.
         Louis odjechał z parkingu swoim najnowszym modelem Range Rovera, a ja spowrotem powędrowałem na górę.
- Liam! - usłyszałem za sobą głos Nessie. Szła za mną spokojnie, w rękach niosąc kilka białych, obszernych teczek.
- Tak?
- Miałam to zrobić z Louisem, ale zniknął, a tylko ty znasz się na tych sprawach w tym oddziale, oprócz niego - uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Co tam masz?
          I tak o to, zeszło mi trzy godziny nad ogromną stertą papierów. Podpalenia, kradzieże, włamania, a nawet zdarzyło się kilka samobójstw.
- Koniec - szepnęła wykończona dziewczyna, kładąc swoją głowę na blacie stołu. Przetarłem swoje zmęczone oczy.
- Zawsze to przerabiałaś z Lou? - zapytałem po chwili ciszy.
- Tak - uśmiechnęła się błogo, jakby właśnie coś miłego sobie przypomniała.
- Kochasz go? - zapytałem znienacka, całkiem dziwiąc tym dziewczynę.
- Co? Kogo?
- Louisa - to było oczywiste. Te jej ukradkowe spojrzenia na niego w czasie lunchu, czy gdy czeka w korytarzu przed biurem Lukey'a. Uśmieszki i gębokie zaczerwienienia, gdy chłopak tylko na nią spojrzał.
' Tak Lou '
' Dobrze Louis '
' Może kawy? '
' Nie za długo dzisiaj tutaj siedzisz? Jedź do  domu, ja to ogarnę. '
          Takie teksty od niej słyszałem, gdy tylko chłopak był obok niej. Nie wiem, czy on zdaje sobie z tego sprawę, ale dziewczyna za nim szaleje.
- Ja...
- Payne! Masz w tej chwili jechać do domu tego sukinsyna i zmienić się z nim. Aha, i łapy przy sobie, bo za jaja powieszę!  - wrzasnął tylko i zniknął tak szybko, jak się pojawił. Wpatrywaliśmy się oboje z Ness osłupiali w drzwi, które jeszcze przed chwilą zamknęły się z hukiem. Ogarnąłem się i zebrałem z fotela czapkę z daszkiem, idealnie pasująca do mojego policyjnego munduru.
- Jadę - powiedziałem tylko i zostawiłem Ness samą w pomieszczeniu.

          Zatrzymałem się przed blokiem, w którym mieszka Louis. Chłopak siedział na masce swojego auta.
- Coś tam znowu zrobił Tomlinson? - zapytałem wzdychając przeciągle. Mam już dość tych jego ciągłych wybryków. Zachowuje się jak dzieciak. Rozpuszczony dzieciak.
- A tam... - mruknął tylko, bawiąc się kluczykami.
- Co?
- No po prostu...
- Louis powiedz, nie mam czasu.
- No po prostu myślałem, że ona też chce.
- Co chce? Jaśniej - zacząłem się jeszcze bardziej denerwować, bo tylko jedna rzecz przychodziła mi do głowy.
- No myślałem, że ona też ma na mnie ochotę - wymamrotał w końcu.
- Boże Louis! Ja już nie wiem, co mam ci powiedzieć...
- Nic nie mów. Błagam. Lukey nagada się za ciebie. Idź do niej. Tu masz klucze, a ja wracam - powiedział tylko, podał mi klucze i wsiadł na miejsce kierowcy, po czym odjechał.
          Westchnąłem po raz kolejny i z kluczami w ręku wszedłem na klatkę schodową. Mieszka pod dziesiątką, więc musiałem pokonać kilka schodków, a byłem tak wykończony, że ledwo trafiałem na stopnie. Jak tylko wejdę do domu, od razu idę spać. A dziewczyna niech się zajmie sobą.
          Przekręciłem klucz w zamku i wszedłem do środka. Dobrze, że byłem kilka razy u Louisa w domu, to wiem, gdzie co jest, bo inaczej od progu bym się zgubił. Już sam korytarz jest długi i zawiły, a co dopiero kuchnia i pokoje.
             Ściany i sufit na korytarzu były wyłożone kamieniem ozdobnym. Na podłodze były położone brązowe, wpadające w rudy kolor, duże, kwadratowe płytki z różnymi wzorami.
        Przeszedłem szybko do salonu, w poszukiwaniu dziewczyny. Zobaczyłem ją, leżącą na kanapie przed telewizorem. Było trochę ciemno, bo światło dawał ekran telewizora.
- Hej - odezwałem się, szturchając lekko dziewczynę za łydkę.
- Co...? - Otworzyła oczy, nieświadoma co się dzieje, ale gdy zobaczyła nad sobą moją postać, wystarszona podkuliła nogi i przysunęła się na sam koniec kanapy i podkurczyła nogi do siebie. - Idź sobie. Dlaczego jeszcze cię nie zabrali?!  Czekają aż mnie w końcu zgwałcisz?!
- Hej, nie jestem Louisem. Przyszedłem za niego. On jest już daleko stąd.
          Dziewczyna popatrzyła na mnie niepewnie. Widziałem, jak powoli się uspokaja i wraca do normalnej pozycji siedzącej.
- On się do mnie dobierał! Myślałam, że jest fajny... - zaczęła mówić.  Związała swoje włosy w małą kiteczkę. - Jest policjantem... Do cholery, myślałam, że wy też macie jakieś zasady...
          Postanowiłem usiąść obok niej.
- Mamy, ale Louis odstaje od normy. Leci na wszystko, co się rusza i ma zgrabne nogi.
- Nie mam zgrabnych nóg-  powiedziała cicho, patrząc na mnie.
- Musisz mieć, skoro zwrócił na ciebie uwagę - zaśmiałem się, czym zaraziłem dziewczynę. - Liam jestem - wyciągnąłem do niej dłoń.
- ( T. I ) - odpowiedziała i bez wahania uścisnęła moją dłoń.
- Ładne imię - powiedziałem, nadal trzymając jej delikatną i małą dłoń.
- Dziękuję.
- Jadłaś coś?
- Tak, nie jestem głodna.
- Nie będziesz miała nic przeciwko, jak pójdę spać? Jestem zmęczony - powiedziałem, gdy zacząłem ziewać co chwilę.
- Nie, nie. Jasne. Nic nie popsuję - powiedziała i uśmiechnęła się przy tym tak słodko, że aż sam się uśmiechnąłem.
- Jesteś słodka - powiedziałem jej,
Dziewczyna opuściła głowę i jestem pewny, że się zarumieniła.

           Od tamtego dnia, minął miesiąc. Zawsze, gdy sobie przypominam, jak Louis opowiadał mi, co nagadał mu Lukey, to mi go szkoda. Nie jestem nawet w stanie przytoczyć tych słów. A Lou powiedział mi słowo w słowo.
- Boże, daj już z tym spokój Payne! - jęknął przeciągle i wziął łyk piwa. - Ciągle tylko o jednym. Jak katarynka.
          Dziś są moje urodziny i postanowiłem je spędzić właśnie z nim. Sam jestem zdziwiony. Nie tak dawno sądziłem, że z nim nie da się nic zrobić, a jednak siedzimy tu dziś oboje i pijemy sobie alkohol.
          A co z ( T.I. )?
          Cóż... Po całej akcji... Kontakt się urwał. No nie tak do końca, bo kontaktowała się czasem z Louisem, jak zadzwonił i pytał jak się ma. Tak przynajmniej mi mówił. Nie wiem czy to prawda czy nie.
          Szkoda tylko, że nie mogło nam wyjść. A może mogło?  Po tym czasie zdałem sobie sprawę, że za nią tęsknię. Siedziałem z nią cały tydzień i poznaliśmy się bardzo dobrze. Lubiłem ją. Może nawet coś więcej poczułem.
- Będę się zbierał - głos Lou wybił mnie z moich rozmyślań.
- Co? Już? Dopiero zaczęliśmy pić! - zaprotestowałem.
          Chłopak podniósł się z kanapy i powiedział:
- Miałem umowę, swojej części dotrzymałem. Świetnie było Li, za rok powtórka! - pożegnał się ze mną i wyszedł zostawiając mnie samego z piwem w ręku.
- Ale... - nadal to do mnie nie docierało. Ale z kim miał umowę? Kto? Nikt nie przychodzi mi do głowy.
Z westchnieniem podniosłem się z fotela i postanowiłem posprzątać. Na małym stoliku walały się puste butelki i puszki po piwie i winie, paczki po czipsach też się znalazły. Wszystko wrzuciłem do kosza na śmieci w kuchni. Zabrałem ścierkę i przetarłem trochę blat.
            Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Zdziwiony poszedłem otworzyć i ku mojemu zdumieniu, moim oczom ukazała się ( T.I.) !
- (T.I.)? - zapytałem zdziwiony.
- Cześć Liam. Wszystkiego najlepszego - podała mi mały pakunek i cmoknęła w policzek, wchodząc do środka. No tak, nie lubi stać w jednym miejscu za długo.
- Dzięki, ale co tu robisz?
- No wiesz, masz dziś urodziny... - przyjrzałem się jej. Jej włosy były trochę dłuższe niż ostatnim razem. Ubrała się w obcisłą białą spódniczkę kieszonkami po bokach i bokserką w kolorze jasnej szarości i sanadłkami na średniej szpilce. W ręku trzymała małą torebeczkę.
I wyglądała ślicznie.
-... Więc dowiedziałam się od Lou, kiedy i gdzie no i jestem.
- Cieszę się, ale nie spodziewałem się tu ciebie...
- Wiem. Dlatego to niespodzianka urodzinowa Liam! - T.I uśmiechnęła się szeroko do mnie, a ja poszedłem bliżej niej i bez zbędnych słów, wpiłem się lekko w jej usta. Są delikatnie i miękkie. Pogłębiłem pocałunek, tocząc walkę naszymi językami. Dziewczyna ani przez chwilę nie zareagowała negatywnie. Oddaławała każdy pocałunek z wielką żarliwością.
- Tęskniłem za tobą mała -wyszeptałem na jedynym wydechu, szybko, zanim dziewczyna ponownie łączyła nasze usta. Pociągnęła mnie kanapę, nie wiem, skąd wiedziała, gdzie jest, ale dajmy temu spokój. Są ważniejsze rzeczy w tej chwili.
- Ja też - zaczęła rozpinać moją koszulę, ale ją zatrzymałem w połowie.
- Na pewno tego chcesz? - spojrzałem w jej oczy, szukając sprzeciwu, ale nie znalazłem nic, oprócz radosnych ogników, szalejących w jej źrenicach.
- Tak Liam. Od dawna chciałam ci powiedzieć... Że cię kocham. Że cię pragnę.
- Ja... Ja chyba też...
- Więc nie czekaj. Bierz mnie panie policjancie - wyszeptała mi do ucha, gdy zostawiłem jej malinkę na szyi, pod prawnym uchem. Uśmiechnąłem się na to, jak mnie nazwała i zabrałem się do działania.


*********************

No! Mamy imagin urodzinowy. Niestety opóźniony, bo jak zwykle Ewa się nie wyrobiła na czas...
Mam nadzieję, że się wam spodoba!


A teraz życzonka, dla naszego Daddy'ego!
             

Pierwsze co chciałam powiedzieć, to to, że jestem pod wrażeniem, jak brzmi twój głos w piosenkach. Nie wiem, może wcześniej nie zwracałam na niego uwagi, ale dopiero w Drag Me Down, odkryłam, że masz do cholery, nieziemsko brzmiący głos! 
I dlatego, życzę ci, by twoje solówki były tak zajebiste jak te w waszym ostatnim singlu!
Oprócz tego, spełnienia najskrytszych i najgorętszych marzeń.:)  Żebyś był dalej z Sophią, bo to świetna dziewczyna i widzę, jak bardzo wielkim uczuciem ją dażysz!
Życzę ci byś nigdy się nie zmieniał. Bądź taki, jaki jesteś i byłeś! Takiego cię kochamy. Chłopak z wielkim sercem, wyciągniętym na dłoni do fanek...
Życzę tobie i chłopakom, byście po przerwie wrócili do nas, gotowi, by podbijać świat nowymi piosenkami. 





To chyba tyle, bo jak nie skończę to się rozpłaczę chyba...
No to mamy to.
Nie wiem jak to będzie z kolejnym rozdziałem. Może się pojawić 6 września,  jeśli coś by się zmieniło, to będę was informować na blogu<3

sobota, 29 sierpnia 2015

Info!

Hej skarby!<3


Nie wiem czy post urodzinowy się dziś pojawi, bo niedawno wróciłam do domu, a mam połowę imagina. Postaram się go zrobić do północy, a jeśli to nie wypali, to albo będzie w nocy, albo w niedzielę.
Wybaczcie!

<3

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 61


Ważna notka pod rozdziałem!


*** Następnego dnia ***

          Obudziły mnie promienie słoneczne, mocno przebijające się przez zasłony w pokoju, w którym przespaliśmy ostatnie kilka godzin. Znaczy, ja poległam koło pierwszej w nocy, a Louis nie wiem, kiedy znalazł się obok mnie. Otworzyłam oczy i przerwałam wspominanie ostatniego wieczoru. Westchnęłam, przekręcając się na bok. Zegarek na ścianie wskazywał godzinę dwunastą w południe. No nieźle. Podniosłam się do siadu i wstałam. Jak zwykle zakręciło mi się w głowie, ale po chwili przeszło, więc wraz z szarymi spodniami od dresu  przydużej szarej koszulce w dłoni, znalezionymi w szafie ( Niall kazał nam się czuć jak u siebie ), weszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic.
          Całkiem ogarnięta i przytomna, weszłam spowrotem do pokoju. Louis spał rozwalony na całą długość łóżka na brzuchu, cicho pochrapując. Nie obudzi się dopiero, jak za godzinę. Zabrałam telefon z brązowej szafeczki z dwiema półkami, stojącej po mojej stronie łóżka i wyszłam z pokoju.
          Przez cały korytarz ciągnęły się różne rodzaje śmieci, zaczynając od pustych butelek po alkoholach i kończąc na drobnych papierkach. Na schodach, w kuchni, salonie to samo. Mijałam wszystko starannie, by w nic nie wejść. W kuchni napiłam się trochę wody i zjadłam kanapkę, po czym weszłam do salonu. Harry, Liam, Diana i Marlena spali powyginani na jednej kanapie. A Zayn? Gdzie on jest?
          Przyjrzałam się dokładnie zwłokom na kanapie i w dostrzegłam czarną czuprynę. Spał z opartą głową na ramieniu Diany, z dłonią na jej brzuchu. Niewiele myśląc, zrobiłam im zdjęcie aparatem w telefonie, będzie na później. Nie mogłam zlokalizować Nialla, ale i to w krótce mi się udało. Leżał rozwalony za kanapą, przytulony do małej czarnej poduszki.
- Niall, wstawaj - powiedziałam cicho, by nie pobudzić reszty. Oczywiście na marne. - Nialler!
- Co? Dajcie mi spokój. Chcę spać... - wyjąkał przez sen i przewrócił się na drugi bok, tyłem do mnie.
- Niall, wstawaj, w tej chwili!
- Po co mnie budzisz, zła kobieto? Nie masz co robić? - usłyszałam w odpowiedzi. Czyli wygrałam.
- No właśnie nie i dlatego budzę ciebie.  Wstawaj!
- No ale...
- Niall, ten burdel trzeba ogarnąć.
- Ewa, mam od tego sprzątaczki. Wstanę, to po nie zadzwonię i przyjdą, a teraz daj mi spać - wydukał te słowa, nadal mając zamknięte oczy i leżąc na podłodze.
- Dobra.
Zostawiłam go, dając mu nadzieję, że dałam spokój. Poszłam do kuchni po butelkę zimnej wody i trochę w szklance i jakieś proszki przeciwbólowe.
- Wstaniesz? - zapytałam jeszcze raz, stając przed Niallem jeszcze raz.
- Nie - mruknął tylko. Więc nie miałam wyboru i wylałam na jego twarz zawartość szklanki. Chłopak wrzasnął, szybko podnosząc się do siadu, wycierając twarz z nadmiaru cieczy. - Oszalałaś?!
- A skąd! Po prostu chcę cię obudzić.
- A daj spokój - chłopak w końcu wstał, usiadł na szarym fotelu ze skóry i wziął ode mnie butelkę wody i jedną tabletkę, po czym popił ją wodą.
- Wow.
- Co? - zapytałam, nie rozumiejąc, czym jest ona spowodowana.
- Wiedziałem, że Zayn ma się ku Dianie, ale, że nie aż tak! - powiedział uśmiechnięty, patrząc na nich.
- A ja wiedziałam - stwierdziłam dumna.
- Ty to wszystko wiesz.
- No ba - uśmiech nie schodził mi z ust.
- Nie budźmy ich. Wyglądają razem tak słodko, że zaraz się chyba zerzygam - powiedział Niall wstając.
- Nie jesteś ani trochę romantyczny. Idę do mojego pijaka - zaśmiałam się i ruszyłam spowrotem schodami na górę. Bylam na trzecim stopniu, gdy zakręciło mi się w głowie i ciemność całkiem przesłoniła mi widzenie. Nogi nagle stały się miękkie i same się pode mną ugięły. Poczułam, jak moje ręce zsuwają się z barierki. Nie dane było poczuć mi zderzenia z twardą powierzchnią, bo poczułam, jak ktoś chwyta mnie w talii i podnosi do pionu.
- Ewa, co jest? - zmartwiony głos Nialla dotarł do moich uszu. Spojrzałam na niego, uraczając go delikatnym uśmiechem.
- Już wszystko dobrze. Zakręciło mi się tylko w głowie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Jestem w ciąży.
- Oh... Okej. Na pewno wszystko w porządku?
- Tak.
- Dobra. Odprowadzę cię do waszego pokoju - powiedział z miną " odprowadzę cię i nawet nie myśl, że zmienię zdanie ".
- Niech ci będzie.
Weszliśmy po schodach na górę. Niall cały czaa trzymał mnie asekurująco za ramiona, prowadząc pod same drzwi. Otworzył je, naciskając klamkę. Weszliśmy środka. Louis siedział na łóżku i przecierał oczy, gdy nas zobaczył, zerwał się ze swojego siedzenia i dopadł do mnie.
- Co się stało? Czemu ty ją prowadzisz?
- Nic, zrobiło mi się trochę słabo - chciałam, żeby to zabrzmiało pewnie, ale mój głos nie wykonał swojego zadania.
- Jasne. Prawie mi na schodach zemdlała - wtrącił swoje trzy grosze Niall. Dzięki.
- Co?
- Loui, daj spokój.
- To... Ja was zostawiam - blondyn wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Na pewno wszystko dobrze? - zapytał jeszcze raz, upewniając się.
- Tak.
- Siadaj - zaprowadził mnie do łóżka i kazał usiąść. - Nie zrobisz sobie krzywdy, jak cię tu na chwilę zostawię i pójdę wziąć prysznic? - kucnął przede mną.
- Nie? Louis, nie jestem jakąś pokraką, która nie umie chodzić! - podniosłam się z siedzenia i spojrzałam na niego z góry.
- Przepraszam, że to tak zabrzmiało. Nie to miałem na myśli. Miało być coś w stylu, czy ci się już w głowie nie kręci, albo co - odpowiedział, tłumacząc się.
- Nie, wszystko dobrze.
- Dobra, zaraz wracam - dał mi jeszcze buziaka, wziął z szafy spodnie dresowe i zniknął w łazience.
Gdy wyszedł z łazienki, ja leżałam na łóżku plackiem na plecach i za nic nie chciało mi się z niego ruszać.
- Wstawaj kocie. Będziemy zaraz wracać - powiedział, gdy położył się obok mnie, odgarniając z twarzy moje włosy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
- Okej, możemy wracać - odrzekłam i wstałam z łóżka.
          Zeszliśmy na dół, a tam zastaliśmy trzy dziewczyny, które widziałam pierwszy raz na oczy. Wszystkie trzy miały na sobie granatowe sukienki z białymi kołnierzykami na krótkim rękawku, do tego białe fartuszki przepasane w pasie i czarne lakierki na obcasie. Włosy spięte w schludnego koka.  Panie od sprzątania. Aktualnie zbierały śmieci z korytarza.
- Dzień dobry - powiedziały równo na nasz widok.
- Dzień dobry - odpowiedziałam im, lekko się uśmiechając do nich.
- Cześć dziewczyny - odpowiedział im.
- Louis! - fuknęłam lekko zła i zazdrosna, gdy zauważyłam w końcu, że on im się aż za bardzo przygląda.
- Przepraszam. Zastanawiam się, czy by tobie nie sprawiać takiego seksownego fartuszka - uśmiechnął się jednoznacznie, a ja od razu nie załapałam o co mu chodzi.
- Do czego mi... Lou! - dotarło do mnie, co wypowiedziane zdanie miało w sobie ukryte. Moje policzki zostały okryte kolorem dojrzałej czerśni.
- Znasz je? - zapytałam, by szybko zmienić temat, bo poprzedni mógłby ciągnąć w nieskończoność.
- Tak. Zawsze tu sprzątają po balangach Nialla.
- Oh... Okej - przyjęłam to do wiadomości. Weszliśmy oboje do salonu. Wszyscy już siedzieli, jak się zorientowałam, bez Harry'ego, na kanapie. Wspomniany lokowaty brunet leżał na dębowych panelach na plecach, z oczami zamkniętymi i rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Co ty Styles? Umierasz? - zapytał Louis, podchodząc do niego i dając mu w twarz. Nie mam pojęcia, czy lekko.
- Ała kurwa! Pojebało cię?! To boli - uderzony chłopak podniósł się do siadu i potarł bolący policzek. Wszyscy się zaśmiali, a Marlena kucnęła przy swoim chłopaku i pogładziła jego policzek, po czym dała mu całusa.
- Lepiej?
- Tak - odparł i przeniósł swój wzrok na Lou, który, niewiadomo kiedy siedział już na kanapie, obok Zayna i śmiał się z powstałej sceny. Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach.
- Masz szczęście, że masz Ewę na kolanach, bo bym ci oddał - powiedział żartobliwie. - Mocniej.
- No cóż...
- Ale i tak ci kiedyś oddam - pogroził mu palcem wskazującym.
- Okej.
- Żyjecie jakoś? - zapytałam i popatrzyłam po ich twarzach.
- Ja się czuję świetnie! -odpowiedziała pierwsza Diana, a Marlena dołączyła się do jej odpowiedzi.
- Mogło być gorzej - powiedział Liam, przecierając oczy.
- No dokładnie - dodał Niall. - Milagos!
- Tak, panie Horan? - do salonu weszła jedna z tych dziewczyn od sprzątania i wygładziła swój strój. Była śliczną, niską dziewczyną o platynowych włosach.
- Zrób nam to, co zawsze - powiedział jej tylko, a ona skinęła głową na znak zgody i zniknęła w kuchni.
- O co chodzi? - zapytałam swojego narzeczonego.
- Zaraz zobaczysz.
          I faktycznie. Po kilkunastu minutach rozmowy, wróciła Mialagros z wielkim talerzem, na którym leżało kilkanaście tostów posmarowanych masłem, a na to jakieś różne dodatki.
- Czy coś jeszcze, panie Horan? - zapytała, stając przy nim i czekając co jej powie.
- Zrób nam jeszcze herbaty, skarbie - odpowiedział.
- Oczywiście.
- Niall, przecież ty masz dziewczynę! - odezwała się Marlena.
- Wiem o tym. I nie romansuję na boku z Mili, jeśli to chcesz mi zaraz zarzucić. Jestem po prostu dla niej miły. Jest tu dopiero drugi raz, chcę żeby miło mnie wspominała -wypowiedział się. Marlenę na moment zatkało i nie wiedziała, co odpowiedzieć, aż w końcu rzekła :
- Aha.
- Diana, wybrałaś już imię, dla dziecka? - zapytał dziewczynę po śniadaniu Liam.
- Tak -odpowiedziała i spojrzała po nas. - Mój maluszek będzie miał na imię Nathan - uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam go.
- Ślicznie - wszyscy wyrazili swoją radość przytulając ją i gratulując wyboru imienia.
          Za to Zayn powiedział tylko :
- Piękne imię - gdy to mówił, patrzył na nią, cały czas się uśmiechając.
- Dzięki - odpowiedziała, lekko się uśmiechając.

- A co z Dianą? - zapytałam, stając przed samochodem. Przed chwilą wyszliśmy z domu Horana.
- Zayn napewno ją odwiezie - powiedział pewny siebie, po czym uśmiechnął się do mnie promiennie i otworzył drzwi od strony pasażera do swojego mercedesa.
- Okej - uśmiechnęłam się lekko pod nosem, usiadłam na swoim miejscu.

**** Miesiąc później ****

          Kilka dni temu byliśmy u ginekologa na badaniu USG i porozmawialiśmy z panią doktor o podstawowych rzeczach. Loui oczywiście nie omieszkał zapytać o współżycie seksualne, jak on to powiedział. Ivette, bo tak kazała do siebie mówić, odpowiedziała, że nie ma żadnych przeciwwskazań.
- Zobacz - skończyłam wspominanie i wstałam z krzesełka w kuchni, by po chwili znaleźć się w salonie. 
- Co tam masz? - odłożył dwie kartki A4 zapisane jego pismem i przeniósł całą uwagę na mnie. Usiadłam obok niego na białej skórzanej kanapie i podałam mu najnowszy egzemplarz gazety ' The Sun ' Oparłam głowę o dłoń. - Co oni tam znowu napisali? 
- Sam zobacz - pokazałam mu na artykuł. Zaczął go czytać na głos: 
- " Jak dowiedzieliśmy się całkiem niedawno z naszego zaufanego źródła, Louis Tomlinson, oświadczył się swojej dziewczynie. " Heh, dopiero teraz domyślili się, że ci się oświadczyłem - zaśmiał się z tego, co przeczytał przed chwilą. Zaraz potem zaczął czytać dalej -" Kilka dni temu, widzieliśmy ich, jak oboje weszli do szpitala. Z wywiadu środowiskowego wiemy, że oboje byli u ginekologa. Czyżby Ewa była w ciąży? Może dlatego Tomlinson kupił ogromny dom w Los Angeles? A może już niedługo szykuje się bajeczny ślub tej pary? O czym jeszcze nie wiemy? "
Skończył czytać i spojrzał na mnie.
- Co oni jeszcze wymyślą? - westchnęłam tylko.
- No, ale zobacz, jak ładnie wyszliśmy na zdjęciu - pokazał na fotografię pod tekstem, na którym oboje wchodzimy do szpitala trzymając się za dłonie. 
- Rzeczywiście... - prychnęłam tylko i zabrałam mu tą gazetę, odkładając na średniej wielkości stolik z szklanym blatem i hebanowymi nogami.
- Pięknie! - szybkim ruchem wciągnął mnie na swoje kolana, tym samym nie pozwalając dokończyć zdania.
- Tak? To ciekawe co powiesz, jak napiszą, że jestem w ciąży i cię zdradzam z niewiadomo kim! - Powiedziałam to, co ciążyło, mi na sercu. I tak wiem, że to prędzej czy później napiszą, no ale... Chciałam wiedzieć, co on o tym myśli. 
- Przecież wiesz, że to co piszą w tych gazetach jest dalekie od prawdy. Więc ja nie mam podstaw wierzyć jakiejś tam gazetce - odpowiedział spokojnie, patrząc mi w oczy. Pogłaskał mnie delikatnie po policzku, zahaczając o ucho i włosy. 
- Nie przeszkadzam ci? - zapytałam, przerywając ciszę między nami.
- Nie. W sumie dobrze, że mi przerwałaś, bo mam dość tych tekstów - odetchnął i zmierzwił swoje i tak już sterczące na wszystkie strony włosy. 
- Zjemy coś, okej?
- Dobrze, ale potem idziemy na spacer - powiedział chłopak, patrząc na moją reakcję. 
- Dobrze - zgodziłam się i poszłam do kuchni przygotować coś do zjedzenia.

*** Oczami Louisa ***

Chodzimy sobie właśnie z moim skarbem po parku. Wszechogarniająca zieleń dookoła uspokaja mnie całego i uwalnia od nerwów. 
Niczego teraz bardziej nie potrzebuję. 
- Halo! Louis, mówię do ciebie! - dotarł do mnie uniesiony głos Ewy. Patrzy na mnie uważnie. Jej delikatna zmarszczka, która pokazuje się między jej brwiami, gdy nad czymś się zastanawia, jest bardzo pociągająca.
- Tak? - zapytałem, chcąc dowiedzieć się, co do mnie mówiła. 
- Mówię do ciebie od kilku minut, a ty jesteś tak zamyślony, że mnie nie słyszysz nawet - powiedziała z lekką pretensją w głosie.
- Przepraszam, ale myślałem o tobie.
- Wybaczam w takim razie. Ale mam nadzieję, że same dobre rzeczy o mnie myślisz? 
- Uwierz mi, że same brudne myśli mam o tobie - zaśmiałem się, łącząc nasze dłonie i stając na środku alei, wyłożonej szarą, kwadratową kostką.
- Louis! - dostałem za to od niej lekko w ramię, słysząc jej pogodny śmiech. 
- No już... Co tam chciałaś mi powiedzieć? - zapytałem i przyciągnąłem dziewczynę bliżej siebie. 
- To, że byłoby fajnie, zrobić wesele na powietrzu - rozejrzała się po parku.
- Wesele na powietrzu, mówisz? - zapytałem, upewniając się. 
- Tak. Kilka dużych, białych pawilonów na sporym kawałku ziemi.
- Nie głupie to. Na pewno o tym pomyślimy - ten pomysł na prawdę mi się podoba. - A myślałaś już nad datą tego pięknego dnia? - zadałem pytanie, siadając na najbliższej, brązowej zwykłej ławce. Ewa zrobiła to samo. 
- Tak dokładnie to nie, ale na pewno jakoś po porodzie. Nie chcę się teraz tym wszystkim przejmować. Później przyjedzie na to lepszy czas.
- Masz rację - zgodziłem się. - Nie chciałbym, żeby coś wam się stało.
- Ja też nie - brunetka oparła głowę o mój bark, a ja przyciągnąłem ją bliżej siebie. 
- O mój Boże! To on! - usłyszałem za sobą krzyk. Rozejrzałem się dookoła i spostrzegłem pięć dziewczyn, które szybko do nas szły. Można nawet powiedzieć, że biegły. 
- Możemy zrobić sobie z wami zdjęcie? -  zapytała jedna, podchodząc bliżej, ale nie na tyle, by łamać naszą przestrzeń osobistą. Stała jakieś pół metra od nas.
- Co ty na to kochana? - zapytałem, spoglądając na zdezorientowaną dziewczynę. 
- Ze mną też chcecie? - zapytała niepewna, poprawiając bladoniebieski sweterek, który miała na sobie. - Dobrze.
- Madison, patryknij nam focie - rzekła wyglądem najstarsza. Brunetka, niewiele starsza od Ewy, ubrana w niebieską sukienkę z czarnym paskiem na talii i tak ssamo czarnej marynarce. Dziewczyna,która poprosiła nas o zdjęcia, odeszła do nas i stanęła między nami, ustawiając się do zdjęcia. Uśmiechnąłem się lekko i po kilku minutach zdjęcia, z każdą z dziewczyn były zrobione. - Dzięki. 
- Hej, Ewa, naprawdę jesteś w ciąży? - zapytała Madison, chwając swój aparat, do średniej wielkości drogiej z wyglądu torebki.
- Yyy... - Ewa zrobiła niepewną minę i spojrzała na mnie. Dyskretnie zaprzeczyłem ruchem głowy. - Nie. To był fałszywy alarm.
- Aha... Szkoda... Bo my - tu pokazała na dziewczyny obok niej. - Liczyłyśmy na to, że będziecie mieli dzidziusia.
To co powiedziała, to było miłe. Rzadko kiedy słyszałem jakieś dobre rzeczy o Eleanor, tym bardziej o Ewie. - Cieszę się, że akceptujecie osobę, którą kocham nad życie - pokazałem na Ewę, a ona uraczyła mnie swoim uśmiechem i zarumieniła się, gdy cała uwaga została skupiona na jej osobie.
- My tak, ale jest wiele fanek, które za wami nie przepadają - wyszeptała jedna z dziewczyn, której imienia nie znałem. Miała lekko kręcone włosy związane w schludny koński ogon na czubku głowy.  Ubrana była w czarne spodnie dresowe i szarą bluzę z napisem " Blame ".
- Wiem to i doceniam, ale nie zmuszę nikogo, by polubił kogoś, kogo nie zna i nic o niej nie wie.
- Racja.
          Dziewczyny nie były natrętne ani zaborcze, przez co udało nam się  w spokoju i już bez żadnych niespodzianek wrócić do domu.
- Nie wiem czemu, nie pozwoliłeś mi, powiedzieć prawdy - powiedziała do mnie Ewa, od razu po przekroczeniu progu jej domu. Zdjąłem buty i od razu przeszedłem do salonu.
- Po prostu tak było najlepiej - powiedziałem zgodnie z prawdą. Nie chciałem, by teraz ktoś się dowiedział o dziecku. To jeszcze za wcześnie.
- Najlepiej? A co to za różnica czy rozpowie to fanka, której mało kto uwierzy, bo przecież może zmyślać, czy jakaś gazeta, która wymyśla wszystko co popadnie, żeby tylko jakoś się kupy trzymało?! - pod koniec już krzyczała i mocno gestykulowała rękoma. Była wściekła.
- Nie denerwuj się misiaczku - próbowałem ją jakoś uspokoić, łapiąc za ramiona. - Po prostu nie chciałem im tego teraz mówić. Zrozum. To jeszcze za wcześnie. Nie chcę cię narażać na stresy bardziej niż to konieczne.
- Ciekawe, jak to będzie za miesiąc albo dwa, kiedy brzuch będzie widoczny. Zaczną wymyślać...
- Ewa! Uspokój się! - powiedziałem, podnosząc wyżej ton głosu. - Nie pozwolę was skrzywdzić. Masz do dyspozycji ochronę, masz mnie. Jeśli będzie taka potrzeba, to nabiorę cię ze sobą w trasę. 
- Louis... - chciała coś jeszcze powiedzieć, ale po prostu nie dokończyła zdania. Przytuliła się za to do mnie mocno, oplatając rękami moje plecy.
- Cii - szepnąłem cicho i pocałowałem ją krótko w szyję, w miejscu pod lewym uchem, gdzie najbardziej lubi.
- Tak bardzo się boję, że to mnie przerośnie - wyznała drżącym głosem w moją koszulkę. 
- Damy radę. Jesteśmy w tym razem. Poradzimy sobie - powiedziałem zgodnie z prawdą. Byłem tego pewny. - Nie przejmuj się tym, co piszą w tych gazetach, okej? Bo inaczej będę musiał kazać komuś z ochrony, by wyrzucali je, zanim je zobaczysz - uśmiechnąłem się, widząc, jak na jej twarz wracają kolory.
- Dobra, dobra. Nie musisz być taki stanowczy. To do ciebie nie pasuje - złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku, w którym nasze języki walczyły o dominację. 
- Wiem - powiedziałem w przerwie na oddech.
          W chwili, gdy Ewa chciała coś powiedzieć, rozległ się dzwonek mojego telefonu.  Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Liama, zrobione na ostatniej gali. Nie wiem, jak ono znalazło się w moim iphonie, ale może zostać. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha. 
- Halo?
- Cześć Tommo - usłyszałem po drugiej stronie poważny ton Liama.
- No cześć, co tam? 
- Możemy do was wpaść z chłopakami?  Jest sprawa do obgadania - powiedział w skrócie, a ja zacząłem się zastanawiać o co może chodzić. 
- Dobra czekamy - zgodziłem się.
- Będziemy za pół godziny - Liam rozłączył się zaraz po tych słowach. 
          O jaką sprawę chodzi? Paul? Piosenka z jakimiś niedociągnięciami? 
- Co chciał? - Ewa spojrzała na mnie wzrokiem pełnym ciekawości.
- Chłopaki coś obgadać, będą za pół godzinki.
          Tak, jak zapowiedział brunet, o umówionym czasie, do drzwi zadzwonił dzwonek. Ewa poszła otworzyć, a ja czekałem na nich w salonie. Z korytarza dało się słyszeć odgłosy powitania i pytań jak dziewczyna się czuje. W sumie tak na dobrą sprawę, nie widzieliśmy się z chłopakami ze trzy tygodnie!
- Cześć chłopaki - przywitaliśmy się tradycyjnie, klepiąc po plecach. - A więc, co to za sprawa?
- Paul - rzucił hasłem Niall. Nasi goście rozsiedli się na sporej kanapie, umiejscowionej naprzeciw tej, na której aktualnie siedzę.
- No dawaj - byłem gotowy na wszystko. - Mamy coś na kształt planu - odezwał się pierwszy Zayn.
- A więc słuchamy - Ewa usiadła przy mnie na kanapie, uprzednio stawiając na stoliku srebrną tacę z czterema kubkami kawy i cukrem.
- Nie wiemy, czy to wypali i jakie będą tego efekty, ale zawsze warto spróbować. Chodzi o to, żebyśmy na własną rękę, po cichu, szukali menagera. 
- I co dalej? - zapytałem. Sam pomysł nie był głupi, ale ryzykowny. Nie chcemy przecież, żeby ktoś się o tym dowiedział. A szczególnie Paul.
- Trzeba jak najdłużej trzymać w tajemnicy o kogo chodzi - dodał Liam. - Co myślicie? - spojrzał po naszych twarzach.
- W sumie... Jeśli nie ma innego... Od czegoś najpierw trzeba zacząć. Jeśli ten nie wypali, zastanowimy się nad innym, ale nie wiem, jak długo uda nam się zostać anonimowi - powiedziałem zgodnie z tym, co uważałem.
-Ja jestem za. Im prędzej zaczniemy w końcu działać, tym szybciej się go pozbędziemy i będziemy mogli w miarę normalnie, jak na nas, prowadzić swoje życie - wypowiedział się Harry, pierwszy raz od momentu przekroczenia progu domu. Spojrzałem na niego z podziwem. Jestem dumny z tego, co właśnie przed chwilą powiedział. 
Co do tego, jesteśmy jednomyślni. 

**** Kilka dni późnej ****

- Ewa, masz chwilę? - do mojego pokoju weszła niepewnie Diana.
- Jasne - mówiąc to, odłożyłam książkę, którą przed chwilą czytałam i skupiłam całą uwagę na blondynce. Ostrożnie usiadła obok mnie.
- Nie wiem od czego zacząć... - zaczęła niepewnie, nie wiedząc gdzie podziać wzrok.
- Najlepiej od początku - zachęciłam ją, łapiąc za dłonie. 
- No bo... Chyba się pogubiłam we własnych uczuciach.
- To znaczy?
- Chodzi o Zayna.
          Dziewczyna westchnęła i zaczęła bawić się sznureczkiem od swojej białej sukienki, w wyraziste kwiaty, koloru ecru. Spojrzała na mnie spowrotem po chwili ciszy i powiedziała:
- Ja chyba coś do niego czuję. 
- Co dokładnie? - starałam się brzmieć w miarę normalnie, ale słowa przez nią wypowiedziane, po prostu mnie z radości rozpierały.
- Na pewno czuję się przy nim bezpieczna. Gdy się spotykamy, zawsze we wszystkim mi pomaga... Wstać, usiąść coś zrobić, gdy sobie nie radzę. Potrafi rozweselać mnie do tego stopnia, że zapominam o Bożym świecie! Wtedy jesteśmy tylko my. Godzinami siedzimy w jego domu i gadamy o głupotach, a on dalej nie ma mnie dosyć. Kiedyś... Mały dawał rundę swoich popisów i kopał. W końcu tak bardzo zabolało, że nie wiedziałam co się dzieje. Wtedy Zayn przyłożył prawą dłoń w to miejsce, delikatnie pogłaskał i zapytał, czy mniej boli. Poczułam dziwny uścisk i radość w sercu. Chyba dlatego, że nie uważa mnie za dziwkę... Ta radość. Po prostu cieszę się, że zmienił o mnie zdanie - w jej oczach zamajaczyły łzy. Otarła słone krople i kontynuowała: - Ja nie wiem, jak on to wszystko widzi, ale ja właśnie w ten sposób. 
- Tak bardzo się cieszę! Myślę, że mogłoby wam się udać...
- Daj spokój. Co ty za pierdoły mi tu pociskasz. 
- Nie wierzysz mi? Okej, to sama zobacz - sięgnęłam po telefon z małej, białej, drewnianej szafeczki nocnej i wyszukałam w galerii zdjęcie, które mnie aktualnie interesowało. Impreza u Nialla. Pokazałam go jej.
- Skąd masz to zdjęcie? - zapytała, wpatrując się w nie z uwagą i analizując każdy szczegół, powiększając je w wybranych przez siebie miejscach.
- Zrobiłam je, kiedy sobie oboje spaliście. Prawda, że słodko na nim wyszliście?
- Ale... Ja nie wiedziałam...
- Diana... On coś do ciebie czuje, coś więcej niż chęć pomocy czy przyjaźń.
- Ale...
- To zdjęcie, to, jak się tobą opiekuje, jak na ciebie patrzy... Mam wymieniać dalej?
          Zawstydzona przez moje słowa,  opuściła głowę, patrząc na swój brzuch, lekko się uśmiechając.
- Okej, może masz rację, ale... Ja nie będę w stanie spełnić jego oczekiwań jako kobieta. Jego, czy jakiegokolwiek innego faceta! Ugh! Nie ma nawet mowy o tym, by zobaczył mnie w bieliźnie, czy jakiejkolwiek intymne zbliżenie... Kiedyś... Kiedyś przyszedł kilka minut wcześniej, a ja brałam wtedy prysznic. Nie wpuściłam go tu, bo byłam w samym reczniku. Miałam takie dziwne przeświadczenie... Bałam się, że może coś mi zrobić, że skrzywdzi moje maleństwo - zaśmiała się przez łzy w oczach. - Musiał czekać piętnaście minut przed twoim domem, zanim ponownie otworzyłam mu drzwi i wpuściłam do środka. Liczyłam na to, że będzie zły, że wykrzyczy mi w twarz to, że zmarnował tylko czas i ma dość mnie i moich humorków. A on nie miał żadnych pretensji. Jeszcze przeprosił, że przyszedł za wsześnie - skończyła swój monolog, płacząc głośniej. 
          Diana bardzo to przeżywa. Ja nie byłam w takiej sytuacji, jak ona. Owszem, miałam jakiegoś chłopaka po tym wszystkim, ale za bardzo na mnie naciskał na seks. Ale gdy mu w końcu powiedziałam o całej sytuacji i o tym, że nie jestem gotowa, następnego dnia zerwał kontakt i tyle go widziałam. Nie było, między nami "tego czegoś", bo nie rozpaczałam po nim. Było mi tylko źle, że potraktował mnie w taki sposób. Bez słowa wyjaśnienia dlaczego.
- Musisz mu powiedzieć co czujesz. Zaryzykować. Nie ma sensu, byś to przed nim ukrywała.
- Może masz rację. Ale boję się, że wyjdę na rozemocjonowaną idiotkę i mnie wyśmieje...
- Nie. Zayn nic takiego nie zrobi, możesz być pewna. Porozmawiajcie oboje na spokojnie. Dowiesz się, na czym stoisz.
- Dziękuję. Jesteś moim aniołem - dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością i lekko przytuliła do mojego boku.
- Nie ma za co. Zawsze ci pomogę - pogłaskałam ją po ramieniu.
- Wiesz co? Dziś to zrobię. Cokolwiek z tego wyjdzie, nie zarzucę sobie, że stchórzyłam.
- Bardzo dobrze.
- Wiesz, kiedy wracają z tego spotkania? - zmieniła temat, spowrotem siadając prosto na łóżku. 
- Louis nie powiedział, dokładnie kiedy. Sam nie wie. Ta ich konspiracja skłania ich do tego, że wracają późno. Ostatnio wrócili gdzieś koło pierwszej w nocy, bo musieli zgubić reporterów i całe spotkanie się przedłużyło.
- O rany. A jak ty się czujesz?
- Dobrze. Całkiem dobrze. Na razie nic nie jest za bardzo uciążliwe - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 
- Poczekaj, aż przyjdą zmiany nastroju. Będziesz nie do wytrzymania. Sama widziałaś, że przed chwilą jeszcze, siedziałam tu i rozklejona, jak kartka papieru, a teraz śmieję się, jak głupia - uśmiechnęła się lekko.
- No to Lou ze mną nie wytrzyma - zaśmiałam się ze swoich słów.
- E tam, da radę. Nie jest z tych, co to w najgorszej chwili pójdzie na piwo z kumplami, a biedną kobietę zostawi samą sobie.
- Wiem. Louis to taki mój jeden na milion - westchnęłam. Naprawdę tak uważam. 
- O tak.
- Wiesz co? Mam ochotę na lody waniliowe i jakieś ciacho z toffi i herbatnikami. Co ty na to? Powinnam mieć wszystkie składniki - zaproponowałam z uśmiechem. 
- Jestem jak najbardziej za!
          Zeszłyśmy na dół do kuchni i zaczęłyśmy przygotowywać składniki na ciasto biszkoptowe. Miałam wizję na to, jak zrobię to ciasto. Diana wybiła jajka do miski i wsypała cukier, powiedziałam jej, żeby cały czas ubijała masę mikserem, aż nie powiększy swojej objętości conajmniej dwa razy. Gdy ten warunek został spełniony, wymieszałam delikatnie z mąką i wstawiłam do piecyka na pół godziny. W tym czasie Diana znalazła sporą paczkę herbatników, sprytnie schowaną przed Niallem. O dziwo w lodówce znalazłam śmietankę idealną do ciast i masę kajmakową.
- No co? Lubię słodkie rzeczy - powiedziała niewinnie Diana, gdy zapytałam, skąd to wzięło się w mojej lodówce.
- A więc to dziś wykorzystamy.
          Ciasto się pięknie upiekło. Było równe z foremką. Zostawiłam je do wystygnięcia i miałyśmy chwilę czasu dla siebie, bo biszkopt musi być zimny, by go przekroić na pół i zacząć działać dalej. Nie chciało mi się robić do niego ponczu, bo też musiałby być zimny, inaczej wszystko by popłynęło zwarzone.
          Ciasto gotowe, więc zrobiłam jeszcze budyń, taki najzwyklejszy.
- Dobra, możesz powoli ubijać tą śmietankę, bo zaraz nałożymy herbatniki i masę kajmakową - poinstruowałam dziewczynę, która zachwycona patrzyła, jak spokojnie kroję biszkopt wzdłuż. Nałożyłam budyń, porcję herbatników, masę kajmakową, znowu herbatniki i na to cieńszą warstwę biszkoptu, który mi został, a nie zrobiłam z niego posypki.
- Okej.
          Diana wyłożyła mi trochę ubitej śmietanki na wierzch ciasta. Rozprowadziłam ją również po bokach i po kilku minutach mojego wzdychania na złe układanie się śmietany i śmiechu Diany, ciasto było gotowe. Dziewczyna posypała jeszcze wierzch pozostałością biszkoptu, który specjalnie zostawiłam na ten moment.
- Wyszło idealne! Jak z moich snów - pisnęła radośnie, biorąc nóż ze stołu krojąc sobie kawałek. - Chcesz?
- Nie, nie.
- Jakie to pyszne! - powiedziała z uśmiechem, zajadając się słodkością.
- Dzięki.
- Czemu nie pracujesz w jakieś piekarni albo cukierni? Za takie ciacho przyjmą cię od razu!
- Wiesz, moja historia z tym związana, jest dosyć dziwna.
- Ja mam czas - zachęciła mnie.
- Okej. No więc, jak jeszcze mieszkałam w Polsce, to pracowałam w jednej takiej piekarni - cukierni - zaczęłam opowieść.
- I co dalej?
- Tak... Znaczy, uczyłam się przez trzy lata. W pierwszym roku, zastanawiałam się, co ja tam robię. Byłam pewna, że zaczną mnie czegoś uczyć, a niestety było odwrotnie. Potem przyszła druga klasa, w końcu zaczęło się coś dziać. Mimo, że sporadycznie, byłam zadowolona, że nie robię tylko jednej rzeczy. A w trzecim roku... Czułam się tam jak pracownik. Z prawdziwego zdarzenia. Robiłam tam wszystko, stopniowo oczywiście. I dopiero wtedy wiedziałam, że to właśnie jest to, co chcę robić.
- Wow - powiedziała. - Więc czemu nie pracujesz w tej branży?
- Tam nie chciałam, a tutaj, chciałam zacząć od czegoś... Mniej stresowego.
- Aha, rozumiem.
- Smakuje? - zapytałam, patrząc, jak pochłania kolejny kawałek ciasta.
- Jest mega słodkie, ale takie pyszne, że chyba sama to zjem - powiedziała, wkładając do ust kawałeczek ciasta.
- Nie szalej, bo cię tylko jeszcze zemdli - uśmiechnęłam się i wzięłam ciasto, chowając je do lodówki.
- Ale... - patrzyła na moje poczynania z otwartymi ustami. - Ale...
- Potem sobie zjesz. I zostawimy coś chłopakom - powiedziałam.
- Dobra - powiedziała zrezygnowana. - Pyszne.
- Dzięki.
Usłyszałam zgrzyt otwieranego zamka w drzwiach i po chwili trzask zamykanych drzwi.
- Cześć - w progu kuchni stanął Louis a za nim Zayn. Cali mokrzy.
- Co wam się stało? - zapytała Diana, wstając z krzesełka.
- Ulewa nas dogoniła - poinformował nas Zayn. - Idziemy się ogarnąć.
Oboje, już nic nie mówiąc, poszli schodami do góry i usłyszałam jeszcze trzask drzwi od pokoi.
- Chyba nie lubą deszczu - stwierdziła Diana, wkładając brudny talerzyk do zmywarki.






***************
Okej.
Witajcie kochani, po tak długiej przerwie!
Ale rozdział wyszedł długaśny! Mam nadzieję, że nie zasnęliście w połowie, lub na początku...

Okej, teraz sprawy organizacyjne!
Otóż, niedługo wrzesień i te sprawy. Planuję kolejny rozdział na 6 września, ale to jeszcze nie jest nic pewnego.
Dalej, tak jak rozdziały pojawiały się przez cały poprzedni rok co tydzień, tak teraz na pewno nie będą. Będę chciała poświęcić rozdziałom więcej czasu, by były lepsze, to raz. Dwa to to, że skończyłam szkołę, zaraz egzamin i praca, więc sami rozumiecie = mniej czasu.
Będę was informować pod rozdziałami o dalszych rozdziałach.

No, to chyba tyle, co chciałam powiedzieć. Jak macie jakieś pytania, to śmiało!

A! No i najważniejsze! 
Chciałabym was wszystkich prosić o szczerą opinię o tym blogu. Nie bójcie mnie skrytykować, jeśli tak będziecie uważać.
To dla mnie naprawdę bardzo, bardzo ważne.

<3

niedziela, 2 sierpnia 2015

Zayn zamówienie

Jednak napisałam z twojej perspektywy:)




Dla Olci<3






- Ostatni raz tak zrobiłaś! - usłyszałam jeszcze za sobą krzyk matki, zanim zatrzasnęłam drzwi wyjściowe przed jej nosem.
- No i dobrze - burknęłam do siebie i usiadłam na swoim motorze. Oh, kocham to cacko. Nowiuśki. No... Nie aż tak, ale jeszcze pachnie nowością.





Jestem Ola. Ja do siebie tak mówię. Niestety matka przemawia do mnie "Aleksandro". Ugh, nie lubię tego. To mnie przyprawia o mdłości i dostateczne wkurwienie. Ale dość o mojej sztywnej mamuśce i jej despotycznym zachowaniu, niczym faraon. Odpaliłam moje cudeńko, uprzednio zakładając kask i ruszyłam szeroką ulicą do mojego ulubionego miejsca w Bradford. Tor wyścigowy.
Po drodze nie obyło się bez wścibskich oczu sąsiadów i przechodni, ale jak zwykle mam to głęboko w dupie. Niech se gadają. Chociaż życie towarzyskie sobie urozmaicą.
Dotarłam na docelowe miejsce w kilka minut, nie zapominając o przestrzeganiu ruchu drogowego.
- Cześć Mark - zaprowadziłam motor do swojego' boksu' i przywitałam się z moim kumplem a zarazem mechanikiem. Czasem pozwalam mu ulepszyć mój skarb.
- Cześć Alevanger - nie wiem czemu, ale upodobał sobie ten zwrot do mnie. Nie wiem, gdzie i jak go wysłyszał, ale zaczął tak na mnie mówić tu, na torze. A mi to jakoś nie za specjalnie przeszkadza.
- Co tam Markusiu?
- Wiesz, że jutro jest wyścig? - zapytał, patrząc na mnie całkiem skupiony.
- Wiem - parsknęłam. - Przecież biorę w nim udział idioto!
- Jest ktoś nowy. Piekielnie dobry - powiedział niepewnie.
- Piekielnie dobry? Kto może być lepszy ode mnie? - zapytałam, będąc pewna, że blondyn odpowie, wskazując na mnie, jak za każdym razem, ale teraz patrzył tylko gdzieś ponad mnie i nie odezwał się słowem.
- Ja - usłyszałam męski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego chłopaka w kombinezonie, który ściągnął właśnie kask. Pierwsze co zobaczyłam, to jego czarne, jak smoła, krótko obcięte włosy i brązowe przenikające na wskroś oczy.
- A kim ty jesteś, żeby tak twierdzić? - zapytałam śmiało. Oni wszyscy są tacy pewni siebie, ale jak przychodzi co do czego i przegrywają ze mną, to ich pewność siebie spieprza szybciej niż oni na tych motorkach.
- Zayn. Zayn Malik ślicznotko - powiedział, po czym uśmiechnął się łobuzersko.
- Ślicznotka? Żałosny jesteś. Tak to sobie możesz mówić do tych lasek, co tam stoją prawie nago, a nie do mnie - pokazałam mu na grupkę plastików stojących nieopodal, które na jego widok zaczęły piszczeć, jakby conajmniej zobaczyły Boga seksu...
- Cięty języczek, widzę mamy - odłożył kask, mówiąc to i spojrzał na mnie z góry z tym samym uśmieszkiem. No cóż, jestem od niego troche niższa. Okej, o głowę niższa. - Skoro jesteś taka pewna siebie, to chodź, przejdźmy się - pokazał na tor, przygotowywany na jutrzejszy pokaz.
- Jesteś tego pewny?
- Jak najbardziej.
- Markuś - chłopak podalmi kask bez słowa. - No to dawaj, panie Malik.
Wsiadłam na swój motor i ruszyłam na tor. Mało ważne, że nic nie jest gotowe. Skoro tak bardzo chce przegrać, to co?
Zaraz obok mnie pojawił się chłopak na swoim rumaku. No, muszę przyznać, że jego motor jest całkiem okej, ale ma zbyt jasne kolory. Ja wolę stonowane.










- Markuś!
Podniosłam rękę do chłopaka, a on, zaczął odliczanie. Silniki zawyły, a gdy opuścił małą czerwoną chorągiewkę, oboje ruszyliśmy.

      Nie do wiary! Wygrał! Ten nadęty, przystojny idiota ze mną wygrał!
Jak?!
      Odprowadziłam spokojnie swój motor do Marka, nie dając po sobie znać tego, że moja duma właśnie została nadszarpnięrta przez jakiegoś hultaja!
- Olcia...
- Nie! Nic nie mów! - oparłam się głową o ścianę, by ochłonąć.
- A nie mówiłem, śliczna? - usłyszałam ten jego cynicznie irytujący głos i spojrzałam na niego zdenerwowana.
- Jeszcze raz powiedz do mnie " śliczna", a będziesz zbierał te wyglancowane ząbki z trawy.
- I do tego ostra. Lubię takie - ewidentnie chce mnie wkurwić, co mu się do cholery, udaje.
- Zayn... - Mark chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo ten drugi zarobił z liścia.
- Nigdy. Więcej. Tak. Do. Mnie. Nie. Mów. - Wycedziłam pojedynczo słowa, patrząc jak brunet pociera lekko swój polik. Założyłam spowrotem kask i wsiadłam na motor, szybko odjeżdżając.

      W domu byłam jakoś po północy. Matka zapewne albo śpi, albo poszła gdzieś, lepiej nie zastanawiać się gdzie i z kim.
      Wziąłam szybki prysznic i rzuciłam się na łóżko, wspominając dzisiejszy dzień.
      Pojechałam tam, buy ochłonąć. Jak zawsze po kłótni z matką. Mark dobrze to wiedział, a jednak powiexialmi o tym kretnie.
Zayn Malik.
      Jest przystojny. Bardzo przystojny. Gdyby nie to, że jestem taka wredna, byłabym jak te dziwki piszczące dzisiaj na jego widok na torze żużlowym. Ale nie. Nie pokażę mu, że mi się podoba.
Wygram z nim.

" Następnego dnia "

Wszyscy byli ustawieni na starcie. Czekaliśmy tylko na sygnał, że możemy ruszać. Z Malikiem nie widziałam się dzisiejszego dnia, ale widziałam gdzieś jego motor. Jest tak jaskrawy, że nie da się go przeoczyć.
      Nagle padł strzał i wszyscy ruszyliśmy.
Przez piewsze okrążenie byłam pierwsza. Na kolejnych dwóch zostałam wyprzedzona przez jakichś dwóch typów, którym zaraz Malik skopał dupy, bo jechał razem ze mną, gdy udało mi się jechać pierwsza. W tym momencie zapragnęłam wygrać. Wygrać, by pokazać mu, że kobieta też potrafi.
Zostało jedno okrążenie, kiedy stało się najgorsze. Jeden z uczestników wybił się z rytmu i razem z motorem zatrzymali się na barierce, chroniącej widzów od toru. Nie widziałam kto to, więc odwróciłam się na moment, by zobaczyć kątem oka.
Pomarańczowy ścigacz! To Zayna!
Nie wiem czemu zawracałam. Szybko znalazłam się przy Marku, który go reanimował. Stałam tam i patrzyłam na to, nie mogąc tego pojąć. W końcu dotarło do mnie, to co się dzieje, ale wtedy właśnie pakowali go do karetki.
- Mark, zawieź mnie do niego! - złapałam go za skórzaną kurtkę.
- Co? Przecież ty go go nie trawisz - powiedział, patrząc na mnie, jak na debila.
- Mark, zawieź mnie do szpitala! - wrzasnęłam stanowczo.
- Dobra, chodź - powiedział tylko i po kilku minutach siedziałam w jego bmw.
Po dwudziestu minutach byłam na miejscu i jak szalona wapadłam do recepcji, by się zapytać o Zayna. Nie wiem, skąd we mnie tyle takich emocji.
- Jest pani kimś z rodziny? Nie jestem upoważniona do...
- Nie obchodzi mnie do czego jesteś i nie jesteś upoważniona! Masz mi w tej chwili powiedzieć, gdzie leży Zayn Malik! - wrzasnęłam do niej, a ona patrzyła na mnie, szukając czegoś w moich oczach. Chyba znalazła tylko desperację, bo w końcu odezwała się cicho:
- Pan Malik leży właśnie w sali 167.
Już nic nie mówiąc, ruszyłam spokojnym krokiem, szukając tej sali.
Gdy w końcu stanęłam przed właściwymi drzwiami, byłam już spokojna i w sumie nie wiedziałam, po co tu przyszłam.
Przy tej recepcjonistce musiałam wyglądać, jak napalona fanka, albo niemogąca poradzić sobie z odejściem ukochanego, była.
Czasem jestem zbyt ostra.
Westchnęłam i cicho nacisnęłam klamkę, wchodząc do sali.
Sala wyglądała, jak każda szpitalna sala chorych. Białe ściany i sufit. Z sufitu zwisał żyrandol. Zaraz dostrzegłam chłopaka, leżącego nieprzytomnie na łóżku, podłączony do kilku rurek i kabli, które pomagały mu przy utrzymywaniu życia.
Usiadłam na krześle,  stojącym przy łóżku i dalej na niego patrzyłam.
Zayn jest naprawdę bardzo przystojny, mimo zamkniętych oczu. Jego zarost dodawał mu drapieżności. Nie wiem czemu, dotknęłam lekkp jego dłoni, ale szybko ją zabrałam, bojąc, że go obudzę czy coś.
Czemu on jest taki irytujący? Gdyby nie to, mogłabym go nawet polubić.
Postanowiłam wstać i wrócić do domu, i zająć się czymś, ale powstrzymała mnie ręka trzymająca moją w nadgarstku.
-Zostań - powiedział cicho, a ja zaskoczona usiadłam spowrotem na krześle.
- Jak... Jak się czujesz? - zapytałam w końcu, bo nikt nic mi nie powiedział.
- Obchodzi cię to?
- Tak - odpowiedziałam od razu.
- Kiepsko.
-Oh, dużo się dowiedziałam - powiedziałam sarkastycznie, ale się ogarnęłam. - Coś cię boli?
- Nie, pewnie mam tony leków przeciwbólowych w sobie, więc nie wiem.
- Aha, okej.
- Wygrałaś? - zapytał po chwili ciszy.
- Nie... Nie dojechałam do mety.
- Szkoda. Chciałem dać ci wygrać - zaśmiał się lekko.
- Czym? Tym wypadkiem? Jaja se robisz?!
- Nie no... Okej. To nie było celowe.
- Jedno mogę ci obiecać - powiedziam po chwili.
- Co takiego?
- Że jeszcze będę walczyć z tobą o metę. - No ja myślę!
Pogadaliśmy jeszcze jakiś czas, o dziwo w przyjemnej atmosferze, ale niestety musiałam iść do domu.
- Poczekaj - powiedział, gdy się podnosiłam ze swojego miejsca.
- Tak?
- Nadal nie wiem jak ci na imię?
Uśmiechnęłam się do niego i odpowiedziałam:
- Aleksandra - wyciągając do niego dłoń, przedstawiłam się.
- Zayn.
 Zaśmialiśmy się, a on nie puścił nadal mojej dłoni. Jego ręka jest ciepła i delikatnie trzyma moją. Miło.
- Masz piękne imię Olu.
- Nie lubię go za bardzo, więc mów do mnie Ola, bo inaczej będę zła - uśmiechnęłam się do niego.
- Czemu tam na torze byłaś taka wyrachowana?
- Jestem taka. Cóż, trzeba odkryć moją prawdziwą naturę. Niewielu się to udało.
- Pozwolisz, że ja będę chciał odkryć prawdziwą ciebie?
Zamarłam na moment, ale potem odpowiedziałam niepewnie:
- Skoro chcesz...


To dziwne, ale od tamtego momentu dogadujemy się całkiem dobrze. Z dnia na dzień coraz lepiej. Stał się dla mnie kimś ważnym, nawet bardzo. Przymykam oko, jak powie do mnie " śliczna ", bo w jego ustach świetnie to brzmi. No i odkrył prawdziwą mnie, przez co jest na mnie skazany. Gdy mu to powiedziałam, zaśmiał się, potem mnie przytulił i powiedział:
- Cieszę się, że to powiedziałaś, bo i tak nie mam zamiaru od ciebie odchodzić. Chcę być przy tobie.


******
No więc, nie wiem czy to jest to co chciałaś, ale ja to tak widziałam. :)