niedziela, 19 października 2014

Rozdział 7

-Harry ma rację.Przyszedłem do was w konkretnym celu
-Jakże by inaczej.W innym celu nie przychodzisz-powiedział Louis.
-Dacie mi w końcu skończyć?-zniecierpliwił Higgins.
-Tak-odpowiedziałam i złapałam Lou za przedramię.Nie wiem dlaczego.Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzepiąco.
-Znalazłem Harry'emu i Louis'owi dziewczyny.
-O kurwa,ale ci nowina-zadrwił Harry.
Zrobiło mi się przykro.Będę widywała mojego Lou z jakąś panną.I to jeszcze znaną.O nie,to nie na moje siły.
Paul już nie zważał na to co mówi Harrt,tylko zaczął dalej:
-Na pewno nie będą to "palstikowe lale" ,jak to ujął Harry.Teraz zrobimy wyjątek i poczekamy na reakcję fanów.
-Tak samo Paul.Nie rozumiesz tego?-zapytał Harry.
-Jaki wyjątek?-tym razem to Louis zadał pytanie.
-Weźmiemy dwie zwykłe fanki-powiedział ro tak,jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
-O mój Boże -powiedział tylko Harry i schował twarz w dłoniach.On się chyba całkiem załamał.
-Czemu ty jesteś na nie,Harry?-odezwała się Marlena.
-Bo to nie wypali-wytłumaczył jej.
-Nie jestem tego pewny,Harry.Paul,zechciałbyś nam powiedzieć,co to za fanki?-zapytał Louis Paul'a.
-Te dwie fanki siedzą obok was,chłopcy.
-Co?!-Harry popatrzył na Paul'a jak na idiotę.Ja bałam się spojrzeć na Louis'a.
-No tak.Ewa i Merlena będą waszymi dziewczynami.
-O mój Boże-teraz to ja musiałam to powiedzieć.
-Przecież fanki zjedzą je żywcem,kiedy je raz z nami zobaczą-powiedział Harry.
-Wasza w tym głowa,żeby tak nie było -powiedział Paul i wstał.-No,to na mnie już czas.Podzielcie się jakoś kto z kim będzie,daję wam wolą rękę.Ja się dostosuję.
I tak po prostu wstał i wyszedł.
-Nie dramatyzujmy,nie będzie źle -powiedział Louis i objął mnie po przyjacielsku ramieniem.
-Od kiedy ty masz taki humor,co?Niall ci trochę zostawił jak wyjeżdżał?-zapytał Harry.Trn to ma odpowiedź na wszystko.
-A weź.
-No dobra,Marleno,czy chcesz być ze mną w mniej lub bardziej legalnym związku?
-Jasne,będzie świetna zabawa-zaklasnęła w dłonie.
-Louis?
-Tak-odpowiedziałam równo z Lou i przez co spojrzeliśmy na siebie.

-Marlena,chodź już do domu-poprosiłam moją przyjaciółkę któryś raz z kolei.
-Idź sama.Wiesz,muszę być z moim chłopakiem.
-Okej,jak wolissz-poddałam się i podniosłam z kanapy.-Na razie chłopcy -poszłam na korytarz.
-Ej,co się dzieje?-usłyszałam i po chwili zobaczyłam Lou.
-Jestem zmęczona.
-Aha.Mogę cię odprowadzić?-zapytał.
-Jasne.
Wyszliśmy z domu i idziemy w ciszy-ja ze spuszczoną głową patrzę na drogę.Po kilku chwilach znaleźliśmy się pod moim domem.
-Wejdziesz?-zapytałam z nadzieją.
-Chętnie -odpowiedział a ja przekręciłam klucz w zamku i weszłam do domu.Chłopak po chwili też,zamykając za nami drzwi.Zaprowadziłam go do kuchni.
-Napijesz się czegoś?-zapytałam.
-Uhm,może soku-odpowiedział i usiadł na obrotowym krześle barowym,stojącym przy blavie kuchennym.
Wyjęłam dwie szklanki z szafki i postawiłam je na blacie.Z lodówki wyjęłam sok i nalałam go do szklanek.
-Proszę -powiedziałam.
--Dzięki -uśmiechnął się.Kocham jego uśmiech. Upił łyk i usiadł przy stole.Siedzimy chwilę w ciszy,kiedy on się odzywa:
-A tak naprawdę,czemu wyszłaś wcześniej?
-Byłam zmęczona śmianiem się z żartów Harry'ego-to po części prawda.Chłopak jak zacznie rzucać tekstami,to trudno jest się pozbierać z podłogi.Ale niektóre były słabe.
-No w sumie masz trochę racji.

Po kilku minutach przenieśliśmy się na kanapę przed telewizor,włączyłam go na jakimś kanale i oglądaliśmy,co chwilę cosp komentujac:
-No ta to dopiero wygląda!-powiedziałam i zaśmiałam się.
-No.Ta dziewczyna jest,po pierwsze,źle ubrana, po drugie,źle uczesana i w ogóle jakaś dziwna-przyznalwmi rację.

Po jakimś czasie,całkiem nagle,usłyszeliśmy głośny grzmot a potem się rozlało.Krzyknęłam, gdy nastąpił grzmot.
-Boisz się burzy?-zapytał mnie Louis,gdy złapałam się za serce i przymknęłam oczy.
-Burzy jako samej,nie.Grzmoty są przerażające.
-Ja cię obronię-spojrzałam na niego.To słodkie, ale nie powiem mu tego.-No co,jestem twoim chłopakiem przecież.
-No okej,okej.chcesz jeszcze?-podniosłam swoją szklankę w górę,na co on się zgodził więc wstałam i poszłam do kuchni.-Może coś zjemy?
-No czemu nie,ale...
-Ale?
-Ale miałem wrócić do domu...
-Do domu?W taką pogodę?-przerwałam mu.
-No nie pomyślałem o tym...-podrapał się po głowie.
-No właśnie Louis -pokiwałam głową.-Nigdzie teraz nie pójdziesz.Nie wypuszczę cię.
Zaśmiał się i zabrał nasze szklanki z sokiem do salonu a ja postanowiłam zrobić kilka kanapek.

**Oczami Louis'a **

Wróciłem do salonu z nową porcją soku i zacząłem oglądać jakiś program.Jakoś szczególnie się nim nie przejąłem.Usłyszałem z kuchni jakieś dźwięki,więc cicho tam poszedłem i obserwowałem Ewę.Czy to nie jest trochę dziwne?Nie no,jest,ale dobra.
Chciałem już się coś jej zapytać,gdy zaczęła nucić bliżej znaną mi piosenkę.SAVE YOU TONIGHT. Moją zwrotkę.Każde słowo wyszeptane z jej ust dodawało uroku tej piosence.Jak i samej Ewie.Póki jest odwrócona,możesz na nią popatrzeć.
Dora Louis,starczy.Może nadarzy się okazja,że będziesz mógł patrzeć na nią do woli. Zawróciłem i usiadłem spowrotem na kanapie.Upiłem łyk soku a po kilku minutach pojawiła się Ewa z wielkim stosem kanapek.
-Po co tyle jedzenia ?
-Dla nas dwóch.Przecież sama tego nie zjem.
-Okej.No to smacznego-wziąłem pierwszą kanapkę ze stosu.
-Smacznego.

**Oczami Harry'ego **

Ewa szybko się zmyła.Nie wiem czemu.Louis poszedł ją odprowadzić,ale od dwóch godzin nie dajeznaku życia.Ale zostawmy Ewę i Lou, niech się integrują!
-Co myślisz o planie Paul'a?-przerwała moje przemyślenia Marlena.


*******
A macie kolejny rozdział.Nudzi mi się więc go dodałam.
Z góry mówię,że nie wiem kiedy nowy rozdział.Może w tygodniu a może w niedzielę...
Także zaczyna się coś dziać.


Cieszę się,że pod poprzednimi rozdziałami są jakieś komentarze,to znak,że czytacie!
Cieszę się z tego.

Do następnego!

2 komentarze: