środa, 30 września 2015

Niall zamówienie


Dla Julci, która pisze cudowne opowiadania! Dziękuję ci, że mogę je czytać! <33
Gorąco polecam te cuda!:)
http://onedirectionlittlesweetangel.blogspot.com/?m=1





- Ile nocy zajmie nam policzenie gwiazd?
To jest czas, by naprawić mojej serce
Och, kochanie, byłem tam dla ciebie
Wszystko czego pragnąłem była prawda
Ile nocy życzyłaś sobie by ktoś został?
Leżąc rozbudzona, tylko mając nadzieję, że z nimi jest dobrze
Nigdy nie policzyłem moich
Jeślibym spróbował, wiem że mógłbym tak w nieskończoność
Nieskończoność, nieskończoność
Nieskończoność

    Niall zaśpiewał kawałek piosenki. Uwielbiam ten refren.
- Dziękuję. Nie nudzi ci się śpiewanie jej codziennie dla mnie? - zapytałam ciekawa.
    Odkąd dowiedziałam się, że wypuszczą kolejny kawałek z ich nowej płyty, suszyłam głowę Niallowi o to, by zaśpiewał mi jej choć trochę. Oczywiście odmawiał, a teraz jak już ją znam, to nie daję mu przez to żyć. Ona najlepiej brzmi, gdy się ją słyszy na żywo i tylko jego głos... Niebo.
- Nie. Dlatego, że śpiewam ją dla ciebie. Jesteś moją księżniczką i pragnę spełniać każde twoje życzenie.
- Przestań... Bo się zarumienię - klepnęłam go żartobliwie w tors i zaśmiałam się.
- No i dobrze! Do tego zmierzam. Chcę widzieć twoje słodkie czerwone policzki.
- Niall...
    Nic mi nie odpowiedział, tylko położył mnie delikatnie na kocu i złączył nasze usta w pocałunku. Wplotłam palce w jego włosy, a on swoje dłonie ułożył na mojej talii. Ten całus był pełen namiętności. Oderwał się na chwilę, by spojrzeć w moje oczy.
    Czy powiedziałam wam, że jesteśmy na pikniku? Nie. Tak to właśnie jest, gdy Niall jest przy mnie. Zapominam przy nim o Bożym świecie. Jest tylko on.
    Niall potrafi być tak bardzo romantyczny, że czasem mam wrażenie, że chciałby sięgnąć dla mnie gwiazdkę z nieba.
- Wracajmy już, jest trochę chłodno i ciemno, a mamy spory kawałek do domu - zaproponowałam, wydostając się z jego objęć, zanim coś powiedział. Chłopak natychmiast wstał, zdjął z siebie szarą bluzę z kapturem firmy Nike. Bez żadnych słów zasunął suwak i założył mi kaptur na głowę, składając jeszcze szybkiego całusa na moich wargach.
- Dziękuję - szepnęłam i pomogłam mu zbierać rzeczy z koca i wkładać do dużego, kwadratowego kosza piknikowego, wyłożonego materiałem w kratkę.
- Nie masz za co - podniósł się i pomógł uczynić to i mnie.
- Gdyby nie twoja bluza, którą zresztą uwielbiam, bo jest taka wielka i ciepła, to pewnie bym zmarzła - w trakcie wypowiadania tych słów, Niall przyciągnął mnie do swojego boku i tak ruszyliśmy wydeptaną ścieszką do domu.
- Nigdy bym na to nie pozwolił. Sam bym cię ogrzał - powiedział ostatnie zdanie i w tym samym czasie jego prawa dłoń zjechała na moją pupę.
- W to nie wątpię. Ale dziś twoja bluza mi wystarczy - zaśmiałam się z tego, co sugerował.
- Oj tam. Niech będzie - zamarudził.

    Nie wierzę, że jestem w tym miejscu. Nigdy nie myślałam, że się na tu znajdę, ponownie.
    Otóż, jestem na koncercie One Direction, w którym to Niall śpiewa. Sam mnie zaprosił. Na początku nie chciałam się zgodzić, ale przekonał mnie tym, że zaśpiewają na tym koncercie Drag Me Down i Infinity, więc moja odpowiedź była natychmiastowa.
    A teraz stoję wciśnięta prawie w barierkę przez piszczące fanki i oczekuję na chłopaków, bo kończy się już intro. Byłam raz na ich koncercie, ale to było za nim w ogóle się poznaliśmy, a okoliczności były... Śmieszne.
    Było to tak, że na tym koncercie byłam z Gwen, moją przyjaciółką, którą poznałam kilka dni przed koncertem. Ona też była wielką fanką zespołu i postanowiłyśmy kupić bilety i jechać. Osiemnaście lat miałyśmy skończone, więc nie było problemu. No i wtedy, dwa lata temu, na koncercie, Niall śpiewał swoją solówkę w Over Again, gdy Gwen do niego pomachała. Ten jej radośnie odmachał. Dziewczyna chciała zrobić to samo, gdy jakoś ( do tej pory niewiem jak ) przekręciła się i spadła z barierki. Nic jej się nie stało, ale po koncercie miałyśmy wejście na Backstage i chłopcy pytali Gwen jak się czuje i w ogóle. A Horan, cały czas od przekroczenia przeze mnie progu pomieszczenia, nie spuszczał ze mnie wzroku. No i tak oto jestem tu ponownie. Już jako jego dziewczyna.

    Koncert dobiegał powoli końca, gdy jeden z ochroniarzy stojących najbliżej mnie, podszedł i powiedział mi, że mam pójść z nim. Okej, tylko jak?!
    Postanowiłam przejść przez barierkę i zaraz znalazłam się przy wysokim, umięśnionym mężczyźnie. Nic więcej do mnie nie mówiąc, poza " proszę za mną ", poprowadził aż za scenę, gdzie zauważyłam Louisa, który przebierał koszulkę.
- Nic nie widziałam! - zachichotałam, zasłaniając teatralnie oczy dłonią. Brunet zaśmiał się, po czym odpowiedział:
- Możesz patrzeć. Jestem wolny!
-Ale ja nie, przykro mi - zrobiłam smutną minkę.
- O Boże, nie przeżyję tego. Jak mogłaś?!
- Wybacz Loueh.
- Zobaczę, co da się zrobić - chwycił mnie pod rękę i zaprowadził pod schody, prowadzące na samą scenę.
- Hej, gdzie ty mnie prowadzisz? - zatrzymałam się raptownie, przez co i on się zatrzymał.
- No jak to? Do Niallera!
- Ja tam nie wyjdę. Jak ja wyglądam?
- Idealnie, a teraz chodź.
- Nie! - cofnęłam się, przerażona tym, że może mnie tam zaciągnąć. Tomlinson jest do tego zdolny!
-Okej. Sama tego chciałaś - zastawił mnie samą i wbiegł na scenę. Po chwili usłyszałam: - Niall, wybacz mi mój irlandzki przyjacielu, ale nie chciała przyjść.
- Oh, dzięki stary! - usłyszałam tylko to zdanie, a zaraz Niall schodził ze schodów i składał na moich ustach soczystego buziaka. - Chodź do nas.
- Nie.
- Błagam - ułożył dłonie jak do modlitwy i patrzył na mnie ze skruszoną miną.
- No dobrze. Ale tylko dla ciebie - powiedziałam po chwili. Chwycił mnie za rękę i po chwili weszłam razem z nim na scenę. Gdy blondyn pojawił się spowrotem wrzaski się nasiliły.
     Mimo, że widziałam się z nimi przed show, to Harry, Liam i Louis przytulili mnie.
- No Niall, powiedz co takiego jej obiecałeś, żeby do nas wyszła? - zapytał głośno śmiejąc się Louis.
- Na pewno nie to, co sobie myślisz, Tommo.
- Okej, skoro wszyscy już są, możemy zaśpiewać ostatnią piosenkę tego wieczoru, kochani! - na słowa Harry'ego rozbrzmiał wielki pisk niezrozumianych, zmieszanych ze sobą słów. Stałam przy Niallu i za cholerę nie wiedziałam, co robić.
    Rany, tylko się skompromituję publicznie!
- Niall, po co ja tu jestem? - zapytałam, przekrzykując piski.
- Zaraz się dowiesz, ale pozwól, że zaśpiewamy ostatnią piosenkę - odpowiedział. - Kochani! Została ostatnia piosenka. Wiecie o jaką chodzi?! - zapytał publiczność.
- Drag Me Down! - jak jeden głos rozeszło się po arenie.
- Tak! I tą piosenkę dedykuję mojej wspaniałej, jedynej i niepowtarzalnej Julii - nie wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam, ale okrzyki radości z widowni tylko mnie w tym utwierdziły. Niall oddał gitarę Louisowi, a sam przyciągnął mnie do swojego boku. Usłyszałam pierwsze takty melodii. Zaczął Harry:
- Mam ogień w sercu,
Nie boję się ciemności.
Nigdy myślałeś że to takie proste.
Mam rzekę zamiast duszy
i kochanie jesteś łodzią
Kochanie, jesteś moim jedynym powodem.

    I tak kolejno Liam i Louis, Harry, aż w końcu nadeszła ostatnia wzrotka Nialla w piosence:

- Całe moje życie
stałaś przy mnie,
kiedy nikt inny nie był za mną.
Wszystkie te światła
nie mogą mnie oślepić.
Moją miłością nikt nie może mnie oderwać. 

    Zaśpiewał i muzyka ucichła. Rozejrzałam się wokoło, ale nic nie wskazywało na to, że to jakieś problemy techniczne. A więc co?
- Julia... Wiem, że może inaczej to sobie wyobrażałaś, ale chciałem sprawić, żebyś poczuła się dziś najważniejsza.
    Popatrzyłam na niego zdziwiona. Niall klęknął przede mną, położył mikrofon na podłodze, a sam sięgnął do kieszeni spodni i po chwili wyjął z niej małe czerwone pudełeczko. Otworzył je i zapytał, biorąc mikrofon w wolną lewą dłoń:
- Wyjdziesz za mnie Julio? - patrzyłam na niego całkiem oniemiała. Przez moment nie wiedziałam co powiedzieć, aż w końcu pokiwałam nieśmiało głową na tak. Niall porwał mnie w swoje ramiona, kręcąc dookoła. Usłyszeliśmy gromkie brawa widowni i gwizdanie Hazzy. Muzyka ponownie rozbrzmiała i chłopcy dokończyli piosenkę. Niall postawił mnie na ziemi i założył pierścionek. Był śliczny.
- Niall... Ale... - nie potrafiłam nic powiedzieć z wrażenia. Nie miałam łez w oczach, ale i do tego nie było daleko.
- Nic nie mów. Kocham cię - złapał mnie w talii i pocałował namiętnie.
    Chłopaki ukłonili się i podziękowali za świetną atmosferę i po zejściu ze sceny, mogłam już na sto procent cieszyć się moim narzeczonym.



*****
Mam nadzieję, że ci się podoba, bo starałam się jak mogłam <3


Wow, ale się szybko uwinęłam z zamówieniem.
Cholercia, tak świetnie pisze się w nocy przy Over Again...
Lecę pisać rozdziały!
<3

niedziela, 27 września 2015

Harry zamówienie


Dla Oliwii Szymańskiej


    Wróciłam do domu z trzy dniowej delegacji. Pracuję jako sekretarka w jednym z biur marketingowych. Chociaż lubię swoją pracę, to nie ma nic gorszego od tych wyjazdów. Chociaż nie, jest coś. I to coś, jak zwykle czekało na mnie w salonie i sypialni. W całym domu.
- Oliwia, skarbie? To ty? - doszedł do mnie głos Harry'ego z salonu.
- Tak - powiedziałam rozdrażniona tym, co mnie czeka bądź co bądź.
- Tęskniłem - dopadł do mnie i przytulił, całując w czubek głowy. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że śmierdział piwem, wódką i nie wiadomo jeszcze czym. Na pewno nie było mnie trzy dni?
- Tak, ja też - tęskniłam, zanim weszłam do domu. Teraz mam ochotę stąd uciec, bo mam dość. Kocham Harry'ego. Jest dla mnie wszystkim, ale jego wady... Niszczą powoli wszystko między nami. Z czasem nie było już Harry'ego, tylko jego żałosna kreatura.
- Co masz taką niewyraźną minkę, skarbie?
    No i w tym momencie nie wytrzymałam. Musiałam w końcu to z siebie wyrzucić, bo nie wiem, ile bym jeszcze wytrzymała.
- Niewyraźną minkę? Mam niewyraźną minkę?! Wracam zmęczona z delegacji. Wchodzę do domu i co widzę?
- Mnie? - no myślałam, że go zamorduję!
- Ciebie i ten chlew! Jak mogłeś przez trzy dni zrobić coś takiego z moim domem! - weszłam do sypialni, spodziewając się tego, co zobaczyłam.
    Nie zasłane łóżko, wszędzie walające się ubrania. Wyciągnął nawet moją starą zepsutą suszarkę, której zapomniałam wyrzucić.
- Zachowujesz się jak dziecko. Nie potrafisz nawet po sobie posprzątać, Harry? Ja muszę zawsze to robić? - zapytałam już spokojnym głosem.
- Jesteś w domu, to możesz posprzątać, nie?
- Wynoś się stąd! Idź do tych swoich  kumpli! Nie chcę cię znać! - rzuciłam mu pod nogi dużą czarną torbę treningową i wyszłam z pokoju. Przeszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Usiadłam na krześle i westchnęłam, chowając twarz w dłoniach. Muszę się uspokoić.
- Oliwia...
- Wyjdź! - uniosłam się. Usłyszałam jeszcze jak zakłada buty i wychodzi, zamykając cicho drzwi. Gdy woda się zagotowała, wlałam trochę wrzątku do szklanki i poczekałam, aż napój się zaparzy.
    Zrobiłam błąd, pozwalając mu na wprowadzanie się do mnie. Jakoś gdy mieszkał u siebie, to miał porządek.
    A może to nie on u siebie sprzątał?
    Gdy opróżniłam szklankę z herbaty, stwierdziłam, że nie zostawię tego bałaganu do jutra. Posprzątam chociaż sypialnię, żebym mogła porządnie się wyspać. Dobrze, że jutro sobota i mam wolne.
    Pozbierałam wszystkie ubrania, okazało się, że to cały spory kosz prania. Jego ciuchów. No trudno, zabierze je sobie i sam upierze. Od dzisiaj skończyła się dobra Oliwia, która wróciła z pracy, uprała, ugotowała, pozmywała i na koniec jeszcze dała przelecieć.
    Jak już uporałam się łazienką i moją sypialnią, wzięłam szybki prysznic i zakładając jakąś piżamę, położyłam się do łóżka i zasnęłam.

°°°°° Miesiąc później °°°°°

    Usłyszałam nagle natarczywe pukanie do drzwi. Myślałam, że to znowu Harry. Nie chciałam go widzieć, ani go słuchać, ale mimo wszystko podniosłam się z wygodnej kanapy, stojącej kilkanaście kroków przed telewizorem i poszłam zobaczyć, czy to przypadkiem nie kto inny.
- Annie? - zapytałam zdziwiona po otworzeniu drzwi.
- Witaj Oliwciu.
- Witaj, ale... Co cię tu sprowadza? Harry już ze mną nie mieszka...
- Wiem o tym - wpuściłam ją do domu. Zdjęła płaszcz i odwiesiła w szafie, stojącej niedaleko drzwi.
- Więc, czym zasłużyłam sobie na twoją wizytę?
    Zaprowadziłam ją do kuchni i zaproponowałam kawę.
- Wiem, że Harry jest trudny...
- Trudny? Dobre sobie. To nie twoja wina, bo wiem, że starałaś się wychować go na człowieka, ale... Harry miał mnie za służącą.
- Jak to? Powiedział mi, że wyrzuciłaś go z domu, bo nie pozbierał po sobie kilku koszulek - powiedziała, ze zdziwioniem na twarzy. Zaśmiałam się. No to było śmieszne, serio.
- On ci tak powiedział? Dobre - zalałam kubki wrzątkiem i postawiłam jeden przed nią.
-Więc jak było naprawdę? - zapytała, słodząc czarny napój.
- Odkąd firma, w której pracował, upadła i go zwolnili, stał się po prostu śmierdzącym leniem. O szukaniu pracy nie było mowy, zawsze odkładał na jutro. Ja zapieprzałam po dwanaście godzin dziennie, wyjeżdżałam w delegacje, żeby tylko więcej zarobić. Zostawiałam go samego w moim domu. Nie byłoby w tym nic złego, ale do cholery, on za każdym razem robił z niego burdel! Salon, łazienka, kuchnia, sypialnia! Wszystko w jego brudnych ciuchach, pudełkach po pizzie. Ile jeszcze miałam to znosić?! - opadłam bezsilnie na obrotowe krzesło, naprzeciw niej.
- Ja nie wiedziałam...
- Wiem. Po prostu... Jeśli on czegoś ze sobą nie zrobi, to ja nie widzę sensu naszego dalszego związku. Możesz mu to powiedzieć, jeśli chcesz.
-Oh... Powiem, powiem. Obiecuję, że się poprawi.
- Annie... Nie obiecuj mi czegoś, co nie jesteś w stanie dotrzymać.
- Dotrze do niego co robił. A teraz wybacz, ale idę zająć się moim dzieckiem -pocałowała mnie na dowidzenia w policzek i zabierając płaszcz, wyszła z domu.

°°°°° Kilka dni później °°°°°

    Był akurat poniedziałek. Siedziałam sama w salonie i oglądałam jakąś denną komedię romantyczną. Nie lubię takich filmów, ale lubiłam aktorów, którzy w niej grali, więc obejżałam.
    W trakcie reklam, wstałam z fotela i poszłam do kuchni po jakąś przekąskę. Miałam wracać spowrotem do salonu, gdy usłyszałam miarowe pukanie do drzwi. Zdziwiłam się, ale poszłam sprawdzić, kto to.
- Cześć Oliwia - usłyszałam ten zachrypnięty głos po otworzeniu drzwi. Spojrzałam w górę i spotkałam zielone tęczówki wpatrujące się przenikliwie w moje.
- Co tu robisz? - zapytałam, przerywając kontakt wzrokowy, by nie mógł mną zawładnąć.
- Przyszedłem porozmawiać.
- Nie mamy o czym - chciałam zamknąć drewnianą powłokę, ale jego ręka trzymająca drzwi, uniemożliwiła mi to.
- Mamy.
    Z westchnieniem puściłam drzwi i poszłam do salonu, zostawiając bruneta samego w progu. Usiadłam na fotelu i skupiłam się na oglądaniu filmu, który ponownie wrócił na ekran.
- Możesz na mnie spojrzeć? - usłyszałam jego pytanie.
- Po co?
- Porozmawiajmy - stanął naprzeciw mnie. Wyciągnął w moją stronę bukiet żółtych tulipanów. Przyjęłam je.
- Siadaj - poprawiłam się na siedzeniu, by patrzeć niego.
- Oliwia, mama była u mnie.
- A to ci nowość! U mnie też.
- Powiedziała mi wszystko. Pokazała, co robiłem źle.
- A to sam tego nie widziałeś? Ktoś musiał ci to pokazać?
- Nie bądź taka... Ja naprawdę nie wiedziałem, że to może być dla ciebie aż tak ciężkie. Przepraszam skarbie.
- Cieszę się, że chociaż przeprosiłeś - prychnęłam.
- Oliwia... Znalazłem pracę, ogarnąłem się.
- Mam ci w to uwierzyć? Od tak znalazłeś pracę i stałeś się wzorowym chłopakiem? - zapytałam sarkastycznie.
- No mama pomogła mi z pracą. Wiem, że wykorzystywałem się, jak jakąś służącą, ale już nie będę - klęknął przed moimi kolanami i wpatrywał w moje oczy z nadzieją?
- Co ty byś zrobił bez tej Annie...
- Nie wiem. Oli, błagam, wybacz mi to wszystko. Zacznijmy od początku. Udowodnienię ci, że wziąłem sobie wszystko do serca.
    Patrzyłam przez chwilę w jego oczy, poszukując czegoś, co powie mi, że kłamie, ale do cholery, nic nie znalazłam. Westchnęłam i powiedziałam wolno.
- Harry, trudno mi w to uwierzyć, wiesz? - zapytałam i wzięłam w swoje dłonie jego twarz. Pod opuszkami palców czułam delikatny zarost na jego policzkach.
- Oliwia, ja bez ciebie nie mogę tak dalej - objął mnie w talii. Poczułam dreszcze, gdy mnie dotknął. Jak za każdym razem.
- Harry, ja nie wiem...
- Spróbujmy. Zobaczysz, czy zasługuję na ciebie, czy jest jakaś poprawa, co?
- No... Dobrze. Masz ostatnią szansę. Nie spieprz tego - odpowiedziałam po chwili. Chłopak odetchnął, a potem porwał mnie w swoje ramiona, kręcąc kilka razy dookoła. Zaczęłam się śmiać, bo to zawsze wywoływało u mnie wesoły nastrój.
- Harry postaw mnie już - poprosiłam go. Chłopak wykonał moją prośbę i postawił na podłodze.
- Dziękuję.
- Postaraj się - powiedziałam, zanim przywarł do moich ust.
- Dla ciebie zawsze - odpowiedział.


******

Nie wiem czy się podoba, ale starałam się bardzo!:)
Przepraszam, że tak długo musiaś czekać, ale po prostu nie wiedziałam, jak się za niego zabrać. Ale udało się.
Liczę na komy skarbusie!<3

Rozdział 65

      Po otwarciu przez nią drzwi nastąpiła chwila ciszy, a potem głośne uderzenie czegoś o coś ( dla mnie niezidentyfikowany odgłos ) i krzyk dziewczyny.
      Wstałam i udałam się na korytarz, by zobaczyć co się tam dzieje. Co zobaczyłam? Marlena trzyma drzwi, a po drugiej stronie stoi Harry i trzyma się za prawy policzek.
- Po co tu przyszedłeś?!
- Marlena...
- Nie kończ! - ucięła mu zdanie, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. - Ale powiedz mi tylko, czy dobrze ci z nią było, Harry?
- Ja...
- Świetnego loda ci zrobiła, co?
- Przepraszam! Nie wiedziałem co robię!
- Nie wiedziałeś?! Nie pogrążaj się bardziej. Brzydzę się tobą.
- Marlena, ja cię kocham! - krzyknął, zanim ta zamknęła mu drzwi przed nosem. Mar zatrzymała się raptownie po tych słowach i otworzyła szerzej drzwi.
- Co ty powiedziałeś? Co ty powiedziałeś?! Kochasz mnie?! Jak ją pieprzyłeś też mnie kochałeś?! Zastanowiłeś się przez moment, jak ja się poczuję?! - z każdym zdaniem dziewczyna wypychała go na dwór, mocno uderzając dłońmi o jego klatkę piersiową. Chłopak nie protestował, tylko słuchał co mówiła. Podeszłam do drzwi. - Zaufałam ci! Myślałam, że się zmieniłeś! - kolejny raz dała mu w twarz.
-Czemu nic nie robimy? - zapytała mnie Diana. - Też mam mu coś do powiedzenia!
- Bo ona musi to sama z nim załatwić. My tylko pogorszymy sytuację.
- No! Co masz mi jeszcze do powiedzenia, oszuście?! -znowu usłyszałam.
- Porozmawiajmy na spokojnie. Chcę ci to wytłumaczyć...
- Co mi chcesz wytłumaczyć? Że może to moja wina, że poszedłeś się z nią przespać, co?
- Nie, nie. Uspokój się najpierw.
- Nie mów mi, co mam robić. Nikt nie skrzywdził mnie tak, jak ty. Oddałam ci swoje serce, kochałam cię za to, jaki jesteś... Ufałam ci... A... A ty tak po prostu... To wszystko zniszczyłeś! Wynoś się stąd! I nie waż się mi na oczy pokazywać. Nigdy! - zostawiła go tam, a sama wbiegła do domu, od razu kierując się na górę do swojego pokoju.
      Chłopak stał jeszcz chwilę, starając zapewne wszystko sobie przyswoić. Po jakiejś minucie podszedł do nas, do drzwi. Spojrzałam na niego spod byka.
- Po co tu jeszcze przyszedłeś?! Masz jeszcze sumienie, żeby jej się na oczy pokazywać?! - uniosłam głos.
- Ewa... Przepuść mnie. Muszę z nią porozmawiać.
-O czym? O czym chcesz z nią rozmawiać? - zapytała Diana. Chłopak nic nie mówiąc, delikatnie przesunął Dianę i wbiegł po schodach na górę. W dziewczynie, aż się gotowało. Ponownie pisnęła z bólu, który pojawił się ponownie w okolicy dołu brzucha.
- Jedźmy do szpitala Diana. Niewiadomo, czy nie zaczniesz rodzić w nocy - powiedziałam i poszłam do kuchni, by zawoła' mamę. - Zawieź nas do szpitala mamo.
- Co się stało? - zapytała, rzucając ściereczką o blat, gdy wytarła dłonie.
- Diana chyba niedługo urodzi.
- To jedźmy, szybko.
- A Marlena i Harry? - zapytała Diana, gdy ubierała buty.
- Zostawmy ich. Nic im nie będzie. Nie pozabijają się. Jak się Mar uspokoi, to zadzwoni.
- No dobrze.

*** Oczami Marleny ***

      Starałam się tam nie rozpłakać, dlatego, jak najszybciej uciekłam od Harry'ego. Po co on jeszcze przyszedł? Jeszcze mu mało? Co chciał tym zyskać? Myślał, że jak mi powie, że nie wiedział co robi, to od tak mu wybaczę? No sorry, ale nie.
      Wpadłam do swojego pokoju i oparłam się plecami o drzwi, płacząc. Znowu wyję jak dziecko, a przysięgałam sobie, że nie będę przez niego płakać. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim po turecku. Nie zdążyłam o niczym pomyśleć, kiedy do pokoju wszedł bez pukania Harry.
- Powiedziałam ci, żebyś się wynosił - powiedziałam słabo, zakrywając twarz.
- Mar... Nie mam nic na swoją obronę. Wiem, że zrobiłem źle - zdjęłam dłonie z twarzy i spojrzałam na niego. Kucał przed moim łóżkiem i patrzył na mnie. Jego wyraz twarzy pokazywał tylko smutek i skruchę.
- Harry... Ja ci nie mogę znowu zaufać. Straciłeś moje zaufanie tym... Wyskokiem.
- Tak bardzo cię przepraszam... Co mam zrobić, żeby było jak kiedyś? - no zdenerwował mnie tym pytaniem. Jak kiedyś?! Nic nie będzie jak kiedyś po tym co zrobił!
- Jak kiedyś? Ty wiesz, co w ogóle mówisz?
- Marlena, ja cię kocham. Nie pozwolę od tak tego zaprzepaścić...
- Już zaprzepaściłeś! Idąc do baru i dając się jej zaciągnąć do łóżka, a potem jeszcze nagrywając waszą orgię! - wstałam gwałtownie z łóżka, by być jak najdalej od niego.
- Błagam cię. Ja bez ciebie jestem nikim...
- Zanim mnie poznałeś byłeś tym cudownym Harry'm Styes'em, na którego leci miliony napalonych fanek. Nie liczyłeś się z tym, że sypiając z nimi i zostawiając je potem rano, niszczysz swój wizerunek w ich oczach! Tym się nie przyjmowałeś. Ani tym, co wypisują o tobie w gazetach. A teraz tak nagle zależy ci na tym, by mnie nie stracić? Po tym, jak mnie zdradziłeś?! - wykrzyczałam.
- Bo cię kocham. Naprawdę cię kocham - podszedł do mnie i złapał delikatnie dłońmi moje małe ramiona.
- Harry...
    Chłopak wykorzystał to, że nie stawiam oporu i przytulił mnie do swojego torsu.
- Harry... Wyjdź proszę i daj mi trochę czasu by to wszystko przemyśleć. Nie dzwoń, nie pisz, nie przyjeżdżaj. Zajmij się trasą, piosenkami. Jeśli w ciągu tygodnia się nie odezwę, to będzie koniec nas. Nie przerywaj - powiedziałam, gdy zobaczyłam, że chce się sprzeciwić. Odsunęłam się od niego w tył, o dwa kroki. - Będziesz wolny, nie będziesz sobie żałował seksu, bo nie będziesz miał kogo zdradzać. Tak będzie najlepiej.
    Chłopak stał jeszcze chwilę, ale w końcu dotarło do niego, że nic więcej nie powiem. Gdy usłyszałam, jak trzaska drzwiami wyjściowymi, nie mogłam już opanować płaczu. Zsunęłam się po ścianie, o którą oparłam się przed momentem i wyłam niczym zbity pies. Było mi tak bardzo źle. Czułam się zagubiona i mała wobec tego wszystkiego. Wobec tych problemów. Pomyślisz, co to za problem, zdradził cię narzeczony. Inni mają gorsze problemy i żyją, a ja użalam się nad sobą. Problem w tym, że ja długo byłam twarda i za długo miałam na wszystko wyjebane.
    Podniosłam się z podłogi i postanowiłam się ogarnąć. Wyjęłam z szafy miętowe rurki, do tego identycznego koloru koszulę w kratę i czarną bokserkę. Wzięłam też świeżą bieliznę i weszłam z tymi rzeczami do łazienki. Rozebrałam się z ubrań, które miałam na sobie przed chwilą i weszłam pod prysznic, nawet nie patrząc na siebie w lustrze. Odkręciłam kurek i poczułam, jak moje zmęczone ciało oblewa ciepła woda. Zawsze jakoś mnie regenerowała.
    Po umyciu się i założeniu ubrań, zeszłam na dół, mając nadzieję spotkać Ewę. W salonie nie było ani Diany, ani Ewy, a tym bardziej pani Marzeny. Weszłam do kuchni, zdziwiona, że nikogo nie ma w domu. Porwali je, czy co?
    Na stole znalazłam małą białą kartkę, a na niej słowa:

  ' Jesteśmy w szpitalu, Diana zaczyna mieć bóle przedporodowe. Przyjdź, jak już pogadacie z Harry'm. '

    Pogadacie. Dobre sobie. Jestem dla niego za słaba, za szybko mu ulegam, ale taki jest właśnie jego urok. Zwali dziewczynę z nóg, a potem są problemy. Nic więcej nie myśląc, zabrałam torebkę leżącą na komodzie w korytarzu i zamawiając taksówkę, wyszłam na dwór.


******
Przepraszam, że taki krótki, ale po prostu taki musi być. Mam nadzieję, że kolejny będzie dłuższy.

Imagin dla Oliwii będzie wieczorem.

Jak wam się podoba Infinity? Ja ją uwielbiam po prostu! Nasi mężczyźni wspaniali i udowadniają to za każdym razem!<3

Trochę smutno mi, bo zaglądając na bloggera, widziałam przed chwilą, że ostatni rozdział ma tylko 150 wyświetleń i 5 komentarzy. Wyświetlenia spadają, komy też. Co się dzieje? Może ja źle piszę i nudzi was już to ff? Niewiem co myśleć... 
Komentujcie, bo to bardzo ważne dla mnie! 

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 64

- Nie rozumiesz Louis. Ja nic nie pamiętam z tamtej nocy.
- Co?
- No... Film mi się urwał. Za dużo wypiłem. Jakaś laska się kręciła wokół mnie... Nic więcej nie pamiętam. Potem obudziłem się w jej łóżku, z głową w jej piersiach. Powiedziała, że jeszcze nikt jej tak nie...
- Dobra, oszczędź - powiedziałem. I co ja mam teraz zrobić? - Jak ty to dalej sobie wyobrażasz? - zapytałem, siadając obok niego na niewysokim murku.
- Nie wiem - westchnął. Schował twarz w dłoniach. - Nie wybaczy mi. Marlena mi nie wybaczy Louis. Kiedyś powiedziała, że nie wybacza zdrady. Spierdoliłem. Kurwa.
- Wybaczy ci, zobaczysz - próbowałem go jakoś pocieszyć, ale nie szło mi to za dobrze... Nawet mnie opuściła nadzieja.
- Harry, Louis, za dziesięć minut koncert, do garderoby idźcie - przed nami pojawił się Sam.
- Tak, jasne. Chodź Harry - pomogłem mu się podnieść i wróciliśmy na stadion.

*** Dwie godziny późnej ***

          Kurcze, mogłem pogadać z nim po koncercie. Przez te dwie godziny z nami było tylko jego ciało. Mylił się w swoich wzrotkach, nie śpiewał refrenów. Stał sobie czasem na boku i patrzył w przestrzeń. Po prostu chciał to jak najszybciej skończyć. Teraz zamknął się w swoim pokoju i nikogo nie wpuszcza.
- Harry, musimy już jechać dalej - wszedłem do pomieszczenia, dzięki zapasowym kluczom. Chłopak siedział na krześle, a nogi miał oparte o blat stołu i głowę zwieszoną.
- Tak, zaraz - mruknął tylko.
- Chodź, wszystkie rzeczy są w autobusie.
          Pomogłem mu wstać. Spojrzał na mnie czerwonymi oczami od płaczu. Jak go znam, Harry płakał cztery razy. Pierwszy raz, gdy przegraliśmy w X Factor, drugi w Ghanie, kolejny przez akcję z Paulem, kiedy się upił i teraz. Nie lubił okazywać słabości, uważał, że to łamie jego wizerunek.
          Udało mi się go wyprowadzić z pomieszczenia i dotarliśmy do busa. Dziś jedziemy razem z chłopakami. Gdy tylko nas zobaczyli, od razu posypały się pytania, co się stało. Harry usiadł, przetarł oczy i spojrzał na nich. Usiadłem obok Nialla, który zajadał jakąś kanapkę i autokar ruszył.
- Jak zwykle spieprzyłem - westchnął.
- E tam. Nie może być tak źle. Bywało przecież gorzej - powiedział niczego nieświadomy Liam.
- Popełniłem błąd życia - położył się na kanapie i zamknął oczy.
- Hazza, powiedz o co chodzi? Bardzo źle wyglądasz, martwimy się - powiedział zmartwiony Niall.
- Pamiętacie tą ostatnią noc, kiedy wróciłem do domu następnego dnia? - zapytał nadal z zamkniętymi oczami.
- No jasne.
- Delikatnie mówiąc, spędziłem tamtą noc z nieznajomą dziewczyną.
- Co? - Liam roześmiał się, jakby usłyszał dobry żart.
- Zabawne Harry - Niall również się zaśmiał, Zayn do nich dołączył.
- Ale ja nie żartuję chłopaki. Zdradziłem Marlenę, a ona się o tym dowiedziała.
- Harry... Błagam cię. Ty się nigdy nie nauczysz? Ile razy będziesz musiał cierpieć, żeby żucić to cholerne picie w cholerę? - zapytał Zayn. Harry spojrzał na niego, ale nic nie powiedział.
- Kiedy będziemy w New Jersey? -zapytał tylko.
- Za trzy godziny - powiedziałem. Harry wstał i poszedł do pomieszczenia, w którym są nasze ' łóżka '.
- Co za nieodpowiedzialny dzieciak! - powiedział Zayn.
- Zayn... Wszyscy popełniamy błędy - powiedziałem, chcąc przekonać samego siebie do tych słów.
- Ale się na nich uczymy i staramy ich już nie popełniać, a on co? - zapytał Liam. - Każdy jego związek kończy się przez to, że leci na inne dupy.
- Lubi się bawić, nie powinno nas to dziwić.  Jak się wkręci, szaleje bardziej od nas, nie ukrywajmy - powiedział Niall.
- Każdy z nas uważał, że dzięki Marlenie się zmieni. Liam, pamiętasz, jak chciałeś go wyciągnąć na ten kort do tenisa? Nie chciał pójść, bo wolał gadać z Mar na skypie. Mało takich akcji było?
-No tak, ale teraz co? Zachował się jak gówniarz - orzekł Liam. No ma rację. Nie będę Harry'ego tłumaczył, niech robi to sam. Sam nawarzył piwa, to niech go teraz sam wypije, ale nie wiem, czy da radę takiej ilości.
          Położyliśmy się spać po jakiejś godzinie, omawiając nasz kolejny przystanek na trasie.

- Louis, chodź tam ze mną. Błagam - Harry od kilku minut chce wyciągnąć mnie do jakiegoś baru.
- Żebyś znowu się uchlał jak menel?
-  Nie i dlatego pójdziesz ze mną i mnie przypilnujesz, żebym nie wypił za dużo.
          Westchnąłem, ale się zgodziłem i po kilku minutach Rowan wiózł nas do jakiegoś klubu. Wedle życzenia Stylesa. Okej, trzeba się jakoś na to przygotować.

- Wiesz, co ci powiem LouLou? - zapytał na w pół pijany już Harry. Jesteśmy tu dwie godziny, a on pije shot za shotem. A ja piję jedno piwo.
- Co?
- Tylko ty się ode mnie nie odwróciłeś - mruknął i przechylił kieliszek, wlewając w siebie alkohol.
- Chłopaki się od ciebie nie odwrócili - powiedziałem. Ten tylko coś mruknął i położył głowę na stole.
- Louis - powiedział po kilku minutach, w których byłem pewny, że zasnął.
- Co?
- Ja pamiętam - powiedział całkiem trzeźwy i spojrzał na mnie.
- Co pamiętasz?  - zapytałem zdziwiony. Co on, omamy jakieś ma, czy co od tej wódki?
- Jak wtedy było... Z Stevie.
- Stevie?
- Z nią zdradziłem Mar. Skłamałem, mówiąc, że tego nie pamiętam...
- Mów.
- Przyszedłem do tego baru i wypiłem trochę. Po jakimś czasie zaczęła się kręcić ta cała Stevie. No była ładna. Miała wszystko na miejscu, nawet w dużych ilościach - zaśmiał się. - Zapytała czy mam ochotę się zabawić. Na początku odmówiłem, mówiąc, że mam narzeczoną, ale ona powiedziała, że widocznie nie ma  jej tutaj, bo zainteresowałem się nią. Wypiłem jeszcze kieliszek Szkockiej i zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju. W nim się obudziłem. Zapytała, czy nie chciałbym uwiecznić naszego seksu. Zapytałem co ma na myśli, a ona pokazała mi kamerę. Zgodziłem się i po wszystkim wrzuciła go na YouTube, resztę już znasz.
          Patrzyłem na niego zszokowany, z otwartymi ustami, nie wiedząc zupełnie, co powiedzieć. Harry i seks video? Jak bardzo musiał być pijany, by zrobić coś takiego?
- Louis powiedz coś - mruknął i poprosił kolejnego shota.
- Ale nie wiem co - powiedziałem szczerze.
- Cokolwiek.
- Harry... Brak mi słów. Jak mogłeś zrobić coś takiego? Naćpałeś się czegoś przy okazji?
- Nie... Nie myślałem wtedy.
- Nie myślałem? Harry proszę cię! Zachowałeś się, jakby nic cię nie obchodziło! Ile ty masz lat?!
- Louis... Błagam cię. Nie zachowuj się, jak moja matka - jęknął przeciągle.
- Harry, jak mam się zachowywać inaczej, kiedy ty nie potrafisz nawet iść do baru spokojnie, żeby czegoś nie odwalić.
-  Boże, Louis... Widzisz jakąś szansę na to, że Marlena mi wybaczy?
- Na pewno, jak jej powiesz o seks taśmie i o tym, że się sam na nią zgodziłeś, to wpadnie ci w ramiona! - krzyknąłem z sarkazmem. Byłem na niego naprawdę wściekły.
- Przepraszam...
- Przepraszam?! Przepraszam należy się Marlenie, nie mnie - wstałem od stolika i przecisnąłem się przez tańczące ciała, by wydostać się na powietrze. Musiałem ochłonąć, bo inaczej Katie, makijażystka, musiałaby nałożyć mu kilo czegoś, po czym nie byłoby mu widać jego obitej twarzy.
          Usiadłem na schodach i westchnąłem. Zupełnie nie wiem, co mam robić. Harry zapewne będzie chciał lecieć do Londynu, ale nie wiem, czy to mu w czymś pomoże. Nie wiem też, czy mówić o tym Ewie, czy zostawić to Harry'emu, jeśli dostanie się do ich domu...
- O, jesteś - przy mnie pojawił się ten lokowaty kretyn.
- Właśnie miałem się zbierać - wstałem z zimnego betonu i od tak, ruszyłem w stronę hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Nie było daleko kilka minut spacerkiem.
- Poczekaj na mnie - Harry dobiegł do mnie, o mało się nie przywracając, ale to szczegół. Może by w końcu cokolwiek do niego dotarło?
- Co zamierzasz? -przerwałem ciszę, która trwa kilka chwil.
- Pojadę tam i spróbuję porozmawiać.
- Wiesz, że masz małe szanse? Najpierw będziesz musiał poradzić sobie z dwiema ciężarnymi dziewczynami, które nie będą cię mile gościć, a potem z Marleną, która na pewno ucieszy się na twój widok - powiedziałem, wkładając dłonie do kieszeni moich czarnych spodni dresowych.
- Wiem, ale będę próbował dotąd, aż zgodzi się ze mną porozmawiać.
-No i co jej powiesz? " Hej kochanie, tak zdradziłem cię i nagraliśmy to, ale żałuję, wybaczysz mi?". Tak jej powiesz?
- Louis... Jesteś chamski. Ja wiem, że źle zrobiłem, nie cofnę czasu, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym to zrobić! Pozostała mi tylko nadzieja, że Mar znowu mi zaufa, bo kumpli już straciłem! - wyprzedził mnie, idąc trochę szybciej.
- Harry, zaczekaj! - zatrzymałem go, szarpnięciem za rękaw. - Nie straciłeś nas, Harry. My tylko chcemy ci uświadomić, że powinieneś brać odpowiedzialność za swoje czyny. Teraz masz szansę, pokazać, że dorosłeś do tego, by walczyć o ukochaną, więc to kurwa zrób, okej?
- Okej - chłopak przytulił mnie mocno i po chwili odsunął się ode mnie i powiedział: - Dziękuję.
- Zawsze do usług.
           Do hotelu wróciliśmy już w lepszych humorach. Wziąłem odprężający prysznic i poszedłem spać.
           Jak się dowiedziałem następnego dnia na obiedzie, Harry wrócił do Londynu. Wiadomo, że do Marleny, ale nie wiem, co z tego wyjdzie...

*** Oczami Ewy ***

          Stałam rano nad kuchenką i przygotowywałam śniadanie. Mama wyszła do pracy, znalazła zatrudnienie, jako przedawca w księgarni, gdzieś w cenrtum. Diana siedziała przy stole i zajadała się suszonymi owocami, które czasem jej podbierałam.
- Jak myślisz, jak ona się czuje? - zapytała mnie, gdy na stole pojawił się talerz z tradycyjnymi kanapkami, tosty z serem i parówki.
- Nie wiem. Nigdy aż tak nie przeżywała zdrady. Gdy się dowiedziała, że jakiś ją zdradził, znajdowała go tylko po to, by dać mu w twarz i powiedzieć z kamienną twarzą, że to koniec. Ona go kocha na poważnie, a tu nagle takie coś...
- Racja.
- Cześć wam - do kuchni weszła Marlena. Usiadła przy stole, obok Diany i zaczęła jeść śniadanie. - Co wam? - zapytała, gdy jadła kolejną kanapkę, a my obie patrzyłyśmy na nią zdziwione.
- Mar... Dobrze się czujesz? -zapytała przejęta Diana.
- Owszem - upiła łyk herbaty i dodała: - Jeśli macie zacząć ten wczorajszy temat, to nawet nie próbujcie. To koniec. Nie ma co tłumaczyć. Wszystko dobrze.
          Po jej słowach totalnie mnie zatkało. Udaje twardą, chociaż wiem, że długo tak nie pociągnie. Nie da sobie bez niego rady. Są dla siebie, jak powietrze.
- Idę na miasto, załatwić jedną sprawę. Będę na obiad. Pa! - zabrała jeszcze tosta i wzięła coś z korytarza, po czym usłyszałyśmy trzask zamykanych drzwi i jej nie było.
- Ewa... Ja się o nią boję. Jak ona...
- Znam ją. Nie robi nic głupiego. Ostatecznie szalonego, ale nie głupiego.
- Styles ma wpierdol, już ja się o to postaram.
-Dołączam się - zachichotałam i zaczęłam jeść.

**** Wieczorem ****

- Co byście zjadły, dziewczynki? - zapytała moja mama, wchodząc do salonu i siadając obok mnie na kanapie.
- No nie wiem... Diana? - spojrzałam na blondynkę, która siedziała obok mnie, czytając książkę.
- Naleśniki bym zjadła - odpowiedziała z uśmiechem.
- Okej. Mogą być naleśniki - zgodziłam się.
- A Marlena?
- Na pewno zje - odpowiedziałam. Mama tylko kiwnęła głową na zgodę i poszła do kuchni.
- Co zjem? - wspomniana dziewczyna weszła do salonu i usiadła na fotelu na przeciw nas.
- Naleśniki - powiedziała Diana. Podniosła się, ale zaraz usiadła spowrotem, cicho jęcząc.
- Co ci jest? - zapytałam ją. Wszystkie na raz, znalazłyśmy się przy niej.
- Tylko trochę zabolało. Nawet nie za bardzo. Coś jak ukłucie - powiedziała. - Wszystko okej - popatrzyła po nas. - No nie róbcie ze mnie ofiary! - odsunęłyśmy się od niej, bo jeszcze może nam przyłożyć.
- Okej, spokojnie - powiedziała Marlena, unosząc dłonie w obronnym geście.
- Dzięki.
          Mama ponownie wróciła do kuchni, a ja do oglądania tv. Nagle w całym domu rozległ się dzwonek do drzwi. Już miałam się podnosić, kiedy Marlena mnie uprzedziła.
- Ja pójdę. Pewnie to znowu jakieś ulotki - podniosła się z siedzenia i poszła otworzyć. Po otwarciu przez nią drzwi nastąpiła chwila ciszy, a potem głośne uderzenie czegoś o coś ( dla mnie niezidentyfikowany odgłos ) i krzyk dziewczyny.


******
Wow, udało mi się, choć rozdziału miało nie być. Jutro i w środę mam bardzo, bardzo ważne egzaminy, więc się uczę. Mam tylko nadzieję, że wszystkie trzy zaliczę, inaczej to będzie moja życiowa porażka: '(

Ps. Zamówienie dla Oliwi powinno pojawić się do końca tygodnia, jeśli wszystko będzie okej. Pamiętam o nim, po prostu nie dam rady zrobić wszystkiego na raz: )


Trzymajcie kciuki skarby!<3

poniedziałek, 14 września 2015

Harry zamówienie


Dla Julci<3


- Liam, pozwolisz, że ja to zaniosę dziś - powiedziałam, upierając się nadal przy swoim.
- Pójdziesz jutro. Jest już ciemno i nie pozwolę ci dzisiaj wyjść z tego domu - powiedział stanowczo. Ja oczywiście miałam na to głęboko wywalone, bo nie liczę się aż tak bardzo z jego zdaniem. Wiem, że się o mnie martwi, to mój przyjaciel, ale do mnie nie jest tak daleko, kilka kroków zaledwie.
- Ale czy ty nie rozumiesz, że ja muszę iść do domu teraz?
- Julka... - westchnął, wyczerpany naszą pogawędką.
- Słucham? - zapytałam, żwawo się uśmiechając.
-  Osłabiasz mnie kobieto. Za każdym razem bardziej...
- Wiem. Pa - cmoknęłam go jeszcze w policzek i zabrałam z wieszaka swoją kurtkę.
- Uważaj na siebie, nie zniósłbym myśli, że coś ci się może stać.
- Obiecuję.
          Wyszłam z domu, zakładając po drodze kurtkę. Było to trudne, bo w jednej ręce miałam doniczkę z z jakimś kwiatkiem dla mamy, od mamy Li. Gdy w końcu mi się to udało, szłam spokojnie wdychając chłodne nocne, jesienne powietrze.
          Nagle, znikąd usłyszałam, jak ktoś za mną idzie. Nie przejęłam się tym, bo o tej porze zawsze jakiś zabłąkany człowiek spaceruje po Holmes Chapel.
- Hej, nie za późno na samotne spacery? - zapytał mnie wyraźny męski głos, z chrypką. To on. Tylko on ma TAKI głos.
Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam czarny materiał koszulki. Uniosłam trochę głowę i spotkałam się z wyraźnie błyszczącymi zielonymi oczami.
- Nie - odpowiedziałam pewnie, patrząc w jego oczy.
- A jeśli jestem gwałcicielem i mordercą? - zapytał, nadal nie przerywając naszego wzrokowego kontaktu.
- Nie sadzę. Gdybyś chciał mnie zgwałcić, już byś to zrobił.
- Racja. Ale jesteś śliczna, powinnaś na siebie uważać.
- Coś sugerujesz?
          Poczułam jego prawą dłoń w swoich włosach, a lewą na karku. O dziwo, nie czułam strachu. A powinnam, przecież go znam, wiem, czym się zajmuje. Kim jest Harry Styles.
- Nie.
- Więc wracam do domu - chciałam się odwrócić i iść, ale jego duża dłoń trzymająca mają mi w tym przeszkodziła.
- Odprowadzę cię.
- Czemu chcesz mnie odprowadzić?  Daj mi spokój - zdenerwowało mnie to. Po co mu wiedzieć, gdzie mieszkam? Chce napaść na mój dom? Okraść? Zabić mi rodziców...?
- Wolę się upewnić, że dotrzesz bezpiecznie do domu - wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszły ciarki po plecach.
           Ostatecznie się zgodziłam i po chwili ruszyliśmy spacerem wzdłuż ulicy. Po kilku wymienionych zdaniach, wyzbyłam się uprzedzeń co do niego. Jest nawet miły. Co jest bardzo dziwne, bo taki bad boy, jakim jest, a raczej za jakiego uchodzi powinien chyba krzywdzić, a nie rozmawiać o pogodzie?
- To tutaj - powiedziałam i zatrzymałam się przed swoim domem.
- To całkiem niedaleko od mojego domu. Będę cię nachodził - oznajmił, lekko się uśmiechając, czym kupił mnie w całości.
- Lepiej nie. Rodzice raczej nie tolerują osób przeciwnej płci w domu. A już na pewno nie w moim pokoju.
- A kto powiedział, że oni muszą wiedzieć?  Przyjdę jutro o północy.
          Pochylił się po tych słowach nade mną i zapewne chciał pocałować, ale miałam tą świadomość, że matka stoi w oknie i wszystko obserwuje.
- Harry... Mama jest w oknie - szepnęłam lekko go od siebie odpychając. Po części też, nie chciałam, żeby mnie całował. Chłopak spojrzał w tamtą stronę ostrożnie i zaśmiał się.
- Boi się, czy cię nie zabiję na tej drodze?
- Nie wnikaj, okej? - mruknęłam. Było mi głupio, by musiałam się wstydzić za matkę przed chłopakiem. Ona ich w ten sposób odstraszała ode mnie.
- Do jutra Julio - czy on powiedział do mnie Julio? O Boże. Jak to pięknie zabrzmiało w jego ustach... Julka, tylko się nie zakochuj... On cię skrzywdzi! Zganiłam się w myślach. Weszłam do domu, dałam doniczkę mamie i bez słowa wyjaśnienia, uciekłam na górę.

          Minął miesiąc. Harry, tak jak obiecał przyszedł do mnie następnej nocy. Rozmawialiśmy szeptem, by rodzice nas nie usłyszeli, bo ich pokój był obok mojego, niestety. Pod osłoną nocy świetnie nam się rozmawiało i chyba poznałam tą prawdziwą wersję Harry'ego Stylesa. Pozwolił mi na siebie mówić Hazza, wolę Harold. Ale tylko gdy jesteśmy sami. Stwierdził, że musi dbać o reputację.
          Wczoraj, a raczej dziś w nocy, zaproponował randkę. A ja się zgodziłam, bo do cholery, ciągnie mnie do niego. Mimo jego wad, poczułam, że on jest tym człowiekiem, na którego czekałam całe swoje życie. Wiem, że znam go dopiero miesiąc, ale ja wiem, że to coś znacznie więcej, niż zauroczenie.
- Gotowa? - stanęłam przed wysokim brunetem, który miał na sobie czarne spodnie, czarną prześwitującą koszulę i marynarkę, przez którą widziałam wszystkie jego tatuaże na torsie. Są piękne. Jego długie, kręcone włosy opadły po obu bokach jego głowy, choć były zaczesane do tyłu.
- Ślicznie dziś wyglądasz - powiedział i poprowadził mnie do jego sportowego Audi i otworzył drzwi pasażera. Upodobał sobie moje imię w tej wersji.
- Dziękuję Haroldzie - uśmiechnęłam się,  gdy on, uruchamiając auto, przywrócił oczami.
- Mówiłem ci, żebyś tak do mnie nie mówiła.
- Wiem. Ale podoba mi się ta wersja.
- Eh, niech ci będzie. Ale ostatni raz użyłaś tego imienia - stanął na czerwonym świetle.
- Inaczej będę musiał wymyślić jakąś karę dla ciebie - pochylił się, by być bliżej mnie.
- Dla mnie? A za co? Przecież jestem grzeczna - patrzyłam mu prosto w oczy i widziałam, jak radość wypełnia jego oczy, jeszcze chciał coś  dodać, ale jakieś auto za nami zaczęło trąbić. Harry z westchnieniem ruszył.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili oglądania widoków za oknem.
- Nie powiem - wyszczerzył się, za co dostał ode mnie w ramię.
- Nie lubię niespodzianek.
- Ta ci się spodoba - skęcił w jakieś miejsce. Przed nami ponownie ukazała się jakaś wąska droga.
- Zobaczymy - powiedziałam, a chłopak pewny siebie, skręcił w jakąś boczną ścieżkę. Po kilku minutach dotarliśmy na dużą łąkę.
- Co my tu robimy? - nie powiem, że przeszedł mnie mały dreszcz strachu, gdy się zatrzymał. Światła były daleko, ledwo widzialne. Randka pośród ciemności? Harry jest dziwny.
- Ponownie zapytam. Co my tu robimy?
- Zaprosiłem cię na randkę, więc jesteśmy.
- Tu? Nic nie widzę - mruknęłam, starając się cokolwiek zobaczyć.
- Zaraz wszystko zobaczysz.
          Wziął mnie za rękę i złączył nasze palce razem. Szliśmy kilka chwil w ciszy, gdy minęliśmy jakieś wielkie drzewo, przed moimi oczami pokazały się światełka. Z tej odległości nie widziałam za bardzo co tam jest. Podeszliśmy bliżej i faktycznie, zobaczyłam wszystko.
           Małe zielone świeczuszki, ustawione były na krztałt prostokąta. W środku na ziemi leżał rozłożony koc, a na nim tylko duży kosz piknikowy.
- Wow, Haroldzie, to jest... Niesamowite! - powiedziałam uśmiechnięta. Nagle poczułam, jak zostaję unoszona i przełożona przez prawe ramię Hazzy. - Harry!
- To za Harolda - powiedział, klepnął mnie lekko w tyłek i zaniósł na ten koc.
- Harry, postaw mnie na ziemię.
- Wedle życzenia madame - powiedział i już po chwili stałam na miękkim kocu. Usiadłam zaraz na nim, a Harry po chwili zrobił to samo.
- To co, najpierw toast, czy coś zjemy?
- Najpierw toast.
          Chłopak od razu wyciągnął butelkę szampana i dwa kieliszki. Odkorkował butelkę i wlał trochę mało procentowego alkoholu. Uniósł swój kieliszek i zaczął:
-Wznieśmy toast. Za nas - stuknął swoim kieliszkiem o mój.
- Za nas - upiłam trochę trunku i spojrzałam na niego. Harry patrzył na mnie wzrokiem, z którego nic nie mogłam odczytać. - O czym myślisz?
- O tym, jakie szczęście mnie spotkało, że dziś tutaj jesteśmy.
- To znaczy? - potrafi mówić do mnie w sposób, którego nie rozumiem. Tylko on tak potrafi.
- Tamtego wieczora mogłaś uciec lub wołać pomocy, w końcu jestem Harry'm Styles'em. Mam na sumieniu wiele rzeczy.
- Ale co to ma ze sobą wspólnego?  Liczy się twoje wnętrze Harry - przysunęłam się bliżej niego. - Liczy się to, jaki jesteś dla bliskich ci osób. Jestem pewna, że nie zrobiłbyś krzywdy swojej mamie czy siostrze, prawda? - dotknęłam lekko palcami jego chłodnego policzka.
- Tak. Ale to, czym się zajmuję... Chciałbym być normalny. Żyć normalnie, nie przejmować się, czy jutro nikt nie przyjdzie mnie zabić, lub skrzywdzić ciebie... Jesteś dla mnie najważniejsza - szepnął i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Harry...
- Kocham cię Julio, tak bardzo cię kocham. Tęsknię za tobą wieczorami, nie mogąc doczekać się nocy, kiedy razem spędzamy kilka godzin w swoich objęciach. Chciałbym być przy tobie zawsze, być dla ciebie przyjacielem, chłopakiem, kochankiem, kimś, kto cię zrozumie, wesprze. Chcę być dla ciebie wszystkim - skończył swój monolog. A ja nie wiedziałam co powiedzieć. Totalnie mnie zaskoczył. Nie wiedziałam, że swoją osobą tak na niego działam.
- Harry - powiedziałam. Chłopak patrzył na mnie z nadzieją, że powiem to samo. Złapałam go za dłoń, którą od jakiegoś czasu trzymał na moim udzie.
- Tak?
- Ja też cię kocham. Jesteś kimś, na kogo czekałam całe życie. Nie obchodzi mnie, czym się zajmujesz, bo kocham cię takiego, jakim jesteś. I mimo, że nie lubisz, gdy tak mówię, to powiem ci to jeszcze raz. Jesteś słodki, romantyczny, co świadczy o tym dzisiejszy wieczór, wrażliwy, czuły. Po prostu chowasz swoje uczucia w środku, by przybierać maskę zimnego szefa gangu.
- Chowam je dla ciebie. Tylko dla ciebie jestem romantyczny. Zasługujesz na to aniołku. Jesteś dla mnie najważniejsza.
           Nic nie odpowiedziałam, tylko spuściłam głowę w dół, spoglądając na swoją sukienkę.
- Hej - podniósł mój podróbek, patrząc mi głęboko w oczy. - Lubię twoje rumieńce. Są strasznie urocze i dodają ci słodkości - ucałował mnie w oba policzki.
- Nie jestem słodka - powiedziałam.
- Jesteś. Nie znam słodszej istoty od ciebie - powiedział z uśmiechem, który powiększał się z każdą chwilą.
- Harry, przestań mi słodzić.
- Nigdy nie przestanę - powiedział i pochylił się tak, że ja musiałam położyć się na kocu. - Będę ci to mówił do końca życia.
- Planujesz spędzić ze mną całe życie? Znudzę ci się - powiedziałam.
- Ty nigdy mi się nie znudzisz.
- A co z tą karą za Harolda? - zapytałam, uśmiechając się niewinnie.
- No tak! Zapomniał bym! - pomógł mi usiąść, a sam zajął miejsce za moimi plecami.
- No więc? -zapytałam ciekawa, co wymyślił.
- Skoro jesteś taka ciekawa, to już ci mówię, jaka jest twoja kara - zaczął szukać czegoś w marynarce, aż w końcu usłyszałam, jak coś szeleści.
- Proszę - wręczył mi dwa bilety.
- Bilety? Na co?
- Na gorącą Majorkę - oświadczył. Spojrzałam na niego przez ramię, ale w końcu zrezygnowałam z tej opcji i uklęknęłam przed nim.
- Polecimy na Majorkę?! - zapytałam uradowana, rzucając się mu w ramiona.
- Nie. Ty polecisz. Z osobą towarzyszącą.
- A ty? - zdziwiłam się.
- Co ja? Weź kogoś, nie wiem... Mamę, tatę, Liama. Bez różnicy.
          Po co mi mama albo Liam, jak ja chcę Harry'ego?
- Ale ja chcę tam być z tobą! - krzyknęłam nie za głośno. Po prostu trochę głośniej.
- Przecież wiem. Nie puściłbym cię tam samej -powiedział, podśmiewując się z mojej reakcji.
- Harry - powiedziałam zła. - Naprawdę myślałam, że nie chciałeś jechać.
- Przepraszam kocie. Żartowałem - przyciągnął mnie do siebie. Oparłam się o jego tors i wtuliłam w jego szyję.
- Dziękuję za taką karę -powiedziałam po chwili.
- Będę tak robić częściej.
- To będę częściej mówić do ciebie Harold, Haroldzie - uśmiechnęłam się.
- Ja ci zaraz dam Haroldzie! - położył mnie na kocu i zaczął łaskotać, a ja mam łaskotki dosłownie wszędzie, więc w momencie zwijałam się ze śmiechu.
- H... Ha... Harry... Prze... Przestań -udało mi się wypowiedzieć. Chłopak przerwał i spojrzał na mnie z ognikami w oczach. - Obiecuję, nie nazywać cię więcej Haroldem - obiecałam, choć wiem, że długo tak nie będzie.
- Mam nadzieję - położył się obok mnie i spojrzał w nocne niebo.
- Jest piękne - powiedziałam, łącząc nasze dłonie.
- Ale nie tak, jak ty.



********
Skończyłam. Nie wiem do końca, czy coś takiego może być, ale starałam się jak mogłam i nic lepszego bym nie wymyśliła.
<3
Ok, zabieram się za imagina dla Oliwii:)

niedziela, 13 września 2015

Niall urodzinowo

           Chodzę od ściany do ściany, będąc w totalnej rozsypce. Nie wiem co z nią, co jej jest. Czy z tego wyjdzie.
- Niall, nic tu po nas - podeszła do mnie Soph, lekko pocierając mój bark.
- Muszę przy niej być - powiedziałem twardo, siadając na jakiejś ławce, stojącej na szpitalnym korytarzu.
- Wiem, ale teraz w niczym jej nie pomożesz.
- Wy jedźcie. Ja zostanę - to moje ostateczne słowo i dziewczyna za nic w świecie, nie przekona mnie do powrotu do domu.
- No dobrze - powiedziała z westchnieniem. Nie zostawię Mariny samej. - Do jutra.
- Cześć - odpowiedziałem i dziewczyna wróciła do Liama i chłopaków. Chcę zostać sam, pomyśleć.
           Nie wiem, jak to się stało, że ona znalazła się pod tym pociągiem. Jeden świadek twierdzi, że mimo ostrzeżenia, weszła na tory, gdy były zamknięte z racji tego, że miał jechać pociąg. Towarowy. Pewnie myślała, że zdąży przejść.
Nie zdążyła.
          Leży teraz prawie bez życia, z małą szansą na przeżycie do jutra. Przetarłem twarz dłońmi i westchnąłem. Marina to sens mojego życia. Nic tak się dla mnie nie liczy, jak ona. Jest jak powietrze, bez którego nie przeżyję.

          Nie wiem, ile tak siedziałem, ale głos lekarza wyrwał mnie z tego letargu.
- Panie Horan?
- Tak? Co z Mariną? - wstałem i wpatrywałem się z nadzieją w doktora.
- Przykro mi, ale zmarła. Dostała wylewu krwi do mózgu. W takich przypadkach nie możemy nic zrobić. Jej organizm był tak bardzo uszkodzony, że do rana by nie żyła. Przykro mi - z tymi słowami zostawił mnie samego. Jego słowa dotarły do mnie z opóźnieniem. Zsunąłem się po ścianie, cicho łkając. Ta dziewczyna nauczyła mnie, że nie warto przejmować się czyimiś zarzutami, ich opinią, nie zmieniać się, a teraz od tak mnie zostawia?!
- Louis... Ona nie żyje - wykonałem telefon do kumpla, by powiedzieć mu te trzy słowa. Marina była mu bliska. Była.
Po jakimś czasie przyjechał Harry z Zaynem i zabrali mnie z korytarza.

          Miesiąc temu odbył się jej pogrzeb. Byliśmy tylko my. Nie miała nikogo bliskiego. Codziennie do niej przychodzę na chwilę, by opowiedzieć jej o dniu. Nie, to nie jest paranoja czy szaleństwo.
Ostatnio znalazłem list do mnie od niej. Napisała w nim... Nie, to za dużo, by o tym przypominać. Po prostu wszystko mi wytłumaczyła. Zrozumiałem.
          Wychodząc z cmentarza, z nieuwagi na kogoś wpadłem. A może to ten ktoś wpadł na mnie?
- Oj, przepraszam, nie chciałam - usłyszałem czyjś słodki, dziewczęcy głos.
- Nie, to ja nie patrzyłem pod nogi - podniosłem głowę w górę, by zaszczycić dziewczynę spojrzeniem. Gdy to uczyniłem, zamarłem. Była śliczna. Jej długie czarne jak heban, proste włosy opadały wokół twarzy na ramiona. Miała na sobie czarny płaszczyk, idealnie psujący, do dzisiejszej jesiennej temperatury. Jej policzki zdobił róż, który był spowodowany chłodem. Uśmiech miała szczery, co okazywały również jej piwne oczy.
- Gdzie się tak spieszysz...
- Niall - przywitałem się.
- T.i.
- Masz śliczne imię.
- Wiem, każdy mi to mówi - zachichotała, a mnie pierwszy raz od miesiąca, zabiło szybciej serce na ten dźwięk. - Więc, gdzie się tak spieszysz? - ponowiła pytanie.
-Miałem wrócić do domu, ale teraz wiem, że chyba popełnił bym swój życiowy błąd.
- To znaczy?
- Może to głupie i za szybko, ale... Dasz zaprosić się jutro na obiad?
- Em... Okej. Gdzie?
- Bar amerykański na rogu Wall Stereet i India Street, godzina czternasta?
- Okej - odpowiedziała, przeszła obok mnie z zamiarem odejścia, kiedy powiedziała:
- Ja też czasem zachowuję się dziwnie i nie ma miejscu. Uwielbiam to.
            Czuję, że się z nią dogadam.






******
Taki tam krótki imagin urodzinowy.

Drogi Horanku!
Jesteś tak bardzo pozytywnym człowiekiem... Więc życzę ci, byś się nie zmieniał. Uwielbiam twój śmiech, bo automatycznie, gdy śmiejesz się ty, ja też.  Nie ma innej opcji! Twój śmiech jest zaraźliwy.
Znajdź sobie w końcu jakąś wartą ciebie dziewczynę. Życzę ci, byś się zakochał i był kochanym za to jaki jesteś, a nie za to, że jesteś sławny.
I z całego serducha życzę ci spełnienia wszystkich twoich marzeń, nawet tych małych i mniejszych, świetnych piosenek, koncertów i więcej odpoczynku.
I staraj się już nie łamać, lepiej widzieć cię w jednyn kawałku.
Wszystkiego najlepszego!<3

Rozdział 63



      Zostałam obudzona przez delikatne całusy składane na moich plecach i dłoń głaszczącą moje ramię. Otworzyłam oczy i odwróciłam się w stronę Louisa, który patrzył na mnie uważnie.
- Dzień dobry kotku - powitał mnie.
- Dobry - poprawiłam kołdrę na moim ciele.
- Wyspana?
- Uhm - mruknęłam tylko, bo Lou mnie pocałował w usta. Po chwil objął mnie całą swoimi ramionami.
- Nie chcę wracać. Zostaję z tobą.
- Niestety nie pozwalam - zaśmiałam się i odgarnęłam mu grzywkę z czoła.
- No nic, będę musiał cię posłuchać - całował powoli moją szyję.
- No raczej. Nie masz wyjścia kochany - uśmiechnęłam się lekko, czując jego dłoń na moim brzuchu.
- Myślałaś nad imieniem dla naszego małego aniołka? - zapytał, a po chwili złożył całusa obok swojej ręki na brzuchu.
- Nie. Nie zastanawiałam się.
- A ja tak. Co myślisz o Margaret albo Laryssie? Albo Violeta? Albo Elsa?
- Violeta odpada na starcie. Nie lubię tego imienia - powiedziałam od razu. - Ale podoba mi się Laryssa i Margaret. I Elsa.
- Czyli mamy zgodność. Zastanów się nad tymi imionami i daj znać, okej?
- Oczywiście.
- Gołąbeczki! Pobudka! - usłyszałam głos Zayna, dochodzący zza dzwi.
- Już nie śpimy, możesz wejść! - Krzyknął Louis, a po tych słowach drzwi uchyliły się i pojawił się w nich Zayn.
- To się cieszę, bo twój książę musi się zbierać - powiedział do mnie, nadal nie wchodząc do środka. - Za dwie godziny przyjedzie po nas bus.
- Dobra, dobra. A teraz won, bo chcemy się ubrać - powiedział Louis, biorąc małą poduszkę i rzucając w Zayna. Chłopak tylko uchylił się od ataku i zaśmiał.
- Czekamy na dole - powiedział jeszcze i zamknął za sobą drzwi.
- Dobrze, że nie rzucał tymi swoimi tekstami - powiedziałam tylko.
- Ale było u was głośno! - jak na zawołanie usłyszeliśny głos Harry'ego zza drewnianej powłoki. Louis tylko się zaśmiał i ponownie wtulił we mnie.
- Dobra Lou, wstajemy - wydostałam się z jego ramion i razem z prześcieradłem weszłam do łazienki. Miałam tam już przygotowane ciuchy na dziś, które przyniosłam tu wczoraj, przed prysznicem i całą imprezą.
          Wzięłam prysznic i po wysuszeniu ciała, założyłam na siebie szare spodnie dresowe i szarą koszulkę Louisa z napisem SWAG, która leżała na mnie idealnie. Prześcieradło zostawiłam w koszu na brudy, a sama wyszłam z łazienki.
- Louis, wstawaj - podeszłam do chłopaka, który leżał sobie spokojnie na łóżku, w samych bokserkach.
- Dla ciebie zawsze - podniósł się i stanął przede mną, łapiąc za oba policzki i całując w usta.
          Brunet zniknął w łazience, a ja w tym czasie pościeliłam łożko. Gdy wyszedł i się ubrał, zeszliśmy na dół. Akurat było śniadanie.
- Hej wszystkim - powiedziałam, lekko się uśmiechając.
- No hej. Widzę, że w końcu wypoczęliście - rzucił Harry, który siedział przy stole, popijając czarną kawę. Uśmiechał się jak zwykle cwaniacko, co nie ukrywało tego, że ma niezłego kaca.
-O tak -przyznał Lou, siadając na wolnym miejscu. Zrobiłam to samo i usiadłam obok niego.
- Jajecznica - powiedziałam na głos. -Dziękuję - podarowałam kobiecie uśmiech i poczekałam, aż Louis nałoży mi trochę z dużej, czarnej patelni stojącej po środku stołu na drewnianej, kwadratowej desce.

**** Miesiąc później ****

          Siedziałam sobie w fotelu, czytając jakiś magazy dla przyszłych mam, co chwila podjadając kawałki pomarańczy. Mama szuka pracy, bo powiedziała, że zostaje tu na stałe, z czego niezmiernie się cieszę. Diana była na zakupach, a Marlena u siebie w pokoju. Jeszcze śpi z tego co mi wiadomo. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła pierwsza po południu. To nie podobne do niej. Z westchniem podniosłam się z wygodnego siedzenia i poszłam do jej pokoju. Zapukałam cicho, ale nikt mi nie odpowiedział, więc ostrożnie weszłam do środka.
-Mar?
          Zobaczyłam ją siedzącą tyłem do mnie, okrytą kołdrą, było tylko widać czubek głowy. Na dźwięk mojego głosu zadygotała i rozpłakała się.
To zły znak.
          Podeszłam do niej i ukucnęłam przed nią.
- Marlena, co się stało?
- Nie wiem, jak mogłam wierzyć, że on się zmienił... - powiedziała niewyraźnie, przez dłonie okrywające jej twarz.
- Ale kto, Marlena? - zapytałam zdezorientowana. Moja przyjaciółka płakała rzadko, mogę powiedzieć, że prawie wcale.
- Jak mogłam mu zaufać? - zapytała i spojrzała na mnie czerownymi od płaczu oczami. - Byłam taka ślepa... Głupia...
- Komu?
- Harry'emu... Jak mogłam tak dać mu się omamić - wychrypiała i zdjęła szybkim ruchem pierścionek zaręczynowy i rzuciła go w kąt pokoju.
- Co zrobił? - złapałam ją za obie dłonie, zanim znów zakryje nimi twarz.
- On... On... Boże, nie wypowiem tego. Sama zobacz... - wstała i przyniosła z biurka swojego laptopa. Coś wpisała i po chwili przed moimi oczami pojawił się czarny napis dużymi literami: " Jak pieprzy Harry Styles". Marlena wcisnęła START i poszło. To, co zobaczyłam, przyprawiło mnie o niemiłe uczucie. Nie wiem jakie. Po prostu czułam się źle, słysząc te wszystkie ich " och, ach", " tak Harry ", " Krzycz moje imię, mała ". Zamknęłam urządzenie i zaczęłam wszystko przyswajać. To niewątpliwie był Harry. Kamera była centralnie ustawiona tak, by było widać ich z boku. I ten jego charakterystyczny głos, którego nie da się pomylić, statek na przedramieniu. Z transu wybił mnie szloch Marleny.
- Ewa... Powiedz... Powiedz, że to nie był... Harry, że ja źle widziałam, błagam - patrzyła na mnie z błaganiem w oczach. Czułam jej ból tak bardzo, że i mnie w oczach pojawiły się łzy.
- Nie... Nie mogę tego powiedzieć Mar - wydukałam. - To był Harry - westchnęłam. Dziewczyna przytuliła się do mnie, a ja razem z nią usiadłam na łóżku. - Cicho... Spokojnie mała - było mi coraz bardziej źle i byłam coraz bardziej zła na Harry'ego. Nie wiem, jak on mógł zrobić jej coś tak okrutnego. Kocha ją przecież, oświadczał się! Co jest z nim nie tak?!
- Nie wiem, co ja głupia sobie myślałam... - powiedziała do mnie po chwili ciszy. Nie płakała już.
- Co masz na myśli?
- Wiesz, że seks przed ślubem u mnie nie wchodził a grę, prawda?
- Tak - odpowiedziałam. To była jej święta zasada, której dobrowolnie by nie złamała.
- No więc, powiedziałam mu o tym, zanim pojechali po tej przerwie dwumiesięcznej, gdy zapytał. Powiedział, że szanuje moją decyzję i poczeka na mnie. No i miałam trochę czasu by to przemyśleć i doszłam do wniosku, że mogę nagiąć tą zasadę. Dla miłości zrobi się wszystko - otarła spływającą łzę. - Myślałam, że wytrzyma, że zrobi to dla mnie... Obiecał. Ale to facet, jak mu nie dasz w końcu dupy, to sobie znajdzie inną. No i znalazł. Kto wie, czy to nie był tylko jeden raz. Może żyję w tej błogiej nieświadomości od dawna?
- Marlena, nie mów tak...
- Ale to prawda. Ciekawe ile przeleciał w ciągu tych czterech miesięcy.
- Marlena, porozmawiaj z nim.
- Nie! - wstała z łóżka i zaczęła chodzić po pokoju. - Nie chcę go ani widzieć, ani słyszeć. Brzydzę się nim. Nie wybaczam zdrady.
- Cześć laski! - do pokoju weszła Diana. Spojrzałam na nią, a ona omiotła spojrzeniem cały pokój.
-Cześć...
- Co tam Marlena? - Diana weszła do pokoju i rzuciła torby na podłogę.
- Nie pytaj - odpowiedziałam za dziewczynę.
- Czemu płaczesz? - podeszła do niej i dotknęła jej ramienia. Dziewczyna przytuliła się do niej, cicho łkając.
- Harry ją zdradził - powiedziałam, na co moja blondyneczka rozpłakała się na dobre. Cholera, mogłam nie mówić...
- Co?! Przecież on poza nią świata nie widzi! - zaśmiała się.
- Jednak zobaczył - odpowiedziała. - Doszedł pewnie do wniosku, że dziewczyna, która tylko mówi mu, że go kocha, a nie przechodzi do działania, jest do niczego. Znalazł lepszą.
- Marlena, przecież on cię ubóstwia - powiedziałam. - Zawsze, gdy patrzyłam  na jego oczy, jak na ciebie patrzy... On nie zrobił tego świadomie - powiedziałam pewna swoich słów.
- Widocznie nie aż tak.
- Przyniosę ci coś na uspokojenie - powiedziałam i wyszłam z jej pokoju. Dotarłam do kuchni i wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer do Lou.
- Co tam skarbie? - usłyszałam radosny głos Louisa po drugiej stronie.
- Hej...  Co tam u was?
- No... Po staremu. Koncerty i spotkania z fanami...
- Powiedz mi prawdę.
- Ale jaką, o co ci chodzi?
- Harry zdradził Marlenę - oświadczyłam.
- Co?
- No nie mów mi, że nie widziałeś tego uroczego filmiku na You Tube - parsknęłam i usiadłam na krześle w kuchni.
- Jakiego? Znajdę sobie.
- Jak pieprzy Harry Styles - powiedziałam i przeczesałam włosy, bo opadały mi na twarz.
- Huh, jaka wymyślna i jednoznaczna nazwa! - skomentował, śmiejąc się cicho.
- Ciekawe czy będzie ci do śmiechu, jak to zobaczysz.
- Czekaj, jest. O kurwa... - nastała cisza po drugiej stronie, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że o tym nie wiedział. - Dobra, starczy tego.
          Usłyszałam, jak zamyka głośno laptopa i gdzieś go odkłada.
- I co teraz?
- Pogadaj z nim. Nie wiem, jak on mógł jej zrobić takie coś, ale jak on tego jakoś nie ogarnie, to jak go spotkam, to nie ręczę za siebie.
- Spokojnie, diablico moja. Spokojnie. Wszystko się wyjaśni - powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Mam nadzieję, bo Marlena jest w totalnej rozsypce.
- Dzisiaj mamy koncert za dwie godziny więc zdążę jeszcze z nim pogadać.
- Oby. Nie wiem, może on był pijany, albo co.
- Okej, kończę, bo Louise mnie woła, więc uciekam. Obiecuję z nim pogadać i zadzwonię do ciebie, jak tylko coś będę wiedział. Pa, kochanie.
- Pa.
          Westchnęłam i wstałam. Podeszłam do szafki, sięgnęłam szklankę, wlałam trochę wody z butelki i znalazłam tabletki uspokajające. Ruszyłam z tym do pokoju Marleny. Weszłam do pokoju i ustawiłam to na małym stoliku, stojącym przy oknie. Dziewczyna leżała na łóżku, na boku, a Diana obok niej siedziała i głaskała po głowie.
- Masz kochanie, weź to - podałam jej tabletkę z wodą sięgniętą ze stolika. Nic nie powiedziała, tylko posłusznie połknęła pastylkę.
- Dziękuję, że tu jesteście ze mną - wzięła moją dłoń i Diany, lekko je ściskając.
          Gdy zasnęła wyszłyśmy z pokoju do kuchni. Siedziałyśmy przez chwilę w ciszy, aż Diana powiedziała :
- Nie mieści mi się to w głowie.
- Diana... Są dwa wyjścia. Albo wiedział, że zdradza Mar, albo nie wiedział. Osobiście wolałabym, żeby sprawdziła się ta druga wersja, choć obie są nie ciekawe - powiedziałam.
- Wiem. Rozmawiałaś z nim?
- Nie, zadzwoniłam do Lou. Mają niedługo koncert, ale postara się z nim pogadać.
- Aha. No dobra. Szkoda, że nie mogę się denerwować. Inaczej sama bym do niego zadzwoniła.
- No właśnie, szkoda - poparłam ją. Też bym mu nagadała co swoje. Jestem tylko ciekawa, jak tam u chłopaków.

*** Oczami Louisa ***

          Zaraz po telefonie Ewy poszedłem szukać Harry'ego. Zdziwiła mnie trochę ta informacja, bo przecież on i Marlena to para idealna. Ale Harry to Harry. I to jest właśnie najgorsze.
- O, tu jesteś! - zobaczyłem chłopaka, jak chodził z Lux na rękach i coś jej pokazywał.
- O, zobacz. Wujek Louis - powiedział i pokazał małej na mnie.
- Wujaszek! - mała wyciągnęła do mnie swoje małe rączki. Wziąłem ją i dałem potrzymać Hazzie laptopa.
- Co tam Lux? Wiesz, gdzie jest mama? - zapytałem ją.
- Tak - jak zwykle pociągnęła mnie za włosy.
- To idź tam do niej, a my z Harry'm zaraz przyjdziemy, okej?
- Okej.
          Postawiłem małą na nogi, a ona pobiegła w stronę drzwi, z których tu trafiłem.
- Powiedz mi stary, co ty odpierdalasz, co? - zapytałem zdenerwowany. Na tym filmiku, wyraźnie było widać Harry'ego. Nie było mowy o jakiejś przeróbce.
- Co masz na myśli? Ten misiek fajnie wygląda.
- Jaki kurwa misiek?! Ty wiesz, co się dzieje w Londynie?
- A co się ma dziać? - zapytał zdziwiony.
- Prawdopodobnie straciłeś narzeczoną idioto! - rzuciłem, zabierając od niego urządzenie i szukając tego video.
- Co?
-No sam zobacz. Jakbym był Marleną też bym cię w dupę kopnął - powiedziałem, pokazując mu filmik, na którym ostro pieprzy jakąś laleczkę.
- Ale co to, do kurwy jest?! - patrzył to na mnie, to na ekran laptopa.
- Nie widzisz? Mam ci to wytłumaczyć?
- Wiem, ale...
- No co? Bzykasz jakąś pustą modelkę, kiedy w domu masz taki skarb. Harry... Zawiodłem się na tobie - było mi głupio, że uwierzyłem mu, gdy mówił, jak bardzo kocha Marlenę. Jak nie mógł się doczekać, aż jej się oświadczy...
- Nie rozumiesz Louis. Ja nic nie pamiętam z tamtej nocy.


******************
Post urodzinowy będzie wieczorem!
Jak wam się podoba? Piszcie komy<<33

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 62


Skomentuj, jeśli przeczytałeś. Dla ciebie to chwila, a dla mnie większa motywacja!


- I jak spotkanie? - zapytałam chłopaka, po tym, jak usiadł przy stole i zaczął jeść kolację, zrobioną chwilę przed jego przyjściem do kuchni. Jego wilgotne włosy sterczały na boki, miał na sobie zwykłą szarą koszulkę bez żadnego nadruku i czarne spodenki w białe poziome paski.
- Całkiem dobrze. Myślę, że mamy następcę Paula - uśmiechnął się szeroko, ukazując dla mnie, rząd bieluśkich zębów.
- Co to za ciasto? - zapytał Zayn, pojawiając się z nikąd, przy stole ze sporym kawałkiem ciasta.
- Spróbuj - powiedziałam.
- Nie dosypałaś tam czegoś? Nie otruję się? - zapytał, śmiejąc się głośno, biorąc do ust kawałek.
- No nie wiem...
- Zayn... - do kuchni weszła Diana. Była zdenerwowana, co widziałam na kilkometr.
- Tak? - zwrócił na nią całą swoją uwagę, zatrzymując łyżeczkę przed ustami.
- Wiesz, chciałabym pogadać - pokazała dłonią na schody, a chłopak ją zrozumiał.
- Jasne.
          Gdy Zayn ruszył schodami do góry, pokazałam Dianie dwa kciuki do góry i uśmiechnęłam się radośnie, dodając otuchy. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i zabierając lody z zamrażarki, również ruszyła do swojego pokoju.
- Co to było? - zapytał Lou. Spojrzałam na niego, lekko się uśmiechając.
- Nie mogę powiedzieć. Nie chcę nic zapeszać - szepnęłam tylko.
- Mnie nie powiesz? On tu prawie mieszka - tym mnie zagiął.
- No dobra, ale jakby co, to nic nie wiesz - zagroziłam mu palcem.
- Okej - zaśmiał się i złapał za niego i cmoknął, po czym złapał całą moją dłoń i patrzył na mnie ciekawym wzrokiem.
- No bo... Diana się zakochała w Zaynie - powiedziałam. - Ale nie wie, czy on czuje do niej to samo. No i poszła z nim teraz pogadać.
-To było wiadome. Lecą do siebie jak ćma do światła, skarbie. I jeszcze będą razem.

*** Oczami Diany ***

          Zabrałam z lodówki pudełko lodów waniliowych oraz dwie łyżki i weszłam po schodach na górę. Zatrzymałam się na samej górze i wzięłam głęboki oddech.
- Już jestem - weszłam do pokoju. Chłopak siedział na łóżku ze spuszczoną głową, ale na dźwięk mojego głosu, poderwał się i dopadł do mnie, gotowy pewnie by mi pomóc. - Siadaj Zayn, dam sobie radę - powiedziałam szybko.
- Okej. A więc, o czym chciałaś pogadać?
Wzięłam głęboki oddech po raz kolejny. Zamiast powiedzieć mu to od razu, to się jeszcze stresuję.
          Usiadłam obok niego na łóżku, tak by było mi wygodnie. Zayn siedział, cały czas patrząc na mnie, zapewne dociekając w głowie o czym to ja chcę z nim gadać.
- Eh... Sama nie wiem, od czego zacząć - powiedziałam, starając się uspokoić, bo to może źle wpłynąć na mojego małego skarba.
- Najlepiej od początku - posłał mi swój najsłodszy uśmiech i dotknął mojej dłoni.
- Zayn, powiedz mi, co ty do mnie czujesz -poprosiłam. To chyba najlepsze wyjście. Dowiem się najpierw co on czuje.
- Dlaczego chcesz to wiedzieć? - zabrał swoją dłoń z mojej, a ja poczułam lekki zawód.
- Po prostu mi powiedz Zayn -wpatrywałam się w pudełko z lodami waniliowymi, które swoim zimnem chodziło mi uda.
- Diana... To skomplikowane... - westchnął i powiedział te trzy słowa.
          Otworzyłam pudełko z lodami i wzięłam trochę ich na łyżkę, którą zaraz wpakowałam do ust, żeby zdusić słowa, które cisną mi się na usta.
- Dobra. Ja zacznę. W końcu sama chciałam rozmawiać... - łyżka ponownie znalazła się w zamrożonej masie, a pudełko odłożyłam obok siebie na łóżku.
- Słucham więc - odparł.
- Nie miej mi tego za złe, ani nie myśl o mnie źle. Po prostu wysłuchaj - spojrzałam na niego po tych słowach, a on pokiwał głową na znak zgody.
          Dobra, Diana. Raz kozie śmierć.
- Nie wiem, kiedy do tego doszło. Może przed tym jak powiedziałam wam, co zrobił Paul, a może wtedy, gdy mnie przeprosiłeś... Nie wiem. Ja się w tobie zakochałam Zayn - w ciągu całej mojej wypowiedzi, nie spojrzałam na niego ani razu. Teraz też nie zamierzam, bo się boję. Nie o ból fizyczny, ale psychiczny, że mnie wyśmieje.
- Co?
-Ja... - wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju powoli, kładąc dłonie na brzuchu. - Chciałam ci to powiedzieć, zanim znowu pojedziecie w trasę. Nie myśl sobie, że chcę cię naciągnąć na jakieś zobowiązania wobec mnie, czy dziecka. Powiedziałam ci, co do ciebie czuję, nie mogłam tego dłużej ukrywać, bo to aż bolało.
          Nagle poczułam jego dłoń na moi ramieniu i spojrzałam w jego piękne brązowe oczy. Nic nie wyrażały. To było straszne. Wolałabym, gdyby był zły. Ponownie spóściłam wzrok na jego miarowo unoszącą się klatkę piersiową.
- Tak bardzo, że dłużej bym nie wytrzymała - przerwałam na moment. - Jesteś dla mnie, dla nas, taki dobry. Nie zasłużyłam na to. Nie zasłużyłam na to, byś poświęcał mi swoją uwagę.
- Diana...
- Robiłam wszystko co mi kazał. Prawie was skłóciłam ze sobą... A ty mi pomagasz, wspierasz mnie. Dlaczego? - zakończyłam. Zdaję sobie sprawę, że to co powiedziałam, było nieskładne i może bez sensu, ale w końcu to powiedziałam. Jemu.
- Bo ja też cię kocham - serce mi stanęło. Spojrzałam na niego z tak wielkim niedowierzaniem, że chłopak się uśmiechnął.
- C... Co?
- Tak. Zawsze bardzo cię lubiłem. Gdy tu przychodziłem, widziałem cię taką dzielną i pełną nadziei i dotarło do mnie, że ty jesteś odpowiednią osobą dla mnie. Nie poddałaś się, choć miałaś dołki, mimo tego co cię spotkało, kochasz swoje dziecko. Mimo, że na początku go nie chciałaś, teraz ani myślisz o tym, by go oddać. A to bardzo ważna decyzja. Jestem z ciebie dumny - miałam łzy w oczach, coraz większe z każdym jego słowem. To, co mówił było takie dziwne i niemożliwe, że sama w to nie wierzyłam, ale było naprawdę.
- Ja... Nie myślałam, że ty... Że możesz mnie pokochać...
- A dlaczego ty mnie pokochałaś?
- Jesteś... Sobą. Nie udajesz nikogo. Nie śmiejesz się, gdy ktoś jest smutny, ani odrotnie. Pomagasz osobom, które nie powinny mieć takiego prawa. Swoją osobą zapewne uratowałeś wiele istnień, będąc w zespole... Zayn, nie ma drugiego takiego ciebie - skończyłam, patrząc mu prosto w oczy.
- A więc widzisz. Kocham cię za to, jaka jesteś naprawdę. Oczywiście, miałem cię za zimną sukę - te słowa nie brzmiały jakoś źle i ujmująco w jego ustach. - Ale to nie ty wtedy byłaś. To była Diana wykreowana przez Paula. A przede mną stoi prawdziwa Diana. Słodka, niewinna Diana, która nie boi się powiedzieć swojego zdania w słusznej sprawie.
          Po tych słowach rozpłakałam się na dobre. Jego słowa są takie piękne. Staliśmy oboje na środku pokoju. I pewnie stalibyśmy tak dalej, gdyby nie to, że poczułam ból w brzuchu. No tak, mały szaleje. Złapałam za to miejsce, a Zayn automatycznie bez gadania zaprowadził mnie na fotel, do którego miałam najbliżej.
- Dziękuję. Już jest dobrze - powiedziałam cicho, wpatrując się w jego dużą dłoń, która okrywała moją drobną rączkę.
- Na pewno? Może przynieść ci wody? Albo soku?
- Możesz podać mi te lody? - wskazałam palcem na samotne pudełko lodów z łyżką po środku, leżące na łóżku.
- Jasne - wstał, podszedł do łóżka i sięgnął po plastikowe opakowanie. Po chwili znów miałam je w dłoniach i brałam do ust małą porcję.
- Więc... Co teraz z nami będzie? Skoro czujemy do siebie to samo?
          Pomyślisz sobie: no jak to co? Będziecie razem i będzie cudownie.
Nie. Ja tak nie myślę. Co z tego, że mnie kocha, jeśli nie będzie chciał być ze mną. Nie będzie chciał być ze mną i Nathanem, że nie będzie go w stanie pokochać.
Wiem, że jestem zagmatwaną osobą... Ale to ja.
- Chcesz być ze mną? Chcesz spróbować stworzyć ze mną związek? - zapytał, nadal kucając przy mnie z opartymi łokciami na moich kolanach.
- Chcę - był tego pewna, jak miłości do małego aniołka, który niedługo przyjedzie na świat.
- Ja też chcę - położył swoją dużą dłoń na moim brzuchu, a mały jak na zawołanie sprzedał mi kolejnego kopniaka, z tym, że bardziej delikatnego, jakby coś zminimalizowało jego ruch.
Patrzyłam na to zauroczona, jak dotyk Zayna działa na małego.
- Już mnie lubi - uśmiechnął się i przeniósł na mnie swój wzrok.
- Ma dobry gust - powiedziałam, kładąc swoją dłoń ja jego. Była taka ciepła i męska.
- Po mamusi - zaśmiał się. Po chwili ucichł i klęknął przede mną na obu kolanach. Wziął moją twarz w swoje dłonie i przybliżył się powoli, jakby oswajając mnie z tym, co zaraz się wydarzy. Znowu zaczęłam się denerwować, ale gdy jego usta w końcu spotkały się z moimi, wszystko odeszło. Cały strach i stres. Delikatnie napierał na moje wargi, pieszcząc je. Był taki opanowany i spokojny, a ja tu prawie na zawał schodziłam. Oddawałam każdy jego pocałunek i gdy jego język znalazł się w moich ustach, przyciągnęłam go do siebie bliżej, w efekcie jego ręce powędrowały na moją talię. Brakło nam w końcu tchu i oderwaliśmy się od siebie.
- To było świetne. Bosko całujesz - skomplementował mnie. Róż obarczył moje policzki, przez co spóściłam głowę. Zayn podniósł mój podbródek dwoma palcami i powiedział:
- Kiedyś powiedziałem ci, że przy mnie nie masz się czego wstydzić, pamiętasz?
- Tak - potwierdziłam i przypomniałam sobie ten dzień w głowie.
          To było wtedy, gdy poszliśmy do jakiejś restauracji na obiad, bo byłam tak bardzo głodna, że oświadczyłam mu w połowie drogi do domu, że nie wytrzymamy i musimy coś natychmiast zjeść. Chłopak od razu znalazł jakąś restaurację i zamówiliśmy jedzenie. Jak to ja, zawsze jedząc się brudzę, więc Zayn nachylił się i otarł chusteczką brudne miejsce po sosie w kąciku ust. Ja oczywiście rumieńce, głowa w dół.
- Uwielbiam, gdy się rumienisz, ale czuję, że się mnie wstydzisz - powiedział cicho, bym tylko ja to usłyszała.
Może i tak było. Czasem sama siebie nie ogarniam.
- Nie ciebie. Już taka jestem. Może nie wyglądam, ale jestem cicha, spokojna i wstydliwa - odpowiedziałam mu wtedy.
Uśmiechnął się i poprawił kosmyk opadający ciągle na moje oczy.
- To prawda. Nie wyglądasz. Ale mnie nie musisz się wstydzić. Nie jestem taki.
- Wiem. I za to cię lubię.
          Zayn pomógł mi wstać, a gdy już stałam, przytulił mnie. Tak po prostu. Oparł brodę o moją głowę, gdy oplotłam rękami jego ciepłe ciało.
- Kocham was - szepnął, czym wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- Zayn ja... - oderwałam się od niego. - Pójdę wziąć prysznic, a ty tu poczekaj, okej?
- Oczywiście - chłopak cmoknął mnie przelotnie w usta, zanim podeszłam do szafy i z półek wzięłam koszulę nocną i bieliznę, po czym weszłam do łazienki.

          Po kilku minutowym prysznicu, wyszłam z łazienki w piżamie i lekko mokrymi włosami, pachnącymi kwiatami bzu. Uwielbiam ten zapach. Zobaczyłam na łóżku Zayna. Spał sobie słodko, na jednej połowie łóżka. Uśmiechnęłam się na ten widok i przykrywając go wielkim, puchatym czerwonym kocem, weszłam do łóżka i zgasiłam światło. Poczułam, jak Zayn przybliża się do mnie i otula swoją dłonią w talii.
Boże, dziękuję ci za najlepszy wieczór w życiu.

*****  Kilka tygodni później *****

          Ja i Zayn jesteśmy już legalną parą, którą tabloidy zdążyły obsmarować ze sto razy. Ale jestem nauczona mieć wszystko gdzieś, więc nie dotyka mnie to, aż tak bardzo. Na początku były nawet plotki, że to ze mną Zayn zdradził Perrie i ta z nim zerwała, nie mogąc znieść takiego upokorzenia, jakim jest świadomość, że dziecko, które w sobie noszę, to jego dzieło. No cóż, jak kto woli...
           Jestem z nim bardzo szczęśliwa. Nigdy nie czułam się tak dobrze, jak teraz, mimo, że nie ma go przy nas.
Sam, nowy menadżer, którego chłopaki, po długich naradach, kłótniach i nieprzespanych nocach, przyjął do wiadomości to, że każdy z chłopaków ma dziewczynę i nie zamierza jej zostwić. Obiecał, że nie będzie żadnych ustawek, ani czegoś, co mogłoby wpłyąć na nas, ale jestem długo w tym wszystkim, by wiedzieć, że nawet jeśli Sam bardzo by chciał, to nie może wszystkiego odrzucić. Ale chociaż nie będzie chciał nas wszystkich zniszczyć. Lubimy go, a to najważniejsze. Dobrze mu z oczu patrzy.
          Ma trzydzieści pięć lat, jest wysoki nawet przystojny. Ma żonę i dwójkę synów,  z tego co się dowiedziałam od Zayna.
          A jeśli mowa już o zniszczeniu... Udało nam się w końcu wsadzić Paula do więzienia. Jak tylko Sam zadeklarował się być menagerem chłopaków, Louis poszedł złożyć doniesienie na Paula. Wiadomo, tą sprawę szybko rozpatrzyli i zaczęli działać ze względu na to, kim jest Louis i reszta.  Następnego dnia Paula zabrała policja, a my byliśmy przesłuchiwani. Ja najdłużej. To było okropne, przypominać sobie to wszystko jeszcze raz, ale dałam radę, bo Zayn był ze mną. Grozi mu trochę latek za to wszystko, a powiadomienie o rozprawie ma przyjść listownie.
          Chłopcy wracają do domu dopiero pierwszego listopada, to aż za cztery miesiące. Zayn, nie daje mi spokoju i w każdej wolnej chwili dzwoni, pisze, albo dzwoni na Skype. Kocham jego opiekuńczość i to, jak dba o mnie na odległość. Powiedział, że gdy wrócą z trasy, przeprowadzę się do jego domu. Nie wiem, czy będzie o tym pamiętał, zobaczymy. Ja nie będę na nic naciskać. Przyjmę wszystko tak, jak się potoczy.
          A co u Marleny?
Nie uwierzcie, ale Harry się jej oświadczył! Powiedziała, że zrobił to, w tym samym miejscu, w którym się poznali! Na chodniku, przed willą chłopaków. Nie chciała nam powiedzieć szczegółów, mówiąc, że zostawi to na inny wieczór. Widać było, że kompletnie się tego nie spodziewała. Ja też nie. Każdy, kto choć trochę znał Harry'ego, wiedział, że dziewczyna, która zawróci mu w głowie musi być niesamowita, by się jej oświadczył i w ogóle planował z nią przyszłość.
          Ewa świetnie się trzyma. Niedługo na świat przyjdzie mała panna Tomlinson! Tak, będą mieli córeczkę. Jej mama przyjechała kilka dni temu. Bardzo fajna osoba. Polubiłam ją. Pani Marzena gotuje pysze obiady. Louis, jak się dowiedział, że jego przyszła teściowa mieszka z jego narzeczoną, pierwszą jego reakcją, był strach, ale zapewne udawał. Ale potem orzekł, że musi poznać kobietę, która urodziła dla niego tą cudowną istotę, jaką jest Ewa. Nadal nie mogę wyjść z podziwu, nad tym, jak bardzo on ją kocha.
To było kilka tygodni, a kolejne przed nami, może nawet cięższe? Nie wiem, czas pokaże.
- Marlena skrabie, podaj mi te owoce, które stoją na stole w kuchni - zawołała do dziewczyny, mama Ewy.
- Okej.
          Nie powiedziałam wam, że dziś są urodziny Ewy. Tak. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że nie ma jej księcia i przez to chodzi taka struta. Ale mamy dla niej niespodziankę i myślę, że to jej pomoże.
- Ej, nie smutaj - zgarnęłam ją do jej pokoju.
- A weź przestań - odeszła ode mnie trochę, wpatrując się w ciemny wieczór za oknem. Tęskni za Louisem, a hormony jej w tym nie pomagają i trochę kąsa.
- Ubierz się ładnie, umaluj, zjedz kawałek czekolady, jeśli to poprawi ci humor i chodź do nas!
- Diana... Ile razy mam wam jeszcze powtarzać, że nie chcę tych urodzin? Chciałam je spędzić z chłopakami, z Louisem, ale bez nich to nie są urodziny.  Chciałabym posiedzieć chwilę w jego ramionach i o niczym nie myśleć
- powiedziała, cicho wdychając. Podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Rozumiem cię. Ale pomyśl ile oni by dali, by tu być z nami?
- Dużo.
- No właśnie. Ale nie mogą. Sam nie może przekładać dawno temu zaplanowanych koncertów. A wiesz, że chciał.
- No wiem.
- Także, spinaj tyłek i chodź się bawić w naszym towarzystwie przy soczku marchewkowym! -miałam nadzieję, że chociaż mały uśmiech pojawi się na jej ustach i udało się. Uśmiechnęła się lekko. - No. Widzimy się zaraz na dole.
Wyszłam z jej pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
- I jak? - Marlena dopadła do mnie na schodach.
- Udało się - powiedziałam z uśmiechem. - Przekonałam ją.
- No. Oni zaraz przyjadą i wszystko będzie na cacy.
Marlena poszła do swojego pokoju i ja zrobiłam tak samo. Zrobiłam tylko lekki makijaż i zeszłam spowrotem na dół.

Życzenia złożone, prezenty rozpakowane, oczywiście nie wszystkie, bo jest jeszcze jeden.
- Tak? Jesteście już? - zadzwoniłam, gdy tylko udało mi się wyjść do łazienki. - Tak, już prawie jesteśmy.
- No dobra. Ale pamiętajcie, musicie mieć dobre wejście.
- Diana, kochanie. My zawsze mamy dobre wejście, a teraz się rozłączam, bo jesteśmy na miejscu.
Uradowana, wróciłam go dziewczyn i czekałam na dzwonek. Po kilku minutach i on nastąpił.
- Ja pójdę, skoro nikt nie chce - oczywiste było, że wtajemniczyłam Marlenę i mamę Ewy. Dziewczyna wstała i poszła otworzyć, jak zamierzała.
- Z kim mam przyjemność? - usłyszałam zdziwiony głos Ewy. Ciekawe, co takiego wymyślili, że ich nie poznała.
- Nie poznajesz nas? To dobrze - jeśli dobrze usłyszałam, to był to głos Louisa. Trochę grubszy, ale jednak jego.
          Wstałam z kanapy i poszłam na korytarz zobaczyć co tam się dzieje. W drzwiach stało pięciu mężczyzn. Każdy z nich był przebrany. Nie zdążyłam się im za bardzo przyjrzeć, bo jeden z nich podszedł do Ewy i bezceremonialnie przybliżył ją do siebie i pocałował. Ta zaczęła się szarpać i gdy jej się to udało, dała mu w twarz. Tak mocno, że twarz chłopaka odwróciła się w bok.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęła i czekała, aż on jej to wytłumaczy. Chłopak westchnął, cofnął się o krok. Zdjął śmieszną czapkę z minionkiem i zaczął ściągać z twarzy sztuczną skórę. Reszta robiła to samo. Ewę zatkało, a ja jestem pełna podziwu, jak udało się to zrobić wszystko Louise. - Louis? - zapytała z niedowierzaniem, gdy już mogła go poznać.
- Wszystkiego najlepszego skarbie - powiedział, a zaraz po tym dziewczyna wpadła w jego ramiona, cicho płacząc.
- Jesteś tu - szepnęła, wpatrując się po chwili w jego twarz.
- Jestem. Nie mogłem opuścić urodzin swojej narzeczonej - odpowiedział jej. - Ale nie musiałaś mnie tak mocno lać - powiedział i dotknął policzka.
- Przepraszam - cmoknęła go w obolałe miejsce.
           Chłopcy weszli do domu i zaczęli składać życzenia jubilatce, nie patrząc na to, czy właśnie przytulała się do swojego faceta.
- Cześć skarby moje - z przemyśleń wyrwał mnie głos Zayna, który podszedł do mnie i przywitał namiętnym pocałunkiem.
- Cześć - uśmiechnęłam się, gdy poczułam jego dłoń na swoim dużym brzuchu.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
- To świetnie. Chodźmy do nich.
        Usiedliśmy obok Harry'ego, który mówił coś na ucho do Marleny, na co ona tylko chichotała.

*** Oczami Ewy ***

          Nie wierzę, że oni tu są! Że Louis jest tu ze mną.
- Kto wymyślił całą akcję? - zapytałam, jedząc sałatkę owocową.
- My z Dianą - powiedział Louis, całując mnie w czubek głowy.
- Dziękuję - powiedziałam w jej stronę. Jestem jej tak bardzo za to wdzięczna. Bez nich, to nie byłoby to samo.
- Nie ma za co - odpowiedziała z uśmiechem.

Nie siedzieliśmy zbyt długo. Niall i Liam polegli ze zmęczenia godzinę później. Zayn i Diana zniknęli na górze jakiś czas później, a Marlena z Harry'm wybrali się jeszcze na spacer. Zostaliśmy tylko ja, Lou i moja mama.
- Cieszę się, że cię poznałam, w końcu. Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko, jak pomieszkam tu z wami trochę?
- O ile się nie mylę, to twój dom, więc nie masz co pytać o zgodę - powiedział Lou. - A poza tym, miałby kto się opiekować moim skarbem.
- Mam zamiar się nią zająć.
- Mamo! Dobrze, poznaliście się, a teraz idziemy na górę. Dobranoc mamo - szybko to skończyłam, bo mama mogłaby powiedzieć coś nie na miejscu i byłoby kiepsko. Wzięłam Lou za dłoń i pociągnęłam go za sobą, w stronę schodów.
- Dobranoc!
          Gdy stałam na pierwszym stopniu, poczułam, jak Louis bierze mnie na ręce, jak pannę młodą i przenosi przez schody, aż do naszego pokoju. Położył mnie delikatnie na łóżku i pocałował w usta. Czułam smak alkoholu, choć wypił zaskakująco mało, jak na niego. Nawet Liam wypił więcej...
- Dziękuję za taki prezent - powiedziałam i patrzyłam, jak ściąga buty i stawia je przy szafie.
- Ale to nie jedyny prezent. Mam jeszcze jeden - podszedł do łóżka i położył się obok mnie, opierając głowę na ręce i patrząc na mnie z tym swoim cwanym uśmieszkiem.
- To znaczy?
- Zaraz zobaczysz.
          Zgasił światło, które dawała jedna lampka paląca się, niewiadomo odkąd w pokoju. Nagle zawisł nade mną i wpił się w moje usta, delikatnie je masując swoimi. Założyłam ręce przez jego szyję, zanurzając raz za razem, dłonie w jego gęstych i miekkich włosach. Chłopak jęknął tylko cicho i zaczął błądzić dłońmi po moich plecach, szukając zapięcia bluzki, którą miałam na sobie. Gdy w końcu znalazł, zdjął ją ze mnie.
- Czy to jest ten prezent? - zapytałam, gdy oderwał się ode mnie, by zdjąć z siebie koszulkę.
- Tak i mam nadzieję, że ci się spodoba - poinformował mnie i wrócił do poprzedniej czynności, jaką było obdarowywanie mojego ciała drobnymi pocałunkami.



***********
Hejcia!!
Jak tam w szkole? Dajecie radę?:)

Kolejny rozdział już jest, mam nadzieję, że składny. Mamy perspektywę Diany, bo ktoś mi o niej w komie napisał, ale nie wiem teraz kto. Nie chce mi się sprawdzać. I dziękuję tej osóbce, bo pewnie bym jeszcze długo o niej nie napisała.

Następny rozdział pojawi się, w którąś niedzielę. Nie wiem czy za tydzień, czy za dwa tygodnie, bo nie umiem stwierdzić.
Zapraszam również na mojego drugiego, świeżego bloga! Jest tam już pierwszy rozdział!

http://niania-louistomlinson.blogspot.com/?m=1

<3

czwartek, 3 września 2015

Harry zamówienie

Dla Oliwii Szymańskiej

- Gdzie my idziemy, możesz mi powiedzieć?! - zapytałam wściekła. Idziemy z godzinę przez jakiś las. Jakby tego było mało, to jesteśmy w lesie w Paryżu. Nie pytajcie czemu, bo tego też nie wiem. Pozwalam mu się wszędzie wywozić, bo mu ufam i wiem, że to będzie coś genialnego, ale to nie zmienia faktu, że jestem zła. Samochód zostawiony na poboczu, a my idziemy nie wiadomo dokąd!
- Już niedaleko skarbie. Jeszcze kilka kroków - tymi słowami mnie uciszył. Harry zawsze umie wybrnąć z sytuacji. I zamknąć mi usta też potrafi.
- Nigdzie dalej nie pójdę - zatrzymałam się. - Jestem już zmęczona. Mogłeś się zastanowić w nocy nad tą wyprawą, a nie urządzać sobie ze mną upojną noc!
- Olivia... Nie zaczynaj. Sama krzyczałaś, że ci dobrze - podszedł do mnie ze swoim cwanym uśmieszkiem i ni stąd, ni zowąd, wziął mnie na ręce i szedł tak, niosąc mnie.
- No i co z tego? Nie mam nawet siły iść.
- Przecież cię niosę.
- A spowrotem?
- To się jeszcze zobaczy.
          Szedł tak ze mną jakiś czas, aż w końcu powiedział:
- No i jesteśmy!
          Podniosłam głowę do góry, która do tej pory swobonie leżała na barku mojego ukochanego. Zobaczyłam olbrzymi na wysokość i szerokość most, ciągnący się od lewej do prawej, lub odwrotnie.
- Gdzie my jesteśmy i co tu robimy?
- Przeżyjemy dziś coś niesamowitego - powiedział tylko radośnie, nadal niosąc mnie pod ten most.
- Co może być bardziej niesamowitego, od wspólnych nocy?
- Bungee.
- Co?! - jak to usłyszałam, zeskoczyłam niezgrabnie z rąk chłopaka i ruszyłam biegiem spowrotem.
- Olivia! - usłyszałam za sobą jego krzyk, a zaraz po tym jego stopy odbijające się od wilgotnej ziemi. Dogonił mnie i złapał w talii i zatrzymał, bym nie uciekła. - Uciekasz?
- Ja się boję. Nie ma opcji, żebym tam weszła i skoczyła.
-Nic nam się nie stanie. Będą nas asekurować. Poza tym, te liny nie są wadliwe, są do tego stworzone.
- Ale ja się boję...
- Ze mną nic ci się nie stanie - przekupił mnie. Tym tekstem i tymi swoimi oczkami, głęboko we mnie się wgłębiające.
- Ale... N... No dobra - westchnęłam, bojąc się nadal tak samo mocno, ale dla Harry'ego zrobię wszystko.
- Więc chodź - pociągnął mnie delikatnie w docelowe miejsce i po chwili staliśmy już w kolejce na schody, którymi udaliśmy się na most. Był on całkiem wyłożony kamieniem. Szliśmy kilka chwil, aż dotarliśmy do grupki osób, które tak jak my, zamierzają wykonać ten życiowy skok.
Boże, ja mu za szybko ulegam. Zdecydowanie. Jeśli to przeżyjemy, muszę to zmienić.
- Teraz wy - ocknęłam się i zobaczyłam, jak mężczyzna w średnim wieku, tak około trzydziestupięciu lat, zakłada na mnie całe to cieżkie dziadostwo, dzięki któremu skok będzie bezpieczny. Poprzekładał jeszcze linę i tak samo zrobił z Harrym. - Okej. Wejdźcie na ten mostek - pokazał na boczną ścianę mostu. Harry wdrapał się pierwszy i pomógł wejść mi. Poprawiłam jeszcze kask i po uprzednio wysłuchanych instrukcjach, opiekun zaczął odliczanie. - 3... 2... 1!
- Wszystkiego najlepszego kochanie.
Harry pociągnął mnie ze sobą w dół, a ja zaczęłam się drzeć jak opętana. Trzymałam się kurczowo Harry'ego, a on jedynie się śmiał. Ja krzyczę, jak wariatka, a on się śmieje. To, jak szybko świat przemieszczał się w moich oczach, to było coś niesamowitego!
          Nie wiem kiedy zaczeliśmy się bujać na boki, kilkadziesiąt centymetrów nad wodą. Adrenalina już trochę opadła, choć nadal drżałam ze strachu.
- H... Harry, co ty powiedziałeś, tam na górze przed skokiem?
- Wszystkiego najlepszego kochanie.
Pocałował mnie namięnie i było nawet całkiem romantycznie. Pocałunek nad samym jeziorem...
- Dziękuję.
Kilka chwil potem, przejął nas chłopak stojący przy schodach i pomógł się wydostać z tych lin i złączeń.
- Wow! To było ekstra! - powiedziałam, co czułam. Dopiero do mnie dotarło, co się stało przed chwilą.
- A nie mówiłem?
- Dziękuję ci! - wskoczyłam na chłopaka, oplatając jego pas swoimi nogami. Przez chwilę patrzyłam mu w oczy i złączyłam nasze usta w pocałunku. Zawsze, gdy się całujemy, czuję takie dreszcze w dole brzucha. Mimo, że jesteśmy ze sobą już trzy lata.
- Dla ciebie wszystko skarbie - wyszeptał mi do ucha i zrobił malinkę pod nim.
- Co teraz? - zapytałam, gdy w końcu dotarliśmy do samochodu.
- Teraz wracamy do miasta. A o osiemnastej kolejny punkt dzisiejszego programu urodzinowego.
- A jaki? - zapytałam, jak zwykle ciekawa, tego co wymyślił. Chłopak ma nieprzeciętny talent do wymyślania spędzania ze mną czasu.
- A nie powiem - złączył nasze dłonie, jedną dłonią prowadząc auto.

          O umówionej godzinie szósej po południu, Harry zadzwonił, oznajmiając, że czeka na mnie przed domem.  Założyłam błękitną, zwiewną sukienkę za kolano bez ramiączek, a do tego niebieskie szpilki. Poprawiłam jesscze włosy, lekko je przeczesując dłonią i wyszłam z domu, uprzednio zamykając go na klucz i chowając go do torebki.
- Wyglądasz dzisiaj tak bardzo pociągająco - wymruczał mi do ucha zaraz po tym, jak cmoknął mnie w usta.
- Dzięki, ty też niczego sobie - przyjrzał mi się jeszcze raz i otworzył drzwi od strony miejsca pasażera. Wsiadłam i zapięłam pas. Harry uwielbia szybką jazdę, a ja nie mam nic przeciwko niej, ale ostrożności nigdy za wiele, prawda? - Powiesz mi, gdzie jedziemy?
- Nie - powiedział i uśmiechnął się cwaniacko, patrząc na drogę.
- Harry - powiedziałam błagająco.
- Nie i koniec. Zaraz będziemy na miejscu.
Zamknęłam się więc i czekam, aż będziemy w tym miejscu.
- Dobra,  a teraz zamknij oczka - powiedział, a ja ze zdziwieniem na niego spojrzałam.
- Po co?
- Zepsuję niespodziankę- powiedział błagająco.
- No dobra - pozwoliłam mu zawiązać czarną przepaskę na swoich oczach i wyprowadzić z auta.
- Dobra, a teraz trzymaj się mnie i niedługo będziemy na miejscu.
- Okej - powiedziałam i dałam się mu prowadzić.  Po kilkunastu krokach poczułam klimatyzację, a po niej dźwięk rozsuwających się drzwi windy.
- Winda?
- Tak. Jedziemy na górę - oświadczył tylko i mocniej ścisnął moją dłoń. Dalej już nie wnikałam, bo wiem, że nic więcej by mi nie powiedział.
Winda ponownie wydała ten charakterystyczny dźwięk, który nie mogę w tym momencie do niczego porównać i wyszliśmy z niej. - Uważaj, teraz dwa schodki - powiedział.
- Pan Styles? - doszedł do mnie nieznajomy mi głos kobiety. Jestem pewna, że jest ładna.
- Tak.
- Stolik jest już gotowy. Zapraszam - usłyszałam znowu i Harry poprowadził mnie do przodu. - Jeśli będziecie czegoś potrzebować, proszę zawołać.
- Dziękuję. Dobrze, teraz zdejmę ci to ustrojstwo - powiedział i zdjął mi opaskę. To co ujrzałam, zaparło mi dech w piersi.
- Harry... Gdzie my jesteśmy? - zapytałam, chcąc się upewnić, że na pewno tu jesteśmy.
- Jesteśmy na najwyższym piętrze na wierzy Eiffla.
- Ale... - odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam na niego załzawionymi oczami.
- Dziś są twoje urodziny. Chcę, żebyś poczuła się jak księżniczka, którą jesteś - powiedział i odgarnął z mojej twarzy jakiś zabłąkany włos.
- Dziękuję - powiedziałam i jeszcze raz spojrzałam na panoramę Paryża nocą.
           Wiele tysięcy świateł robiło cudowną romantyczną atmosferę. Mniejsze i większe domy, firmy, sklepy, drogi były oświetlone różnymi odcieniami świateł co dawało fantastyczny nastrój.
- Tak bardzo tu pieknie - powiedziałam, wychwalając to miejsce.
- Tak. Chodź, usiądźmy. Kolacja stygnie - zaprowadził mnie do małego stolika, okrytego białym obrusem. Stały na nim dwa talerze, na nich jedzenie. Kieliszeki do wina i wody, zapalone świece. Po środku czerwone piękne róże w szykownym wazonie. Szampan chłodził się lodzie. Harry odsunął mi krzesełko i usiadłam. Chłopak zajął miejsce naprzeciw mnie.
- Wypijmy najpierw toast - otworzył szmapana i zaraz stukaliśmy się szkłem. - Za nas.
- Za nas -powtórzyłam i upiłam łyk.

          To był zdecydowanie najlepszy wieczór urodzinowy, jaki mogłam tylko mieć. Ciąle śmiałam się z jego żartów na temat mojej pracy w barze obiadowym. Komplementy nie odrywały się od niego nawet na moment i co chwilę słyszałam jakieś czułe słówka. A cały wieczór zakończyliśmy spacerując chodnikiem do naszego małego domku na przedmieściach.




*******
Witajcie!
Przychodzę do was z imaginem dla Oliwii. Przepraszam kochana, że tak późno, ale dopiero pierwszego września przeczytałam, że złożyłaś zamówienie. Ale jest i mam nadzieję, że ci się spodoba: )
Rozdział jest już napisany na No Control, więc zabieram się za Nianię.