Ta cała chora sytuacja na parkingu nie powinna mieć miejsca. Mimo, że byli przy nas ochroniarze, to i tak nie udało im się nas ochronić należycie.
Gdy Louis o tym usłyszał... Musiałam oddać telefon mamie, bo teraz nie mogę się denerwować. Brunet przyjechał w kilka godzin po moim telefonie z Nowego Yorku.
Siedzi ze mną cały czas. Wygonił mamę z sali do domu, a sam nie opuszcza mnie na krok.
- Rozpoznałabyś go na zdjęciu?
- A co to da? Nie znajdziesz go - westchnęłam. Louis chce go znaleźć by poniósł konsekwencje swojego zachowania. Sama jestem zdania, że go nie znajdzie...
- A jeśli coś by stało się tobie? Albo maleństwu? Chyba bym go zabił! - oburzył się. Postanowiłam zlewać jego wybuchy, by się nie denerwować. Lekarz powiedział, że takie silne emocje lub nawet nerwowa sytuacja może przyspieszyć poród lub źle wpłynąć na dzieciątko, a przecież tego nie chcemy.
Jak to się stało?
Byłam na zakupach. Po prostu, chciałam kupić kilka ciuszków dla maleństwa. Gdy już miałyśmy z mamą jechać do domu, na parkingu zatrzymało nas kilku paparazzi.
Pytali głównie o trasę i o to, jak mają się chłopcy. Gdy nie chciałam odpowiedzieć na jakieś pytanie, którego treści nie pamiętam, jeden z tych reporterów od tak powiedział, że jestem nic nie wartą suką, skoro trzymam uparcie język za zębami i pewnie sporo zapłacili mi za to, żebym siedziała cicho i nie mówiła nikomu, że dziecko nie jest Louisa, bo on jest tym cudownym piosenkarzem. Dodał coś jeszcze, ale teraz nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć. Nie mam nawet zamiaru, bo znowu się zdenerwuję. Te słowa i całe zamieszanie z nimi zadziałało podwójnie i zemdałam.
Nie powiedziałam wszystkiego Lou. Byłby jeszcze bardziej rozwścieczony. Tamten reporter uciekł, a reszta dostała zakaz pisania o tym, co widzieli i słyszeli. Dla medii po prostu zasłabłam.
- Louis, nic nam nie jest. Teraz wszyscy będą bardziej uważni - powiedziałam, trzymając jego dużą, ciepłą dłoń.
- No raczej. I ja tego dopilnuję, skrabie - zapewnił mnie. W to nie wątpiłam. Nie raz pokazał, jak bardzo mu zależy na mnie i teraz na dziecku.
Mówicie, co chcecie, ale to po prostu ideał.- Hej! - do mojej sali weszli Marlena i Harry. Dziewczyna rzuciła się na mnie, mocno przytulając i od razu pytając, czy wszystko okej.
- Tak, tak - powiedziałam, gdy już mnie puściła. Harry też mnie przytulił, ale lżej.
- Jak to się stało w ogóle? - zapytał Harry.
- Zwyzywał ją, jak leciało, a cały stres wziął górę - streścił mu Lou, to co mu powiedziałam.
- Ale już dobrze? - zapytała Mar, kucając po drugiej stronie mojego łóżka i trzymając mnie za rękę.
- Tak. Lekarz kazał mi odpoczywać i nie denerwować się. A propos', pogodziliście się w końcu? - zapytałam, skoro oboje już tu są.
- Tak - szepnęła Marlenka z wielkim uśmiechem na twarzy.
- No nareszcie! - powiedziałam, uśmiechając się do niej i do lokowatego. Na obu twarzach widniały szczere uśmiechy.
*** Pięć dni później ***
W końcu wyszłam ze szpitala. Louis nie omieszkał siedzieć przy nas cały ten czas, przez co musieli odwołać cztery komcerty. Przez co źle mi z tym. Tyle osób ich nie zobaczyło, nie usłyszało, a to tylko dlatego, że jakiś idiota chciał informacji.
- Nie wiem, czym ty się przejmujesz. Te koncerty będą w innym terminie - uspokoił mnie mój narzeczony, gdy mu o tym powiedziałam.
- No dobrze.
Poprawił mi poduszkę pod plecami i zapytał, czy wygodnie. Gdy potwierdziłam, że tak, usiadł obok mnie na moim łóżku w pokoju.
- Jutro już wracam - powiedział smutno, bawiąc się moim palcem, na którym widniał pierścionek zaręczynowy od niego.
- Wiem. I obiecuję, że do twojego powrotu nie wyjdę z domu - powiedziałam, uśmiechając się.
- Akurat. Po prostu, olewaj co oni do ciebie mówią. Ty wiesz lepiej, jak jest. Oni nie mają prawa osądzać się za nic.
- Dziękuję - wtuliłam się w jego tors. Chłopak schylił się i złożył na moich ustach słodki pocałunek, który przerodził się w kolejne, coraz bardziej zachłanniejsze. Moja dłoń znalazła się we włosach Lou, a jego obie dłonie na mojej talii, przyciągając bliżej siebie.
- Kocham cię - wyszeptałam między pocałunkami. Jego prawa dłoń zjechała niżej za talię, sprawiając, że po plecach przeszły mi ciarki.
- Ja ciebie mocniej - odpowiedział, wkładając lewą dłoń pod koszulę. Zachichotałam, gdy jego palce musnęły skórę koło żeber.
Położył mnie na łóżku i zaczął całować drobnymi całusami moją szyję. Jego prawa dłoń zaczęła sunąć po moim lewym udzie w górę. Chciał mi odpiąć dwa górne guziki koszuli, ale do naszego pokoju wpadła jak torpeda Diana. Zatrzymała się w pół kroku, zauważając nas w jednoznaczej sytuacji. Louis jęknął przeciągle i schował twarz w poduszce obok mnie.
- Przepraszam... Ale Sam dzwoni do ciebie i nie może się dodzwonić. Mam coś mu powiedzieć? - zapytała dziewczyna, odwracając głowę w stronę korytarza.
- Powiedz mu, że potem zadzwonię.
- Okej. Aha i następnym razem zapukam - rzekła, zanim wyszła z mojego pokoju. Zaśmiałam się z całej sytuacji i spowrotem usiadłam na łóżku.
- A zapowiadało się tak dobrze... - westchnął przeciągle niezadowolony obrotem sprawy Louis.
- Oj no już. Daj buziaka - przełożyłam ręce na jego barki i przyciągnęłam do siebie, by go swobodnie pocałować.
- To może jednak... - zaczął kolejny raz błądzić ustami po mojej szyi i ustach, gdy nie zapukała moja mama.
- Tak? - zapytałam lekko zła. Nie dadzą nam chwili spokoju!
- Zjecie coś? Robię kolację to może byście chcieli herbatę, albo kanapki? - schowałam twarz w dłonie i jęknęłam żałośnie.
- Mamo...
- Tak córeczko?
- Możecie dać nam czas dla siebie? Możecie nam nie przeszkadzać?!
- No dobrze, ja tylko...
- Idź mamo, nic nie chcemy!
Kobieta poszła, a ja kazałam Louisowi zamknąć drzwi na klucz.
- To na czym skończyliśmy? - wdrapał się na łóżko, zdejmując przez głowę białą koszulkę.
- Chyba wiem na czym - zgasiłam światło i wróciliśmy do zajmowania się sobą.
**** Rano ****
Przekręciłam się na drugi bok, wtulając bardziej w rozgrane ciało mojego narzeczonego. Zasnęłabym, gdyby nie nagłe, głośne walenie w drzwi.
- Czego?! - warknął pół przytomny Louis.
Przetarłam zaspane oczy i okryłam się szczelniej kołdrą, rozbudzając się całkowicie.
- Louis, w południe mamy samolot do Nowego Yorku. Musisz się ogarnąć. Dochodzi dziesiąta - mój facet, jak na zawołanie zerwał się z łóżka i zniknął w łazience.
- Dzięki Liam! - krzyknęłam tylko. Chłopak po drugiej stronie drzwi zaśmiał się.
- Nie ma sprawy. Chodźcie na śniadanie.
- Dobra.
Louis wyszedł w tym czasie z łazienki w samym ręczniku na biodrach i mokrymi włosami.
- Nie dadzą nam chwili dla siebie - westchnął i stanął przed szafą, wyciągając z niej czarną koszulkę bez napisów, bokserki i szare spodnie dresowe.
Ja w tym czasie wstałam z łóżka, założyłam na siebie satynowy, czarny szlafrok, który sprezentował mi dwa dni temu Louis. Był dość duży, więc spokojnie zakrywał mój duży brzuch.
- Jak się czuje dziś mój kociak? - przygarnął mnie do siebie i dał buziaka.
- Świetnie - odpowiedziałam przez pocałunek.
- Uhm... Ubierz się i zejdziemy na to śniadanie - powiedział do mnie, odrywając się ode mnie na kilka centymetrów.
******
Udało mi się napisać jakiś sensowny rozdział.
Chyba?
Nie wiem czy kolejny będzie za tydzień. Postaram się.
Jest już rozdział na niani!!!
Genialny rozdział kochana!
OdpowiedzUsuńBiedna Ewa ten koleś co ją tak nazwał niech sie gnoji na rynku z gaciami xd (nwm skąd ten tekst xd)
Lou tak batdzo się przejmuje to bardzo dobrze!
Zrobiłaś taki mały błą, a mianowicie jeszcze raz przepisałas ten sam tekst chodzi mi o to.
"Ta cała chora sytułacja na pargingu nie powina mieć miejsca.
Ale poza tym to nic nie widzę
Genialny rozdział. Życze weny.
♥♥♥♥
Ok, ok
UsuńDzięki kochanie, że mi o tym powiedziałaś, błąd już poprawiony!:)
Dziękuję <3
Co za idioci Ci paparazzi -.- Nienawidze ich :/
OdpowiedzUsuńBiedna Ewa, padla ich ofiara :(
Ale slodko ze Lou wybral ja i opuscil koncerty ^.^
Wgl jak super ze Mar i Hazz sa razem :)
Ale sie smialam jak w "zajmowaniu sie soba" przeszkadali bliscy naszej parki prszyszlych rodzicow xD
Rozdzial petarda :*
Swietny :)
Powodzenia w dalszym i duzo weny Kochana :)
xoxo
Lece na nianie :*
Paparazzi to zawsze chuje, niezależnie czy w rzeczywistości czy w opowiadaniu
OdpowiedzUsuńAle dobrze, że Ewie nic się nie stało ;)
Rozdział jest super <3 czekam na kolejny ;*
Jejku... Dawno mnie tu nie było!
OdpowiedzUsuńJak widzę, w prawdziwym życiu i w ff są wredni i okrutni paparzzi, chyba nikt nigdy o nich dobrego słowa nie powiedział xd
A rozdział cudowny! Louis taki kochany♥
Lots of Love, a link do mojego bloga znasz, więc no ten... ♥
Wszyscy powyżej napisali to co mogłabym napisać o tych hienach dziennikarskich.... >.<
OdpowiedzUsuńCzy ma twoje ff i normalnie mam wrażenie jakby wszystko działo się lub wydarzyłoby się na faktach. Jest mega realistyczne, a takie coś fajnie się czyta, tak inaczej. :)
Dobrze, że Ewa cała i zdrowa. Już się nie mogę doczekać kiedy urodzi.
Weny <3
Zamiast Czy ma twoje ma być czytam twoje. :) Autokorekta. :/
UsuńWow, dziękuję! <3
UsuńCzasem też mam także wrażenie: )
Ale zajebisty rozdział Kochanie <3
OdpowiedzUsuńO mamuniu i te zdjęcie Louis'a, rozpływam się *_*
Jak ja nie lubię paparazzi... Uff!
Dobrze, że Ewci nic nie jest :)
Czekamy na nowego członka :*
Czekam na nn i weny Kochanie <3