-Jasne- odłożył urządzenie na stolik a ja usiadłam na kanapie obok niego. Oparłam rękę na wezgłowiu kanapy i oparłam o nią głowę. -O co chodzi?
-Ja... Chciałabym ci coś powiedzieć, ale nie wiem czy... Czy dam radę na sucho.
-Wino?-zapytał z krzepiącym uśmiechem.
-Poproszę.
Wstał z kanapy i po chwili przyniósł dwie lampki do wina i czerwone wino. Idealne. Polał nam do kieliszków. Mimo sytuacji w jakiej się teraz znajduję, co chcę mu powiedzieć, to bym uznała to za romantyczny wieczór. Stuknęliśmy się nimi bez słowa upiłam łyk. Wzięłam głęboki oddech.
-Ja... Chcę ci powiedzieć... Coś co nikomu nie mówiłam. Zwłaszcza wam a przecież jesteście dla mnie ważni... -na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. -Może zacznę od początku. Tak, tak bedzie najlepiej.
-Mów.
-To było jakoś w podstawówce. Poznałam Marlenę. Miałyśmy może po siedem lat, ale przysięgłyśmy sobie przyjaźń do śmierci. Była ze mną w każdym momencie życia. Słuchałam jej rad i w ogóle... Zawsze dobrze na tym wychodziłam. Do czasu, oczywiście- tym razem upiłamspory łyk trunku. Zmarszczyłam nos lekko. -Zakochałam się. Tak bardzo, że nie widziałam świata poza nim. Nikogo nie słuchałam, ani mamy ani Marleny. Dziewczyna powtarzała mi, że to się nie uda, ale ja jej nie słuchałam.
-Byłaś zakochana- powiedział.
-Tak, Mateusz był...był cudowny- uśmiechnęłam się na pierwsze wspomnienie o nim. - Był idealny. Za każdym razem gdy się spotykaliśmy, imponował mi we wszystkim. Uwielbiałam go. Marlena uparcie twierdziła, że będę przez niego jeszcze cierpieć- uśmiech znikł mi z twarzy. -Spotykaliśmy się rok. W tym czasie zdążyłam zacząć palić, raz nawet spróbowałam narkotyków i prawie straciłam przyjaciółkę.
-Palisz?- zapytał.
-Nie. Już nie. Ale wracając do tematu. Robiłam wszystko co chciał, bo przecież nie widziałam po za nim świata...- czuję, że zaraz będę wyć. Nie, nie mogę się terqz przy nim rozbeczeć. -Pewnego razu poszliśmy na imprezę. Nie piłam wtedy, bo byłam świeżo po chorobie.
Zatrzymałam się by wziąć oddech i przy pierwszej lepszej okazji się nie popłakać.
-Co było dalej?
-Nawet świetnie się bawiłam... Mateusz pił... Prawie tak jak ja wczoraj- uśmiechnęłam się blado w kieliszek. -Wróciliśmy do domu. Mieszkałam u niego od czasu gdy pokłóciłam się z mamą o to, że wyraziła zdanie o moim chłopaku. Zmęczona, położyłam się spać, ale on miał jeszcze mało zabawy i zachciało mu się tańczyć na środku pokoju- parsknęłam nerwowo. Oczg zaszły mi łzami. Zaraz wybuchnę.
Odstwiłam kieliszek na stół.
-Spokojnie Ewa, jestem tu- przyciągnął mnie do siebie.
-W pewnym momencie zbliżyliśmy się do siebie i on... Zaczął mnie całować i on... On mnie zgwałcił...- ledwo wydusiłam i rozpłakałam się a jego ramiona mnie otuliły mocnej.- Nie wiem jak, ale...udało mi się uciec od niego. Poszłam do Marleny. Zapukałam i czekałam czy mi otworzy. Otworzyła. Jak tylko mnie zobaczyła, mocno przytuliła i nie powiedziała żadnego pierdolonego :" a nie mówiłam? ". Gdy w końcu się uspokoiłam, zrobiła herbatę a ja wszystko jej opowiedziałam. Nie była zła, wybaczyła mi. Z mamą też rozmawiałam. Przeprosiłam ją.
Przez chwilęnic nie mówiliśmy.
-To już zamknięty rozdział. Powiedziałam ci o tym bo powinienieś wiedzieć. Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mnie znać- odsunęłam się od niego, by móc na niego spojrzeć.
-Co ty gadasz? Jakie "nie będziesz chciał mnie znać"?
-Ja... Nie wiem co we mnie wstąpiło... Nie wiem czemu ci to powiedziałam... Ja...- podniosłam się do pionu, wydostając się tym samym z jego ramion.
I uciekłam do pokoju.
**Oczami Louisa**
Siedzę oniemiały przez chwilę. Nie wiem co mam teraz powiedzieć.
Doszedłem w końcu do siebie.
Jak moż a tak robić?! Jak można gwałci niewinne istoty?! Co za złamas pierdolony! Niech ja go tylko kiedyś dorwę...
Wstałem z kanapy i ruszyłem po schodach do pokoju Ewy. Zapukałem, ale odpowiedziała mi cisza. Wszedłem do środka. Leżała na łóżku, tyłem do mnie.
-Lou, wyjdź proszę- powiedziała cichym zachrypniętym głosem. Nie odpowiedziałem, tylko położyłem się na łóżku za nią i przyciągnąłem ją do siebie. Jej ciało zadygotało i dziewczyna rozpłakała się.
-Ciii...- zacząłem ją uspokajać.
-To tak bardzo bolało- wydusiła. -Czemu ja ci to w ogóle mówię?- nadal nie odwróciła się w moją stronę.
-Spójrz na mnie- z cichym jękiem sprzeciwu po chwili patrzały na mnie zapłakane oczka Ewy. Otarłem lecące łzy kciukami i uśmiechnąłem się lekko. -Myślę, że mi zaufałaś.
-Uhm, ja... Myślę, że tak.
-Ewa,ja...- czy to odpowiedni moment? A jeśli nie? A huj, jebaćto! -Kocham cię- wypowiedziałem wyraź ie i czekałem na jej reakcję. Bałem się jak cholera, że mnie wyśmieje. Ale ona tylko patrzyła. Nawet nie wiem w jaki sposób. Zwątpiłem. -Cholera, przepraszam... W ogóle nie powinieniem nic takiego mówić... Kretyn ze mnie skończony! Przepraszam- zacząłem wstawać, ale zatrzymała mnie jej dłoń na mojej.
-Zostań. Ja też chcę coś powiedzieć.
Serce zaczęło mi szybciej bić ze stresu i ze strachu.
-Słucham cię- położyłem się znów obok niej i spojrzałem jej w oczy.
-Ja... Widzisz Louis... Ty mi się od zawsze podobałeś w sumie od chwili gdy cię pierwszy raz zobaczyłam...- spodobało mi się to co mówiła. -Wyobrażałam sobie, jakby to było gdybym cię spotkała i w ogóle... I mimo tego wszystkiego co się stało, nadal cię lubię -mina mi zrzedła. Wyznałem jej miłość a oba mnie lubi. -Odrzuca mnie od męszczyzn, ale jsk jestem z tobą czy z chłopakami... Czuję się bezpiecznie. Ufam wam. I... Boże, jak to powiedzieć?
-Normalnie- stres zjadał mnie coraz szybciej.
-Ja też cię kocham- zamknęła oczy, jakby za to co powiedziała miała conajmniej dostać w twarz.
-Powtórz.
-Kocham cię Louisie Tomlinsonie.
Mój uśmiech w tym momencie i radość nie zna granic. Szczęśćie mnie rozpiera.
-Naprawdę?
-Tak.
Nie czekałem ani chwili dłużej, tylko przyciągnąłem ją do siebie u delikatnie pocałowałem. Nie chcę przekroczyć granicy, którą sama wyznaczyła.
-Zostaniesz moją dziewczyną?- zapytałem przez pocałunek.
-Tak
Przytuliłem ją do siebie. Oparła głowę o mój tors i westchnęła.
-Ale o czymś takim nie marzyłam- pociągęła nosem.
-Jestem nieprzewidywalny.
-Tak, to prawda- poklepała mnie po brzuchu. -Cieszę się, że w końcu ci to powiedziałam. Nie wiem czy byłabym w stanie zrobić to innym razem.
-Ja też. Jak wtedy byłaś nieprzytomna w tym szpitalu, nie mogłem sobie darować, że zostawiłem cię tam samą...
-Cii Lou już,to przeszłość. Tego już nie ma.
-Tak bardzo się bałem, że cię stracę... Tak bardzo cierpiałaś...
-Dość Louis. Co mam zrobić żebyś przestał o tym mówić?
Popatrzyłem na nią przez chwilę. Ona też patrzyła na mnie.
-Co zrobić? Pocałuj mnie.
Wspięła się by być bliżej mnie i złączyła nasze usta w pocałunku. Obróciłem nas by być nad nią i patrzeć na nią. Oderwałem się od niej i spojrzałem na jej twarz.
-Odnalazłem w końcu swojego anioła- powiedziałem i odgarnąłem włosy z jej oczu.
-A ja swojego stróża.
-Nigdy cię nie skrzywdzę, obiecuję- pocałowałem ją w czubek głowy na co się uśmiechnęła.
-Kocham cię.
-Ja ciebie bardziej- znów ją przytuliłem. Najchętniej nie wypuszczałbym ją z moich ramion.
-Zjemy coś?- zapytałem gdy zaburczało mi w brzuchu. Super.
-Chętnie.
Pierwszy zszedłem z łóżka by pomóc jej podnieść się, ale ona zqraz była obok.
-Ej, psujesz mój wizerunek gentelmena!
-Dla mnie i tak nim jesteś- uciekła przede mną po schodach do kuchni.
-Mam cię!- powiedziałem i złapałem ją w talii i tyłem przyciągnąłem do siebie. Odwróciła się do mnie przodem i pocałowałem ją, korzystając z okazji.
-Co jemy?- zapytała.
**Oczami Ewy**
-A co byś chciała?- odpowiedział pytaniem.
-Hm... Ciasto.
-Jakie?
-Zobaczysz.
********
Heeeeeej!!!
Jak mija wam niedzielny zimny dzień???
Mi szybko :)
Mam dla was rozdział. Miał być wcześniej i to grubo, bo planowałam go na rano, ale...
Złośliwość rzeczy martwych u mnie nie zna granic! Przedmioty mnie nie lubią... :(
Podoba się wam ten rozdział???
Smutno to jeszcze będzie w tym opowiadaniu, ale nie do przesady!
<3
Waking up Beside you I'm a loaded gun I can't countain this anymore I'm all yours,I got no control No control
niedziela, 30 listopada 2014
piątek, 28 listopada 2014
Rozdział 17
Spojrzałem w stronę DJ. No tak, Malik. Cholera jedna, już ja się z nim rozprawię! Pokazał mi uniesione kciuki do góry i uśmiech, który mówił: "Masz szansę, nie strać jej".
Ewa nie wiedziała,tak jak ja, co ma robić.
Pierdole,co będzie, to będzie.
Przyciągnąłem ją lekko do siebie i objąłem obiema rękami w talii. Przytuliła się do mnie najpierw niepewnie, a potem już kołysaliśmy się w rytm muzyki. Patrzyłem na nią cały czas kątem oka. Niby się uśmiecha, jest dziś zabawna i wesoła, ale coś ją trapi. I nie wymyślam sobie tego bo jestem pijany! Jeszcze umiem racjonalnie myśleć.
-Czemu jesteś smutna?- zapytałem do jej ucha.
-Nie jestem- powiedziała, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
-Jesteś.
-To nie jest rozmowa na dziś. Innym razem, może jak będziesz trzeźwy.
-Dobrze, tylko zapytałem - objąłem ją mocniej.
Piosenka się skończyła.
Malik, włączaj to jeszcze raz!
Wróciliśmy do naszego stolika, przy którym byli już Hazz i Marlena z Perrie.
-O Harry, chodź na chwilkę - zawołałem go.
**Oczami Ewy**
-No no! Ewka, co to był za taniec!- powiedziała uradowana Marlena.
-No co?
-Ile seksu! Zayn puścił za wolną piosenkę - powiedziała do Perrie.
-To on był teraz Dj'em?- zapytałam zdziwiona.
-Tak,ale tylko chwilami.
-Mogę prosić?- dobiegł do mnie głos Zayn'a, który stał obok Pezz z wyciągniętą dłonią w jej stronę.
-Jasne.
Poszli tańczyć. Sięgnęłam po szklankę Mar. Upiłam łyk i od razu się skrzywiłam. Czysta, fu. Wolę drinka.
-Co ci wtedy mówił na ucho?- zapytała zniwnacka Marlena. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, ale zaraz się domyśliłam.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
-Oj tam. A tak na poważnie?
-Zobaczył, że jestem smutna i zapytał dlaczego.
-Co mu powiedziałaś?
-Że to nie czas i miejsce na takie rozmowy.
-Powiesz mu?
-Chyba tak. Sama nie wiem. Jeśli nadarzy się okazja porozmawiania na poważnie, to czemu nie?- powiedziałam po dłuższym zastanowieniu. Tak,niech chłopak coś o mnie wie. Znów upiłam łyk wódki.- Nie pytaj już o to Marlena, bo przez ciebie się upiję i będziesz mnie do domu niosła!
-Okej okej. O idą - powiedziała i pokazała głową na postacie zbliżające się do naszego stolika. To Louis i Harryz czterema szklankami, zapewne wódki.
-Proszę - Harry postawił na stoliku szklanki.
-Ja już nie piję, możesz wypić za mnie- powiedziałam do niego.
-Nie wypijesz za zdrowie jubilata?- z nikąd pojawił się Niall z butelką wódki. Może jeszcze niech tu Liam przyjdzie i nam polewa, co?!
-Ja...
-No weź -te oczy Horana... No przekonały mnie.
Oni Wszyscy chcą mnie spić!
Wypiłam do dna a potem, nie wiem kiedy... Urwał się film.
***Następnego dnia, popołudnie ***
Obudziło mnie jakieś szuranie. Nie wiem jakie gokladnie, ale jakieś.
Otworzyłam oczy, oślepiło mnie jasne światło, słońce. Momentalnie poczułam okropny ból głowy, migrena. Nie no, świetnie! Pozwoliłam im się upić. Próbowałam przypomnieć sobie co działo się po tańcu z Lou, ale mam czarną dziurę.
Jakimiś ostatnimi siłami podniosłam się z łóżka i rozejrzałam po pokoju. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem, ale poznaję, to pokój Louis'a... Boże, co?! Co ja robię w jego pokoju?! Jego samego nie było, więc postanowiłam się ulotnić do swojego pokoju. Weszłam do siebie i zamknęłam się w łazience.
Po kilku minutach wyszłam z niej jak nowo narodzona. W samym ręczniku podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Wyjęłam z niej jakieś spodnie i t-shirt i po wyprostowaniu włosów, zeszłam do kuchni.
-Cześć- powiedziałam, powoli wchodząc do kuchni.
-O hej, już wstałaś?-powitał mnie takim uśmiechem, że aż mnie ciary przeszły.
-Tak... Louis?
-Słucham ciebie-oparł się rekami o blst, co mi się spodobało.
-Słuchaj, bo... Pamietasz coś z wczoraj?- zapytałam niepewnie.
-Wszystko.
Cholera, zadać to pytanie? Tak Ewa, zadaj je.
-Czemu obudziłam się w twoim pokoju?
-Nie chciałaś iść do siebie- zaśmiał się, jakby przypomniał sobie coś śmiesznego
Tak Lou, śmiej się z pijanej Ewy, śmiej.
-Oh...- zaniemówiłam.-A czy my... No wiesz...- spuściłam wzrok. I na pewno jestem czerwona. A nawet lekko przestraszyłam.
-Nie. Nie jestem jakimś napaleńcem, który wykorzystuje pijane dziewczyny- zapewnił.
Uff, kamień z serca.
-O nic cię nie oskarżam, tylko wiesz jak to jest jak za dużo wypijesz. Ja wczoraj przesadziłam.
-No wiem. Chłopcy wcisnęli w ciebie ze trzy szklanki czystej. Oczywiście za zdrowie jubilata. Po pierwszej odpłynęłaś.
-Mam słabą głowę.
-No niestety.
-Co tam pichcisz?- zapytałam, podchodząc do kuchenki na której coś się gotowało.
- A takie tam...
-Powiedz- spojrzałam na niego błagalnie.
-Eh, zupa pieczarkowa.
-Co? Skąd masz przepis na polskie danie?- zdziwiłam się bardziej. Louis Tomlinson gotujący polską potrawę?!
-Z Internetu. Jest w nim wszystko. Mam nawet przepis na bigos.
-No no. Nie spodziewałam się tego po tobie - poklepałam go po ramieniu.- Ale czemu gotujesz obiad? Przecież jest rano.
Nic nie powiedział, tylko odwrócił mnie tyłem do siebie, gdzie wisiał zegar. Rany Boskie! 12:48!
-O rany...
-No. Zaraz będzie obiad.
Ciwkawa jestem tegoż obiadu.
-Proszę -postawił przede mną jego popisowe danie i zaczęliśmy jeść. Nie, wróć. Ja jem, a on czeka na moją reakcję.
-Pyszne- powiedziałam, gdy przełknęłam pierwszą porcję.- Przebiłeś moją mamę.
-Dziękuję. Cieszę się, że ci smakuje.
Po obiedzie, gdy już siedzieliśmy na kanapie, coś sobie przypomniałam.
-Louis?
-Tak?-spojrzał na mnie, odrywając wzrok od tv.
-Jak z moją pracą? Szefowa wie, że byłam w szpitalu?
-Tak. Pojechałem tam od razu, gdy mnie wygnałaś z pokoju.Masz wolne jeszcze przez tydzień- uraczył mnie swoim zniewalajacym uśmiechem.
-Dziękuję - przytuliłam go w przypływie emocji. Gdy zdałam sobie sprawę co zrobiłam, jedna cześć mnie chciała go puścić a druga wręcz przeciwnie. Wygrała ta pierwsza.- Sorry.
-Nie szkodzi. Możesz się przytulać ile chcesz.
***Wieczorem***
Po spacerze pełnym emocji i reperterów, wróciliśmy do domu.
Ja... Ja zaufałam mu na tyle, żeby... Żeby mu to opowiedzieć. Opowiedzieć moją smutną przeszłość.
Tak, to jest ten moment.
Louis jest dla mnie bardzo ważny i zrozumiem każdą jego decyzję, jaką podejmie po tym co mu powiem.
Weszłam do salonu, gdzie siedział i grzebał coś w laptopie. Zapewne odpisywał fankom.
Wzięłam oddech i zapytałam:
-Louis, możemy porozmawiać?
*********
I kolejny!
Ależ jestem chojna!
No nic.Dziś już na pewno nic nie dodam, bo idę spać.Ale zarys dalszych wydarzeń mam!
Komentujcie,oceniajcie to daje mi kopa do pisania :)
Anonimki też mogą komentować!
<3
Ewa nie wiedziała,tak jak ja, co ma robić.
Pierdole,co będzie, to będzie.
Przyciągnąłem ją lekko do siebie i objąłem obiema rękami w talii. Przytuliła się do mnie najpierw niepewnie, a potem już kołysaliśmy się w rytm muzyki. Patrzyłem na nią cały czas kątem oka. Niby się uśmiecha, jest dziś zabawna i wesoła, ale coś ją trapi. I nie wymyślam sobie tego bo jestem pijany! Jeszcze umiem racjonalnie myśleć.
-Czemu jesteś smutna?- zapytałem do jej ucha.
-Nie jestem- powiedziała, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
-Jesteś.
-To nie jest rozmowa na dziś. Innym razem, może jak będziesz trzeźwy.
-Dobrze, tylko zapytałem - objąłem ją mocniej.
Piosenka się skończyła.
Malik, włączaj to jeszcze raz!
Wróciliśmy do naszego stolika, przy którym byli już Hazz i Marlena z Perrie.
-O Harry, chodź na chwilkę - zawołałem go.
**Oczami Ewy**
-No no! Ewka, co to był za taniec!- powiedziała uradowana Marlena.
-No co?
-Ile seksu! Zayn puścił za wolną piosenkę - powiedziała do Perrie.
-To on był teraz Dj'em?- zapytałam zdziwiona.
-Tak,ale tylko chwilami.
-Mogę prosić?- dobiegł do mnie głos Zayn'a, który stał obok Pezz z wyciągniętą dłonią w jej stronę.
-Jasne.
Poszli tańczyć. Sięgnęłam po szklankę Mar. Upiłam łyk i od razu się skrzywiłam. Czysta, fu. Wolę drinka.
-Co ci wtedy mówił na ucho?- zapytała zniwnacka Marlena. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, ale zaraz się domyśliłam.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
-Oj tam. A tak na poważnie?
-Zobaczył, że jestem smutna i zapytał dlaczego.
-Co mu powiedziałaś?
-Że to nie czas i miejsce na takie rozmowy.
-Powiesz mu?
-Chyba tak. Sama nie wiem. Jeśli nadarzy się okazja porozmawiania na poważnie, to czemu nie?- powiedziałam po dłuższym zastanowieniu. Tak,niech chłopak coś o mnie wie. Znów upiłam łyk wódki.- Nie pytaj już o to Marlena, bo przez ciebie się upiję i będziesz mnie do domu niosła!
-Okej okej. O idą - powiedziała i pokazała głową na postacie zbliżające się do naszego stolika. To Louis i Harryz czterema szklankami, zapewne wódki.
-Proszę - Harry postawił na stoliku szklanki.
-Ja już nie piję, możesz wypić za mnie- powiedziałam do niego.
-Nie wypijesz za zdrowie jubilata?- z nikąd pojawił się Niall z butelką wódki. Może jeszcze niech tu Liam przyjdzie i nam polewa, co?!
-Ja...
-No weź -te oczy Horana... No przekonały mnie.
Oni Wszyscy chcą mnie spić!
Wypiłam do dna a potem, nie wiem kiedy... Urwał się film.
***Następnego dnia, popołudnie ***
Obudziło mnie jakieś szuranie. Nie wiem jakie gokladnie, ale jakieś.
Otworzyłam oczy, oślepiło mnie jasne światło, słońce. Momentalnie poczułam okropny ból głowy, migrena. Nie no, świetnie! Pozwoliłam im się upić. Próbowałam przypomnieć sobie co działo się po tańcu z Lou, ale mam czarną dziurę.
Jakimiś ostatnimi siłami podniosłam się z łóżka i rozejrzałam po pokoju. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem, ale poznaję, to pokój Louis'a... Boże, co?! Co ja robię w jego pokoju?! Jego samego nie było, więc postanowiłam się ulotnić do swojego pokoju. Weszłam do siebie i zamknęłam się w łazience.
Po kilku minutach wyszłam z niej jak nowo narodzona. W samym ręczniku podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Wyjęłam z niej jakieś spodnie i t-shirt i po wyprostowaniu włosów, zeszłam do kuchni.
-Cześć- powiedziałam, powoli wchodząc do kuchni.
-O hej, już wstałaś?-powitał mnie takim uśmiechem, że aż mnie ciary przeszły.
-Tak... Louis?
-Słucham ciebie-oparł się rekami o blst, co mi się spodobało.
-Słuchaj, bo... Pamietasz coś z wczoraj?- zapytałam niepewnie.
-Wszystko.
Cholera, zadać to pytanie? Tak Ewa, zadaj je.
-Czemu obudziłam się w twoim pokoju?
-Nie chciałaś iść do siebie- zaśmiał się, jakby przypomniał sobie coś śmiesznego
Tak Lou, śmiej się z pijanej Ewy, śmiej.
-Oh...- zaniemówiłam.-A czy my... No wiesz...- spuściłam wzrok. I na pewno jestem czerwona. A nawet lekko przestraszyłam.
-Nie. Nie jestem jakimś napaleńcem, który wykorzystuje pijane dziewczyny- zapewnił.
Uff, kamień z serca.
-O nic cię nie oskarżam, tylko wiesz jak to jest jak za dużo wypijesz. Ja wczoraj przesadziłam.
-No wiem. Chłopcy wcisnęli w ciebie ze trzy szklanki czystej. Oczywiście za zdrowie jubilata. Po pierwszej odpłynęłaś.
-Mam słabą głowę.
-No niestety.
-Co tam pichcisz?- zapytałam, podchodząc do kuchenki na której coś się gotowało.
- A takie tam...
-Powiedz- spojrzałam na niego błagalnie.
-Eh, zupa pieczarkowa.
-Co? Skąd masz przepis na polskie danie?- zdziwiłam się bardziej. Louis Tomlinson gotujący polską potrawę?!
-Z Internetu. Jest w nim wszystko. Mam nawet przepis na bigos.
-No no. Nie spodziewałam się tego po tobie - poklepałam go po ramieniu.- Ale czemu gotujesz obiad? Przecież jest rano.
Nic nie powiedział, tylko odwrócił mnie tyłem do siebie, gdzie wisiał zegar. Rany Boskie! 12:48!
-O rany...
-No. Zaraz będzie obiad.
Ciwkawa jestem tegoż obiadu.
-Proszę -postawił przede mną jego popisowe danie i zaczęliśmy jeść. Nie, wróć. Ja jem, a on czeka na moją reakcję.
-Pyszne- powiedziałam, gdy przełknęłam pierwszą porcję.- Przebiłeś moją mamę.
-Dziękuję. Cieszę się, że ci smakuje.
Po obiedzie, gdy już siedzieliśmy na kanapie, coś sobie przypomniałam.
-Louis?
-Tak?-spojrzał na mnie, odrywając wzrok od tv.
-Jak z moją pracą? Szefowa wie, że byłam w szpitalu?
-Tak. Pojechałem tam od razu, gdy mnie wygnałaś z pokoju.Masz wolne jeszcze przez tydzień- uraczył mnie swoim zniewalajacym uśmiechem.
-Dziękuję - przytuliłam go w przypływie emocji. Gdy zdałam sobie sprawę co zrobiłam, jedna cześć mnie chciała go puścić a druga wręcz przeciwnie. Wygrała ta pierwsza.- Sorry.
-Nie szkodzi. Możesz się przytulać ile chcesz.
***Wieczorem***
Po spacerze pełnym emocji i reperterów, wróciliśmy do domu.
Ja... Ja zaufałam mu na tyle, żeby... Żeby mu to opowiedzieć. Opowiedzieć moją smutną przeszłość.
Tak, to jest ten moment.
Louis jest dla mnie bardzo ważny i zrozumiem każdą jego decyzję, jaką podejmie po tym co mu powiem.
Weszłam do salonu, gdzie siedział i grzebał coś w laptopie. Zapewne odpisywał fankom.
Wzięłam oddech i zapytałam:
-Louis, możemy porozmawiać?
*********
I kolejny!
Ależ jestem chojna!
No nic.Dziś już na pewno nic nie dodam, bo idę spać.Ale zarys dalszych wydarzeń mam!
Komentujcie,oceniajcie to daje mi kopa do pisania :)
Anonimki też mogą komentować!
<3
Rozdział 16
Czas się zatrzymał. Nie wiem, co się dzieje wokół mnie. Jest tylko Louis i te jego cudne oczęta w które mogłabym patrzeć godzinami.
-Pójdę już - powiedział, cały czas patrząc mi w oczy.
-Uhm- na tyle mnie tylko stać.
-Idę.
-Idź - ale nadal żadne z nas się nie ruszyło, nie odsunęliśmy się od siebie. Nasza pozycja była dziwna, to wyglądało to tak, że Louis wisiał praktycznie nade mną, kiedy ja trzymałam cały czas ręce na jego szyi.
-To idę - powiedział a ja zarejestrowałam tylko jego ciepłe miękkie usta na moim policzku a potem ciche zamknięcie drzwi.
Ja... Co to w ogóle było? Nie ważne, ważne, że było tak blisko... Nie Ewa. Zostaw to w spokoju. Nawet o tym nie myśl.
Jak ja mam się teraz dostać do łazienki?! Rozejrzałam się po pokoju. Klasycznie umeblowany z przeważającą czernią w niektórych meblach, ale ja nie mam nic przeciwko tej barwie. Łóżko na którym siedzę, jest ogromne pod każdym względem z całkiem ładną narzutą. Podniosłam głowę do góry i co widzę? Baldachim z półprzezroczystymi zasłonami. Szafki po obu stronach łóżka z Hebanu. Cudnie tu jest.
Ale nadal jest pytanie: jak się dostać do łazienki?!
Wstałam z łóżka i dzięki pomocy mebli, udałam się jakoś do drzwi za którymi, jak się okazało, była łazienka.
**Oczami Louisa **
Wyszedłem z jej pokoju cicho zamykając drzwi, ale miałem ochotę je rozwalić, delikatnie mówiąc. Idiota, idiota! Miałeś taką szansę a ją zmarnowałeś kretynie!
Zszedłem na dół, wziąłem walizki i wniosłem je po schodach. Otworzyłem drzwi jej pokoju i wszedłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i stwierdzam, że jej tu nie ma. A więc jest w łazience. Wyszedłem z pokoju i wróciłem po walizkę i kule. Wróciłem spowrotem do niego i odstawiłem rzeczy. Nadal jej nie było, więc nie czekałem na nic, tylko wyszedłem.
Znalazłem się w kuchni. Postanowiłem zrobić spóźniony obiad.
*** 1 września ***
Położyłem dwa talerze na stole na których było spaghetti. Zebrałem się w sobie i poszedłem na górę do jej pokoju i cicho zapukałem, po czym byłem prawie w jej pokoju.
-Tak?- usłyszałem jej anielski głos.
-Zrobiłem obiad- powiedziałem.
-Okej, zaraz przyjdę - powiedziała do mnie z uśmiechem.
-Dobra.
Wróciłem do kuchni i nalałem soku do szklaneki również postawiłem je na stole. W tym czasie Ewa zeszła z piętra i znalazła się przy stole.
-Smacznego- powiedziałem.
-Smacznego-odpowiedziała z uśmiechem.
***Tydzień później ***
-Wiesz,że jutro masz wizytę u lekarza w sprawie tej nogi?- zapytałem.
-Tak, wiem- odpowiedziała, nadal patrząc w telewizor. Dopiero skończyła się jakaś smutna piosenka. Chyba Eda. - Pójdziesz tam ze mną?
-Jasne!
-***Następnego dnia***
-Gotowa?-zapytałem i wziąłem do ręki klucze do samochodu.
-Tak,już idę -w korytarzu pojawiła się ona. Ubrana jak zwykle, ale jednak inaczej.- Możemy iść.
Po zamknięciu drzwi, wsiedliśmy w Lamborginii i pojechaliśmy pod szpital.
***Godzinę później ***
Jak Ewa zniknęła godzinę temu u lekarza, tak jej do tej pory nie ma. Co oni tam tyle tam robią?!
Drzwi w końcu się otworzyły i wyszła z nich moja pacjentka. A za nią lekarz.
-I co?- objąłem ją ramieniem.
-Noga jest już pozbawiona gipsu. Teraz wystarczy tylko ćwiczyć nogę by wróciła do wcześniejszego stanu. Myślę,że kilka dni i będzie dobrze.
-Dobrze, dziekujemy.
Wyszliśmy ze szpitala i wsiedliśmy do auta.
-Musimy jechać w jedno miejsce- powiedziałem i zapaliłem silnik.
-Co to za miejsce?- zainteresowała się.
- W sobotę urodziny Niall'a i z tej okazji wypadałoby coś mu kupić. A ty - pokazałem na nią- mi w tym pomożesz.
-Chcesz mnie wykorzystać?
-Tak-kiwnąłem głową.- A przy okazji poćwiczysz nogę.
-Osz ty...!
-Tak?
-Ugh-zdenerwowała się.
-No co? Chcę dobrze.
-Przecież nic nie mówię- zaśmiała się a ja zaraz po niej. Wysiedliśmy pod jakąś galerią i w świetle fleszy weszliśmy do środka. - Co zamierzasz mu dać?
-Nie wiem. Liczyłem na to, że ty na coś wpadniesz.
-Ja?
-Tak, ty.
***Trzy godziny później ***
Ja już nie mogę. Ja nie wiem,jak dziewczyny mogą tyle czasu chodzić po tak wielkiej powierzchni, jaką jest galeria.
-Wiesz co?-usłyszałem jej pytanie.
-Co?
-Nue ma tu nic dla Horanka.
-Co?
-No.
-Przez trzy godziny nic nie wpadło ci w oko?
-Nic.
-To co w takim razie proponujesz?- zapytałem.
-Kupmy mu tonę zarcia i będzie zadowolony.
Aż się zatrzymałem.
-Co?
-No tak. Po co mu jakieś szmatki, skoro kocha jedzenie?- popatrzyła na mnie jak na idiotę. To chyba nie jest głupi pomysł.
-Dobra, stoi- uśmiechnąłem się do niej i w dobrych humorach wróciliśmy domu.
***Urodziny Nialla,sobota, 13 września ***
-Louis,chodź!- usłyszałem głos, zirytowany głos Ewy.
-No przecież idę!- odkrzyknąłem zadowolony ze swojego wyglądu. Przeciągnąłem ostatni raz ręką po włosach i wyszedłem ze swojego pokoju.
Im bliżej byłem salonu, tym głośniejsze były odgłosy rumoru. Co tam się dzieje?! Zajrzałem przez ścianę do salonu i zobaczyłem Ewę przeglądającą po raz setny moje filmy. Robi tak za każdym razem gdy to ona na mnie czeka.
-Ok,możemy iść-wszedłem do salonu. Dziewczyna spojrzała na mnie przez kilka chwil, ilustrując wzrokiem mnie całego.
-No w końcu- ustała. O fuck! Ale ona wygląda! Starałem się jakó tego nie okazywać, jak jej widok w tym momencie na mnie podziałał. Nie była ubrana jakoś elegancko. Krótka spódniczka opinała jej długie nogi, bardzo wycięta bokserkaw dekolcie, niebieska, włosy wysoko upięte. Miód, malina.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Odjeżdżając z podjazdu, powiedziałem:
-Ślicznie wyglądasz - czemu ja tego nie powiedziałem, jak zobaczyłem ją w domu?!
-Dzięki -te jej rumieńce są słodkie, mega słodkie.
Po kilku minutach podjechaliśmy pod dom Stylesa. Szybko wysiadłem i pomogłem wysiąść Ewie. W świetle wieczornych lamp wydawała się jeszcze seksowniejsza. Zadzwoniłem dzwonkiem, otworzył Horan.
-Cześć!-wpuścił nas do środka i oboje przytulił. Złożyliśmy mu życzenia i Ewa wręczyła mu drobny prezent. Tak wiem. Mieliśmy mu kupić tonę żarcia, ale stanęło na tym, że kupiliśmy mu krawat.
***Trzy godziny później ***
Impreza trwa w najlepsze, wszyscy świetnie się bawią.
-Jeszcze jeden?- zapytałem Ewę i pokazałem na kubek w którym przed chwilą wypiła drinka.
-Nie, dzięki. Już wystarczająco dużo wypiłam.
-No dobra- odstawiłem szklanki.- Chodź, zatańczymy.
-Już tańczyliśmy!- sprzeciwiła się.
-No to co?
-Jesteś pijany.
-Ja?Skąd!-pokazała mi cztery palce a ja powiedziałem: -Osiem.
-Pff.
-Ale nadal umiem tańczyć- tym wygrałem. Wziąłem ją za dłoń i pociągnąłem na parkiet, którym był salon. Zdążyłem obrócić Ewą dookoła i nastąpiła wolna piosenka.
*********
Dziś dodałam rozdział!
I co sądzicie?Jestem zła,wiem.
Myślę,że coś dodam na dniach.
-Pójdę już - powiedział, cały czas patrząc mi w oczy.
-Uhm- na tyle mnie tylko stać.
-Idę.
-Idź - ale nadal żadne z nas się nie ruszyło, nie odsunęliśmy się od siebie. Nasza pozycja była dziwna, to wyglądało to tak, że Louis wisiał praktycznie nade mną, kiedy ja trzymałam cały czas ręce na jego szyi.
-To idę - powiedział a ja zarejestrowałam tylko jego ciepłe miękkie usta na moim policzku a potem ciche zamknięcie drzwi.
Ja... Co to w ogóle było? Nie ważne, ważne, że było tak blisko... Nie Ewa. Zostaw to w spokoju. Nawet o tym nie myśl.
Jak ja mam się teraz dostać do łazienki?! Rozejrzałam się po pokoju. Klasycznie umeblowany z przeważającą czernią w niektórych meblach, ale ja nie mam nic przeciwko tej barwie. Łóżko na którym siedzę, jest ogromne pod każdym względem z całkiem ładną narzutą. Podniosłam głowę do góry i co widzę? Baldachim z półprzezroczystymi zasłonami. Szafki po obu stronach łóżka z Hebanu. Cudnie tu jest.
Ale nadal jest pytanie: jak się dostać do łazienki?!
Wstałam z łóżka i dzięki pomocy mebli, udałam się jakoś do drzwi za którymi, jak się okazało, była łazienka.
**Oczami Louisa **
Wyszedłem z jej pokoju cicho zamykając drzwi, ale miałem ochotę je rozwalić, delikatnie mówiąc. Idiota, idiota! Miałeś taką szansę a ją zmarnowałeś kretynie!
Zszedłem na dół, wziąłem walizki i wniosłem je po schodach. Otworzyłem drzwi jej pokoju i wszedłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i stwierdzam, że jej tu nie ma. A więc jest w łazience. Wyszedłem z pokoju i wróciłem po walizkę i kule. Wróciłem spowrotem do niego i odstawiłem rzeczy. Nadal jej nie było, więc nie czekałem na nic, tylko wyszedłem.
Znalazłem się w kuchni. Postanowiłem zrobić spóźniony obiad.
*** 1 września ***
Położyłem dwa talerze na stole na których było spaghetti. Zebrałem się w sobie i poszedłem na górę do jej pokoju i cicho zapukałem, po czym byłem prawie w jej pokoju.
-Tak?- usłyszałem jej anielski głos.
-Zrobiłem obiad- powiedziałem.
-Okej, zaraz przyjdę - powiedziała do mnie z uśmiechem.
-Dobra.
Wróciłem do kuchni i nalałem soku do szklaneki również postawiłem je na stole. W tym czasie Ewa zeszła z piętra i znalazła się przy stole.
-Smacznego- powiedziałem.
-Smacznego-odpowiedziała z uśmiechem.
***Tydzień później ***
-Wiesz,że jutro masz wizytę u lekarza w sprawie tej nogi?- zapytałem.
-Tak, wiem- odpowiedziała, nadal patrząc w telewizor. Dopiero skończyła się jakaś smutna piosenka. Chyba Eda. - Pójdziesz tam ze mną?
-Jasne!
-***Następnego dnia***
-Gotowa?-zapytałem i wziąłem do ręki klucze do samochodu.
-Tak,już idę -w korytarzu pojawiła się ona. Ubrana jak zwykle, ale jednak inaczej.- Możemy iść.
Po zamknięciu drzwi, wsiedliśmy w Lamborginii i pojechaliśmy pod szpital.
***Godzinę później ***
Jak Ewa zniknęła godzinę temu u lekarza, tak jej do tej pory nie ma. Co oni tam tyle tam robią?!
Drzwi w końcu się otworzyły i wyszła z nich moja pacjentka. A za nią lekarz.
-I co?- objąłem ją ramieniem.
-Noga jest już pozbawiona gipsu. Teraz wystarczy tylko ćwiczyć nogę by wróciła do wcześniejszego stanu. Myślę,że kilka dni i będzie dobrze.
-Dobrze, dziekujemy.
Wyszliśmy ze szpitala i wsiedliśmy do auta.
-Musimy jechać w jedno miejsce- powiedziałem i zapaliłem silnik.
-Co to za miejsce?- zainteresowała się.
- W sobotę urodziny Niall'a i z tej okazji wypadałoby coś mu kupić. A ty - pokazałem na nią- mi w tym pomożesz.
-Chcesz mnie wykorzystać?
-Tak-kiwnąłem głową.- A przy okazji poćwiczysz nogę.
-Osz ty...!
-Tak?
-Ugh-zdenerwowała się.
-No co? Chcę dobrze.
-Przecież nic nie mówię- zaśmiała się a ja zaraz po niej. Wysiedliśmy pod jakąś galerią i w świetle fleszy weszliśmy do środka. - Co zamierzasz mu dać?
-Nie wiem. Liczyłem na to, że ty na coś wpadniesz.
-Ja?
-Tak, ty.
***Trzy godziny później ***
Ja już nie mogę. Ja nie wiem,jak dziewczyny mogą tyle czasu chodzić po tak wielkiej powierzchni, jaką jest galeria.
-Wiesz co?-usłyszałem jej pytanie.
-Co?
-Nue ma tu nic dla Horanka.
-Co?
-No.
-Przez trzy godziny nic nie wpadło ci w oko?
-Nic.
-To co w takim razie proponujesz?- zapytałem.
-Kupmy mu tonę zarcia i będzie zadowolony.
Aż się zatrzymałem.
-Co?
-No tak. Po co mu jakieś szmatki, skoro kocha jedzenie?- popatrzyła na mnie jak na idiotę. To chyba nie jest głupi pomysł.
-Dobra, stoi- uśmiechnąłem się do niej i w dobrych humorach wróciliśmy domu.
***Urodziny Nialla,sobota, 13 września ***
-Louis,chodź!- usłyszałem głos, zirytowany głos Ewy.
-No przecież idę!- odkrzyknąłem zadowolony ze swojego wyglądu. Przeciągnąłem ostatni raz ręką po włosach i wyszedłem ze swojego pokoju.
Im bliżej byłem salonu, tym głośniejsze były odgłosy rumoru. Co tam się dzieje?! Zajrzałem przez ścianę do salonu i zobaczyłem Ewę przeglądającą po raz setny moje filmy. Robi tak za każdym razem gdy to ona na mnie czeka.
-Ok,możemy iść-wszedłem do salonu. Dziewczyna spojrzała na mnie przez kilka chwil, ilustrując wzrokiem mnie całego.
-No w końcu- ustała. O fuck! Ale ona wygląda! Starałem się jakó tego nie okazywać, jak jej widok w tym momencie na mnie podziałał. Nie była ubrana jakoś elegancko. Krótka spódniczka opinała jej długie nogi, bardzo wycięta bokserkaw dekolcie, niebieska, włosy wysoko upięte. Miód, malina.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Odjeżdżając z podjazdu, powiedziałem:
-Ślicznie wyglądasz - czemu ja tego nie powiedziałem, jak zobaczyłem ją w domu?!
-Dzięki -te jej rumieńce są słodkie, mega słodkie.
Po kilku minutach podjechaliśmy pod dom Stylesa. Szybko wysiadłem i pomogłem wysiąść Ewie. W świetle wieczornych lamp wydawała się jeszcze seksowniejsza. Zadzwoniłem dzwonkiem, otworzył Horan.
-Cześć!-wpuścił nas do środka i oboje przytulił. Złożyliśmy mu życzenia i Ewa wręczyła mu drobny prezent. Tak wiem. Mieliśmy mu kupić tonę żarcia, ale stanęło na tym, że kupiliśmy mu krawat.
***Trzy godziny później ***
Impreza trwa w najlepsze, wszyscy świetnie się bawią.
-Jeszcze jeden?- zapytałem Ewę i pokazałem na kubek w którym przed chwilą wypiła drinka.
-Nie, dzięki. Już wystarczająco dużo wypiłam.
-No dobra- odstawiłem szklanki.- Chodź, zatańczymy.
-Już tańczyliśmy!- sprzeciwiła się.
-No to co?
-Jesteś pijany.
-Ja?Skąd!-pokazała mi cztery palce a ja powiedziałem: -Osiem.
-Pff.
-Ale nadal umiem tańczyć- tym wygrałem. Wziąłem ją za dłoń i pociągnąłem na parkiet, którym był salon. Zdążyłem obrócić Ewą dookoła i nastąpiła wolna piosenka.
*********
Dziś dodałam rozdział!
I co sądzicie?Jestem zła,wiem.
Myślę,że coś dodam na dniach.
sobota, 22 listopada 2014
Rozdział 15
Zmieniłam ustawienia, więc Anonimki mogą komentować! <3
-Ewa?!- zapytałem z korytarza.
-Tutaj!-powiedziała to jak mniemam ze swojego pokoju. Przemierzyłem schody i znalazłem się przed jej pokojem. Drzwi były uchylone i dochodziły zza nich dziwne dźwięki. Bardzo dziwne.
-Yyy... Ewa?- zajrzałem do pokoju. Zobaczyłem ją, męczącą się z walizką.
-Część Louis. Dobrze, że już jesteś. Pomóż mi z tą walizką- odwróciła się do mnie z uśmiechem ulgi. Podszedłem do niej i do walizki.
-Ok,ty zasuwasz- przycisnąłem lekko bagaż i dziewczyna zasunęła torbę.
-Dzięki -głośno westchnęła i usiadła na łóżku.
-Nie ma za co. Zbieramy się?
-Tak,tylko zrobię kilka rzeczy w kuchni- powiedziała i wstała, po czym ruszyła powoli, by za chwilę zniknąć za drzwiami.
Rozejrzałem się po pokoju. Wszystko uporządkowane, na swoim miejscu. Spojrzałem na ilość walizek. Trzy. Tylko trzy? Elka miała conajmiej pięć jak się do mnie wprowadzała. Tak więc teraz pomyślcie sobie, ile miała jak się wyprowadzała!
Dobra, powie wam. Stałem przy niej i liczyłem te walizki. Naliczyłem dokładnie dziesięć.
Dobra, dość o Eleanor.
Wziąłem dwie pierwsze walizki i zszedłem z nimi po schodach na korytarz, by postawić je po drzwiach. Wróciłem po tą trzecią i po dostawieniu jej do pozostałych dwóch, wszedłem do kuchni.
-Juz jestem. O! Zrobiłaś kawę!- wsypałem łyżeczkę cukru do jednej ze szklanek i zamieszałem, po czym upiłem trochę. -Jesteś aniołem.
-Do anioła to mi daleko Louis- powiedziała z uśmiechem. Dopiliśmy kawę i wyszliśmy z domu.
**Oczami Ewy**
Drzwi zamknęłam na klucz i powoli podeszłam do auta. Louis, jak przypada na dżentelmena, otworzyłmi drzwi. Podziękowałam mu uśmiechem i wsiadłam. Po chwili ruszyliśmy z podjazdu. Nagle chłopak zaczął się niekontrolowanie śmiać. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Louis,mogę wiedzieć z czego tak się cieszysz?
-Ja... Bo... Marlena...- próbował powiedzieć coś między napadami. Powtarzam, że tylko próbował. Sama się przez to uśmiechnęłam.
-Co z nią?
-Ona jest cholernie śmieszna.
-Nie rozumiem.
-Dziś rano postanowiłem ją trochę pdenerwować- opowiedział i całą historię i nawet ja w niektórych momentach lałam ze śmiechu.
-Dziwne,że tylko na ścierce się skończyło - podsumowałam. Znam ją już na tyle długi, my szczerze powiedzieć, że potraktowała go ulgowo.
-Dlaczego?
-Tak jak sama powiedziała, umie przywalić i uwierz, to boli.
-Dostałaś od niej?- uśmiechnął się lekko.
-Nie. Po prostu wiem, znam ją. Następnym razem będzie bardziej bolało jak ją wkurwisz.
-Okej, następnym razem opanuję się, ale dziś po prostu nie mogłem. Była taka szczęśliwa, aż tryskała radością.
-No to faktycznie działo się w nocy- zaśmialiśmy się oboje.
Po kilku minutach, może po pół godzinie, podjechaliśmy pod dom.
Stop, wróć.
Podjechaliśmy pod willę.
O mamciu...
W życiu nie widziałam tyle drzew i krzewów wokół jakiegokolwiek domu. Przed bramą już wiedziałam,że dom ma sporą powierzchnię.
Louis wjechał na posesję i stanął praktycznie przed drzwiami, przez co mogłam podziwiać śliczną werandę ze stołem i kilkunastoma krzesłami z wikliny. Byłam zbyt oczarowana tym miejscem, by wysiąść pierwsza, więc Lou skorzystał z okazji i otworzył mi drzwi.
-Zapraszam- usłyszałam i ocknęłam się na dźwięk jego głosu. Spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam uśmiech na jego twarzy i dłoń wyciągniętą w moją stronę. Podałam mu swoją. Jego dotyk jest taki delikatny... Ewa, stój bo jeszcze się nie podniesiesz z tego siedzenia!- skrzyczałam siebie w myślach i po chwili jedną stopą stałam na szarej kostce brukowej. Do niej zaraz dołączyła druga noga i sięgnęłam po kule.
-Dzięki -wydusiłam z siebie.
-Poczekaj tu...albo nie, masz klucze i wejdź do środka- podał mi mały pęk kluczy i podszedł do bagażnika. Rozejrzałam się po podwórku. Drzewa, krzewy... Wszystko byłoby piękne, gdyby nie błyski fleszy lecące w naszą stronę. Z westchnieniem odwróciłam się od nich i Lou i skierowałam do drzwi. Ok, trzeba pokonać schodki. Na szczęście tylko trzy. Podeszłam do drzwi i włożyłam do zamka pierwszy lepszy klucz, który okazał się trafny.
-Jak ty to zrobiłaś?- usłyszałam głos Louis'a za mną.
-Co zrobiłam ?
-Z pierwszym razem otworzyłaś te cholerne drzwi. Ja za każdym razem nie trafiam.
-No widzisz?Ma się to wyczucie.
Znaleźliśmy się w korytarzu. Lou zniknął za drzwiami a ja sierota nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc stanęłam sobie i czekam aż wróci.
-Ok chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju- usłyszałam jego głos i zaraz ruszył schodami do góry.
-Ej Louis! Czekaj,nie mam jak biegać!- powiedziałam, gdy byłam na pierwszym schodku a on na ostatnim.
-A kto tu mówi o bieganiu?- na jego ustach zagościł dobrze znany, chytry uśmieszek. Zaczął schodzić powoli schodami w dół, do mnie.
-Nawet o tym nie myśl- zaczęłam się cofać. Nie wiem jak, przez te kule, ale ok...
-Nie wiem o czym mówisz- powiedział i szybko znalazł się bardzo blisko przede mną i spojrzał mi głęboko w oczy. A że ja nie potrafię oprzeć się jego niebieskim oczom, od razu się w nich zatopiłam. Nawet nie poczułam jak bierze mnie na ręce, dopóki nie poczułam, że jestem w powietrzu. Ocknęłam się i ogarnęłam sytuację. Wyglądało to tak: ja, zdezorientowana, uwieszona na szyi Lou, byłam przez niego niesiona schodami do góry a on dzielnie mnie niósł.
Jak już minęliśmy schody, odzyskałam mowę.
-Louis, co to było?
Nadal nic nie mówi. Obraził się czy co?
Otworzył drzwi do jakiegoś pokoju, wszedł ze mną do środka i zatrzasnął nogą drzwi. Patrzyłam na to sama nie wiem jak. Niby wiedziałam co się dzieje, ale nie do końca to rozumiem.
Podszedł do łóżka, położył mnie na nim delikatnie, jakbym conajmiej była krucha... I czas się zatrzymał.
********
Koniec!
Tego rozdziału oczywiście.
Zauważyliście nowy tytuł tegoż bloga? Stary był za długi a ten jest w sam raz i oddaje wg mnie podsumowanie opowiadania. Ale o tym może innym razem, jeśli byście chciały o tym przeczytać.
Następny rozdział...
Hm...
Myślę że za tydzień też tak sobota-niedziela.
Komentujcie.
-Ewa?!- zapytałem z korytarza.
-Tutaj!-powiedziała to jak mniemam ze swojego pokoju. Przemierzyłem schody i znalazłem się przed jej pokojem. Drzwi były uchylone i dochodziły zza nich dziwne dźwięki. Bardzo dziwne.
-Yyy... Ewa?- zajrzałem do pokoju. Zobaczyłem ją, męczącą się z walizką.
-Część Louis. Dobrze, że już jesteś. Pomóż mi z tą walizką- odwróciła się do mnie z uśmiechem ulgi. Podszedłem do niej i do walizki.
-Ok,ty zasuwasz- przycisnąłem lekko bagaż i dziewczyna zasunęła torbę.
-Dzięki -głośno westchnęła i usiadła na łóżku.
-Nie ma za co. Zbieramy się?
-Tak,tylko zrobię kilka rzeczy w kuchni- powiedziała i wstała, po czym ruszyła powoli, by za chwilę zniknąć za drzwiami.
Rozejrzałem się po pokoju. Wszystko uporządkowane, na swoim miejscu. Spojrzałem na ilość walizek. Trzy. Tylko trzy? Elka miała conajmiej pięć jak się do mnie wprowadzała. Tak więc teraz pomyślcie sobie, ile miała jak się wyprowadzała!
Dobra, powie wam. Stałem przy niej i liczyłem te walizki. Naliczyłem dokładnie dziesięć.
Dobra, dość o Eleanor.
Wziąłem dwie pierwsze walizki i zszedłem z nimi po schodach na korytarz, by postawić je po drzwiach. Wróciłem po tą trzecią i po dostawieniu jej do pozostałych dwóch, wszedłem do kuchni.
-Juz jestem. O! Zrobiłaś kawę!- wsypałem łyżeczkę cukru do jednej ze szklanek i zamieszałem, po czym upiłem trochę. -Jesteś aniołem.
-Do anioła to mi daleko Louis- powiedziała z uśmiechem. Dopiliśmy kawę i wyszliśmy z domu.
**Oczami Ewy**
Drzwi zamknęłam na klucz i powoli podeszłam do auta. Louis, jak przypada na dżentelmena, otworzyłmi drzwi. Podziękowałam mu uśmiechem i wsiadłam. Po chwili ruszyliśmy z podjazdu. Nagle chłopak zaczął się niekontrolowanie śmiać. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Louis,mogę wiedzieć z czego tak się cieszysz?
-Ja... Bo... Marlena...- próbował powiedzieć coś między napadami. Powtarzam, że tylko próbował. Sama się przez to uśmiechnęłam.
-Co z nią?
-Ona jest cholernie śmieszna.
-Nie rozumiem.
-Dziś rano postanowiłem ją trochę pdenerwować- opowiedział i całą historię i nawet ja w niektórych momentach lałam ze śmiechu.
-Dziwne,że tylko na ścierce się skończyło - podsumowałam. Znam ją już na tyle długi, my szczerze powiedzieć, że potraktowała go ulgowo.
-Dlaczego?
-Tak jak sama powiedziała, umie przywalić i uwierz, to boli.
-Dostałaś od niej?- uśmiechnął się lekko.
-Nie. Po prostu wiem, znam ją. Następnym razem będzie bardziej bolało jak ją wkurwisz.
-Okej, następnym razem opanuję się, ale dziś po prostu nie mogłem. Była taka szczęśliwa, aż tryskała radością.
-No to faktycznie działo się w nocy- zaśmialiśmy się oboje.
Po kilku minutach, może po pół godzinie, podjechaliśmy pod dom.
Stop, wróć.
Podjechaliśmy pod willę.
O mamciu...
W życiu nie widziałam tyle drzew i krzewów wokół jakiegokolwiek domu. Przed bramą już wiedziałam,że dom ma sporą powierzchnię.
Louis wjechał na posesję i stanął praktycznie przed drzwiami, przez co mogłam podziwiać śliczną werandę ze stołem i kilkunastoma krzesłami z wikliny. Byłam zbyt oczarowana tym miejscem, by wysiąść pierwsza, więc Lou skorzystał z okazji i otworzył mi drzwi.
-Zapraszam- usłyszałam i ocknęłam się na dźwięk jego głosu. Spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam uśmiech na jego twarzy i dłoń wyciągniętą w moją stronę. Podałam mu swoją. Jego dotyk jest taki delikatny... Ewa, stój bo jeszcze się nie podniesiesz z tego siedzenia!- skrzyczałam siebie w myślach i po chwili jedną stopą stałam na szarej kostce brukowej. Do niej zaraz dołączyła druga noga i sięgnęłam po kule.
-Dzięki -wydusiłam z siebie.
-Poczekaj tu...albo nie, masz klucze i wejdź do środka- podał mi mały pęk kluczy i podszedł do bagażnika. Rozejrzałam się po podwórku. Drzewa, krzewy... Wszystko byłoby piękne, gdyby nie błyski fleszy lecące w naszą stronę. Z westchnieniem odwróciłam się od nich i Lou i skierowałam do drzwi. Ok, trzeba pokonać schodki. Na szczęście tylko trzy. Podeszłam do drzwi i włożyłam do zamka pierwszy lepszy klucz, który okazał się trafny.
-Jak ty to zrobiłaś?- usłyszałam głos Louis'a za mną.
-Co zrobiłam ?
-Z pierwszym razem otworzyłaś te cholerne drzwi. Ja za każdym razem nie trafiam.
-No widzisz?Ma się to wyczucie.
Znaleźliśmy się w korytarzu. Lou zniknął za drzwiami a ja sierota nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc stanęłam sobie i czekam aż wróci.
-Ok chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju- usłyszałam jego głos i zaraz ruszył schodami do góry.
-Ej Louis! Czekaj,nie mam jak biegać!- powiedziałam, gdy byłam na pierwszym schodku a on na ostatnim.
-A kto tu mówi o bieganiu?- na jego ustach zagościł dobrze znany, chytry uśmieszek. Zaczął schodzić powoli schodami w dół, do mnie.
-Nawet o tym nie myśl- zaczęłam się cofać. Nie wiem jak, przez te kule, ale ok...
-Nie wiem o czym mówisz- powiedział i szybko znalazł się bardzo blisko przede mną i spojrzał mi głęboko w oczy. A że ja nie potrafię oprzeć się jego niebieskim oczom, od razu się w nich zatopiłam. Nawet nie poczułam jak bierze mnie na ręce, dopóki nie poczułam, że jestem w powietrzu. Ocknęłam się i ogarnęłam sytuację. Wyglądało to tak: ja, zdezorientowana, uwieszona na szyi Lou, byłam przez niego niesiona schodami do góry a on dzielnie mnie niósł.
Jak już minęliśmy schody, odzyskałam mowę.
-Louis, co to było?
Nadal nic nie mówi. Obraził się czy co?
Otworzył drzwi do jakiegoś pokoju, wszedł ze mną do środka i zatrzasnął nogą drzwi. Patrzyłam na to sama nie wiem jak. Niby wiedziałam co się dzieje, ale nie do końca to rozumiem.
Podszedł do łóżka, położył mnie na nim delikatnie, jakbym conajmiej była krucha... I czas się zatrzymał.
********
Koniec!
Tego rozdziału oczywiście.
Zauważyliście nowy tytuł tegoż bloga? Stary był za długi a ten jest w sam raz i oddaje wg mnie podsumowanie opowiadania. Ale o tym może innym razem, jeśli byście chciały o tym przeczytać.
Następny rozdział...
Hm...
Myślę że za tydzień też tak sobota-niedziela.
Komentujcie.
piątek, 21 listopada 2014
Harry 3
-Ja...muszę ci coś powiedzieć...
-Słucham?
-Bo...ja...ja znam cię Harry- gdy to powiedziała, moje serce przyspieszyło i zrobiło mi się zimno. -Wiem, że oglądałeś się za mną i w ogóle w liceum... Tylko,że...
-Że co?
-Drake... On... Uratował mnie wtedy i...
-I co?
-Ja...musiałam być jego... Ja po prostu była mu winna posłuszeństwo...gdy mnie obronił przes tym facetem- doskonale pamiętam tą sytuację. Można by powiedzieć, że aż za dobrze.- I... Ja teraz jestem twoja Harry.
Co kurwa?!
-Mili,ja wcale nie...
-Nie mów czegoś czego nie będziesz mógł dotrzymać. Jestem teraz twoja, możesz zrobić ze mną co chcesz. Wiem kim jesteś Harry i wiem też czym skończyło się wyniesienie mnie z tego domu...- rozpłakała się. Wstałem i podszedłem do niej. Od razu się do mnie przytuliła a ja poczułem ulgę. Nie wiem jaką dokładnie, ale jakąś na pewno. -Dziękuję Harry, tak bardzo ci dziękuję.
-Nikt cię więcej nie skrzywdzi. Przy mnie jesteś bezpieczna.
-Nie zaprzeczyłeś- podniosła głowę by na mnie spojrzeć.
-W czym nie zaprzeczyłem?
-Jestem twoją własnością -puściła mnie, chrząknęła i wstała od stołu.- Posprzątam - zaczęła zbierać sztućce i talerze ze stołu, by włożyć je do zlewu.
-Ej ej,stój. Sprzątaniem zajmie się Ivy. Ty idź odpocznij.
-Ale ja...
Tearaz to już się wkurwiłem dostatecznie.
-Gówno mnie obchodzi co nagadał ci Drake. Jego już nie ma. Jeśli nadal uważasz, że jesteś moją własnością, to szybko wybij to sobie z tej ślicznej głowy- ostatnie słowa powiedziałem spokojniej i poprawiłem kosmyk jej włosów. -W moim domu nie robisz nic. A teraz idź odpocząć- puściłem ją a ona poszła na górę.
Cholera,nie chciałem podnosić na nią głosu, ale widocznie Drake miał dar przekonywania i zrobił z niej marionetkę.
Wypuściłem powietrze i znów usiadłem na krzesełku.
***Miesiąc później ***
Powoli jest lepiej.Mili zrozumiała,że kobieta nie jest rzeczą czy przedmiotem, ale osobą która może decydować za siebie.
Coraz bardziej się na mnie otwiera i pozwala sobie pomagać co cieszy mnie jak prezenty pod choinkę w dzieciństwie od rodziców.
A ja otwieram się na nią.
-Harry, co myślisz o tej?- rozpromieniona dziewczyna pokazała mi się w śnieżno białej sukience na ramiączkach. Jak zwyke wyglądała cudownie.
-Szczerze?
-Zawsze Harry.
-Wyjdź za mnie tu i teraz - padłem przed nią na kolana. Zaśmiała się perliście i słodko.
-Nie wygłupiaj się -pacnęła mnie lekko w ramię.
-Nie wygłupiam się.
-Harry...
-Ja cię nadal kocham Milagros. Od drugiej liceum nic się nie zmieniło. Żadna nie zajęła miejsca na dłużej. Żadna nie była taka jak ty. Ja... Nie wiem, co ty do mnie czujesz, ale musiałem ci to powiedzieć, bo nie wytrzymałbym dłużej.
-Harry...
Wstałem szybko i pocałowałem ją. Oh, jak ja o tym marzyłem... Nie ucieka, nie szarpie się. Po prostu stoi i oddaje pocałunek. Nie czekając dłużej, przyciągnąłem ją do siebie i dalej całowałem. Zarzuciła ręce na moją szyję i z uśmiechem powiedziała:
-Ja też cię kocham Hazz.
Mój ponury dotąd świat nabrał kolorów.
*****
Napisałam w końcu koniec imagina o Harry'm. Byłby wcześniej, ale ten Internet i komputer...
Jeśli wszystko będzie ok, to rozdział pojawi się do niedzieli włącznie!
Komentujcie mordeczki moje!
<3
-Słucham?
-Bo...ja...ja znam cię Harry- gdy to powiedziała, moje serce przyspieszyło i zrobiło mi się zimno. -Wiem, że oglądałeś się za mną i w ogóle w liceum... Tylko,że...
-Że co?
-Drake... On... Uratował mnie wtedy i...
-I co?
-Ja...musiałam być jego... Ja po prostu była mu winna posłuszeństwo...gdy mnie obronił przes tym facetem- doskonale pamiętam tą sytuację. Można by powiedzieć, że aż za dobrze.- I... Ja teraz jestem twoja Harry.
Co kurwa?!
-Mili,ja wcale nie...
-Nie mów czegoś czego nie będziesz mógł dotrzymać. Jestem teraz twoja, możesz zrobić ze mną co chcesz. Wiem kim jesteś Harry i wiem też czym skończyło się wyniesienie mnie z tego domu...- rozpłakała się. Wstałem i podszedłem do niej. Od razu się do mnie przytuliła a ja poczułem ulgę. Nie wiem jaką dokładnie, ale jakąś na pewno. -Dziękuję Harry, tak bardzo ci dziękuję.
-Nikt cię więcej nie skrzywdzi. Przy mnie jesteś bezpieczna.
-Nie zaprzeczyłeś- podniosła głowę by na mnie spojrzeć.
-W czym nie zaprzeczyłem?
-Jestem twoją własnością -puściła mnie, chrząknęła i wstała od stołu.- Posprzątam - zaczęła zbierać sztućce i talerze ze stołu, by włożyć je do zlewu.
-Ej ej,stój. Sprzątaniem zajmie się Ivy. Ty idź odpocznij.
-Ale ja...
Tearaz to już się wkurwiłem dostatecznie.
-Gówno mnie obchodzi co nagadał ci Drake. Jego już nie ma. Jeśli nadal uważasz, że jesteś moją własnością, to szybko wybij to sobie z tej ślicznej głowy- ostatnie słowa powiedziałem spokojniej i poprawiłem kosmyk jej włosów. -W moim domu nie robisz nic. A teraz idź odpocząć- puściłem ją a ona poszła na górę.
Cholera,nie chciałem podnosić na nią głosu, ale widocznie Drake miał dar przekonywania i zrobił z niej marionetkę.
Wypuściłem powietrze i znów usiadłem na krzesełku.
***Miesiąc później ***
Powoli jest lepiej.Mili zrozumiała,że kobieta nie jest rzeczą czy przedmiotem, ale osobą która może decydować za siebie.
Coraz bardziej się na mnie otwiera i pozwala sobie pomagać co cieszy mnie jak prezenty pod choinkę w dzieciństwie od rodziców.
A ja otwieram się na nią.
-Harry, co myślisz o tej?- rozpromieniona dziewczyna pokazała mi się w śnieżno białej sukience na ramiączkach. Jak zwyke wyglądała cudownie.
-Szczerze?
-Zawsze Harry.
-Wyjdź za mnie tu i teraz - padłem przed nią na kolana. Zaśmiała się perliście i słodko.
-Nie wygłupiaj się -pacnęła mnie lekko w ramię.
-Nie wygłupiam się.
-Harry...
-Ja cię nadal kocham Milagros. Od drugiej liceum nic się nie zmieniło. Żadna nie zajęła miejsca na dłużej. Żadna nie była taka jak ty. Ja... Nie wiem, co ty do mnie czujesz, ale musiałem ci to powiedzieć, bo nie wytrzymałbym dłużej.
-Harry...
Wstałem szybko i pocałowałem ją. Oh, jak ja o tym marzyłem... Nie ucieka, nie szarpie się. Po prostu stoi i oddaje pocałunek. Nie czekając dłużej, przyciągnąłem ją do siebie i dalej całowałem. Zarzuciła ręce na moją szyję i z uśmiechem powiedziała:
-Ja też cię kocham Hazz.
Mój ponury dotąd świat nabrał kolorów.
*****
Napisałam w końcu koniec imagina o Harry'm. Byłby wcześniej, ale ten Internet i komputer...
Jeśli wszystko będzie ok, to rozdział pojawi się do niedzieli włącznie!
Komentujcie mordeczki moje!
<3
niedziela, 16 listopada 2014
Zapytanie
Dorwałam laptop mamy bo nie mogłam wytrzymać by nie sprawdzić co tu się dzieje (mój telefon przegina).Także już wszystko wiem.
Tak więc pytam was,czy chciałybyście kontynuację jakiegoś imagina bo aktualnie moja wena na Louis'a i Ewę wyparowała sobie.
Jabyście chcieli to piszcie.Został jeszcze imagin z Lou.
Piszcie jakie chcecie i rzucajcie podstawy do imaginów!Chętnie wszystkie przeczytam i przemyślę.
Jestem taka szczęśliwa jak widzę komentarze i ilość wyświetleń!
(rozdaję uściski)
<3
Tak więc pytam was,czy chciałybyście kontynuację jakiegoś imagina bo aktualnie moja wena na Louis'a i Ewę wyparowała sobie.
Jabyście chcieli to piszcie.Został jeszcze imagin z Lou.
Piszcie jakie chcecie i rzucajcie podstawy do imaginów!Chętnie wszystkie przeczytam i przemyślę.
Jestem taka szczęśliwa jak widzę komentarze i ilość wyświetleń!
(rozdaję uściski)
<3
Harry
TO MÓJ PIERWSZY TAKI IMAGIN!
-Masz zrobić jak ci kurwa mówię, jasne?
-Tak szefie.
-Na pewno?- pogroziłem mu palecem.- Bo jak nie, to inaczej porozmawiamy! -krzyknąłem na Toma.
-Oczywiście szefie.
-To spierdalaj.
Uciekł mi z oczu.Lepiej dla niego. Westchnąłem i zabierając płaszcz w cętki (mój ulubiony), wyszedłem z mojego gabinetu. Tak,diler narkotykowy ma swoje legalne biuro. W tych czasach jeśli dasz odpowiedniemu człowiekowi odpowiednią ilość gotówki możesz wszystko.
-Harry-na korytarzu złapał mnie Liam. Moja prawa ręka.
-No co tam stary?-obaj kierujemy się na parter.
-Słuchaj...bo jakby ci to powiedzieć...
-Prosto z mostu Liam. Mnie możesz powiedzieć wszystko.
-Bo wiesz...chciałbym wziąć urlop na kilka dni.
-Na ile dokładnie?
-Tydzień-powiedział.
-Spoko.Mogę wiedzieć po co?
-Wiesz,chciałbym zabrać gdzieś Sophię. Na jakieś wakacje albo coś, dawno nigdzie nie byliśmy.
-Jasne-przystanęliśmy przy wyjściu.-Jak chcesz to możesz mieć miesiąc wolnego. Ja sobie bez ciebie poradzę a wy nie mieliście miesiąca miodowego- puściłem mu oczko, na co oboje się zaśmialiśmy.
-Dzięki.
-Tylko nie za ostro tam. Wiesz,miło by było ją jeszcze zobaczyć.
-Stary znasz mnie.
-Wiem.
-Dzięki jeszcze raz.
-Nie ma za co. Bawcie się dobrze i powodzenia- poklepałem go po przyjacielsku po ramieniu i poszliśmy w swoje strony. Tak,zdecydowanie wcześniej powinien dostać wolne. Co ze mnie za szef?!
Dałem sobie mentalnie w twarz.
W ciszy nocy rozległ się dzwonek mojego telefonu.
-Halo?
-Styles?
-Czego?
-Tu Niall.Jesteś pilnie potrzebny na torze. Jakiś facet wykłóca się, bo przegrał i gada, że to ustawione.
-Nie potraficie sobie we trójkę z nim poradzić?!- zapytałem już lekko wkurwiony. Ja pierdole, jest ich tam trzech: Zayn,Louis i on i jeszcze kilkunastu ochroniarzy!
-Powiedział,że będzie rozmawiał tylko z szefem tego burdelu.
-Kurwa,zróbcie z nim coś. Nie jadę, tak dla jasności. Możecie go nawet zajebać na miejscu. A i to co ma ze sobą jest twoje - powiedziałem i rozłączyłem się natychmiastowo. Westchnąłem i schowałem smartfona do kieszeni płaszcza. Ja pierdole, z jednym gościem nie potrafią sobie poradzić. Kilka w łeb i po sprawie.
Dojście do domu zajęło mi jeszcze kilka minut. Gdy byłem kilka kroków przed domem, zobaczyłem Norrisa- jednego z nowych pracowników Liam'a. Ufam mu, więc wierzę, że ten nowicjusz jest czegoś wart.
-Cześć Norris.
-Dobry wieczór szefie -powiedział zdenerwowany.
-Po za biurem jestem Harry,ok? Powinieneś już się nauczyć -westchnąłem.- O co chodzi?
-Niall przysłał mnie tu bo...
-Bo co?!-wysłowi się dzisiaj?! Aż taki straszny jestem?
-No bo ten gościu od wyścigów był z dziewczyną.
-No i co z tego?Jest Niall'a-powiedziałem spokojniej.
-No tak.Tylko,że ona nie chce nic mówić. Do nikogo. Po prostu siedzi bez ruchu , jak w transie.
No i?
-No i?
-Niall powiedział żebym poinformował szefa, bo szef wie co zdobić.
-Przyprowadź ją tu.
-Ale ona jest u Nialla.
-Gówno mnie to obchodzi. W tej chwili tam jedziemy.
***Kilka minut później ***
Niespiesznie kieruję się do mojego kolejnego biura, gdzie miejscówkę ma Niall. Już od korytarza było słychać krzyki. Ale tylko męskie. Norris wyprzedził mnie i zniknął w moim gabinecie by po chwili otworzyć mi drzwi.
Złożyłem ręce za plecami i wszedłem do pomieszczenia.
-Donry wieczór szefie -usłyszałem kilka głosów.
-Horan,do mnie -powiedziałem tylko i oboje wyszliśmy na korytarz. -Co się tu kurwa dzieje, co?!Nic nie potraficie zrobić sami?! Coście zrobili z tamtym chujem?!
-Utopił się.
-Dobra-westchnąłem.-A dziewczyna?
-Jest jakaś dziwna.Nic nie mówi, nie rusza się. Siedzi przy ścianie w twoim pokoju jak ją zostawiłem. Joshua jej pilnuje.
-Okej-przetarłem oczy.- Zajmę się nią.
-Oddaję ci ją. Zrób z nią co chcesz. Nie chcę jej.
-Dobra-czyli teraz z górki. Odszedłem od chłopaka i tym samym żegnając się z nim. Skierowałem się właśnie do tego starego pokoju. Tylko tu nie założyłem kamery. To teraz taki pokój a'la socjalny. Do różnych rzeczy. Wszedłem i zobaczyłem przed sobą twarz ochroniarza.
-Joshua-wystarczyło, by przesunął się.- Przynieś proszę za piętnaście minut klucze do Forda i wyjdź.
-Dobrze szef.
Wyszedł a ja zostałem sam z tą dziewczyną. Podszedłem do niej bliżej i spojrzałem na nią w świetle lampy. Twarz przesłoniła duża ilość ciemnych włosów.
-Hej,popatrz na mnie-powiedziałem delikatnie. Mimo, iż potrafię zabić z nienawiści czy dla pieniędzy tak nie umiem skrzywdzić kobiety. I to jeszcze bezbronnej. Nie wykonała żadnego ruchu. Położyłem więc dłoń na jej kolanie. Nie zdążyłem poczuć jej ciepła, gdy ta błyskawicznie odskoczyła i zaczęła płakać.
-N-nie k-krzywdź mnie -to zrozumiałem.
-Ej,nie bój się mnie. Nie jestem tu po to żeby coś ci zrobić.
Przez chwilę przestała płakać i myślałem, że udało mi się ją przekonać, ale mnie zmyliła. Zaczęła jeszcze głośniej płakać.
-Powiedz,ktoś cię skrzywdził?- pokiwała głową na tak.- To ktoś kogo znasz? Twój chłopak? - pokiwała głową na nie.- Czyli go nie znasz?- znowu tak. - To ktoś z tych ludzi? Tych którzy cię tu przyprowadzili? - kiwnęła na tak. Westchnąłem i wkurwiłem się. -Jak on wyglądał? Odezwij się, pomogę ci. On już cię nie skrzywdzi.
Nie no kurwa!Rozpierdolę tego kto to zrobił. Co ja im kurwa mówiłem?!
-On...-padło z jej ust.-Ten który mnie zgwałcił... J-jest blondynem.
******
Przepraszam,że tak was postraszyłam tą informacją,no ale... Coś dzieje się z moim laptopem i wtedy nie wiedziałam na czym stoję.Teraz piszę z rodziców laptopa. Cóż nie mam do niego zbyt wielkiego dostępu, więc nie wiem kiedy dodam coś nowego.
YOLO JULA wybacz mi,bo on nie jest taki jak pisałaś,no ale próbowałam :(
Następnym razem postaram się o coś bardziej brutalniejszego.
<3
-Masz zrobić jak ci kurwa mówię, jasne?
-Tak szefie.
-Na pewno?- pogroziłem mu palecem.- Bo jak nie, to inaczej porozmawiamy! -krzyknąłem na Toma.
-Oczywiście szefie.
-To spierdalaj.
Uciekł mi z oczu.Lepiej dla niego. Westchnąłem i zabierając płaszcz w cętki (mój ulubiony), wyszedłem z mojego gabinetu. Tak,diler narkotykowy ma swoje legalne biuro. W tych czasach jeśli dasz odpowiedniemu człowiekowi odpowiednią ilość gotówki możesz wszystko.
-Harry-na korytarzu złapał mnie Liam. Moja prawa ręka.
-No co tam stary?-obaj kierujemy się na parter.
-Słuchaj...bo jakby ci to powiedzieć...
-Prosto z mostu Liam. Mnie możesz powiedzieć wszystko.
-Bo wiesz...chciałbym wziąć urlop na kilka dni.
-Na ile dokładnie?
-Tydzień-powiedział.
-Spoko.Mogę wiedzieć po co?
-Wiesz,chciałbym zabrać gdzieś Sophię. Na jakieś wakacje albo coś, dawno nigdzie nie byliśmy.
-Jasne-przystanęliśmy przy wyjściu.-Jak chcesz to możesz mieć miesiąc wolnego. Ja sobie bez ciebie poradzę a wy nie mieliście miesiąca miodowego- puściłem mu oczko, na co oboje się zaśmialiśmy.
-Dzięki.
-Tylko nie za ostro tam. Wiesz,miło by było ją jeszcze zobaczyć.
-Stary znasz mnie.
-Wiem.
-Dzięki jeszcze raz.
-Nie ma za co. Bawcie się dobrze i powodzenia- poklepałem go po przyjacielsku po ramieniu i poszliśmy w swoje strony. Tak,zdecydowanie wcześniej powinien dostać wolne. Co ze mnie za szef?!
Dałem sobie mentalnie w twarz.
W ciszy nocy rozległ się dzwonek mojego telefonu.
-Halo?
-Styles?
-Czego?
-Tu Niall.Jesteś pilnie potrzebny na torze. Jakiś facet wykłóca się, bo przegrał i gada, że to ustawione.
-Nie potraficie sobie we trójkę z nim poradzić?!- zapytałem już lekko wkurwiony. Ja pierdole, jest ich tam trzech: Zayn,Louis i on i jeszcze kilkunastu ochroniarzy!
-Powiedział,że będzie rozmawiał tylko z szefem tego burdelu.
-Kurwa,zróbcie z nim coś. Nie jadę, tak dla jasności. Możecie go nawet zajebać na miejscu. A i to co ma ze sobą jest twoje - powiedziałem i rozłączyłem się natychmiastowo. Westchnąłem i schowałem smartfona do kieszeni płaszcza. Ja pierdole, z jednym gościem nie potrafią sobie poradzić. Kilka w łeb i po sprawie.
Dojście do domu zajęło mi jeszcze kilka minut. Gdy byłem kilka kroków przed domem, zobaczyłem Norrisa- jednego z nowych pracowników Liam'a. Ufam mu, więc wierzę, że ten nowicjusz jest czegoś wart.
-Cześć Norris.
-Dobry wieczór szefie -powiedział zdenerwowany.
-Po za biurem jestem Harry,ok? Powinieneś już się nauczyć -westchnąłem.- O co chodzi?
-Niall przysłał mnie tu bo...
-Bo co?!-wysłowi się dzisiaj?! Aż taki straszny jestem?
-No bo ten gościu od wyścigów był z dziewczyną.
-No i co z tego?Jest Niall'a-powiedziałem spokojniej.
-No tak.Tylko,że ona nie chce nic mówić. Do nikogo. Po prostu siedzi bez ruchu , jak w transie.
No i?
-No i?
-Niall powiedział żebym poinformował szefa, bo szef wie co zdobić.
-Przyprowadź ją tu.
-Ale ona jest u Nialla.
-Gówno mnie to obchodzi. W tej chwili tam jedziemy.
***Kilka minut później ***
Niespiesznie kieruję się do mojego kolejnego biura, gdzie miejscówkę ma Niall. Już od korytarza było słychać krzyki. Ale tylko męskie. Norris wyprzedził mnie i zniknął w moim gabinecie by po chwili otworzyć mi drzwi.
Złożyłem ręce za plecami i wszedłem do pomieszczenia.
-Donry wieczór szefie -usłyszałem kilka głosów.
-Horan,do mnie -powiedziałem tylko i oboje wyszliśmy na korytarz. -Co się tu kurwa dzieje, co?!Nic nie potraficie zrobić sami?! Coście zrobili z tamtym chujem?!
-Utopił się.
-Dobra-westchnąłem.-A dziewczyna?
-Jest jakaś dziwna.Nic nie mówi, nie rusza się. Siedzi przy ścianie w twoim pokoju jak ją zostawiłem. Joshua jej pilnuje.
-Okej-przetarłem oczy.- Zajmę się nią.
-Oddaję ci ją. Zrób z nią co chcesz. Nie chcę jej.
-Dobra-czyli teraz z górki. Odszedłem od chłopaka i tym samym żegnając się z nim. Skierowałem się właśnie do tego starego pokoju. Tylko tu nie założyłem kamery. To teraz taki pokój a'la socjalny. Do różnych rzeczy. Wszedłem i zobaczyłem przed sobą twarz ochroniarza.
-Joshua-wystarczyło, by przesunął się.- Przynieś proszę za piętnaście minut klucze do Forda i wyjdź.
-Dobrze szef.
Wyszedł a ja zostałem sam z tą dziewczyną. Podszedłem do niej bliżej i spojrzałem na nią w świetle lampy. Twarz przesłoniła duża ilość ciemnych włosów.
-Hej,popatrz na mnie-powiedziałem delikatnie. Mimo, iż potrafię zabić z nienawiści czy dla pieniędzy tak nie umiem skrzywdzić kobiety. I to jeszcze bezbronnej. Nie wykonała żadnego ruchu. Położyłem więc dłoń na jej kolanie. Nie zdążyłem poczuć jej ciepła, gdy ta błyskawicznie odskoczyła i zaczęła płakać.
-N-nie k-krzywdź mnie -to zrozumiałem.
-Ej,nie bój się mnie. Nie jestem tu po to żeby coś ci zrobić.
Przez chwilę przestała płakać i myślałem, że udało mi się ją przekonać, ale mnie zmyliła. Zaczęła jeszcze głośniej płakać.
-Powiedz,ktoś cię skrzywdził?- pokiwała głową na tak.- To ktoś kogo znasz? Twój chłopak? - pokiwała głową na nie.- Czyli go nie znasz?- znowu tak. - To ktoś z tych ludzi? Tych którzy cię tu przyprowadzili? - kiwnęła na tak. Westchnąłem i wkurwiłem się. -Jak on wyglądał? Odezwij się, pomogę ci. On już cię nie skrzywdzi.
Nie no kurwa!Rozpierdolę tego kto to zrobił. Co ja im kurwa mówiłem?!
-On...-padło z jej ust.-Ten który mnie zgwałcił... J-jest blondynem.
******
Przepraszam,że tak was postraszyłam tą informacją,no ale... Coś dzieje się z moim laptopem i wtedy nie wiedziałam na czym stoję.Teraz piszę z rodziców laptopa. Cóż nie mam do niego zbyt wielkiego dostępu, więc nie wiem kiedy dodam coś nowego.
YOLO JULA wybacz mi,bo on nie jest taki jak pisałaś,no ale próbowałam :(
Następnym razem postaram się o coś bardziej brutalniejszego.
<3
piątek, 14 listopada 2014
Informacja
Nie będę was kłamać
nie wiem,kiedy będzie nowy rozdzial czy imagin o Harry'm! Bo mam drobne problemy ale myślę że powinno być niedługo dobrze.
wybaczcie mi jeśli posty będą RZADKO.
Kocham was !
<3
nie wiem,kiedy będzie nowy rozdzial czy imagin o Harry'm! Bo mam drobne problemy ale myślę że powinno być niedługo dobrze.
wybaczcie mi jeśli posty będą RZADKO.
Kocham was !
<3
środa, 12 listopada 2014
Rozdział 14
-Jasne.
-Ten twój Louis,którego masz tyle na ścianach, to jest ten sam z którym cię widzę w tych młodzieżowych gazetach na ich okładkach?
Jestem na okładkach.
-Tak mamo,to ten sam-nie ma sensu przed nią ukrywać tego wszystkiego. Opowiem ci wszystko.
I tak pół godziny później skończyłam jakże zajmującą opowieść.
-No i dziś odprowadził mnie do domu.
-Bardzo cię boli ta kostka?-no wiedziałam.
-Nie.Uważam na nią, nie mam zamiaru nigdzie się ruszać.
-Dobrzd,że powiedziałaś mi o tym weselu.
-Mamo...
-Masz faceta a ty do mnie mamo?
-On nie jest moim facetem. Udajemy-podkreśliłam ostatnie słowo.
-To powiedz mi,że nic do niego nie czujesz-tu mnie ma. Niby nie mówię jej tego prosto w oczy, ale ona wyczuje to w moim głosie.
-Czuję-powiedziałam zrezygnowana.
-On też.
-E tam.
-Jakie "e tam"?Sama powiedziałaś,że odprowadzał cię do domu, był przy tobie cały czas gdy byłaś w szpitalu.
-No i co z tego?Ale to...
-Żadnego "ale".Wtedy posłuchał tylko ciebie, czyż nie?
-Tak...
-I pewnie bez mrugnięcia okiem zgodził się na mieszkanie razem?
-Chyba tak...
-No to czego ty jeszcze chcesz?Jakich dowodów?
-Mamo-moje usta cały czas są rozciągnięte w szerokim uśmiechu.
-Ja wiem,że on czuje to samo co ty i to tylko kwestia czasu aż sam ci to powie. Długo Bez ciebie nie wytrzyma.
-Już mamo?
-Tak,już skończyłam.
-To pozwól,że teraz ja coś powiem.
-No mów.
-Nie pamiętasz jak było rok temu? Co przeszłam przez Mateusza?
-Ewa,przecież...
-Ja wiem,że Louos taki nie jest,ale nie chcę kolejny raz się przejechać. Jedna nauczka mi wystarczy. Zaczekam, zobaczę to wszystko się potoczy. Nie chcę znowu moczyć poduszki przez faceta.
-No dobrze.Zrobisz jak będziesz chciała.
-Uhm.
-A teraz opowiedz mi coś ciekawego.
I znowu kilkanaście minut opowiadałam jej o zakamarkach Londynu.
-A teraz ty powiedz co u ciebie.
- a co u mnie...stara bieda.Ciągle to samo-praca-dom,praca-dom.
-Smutno mi tu bez ciebie-powiedziałam smutnym głosem.
-Ja też za tobą tęsknię córeczko.
-Wiesz,niedługo do ciebie przyjadę -obiecałam.
-Dziecko,nie kłopocz się. Taki świat drogi chcesz do mnie jechać?Chce ci się?
-Do mojej kochanej mamusi zawsze.
-Eh,no niech ci już będzie. To wiesz, poinformuj mnie jak będziesz chciała przyjechać, dobrze?
-Okej.Na pewno cię poinformuję. Dobrze mamo, będę kończyć.
-No dobrze.Ewa?
-Tak?-poprawiłam się na poduszce.
-Walcz o niego bo warto walczyć o miłość.
-Dobranoc mamo.Spróbuję.
-Dobranoc córeczko.
Rozłączyłam się i wtuliłam w poduszkę, przemyślając całą rozmowę.
**Oczami Louisa**
-Louis?Wróciłeś?-zapytał zdziwiony Zayn,gdy pojawiłem się w kuchni i sięgnąłem po szklankę by nalać sobie soku pomarańczowego.
-A no wróciłem.To źle?-upiłem łyk.
-Nie,skąd-powiedział od razu.-Tylko myślałem, że zostaniesz i wiesz...
-Za dużo myślisz Zayn.Gdzie reszta?- rozejrzałem się po kuchni.
-Więc tak:Hazza gadaz Marleną,Liam pojechał do Sophii a Niall... Nie wiem gdzie on jest.
-A ty?
-Co ja?
-Co robisz?-zapytałem i usiadłem na kanapie w salonie.
-Miałem oglądać mecz.
-A to super.Też się przyłączę.
-Spoko.
Usiadł obok mnie z sześcioma piwami. Nie zamierzałem pić dziś dużo,żeby jutro nie być przymulonym.
-Zdrowie-stuknęliśmy się butelkamii upiłem łyk.
-Jest!-krzykneliśmy oboje i przybiliśmy piątkę, gdy nasza drużyna strzeliła gola.
-Dobrzy są .Poprawili się - powiedział Zayn.
-No-dopiłem drugie piwo-ostatnie. Zayn otwierał trzecie.-Zayn, powiedz mi coś.
-Spoko.Co chcesz wiedzieć -spojrzał na mnie.
-Jak tam u ciebie i Pezz?-sam nie wiem czemu o to zapytałem. Jestem ciekawski.
-Dobrze.Ma niedługo urodziny i pomyślałem, żebyśmy zrobili jakąś imprezę. Co ty na to?
-Jasne,czemu nie-kolejna szansa na zbliżenie z Ewą.
-Tylkp wiesz-pokazał palcem na mnie.-Ewa musi być.
-Oczywiście,że będzie-już ją się o to postaram.
***Następnego dnia ***
Cholera jasna,ledwo odzyskałem świadomość a już ktoś drze mi się do ucha.
-Zamknij się kimkolwiek jesteś -mruknąłem.
-Nie ładnie mówić tak do kobiety Tomlinson- usłyszałem głos Marleny.
-Sorry-przekręciłem się na drugi bok.
-Loui do cholery!Jest 11.30 a za godzinę masz iść po Ewę,tak?
-Marlena,błagam cię kobieto,nie krzycz.
Przekręciłem się spowrotem na,prawy bok przez co wylądowałem na panelach.Bosko. Dzoewczyna zaśmiała się i pomogła mi wstać.
-No a teraz pod prysznic i na śniadanie.
Zszedłem do kuchni w świeżych ubraniach i o wiele lepiej wyglądający niż pół godziny temu.
-No i teraz mogę z tobą gadać -powiedziała do mnie Marlena w świetnym humorze.
-No to się cieszę -powiedziałem.
-Czemu musiałeś wpaść akurat na Malika? Pół nocy zarwałeś przez niego i ten jego mecz. Wszystko słyszałam.
-Tak?Ja też dużo słyszałem -postanowiłem ją trochę podenerwować.
-Co?-dziewczyna jest zdezorientowana.
-Zaszaleliście wczoraj z Stylesem,co?
-Daruj sobie -powiedziała i wróciła do krojenia warzyw.
-No nie udawaj,wszyscy słyszeliśmy.
-Tomlonson,licz się ze słowami -ah,uwielbiam ją denerwować. Poddaje się jak nikt.
-Oj Marlena,mnie nie oszukasz - uśmiechnięty zjadłem kanapkę.
-Powoedz coś jeszcze a poczujesz moją pięść na twarzy-zagroziła mi tasakiem.
-Dobra dobra,już -podniosłem dłonie w obronnym geście.- No ale powiedz, szybko cię rozebrał?
-Tomlinson do cholery!-teraz to już krzyczy.
-Czo?-zapytałem spokojnie.
-Nie wkurwiaj mnie.
-Powiesz?-po tych słowach dostałem ścierką po ramieniu i to wcale nie lekko.- Ała,już się nic do ciebie nie odezwę- udałem obrażonego.
-No w końcu-uśmiechnąłem się pod nosem.
-Co to za krzyki?-zapytał wchodzący do kuchni Zayn.
-Drugi wać,pan kibic przyszedł -warknęła.
-Co jej jest?-zapytał mnie cicho.
-Okres ma-gdy tylko to powiedziałem, dziewczyna odwróciła się i zmroziła mnie wzrokiem, po czym wbiła nóż w deskę tak mocno,że się zakołysał na boki i powiedziała:
-Mam was dość.Ty dziś gotujesz obiad Zayn.
Zaśmialiśmy się i dokończyłem śniadanie po czym przeciągnąłem się.
-Marlena!Zrobiłaś pyszne śniadanie -krzyknąłem na tyle głośno by usłyszała i chyba tak było bo odkrzyknęła:
-Spadaj!
-No to zbieraj się tam powoli ja zaraz tam będę -powiedziałem do telefonu.
-Okej.Drzwi są otwarte,wchodź śmiało -powiedziała na co się uśmiechnąłem.
-Dobra-rozłączyłem się i otworzyłem drzwi i powiedziałem:-Pa Marlenko, na razie chłopcy.
-Cześć.
-Cześć idioto-to już powiedziała Mar. Zaśmiałem się i po zamknięciu drzwi wyszedłem na chodnik przed dom. Skręciłem do Ewy i po chwili byłem przy jej drzwiach. Jak powiedziała, że mam wejść to wchodzę.
********
Na początek jest 1003 wyświetlania na ten moment!Dzięki wielkie,kocham was.
Słucham sobie "No Control" jest w niej tyyyyyyyle Louis'a... tak to sobie rozdział powstał.
Dzięki,że komentujecie te wypociny to dla mnie ważne ;)
Z kim byście chciały kolejny imagin???
I co będzie dalej?Jakieś pomysły??
<3
-Ten twój Louis,którego masz tyle na ścianach, to jest ten sam z którym cię widzę w tych młodzieżowych gazetach na ich okładkach?
Jestem na okładkach.
-Tak mamo,to ten sam-nie ma sensu przed nią ukrywać tego wszystkiego. Opowiem ci wszystko.
I tak pół godziny później skończyłam jakże zajmującą opowieść.
-No i dziś odprowadził mnie do domu.
-Bardzo cię boli ta kostka?-no wiedziałam.
-Nie.Uważam na nią, nie mam zamiaru nigdzie się ruszać.
-Dobrzd,że powiedziałaś mi o tym weselu.
-Mamo...
-Masz faceta a ty do mnie mamo?
-On nie jest moim facetem. Udajemy-podkreśliłam ostatnie słowo.
-To powiedz mi,że nic do niego nie czujesz-tu mnie ma. Niby nie mówię jej tego prosto w oczy, ale ona wyczuje to w moim głosie.
-Czuję-powiedziałam zrezygnowana.
-On też.
-E tam.
-Jakie "e tam"?Sama powiedziałaś,że odprowadzał cię do domu, był przy tobie cały czas gdy byłaś w szpitalu.
-No i co z tego?Ale to...
-Żadnego "ale".Wtedy posłuchał tylko ciebie, czyż nie?
-Tak...
-I pewnie bez mrugnięcia okiem zgodził się na mieszkanie razem?
-Chyba tak...
-No to czego ty jeszcze chcesz?Jakich dowodów?
-Mamo-moje usta cały czas są rozciągnięte w szerokim uśmiechu.
-Ja wiem,że on czuje to samo co ty i to tylko kwestia czasu aż sam ci to powie. Długo Bez ciebie nie wytrzyma.
-Już mamo?
-Tak,już skończyłam.
-To pozwól,że teraz ja coś powiem.
-No mów.
-Nie pamiętasz jak było rok temu? Co przeszłam przez Mateusza?
-Ewa,przecież...
-Ja wiem,że Louos taki nie jest,ale nie chcę kolejny raz się przejechać. Jedna nauczka mi wystarczy. Zaczekam, zobaczę to wszystko się potoczy. Nie chcę znowu moczyć poduszki przez faceta.
-No dobrze.Zrobisz jak będziesz chciała.
-Uhm.
-A teraz opowiedz mi coś ciekawego.
I znowu kilkanaście minut opowiadałam jej o zakamarkach Londynu.
-A teraz ty powiedz co u ciebie.
- a co u mnie...stara bieda.Ciągle to samo-praca-dom,praca-dom.
-Smutno mi tu bez ciebie-powiedziałam smutnym głosem.
-Ja też za tobą tęsknię córeczko.
-Wiesz,niedługo do ciebie przyjadę -obiecałam.
-Dziecko,nie kłopocz się. Taki świat drogi chcesz do mnie jechać?Chce ci się?
-Do mojej kochanej mamusi zawsze.
-Eh,no niech ci już będzie. To wiesz, poinformuj mnie jak będziesz chciała przyjechać, dobrze?
-Okej.Na pewno cię poinformuję. Dobrze mamo, będę kończyć.
-No dobrze.Ewa?
-Tak?-poprawiłam się na poduszce.
-Walcz o niego bo warto walczyć o miłość.
-Dobranoc mamo.Spróbuję.
-Dobranoc córeczko.
Rozłączyłam się i wtuliłam w poduszkę, przemyślając całą rozmowę.
**Oczami Louisa**
-Louis?Wróciłeś?-zapytał zdziwiony Zayn,gdy pojawiłem się w kuchni i sięgnąłem po szklankę by nalać sobie soku pomarańczowego.
-A no wróciłem.To źle?-upiłem łyk.
-Nie,skąd-powiedział od razu.-Tylko myślałem, że zostaniesz i wiesz...
-Za dużo myślisz Zayn.Gdzie reszta?- rozejrzałem się po kuchni.
-Więc tak:Hazza gadaz Marleną,Liam pojechał do Sophii a Niall... Nie wiem gdzie on jest.
-A ty?
-Co ja?
-Co robisz?-zapytałem i usiadłem na kanapie w salonie.
-Miałem oglądać mecz.
-A to super.Też się przyłączę.
-Spoko.
Usiadł obok mnie z sześcioma piwami. Nie zamierzałem pić dziś dużo,żeby jutro nie być przymulonym.
-Zdrowie-stuknęliśmy się butelkamii upiłem łyk.
-Jest!-krzykneliśmy oboje i przybiliśmy piątkę, gdy nasza drużyna strzeliła gola.
-Dobrzy są .Poprawili się - powiedział Zayn.
-No-dopiłem drugie piwo-ostatnie. Zayn otwierał trzecie.-Zayn, powiedz mi coś.
-Spoko.Co chcesz wiedzieć -spojrzał na mnie.
-Jak tam u ciebie i Pezz?-sam nie wiem czemu o to zapytałem. Jestem ciekawski.
-Dobrze.Ma niedługo urodziny i pomyślałem, żebyśmy zrobili jakąś imprezę. Co ty na to?
-Jasne,czemu nie-kolejna szansa na zbliżenie z Ewą.
-Tylkp wiesz-pokazał palcem na mnie.-Ewa musi być.
-Oczywiście,że będzie-już ją się o to postaram.
***Następnego dnia ***
Cholera jasna,ledwo odzyskałem świadomość a już ktoś drze mi się do ucha.
-Zamknij się kimkolwiek jesteś -mruknąłem.
-Nie ładnie mówić tak do kobiety Tomlinson- usłyszałem głos Marleny.
-Sorry-przekręciłem się na drugi bok.
-Loui do cholery!Jest 11.30 a za godzinę masz iść po Ewę,tak?
-Marlena,błagam cię kobieto,nie krzycz.
Przekręciłem się spowrotem na,prawy bok przez co wylądowałem na panelach.Bosko. Dzoewczyna zaśmiała się i pomogła mi wstać.
-No a teraz pod prysznic i na śniadanie.
Zszedłem do kuchni w świeżych ubraniach i o wiele lepiej wyglądający niż pół godziny temu.
-No i teraz mogę z tobą gadać -powiedziała do mnie Marlena w świetnym humorze.
-No to się cieszę -powiedziałem.
-Czemu musiałeś wpaść akurat na Malika? Pół nocy zarwałeś przez niego i ten jego mecz. Wszystko słyszałam.
-Tak?Ja też dużo słyszałem -postanowiłem ją trochę podenerwować.
-Co?-dziewczyna jest zdezorientowana.
-Zaszaleliście wczoraj z Stylesem,co?
-Daruj sobie -powiedziała i wróciła do krojenia warzyw.
-No nie udawaj,wszyscy słyszeliśmy.
-Tomlonson,licz się ze słowami -ah,uwielbiam ją denerwować. Poddaje się jak nikt.
-Oj Marlena,mnie nie oszukasz - uśmiechnięty zjadłem kanapkę.
-Powoedz coś jeszcze a poczujesz moją pięść na twarzy-zagroziła mi tasakiem.
-Dobra dobra,już -podniosłem dłonie w obronnym geście.- No ale powiedz, szybko cię rozebrał?
-Tomlinson do cholery!-teraz to już krzyczy.
-Czo?-zapytałem spokojnie.
-Nie wkurwiaj mnie.
-Powiesz?-po tych słowach dostałem ścierką po ramieniu i to wcale nie lekko.- Ała,już się nic do ciebie nie odezwę- udałem obrażonego.
-No w końcu-uśmiechnąłem się pod nosem.
-Co to za krzyki?-zapytał wchodzący do kuchni Zayn.
-Drugi wać,pan kibic przyszedł -warknęła.
-Co jej jest?-zapytał mnie cicho.
-Okres ma-gdy tylko to powiedziałem, dziewczyna odwróciła się i zmroziła mnie wzrokiem, po czym wbiła nóż w deskę tak mocno,że się zakołysał na boki i powiedziała:
-Mam was dość.Ty dziś gotujesz obiad Zayn.
Zaśmialiśmy się i dokończyłem śniadanie po czym przeciągnąłem się.
-Marlena!Zrobiłaś pyszne śniadanie -krzyknąłem na tyle głośno by usłyszała i chyba tak było bo odkrzyknęła:
-Spadaj!
-No to zbieraj się tam powoli ja zaraz tam będę -powiedziałem do telefonu.
-Okej.Drzwi są otwarte,wchodź śmiało -powiedziała na co się uśmiechnąłem.
-Dobra-rozłączyłem się i otworzyłem drzwi i powiedziałem:-Pa Marlenko, na razie chłopcy.
-Cześć.
-Cześć idioto-to już powiedziała Mar. Zaśmiałem się i po zamknięciu drzwi wyszedłem na chodnik przed dom. Skręciłem do Ewy i po chwili byłem przy jej drzwiach. Jak powiedziała, że mam wejść to wchodzę.
********
Na początek jest 1003 wyświetlania na ten moment!Dzięki wielkie,kocham was.
Słucham sobie "No Control" jest w niej tyyyyyyyle Louis'a... tak to sobie rozdział powstał.
Dzięki,że komentujecie te wypociny to dla mnie ważne ;)
Z kim byście chciały kolejny imagin???
I co będzie dalej?Jakieś pomysły??
<3
wtorek, 11 listopada 2014
Rozdział 13
**Oczami Liama**
Usłyszałem jak ktoś zamknął drzwi,ale jakoś się tym nie przejąłem.
-Ekhem-usłyszeliśmy. Odwróciłem głowę od telewizora i zobaczyłem Louis'a i Ewę. No tak, ona wyszła dziś ze szpitala! Wszyscy nagle zerwaliśmy się z kanapy i podlecieliśmy do naszej pary.
-Ewa!-krzyknął Zayn z Niallem i dosłownie się na nią rzucili,
-Ej,ej,ostrożnie!Ona ledwo stoi!-krzyknął Lou.
-Cześć chłopaki,cześć,ale puśćcie mnie! Moje żebra jeszcze nie wydobrzały!
-Przepraszamy-powiedział ze skruchą Niall.
-No już-ustała na jednej nodze -chodź -przytuliła go.
-A ja?-zapytał smutny Zayn. Nie no-jak dzieci. Gdy dziewczyna go puściła, kolejno podeszła Marlena, Harry i na końcu ja.
-Liaś-przytuliła mnie mocno.
-Cześć Ewciu-od dnia poznania się, mówimy tak do siebie.
W końcu puściłem dziewczynę i razem z Tomlinsonem usiedli na kanapie przed nami. No,teraz mam na nich świetny widok.
-Jak się czujesz ?- postanowiłem zapytać,ale i tak widać, że przy Louisie promienieje.
-W miarę dobrze.Żebra jeszcze mnie bolą, ale tak to okej- posłała mi uśmiech.
-To dobrze.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale na pewno długo, bo już się ściemniło i nasza para musiała się zbierać.
-No to do zobaczenia, wpadniemy tam do was- powiedział Zayn i znów po kolei przytuliliśmy ich i odprowadziliśmy do drzwi. Zamknąłem za drzwi i odetchnąłem. To był ciężki dzień.
-Myślałem,że będzie wyglądała jak pierwszego dnia w szpitalu- powiedział Harry za co dostał od Marleny po głowie.
-Ej,dobrze wyglądała jak po czymś takim.
-Racja-zgodziłem się i poszedłem do kuchni coś zjeść.
-To kiedy do nich idziemy?-zapytał Niall.
-Niall,stary,to była przenośnia- Zayn uderzył się w czoło.
-Co?
-Nie zrozumiałeś aluzji?-zapytałem i wróciłem do obserwowania ich spod oka.
-No chyba nie.
-Przecież oni muszą być razem a to mieszkanie ze sobą ma ich tylko do siebie zbliżyć idioto- powiedział Zayn.
-Ahaaa-pokapował się Niall.-Wy to wymyśleliście?
-Paul,ale wiesz,czysto zawodowo według niego. A my widzimy same plusy,nie?-zapytałem i popatrzyłem na nich.
-Uhm.
-No,to teraz trzeba tylko czekać-zatarł z uśmiechem ręce Zayn.
**Oczami Marleny**
Poszliśmy na górę do pokoju Harry'ego. Kurczę,spędzam tu zdecydowanie za dużo czasu.Ale tak mi tu dobrze przy nim...
-Jutro idziemy do galerii-poinformował mnie chłopak.
-Po co?
-Kupimy parę ciuchów, pochodzimy, pokażemy się reporterom i w ogóle.
A ja myślałam,że to nasza randka.GŁUPIA IDIOTKA.
Pierwszs była lipna. Czemu? Bo następnego dnia przeczytałam w gazecie:" Harry Styles i jego nawa dziewczyna na randce". A pod tym jakże cudownym nagłówkiem było kilka zdjęć z tej romantycznej kolacji.
-Okej.
-Co tak smutno?- spojrzał na mnie tymi swoim zielonymi oczkami.
-A nic,zmęczona jestem. Chyba pójdę do siebie.
-Przecież możesz spać tutaj-powiedział pan najoczywistrza rzecz na świecie!
-Moje łóżko jest wygodniejsze-powiedziałam a co on przerwał składanie koszulki i spojrzał na mnie z iskierkami w oczach.Jakoś mnie to nie rusza...
-Sugerujesz,że moje łóżko jest niewygodne? Chcesz się przekonać? -podszedł do mnie bliżej.
-Wiesz,raczej nie-odepchnęłam go od siebie lekko.
-A może jednak?
-Może jednak nie. Dobranoc Harry-podeszłam do drzwi i szybko złapałam za klamkę i wyszłam na korytarz opierając się o ścianę. Westchnęłam.
Weszłam do swojego pokoju i poszłam na balkon. Oparłam się o barierkę i zaciągnęłam się chłodnym powietrzem.
-Kochasz go?-usłyszałam nagle głos po mojej prawie stronie, przez co się wzdrygnęłam. Spojrzałam tam i zobaczyłam Zayn'a palącego fajkę.
-Czemu pytasz?-chcę przeciągnąć moment odpowiedzi,ale i tak wiem,że on wie.
-Bo myślisz o nim.
-Skąd ta pewność?
-Błagam cię Marlena.Nie rób ze mnie idioty. Mam w domu trzy siostry i wiem jak zachowuje się zakochana dziewczyna.
-Jakiś ty mądry -zadrwiłam lekko na co on zaśmiał się się. Zapadła cisza po której w końcu to powiedziałam: -kocham go jak cholera.
Spojrzałam na niego, szukając wsparcia.
-On ciebie też -zgasił papierosa.
-Skąd wiesz?Powiedział ci?
-Nie Marlena.Stoi za tobą i uśmiecha się jakby zobaczył cycki -Zayn poszedł sobie a ja zamarłam. Ile usłyszał?!
Odwróciłam się i zobaczyłam,że Harry faktycznie tam stoi i patrzy na mnie tak jak powiedział Zayn. Tyle,że nie wiem jak to nazwać.
Czyli słyszał wszystko.
**Oczami Ewy**
Gdy wyszliśmy z domu chłopaków było już ciemno. Louis uparł się,że teraz za każdym razem będzie mnie odprowadzał do domu.
Idziemy powolutku,bo przez te kule i chorą mogę inaczej się nie da.
-Jak ty ze mną wytrzymasz?- zapytałam go retorycznie na co się uśmiechnął.
-Sprawdzimy,ale sądzę,że nie będzie aż tak źle.
-To ty mnie w takim razie nie znasz.
-E tam.Bedzie dobrze, mówię ci. Chyba się nie pozabijamy,co?
Podeszliśmy pod moje drzwi.
-No to dzięki-posłałam mu uśmiech.
-Nie ma za co.I pamietaj - dzwoń zawsze i o każdej porze -powiedział poważne.
-Okej-uśmiechnęłam się. Chłopak cmoknął mnie w policzek i poszedł sobie a ja weszłam do domu. Dawno tu nie byłam. Torbę zostawiłam obok drzwi.
Weszłam do pokoju,wzięłam piżamę i wykąpałam się jakoś. Wczołgałam się na lóżko i wzięłam telefon do ręki. Wybrałam numer do mojej mamy i czekam na polaczenie.
-Halo?
-Cześć mamuś -powiedziałam i od razu się uśmiechnęłam.
-Ewuniu,córeczko,jak ci tam jest?
-Dobrze,wiesz? Znalazłam pracę,więc nie musisz przysyłaćmi więcej pieniędzy.
-A tam,gadanie.
-Nie mamo.Ty masz swoje wydatki i w ogóle. Najwyżej jak chcesz odkładać to na wesele.
-Masz chłopaka?-wiedziałam, że tak zareaguje.
-Nie mamo,ale zanim co do czego to zbierzesz niezłą sumę -zaśmiałam się.
-Możesz mi coś powiedzieć?Tylko bez kłamania?
*****
Jej! I na tym skończyłam.
Także ten tego...
Yyyyy...rozdział...niewiem kiedy się pojawi. Nie potrafię wam tego powiedzieć.
Ciężkie dwa tygodnie przede mną,ale coś wykombinuję!Ja tak szybko nie odpuszczam.
Kocham was <3
Usłyszałem jak ktoś zamknął drzwi,ale jakoś się tym nie przejąłem.
-Ekhem-usłyszeliśmy. Odwróciłem głowę od telewizora i zobaczyłem Louis'a i Ewę. No tak, ona wyszła dziś ze szpitala! Wszyscy nagle zerwaliśmy się z kanapy i podlecieliśmy do naszej pary.
-Ewa!-krzyknął Zayn z Niallem i dosłownie się na nią rzucili,
-Ej,ej,ostrożnie!Ona ledwo stoi!-krzyknął Lou.
-Cześć chłopaki,cześć,ale puśćcie mnie! Moje żebra jeszcze nie wydobrzały!
-Przepraszamy-powiedział ze skruchą Niall.
-No już-ustała na jednej nodze -chodź -przytuliła go.
-A ja?-zapytał smutny Zayn. Nie no-jak dzieci. Gdy dziewczyna go puściła, kolejno podeszła Marlena, Harry i na końcu ja.
-Liaś-przytuliła mnie mocno.
-Cześć Ewciu-od dnia poznania się, mówimy tak do siebie.
W końcu puściłem dziewczynę i razem z Tomlinsonem usiedli na kanapie przed nami. No,teraz mam na nich świetny widok.
-Jak się czujesz ?- postanowiłem zapytać,ale i tak widać, że przy Louisie promienieje.
-W miarę dobrze.Żebra jeszcze mnie bolą, ale tak to okej- posłała mi uśmiech.
-To dobrze.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale na pewno długo, bo już się ściemniło i nasza para musiała się zbierać.
-No to do zobaczenia, wpadniemy tam do was- powiedział Zayn i znów po kolei przytuliliśmy ich i odprowadziliśmy do drzwi. Zamknąłem za drzwi i odetchnąłem. To był ciężki dzień.
-Myślałem,że będzie wyglądała jak pierwszego dnia w szpitalu- powiedział Harry za co dostał od Marleny po głowie.
-Ej,dobrze wyglądała jak po czymś takim.
-Racja-zgodziłem się i poszedłem do kuchni coś zjeść.
-To kiedy do nich idziemy?-zapytał Niall.
-Niall,stary,to była przenośnia- Zayn uderzył się w czoło.
-Co?
-Nie zrozumiałeś aluzji?-zapytałem i wróciłem do obserwowania ich spod oka.
-No chyba nie.
-Przecież oni muszą być razem a to mieszkanie ze sobą ma ich tylko do siebie zbliżyć idioto- powiedział Zayn.
-Ahaaa-pokapował się Niall.-Wy to wymyśleliście?
-Paul,ale wiesz,czysto zawodowo według niego. A my widzimy same plusy,nie?-zapytałem i popatrzyłem na nich.
-Uhm.
-No,to teraz trzeba tylko czekać-zatarł z uśmiechem ręce Zayn.
**Oczami Marleny**
Poszliśmy na górę do pokoju Harry'ego. Kurczę,spędzam tu zdecydowanie za dużo czasu.Ale tak mi tu dobrze przy nim...
-Jutro idziemy do galerii-poinformował mnie chłopak.
-Po co?
-Kupimy parę ciuchów, pochodzimy, pokażemy się reporterom i w ogóle.
A ja myślałam,że to nasza randka.GŁUPIA IDIOTKA.
Pierwszs była lipna. Czemu? Bo następnego dnia przeczytałam w gazecie:" Harry Styles i jego nawa dziewczyna na randce". A pod tym jakże cudownym nagłówkiem było kilka zdjęć z tej romantycznej kolacji.
-Okej.
-Co tak smutno?- spojrzał na mnie tymi swoim zielonymi oczkami.
-A nic,zmęczona jestem. Chyba pójdę do siebie.
-Przecież możesz spać tutaj-powiedział pan najoczywistrza rzecz na świecie!
-Moje łóżko jest wygodniejsze-powiedziałam a co on przerwał składanie koszulki i spojrzał na mnie z iskierkami w oczach.Jakoś mnie to nie rusza...
-Sugerujesz,że moje łóżko jest niewygodne? Chcesz się przekonać? -podszedł do mnie bliżej.
-Wiesz,raczej nie-odepchnęłam go od siebie lekko.
-A może jednak?
-Może jednak nie. Dobranoc Harry-podeszłam do drzwi i szybko złapałam za klamkę i wyszłam na korytarz opierając się o ścianę. Westchnęłam.
Weszłam do swojego pokoju i poszłam na balkon. Oparłam się o barierkę i zaciągnęłam się chłodnym powietrzem.
-Kochasz go?-usłyszałam nagle głos po mojej prawie stronie, przez co się wzdrygnęłam. Spojrzałam tam i zobaczyłam Zayn'a palącego fajkę.
-Czemu pytasz?-chcę przeciągnąć moment odpowiedzi,ale i tak wiem,że on wie.
-Bo myślisz o nim.
-Skąd ta pewność?
-Błagam cię Marlena.Nie rób ze mnie idioty. Mam w domu trzy siostry i wiem jak zachowuje się zakochana dziewczyna.
-Jakiś ty mądry -zadrwiłam lekko na co on zaśmiał się się. Zapadła cisza po której w końcu to powiedziałam: -kocham go jak cholera.
Spojrzałam na niego, szukając wsparcia.
-On ciebie też -zgasił papierosa.
-Skąd wiesz?Powiedział ci?
-Nie Marlena.Stoi za tobą i uśmiecha się jakby zobaczył cycki -Zayn poszedł sobie a ja zamarłam. Ile usłyszał?!
Odwróciłam się i zobaczyłam,że Harry faktycznie tam stoi i patrzy na mnie tak jak powiedział Zayn. Tyle,że nie wiem jak to nazwać.
Czyli słyszał wszystko.
**Oczami Ewy**
Gdy wyszliśmy z domu chłopaków było już ciemno. Louis uparł się,że teraz za każdym razem będzie mnie odprowadzał do domu.
Idziemy powolutku,bo przez te kule i chorą mogę inaczej się nie da.
-Jak ty ze mną wytrzymasz?- zapytałam go retorycznie na co się uśmiechnął.
-Sprawdzimy,ale sądzę,że nie będzie aż tak źle.
-To ty mnie w takim razie nie znasz.
-E tam.Bedzie dobrze, mówię ci. Chyba się nie pozabijamy,co?
Podeszliśmy pod moje drzwi.
-No to dzięki-posłałam mu uśmiech.
-Nie ma za co.I pamietaj - dzwoń zawsze i o każdej porze -powiedział poważne.
-Okej-uśmiechnęłam się. Chłopak cmoknął mnie w policzek i poszedł sobie a ja weszłam do domu. Dawno tu nie byłam. Torbę zostawiłam obok drzwi.
Weszłam do pokoju,wzięłam piżamę i wykąpałam się jakoś. Wczołgałam się na lóżko i wzięłam telefon do ręki. Wybrałam numer do mojej mamy i czekam na polaczenie.
-Halo?
-Cześć mamuś -powiedziałam i od razu się uśmiechnęłam.
-Ewuniu,córeczko,jak ci tam jest?
-Dobrze,wiesz? Znalazłam pracę,więc nie musisz przysyłaćmi więcej pieniędzy.
-A tam,gadanie.
-Nie mamo.Ty masz swoje wydatki i w ogóle. Najwyżej jak chcesz odkładać to na wesele.
-Masz chłopaka?-wiedziałam, że tak zareaguje.
-Nie mamo,ale zanim co do czego to zbierzesz niezłą sumę -zaśmiałam się.
-Możesz mi coś powiedzieć?Tylko bez kłamania?
*****
Jej! I na tym skończyłam.
Także ten tego...
Yyyyy...rozdział...niewiem kiedy się pojawi. Nie potrafię wam tego powiedzieć.
Ciężkie dwa tygodnie przede mną,ale coś wykombinuję!Ja tak szybko nie odpuszczam.
Kocham was <3
poniedziałek, 10 listopada 2014
Niall
Szłam przez jedną z cichych ulic Londynu słuchając muzyki.Można powiedzieć,że ze słuchawkami się nie rozstaję-w autobusie do pracy i z w autobusie do domu.Moi kumple tak twierdzą.A tam,akurat w tym temacie moją sobie pogadać.
Nagle usłyszałam niedaleko krzyki przebijające się przez najgłośniejsze nuty w słuchawkach.
-Co do cholery?Czego one tak tam piszczą?-powiedziałam do siebie gdy zobaczyłam kilkanaście dziewczyn.Do domu mam bliżej przez ten tłum,postanowiłam pójść objazdem, nie chcę zostać stratowana.
I nagle coś sobie uświadomiłam przed co stanęłam na środku chodnika.
A jeżeli one czekały na One Direction?I na Niall'a?No bo tylko Directionerki są tak szalone.
Jestem ich ogromną fanką.Śmiejcie się ale mam to gdzieś.Te ich głosy w piosenkach i w ogóle,ah...
Żeby chociaż ich spotkać zanim umrę ze starości...
Pewnie zastanawiacie się:mieszka w Londynie i nie widziała ich,co?
Też się nad tym zastanawiam ALL DAY and ALL NIGHT.
Po prostu tak się składa.Ja jestem-ich nie ma. Gdy oni są -mnie nie ma.Stwierdziłam,że jeżeli nie zaryzykuję,nie będę wiedzieć czy to oni. Podeszłam do jakiejś dziewczyny stojącą niedaleko mnie i zapytałam:
-Hej,na co czekacie?
-Na One Direction!
-To oni tu są?
-Tak.Kilka godzin weszli do studia a niedawno pokazali się w oknie-powiedziała podekscytowana.
-Aha,no to świetnie.Jak myślisz,wyjdą do nas?
-Jasne.Stoimy tak,że będą musieli przejść przez nasz tłum,żeby dostać się do samochodu-pokazała na spore czarne auto stające centralnie za mną.
-Dobre jesteście-przybiłyśmy piątkę.
-No ba.
Nagle rozległy się piski gdzieś tam z przodu. Dało się usłyszeć:
-Liam,Harry zdjęcie!Niall!
Wszyscy zaczęliśmy (tak,ja też) się wydzierać, wołając ich imiona..Nagle zrobiło się cicho, ktoś coś mówił,ale za bardzo byłam przejęta tym,że tu jestem i mogę go zabaczyć.
-Dziekujemy-usłyszałam a potem jakby wszystko toczyło się w zwolnionym tępie.
Tłum się rozstępuje przede mną a ja sama stoję jak głupia i patrzę co dzieje się dalej.Po drugiej stronie tłumu pierwszy idzie Niall ,moje serce zatrzymało się i przestałam oddychać. Tak długo marzyłam o tej chwili. No,może w innych okolicznościach.
Cała piątka ruszyła przed siebie a ja nadal ani myślę by im się przesunąć.Mój mózg się wyłączył,zero reakcji.Gdy jest dosłownie kilka centymetrów przede mną ,szybko wkłada mi coś do ręki mija jak reszta-z uśmiechem. Odwróciłam się w ich stronę w tym momencie w którym drzwi ich samochodu zatrzasnęły się a oni odjechali. Fanki które jeszcze przed chwilę temu tak ostro wrzeszczały,zniknęły gdzieś.Zostałam sama na ulicy.
Chwila!Niall coś mi dał.Przypomniałam sobie o tym i otworzyłam rękę,którą mocno trzymałam w pięści.Nawet nie wiem czemu.Była tam zielona karteczka na której napisany był ciąg liczb a pod nim dwa słowa:"zadzwoń piękna".
W tym momencie...sama nie wiem jak to opisać... Czułam się jak w niebie.
Po kilku chwilach doszłam do siebie, złożyłam starannie karteczkę i włożyłam ją do torebki.
W końcu znalazłam się w domu i zrobiłam sobie herbaty. Włączyłam 4funtv i patrzyłam na jakiś denny teledysk. Nawet nie wiem czyj. Jakieś laski machały tyłkami na prawo i lewo, pokazując przy tym więcej niż powinny,ale ok...
A potem rozległy się pierwsze nuty SMG i zobaczyłam Liama z młotem (czy co to tam było ) rozbijającego kule. W momencie się zainteresowałam i czekałam na taniec plenienny Niall'a. Gdy on śpiewa... Ten jego głos... Po prostu czuję się cudownie.
Nim się obejrzałam,piosenka się skończyła a ja znów usiadłam na kanapie i westchnęłam.
Już wiem co zrobię. Zadzwonię do niego.
Sięgnęłam telefon i wzięłam karteczkę z numerem telefonu w drugą rękę i dopadł mnie strach. A co jeśli to jakieś jaja? Przecież oni są znani z żartów... Ale Niall? Nie sądzę.
Wbiłam numer w telefon. Przez chwilę zawahałam się nad zieloną słuchawką, ale po chwili nacisnęłam ją i przyłożyłam urzadzenie do ucha.
Odbierze?
-Halo?-omg,nie przesłyszałam się?
-Yyyy...Niall?
-Tak?-powiedział niepewnym i podejrzliwym tonem. O mój Boże,to on. Rozmawiam z nim!
-Ja...-nie zaczęłam piszczeć ani nic.Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Jesteś fanką?
-Ja dostałam twój numer -powiedziałam zanim pomyślałam.
-Co?!Skąd?!-krzyknął. Trochę się przestraszyłam tym jak głośno się odezwał. Od razu się rozłączyłam. Rzuciałam telefonem w drugi koniec pokoju i położyłam się na kanapie.
Dlaczego o się tak zachował?
W sumie,czego się dziwię? Jakaś psyhiczna fanka ma jego numer i jeszcze do niego dzwoni... Ale sam mi go dał. Może zapomniał?
Coś czuję,że wyrzuty sumienia nie dadzą o sobie zapomnieć...
***Następnego dnia ***
**Oczami Nialla**
Mam dziś wolne.Znaczy,mamy.
Niewyspany,usiadłem przy stole.
-Niall,coś ty robił w nocy?-zapytał Harry z podejrzliwym uśmiechem. -Wyglądasz jak żywy trup.
-Na pewno nie to co myślisz-powiedziałem i zjadłem jedną kanapkę.
-A skąd wiesz o czym myślę?
-Znam cię.
Wstałem od stołu i poszedłem do siebie. Harry ma rację,nie wyspałem się. Czemu? Przez tą biedną dziewczynę, którą skrzyczałem z byle powodu przez telefon. Brawo idioto! Dziewczyna nie miała złych zamiarów a ja na nią nawrzeszczałem.
Długo gryzłem się z myślami, ale w końcu wybrałem ten sam numer który tak perfidnie zbyłem.
-Halo?-zapytała niepewnie.Wie,że to ja.
-Yyyy...cześć to ja,Niall.
Usłyszałem jak wciąga powietrze by potem po chwili je wypuścić.
-Po co dzwonisz?-czemu ona mówi to tak spokojnie? Czemu nie krzyzczy i nie wyzywa mnie od piperzonych złamasów?!
-Ja...ja bardzo chciałem cię przeprosić za wczoraj. Po prostu... Nie daję byle komu swojego numeru-w tym momencie w głowie pokazał mi się obrazek zdziwionej dziewczyny z parku.
-Więc muszę być wyjątkowa skoro to zrobiłeś.
-Co?-zapytałem zdezorientowany.
-No...wczoraj wparku przy studiu, pamiętasz? Wcisnąłeś mi do ręki zieloną karteczkę z numerem telefonu i podpisem :"zadzwoń piękna".
-To ty?-ucieszyłem się niezmiernie.
-Tak...-powiedziała niepewnie przez co mój uśmiech szybciej zniknął niż się pojawił.
-Chciałabyś się spotkać?-muszę to naprawić.
-Ja...
-Nie bój się.Nie zjem ciebie.
-No dobrze-uff.
-Może być w tej małej kawiarence na rogu Wall street o 18?
-Okej.
-To do zobaczenia.
-Pa.
Ona...nie wiem jak ma na imię, ale kilka raz mignęła mi przed nosem.I nie tak,że była zawsze za mną jak inne fanki. Po prostu przechodziła zawsze wtedy kiedy ja.Zawsze szliśmy w inne strony. Zawsze ze słuchawkami w uszach. Jest śliczna, jej uśmiech i te ruchy... Działa na mnie jak żadna inna.Czemu? Czemu za każdym razem gdy ją mijam chcę zawrócić i poznać ją?
Czyżbym się zakochał?
****
Heeeej wam.
O kurczę ,strasznie nudzę się w domu tak że dodałam imagin dziś.
Co do rozdziału...nie wiem. Jak się dziś za niego wezmę to myślę,że do środy powinien być gotowy,nie?
Zobaczymy.
<3
Nagle usłyszałam niedaleko krzyki przebijające się przez najgłośniejsze nuty w słuchawkach.
-Co do cholery?Czego one tak tam piszczą?-powiedziałam do siebie gdy zobaczyłam kilkanaście dziewczyn.Do domu mam bliżej przez ten tłum,postanowiłam pójść objazdem, nie chcę zostać stratowana.
I nagle coś sobie uświadomiłam przed co stanęłam na środku chodnika.
A jeżeli one czekały na One Direction?I na Niall'a?No bo tylko Directionerki są tak szalone.
Jestem ich ogromną fanką.Śmiejcie się ale mam to gdzieś.Te ich głosy w piosenkach i w ogóle,ah...
Żeby chociaż ich spotkać zanim umrę ze starości...
Pewnie zastanawiacie się:mieszka w Londynie i nie widziała ich,co?
Też się nad tym zastanawiam ALL DAY and ALL NIGHT.
Po prostu tak się składa.Ja jestem-ich nie ma. Gdy oni są -mnie nie ma.Stwierdziłam,że jeżeli nie zaryzykuję,nie będę wiedzieć czy to oni. Podeszłam do jakiejś dziewczyny stojącą niedaleko mnie i zapytałam:
-Hej,na co czekacie?
-Na One Direction!
-To oni tu są?
-Tak.Kilka godzin weszli do studia a niedawno pokazali się w oknie-powiedziała podekscytowana.
-Aha,no to świetnie.Jak myślisz,wyjdą do nas?
-Jasne.Stoimy tak,że będą musieli przejść przez nasz tłum,żeby dostać się do samochodu-pokazała na spore czarne auto stające centralnie za mną.
-Dobre jesteście-przybiłyśmy piątkę.
-No ba.
Nagle rozległy się piski gdzieś tam z przodu. Dało się usłyszeć:
-Liam,Harry zdjęcie!Niall!
Wszyscy zaczęliśmy (tak,ja też) się wydzierać, wołając ich imiona..Nagle zrobiło się cicho, ktoś coś mówił,ale za bardzo byłam przejęta tym,że tu jestem i mogę go zabaczyć.
-Dziekujemy-usłyszałam a potem jakby wszystko toczyło się w zwolnionym tępie.
Tłum się rozstępuje przede mną a ja sama stoję jak głupia i patrzę co dzieje się dalej.Po drugiej stronie tłumu pierwszy idzie Niall ,moje serce zatrzymało się i przestałam oddychać. Tak długo marzyłam o tej chwili. No,może w innych okolicznościach.
Cała piątka ruszyła przed siebie a ja nadal ani myślę by im się przesunąć.Mój mózg się wyłączył,zero reakcji.Gdy jest dosłownie kilka centymetrów przede mną ,szybko wkłada mi coś do ręki mija jak reszta-z uśmiechem. Odwróciłam się w ich stronę w tym momencie w którym drzwi ich samochodu zatrzasnęły się a oni odjechali. Fanki które jeszcze przed chwilę temu tak ostro wrzeszczały,zniknęły gdzieś.Zostałam sama na ulicy.
Chwila!Niall coś mi dał.Przypomniałam sobie o tym i otworzyłam rękę,którą mocno trzymałam w pięści.Nawet nie wiem czemu.Była tam zielona karteczka na której napisany był ciąg liczb a pod nim dwa słowa:"zadzwoń piękna".
W tym momencie...sama nie wiem jak to opisać... Czułam się jak w niebie.
Po kilku chwilach doszłam do siebie, złożyłam starannie karteczkę i włożyłam ją do torebki.
W końcu znalazłam się w domu i zrobiłam sobie herbaty. Włączyłam 4funtv i patrzyłam na jakiś denny teledysk. Nawet nie wiem czyj. Jakieś laski machały tyłkami na prawo i lewo, pokazując przy tym więcej niż powinny,ale ok...
A potem rozległy się pierwsze nuty SMG i zobaczyłam Liama z młotem (czy co to tam było ) rozbijającego kule. W momencie się zainteresowałam i czekałam na taniec plenienny Niall'a. Gdy on śpiewa... Ten jego głos... Po prostu czuję się cudownie.
Nim się obejrzałam,piosenka się skończyła a ja znów usiadłam na kanapie i westchnęłam.
Już wiem co zrobię. Zadzwonię do niego.
Sięgnęłam telefon i wzięłam karteczkę z numerem telefonu w drugą rękę i dopadł mnie strach. A co jeśli to jakieś jaja? Przecież oni są znani z żartów... Ale Niall? Nie sądzę.
Wbiłam numer w telefon. Przez chwilę zawahałam się nad zieloną słuchawką, ale po chwili nacisnęłam ją i przyłożyłam urzadzenie do ucha.
Odbierze?
-Halo?-omg,nie przesłyszałam się?
-Yyyy...Niall?
-Tak?-powiedział niepewnym i podejrzliwym tonem. O mój Boże,to on. Rozmawiam z nim!
-Ja...-nie zaczęłam piszczeć ani nic.Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Jesteś fanką?
-Ja dostałam twój numer -powiedziałam zanim pomyślałam.
-Co?!Skąd?!-krzyknął. Trochę się przestraszyłam tym jak głośno się odezwał. Od razu się rozłączyłam. Rzuciałam telefonem w drugi koniec pokoju i położyłam się na kanapie.
Dlaczego o się tak zachował?
W sumie,czego się dziwię? Jakaś psyhiczna fanka ma jego numer i jeszcze do niego dzwoni... Ale sam mi go dał. Może zapomniał?
Coś czuję,że wyrzuty sumienia nie dadzą o sobie zapomnieć...
***Następnego dnia ***
**Oczami Nialla**
Mam dziś wolne.Znaczy,mamy.
Niewyspany,usiadłem przy stole.
-Niall,coś ty robił w nocy?-zapytał Harry z podejrzliwym uśmiechem. -Wyglądasz jak żywy trup.
-Na pewno nie to co myślisz-powiedziałem i zjadłem jedną kanapkę.
-A skąd wiesz o czym myślę?
-Znam cię.
Wstałem od stołu i poszedłem do siebie. Harry ma rację,nie wyspałem się. Czemu? Przez tą biedną dziewczynę, którą skrzyczałem z byle powodu przez telefon. Brawo idioto! Dziewczyna nie miała złych zamiarów a ja na nią nawrzeszczałem.
Długo gryzłem się z myślami, ale w końcu wybrałem ten sam numer który tak perfidnie zbyłem.
-Halo?-zapytała niepewnie.Wie,że to ja.
-Yyyy...cześć to ja,Niall.
Usłyszałem jak wciąga powietrze by potem po chwili je wypuścić.
-Po co dzwonisz?-czemu ona mówi to tak spokojnie? Czemu nie krzyzczy i nie wyzywa mnie od piperzonych złamasów?!
-Ja...ja bardzo chciałem cię przeprosić za wczoraj. Po prostu... Nie daję byle komu swojego numeru-w tym momencie w głowie pokazał mi się obrazek zdziwionej dziewczyny z parku.
-Więc muszę być wyjątkowa skoro to zrobiłeś.
-Co?-zapytałem zdezorientowany.
-No...wczoraj wparku przy studiu, pamiętasz? Wcisnąłeś mi do ręki zieloną karteczkę z numerem telefonu i podpisem :"zadzwoń piękna".
-To ty?-ucieszyłem się niezmiernie.
-Tak...-powiedziała niepewnie przez co mój uśmiech szybciej zniknął niż się pojawił.
-Chciałabyś się spotkać?-muszę to naprawić.
-Ja...
-Nie bój się.Nie zjem ciebie.
-No dobrze-uff.
-Może być w tej małej kawiarence na rogu Wall street o 18?
-Okej.
-To do zobaczenia.
-Pa.
Ona...nie wiem jak ma na imię, ale kilka raz mignęła mi przed nosem.I nie tak,że była zawsze za mną jak inne fanki. Po prostu przechodziła zawsze wtedy kiedy ja.Zawsze szliśmy w inne strony. Zawsze ze słuchawkami w uszach. Jest śliczna, jej uśmiech i te ruchy... Działa na mnie jak żadna inna.Czemu? Czemu za każdym razem gdy ją mijam chcę zawrócić i poznać ją?
Czyżbym się zakochał?
****
Heeeej wam.
O kurczę ,strasznie nudzę się w domu tak że dodałam imagin dziś.
Co do rozdziału...nie wiem. Jak się dziś za niego wezmę to myślę,że do środy powinien być gotowy,nie?
Zobaczymy.
<3
Rozdział 12
-Aaa dobrze.Ostatnio byliśmy na prawdziwej randce.Takiej bez fleszy i tego wszystkiego.To miejsce było cudowne-rozmarzyła się.
-Halo,ziemia do Marleny!-pomachałam jej ręką przed oczami bo odpływała.
-C-co?
-Nie odpływaj.
-Sorry.
-To mówisz,że z naszej Hazzy taki romantyk jest?
-Pierwsza klasa.
-No to dobrze masz.Co u chłopaków?
-Jak wychodziłam to było okej.Siedzieli na kanapie i oglądali jakiś mecz.
-Aha,bardzo ciekawe zajęcie.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę,ale poszła potem bo Harry zadzwonił.Ah,co ona już z nim ma...
Usiadłam wygodniej na tym mniewygodnym łóżku i podłączyłam laptopa.Zalogowałam się na fb i ty.Na Facebooku nic się nie zmieniło tyle,że dostałam kilka zaproszeń do znajomych.
Twittera bardziej się obawiam.No i nie przeliczyłam się.Moja skrzynka była zapełniona.Chcecie poznać kilka wiadomości? Proszę bardzo.Może najpierw te mniej przyjazne:
"Ty jesteś jego dziewczyną?Prędzej uwierzę w Larry'ego niż w was!"
"Jesteś zwykłą dziwką i tyle.Lou cię utrzymuje bo mu dajesz i na tym to wszystko polega"
I jeszcze:
"Ja pierdole,jak można być z takim czymś?!Ja nie wiem co on w niej widzi... To jest chore."
Ale były też miłe komentarze,które podniosły mnie na duchu:
"Cieszę się,że Louis znalazł sobie kogoś normalnego,a nie jakąś wytapetowaną lalę"
"Mam nadzieję,że szybko wrócisz do zdrowia! Powodzenia z Lou!"
"Louis T. to mój mąż,ale mogę ci go oddać bez rozwodu!Jesteś super!"
Ten ostatni mnie rozbroił.
W chwili,gdy wylogowywałam się z tt,do mojej sali wszedł nie kto inny jak wyżej wspominany Louis Tomlinson.
-Cześć -posłał mi swój najwspanialszy uśmiech.
-Cześć -zamknęłam laptopa i zostawiłam go na kolanach,po czym powiedziałam:-musimy porozmawiać.
-Czyli już wiesz?-zapytał zrezygnowany.
-Wiem co?-chcę to od niego usłyszeć.
-Paul powiedział,że musisz ze mną zamieszkać po wyjściu ze szpitala-powiedział i lekko zmieszany opuścił głowę.Sposób w jaki to powiedział po prostu zmiękczyło moje i tak już miękkie serce do niego.
-Louis?
-Tak?-ożywił się.
-Czemu nie powiedziałeś mi od razu?
-Ja...byłaś jeszcze osłabiona,nie chciałem dokładać ci problemów.
-Nie chodzi o to czy problem.Po prostu przykro mi,że mi o tym nie powiedziałeś.
-Więc nie jesteś na mnie zła?
-Nie-przeszło mi gdy tylko wszedł do sali.
-Uff-odetchnął z uśmiechem.
-Louis-zaśmiałam się.
-No co?Muszę cię rozśmieszyć.
-No dobrze.Wyspałeś się?
-Tak,wystarczająco.Zjadłem obiad i kolację a dziś śniadanie i obiad,no i ogoliłem się -zrelacjonował.
-Grzeczny chlopiec-pochwaliłam go i poklepałam po ręce którą trzymał na łóżku.
-Kiedy cię wypiszą?
-Lekarz powiedział że jak wszystko będzie okej, to za dwa-trzy dni.
-No to świetnie.
***Cztery dni później ***
Lekarz porobił różne badania i zostawił mnie jeszcze dwa dni na obserwacji.Dziś w końcu wychodzę.Lou codziennie do mnie przychodził i dziś zadeklarował,że mnie odbierze z tego ponurego szpitala.O 15 byłam gotowa do wyjścia.
-Już jestem,sorki za spóźnienie,ale fanki mnie zatrzymały-chłopak wszedł na salę.
-Nie szkodzi,mogłam się w spokoju spakować.
-To co,idziemy?
-Tak-ten od razu chwycił moją torbę i przewiesił ją sobie przez ramię i przepuścił mnie w drzwiach.Ah,ten mój dżentelmen...
Szłam powoli z tego względu,że mam kule i chodzę jakbym była całkiem połamana.
Stanęliśmy przed drzwiami wyjściowymi a za nimi rozległ się jeden wielki zbiorowy pisk.
-Załóż okulary-polecił i podał mi moje brązowe ray-bany.Skąd on je ma?
Zrobiłam tak jak chciał i pi długim westchnieniu,oboje wyszliśmy z budynku.A na zewnątrz?Jeszcze więcej krzyku i pisku.
-Jak się czujesz?-padło pierwsze pytanie a za nim kolejne.Nawet ich nie rozróżniałam,był taki chaos.
-Idź do tego samochodu po prostej-usłyszałam wyraźny głos Lou przy moim uchu.Tak też zrobiłam i po kilku krokach znalazlam się przy jego samochodzie.Szybko, jak tylko mogłam, wsiadłam i zatrzasnęłam drzwi.Westchnęłam, spojrzałam w bok i zobaczyłam,że Loui robi to samo.
-Przepychanie jest najgorsze-powiedział i po chwili włączył silnik.
-Masz rację.poprawiłam kule i spojrzałam w przednią szybę.Fanki rozstąpiły się i mieliśmy teraz pustą drogę.Chłopak skorzystał z tego i już po chwili jedziemy równą drogą.
-Najpierw pojedziemy do chłopaków,bo bardzo chcieli cię zobaczyć,no i Marlena obiecała,że urwie mi głowę jak cię do niej nie przywiozę.
-Cała ona.
Tak,dziewczyna potrafi przyłożyć jak ktoś ją zdenerwuje czy nie zgodzi się z jej zdaniem.
Po kilku minutach jazdy,podjechaliśmy pod dom chłopaków i Marleny.
Ustaliliśmy z Lou,że tą noc prześpię się u siebie a jutro w spokoju się spakuję i pojedziemy do niego,jak chce Paul.
Chłopak wyszedł pierwszy i otworzył mi drzwi pasażera.Wyjęłam te nieszczęsne kule i już po chwili stałam na nogach.
No to idziemy.
Po zrobieniu kilku kroków i przywitaniu się z ochroniarzem,znaleźliśmy się pod drzwiami. Chłopak nacisnął ostrożnie klamkę i po cichu weszliśmy do domu.
*******
Prosz,rozdział na życzenie moich kochanych czytelniczek <3(czyt. komy pod rozdziałem 11)
Smutne jest to,że jest dużo wyświetleń (powiem wam w sekrecie,że w sam wtorek w zeszłymtygodniu było okrągłe 100 wyświetleń.Nawet sobie zapisałam,żeby móc wam o tym powiedzieć ;) ).To miłe,że czytacie ale pokażcie ale was jest,co?(taka moja malutka proźba).Nie zjem was! ;)
Ale mam dziś humor!
Jest dokładnie 00.41 gdy to piszę wam.
Aaaaa ! Jeszcze jedna sprawa!
Na przełomie wtorku i środy pojawi się kolejny imagin ale będę taka wredna i nie powiem z kim!
Nie no,za dużo czekolady...
dobra,kończę,bo notka Bedzie w końcu dłuższa niż rozdział...
papatki <3
-Halo,ziemia do Marleny!-pomachałam jej ręką przed oczami bo odpływała.
-C-co?
-Nie odpływaj.
-Sorry.
-To mówisz,że z naszej Hazzy taki romantyk jest?
-Pierwsza klasa.
-No to dobrze masz.Co u chłopaków?
-Jak wychodziłam to było okej.Siedzieli na kanapie i oglądali jakiś mecz.
-Aha,bardzo ciekawe zajęcie.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę,ale poszła potem bo Harry zadzwonił.Ah,co ona już z nim ma...
Usiadłam wygodniej na tym mniewygodnym łóżku i podłączyłam laptopa.Zalogowałam się na fb i ty.Na Facebooku nic się nie zmieniło tyle,że dostałam kilka zaproszeń do znajomych.
Twittera bardziej się obawiam.No i nie przeliczyłam się.Moja skrzynka była zapełniona.Chcecie poznać kilka wiadomości? Proszę bardzo.Może najpierw te mniej przyjazne:
"Ty jesteś jego dziewczyną?Prędzej uwierzę w Larry'ego niż w was!"
"Jesteś zwykłą dziwką i tyle.Lou cię utrzymuje bo mu dajesz i na tym to wszystko polega"
I jeszcze:
"Ja pierdole,jak można być z takim czymś?!Ja nie wiem co on w niej widzi... To jest chore."
Ale były też miłe komentarze,które podniosły mnie na duchu:
"Cieszę się,że Louis znalazł sobie kogoś normalnego,a nie jakąś wytapetowaną lalę"
"Mam nadzieję,że szybko wrócisz do zdrowia! Powodzenia z Lou!"
"Louis T. to mój mąż,ale mogę ci go oddać bez rozwodu!Jesteś super!"
Ten ostatni mnie rozbroił.
W chwili,gdy wylogowywałam się z tt,do mojej sali wszedł nie kto inny jak wyżej wspominany Louis Tomlinson.
-Cześć -posłał mi swój najwspanialszy uśmiech.
-Cześć -zamknęłam laptopa i zostawiłam go na kolanach,po czym powiedziałam:-musimy porozmawiać.
-Czyli już wiesz?-zapytał zrezygnowany.
-Wiem co?-chcę to od niego usłyszeć.
-Paul powiedział,że musisz ze mną zamieszkać po wyjściu ze szpitala-powiedział i lekko zmieszany opuścił głowę.Sposób w jaki to powiedział po prostu zmiękczyło moje i tak już miękkie serce do niego.
-Louis?
-Tak?-ożywił się.
-Czemu nie powiedziałeś mi od razu?
-Ja...byłaś jeszcze osłabiona,nie chciałem dokładać ci problemów.
-Nie chodzi o to czy problem.Po prostu przykro mi,że mi o tym nie powiedziałeś.
-Więc nie jesteś na mnie zła?
-Nie-przeszło mi gdy tylko wszedł do sali.
-Uff-odetchnął z uśmiechem.
-Louis-zaśmiałam się.
-No co?Muszę cię rozśmieszyć.
-No dobrze.Wyspałeś się?
-Tak,wystarczająco.Zjadłem obiad i kolację a dziś śniadanie i obiad,no i ogoliłem się -zrelacjonował.
-Grzeczny chlopiec-pochwaliłam go i poklepałam po ręce którą trzymał na łóżku.
-Kiedy cię wypiszą?
-Lekarz powiedział że jak wszystko będzie okej, to za dwa-trzy dni.
-No to świetnie.
***Cztery dni później ***
Lekarz porobił różne badania i zostawił mnie jeszcze dwa dni na obserwacji.Dziś w końcu wychodzę.Lou codziennie do mnie przychodził i dziś zadeklarował,że mnie odbierze z tego ponurego szpitala.O 15 byłam gotowa do wyjścia.
-Już jestem,sorki za spóźnienie,ale fanki mnie zatrzymały-chłopak wszedł na salę.
-Nie szkodzi,mogłam się w spokoju spakować.
-To co,idziemy?
-Tak-ten od razu chwycił moją torbę i przewiesił ją sobie przez ramię i przepuścił mnie w drzwiach.Ah,ten mój dżentelmen...
Szłam powoli z tego względu,że mam kule i chodzę jakbym była całkiem połamana.
Stanęliśmy przed drzwiami wyjściowymi a za nimi rozległ się jeden wielki zbiorowy pisk.
-Załóż okulary-polecił i podał mi moje brązowe ray-bany.Skąd on je ma?
Zrobiłam tak jak chciał i pi długim westchnieniu,oboje wyszliśmy z budynku.A na zewnątrz?Jeszcze więcej krzyku i pisku.
-Jak się czujesz?-padło pierwsze pytanie a za nim kolejne.Nawet ich nie rozróżniałam,był taki chaos.
-Idź do tego samochodu po prostej-usłyszałam wyraźny głos Lou przy moim uchu.Tak też zrobiłam i po kilku krokach znalazlam się przy jego samochodzie.Szybko, jak tylko mogłam, wsiadłam i zatrzasnęłam drzwi.Westchnęłam, spojrzałam w bok i zobaczyłam,że Loui robi to samo.
-Przepychanie jest najgorsze-powiedział i po chwili włączył silnik.
-Masz rację.poprawiłam kule i spojrzałam w przednią szybę.Fanki rozstąpiły się i mieliśmy teraz pustą drogę.Chłopak skorzystał z tego i już po chwili jedziemy równą drogą.
-Najpierw pojedziemy do chłopaków,bo bardzo chcieli cię zobaczyć,no i Marlena obiecała,że urwie mi głowę jak cię do niej nie przywiozę.
-Cała ona.
Tak,dziewczyna potrafi przyłożyć jak ktoś ją zdenerwuje czy nie zgodzi się z jej zdaniem.
Po kilku minutach jazdy,podjechaliśmy pod dom chłopaków i Marleny.
Ustaliliśmy z Lou,że tą noc prześpię się u siebie a jutro w spokoju się spakuję i pojedziemy do niego,jak chce Paul.
Chłopak wyszedł pierwszy i otworzył mi drzwi pasażera.Wyjęłam te nieszczęsne kule i już po chwili stałam na nogach.
No to idziemy.
Po zrobieniu kilku kroków i przywitaniu się z ochroniarzem,znaleźliśmy się pod drzwiami. Chłopak nacisnął ostrożnie klamkę i po cichu weszliśmy do domu.
*******
Prosz,rozdział na życzenie moich kochanych czytelniczek <3(czyt. komy pod rozdziałem 11)
Smutne jest to,że jest dużo wyświetleń (powiem wam w sekrecie,że w sam wtorek w zeszłymtygodniu było okrągłe 100 wyświetleń.Nawet sobie zapisałam,żeby móc wam o tym powiedzieć ;) ).To miłe,że czytacie ale pokażcie ale was jest,co?(taka moja malutka proźba).Nie zjem was! ;)
Ale mam dziś humor!
Jest dokładnie 00.41 gdy to piszę wam.
Aaaaa ! Jeszcze jedna sprawa!
Na przełomie wtorku i środy pojawi się kolejny imagin ale będę taka wredna i nie powiem z kim!
Nie no,za dużo czekolady...
dobra,kończę,bo notka Bedzie w końcu dłuższa niż rozdział...
papatki <3
niedziela, 9 listopada 2014
Rozdział 11
**Oczami Ewy**
***Trzy dni później***
Zaczynam wracać do życia,bo słyszę czyjeś głosy niekiedy,ale nie mogę ich rozróżnić.
Jakiś nieokreślony czas później,udało otworzyć mi się oczy,co było trudne,bo nawet one mnie bolały.Piekły mnie.Zdążyłam zarejestrować biały pokój i na tym się skończyło,bo szybko je zamknęłam z bólu.
Spróbowałam jeszcze raz i tym razem otworzyłam oczy na dłużej.Mrugnęłam powiekami i odzyskałam trochę wyraźności światła. Rozejrzałam się ostrożnie po pomieszczeniu w którym aktualnie jestem i śmiało mogę powiedzieć,że to szpital,co potwierdza fakt że coś pika obok mojej głowy.
Ale dlaczego tu jestem?
No tak!To pobicie...postanowiłam zobaczyć a raczej poczuć czy mam władzę w rękach i nogach.Sprawnie poruszyłam palcami u rąk i nóg.Z tym minusem,że prawa noga jest w jakimś ucisku i trochę mnie boli.
Co ten huj mi zrobił?
Wtedy moje oczy zobaczyły skuloną postać chłopaka.Nie wiem kim dokładnie jest,bo jego głowa swobodnie opada w dół.Myślę,że to Louis albo Liam,bo mają podobny kolor włosów a nawet ten nieład na ich głowach. Niech chłopak śpi,nie lubię jak ktoś się dla mnie poświęca.
Ha!Pamiętam jak ostatnio byłam chora, bodajże rok temu.Miałam wtedy tylko zwichniętą kostkę i potrafiłam poruszać się o kulach,ale mama uparła się,że weźmie sobie wolne i zajmie się mną.Musiałyśmy z Marleną przekonywać ją,że we dwie damy sobie świetnie radę.Udało się,ale do dzwoniła praktycznie co godzinę.I ja muszę w końcu do niej zadzwonić.Ale ze mnie córka,nie ma co!
Zwróciłam uwagę na chłopaka bo poruszył się.
Podniósł głowę i kogo zobaczyłam?
Uwaga,uwaga!
Louis Tomlinson!
-Ewa,obudziłaś się wreszcie-powiedział i przybliżył się do mnie bardziej.
-Uhm-zdołałam powiedzieć.
-Może pójdę po lekarza?-zapytał przejęty.
-Nie...nie trzeba-powiedziałam powoli,bo moje żebra chyba odmawiają współpracy.
-Pójdę -wstał z miejsca i wyszedł.
Westchnęłam i poprawiłam lekko głowę na poduszce.Uparciuch.
Drzwi do mojej sali zostały otworzone i zobaczyłam Louis'a i lekarza z "wyciągniętą żuchwą",w białym fartuchu,ok. 35 lat.
-Dzień dobry-powitał mnie wielkim, zaraźliwym uśmiechem.
-Dzień dobry -odpowiedziałam mu już mniej radośnie.
-Cieszę się,że wróciła pani do nas.Jak się pani czuje?-zapytał i spojrzał na kartę,którą trzymał w ręku.
-Szczerze?
-Tylko tak.
-Jakby mnie czołg przejechał.
-To typowe.Odczuwa pani jakiś ból?-zapytał i przyświecił mi małą latareczką po oczach.Po chwili wrócił do pisania coś na karcie.
-Tak.W prawej nodze ból i coś jakby uścisk. No i bolą mnie żebra przez co ciężko mi się oddycha.
-Uhm-nadal notuje.-Na prawej nodze ma pani założony gips.Kostka jest poważnie zwichnięta. Żebra są stłuczone i stąd te trudności z oddychaniem.Będą jeszcze boleć,kilka dni.
Louis przysłuchiwał się temu w ciszy.
-Ile tutaj jestem?
-Trzy dni-odpowiedział Louis.
-Dlaczego tak długo spałam?
-Pani organizm musiał się zregenerować i dlatego potrzebował więcej czasu.
-Aha.
-Dobrze.Ma pani jakieś pytania?
-Ile będę tu leżeć?
-Nie jestem w stanie powiedzieć-stwierdził z uśmiechem.-Ale myślę,że kilka dni.To wszystko?
-Tak.
-Dobrze.A pana poproszę do mojego gabinetu-pokazał na Lou.
-Dobrze.Zaraz wrócę -powiedział do mnie i zniknął za lekarzem.Westchnęłam po raz kolejny.Zastanawia mnie jedno.Dlaczego Louis tu jest?
Spojrzałam zdenerwowana w bok,skąd dochodził strasznie wkurwiający mnie dźwięk. Okazało się,że to kroplówka.Wow,jeżeli dali mi kroplówkę,to musiało być ze mną naprawdę źle.Spałam trzy dni.Rany,nie wyobrażam sobie tego.Ostatnie co pamiętam,to to,że jakiś chłopak krzyknął moje imię a potem już tylko ciemność.
-Już jestem -usłyszałam głos Lou i po chwili go zobaczyłam.
-Miło,że tu siedzisz-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Cieszę się.Bardzo boli?-zapytał pokazując na nogę w gipsie leżącą na kołdrze.
-No trochę -przyjrzałam mu się i śmiało mogę powiedzieć,że chłopak zmienił się przez te trzy dni.I to radykalnie.Wygląda teraz na trzydzieści lat.Jego zarost powiększył się,oczy podkrążone i niewyspane.-Kiedy ostatnio spałeś?
Nie zdążył odpowiedzieć,bo nagle drzwi się otworzyły i pojwili się:Marlena,Niall,Liam ,Zayn i Harry.
-Ewa!-krzyknęła ucieszona dziewczyna i rzuciła się na mnie z uściskami.
-Mar...ja też się...cieszę,że...cię widzę,ale... ostrożnie...-ledwo wydusiłam.
-Rany!Przepraszam!-od razu mnie puściła.
-Dobrze cię widzieć spowrotem-powiedział Zayn z uśmiechem.
-Ja wiem chłopcy,że cieszycie się z faktu,iż Ewa jest już z nami,ale pozwólcie,że my sobie teraz pogadamy-chłopcy słuchali jej,ale przekaz chyba do nich nie trafił.-Na osobności-dodała z naciskiem.Chłopcy z pomrukami wyszli na korytarz.-Louis,ty też -powiedziała,na co nie mogłam się nie uśmiechnąć.Spojrzał na mnie, szukając ratunku.
-Idź Lou.Zaraz wrócisz-powiedziałam.On tylko mruknął coś pod nosem w stylu "ah te baby" i wyszedł.
-Mam ci tyle do powiedzenia -zaświergotała Marlena i przysiadła na krzesełku.
-No to dawaj,ale powiedz mi...jedną rzecz.
-No jaką?Powiem ci wszystko.
-Louis był tu cały czas?-moje podejrzenia wyszłyśmy na światło dzienne.
-No właśnie!Miałam ci to od razu powiedzieć, żebyś coś z nim zrobiła,bo chłopak się wykończy.
-Co się stało?
-Louis siedzi tu z tobą trzy dni,tyle ile tu jesteś. Bez żadnej przerwy na sen czy cokolwiek.Jak wszedł tu zaraz po tym jak mu lekarz pozwolił, tak nie wyszedł ani razu.Pił tylko kawę jak chłopaki przynosili.Jeść w ogóle nie chciał.
-Nie wyszedł...ani razu?-co on odwala?
-Nie.
-Dlaczego?
-Nie wiem-odpowiedziała z uśmiechem.
-Możesz go zawołać?
-Jasne-wyszła a po chwili zamiast niej wszedł Louis.
-Louis -zaczęłam najbardziej stanowczym głosem na jaki mnie stać tej chwili.
-Tak?
-Słyszałam,że...siedziałeś tu cały czas-gdy to powiedziałam,chłopak spuścił głowę.-Prawda to?
-Tak.
-I to,że nic nie spałeś i nie spałeś też?
-Tak.Marlena ci się już zdążyła poskarżyć?-zapytał i popatrzył na mnie lekko uśmiechnięty.
-Tak Louis.I powiedziała,że ich nie słuchałeś, przez co wyglądasz jak wyglądasz.
-I?
-I to,że...masz jechać teraz do domu i porządnie się wyspać,coś...zjeść.Bo jak nie...to cię tu nie wpuszczę-wydusiłam w końcu i pogroziłam mu palcem.
-To rozkaz?
-Nie...proźba.Nie możesz tak robić.
-Ale to przecież.
-Nie Louis.Szkoda,że nie mogę podnieść głosu to bym się na ciebie wydarła,może by coś do ciebie dotarło...-powiedziałam ciszej,żeby nie usłyszał.
-Ej!-klepnął mnie lekko w ramię.
-No co?A poza tym,zrób coś z tą brodą-dodałam z uśmiechem na co i on się uśmiechnął i przytulił lekko przez co ten jego bardzo seksi zarost pomiział (jest takie słowo?!) mnie po policzku.
-Dobrze,wedle zyczenia madame.
Po chwili wyszedł a po kilku dość długich minutach weszła reszta zespołu z Marleną na czele.
-Jak ty to zrobiłaś?-zapytał zszokowany Liam.
-Zrobiłam co?
-Nam nie udało się go przekonać do zjedzenia czegokolwiek, tu wystarczyło tylko,że ty mu kazałaś a on już zapieprza-dodał.
-Mam swoje sposoby-uśmiechnęłam się lekko.
-Ciekawe jakie?-zapytała Marlena.
-No właśnie -poparł ją Niall i założył ręce na klatce piersiowej.
-Dobra dobra,mogę pogadać z nią w końcu sama?-powiedziała zirytowana dziewczyna.
-Okej okej,idziemy chłopaki-chłopaki pomachali mi jeszcze a potem wyszli.
-Powiesz mi w końcu co się działo?
-Powiem.
-No to dawaj.
-Chłopcy mieli zaplanowane kręcenie jakiejś reklamy,ale wiesz Louis odmówił wychodzenia stąd,więc przenieśli to na inny termin.Co jeszcze...
***Następnego dnia ***
Louis już wczoraj do mnie nie przyszedł.Jak ja mu się teraz odwdzięczę?!Nie wiem.Dlaczego on to wszystko robi?
Eh,to nie na moją głowę,nie teraz.
Jestem po obiedzie.No pyszny to on nie był. Niesłone ziemniaki i jakieś białe mięso.Ale zjadłam bo byłam głodna.
Lekarz powiedział,że odłączą mnie od tej denerwującej kroplówki.No i dobrze.
-Heeeej-do sali weszła Mar z dość dużą torbą.
-Cześć Mar-lekko mnie przytuliła.
-No co tam u ciebie kochana?Lepiej ci?
-No trochę Te żebra mnie bolą,ale tak to lepiej.
-Może niedługo cię wypiszą.
-Też mam taką nadzieję.
-A właśnie.Ten cały Paul powiedział,że musisz przeprowadzić się do Louisa do domu jak wyjdziesz ze szpitala.
-Że co?!-podniosłam się z łóżkaa maszyna która dotąd nie wydsla dźwięku zapiszczała.
-No-odpowiedziała i ułożyła mnie spowrotem na poduszce.
-Ale po co?
-Dla mediów.Ja już od tygodnia mieszkam z Harrym.Wiesz,chodzi o to,opiekuńczy Louis Tomlinson na oczach reporterów wyprowadza cię ze szpitala a potem jedziecie do jego domu-powiedziała na jednym wydechu.
-Aha-powiedziałam po jakieś chwili.
-Przyniosłam ci laptopa,żebyś się nie nudziła-powiedziała i wyjęła z torby mój biały laptop.
-Dzięki,jesteś kochana-odłożyłam go na półkę obok razem z kablami.-A co tam u ciebie i u Hazzy?
*********
Proszę bardzo,rozdzialik.
No tydzień był ciężki ale żyję!Dzięki za wyrozumiałość;)
Myślę,że w tym tygodniu powinno się coś pojawić.I znowu nie wiem co...
Ostatnio mówiłam,że będzie imagin a tu rozdział.
No to ten...czytajcie i komentujcie
<3
***Trzy dni później***
Zaczynam wracać do życia,bo słyszę czyjeś głosy niekiedy,ale nie mogę ich rozróżnić.
Jakiś nieokreślony czas później,udało otworzyć mi się oczy,co było trudne,bo nawet one mnie bolały.Piekły mnie.Zdążyłam zarejestrować biały pokój i na tym się skończyło,bo szybko je zamknęłam z bólu.
Spróbowałam jeszcze raz i tym razem otworzyłam oczy na dłużej.Mrugnęłam powiekami i odzyskałam trochę wyraźności światła. Rozejrzałam się ostrożnie po pomieszczeniu w którym aktualnie jestem i śmiało mogę powiedzieć,że to szpital,co potwierdza fakt że coś pika obok mojej głowy.
Ale dlaczego tu jestem?
No tak!To pobicie...postanowiłam zobaczyć a raczej poczuć czy mam władzę w rękach i nogach.Sprawnie poruszyłam palcami u rąk i nóg.Z tym minusem,że prawa noga jest w jakimś ucisku i trochę mnie boli.
Co ten huj mi zrobił?
Wtedy moje oczy zobaczyły skuloną postać chłopaka.Nie wiem kim dokładnie jest,bo jego głowa swobodnie opada w dół.Myślę,że to Louis albo Liam,bo mają podobny kolor włosów a nawet ten nieład na ich głowach. Niech chłopak śpi,nie lubię jak ktoś się dla mnie poświęca.
Ha!Pamiętam jak ostatnio byłam chora, bodajże rok temu.Miałam wtedy tylko zwichniętą kostkę i potrafiłam poruszać się o kulach,ale mama uparła się,że weźmie sobie wolne i zajmie się mną.Musiałyśmy z Marleną przekonywać ją,że we dwie damy sobie świetnie radę.Udało się,ale do dzwoniła praktycznie co godzinę.I ja muszę w końcu do niej zadzwonić.Ale ze mnie córka,nie ma co!
Zwróciłam uwagę na chłopaka bo poruszył się.
Podniósł głowę i kogo zobaczyłam?
Uwaga,uwaga!
Louis Tomlinson!
-Ewa,obudziłaś się wreszcie-powiedział i przybliżył się do mnie bardziej.
-Uhm-zdołałam powiedzieć.
-Może pójdę po lekarza?-zapytał przejęty.
-Nie...nie trzeba-powiedziałam powoli,bo moje żebra chyba odmawiają współpracy.
-Pójdę -wstał z miejsca i wyszedł.
Westchnęłam i poprawiłam lekko głowę na poduszce.Uparciuch.
Drzwi do mojej sali zostały otworzone i zobaczyłam Louis'a i lekarza z "wyciągniętą żuchwą",w białym fartuchu,ok. 35 lat.
-Dzień dobry-powitał mnie wielkim, zaraźliwym uśmiechem.
-Dzień dobry -odpowiedziałam mu już mniej radośnie.
-Cieszę się,że wróciła pani do nas.Jak się pani czuje?-zapytał i spojrzał na kartę,którą trzymał w ręku.
-Szczerze?
-Tylko tak.
-Jakby mnie czołg przejechał.
-To typowe.Odczuwa pani jakiś ból?-zapytał i przyświecił mi małą latareczką po oczach.Po chwili wrócił do pisania coś na karcie.
-Tak.W prawej nodze ból i coś jakby uścisk. No i bolą mnie żebra przez co ciężko mi się oddycha.
-Uhm-nadal notuje.-Na prawej nodze ma pani założony gips.Kostka jest poważnie zwichnięta. Żebra są stłuczone i stąd te trudności z oddychaniem.Będą jeszcze boleć,kilka dni.
Louis przysłuchiwał się temu w ciszy.
-Ile tutaj jestem?
-Trzy dni-odpowiedział Louis.
-Dlaczego tak długo spałam?
-Pani organizm musiał się zregenerować i dlatego potrzebował więcej czasu.
-Aha.
-Dobrze.Ma pani jakieś pytania?
-Ile będę tu leżeć?
-Nie jestem w stanie powiedzieć-stwierdził z uśmiechem.-Ale myślę,że kilka dni.To wszystko?
-Tak.
-Dobrze.A pana poproszę do mojego gabinetu-pokazał na Lou.
-Dobrze.Zaraz wrócę -powiedział do mnie i zniknął za lekarzem.Westchnęłam po raz kolejny.Zastanawia mnie jedno.Dlaczego Louis tu jest?
Spojrzałam zdenerwowana w bok,skąd dochodził strasznie wkurwiający mnie dźwięk. Okazało się,że to kroplówka.Wow,jeżeli dali mi kroplówkę,to musiało być ze mną naprawdę źle.Spałam trzy dni.Rany,nie wyobrażam sobie tego.Ostatnie co pamiętam,to to,że jakiś chłopak krzyknął moje imię a potem już tylko ciemność.
-Już jestem -usłyszałam głos Lou i po chwili go zobaczyłam.
-Miło,że tu siedzisz-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Cieszę się.Bardzo boli?-zapytał pokazując na nogę w gipsie leżącą na kołdrze.
-No trochę -przyjrzałam mu się i śmiało mogę powiedzieć,że chłopak zmienił się przez te trzy dni.I to radykalnie.Wygląda teraz na trzydzieści lat.Jego zarost powiększył się,oczy podkrążone i niewyspane.-Kiedy ostatnio spałeś?
Nie zdążył odpowiedzieć,bo nagle drzwi się otworzyły i pojwili się:Marlena,Niall,Liam ,Zayn i Harry.
-Ewa!-krzyknęła ucieszona dziewczyna i rzuciła się na mnie z uściskami.
-Mar...ja też się...cieszę,że...cię widzę,ale... ostrożnie...-ledwo wydusiłam.
-Rany!Przepraszam!-od razu mnie puściła.
-Dobrze cię widzieć spowrotem-powiedział Zayn z uśmiechem.
-Ja wiem chłopcy,że cieszycie się z faktu,iż Ewa jest już z nami,ale pozwólcie,że my sobie teraz pogadamy-chłopcy słuchali jej,ale przekaz chyba do nich nie trafił.-Na osobności-dodała z naciskiem.Chłopcy z pomrukami wyszli na korytarz.-Louis,ty też -powiedziała,na co nie mogłam się nie uśmiechnąć.Spojrzał na mnie, szukając ratunku.
-Idź Lou.Zaraz wrócisz-powiedziałam.On tylko mruknął coś pod nosem w stylu "ah te baby" i wyszedł.
-Mam ci tyle do powiedzenia -zaświergotała Marlena i przysiadła na krzesełku.
-No to dawaj,ale powiedz mi...jedną rzecz.
-No jaką?Powiem ci wszystko.
-Louis był tu cały czas?-moje podejrzenia wyszłyśmy na światło dzienne.
-No właśnie!Miałam ci to od razu powiedzieć, żebyś coś z nim zrobiła,bo chłopak się wykończy.
-Co się stało?
-Louis siedzi tu z tobą trzy dni,tyle ile tu jesteś. Bez żadnej przerwy na sen czy cokolwiek.Jak wszedł tu zaraz po tym jak mu lekarz pozwolił, tak nie wyszedł ani razu.Pił tylko kawę jak chłopaki przynosili.Jeść w ogóle nie chciał.
-Nie wyszedł...ani razu?-co on odwala?
-Nie.
-Dlaczego?
-Nie wiem-odpowiedziała z uśmiechem.
-Możesz go zawołać?
-Jasne-wyszła a po chwili zamiast niej wszedł Louis.
-Louis -zaczęłam najbardziej stanowczym głosem na jaki mnie stać tej chwili.
-Tak?
-Słyszałam,że...siedziałeś tu cały czas-gdy to powiedziałam,chłopak spuścił głowę.-Prawda to?
-Tak.
-I to,że nic nie spałeś i nie spałeś też?
-Tak.Marlena ci się już zdążyła poskarżyć?-zapytał i popatrzył na mnie lekko uśmiechnięty.
-Tak Louis.I powiedziała,że ich nie słuchałeś, przez co wyglądasz jak wyglądasz.
-I?
-I to,że...masz jechać teraz do domu i porządnie się wyspać,coś...zjeść.Bo jak nie...to cię tu nie wpuszczę-wydusiłam w końcu i pogroziłam mu palcem.
-To rozkaz?
-Nie...proźba.Nie możesz tak robić.
-Ale to przecież.
-Nie Louis.Szkoda,że nie mogę podnieść głosu to bym się na ciebie wydarła,może by coś do ciebie dotarło...-powiedziałam ciszej,żeby nie usłyszał.
-Ej!-klepnął mnie lekko w ramię.
-No co?A poza tym,zrób coś z tą brodą-dodałam z uśmiechem na co i on się uśmiechnął i przytulił lekko przez co ten jego bardzo seksi zarost pomiział (jest takie słowo?!) mnie po policzku.
-Dobrze,wedle zyczenia madame.
Po chwili wyszedł a po kilku dość długich minutach weszła reszta zespołu z Marleną na czele.
-Jak ty to zrobiłaś?-zapytał zszokowany Liam.
-Zrobiłam co?
-Nam nie udało się go przekonać do zjedzenia czegokolwiek, tu wystarczyło tylko,że ty mu kazałaś a on już zapieprza-dodał.
-Mam swoje sposoby-uśmiechnęłam się lekko.
-Ciekawe jakie?-zapytała Marlena.
-No właśnie -poparł ją Niall i założył ręce na klatce piersiowej.
-Dobra dobra,mogę pogadać z nią w końcu sama?-powiedziała zirytowana dziewczyna.
-Okej okej,idziemy chłopaki-chłopaki pomachali mi jeszcze a potem wyszli.
-Powiesz mi w końcu co się działo?
-Powiem.
-No to dawaj.
-Chłopcy mieli zaplanowane kręcenie jakiejś reklamy,ale wiesz Louis odmówił wychodzenia stąd,więc przenieśli to na inny termin.Co jeszcze...
***Następnego dnia ***
Louis już wczoraj do mnie nie przyszedł.Jak ja mu się teraz odwdzięczę?!Nie wiem.Dlaczego on to wszystko robi?
Eh,to nie na moją głowę,nie teraz.
Jestem po obiedzie.No pyszny to on nie był. Niesłone ziemniaki i jakieś białe mięso.Ale zjadłam bo byłam głodna.
Lekarz powiedział,że odłączą mnie od tej denerwującej kroplówki.No i dobrze.
-Heeeej-do sali weszła Mar z dość dużą torbą.
-Cześć Mar-lekko mnie przytuliła.
-No co tam u ciebie kochana?Lepiej ci?
-No trochę Te żebra mnie bolą,ale tak to lepiej.
-Może niedługo cię wypiszą.
-Też mam taką nadzieję.
-A właśnie.Ten cały Paul powiedział,że musisz przeprowadzić się do Louisa do domu jak wyjdziesz ze szpitala.
-Że co?!-podniosłam się z łóżkaa maszyna która dotąd nie wydsla dźwięku zapiszczała.
-No-odpowiedziała i ułożyła mnie spowrotem na poduszce.
-Ale po co?
-Dla mediów.Ja już od tygodnia mieszkam z Harrym.Wiesz,chodzi o to,opiekuńczy Louis Tomlinson na oczach reporterów wyprowadza cię ze szpitala a potem jedziecie do jego domu-powiedziała na jednym wydechu.
-Aha-powiedziałam po jakieś chwili.
-Przyniosłam ci laptopa,żebyś się nie nudziła-powiedziała i wyjęła z torby mój biały laptop.
-Dzięki,jesteś kochana-odłożyłam go na półkę obok razem z kablami.-A co tam u ciebie i u Hazzy?
*********
Proszę bardzo,rozdzialik.
No tydzień był ciężki ale żyję!Dzięki za wyrozumiałość;)
Myślę,że w tym tygodniu powinno się coś pojawić.I znowu nie wiem co...
Ostatnio mówiłam,że będzie imagin a tu rozdział.
No to ten...czytajcie i komentujcie
<3
wtorek, 4 listopada 2014
Liam
-Jak mogłeś mi to zrobić?!-krzyknęłam i uderzyłam go w twarz.Wybiegłam z jego domu na ulicę.
Dlaczego on mi to zrobił?Było mu ze mną źle? Zmuszałam go do czegoś?Stawiałam mu warunki?Nie pozwalałam mu na kontakt fizyczny?
NIE.
Znudziła mu się jedna laska do posuwania,to znalazł sobie inną.
Co ja sobie głupia myślałam?Że po pół roku znajomości założymy szczęśliwą rodzinę? Nawet sama nie jestem pewna czy go kochałam czy byłam znim z przywyczajenia... Tomas jest egoistą i pieprzonym dupkiem. Usiadłam na jakiejś ławce i głęboko westchnęłam,próbując się uspokoić.
Czdmu nigdy nie może mi się w życiu ułożyć?
Najpierw śmierć rodziców,potem dom dziecka. Ile mam jeszcze wycierpieć,żebym w końcu zaznała odrobiny szczęścia?
-Katie co ty tu robisz?-usłyszałam głos mojego przyjaciela.
-Nie ważne -zbyłam go.
-Wszysko jest ważne gdy dziewczyna płacze.Powiesz mi?
-Liam...nie mam teraz na to ochoty...
-No dobrze,nie naciskam.Czemu tu siedzisz tak w ogóle?
-Jakoś tak...wyszłam i tu przyszłam -no aż mi się zrymowało.
-Ha ha ha-zachichotał.Jego śmiech jest zaraźliwy,przez co i ja się uśmiechnęłam. -Tomas nie będzie zły?
-Ja już nie mam domu.I Tomas na pewno nie będzie zły-zapewniłam.
-Jak to?
-Normalnie.Zdradzał mnie,rozumiesz?Za każdym razem gdy mówił,że idzie na mesz czy na piwo,chodził na dziwki!-wybuchnęłam płaczem.Spojrzałam na niego,miał spuszczoną głowę.Czy on coś ukrywa?-Hej,popatrz na mnie-poprosiłam i dotknęłam jego ramienia. Przez chwilę się wahał,ale spojrzał na mnie z cierpieniem w oczach.
-Katie...-ten ton.Znam go za dobrze.On już wie,że ja wiem,że on wie.
-Ty wiedziałeś...ty wszystko wiedziałeś!-wstałam z tej ławki.-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?!
-Katie...
-Taki z ciebie przyjaciel?!
-Katie...
-Myślałam,że mogę ci ufać...znamy się od dziecka...Jesteś moim przyjacielem od dnia w którym powiedziałeś,że żaden chłopiec mnie nigdy nie skrzywdzi,bo ty zawsze będziesz przy mnie,pamiętasz?Mieliśmy wtedy po pięć lat- odwróciłam się i zamierzałam odejść gdzieś pod most i przenocować tę noc.Powstrzymało mnie szarpnięcie do tyłu.Odwróciłam się i zobaczyłam Liama trzymającego delikatnie moje ramię
-Dasz mi w końcu coś powiedzieć?-nic nie odpowiedziałam,co uznał za zgodę.-Ja bardzo chciałem ci powiedzieć.Już za pierwszym razem,gdy go przyłapałem...
-Przyłapałeś go?!-przerwałam mu wściekła.
-Tak...Ale on wtedy błagał mnie wręcz na kolanach,obiecał,że się nie powtórzy...
-Ale się powtórzyło-ucięłam.
-Tak...ja czułem się z tym strasznie i czuję to do tej pory.Gdybym mógł cofnąć czas to byś o tym wiedziała.Ja...nie wiem co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła-spojrzałam w te jego smutne oczki i od razu cała złość na niego mi przeszła.Ja po prostu nie umiem się na niego gniewać.No nie umiem.
-Laim,wiesz jaka ja jestem wybuchowa-wtuliłam się w niego.On mnie zawsze rozumie.
-To ja cię przepraszam-objął mnie mocniej.
-Wybaczam.
-Okej,to może w ramach zgody pójdziemy do mnie i napijemy się czegoś ciepłego,co?-zaproponował.
-Dobrze.
Po krótkim spacerze weszłyśmy do jego domu i zdjęliśmy kurtki.
-Co tam u ciebie i Soph?-zapytałam z grzeczności.Wie,że jej nie trawię.
-Chyba jest kiepsko-westchnął.
-Co?Dlaczego?
-Sam już nie wiem.Nic jej nie pasuje,o wszystko ma pretensje.Już nawet na piwo nie mogę iść samemu,bo wysyła za mną swoich kumpli.
-Po co z nią jesteś?-zapytałam z czystej ciekawości.No ale serio,po co być z kimś,kto cię ogranicza ?
-Kiedyś jak kochałem.Była delikatna i niewinna. A teraz?Już sam nie wiem,czy to jest miłość.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
-Ciekawe kto to-powiedział i poszedł otworzyć.-Sophia?
-Cześć kochanie!-usłyszałam jej piskliwy głos. Nigdy za sobą nie przepadałyśmy-ona robiła wszystko,żebym wiedziała,że Liam jest jej. -Co,ona tu robi?-obleciała mnie wściekłym wzrokiem.
-Mieszka -odpowiedział jej Liam.
-Jak ona...że co?!Od kiedy?!
-Od dziś.
-Zdradzasz mnie z nią!-wybuchła.-Wynocha!
-Przestań Sophia.
-Paniusiu,to,że Liam nie umie ci się postawić, to nie znaczy,że ja też nie umiem-wstałam z kanapy i stanęłam na przeciw niej.-Więc się zamknij,bo inaczej skrzywdzę ci tą piękną buźkę.
-Ty mi grozisz?!Wynocha z mojego domu!-krzyknęła.
-Ej,ej stop.Jakie wynocha?To mój dom-Liam wstał.-Jeszcze raz podniesiesz na nią głos a sama stąd wyjdziesz.
Uciszyła się,na całe szczęście,bo by oberwała.
-Przepraszam cię za nią -przytulił mnie gdy ta jędzą sobie poszła.W jego ramionach czuję się tak bezpiecznie...
-Nie szkodzi.
Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami.Liam uśmiechnął się a ja spojrzałam mu w oczy.
-Chodź,idziemy spać,już późno-powiedział i zaprowadził mnie do mojej sypialni.Bywałam u niego tak często,że chłopak odstąpił mi jeden pokój.
Jest już późno po północy a ja dalej nie śpię. Może to przez te dzisiejsze emocje?
Po krótkim zastanowieniu postanowiłam iść do Liama.
-Liam?-zapytałam cicho i weszłam do jego sypialni.Zobaczyłam,że śpi.Coś kazało mi podejść do niego.Tak też zrobiłam i po chwili stałam obok jego łóżka i patrzyłam jaki jest przystojny,nawet kiedy śpi.Postanowiłam cmoknąć go lekko w policzek na dobranoc,ale gdy prawie dotykałam jego policzka,on przycisnął mnie do siebie i mocno pocałował. W usta.Uhm,cudowne uczucie....
Nie dał mi czasu na cokolwiek,bo pociągnął mnie tak,że leżałam teraz pod nim(co mi się podobało)a on patrzył mi w oczy.
-Co ty robisz Liam?
-Nie wiem...Ale bardzo tego chciałem-nasze oddechy są nieregularne.
-Liam...
-Nic nie mów,daj się ponieść-powiedział i raz jeszcze wpił się w moje usta.Aż jęknęłam.
-Ale ty masz dziewczynę -oderwałam się od niego.
-Już nie,zerwałem z nią.
-A co ja mama z tym wspólnego?
-To,że ja nie mogę bez ciebie zyć.
-Nie rozumiem...-naprawdę jestem aż taka głupia?
-Kocham cię.Od zawsze.
-Ja...ja też-w chwili gdy to powiedziałam,zdałam sobie z tego sprawę. Jego twarz rozświetlił piękny uśmiech,na co i ja,się uśmiechnęłam.Teraz ja go pocałowałam.
Teraz wiem,że to z nim chcę spędzić resztę życia.
******
A więc kolejny jest z Liamem ;)
Niewiem kto i kiedy będzie następny,ale będzie :)
Rozdział -być może w niedzielę,choć to niepewne,jak mówiłam jest cieżki tydzień dla mnie (w sumie jak i dwa kolejne) przez co szybciej pojawi się imagin niż rozdział-tak sądzę choć do końca nie wiem.
czytajcie i komentujcie!
<3
Dlaczego on mi to zrobił?Było mu ze mną źle? Zmuszałam go do czegoś?Stawiałam mu warunki?Nie pozwalałam mu na kontakt fizyczny?
NIE.
Znudziła mu się jedna laska do posuwania,to znalazł sobie inną.
Co ja sobie głupia myślałam?Że po pół roku znajomości założymy szczęśliwą rodzinę? Nawet sama nie jestem pewna czy go kochałam czy byłam znim z przywyczajenia... Tomas jest egoistą i pieprzonym dupkiem. Usiadłam na jakiejś ławce i głęboko westchnęłam,próbując się uspokoić.
Czdmu nigdy nie może mi się w życiu ułożyć?
Najpierw śmierć rodziców,potem dom dziecka. Ile mam jeszcze wycierpieć,żebym w końcu zaznała odrobiny szczęścia?
-Katie co ty tu robisz?-usłyszałam głos mojego przyjaciela.
-Nie ważne -zbyłam go.
-Wszysko jest ważne gdy dziewczyna płacze.Powiesz mi?
-Liam...nie mam teraz na to ochoty...
-No dobrze,nie naciskam.Czemu tu siedzisz tak w ogóle?
-Jakoś tak...wyszłam i tu przyszłam -no aż mi się zrymowało.
-Ha ha ha-zachichotał.Jego śmiech jest zaraźliwy,przez co i ja się uśmiechnęłam. -Tomas nie będzie zły?
-Ja już nie mam domu.I Tomas na pewno nie będzie zły-zapewniłam.
-Jak to?
-Normalnie.Zdradzał mnie,rozumiesz?Za każdym razem gdy mówił,że idzie na mesz czy na piwo,chodził na dziwki!-wybuchnęłam płaczem.Spojrzałam na niego,miał spuszczoną głowę.Czy on coś ukrywa?-Hej,popatrz na mnie-poprosiłam i dotknęłam jego ramienia. Przez chwilę się wahał,ale spojrzał na mnie z cierpieniem w oczach.
-Katie...-ten ton.Znam go za dobrze.On już wie,że ja wiem,że on wie.
-Ty wiedziałeś...ty wszystko wiedziałeś!-wstałam z tej ławki.-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?!
-Katie...
-Taki z ciebie przyjaciel?!
-Katie...
-Myślałam,że mogę ci ufać...znamy się od dziecka...Jesteś moim przyjacielem od dnia w którym powiedziałeś,że żaden chłopiec mnie nigdy nie skrzywdzi,bo ty zawsze będziesz przy mnie,pamiętasz?Mieliśmy wtedy po pięć lat- odwróciłam się i zamierzałam odejść gdzieś pod most i przenocować tę noc.Powstrzymało mnie szarpnięcie do tyłu.Odwróciłam się i zobaczyłam Liama trzymającego delikatnie moje ramię
-Dasz mi w końcu coś powiedzieć?-nic nie odpowiedziałam,co uznał za zgodę.-Ja bardzo chciałem ci powiedzieć.Już za pierwszym razem,gdy go przyłapałem...
-Przyłapałeś go?!-przerwałam mu wściekła.
-Tak...Ale on wtedy błagał mnie wręcz na kolanach,obiecał,że się nie powtórzy...
-Ale się powtórzyło-ucięłam.
-Tak...ja czułem się z tym strasznie i czuję to do tej pory.Gdybym mógł cofnąć czas to byś o tym wiedziała.Ja...nie wiem co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła-spojrzałam w te jego smutne oczki i od razu cała złość na niego mi przeszła.Ja po prostu nie umiem się na niego gniewać.No nie umiem.
-Laim,wiesz jaka ja jestem wybuchowa-wtuliłam się w niego.On mnie zawsze rozumie.
-To ja cię przepraszam-objął mnie mocniej.
-Wybaczam.
-Okej,to może w ramach zgody pójdziemy do mnie i napijemy się czegoś ciepłego,co?-zaproponował.
-Dobrze.
Po krótkim spacerze weszłyśmy do jego domu i zdjęliśmy kurtki.
-Co tam u ciebie i Soph?-zapytałam z grzeczności.Wie,że jej nie trawię.
-Chyba jest kiepsko-westchnął.
-Co?Dlaczego?
-Sam już nie wiem.Nic jej nie pasuje,o wszystko ma pretensje.Już nawet na piwo nie mogę iść samemu,bo wysyła za mną swoich kumpli.
-Po co z nią jesteś?-zapytałam z czystej ciekawości.No ale serio,po co być z kimś,kto cię ogranicza ?
-Kiedyś jak kochałem.Była delikatna i niewinna. A teraz?Już sam nie wiem,czy to jest miłość.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
-Ciekawe kto to-powiedział i poszedł otworzyć.-Sophia?
-Cześć kochanie!-usłyszałam jej piskliwy głos. Nigdy za sobą nie przepadałyśmy-ona robiła wszystko,żebym wiedziała,że Liam jest jej. -Co,ona tu robi?-obleciała mnie wściekłym wzrokiem.
-Mieszka -odpowiedział jej Liam.
-Jak ona...że co?!Od kiedy?!
-Od dziś.
-Zdradzasz mnie z nią!-wybuchła.-Wynocha!
-Przestań Sophia.
-Paniusiu,to,że Liam nie umie ci się postawić, to nie znaczy,że ja też nie umiem-wstałam z kanapy i stanęłam na przeciw niej.-Więc się zamknij,bo inaczej skrzywdzę ci tą piękną buźkę.
-Ty mi grozisz?!Wynocha z mojego domu!-krzyknęła.
-Ej,ej stop.Jakie wynocha?To mój dom-Liam wstał.-Jeszcze raz podniesiesz na nią głos a sama stąd wyjdziesz.
Uciszyła się,na całe szczęście,bo by oberwała.
-Przepraszam cię za nią -przytulił mnie gdy ta jędzą sobie poszła.W jego ramionach czuję się tak bezpiecznie...
-Nie szkodzi.
Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami.Liam uśmiechnął się a ja spojrzałam mu w oczy.
-Chodź,idziemy spać,już późno-powiedział i zaprowadził mnie do mojej sypialni.Bywałam u niego tak często,że chłopak odstąpił mi jeden pokój.
Jest już późno po północy a ja dalej nie śpię. Może to przez te dzisiejsze emocje?
Po krótkim zastanowieniu postanowiłam iść do Liama.
-Liam?-zapytałam cicho i weszłam do jego sypialni.Zobaczyłam,że śpi.Coś kazało mi podejść do niego.Tak też zrobiłam i po chwili stałam obok jego łóżka i patrzyłam jaki jest przystojny,nawet kiedy śpi.Postanowiłam cmoknąć go lekko w policzek na dobranoc,ale gdy prawie dotykałam jego policzka,on przycisnął mnie do siebie i mocno pocałował. W usta.Uhm,cudowne uczucie....
Nie dał mi czasu na cokolwiek,bo pociągnął mnie tak,że leżałam teraz pod nim(co mi się podobało)a on patrzył mi w oczy.
-Co ty robisz Liam?
-Nie wiem...Ale bardzo tego chciałem-nasze oddechy są nieregularne.
-Liam...
-Nic nie mów,daj się ponieść-powiedział i raz jeszcze wpił się w moje usta.Aż jęknęłam.
-Ale ty masz dziewczynę -oderwałam się od niego.
-Już nie,zerwałem z nią.
-A co ja mama z tym wspólnego?
-To,że ja nie mogę bez ciebie zyć.
-Nie rozumiem...-naprawdę jestem aż taka głupia?
-Kocham cię.Od zawsze.
-Ja...ja też-w chwili gdy to powiedziałam,zdałam sobie z tego sprawę. Jego twarz rozświetlił piękny uśmiech,na co i ja,się uśmiechnęłam.Teraz ja go pocałowałam.
Teraz wiem,że to z nim chcę spędzić resztę życia.
******
A więc kolejny jest z Liamem ;)
Niewiem kto i kiedy będzie następny,ale będzie :)
Rozdział -być może w niedzielę,choć to niepewne,jak mówiłam jest cieżki tydzień dla mnie (w sumie jak i dwa kolejne) przez co szybciej pojawi się imagin niż rozdział-tak sądzę choć do końca nie wiem.
czytajcie i komentujcie!
<3
poniedziałek, 3 listopada 2014
Libster Award
NOWY IMAGIN W TYM TYGODNIU!
Kochani,otrzymałam nominację Libster Award.
Na początek przypomnienie czym jest Libster Award.
Nominację do Libster Award otrzymuje się od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę".Jest przyznawana dla blogów o mniejszej ilości obserwatorów,więc daje możliwość do ich rozpowrzechnienia.Po odebraniu nagrody,trzeba odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby,która cię nominowała. Następnie nominuje się 11 osób(informując je o tym) oraz zadaje się im 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga,który cię nominował!
Nominacja od: http://louis-ff-one-direction-xx.blogspot.com.
Pytania i odpowiedzi:
1.Co zachęciło cię do pisania bloga?
Już od jakiegoś czasu piszę opowiadania o 1D i stwierdziłam,że chcę pokazać komuś co stworzyłam dzięki wolnym chwilą i muzyce One Direction ;).
2.Wierzysz w przyjaźń damsko-męską?
Hm...Cóż...Chyba tak.Zdecydowanie tak.
3.Jesteś sama?
Tak.
4.Dużo czasu spędzasz na pisaniu bloga?
Cóż...trudno mi to określić,bo mój czas dzieli się na szkołę-praktyki-dom,ale zawsze znajdzie się jakaś godzina,może dwie wieczorem lub w nocy na blog.
5.Jaki masz kolor oczu?
Zielony.
6.Jaki masz cel w życiu?
Znaleść sobie świetnego faceta i żyć pełnią życia ;)
7.Jaką siebie w 5 wyrazach opiszesz?
wybuchowa (w dobrym tego słowa znaczeniu)
radosna
żywiołowa
powolna ;)
leniwa
8.Do której klasy chodzisz?
Trzeci rok w ZSZ.
9.Jakiej muzyki słuchasz?
pop,rock a nawet disco polo :)
10.Do jakich fandomów należysz?
Directioners,Kwiatonators.
Nominuję:
1. http://alex-zarry-cassino.blogspot.com.
2. http://kochamjedend.blogspot.com.
3. http://one-direction-el-amor.blogspot.com.
4.http://onedirectionlittlesweetangel.blogspot.com.
5. http://blogonedirectionneverforget.blogspot.com.
6. http://imagioonedirection5secondsofsummer.blogspot.com.
7. http://happy-star-fanfiction.blogspot.com
8. http://givemelove-louistomlinson.blogspot.com
9. http://happilly-niall-horan-fanfiction.blogspot.com
10. http://still-the-one-ff.blogspot.com.
11. http://teenage-dirtbag-harrystylesff.blogspot.com.
Moje pytania:
1.Twoja/wasza ulubiona piosenka?
2.Jak zaczęła się twoja/wasza przygoda z One Direction?
3.Ulubiona piosenka z UAN,TMH i MM?
4.Jle masz/macie lat?
5.Jak długo jesteście Directioners?
6.Którego z członków zespołu 1D najbardziej lubisz/lubicie?
7.Co sprawiło,że piszesz/piszecie bloga?
8.Ulubiony kolor?
9.Co najbardziej dla ciebie/was liczy się w opowiadniach?
10.Gdzie mieszkasz?
11.Akceptujesz związki Zayn'a,Liam'a i,Lou?
Kochani,otrzymałam nominację Libster Award.
Na początek przypomnienie czym jest Libster Award.
Nominację do Libster Award otrzymuje się od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę".Jest przyznawana dla blogów o mniejszej ilości obserwatorów,więc daje możliwość do ich rozpowrzechnienia.Po odebraniu nagrody,trzeba odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby,która cię nominowała. Następnie nominuje się 11 osób(informując je o tym) oraz zadaje się im 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga,który cię nominował!
Nominacja od: http://louis-ff-one-direction-xx.blogspot.com.
Pytania i odpowiedzi:
1.Co zachęciło cię do pisania bloga?
Już od jakiegoś czasu piszę opowiadania o 1D i stwierdziłam,że chcę pokazać komuś co stworzyłam dzięki wolnym chwilą i muzyce One Direction ;).
2.Wierzysz w przyjaźń damsko-męską?
Hm...Cóż...Chyba tak.Zdecydowanie tak.
3.Jesteś sama?
Tak.
4.Dużo czasu spędzasz na pisaniu bloga?
Cóż...trudno mi to określić,bo mój czas dzieli się na szkołę-praktyki-dom,ale zawsze znajdzie się jakaś godzina,może dwie wieczorem lub w nocy na blog.
5.Jaki masz kolor oczu?
Zielony.
6.Jaki masz cel w życiu?
Znaleść sobie świetnego faceta i żyć pełnią życia ;)
7.Jaką siebie w 5 wyrazach opiszesz?
wybuchowa (w dobrym tego słowa znaczeniu)
radosna
żywiołowa
powolna ;)
leniwa
8.Do której klasy chodzisz?
Trzeci rok w ZSZ.
9.Jakiej muzyki słuchasz?
pop,rock a nawet disco polo :)
10.Do jakich fandomów należysz?
Directioners,Kwiatonators.
Nominuję:
1. http://alex-zarry-cassino.blogspot.com.
2. http://kochamjedend.blogspot.com.
3. http://one-direction-el-amor.blogspot.com.
4.http://onedirectionlittlesweetangel.blogspot.com.
5. http://blogonedirectionneverforget.blogspot.com.
6. http://imagioonedirection5secondsofsummer.blogspot.com.
7. http://happy-star-fanfiction.blogspot.com
8. http://givemelove-louistomlinson.blogspot.com
9. http://happilly-niall-horan-fanfiction.blogspot.com
10. http://still-the-one-ff.blogspot.com.
11. http://teenage-dirtbag-harrystylesff.blogspot.com.
Moje pytania:
1.Twoja/wasza ulubiona piosenka?
2.Jak zaczęła się twoja/wasza przygoda z One Direction?
3.Ulubiona piosenka z UAN,TMH i MM?
4.Jle masz/macie lat?
5.Jak długo jesteście Directioners?
6.Którego z członków zespołu 1D najbardziej lubisz/lubicie?
7.Co sprawiło,że piszesz/piszecie bloga?
8.Ulubiony kolor?
9.Co najbardziej dla ciebie/was liczy się w opowiadniach?
10.Gdzie mieszkasz?
11.Akceptujesz związki Zayn'a,Liam'a i,Lou?
niedziela, 2 listopada 2014
Zayn
Ekhem, chciałabym podziękować Alex April i Yolo Jula i Mania za komentarze,pomogły mi ;).
A teraz obiecany imagin.
Mam nadzieję,że się podoba.
Mam w życiu pecha.Pecha do miłości.Trafiają mi się sami idioci bez uczuć.Za każdym razem.
Dlaczego?
Idę ulicą i rozmyślam,jak co dzień,o moim nudnym życiu.Ok,nudne to ono może nie jest,bo pracuję w cukierni.Tam nie ma mowy o nudzie.Zawsze coś się dzieje.A to ktoś coś spieprzy,któs dostanie podwyżkę,albo szef coś odstawi.
Przez to myślenie,poczułam,że odbijam się od kogoś.Podnoszę wzrok i widzę przystojnego bruneta o pięknych brązowych oczach.
-Przepraszam-powiedzieliśmy oboje,na co zaraz się zaśmialiśmy.
-Nic ci nie jest?-zapytał pierwszy.
-N-nie-powiedziałam i spuściłam wzrok.Nie wiem czemu.Może dlatego,że jest tak bardzo przystojny?
-Jestem Zayn-zobaczyłam rękę wyciągniętą w moją stronę.
-Lola-przywitałam się.
-Przeze mnie masz teraz mokrą koszulkę.
Dopiero teraz,gdy to powiedział,zdałam sobie z tego sprawę.Spojrzałam na moją nową bluzkę.Na pomarańczowym kolorze w jakim ona jest,widnieje wielka,brązowa plama.
-Przepraszam.
-Nie szkodzi Zayn-użyłam jego imienia.Jest śliczn.-J tak bym ją ubrudziła pewnie ze trzy razy.
-Szkodzi,bo,jest ładna-rumieńce obleciały moją twarz.
-Daj spokój.
-Spieszysz się gdzieś?
-Nie,w sumie wracam do domu.
-A daleko mieszkasz?-czemu on się tak wypytuje?
-No spory kawałek.
-Bo wiesz...-podrapał się po karku,jakby nad czymś intensywnie myślał.
-Tak?
-Może poszlibyśmy do mnie.Mieszkam tu za rogiem.Zaprałbym ci ją.Zanim dojdziesz do domu,będzie z tego okropna plama.
Czy on mnie próbuje poderwać?Znam ten tekst,spotkałam się z nim kilka razy,ale Zayn jest taki...uroczy.
-Okej-odpowiedziałam.
***Cztery miesiące później ***
I tak nasza znajomość rozkwitła.W żadnym stopniu nie żałuję swojej decyzji.Z tygodnia na tydzień zaczełam czuć coś do Zayn'a.I to było coś więcej niż przyjaźń.Zakochałam w nim. Tyle,że on chyba nic do mnie nie czuje.
Wstałam kolejnego dnia z łóżka i ogarnęłam się.Zeszłam do kuchni by zrobić sobie śniadanie.W chwili gdy nalewałam wrzątku do szklaniki,rozległ się dzwonek mojego telefonu.Wzdrygnęłam się,przez co poparzyłam palca tymże wrzątkiem.Boli.Opłukałam go trochę zimną wodą i sięgnęłam po telefon.
Dostałam wiadomość od Zayn'a:
"Dzień dobry :)
Masz dziś wolny wieczór?"
Odpisałam mu:
"Cześć,mam.Dlaczego pytasz?"
"Powiedzmy,że mam dla ciebie niespodziankę. Ubierz się ładnie i bądź gotowa o 20 :-* "
Ok,nic nie rozumiem.Niespodzianka?Ubierz się ładnie?Dobrze,ale po co?!
Wybiła godzina 16 i co się z tym wiąże -moje przygotowania.Zaczęłam od tego,że przygotowałam sobie wannę pełną cieplutkiej wody z aromatycznym zapachem wanilii. Leżałam w niej dość długo,bo woda zdążyła ostygnąć.Wyszłam z łazienki w samym ręczniku i spojrzałam na zegarek -17.05.Czyli nie tak źle.Wysuszyłam włosy,ale nic z nimi teraz nie zrobię.Zostawię je sobie na później.Podeszłam do szafy i przejrzałam ją baaaardzo dokładnie, przez co znalazłam nawet ładną sukienkę. Położyłam ją na łóżku.Sięga do połowy ud. Jest szara,ale w każdym odcieniu szarości-od najjaśniejszego do najciemniejszego.A w talii na czarny pas.Do tego obok łóżka położyłam czarne,wysokie szpilki.Założyłam bieliznę, potem sukienkę a buty zostawiłam na koniec. Dobra.Oczy podkreśliłam kredką i tuszem a usta delikatną pomadką.Wzięłam do ręki prostownicę i stojąc przed lustrem,idealnie je wyprostowałam.Wyglądam prawie jak Elena Gilbert.
Ok,sprawdziłam czas-18.35.Już?Rany,kiedy to minęło?
Zeszłam na dół z obcasami i torebką w dłoniach.Usiadłam na kanapie i włączyłam tv. Jakoś mnie nie interesowało to co mówią o tabletkach na odchudzanie.Interesował mnie Zayn i jego niespodzianka.Co on wymyślił?
Telefon pokazał 19.32 a ja zaczęłam się denerwować.Boże Lola,uspokój się do cholery. E tam!Nerwy mnie zjadają.
W końcu postanowiłam zaparzyć sobie melisy,bo inaczej to daleko bym nie zajechała.
Upiłam ostatni łyk napoju i wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.Powoli odetchnęłam i założyłam szpilki i powoli podchodząc, otworzyłam je.Stał w nich Zayn.
-Cześć-powiedział i obleciał mnie z góry na dół.
-Cześć-ledwo powiedziałam,bo zaparło mi dech.Stałam tam jak ta idiotka patrząca na anioła.Jest ubrany w świetnie dopasowany garnitur,jego czarne włosy są postawione do góry żelem no i ten cudowny uśmiech...gdyby nie to,że trzymałam klamkę drzwi,to pewnie bym wylądowała na podłodze.
-Idziemy?-zapytał,wybudzając mnie z transu.
-Tak,tak-złapałam torebkę i zamknęłam dom. Wsiedliśmy do jego samochodu i powoli ruszyliśmy z odjazdu.
-Ślicznie wyglądasz -powiedział i spojrzał na mnie,jeszcze raz mnie ilustrując.
-Dzięki.
Nastąpiła chwila ciszy,ale wydaje mi się przyjemnej.
-Co to za niespodzianka?-zapytałam w końcu.
-Zaraz się dowiesz.
Zajechał pod swój dom.Wysiedliśmy i weszliśmy do tej wielkiej willi.Weszłam z nim do jadalni i chłopak odsunął mi krzesełko,na którym usiadłam.Stół jest pięknie nakryty. Światło dają dwie duże świece stojące po
środku stołu.
-Zayn,to wszystko jest bardzo śliczne,ale z jakiej to okazji?
Usiadł naprzeciw mnie i spojrzał mi w oczy po czym powiedział:
-Dziś mija czwarty miesiąc naszej znajomości. Postanowiłem to uczcić.
Mentalnie dałam sobie w twarz.Jak można być tak głupim i nie pamiętać tak ważnej daty?!
-O rany,zapomniałam!
-Cała ty-zaśmialiśmy się.Zayn nałożył nam trochę spaghetti i wznieśliśmy potem toast po czym wróciliśmy do kolacji.Gdy skończyliśmy, chłopak podszedł do mnie i kucnął przy moich kolanach.
-Vo ty robisz Zayn?
-Coś co powinienem zrobić już dawno temu.
Podniósł się,przez co i ja zostałam pociągnięta przez niego w górę i stanęłam przed nim.
Moje serce wariuje.
-Zayn?
-Tak?
-Co chciałeś zrobić już dawno temu?-spojrzałam w jego oczy.
-Ro-przyciągnął mnie do siebie i pocałował.Tak delikatnie i ostrożnie.Jego ciepłe i pełne usta ostrożnie łączyły się z moimi.Boże,jestem w niebie.Po chwili oderwał się ode mnie by złapać oddech.
-Zayn...-próbowałam coś powiedzieć.
-Kocham cię Lola.Kocham cię jak kobietę,nie jak przyjaciółkę.Jesteś najpiękniejszą i najcudowniejszą dziewczyną jaką poznałem-spojrzał na mnie zdesperowanym wzrokiem a do mnie dotarło co powiedział.
On mnie kocha.
-Zayn...
-Boże,wiedziałem,że nie powinienem...to było głupie...wygłupiłem się-puścił moje dłonie.
-Zayn!-spojrzał na mnie.-Ja...to ja byłam głupia,że nie powiedziałam ci tego wcześniej...
-Masz kogoś?-przerwał mi.Trzymajcie mnie,bo zaraz coś mu zrobię,no!
-Zayn,ja też cię kocham do cholery!-złapałam go za ręce a on przyciągnął mnie do siebie i znów pocałował.Zaraz się rozpłynę...
-Kocham cię -uśmiechnął się i pogładził moje policzki.
-Ja ciebie też -cmoknął mnie w nos.
-Zostaniess moją dziewczyną?
-Tak-powiedziałam z uśmiechem.
-I pomyśleć,że kawa nas połączyła.
*****
To mój pierwszy taki imagin,nie wiem co o nim sądzę,chcę przeczytać wasze opinie :)
Skończyłam go wczoraj jakoś po 1 w nocy! ;)
Co do rozdziału -będzie najprawdopodobniej w niedzielę.Ten tydzień będzie ciężki :):)
<3
A teraz obiecany imagin.
Mam nadzieję,że się podoba.
Mam w życiu pecha.Pecha do miłości.Trafiają mi się sami idioci bez uczuć.Za każdym razem.
Dlaczego?
Idę ulicą i rozmyślam,jak co dzień,o moim nudnym życiu.Ok,nudne to ono może nie jest,bo pracuję w cukierni.Tam nie ma mowy o nudzie.Zawsze coś się dzieje.A to ktoś coś spieprzy,któs dostanie podwyżkę,albo szef coś odstawi.
Przez to myślenie,poczułam,że odbijam się od kogoś.Podnoszę wzrok i widzę przystojnego bruneta o pięknych brązowych oczach.
-Przepraszam-powiedzieliśmy oboje,na co zaraz się zaśmialiśmy.
-Nic ci nie jest?-zapytał pierwszy.
-N-nie-powiedziałam i spuściłam wzrok.Nie wiem czemu.Może dlatego,że jest tak bardzo przystojny?
-Jestem Zayn-zobaczyłam rękę wyciągniętą w moją stronę.
-Lola-przywitałam się.
-Przeze mnie masz teraz mokrą koszulkę.
Dopiero teraz,gdy to powiedział,zdałam sobie z tego sprawę.Spojrzałam na moją nową bluzkę.Na pomarańczowym kolorze w jakim ona jest,widnieje wielka,brązowa plama.
-Przepraszam.
-Nie szkodzi Zayn-użyłam jego imienia.Jest śliczn.-J tak bym ją ubrudziła pewnie ze trzy razy.
-Szkodzi,bo,jest ładna-rumieńce obleciały moją twarz.
-Daj spokój.
-Spieszysz się gdzieś?
-Nie,w sumie wracam do domu.
-A daleko mieszkasz?-czemu on się tak wypytuje?
-No spory kawałek.
-Bo wiesz...-podrapał się po karku,jakby nad czymś intensywnie myślał.
-Tak?
-Może poszlibyśmy do mnie.Mieszkam tu za rogiem.Zaprałbym ci ją.Zanim dojdziesz do domu,będzie z tego okropna plama.
Czy on mnie próbuje poderwać?Znam ten tekst,spotkałam się z nim kilka razy,ale Zayn jest taki...uroczy.
-Okej-odpowiedziałam.
***Cztery miesiące później ***
I tak nasza znajomość rozkwitła.W żadnym stopniu nie żałuję swojej decyzji.Z tygodnia na tydzień zaczełam czuć coś do Zayn'a.I to było coś więcej niż przyjaźń.Zakochałam w nim. Tyle,że on chyba nic do mnie nie czuje.
Wstałam kolejnego dnia z łóżka i ogarnęłam się.Zeszłam do kuchni by zrobić sobie śniadanie.W chwili gdy nalewałam wrzątku do szklaniki,rozległ się dzwonek mojego telefonu.Wzdrygnęłam się,przez co poparzyłam palca tymże wrzątkiem.Boli.Opłukałam go trochę zimną wodą i sięgnęłam po telefon.
Dostałam wiadomość od Zayn'a:
"Dzień dobry :)
Masz dziś wolny wieczór?"
Odpisałam mu:
"Cześć,mam.Dlaczego pytasz?"
"Powiedzmy,że mam dla ciebie niespodziankę. Ubierz się ładnie i bądź gotowa o 20 :-* "
Ok,nic nie rozumiem.Niespodzianka?Ubierz się ładnie?Dobrze,ale po co?!
Wybiła godzina 16 i co się z tym wiąże -moje przygotowania.Zaczęłam od tego,że przygotowałam sobie wannę pełną cieplutkiej wody z aromatycznym zapachem wanilii. Leżałam w niej dość długo,bo woda zdążyła ostygnąć.Wyszłam z łazienki w samym ręczniku i spojrzałam na zegarek -17.05.Czyli nie tak źle.Wysuszyłam włosy,ale nic z nimi teraz nie zrobię.Zostawię je sobie na później.Podeszłam do szafy i przejrzałam ją baaaardzo dokładnie, przez co znalazłam nawet ładną sukienkę. Położyłam ją na łóżku.Sięga do połowy ud. Jest szara,ale w każdym odcieniu szarości-od najjaśniejszego do najciemniejszego.A w talii na czarny pas.Do tego obok łóżka położyłam czarne,wysokie szpilki.Założyłam bieliznę, potem sukienkę a buty zostawiłam na koniec. Dobra.Oczy podkreśliłam kredką i tuszem a usta delikatną pomadką.Wzięłam do ręki prostownicę i stojąc przed lustrem,idealnie je wyprostowałam.Wyglądam prawie jak Elena Gilbert.
Ok,sprawdziłam czas-18.35.Już?Rany,kiedy to minęło?
Zeszłam na dół z obcasami i torebką w dłoniach.Usiadłam na kanapie i włączyłam tv. Jakoś mnie nie interesowało to co mówią o tabletkach na odchudzanie.Interesował mnie Zayn i jego niespodzianka.Co on wymyślił?
Telefon pokazał 19.32 a ja zaczęłam się denerwować.Boże Lola,uspokój się do cholery. E tam!Nerwy mnie zjadają.
W końcu postanowiłam zaparzyć sobie melisy,bo inaczej to daleko bym nie zajechała.
Upiłam ostatni łyk napoju i wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.Powoli odetchnęłam i założyłam szpilki i powoli podchodząc, otworzyłam je.Stał w nich Zayn.
-Cześć-powiedział i obleciał mnie z góry na dół.
-Cześć-ledwo powiedziałam,bo zaparło mi dech.Stałam tam jak ta idiotka patrząca na anioła.Jest ubrany w świetnie dopasowany garnitur,jego czarne włosy są postawione do góry żelem no i ten cudowny uśmiech...gdyby nie to,że trzymałam klamkę drzwi,to pewnie bym wylądowała na podłodze.
-Idziemy?-zapytał,wybudzając mnie z transu.
-Tak,tak-złapałam torebkę i zamknęłam dom. Wsiedliśmy do jego samochodu i powoli ruszyliśmy z odjazdu.
-Ślicznie wyglądasz -powiedział i spojrzał na mnie,jeszcze raz mnie ilustrując.
-Dzięki.
Nastąpiła chwila ciszy,ale wydaje mi się przyjemnej.
-Co to za niespodzianka?-zapytałam w końcu.
-Zaraz się dowiesz.
Zajechał pod swój dom.Wysiedliśmy i weszliśmy do tej wielkiej willi.Weszłam z nim do jadalni i chłopak odsunął mi krzesełko,na którym usiadłam.Stół jest pięknie nakryty. Światło dają dwie duże świece stojące po
środku stołu.
-Zayn,to wszystko jest bardzo śliczne,ale z jakiej to okazji?
Usiadł naprzeciw mnie i spojrzał mi w oczy po czym powiedział:
-Dziś mija czwarty miesiąc naszej znajomości. Postanowiłem to uczcić.
Mentalnie dałam sobie w twarz.Jak można być tak głupim i nie pamiętać tak ważnej daty?!
-O rany,zapomniałam!
-Cała ty-zaśmialiśmy się.Zayn nałożył nam trochę spaghetti i wznieśliśmy potem toast po czym wróciliśmy do kolacji.Gdy skończyliśmy, chłopak podszedł do mnie i kucnął przy moich kolanach.
-Vo ty robisz Zayn?
-Coś co powinienem zrobić już dawno temu.
Podniósł się,przez co i ja zostałam pociągnięta przez niego w górę i stanęłam przed nim.
Moje serce wariuje.
-Zayn?
-Tak?
-Co chciałeś zrobić już dawno temu?-spojrzałam w jego oczy.
-Ro-przyciągnął mnie do siebie i pocałował.Tak delikatnie i ostrożnie.Jego ciepłe i pełne usta ostrożnie łączyły się z moimi.Boże,jestem w niebie.Po chwili oderwał się ode mnie by złapać oddech.
-Zayn...-próbowałam coś powiedzieć.
-Kocham cię Lola.Kocham cię jak kobietę,nie jak przyjaciółkę.Jesteś najpiękniejszą i najcudowniejszą dziewczyną jaką poznałem-spojrzał na mnie zdesperowanym wzrokiem a do mnie dotarło co powiedział.
On mnie kocha.
-Zayn...
-Boże,wiedziałem,że nie powinienem...to było głupie...wygłupiłem się-puścił moje dłonie.
-Zayn!-spojrzał na mnie.-Ja...to ja byłam głupia,że nie powiedziałam ci tego wcześniej...
-Masz kogoś?-przerwał mi.Trzymajcie mnie,bo zaraz coś mu zrobię,no!
-Zayn,ja też cię kocham do cholery!-złapałam go za ręce a on przyciągnął mnie do siebie i znów pocałował.Zaraz się rozpłynę...
-Kocham cię -uśmiechnął się i pogładził moje policzki.
-Ja ciebie też -cmoknął mnie w nos.
-Zostaniess moją dziewczyną?
-Tak-powiedziałam z uśmiechem.
-I pomyśleć,że kawa nas połączyła.
*****
To mój pierwszy taki imagin,nie wiem co o nim sądzę,chcę przeczytać wasze opinie :)
Skończyłam go wczoraj jakoś po 1 w nocy! ;)
Co do rozdziału -będzie najprawdopodobniej w niedzielę.Ten tydzień będzie ciężki :):)
<3
sobota, 1 listopada 2014
Rozdział 10
-Czego chcesz ode mnie?!
-Zaraz zobaczysz.
Niespodziewanie dostałam w twarz z prawego sierpowego,co zwaliło mnie z nóg i spowodowało przez to ból w jednej z nich.I jeszcze ten ból na twarzy-zapewne wszystkie cztery palce odbiły się mi na policzku. Mężczyzna zbliżył się do mnie a mój strach wzmógł się.Złapał mnie mocno za włosy i przyciągnął do siebie,po czym powiedział:
-Ktoś chce twojego bólu i ja ci go zapewnię.
Patrzyłam na niego coraz bardziej przerażona jego słowami.Kto mnie tak bardzo nienawidzi?Za co?Nie zdążyłam się zastanowić,bo mój oprawca zadał kolejny mocny cios.Kopnął mnie mocno w nogę na której praktycznie teraz leżałam-padło na tą nieszczęsną prawą. Zabolało.
Zdążyłam wziąć jeden krótki oddech,a on zaczął kopać mnie z podwójną siłą, (a może tą samą,tylko bardziej bolało?)wszędzie gdzie mógł:łydki,uda,brzuch...dostałam nawet z buta w twarz i ramiona.Próbowałam się jakoś bronić, ale czułam wtedy wszystkie mięśnie tak,jakby mi je rozrywał albo kroił na żywca nożem,takim z ząbkami.
-Przestań!-krzyczałam do,niego jak tylko udawało mi się złapać oddech,choć i to nic nie dawało.
-Jak z tobą skończę-warknął tylko.
-Przestań,proszę -zawyłam.Już całkiem opadłam z sił i opuściłam dłonie które jeszcze przed chwilą jako tako broniły moją twarz i dalej pozwoliłam mu się bić.I tak nie dam rady dwumetrowemu gorylowi.-Przestań...co ja ci zrobiłam?-ledwo zapytałam.
-Mnie?Nic-kopnął mnie jeszcze kilka razy,by potem klęknąć nad moim sponiewieranym ciele i powiedzieć:-Ale mój zleceniodawca cię nienawidzi kochanie.
Odwrócił się i odszedł.Zostawił mnie samą sobie żebym tu umarła.Spróbowałam poruszyć którąkolwiek częścią mojego ciała.Na próżno. Wszystko pali mnie żywym ogniem.Jestem pewnie połamana.
Leżę tu jakiś czas.Ulica pusta,wszyscy w swoich domach,nikt nie przechodzi tędy.Co mam zrobić,by się uratować?!
Jeśli jakimś cudem z tego wyjdę,Harry na wpierdol.
Po kilku minutach ciężkich prób,jakoś udało mi się wydostać z kieszeni telefon,krzywdząc się przy tym pewnie jeszcze bardziej.Światełko telefonu poraziło mnie,litery zlewały przez łzy. Pozwoliłam im spłynąć i skupiłam wzrok na wyświetlaczu.Resztkami sił wybrałam numer do Louis'a.Nie wiem czemu akurat do niego.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i położyłam telefon na ziemi i przysunęłam się do niego. Łączy.
Lou,proszę odbierz...proszę...błagam...Czuję,że zaraz znowu się popłaczę.
-Tak?-usłyszałam jego radosny głos.Mimo,tego w jakiej sytuacji się znalazłam,cieszę się,że odebrał.
-Louis...-ledwo powiedziałam.
-Ewa,co się dzieje?-jego ton od razu zmienił się na poważny i zmartwiony.
-Nie jest najlepiej...
-Co masz na myśli?Źle się czujesz?-słyszę odgłos zamykania drzwi.
-Umieram...
-Nie żartuj sobie tak -zaśmiał się nerwowo.
-Nie żartuję.Ktoś mnie pobił...
-Co?!Gdzie ty jesteś?!
-Tam gdzie...gdzie mnie zostawiłeś...niedaleko zakrętu...Louis,zadzwoń na pogotowie...ja już nie dam rady...-czuję się jeszcze gorzej niż przed chwilą,ogarnia mnie taka niemoc.
-Wytrzymaj,już jadę -to zrozumiałam.Oczy same mi się zamykały i powoli traciłam świadomość.Przegrywałam.Louis mówił coś do mnie,ale nie wiedziałam co,bo już go nawet nie rozumiałam.Wszystko zaczęło cichnąć a w oddali usłyszałam wycie syren i ten głos krzyczący moje imię:
-Ewa!!!
**Oczami Louisa**
Gdy przyjechałem na miejsce,zobaczyłem karetkę i ratowników niosących na noszach mój skarb.Podbiegłem do nich i zobaczyłem ją w świetle świateł.Miała obitą twarz i gdzieniegdzie spore plamy krwi na ubraniach. Mam nadzieję,że nic złego jej nie jest.
Zapytałem jednego z ratowników gdzie ją zabierają.Gdy już uzyskałem odpowiedź,zaraz tam pojechałem.
Niech ja tylko dorwę tego sukinsyna!Zrobię mu dokładnie to samo co on jej.
Po kilku minutach szybkiej jazdy,wysiadłem pod,szpitalem i wszedłem do środka.Nie zdążyłem podejść do recepcji,gdy przez drzwi główne weszli ci sami ratownicy wiozący Ewę.
Dopadłem do niej i szedłem razem z nią, dopóki jakaś pielęgniarka mnie nie zatrzymała.
-Dalej nie może pan wejść.Proszę poczekać na doktora.
A sama tam weszła.
Oparłem bezsilnie na krzesełko i westchnąłem. Ja pierdole.Dlaczego?Co ona komu zrobiła? Taka spokojna i wrażliwa osoba?
Postanowiłem powiadomić Marlenę i chłopaków.
-Halo?-usłyszałem roześmiany głos dziewczyny.Pewnie migdali się ze Stylesem.
-Ewa jest w szpitalu-bez zbędnych ogródek powiedziałem to na czym mi zależało.
-Co?
-No mówię przecież,nie?-powiedziałem zdenerwowany.
-Spokojnie.W którym dokładnie?
-Św.Maxa na czwartej ulicy od centrum.
-Ok,zaraz wszyscy będziemy.
Rozłączyłem się i znowu westchnąłem.Po chwili drzwi się otworzyły i wyszła przez nie ta sama pielęgniarka która mnie zatrzymała.
-Wiadomo coś?-zapytałem z nadzieją.
-Lekarz sam panu powie.Proszę być w dobrej myśli-posłała mi ciepły uśmiech i odeszła a ja z bólem znów usiadłem na tym nie wygodnym krześle.
***Godzinę później ***
Chłopcy i Marlena już są.Styles się nie odzywa, no i dobrze.
Lekarz miał wyjść jakiś czas temu,ale nadal go nie ma.Siedzę oparty głową o ścianę,gdy Styles się odzywa:
-Wszystko będzie dobrze -poklepał.nie po ramieniu.No i przedobrzył.
Rzuciłem się na niego i przyparłem do ściany.
-Tak?Będzie dobrze?!Czy ty siebie słyszysz?!Ona może z tego nie wyjść,a ty mi mówisz,że będzie dobrze?!Gdybyś zadzwonił dziesięć minut później,nie byłoby nas tutaj,ale nie jakaś piosenka była ważniejsza od niej!-wydarłem się i puściłem go.Zirytowany wróciłem na krzesło i westchnąłem głęboko po czym powiedziałem spokojniej:-przepraszam.
-Nieszkodzi Louis,masz prawo być zdenerwowany.My też wszyscy się martwimy-Harry usiadł obok mnie.
Po kilku minutach ciszy,drzwi za którymi jest Ewa,otworzyły się i wyszedł z nich wysoki i w średnim wieku mężczyzna.Wstałem i od razu zapytałem:
-Co z nią?
-Jesteście kimś z rodziny?-spojrzał po nas.
-Jestem jej...chłopakiem -to poniekąd prawda,nie?-A reszta to przyjaciele.
-Dobrze.Dziewczyna jest bardzo mocno pobita, ale nie ma na szczęście wstrząsu mózgu. Musieliśmy szyć kilka ran.
-Wyjdzie z tego?-zapytała zmartwiona Marlena.
-Naturalnie.Teraz jest w śpiączce.
-Kiedy się wybudzi?-zapytał Liam.
-To już zależy od jej organizmu.On sam musi się zregenerować.Myślę,że za kilka dni będzie już z nami.
-Jakie są konkretne obrażenia?-zapytałem niepewny.
-No cóż.Pacjentka ma zwichniętą kostkę, założyliśmy gips dla bezpieczeństwa.Ma bardzo dużo siniaków i kilka krwiaków.Nie są groźne.Ma też naruszone trzy żebra,ale bez złamań.To wszystko.
-Mogę do niej wejść?-zapytałem z błaganiem w oczach.
-Proszę bardzo.
Skinąłem głową na lekarza i podszedłem do drzwi za którymi leży moja Ewa.Nacisnąłem klamkę i znalazłem się w jej pokoju. Zobaczyłem ją tam,leżącą praktycznie bez wyrazu.Przełknąłem głośno ślinę i podszedłem do jej łóżka,po czym usiadłem na krzesełku stojącym nieopodal.Złapałem ją za dłoń i ucałowałem.Szkoda,że tego nie czuje.
-Przepraszam,że nie było mnie przy tobie.
Szkoda,że tego nie usłyszy.
*******
Napisałam go dla was.I cieszę się z tego.
No i co sądzicie?[tylko szczerze<3]
Może jutro coś dodam,bo myślę nad jakimś krótkim imaginem,może coś z tego będzie ???
Nie wiem.
Wy se komentujcie a ja idę myśleć dalej!
<3
-Zaraz zobaczysz.
Niespodziewanie dostałam w twarz z prawego sierpowego,co zwaliło mnie z nóg i spowodowało przez to ból w jednej z nich.I jeszcze ten ból na twarzy-zapewne wszystkie cztery palce odbiły się mi na policzku. Mężczyzna zbliżył się do mnie a mój strach wzmógł się.Złapał mnie mocno za włosy i przyciągnął do siebie,po czym powiedział:
-Ktoś chce twojego bólu i ja ci go zapewnię.
Patrzyłam na niego coraz bardziej przerażona jego słowami.Kto mnie tak bardzo nienawidzi?Za co?Nie zdążyłam się zastanowić,bo mój oprawca zadał kolejny mocny cios.Kopnął mnie mocno w nogę na której praktycznie teraz leżałam-padło na tą nieszczęsną prawą. Zabolało.
Zdążyłam wziąć jeden krótki oddech,a on zaczął kopać mnie z podwójną siłą, (a może tą samą,tylko bardziej bolało?)wszędzie gdzie mógł:łydki,uda,brzuch...dostałam nawet z buta w twarz i ramiona.Próbowałam się jakoś bronić, ale czułam wtedy wszystkie mięśnie tak,jakby mi je rozrywał albo kroił na żywca nożem,takim z ząbkami.
-Przestań!-krzyczałam do,niego jak tylko udawało mi się złapać oddech,choć i to nic nie dawało.
-Jak z tobą skończę-warknął tylko.
-Przestań,proszę -zawyłam.Już całkiem opadłam z sił i opuściłam dłonie które jeszcze przed chwilą jako tako broniły moją twarz i dalej pozwoliłam mu się bić.I tak nie dam rady dwumetrowemu gorylowi.-Przestań...co ja ci zrobiłam?-ledwo zapytałam.
-Mnie?Nic-kopnął mnie jeszcze kilka razy,by potem klęknąć nad moim sponiewieranym ciele i powiedzieć:-Ale mój zleceniodawca cię nienawidzi kochanie.
Odwrócił się i odszedł.Zostawił mnie samą sobie żebym tu umarła.Spróbowałam poruszyć którąkolwiek częścią mojego ciała.Na próżno. Wszystko pali mnie żywym ogniem.Jestem pewnie połamana.
Leżę tu jakiś czas.Ulica pusta,wszyscy w swoich domach,nikt nie przechodzi tędy.Co mam zrobić,by się uratować?!
Jeśli jakimś cudem z tego wyjdę,Harry na wpierdol.
Po kilku minutach ciężkich prób,jakoś udało mi się wydostać z kieszeni telefon,krzywdząc się przy tym pewnie jeszcze bardziej.Światełko telefonu poraziło mnie,litery zlewały przez łzy. Pozwoliłam im spłynąć i skupiłam wzrok na wyświetlaczu.Resztkami sił wybrałam numer do Louis'a.Nie wiem czemu akurat do niego.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i położyłam telefon na ziemi i przysunęłam się do niego. Łączy.
Lou,proszę odbierz...proszę...błagam...Czuję,że zaraz znowu się popłaczę.
-Tak?-usłyszałam jego radosny głos.Mimo,tego w jakiej sytuacji się znalazłam,cieszę się,że odebrał.
-Louis...-ledwo powiedziałam.
-Ewa,co się dzieje?-jego ton od razu zmienił się na poważny i zmartwiony.
-Nie jest najlepiej...
-Co masz na myśli?Źle się czujesz?-słyszę odgłos zamykania drzwi.
-Umieram...
-Nie żartuj sobie tak -zaśmiał się nerwowo.
-Nie żartuję.Ktoś mnie pobił...
-Co?!Gdzie ty jesteś?!
-Tam gdzie...gdzie mnie zostawiłeś...niedaleko zakrętu...Louis,zadzwoń na pogotowie...ja już nie dam rady...-czuję się jeszcze gorzej niż przed chwilą,ogarnia mnie taka niemoc.
-Wytrzymaj,już jadę -to zrozumiałam.Oczy same mi się zamykały i powoli traciłam świadomość.Przegrywałam.Louis mówił coś do mnie,ale nie wiedziałam co,bo już go nawet nie rozumiałam.Wszystko zaczęło cichnąć a w oddali usłyszałam wycie syren i ten głos krzyczący moje imię:
-Ewa!!!
**Oczami Louisa**
Gdy przyjechałem na miejsce,zobaczyłem karetkę i ratowników niosących na noszach mój skarb.Podbiegłem do nich i zobaczyłem ją w świetle świateł.Miała obitą twarz i gdzieniegdzie spore plamy krwi na ubraniach. Mam nadzieję,że nic złego jej nie jest.
Zapytałem jednego z ratowników gdzie ją zabierają.Gdy już uzyskałem odpowiedź,zaraz tam pojechałem.
Niech ja tylko dorwę tego sukinsyna!Zrobię mu dokładnie to samo co on jej.
Po kilku minutach szybkiej jazdy,wysiadłem pod,szpitalem i wszedłem do środka.Nie zdążyłem podejść do recepcji,gdy przez drzwi główne weszli ci sami ratownicy wiozący Ewę.
Dopadłem do niej i szedłem razem z nią, dopóki jakaś pielęgniarka mnie nie zatrzymała.
-Dalej nie może pan wejść.Proszę poczekać na doktora.
A sama tam weszła.
Oparłem bezsilnie na krzesełko i westchnąłem. Ja pierdole.Dlaczego?Co ona komu zrobiła? Taka spokojna i wrażliwa osoba?
Postanowiłem powiadomić Marlenę i chłopaków.
-Halo?-usłyszałem roześmiany głos dziewczyny.Pewnie migdali się ze Stylesem.
-Ewa jest w szpitalu-bez zbędnych ogródek powiedziałem to na czym mi zależało.
-Co?
-No mówię przecież,nie?-powiedziałem zdenerwowany.
-Spokojnie.W którym dokładnie?
-Św.Maxa na czwartej ulicy od centrum.
-Ok,zaraz wszyscy będziemy.
Rozłączyłem się i znowu westchnąłem.Po chwili drzwi się otworzyły i wyszła przez nie ta sama pielęgniarka która mnie zatrzymała.
-Wiadomo coś?-zapytałem z nadzieją.
-Lekarz sam panu powie.Proszę być w dobrej myśli-posłała mi ciepły uśmiech i odeszła a ja z bólem znów usiadłem na tym nie wygodnym krześle.
***Godzinę później ***
Chłopcy i Marlena już są.Styles się nie odzywa, no i dobrze.
Lekarz miał wyjść jakiś czas temu,ale nadal go nie ma.Siedzę oparty głową o ścianę,gdy Styles się odzywa:
-Wszystko będzie dobrze -poklepał.nie po ramieniu.No i przedobrzył.
Rzuciłem się na niego i przyparłem do ściany.
-Tak?Będzie dobrze?!Czy ty siebie słyszysz?!Ona może z tego nie wyjść,a ty mi mówisz,że będzie dobrze?!Gdybyś zadzwonił dziesięć minut później,nie byłoby nas tutaj,ale nie jakaś piosenka była ważniejsza od niej!-wydarłem się i puściłem go.Zirytowany wróciłem na krzesło i westchnąłem głęboko po czym powiedziałem spokojniej:-przepraszam.
-Nieszkodzi Louis,masz prawo być zdenerwowany.My też wszyscy się martwimy-Harry usiadł obok mnie.
Po kilku minutach ciszy,drzwi za którymi jest Ewa,otworzyły się i wyszedł z nich wysoki i w średnim wieku mężczyzna.Wstałem i od razu zapytałem:
-Co z nią?
-Jesteście kimś z rodziny?-spojrzał po nas.
-Jestem jej...chłopakiem -to poniekąd prawda,nie?-A reszta to przyjaciele.
-Dobrze.Dziewczyna jest bardzo mocno pobita, ale nie ma na szczęście wstrząsu mózgu. Musieliśmy szyć kilka ran.
-Wyjdzie z tego?-zapytała zmartwiona Marlena.
-Naturalnie.Teraz jest w śpiączce.
-Kiedy się wybudzi?-zapytał Liam.
-To już zależy od jej organizmu.On sam musi się zregenerować.Myślę,że za kilka dni będzie już z nami.
-Jakie są konkretne obrażenia?-zapytałem niepewny.
-No cóż.Pacjentka ma zwichniętą kostkę, założyliśmy gips dla bezpieczeństwa.Ma bardzo dużo siniaków i kilka krwiaków.Nie są groźne.Ma też naruszone trzy żebra,ale bez złamań.To wszystko.
-Mogę do niej wejść?-zapytałem z błaganiem w oczach.
-Proszę bardzo.
Skinąłem głową na lekarza i podszedłem do drzwi za którymi leży moja Ewa.Nacisnąłem klamkę i znalazłem się w jej pokoju. Zobaczyłem ją tam,leżącą praktycznie bez wyrazu.Przełknąłem głośno ślinę i podszedłem do jej łóżka,po czym usiadłem na krzesełku stojącym nieopodal.Złapałem ją za dłoń i ucałowałem.Szkoda,że tego nie czuje.
-Przepraszam,że nie było mnie przy tobie.
Szkoda,że tego nie usłyszy.
*******
Napisałam go dla was.I cieszę się z tego.
No i co sądzicie?[tylko szczerze<3]
Może jutro coś dodam,bo myślę nad jakimś krótkim imaginem,może coś z tego będzie ???
Nie wiem.
Wy se komentujcie a ja idę myśleć dalej!
<3
Subskrybuj:
Posty (Atom)