czwartek, 15 stycznia 2015

Louis zamówienie

-To idę!- krzyknęłam z korytarza do Lou i wyszłam z domu.
Na dworze jest zimno i ponuro, ale niestety nic nie może mnie zatrzymać przed pójściem do pracy. Chociaż bardzo bym chciała...
-Hej Rose- przywitała mnie koleżanka z pacy, Nel.
-Hej Nelly.
-Jak tam po wczoraj?- zapytała znacząco brwiami.
-A co ma być?- wiedziałam przecież o co chodzi, ale po co się tym chwalić?
-Jak tam romantyczna kolacja z Tommo?- zapytała. No coż, leży jej na sercu to jak mnie traktuje, bo w sumie ona mnie z poznała i w ogóle...
-Nawet fajnie...- powiedziałam tylko.
-Uuuu.
-Spadaj.
Wróciłyśmy do pracy.

-Halo?- odebrałam, gdy rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu, zakłucając ciszę apteki.
-Cześć siostrzyczko- przywitała mnie jak zwykle jadowicie Pixie, moja trzy lata młodsza siostra. Której szczerze nienawidzę z wzajemnością.
-Czego chcesz?- westchnęłam. Mój świetny humor zniknął szybciej niż się pojawił.
-Musimy się spotkać- powiedziała.
-Po co? Żebyś znowu coś zwymyślała na temat mojego związku?
-Ja nic nie wymyślam! Wszystko co mówię jest szczerą prawdą a że i bolesną... Cóż, nie mam na to wpływu.
-Dobra, daruj sobie.
-No co. Spotkajmy się dziś w parku o 19.
-Nie ma opcji. Dziś kończę późno.
-No to poczekam aż skończysz.
-Boże co ci tak na tym zależy?- zdenerwowałam się już.
-Nieważne. Będę czekała pod apteką.
Rozłączyła się a ja wróciłam do  pracy.

Przez jej telefon byłam rozkojarzona do końca pracy.
-Do jutra Nelly.
-Do jutra.
Dziewczyna zamknęła budynek a ja poszłam w stronę domu. Nie widziałam pod pracą Pixie, więc stwierdziłam, że sobie odpuściła.
-Rose- usłyszałam za sobą piskliwy głos mojej dwudziestoletniej siostry. Westchnełam ze złości, ale zatrzymałam się.
-Pixie. Dawno cię nie widziałam.
-Ja ciebie też. Ale twojego narzeczonego nie tak dawno.
-Boże, daj se spokój, dobra? Jestem zmęczona.
-No ale o co ci chodzi? Nie chcesz się dowiedzieć jaki naprawdę jest twój narzeczony?- zapytała złośliwie.
-O co ci chodzi? Zazdrosna jesteś?
-Nie. Przecież mam Marka.
-Więc się odwal od Louisa- pogroziłam jej palcem.
-Jej jej, spokojnie siostrzyczko. Ja tylko chcę dla ciebie dobrze- powiedziała normalnie, bez kpiny w głosie. Coś mi tu nie gra. Ostatni raz tak powiedziała, gdy przyszła do mnie i powiedziała, że rodzice nie żyją...
-Więc co masz mi powiedzieć? Spieszę się.
-Usiądźmy- pokazała na ławkę niedaleko latarni. Usiadłyśmy.
-No więc?- poprawiłam szalik na twarzy.
-Zdradziłam Marka.
-No i?
Nie ruszało mnie to zbytnio, bo słyszałam to średnio trzy razy w miesiącu.
-A chcesz wiedzieć  z kim?
-Nie obchodzą mnie twoje podboje erotyczne...
-Z Louisem. Twoim.
Zaśmiałam się z niedorzeczności tych słów. Z moim Louisem? No błagam.
-Z Louisem?
-Tak.
-Nie rób sobie ze mnie jaj. Znam go. Nie przespał by się z kimś takim- może jej w tym momencie ostro pojechałam, ale takie odzywki były u nas na porządku dziennym.
-A widzisz. Widocznie nie znasz aż tak dobrze swojego narzeczonego.
-Louis by mi czegoś takiego nie zrobił! Nie przespałby się z moją siostrą!- byłam zła. Nie stop. Wściekła.
-A widzisz. Wystarczy go upić. Chłopak na słabą głowę- zaśmiała się.
Wtedy miarka się przebrała. Wstałam z ławki i stanęłam przed nią.
-Powiedz, że żartujesz!
-Przecież wiesz, że ja nigdy w takich sprawach nie żartuję.
Do oczu napłynęły mi łzy.
-Dlaczego ty mi to zrobiłaś?- zapytałam słabo.
-Wiesz, że lubię zajętych facetów. A że ciebie wtedy nie było...- wstała.
Dostała w twarz. Tak po prostu.
Odeszłam z tamtąd szybko zapłakana.
Szłam ulicami Londynu, chodząc bez celu. Dotarły do mnie słowa Pixie. Zdradził mnie. A mówił, że tego nie zrobi. A wystarczyło zostawić go samego na tydzień. Spojrzałam na pierścionek, kórym jeszcze wczoraj mi się oświadczał. Zdjęłam go z palca i włożyłam go kieszeni, tak by nie wypadł. Spojrzałam na godzinę w telefonie. 21:45. Prawie dwie godziny. Postanowiłam wrócić do domu, choć nie byłam tego całkiem pewna.
Postanowiłam zadzwonić do Nelly.
-Tak?
-Cześć Nel- powiedziłam i otarłam łzę.
-Ty płaczesz?
-Nie, idę pod wiatr- zawese tak mam, że gdy wiatr wieje mi w oczy, od razu kecą mi łzy, więc może mi uwierzyć. -Masz wolną chatę?- zapytałam. Nelly ma chłopaka z którym mieszka.
-Jasne. Co się stało?
-Nic. Tak pytam. Mogę wpać za pół godzinki?
-Wpadaj!
-To do zobaczenia!
-Na razie.
Weszłam do domu. Światła pogaszone. Nie ma go? No i dobrze. Nie będę sobie języka strzępić.
Weszłam do sypialni. Światło się paliło.  Louis siedział na łóżku ze spuszczoną głową.
Nic nie mówiąc, podeszłam do szafy i zaczęłam pakować moje ciuchy we walizkę.
-Co ty robisz Rose?- zapytał i podszedł do mnie.
-Nie widzisz? Wyprowadzam się- odpowiedziałam spokojnie, choć w środku powoli wybuchałam.
-Ale Rosie... Błagam cię...
-Co? O co ty mnie błagasz?- zasunęłam walizkę i podniosłam ją do pionu.
-To był raz. Rozumiesz? Jeden raz.
-Ale z moją siostrą. Osobą, której nienawidzię teraz jeszcze bardziej.
-Ona mnie upiła...
-Cwaniara, nie?- wły wypłynęły ścieszką po policzkach i zamierzałam wyjść, ale powstrzymał mnie, łapiąc za ramię.
-Rose...
-A! Zapomniałabym!- zaśmiałam się i sięgnęłam do kieszeni, wyciągając pierścionek. Podałam mu go. - Z nami koniec Louis.
I wyszłam i zostawiłam go.
Poszłam do Nelly. Zapukałam i poczekałam aż otworzy. Ledwo uchyliła drzwi a ja rzuciłam się jej na szyję i po prostu zaczęłam ryczeć. Nerwy puściły i nie mogłam już utrzymać tego wszstkiego w sobie.
-Rose, co się stało?- zapytała cicho, głaszcząc mnie po głowie.
-Louis.
Ta zamknęła drzwi i zaprowadziła do pokoju. Usadziła na łóżku.
-Powiedz mi.
-Zdradził mnie z moją siostrą jak bylam na kursach doszkalających dwa tygodnie temu.
-Co?!-prawie wrzasnęła.
-Właśnie to.
-Ale że ten sam Louis?
-Tak Nel, ten sam.
-Ja pierdole.
Przytuliła mnie.
-A najgorsze jest to, że ja go nadal kocham.
-To znaczy, że mu wybaczyłaś.
-No proszę cię. Nie wybaczam zdrad.

*** dwa tygodnie później ***

-Rosie, może jednak spróbuj- zachęcała mnie Nelly.
-Nie- znowu powiedziałam. Mam dość.
-Ale dlaczego? Sama powiedziałaś, że chcesz się rozerwać.
-Ale na strzępy!
-A co to wielkiego lot balonem?- zapytała, jakby pytała jaki podać lek na suchy kaszel.
-A taki, że mam lęk wysokości i się boję?!
-Będę ja i instruktor- ostatnie słowo wypowiedziała inaczej i mrugnęła okiem. Ona jest niemożliwa!
-A weź idź.
-No chodź. Nie pożałujesz.
No i przekonała mnie. Właśnie podjeżdżamy ma miejsce, gdzie ma to się odbyć.
-Wróćmy. Ja się boję!- zatrzymałam sie.
-Chodź nie marudź.
Nie miałam humoru na tego typu przygody. Właściwie nie mam go od  zerwania z Lou. Oczywiście on nie pozwalał mi o tym zapomnieć i wydzwaniał i nadal to robi. A mnie jeyst coraz bardziej za nim tęskno. Gdyby teraz w tej chwili stanął przede mną i prosił o wybaczenie, to bym wybaczyła.
Podeszłyśmy do ogromnego balonu w którym stał już jakiś chłopak zapewne instruktor.
-Wszystko gotowe?- usłyszałam pytanie mężczyzny obok.
-Tak.
-Można ruszać.
-Wchodź- powiedziała pierwsza do mnie Nel. Rada nie rada weszłam tam i zajęłam miejsce na przeciw tego chłopaka, choć nadal nie odwrócił się w naszą strobę.
Nagle poczułam, że unosimy się w powietrzu. Powinnam automatycznie zacząć panikować a tu nic. Żadnej reakcji. Spojrzałam w dół. Byliśmy kilkanaście metrów nad ziemią.
-Boisz się teraz?- usłyszałam pytanie tego chłopaka, ale zaraz... Przecież ja znam ten głos! Momentalnie spojrzałam w jego stronę. On odwrócił się i moim oczom ukazał się Louis.  Dopiero teraz zobaczyłam, że jest ubrany w elegancki garnitur!
-Louis?- zapytałam zdziwiona. Ale zaraz połączyłam fakty.- Nelly, chcesz mi coś powiedzieć?
-Ja? Skąd. Spytaj jego.
-Rosie, ja tak bardzo cię przepraszam- podszedł do mnie.
-Louis...- serce mi się krajało, gdy widziałam go tak nieszczęśliwego.
-Wiesz, że po pijanemu robię głupie rzeczy... Ona mnie upiła i wykorzystała fakt, że ciebie nie ma.
Niepewnie ujął moje dłonie w swoje. Znowu ten sam prąd którego nie czułam od tylu dni...
Nie dałam już rady. Nie wytrzymam już.
-Chodź tu do mnie- powiedziałam i przyciągnęłam go mocno do siebie by po chwili wpić się w jego usta. Odpowiedział cudownym pocałunkiem.
-Czyli wybaczysz mi?- zapytał gdy się od siebie odsunęliśmy. Te jego oczy pełne radości.
-Tak- przytulił mnie mocno. Nelly zaczęła radośnie klaskać. Przytuliła nas. Chłopak nagle odsunął się ode mnie. Klęknął na kolano i wyciągnął znajome mi czerwone pudełeczko.
-Rosie, czy wyjdziesz za mnie?- zpytał przejęty i spojrzał mi w oczy.
-Tak Louis- założył mi na palec tym razem inny pierścionek, ale równie śliczny. Przytuliliśmy się a on wyszeptał mi do ucha:
-Już nic nas nie rozdzieli.




**********
To dla ciebie Cukierku!
W końcu go skończyłam.
Teraz rozdział a potem kolejne zamówienie, ale nie wiem niestety kiedy :(

<3

16 komentarzy:

  1. Wow, nie wiem jak ty to robisz, że wychodzi ci to tak genialnie *.*
    Chce się płakać najpierw ze smutku a potem ze wzruszenia
    Po prostu manipulujesz moimi uczuciami :D
    A czy ja mogłabym cie prosić o takie zamówienie w wolnym czasie oczywiście nie tak od razu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahhh... Jaki słodki! Nic dodać-nic ująć! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie już nie mogę doczekać się rozdziału i zamówienia ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest cudowne ^^
    Dziękujem bardzo koteg
    Wzruszyłam się
    To jest przecudne
    Jak chcę jeszcze jedno *-*
    Kocham xx

    OdpowiedzUsuń
  5. To było takie cute!!! Jak w filmie! Owwww. Ale normalnie sie aż łezka w oku kręciła 👍 brawo.

    OdpowiedzUsuń