niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 11

**Oczami Ewy**

***Trzy dni później***

Zaczynam wracać do życia,bo słyszę czyjeś głosy niekiedy,ale nie mogę ich rozróżnić.
Jakiś nieokreślony czas później,udało otworzyć mi się oczy,co było trudne,bo nawet one mnie bolały.Piekły mnie.Zdążyłam zarejestrować biały pokój i na tym się skończyło,bo szybko je zamknęłam z bólu.
Spróbowałam jeszcze raz i tym razem otworzyłam oczy na dłużej.Mrugnęłam powiekami i odzyskałam trochę wyraźności światła. Rozejrzałam się ostrożnie po pomieszczeniu w którym aktualnie jestem i śmiało mogę powiedzieć,że to szpital,co potwierdza fakt że coś pika obok mojej głowy.
Ale dlaczego tu jestem?
No tak!To pobicie...postanowiłam zobaczyć a raczej poczuć czy mam władzę w rękach i nogach.Sprawnie poruszyłam palcami u rąk i nóg.Z tym minusem,że prawa noga jest w jakimś ucisku i trochę mnie boli.
Co ten huj mi zrobił?
Wtedy moje oczy zobaczyły skuloną postać chłopaka.Nie wiem kim dokładnie jest,bo jego głowa swobodnie opada w dół.Myślę,że to Louis albo Liam,bo mają podobny kolor włosów a nawet ten nieład na ich głowach. Niech chłopak śpi,nie lubię jak ktoś się dla mnie poświęca.
Ha!Pamiętam jak ostatnio byłam chora, bodajże rok temu.Miałam wtedy tylko zwichniętą kostkę i potrafiłam poruszać się o kulach,ale mama uparła się,że weźmie sobie wolne i zajmie się mną.Musiałyśmy z Marleną przekonywać ją,że we dwie damy sobie świetnie radę.Udało się,ale do dzwoniła praktycznie co godzinę.I ja muszę w końcu do niej zadzwonić.Ale ze mnie córka,nie ma co!
Zwróciłam uwagę na chłopaka bo poruszył się.
Podniósł głowę i kogo zobaczyłam?
Uwaga,uwaga!
Louis Tomlinson!
-Ewa,obudziłaś się wreszcie-powiedział i przybliżył się do mnie bardziej.
-Uhm-zdołałam powiedzieć.
-Może pójdę po lekarza?-zapytał przejęty.
-Nie...nie trzeba-powiedziałam powoli,bo moje żebra chyba odmawiają współpracy.
-Pójdę -wstał z miejsca i wyszedł.
Westchnęłam i poprawiłam lekko głowę na poduszce.Uparciuch.
Drzwi do mojej sali zostały otworzone i zobaczyłam Louis'a i lekarza z "wyciągniętą żuchwą",w białym fartuchu,ok. 35 lat.
-Dzień dobry-powitał mnie wielkim, zaraźliwym uśmiechem.
-Dzień dobry -odpowiedziałam mu już mniej radośnie.
-Cieszę się,że wróciła pani do nas.Jak się pani czuje?-zapytał i spojrzał na kartę,którą trzymał w ręku.
-Szczerze?
-Tylko tak.
-Jakby mnie czołg przejechał.
-To typowe.Odczuwa pani jakiś ból?-zapytał i przyświecił mi małą latareczką po oczach.Po chwili wrócił do pisania coś na karcie.
-Tak.W prawej nodze ból i coś jakby uścisk. No i bolą mnie żebra przez co ciężko mi się oddycha.
-Uhm-nadal notuje.-Na prawej nodze ma pani założony gips.Kostka jest poważnie zwichnięta. Żebra są stłuczone i stąd te trudności z oddychaniem.Będą jeszcze boleć,kilka dni.
Louis przysłuchiwał się temu w ciszy.
-Ile tutaj jestem?
-Trzy dni-odpowiedział Louis.
-Dlaczego tak długo spałam?
-Pani organizm musiał się zregenerować i dlatego potrzebował więcej czasu.
-Aha.
-Dobrze.Ma pani jakieś pytania?
-Ile będę tu leżeć?
-Nie jestem w stanie powiedzieć-stwierdził z uśmiechem.-Ale myślę,że kilka dni.To wszystko?
-Tak.
-Dobrze.A pana poproszę do mojego gabinetu-pokazał na Lou.
-Dobrze.Zaraz wrócę -powiedział do mnie i zniknął za lekarzem.Westchnęłam po raz kolejny.Zastanawia mnie jedno.Dlaczego Louis tu jest?
Spojrzałam zdenerwowana w bok,skąd dochodził strasznie wkurwiający mnie dźwięk. Okazało się,że to kroplówka.Wow,jeżeli dali mi kroplówkę,to musiało być ze mną naprawdę źle.Spałam trzy dni.Rany,nie wyobrażam sobie tego.Ostatnie co pamiętam,to to,że jakiś chłopak krzyknął moje imię a potem już tylko ciemność.
-Już jestem -usłyszałam głos Lou i po chwili go zobaczyłam.
-Miło,że tu siedzisz-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Cieszę się.Bardzo boli?-zapytał pokazując na nogę w gipsie leżącą na kołdrze.
-No trochę -przyjrzałam mu się i śmiało mogę powiedzieć,że chłopak zmienił się przez te trzy dni.I to radykalnie.Wygląda teraz na trzydzieści lat.Jego zarost powiększył się,oczy podkrążone i niewyspane.-Kiedy ostatnio spałeś?
Nie zdążył odpowiedzieć,bo nagle drzwi się otworzyły i pojwili się:Marlena,Niall,Liam ,Zayn i Harry.
-Ewa!-krzyknęła ucieszona dziewczyna i rzuciła się na mnie z uściskami.
-Mar...ja też się...cieszę,że...cię widzę,ale... ostrożnie...-ledwo wydusiłam.
-Rany!Przepraszam!-od razu mnie puściła.
-Dobrze cię widzieć spowrotem-powiedział Zayn z uśmiechem.
-Ja wiem chłopcy,że cieszycie się z faktu,iż Ewa jest już z nami,ale pozwólcie,że my sobie teraz pogadamy-chłopcy słuchali jej,ale przekaz chyba do nich nie trafił.-Na osobności-dodała z naciskiem.Chłopcy z pomrukami wyszli na korytarz.-Louis,ty też -powiedziała,na co nie mogłam się nie uśmiechnąć.Spojrzał na mnie, szukając ratunku.
-Idź Lou.Zaraz wrócisz-powiedziałam.On tylko mruknął coś pod nosem w stylu "ah te baby" i wyszedł.
-Mam ci tyle do powiedzenia -zaświergotała Marlena i przysiadła na krzesełku.
-No to dawaj,ale powiedz mi...jedną rzecz.
-No jaką?Powiem ci wszystko.
-Louis był tu cały czas?-moje podejrzenia wyszłyśmy na światło dzienne.
-No właśnie!Miałam ci to od razu powiedzieć, żebyś coś z nim zrobiła,bo chłopak się wykończy.
-Co się stało?
-Louis siedzi tu z tobą trzy dni,tyle ile tu jesteś. Bez żadnej przerwy na sen czy cokolwiek.Jak wszedł tu zaraz po tym jak mu lekarz pozwolił, tak nie wyszedł ani razu.Pił tylko kawę jak chłopaki przynosili.Jeść w ogóle nie chciał.
-Nie wyszedł...ani razu?-co on odwala?
-Nie.
-Dlaczego?
-Nie wiem-odpowiedziała z uśmiechem.
-Możesz go zawołać?
-Jasne-wyszła a po chwili zamiast niej wszedł Louis.
-Louis -zaczęłam najbardziej stanowczym głosem na jaki mnie stać tej chwili.
-Tak?
-Słyszałam,że...siedziałeś tu cały czas-gdy to powiedziałam,chłopak spuścił głowę.-Prawda to?
-Tak.
-I to,że nic nie spałeś i nie spałeś też?
-Tak.Marlena ci się już zdążyła poskarżyć?-zapytał i popatrzył na mnie lekko uśmiechnięty.
-Tak Louis.I powiedziała,że ich nie słuchałeś, przez co wyglądasz jak wyglądasz.
-I?
-I to,że...masz jechać teraz do domu i porządnie się wyspać,coś...zjeść.Bo jak nie...to cię tu nie wpuszczę-wydusiłam w końcu i pogroziłam mu palcem.
-To rozkaz?
-Nie...proźba.Nie możesz tak robić.
-Ale to przecież.
-Nie Louis.Szkoda,że nie mogę podnieść głosu to bym się na ciebie wydarła,może by coś do ciebie dotarło...-powiedziałam ciszej,żeby nie usłyszał.
-Ej!-klepnął mnie lekko w ramię.
-No co?A poza tym,zrób coś z tą brodą-dodałam z uśmiechem na co i on się uśmiechnął i przytulił lekko przez co ten jego bardzo seksi zarost pomiział (jest takie słowo?!) mnie po policzku.
-Dobrze,wedle zyczenia madame.
Po chwili wyszedł a po kilku dość długich minutach weszła reszta zespołu z Marleną na czele.
-Jak ty to zrobiłaś?-zapytał zszokowany Liam.
-Zrobiłam co?
-Nam nie udało się go przekonać do zjedzenia czegokolwiek, tu wystarczyło tylko,że ty mu kazałaś a on już zapieprza-dodał.
-Mam swoje sposoby-uśmiechnęłam się lekko.
-Ciekawe jakie?-zapytała Marlena.
-No właśnie -poparł ją Niall i założył ręce na klatce piersiowej.
-Dobra dobra,mogę pogadać z nią w końcu sama?-powiedziała zirytowana dziewczyna.
-Okej okej,idziemy chłopaki-chłopaki pomachali mi jeszcze a potem wyszli.
-Powiesz mi w końcu co się działo?
-Powiem.
-No to dawaj.
-Chłopcy mieli zaplanowane kręcenie jakiejś reklamy,ale wiesz Louis odmówił wychodzenia stąd,więc przenieśli to na inny termin.Co jeszcze...

***Następnego dnia ***

Louis już wczoraj do mnie nie przyszedł.Jak ja mu się teraz odwdzięczę?!Nie wiem.Dlaczego on to wszystko robi?
Eh,to nie na moją głowę,nie teraz.
Jestem po obiedzie.No pyszny to on nie był. Niesłone ziemniaki i jakieś białe mięso.Ale zjadłam bo byłam głodna.
Lekarz powiedział,że odłączą mnie od tej denerwującej kroplówki.No i dobrze.
-Heeeej-do sali weszła Mar z dość dużą torbą.
-Cześć Mar-lekko mnie przytuliła.
-No co tam u ciebie kochana?Lepiej ci?
-No trochę Te żebra mnie bolą,ale tak to lepiej.
-Może niedługo cię wypiszą.
-Też mam taką nadzieję.
-A właśnie.Ten cały Paul powiedział,że musisz przeprowadzić się do Louisa do domu jak wyjdziesz ze szpitala.
-Że co?!-podniosłam się z łóżkaa maszyna która dotąd nie wydsla dźwięku zapiszczała.
-No-odpowiedziała i ułożyła mnie spowrotem na poduszce.
-Ale po co?
-Dla mediów.Ja już od tygodnia mieszkam z Harrym.Wiesz,chodzi o to,opiekuńczy Louis Tomlinson na oczach reporterów wyprowadza cię ze szpitala a potem jedziecie do jego domu-powiedziała na jednym wydechu.
-Aha-powiedziałam po jakieś chwili.
-Przyniosłam ci laptopa,żebyś się nie nudziła-powiedziała i wyjęła z torby mój biały laptop.
-Dzięki,jesteś kochana-odłożyłam go na półkę obok razem z kablami.-A co tam u ciebie i u Hazzy?

*********
Proszę bardzo,rozdzialik.

No tydzień był ciężki ale żyję!Dzięki za wyrozumiałość;)
Myślę,że w tym tygodniu powinno się coś pojawić.I znowu nie wiem co...
Ostatnio mówiłam,że będzie imagin a tu rozdział.

No to ten...czytajcie i komentujcie

<3

4 komentarze:

  1. Aaa ,ale geniusz z ciebie
    CUDO idealny rozdział
    Ewa się obudziła,ale mam radochę
    Louis cały czas był przy niej jaki opiekuńczy słodki kochany
    ISTNY IDEAŁ
    Louis nie chciał słuchać nikogo Ewcia się budzi i od razu jej słucha
    Jeny nie mogę przestać się szczerzyć :D
    Teraz będę tylko czekać ,aż wyjdzie ze szpitala
    Mmmm nie moge się doczekać kiedy razem zamieszkają
    Aaaaa będę czekać na nexcik
    Ściskam Mela
    Powodzenia w pisaniu talenciku :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A twój komentarz sprawił,że ja się szczerzę :)

      Usuń
  2. czudne <3333
    Next szybko <33
    Nie mogę się doczekać
    Zapraszam do siebie:
    http://louis-ff-one-direction-xx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. To było takie dnndnskamsndnxn...Dokładnie. Jak głupia szczerzylam sie do telefonu czytając to. Louis juz szaleje na punkcie Ewci ^^. Dodaj coś szybko, bo mam chętkę na więcej. Powodzenia i papa ;). Dużo weny tak na marginesie.

    OdpowiedzUsuń