poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział II

**Oczami Harry'ego **

Czuję,że te wakacje w Londynie nie będą takie jak zawsze.Coś się wydarzy,coś co zmieni moje życie, a może i nawet reszty zespołu.Rany, gadam jak jakaś wróżka.Masakra.
-No chłopcy,macie miesiąc wolnego.Za miesiąc widzimy się tutaj i omawiamy resztę trasy,tak?-zapowiedział nam Paul,co wybiło mnie z moich rozmyślań.
-Tak jest!-odpowiedzieliśmy entuzjastycznie.
Po pożegnaniu się z resztą naszej kadryi po wejściu do naszego samochodu,pojechaliśmy do siebie.Znaczy do mnie i do Louis'a.
-Jutro wieczorem wyracam do Bradford-zakomunikował Zayn.
Świetny z niego facet.Znając go,to tydzień spędzi w domu,dwa z Perrie a resztę z nami. Wcale mu się nie dziwię.Chłopak jest rodzinny do bólu i mimo jego wyznania(do którego nic nie mam),szanuje tradycje chrześcijańskie i robi co może by przychylić jej nieba.
-Ja jadę do domu dziś wieczorem-powiedział Niall.Jednym słowem:wrażliwy.Jak wyszła informacja o tym ,że Zayn i Louis palili w Chinach skręty i tak dalej,był w takim szoku,że odmawiał wszystkiego.Ja byłem wściekły podwójnie:za siebie i za biednego Niall'a,ale mi przeszło.Mają szczęście,że nie jestem pamiętliwy.
-Ja na razie zostaję z Hazzą,muszę go pilować- powiedział Louis i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.Posłałem mu szczery uśmiech. Równy z niego gość.Jak każdy popełnia błędy, no ale nikt nie jest do końca idealny,nawet taki Louis Tomlinson.
-A ja zostaję z tobą -odparłem.-A ty,Liam?
-Ja zaraz wracam do Volverhampton.
-Na cały miesiąc?
-Nie.Na trzy tygodnie.Resztę czasu spędzę z wami.Sophia przyjedzie do mnie.
Sophia to chyba najbardziej spokojna osoba jaką znam.No nie,że cicha mysz,bo czasem potrafi pokazać co znaczy kobieta Liam'owi,ale bez przesady.Lubię ją.Pasuje do naszego Liam'a.
Gorzej było z Eleanor.Było z dnia na dzień gorzej aż w końcu ostatnio stwierdziła,że Louis ma wybrać:albo ona albo zespół.No i chłopak wybrał.Wrócił cały roztrzęsiony do domu i nie sypał żartami na prawo i lewo,tylko mówił,że El to j***** s*** i jak on mógł z nią chodzić. Powiedział n,że zerwał z nią gdy zarządała takiego ultimatum.Zagroziła mu,że każda następna dziewczyna będzie stracona.Nie powiem,chłopak wyglądał koszmarnie. Zadręczał się,że ona naprawę może mieć jakiś plan,jak go zniszczyć.Po naszych długich namowach i rozmowach,doszedł do wniosku,że jednak nic nie może zrobić.
Ah...życie miłosne tych chłopaków potrafi być momentami strasznie zagmatwane.Ja się jeszcze nie zakochałem.Owszem,chcę,ale na razie nie ma takiej tej odpowiedniej,jedynej.
Dojechaliśmy do naszej willi i po wejściu,Niall krzucił się do kuchni i zaczął robić coś do jedzenia a my siedzieliśmy przed tv i oglądamy jakiś mecz.
Po chwili rozległ się głośny krzyk Niall'a z kuchni.

**Oczami Marleny**
Jest już prawie 22.Niall pewnie leci już samolotem do domu.Chłopaki mają teraz miesiąc wolnego,więc są szanse na spotkanie chociażby Harry'ego i Louis'a,bo reszta rozjeżdża się do domów.Cieszę się,bo w końcu będą mogli trochę odpocząć od tej ciężkiej pracy.
Gdyby tak się dobrze zastanowić,to nasza praca nie była wcale taka ciężka.Mam na myśli nasze praktyki. Oni to dopiero mają wycisk w trasie.
-Mar,łazienka wolna-zawiadomiła mi Ewa, wychodząc niej.
-Ok,już idę.
Wzięłam piżamę i udałam się do łazienki.
Kurczę,o tak wiele rzeczy chciałabym zapytać Harry'ego...Ale to nie będzie możliwe,bo czy są jakieś szanse,że akurat go spotkamy?Musiałybyśmy mieć sporo szczęścia.
Po kilku minutach kąpieli i wojny z włosami,wyszłam z łazienki i po wejściu pod ciepłą kołderkę ,od razu zasnęłam.

**Oczami Harry'ego **

Wpadliśmy do kuchni i zobaczyliśmy tam Niall'a stojącego przy blacie kuchennym z nożem w lewej ręce.
-Co się stało?-zapytał Zayn.
-Zaciąłem się -powiedział Niall i pokazał na palec wskazujący prawej ręki na którym uformowała się już spora ilość krwii.
-Już myślałem,że coś gorzej-powiedział Louis.
-Ale jest gorzej!To boli!-wrzasnął zraniony Niall.
Oparłem się o futrynę i się chłopcy ratują życie Niall'a.
Ah,ten Niall,ze wszystkiego potrafi zrobić halo.
Przez co jest zabawnie.

**Oczami Ewy**

-Dziewczyny,wstawać!-doszedł do mnie głos mojej mamy,wołający nas.-No,wstawajcie szybko,Londyn sam do was nie przyjdzie-po tych słowach szybko wstałam z łóżka i przetarłam oczy.Marlena też już nie śpi.
-Trzeba było tak od razu powiedzieć mamo-mruknęłam rozbudzona.
-Muszę was jeszcze troszkę pomęczyć przez ostatnie godziny.No,raz dwa,ubierać się i jedziemy na lotnisko.Macie pół godziny- wyszła,zostawiając nas same.
-No to raz-pogoniłam nas i szybko poleciałam ogarnąć się do łazienki.Po kilku minutach wyszłam z niej.Mar była już ubrana i uczesana.
-To co,gotowa?
-Tak,tylko jeszcze skoczę do łazienki.
Po chwili obie zeszłyamy z naszymi walizkami na dół.
-Już jesteśmy,mamo-powiedziałam do niej. Krzątała się po kuchni,robiąc śniadanie.
-Siadajcie,zrobiłam śniadanie.Zjedzcie i jedziemy.
Po dziesięciu minutach siedziałyśmy już w aucie i czekałyśmy tylko na moją mamę,
-No,to już możemy jechać -wsiadła i po chwili ruszyliśmy do centrum.

-No,to trzymajcie się tam,dzwońcie i pilnujcie wzajemnie-powiedziała mama,patrząc na nas obie.
-Dobrze.
-Będę tęsknić -powiedziała i przytuliła mnie mocno.
-Ja też mamciś,ja też -oddałam uścisk.- Odwiedzimy cię,nie martw się.
Zaraz się poryczę,jak stąd nie pójdziemy...
-Chodź Ewa,bo się spóźnimy na samolot-uratowała mnie Marlena.Dzięki.
-Do zobaczenia -powiedziałyśmy i szybkim krokiem przeszłyśmy przez bramkę,prosto do saamolotu.
-Lecimy do Londynu-zapiszczała cicho Mar.
-I do chłopaków.
-O tak.

Po godzinie lotu,przez głośniki wydobył się głos kobiety,informujący nas o zapięciu pasów,bo zaraz lądujemy.
-Lądujemy Mar-powiedziałam podekscytowana do przyjaciółki.
-Wiem.
Gdy wysiadłyśmy na lotnisku,zaczęłyśmy szukać taksówki.Ok,po kilku nieudanych próbach w końcu się udało i trafiłyśmy na bardzo miłego pana,który pomógł na z walizkami.Po podaniu adresu,ruszyliśmy pod nasz nowy dom.
Po pół godzinie,miły pan zatrzymał się przed dość dużym domem.Podziękowałyśmy i zapłaciłyśmy mu a następnie weszłyśmy do środka.Rozejrzałyśmy się po nim.
Domma osiem sypialni,tyle samo łazienek,dużą kuchnię,jadalnia,salon,basen,taras i piękny ogród z milionem kwiatów,już wiem,gdzie będę spędzała wolne chwile.
Weszłyśmy spowrotem do domu i usiadłyśmy na jednej z trzech wielkich kanap w salonie.Marlena zaczęła spacerować po pomieszczeniu przez co znalazła się przy oknie i nie omieszkała mnie zawołać.
-Ewa?
-No?
-Możesz tu na chwilę podejść?
Zrobiłam to o co poprosiła i po chwili znalazłam się obok niej.
-Co tam?
-Widzisz ten dom?
-No widzę i co z tego?
-Tak mi się wydaje...on nie jest podobny do domu chłopaków?
-Eee...nie sądzę.A poza tym jest ciemno i nie wiem nawet do czego ten dom jest podobny-zażartowałam.
-No w sumie...
-To co,po herbatce i idziemy spać?-zaproponowałam.
-Jasne.
Weszłyśmy do przestronnej kuchni.Nastawiłam wodę na gaz a Marlena zaczęła poszukiwania kubków i herbaty.Po dość długiej chwili znalazła obie rzeczy i postawiła je na stole. Zaczęłyśmy gawędzić,woda się zagotowała, więc zalałam saszetki.
Po wypiciu herbaty wzięłyśmy nasze walizki i weszłyśmy z nimi do pierwszych pokoi po schodach na górę.
Pomyślałam,że wyciągnę sobie piżamę i wezmę prysznic.Tak też zrobiłam.
Po wyjściu przypomniało mi się,że mam balkon,więc niewiele myśląc,uchyliłam drzwii wyszłam na świeże Londyńskie powietrze. Zaciągnęłam się nim i westchnęłam.
Chyba zostawię uchylone drzwi na noc.
Rozejrzałam się po okolicy i dostrzegłam sylwetkę poruszającą się po balkonie domu na przeciwko o którym mówiła Mar.Ja chyba znam tą sylwetkę...Czyżby to był Louis?A tam,raczej nie.
Ale do cholery,wszstko jest możliwe.

**Tydzień później**
  
Zadomowiłyśmy się w Londynie.Podoba mi się ten kraj i w ogóle lepiej niż w Polsce.Chociaż Polska to mój rodzinny kraj.
Wracamy z Marleną ze sklepu,bo zapasy nam się skończyły,więc bądź co bądź,trzeba było w końcu tam iść.Tak więc taszczymy obie po dwie wyładowane torby jedzeniem i idziemy sobie chodniczkiem,nie krzywdząc przy tym nikogo i niczego.
-Wiesz,jak szłyśmy do tego sklepu to miałam takie wrażenie,że w oknie tego domu stał Louis-powiedziała do mnie po jakimś czasie, pokazując na dom obok którego będziemy niedługo przechodzić.
-E...tam...To nie możliwe -znowu zaprzeczyłam.
-Może.Nie dam za to ręki uciąć.Moja dłoń jest na to za cenna.Może mi się przywidziało.
Idziemy tak chwilkę w ciszy,gdy odzywa się znowu.
-Ej,co to za ciasteczko wychodzi z tego domu?
-Co?Jakow ciasteczko?-wyrwałam się z zamyślenia i podniosłam wzrok.
-No popatrz.Idzie w naszym kierunku.
Popatrzyłam przed siebie.Faktycznie.Chłopak idzie skulony,jakby bał się,że ktoś się na niego rzuci i nie wiem co mu zrobi.
Co dziwne,zauważyłam,że chłopak ma taką samą kurtkę jak Harry Styles.Tak Ewa,wmawiaj sobie dalej,że to nie on.
A może to on?
W tym momencie zostałam brutalnie popchnięta na ogrodzenie przez tego chłopaka.
-Ej!-potarłam obolałe ramię.
-Przepraszam!Wszystko dobrze?!Myślałem,że cię wyminę...Coś cię boli?-zapytał.
-Trochę ramię,ale nic poza tym.
-Przepraszam,zagapiłem się-spojrzał na mnie i potam na Mar(na której dłużej zawiesił oko)przez swoje czarne okulary przeciwsłoneczne,co mnie zdziwiło,bo dziś nie ma słońca.-Naprawdę przepraszam,ja...
-Dobrze,nic się nie stało -powiedziałam szybko.Chłopak jest dziwny.-Ewa jestem tak w ogóle -wyciągnęłam śmiało dłoń w jego stronę.W pierwszym momencie nie widział co zrobić.Patrzył na moją dłoń,to na Mar(która ewidentnie mu się spodobała.
-H...Harry...
-Miło mi-przerwała mu Marlena.-Marlena jestem,dla przyjaciół Mar-uśmiechnęła się uroczo do niego.
Wtedy wiatr zawiał a jego kaptur,który miał na głowie,opadł na jego ramiona a on zrezygnowany zdjął okulary.Spojrzałam na niego ponownie i dostrzegłam to,co chciał ukryć przed całym światem.
To,że nazywa się Harry Styles.
A ja jak głupia fanka,zemdlałam.




***
Tak więc,no.
Jak obiecałam rozdział jest.Piszę go od 15 do teraz.
Co tak długo?
Nie miałam ani chwili czasu.Musiałam robić wszytko tylko nie pisać rozdział...

Jak odczucia po drugim rozdziale?
Wiem,że jest dużo Harry'ego i Marleny a mało głównych bohaterów tego opowiadania,czyli Ewy i Louis'a.Ale to się zmieni!Powoli będziemy szli do przodu!

Muszę wam powiedzieć,iż rozdziały będą raz w tygodniu,z tego względu,że:
1.z tego co tak teraz patrzę to z dwóch rozdziałów wyjdzie jeden,długi.Na kolejny potrzeba czasu(rozumiecie).
2.Szkoła -moja zmora-jutro sprawdzian z polskiego a ja książki jeszcze nie doczytałam (jeszcze 50 stron).W środe kolejna lektura,nawet nie otwarta.
3.Myślę,że rozdziały będą dodawane w sobotę lub w niedziele w zależności jak będzie z praktykami(czy będę miała wolne) i czy będę miała rozdział,ale co tydzień na pewno!

Także,biorę się za swoją lekturę.

Do następnego <3

4 komentarze: