wtorek, 6 października 2015

Louis zamówienie

Dla Julii <3


- Świetnie Julka. Jeśli dalej będziesz tak świetnie tańczyć, to myślę, że możesz pojechać na zawody we wakacje.
    Wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić. Kiwnęłam głową, że się zgadzam. Moniqe, moja nauczycielka tańca, powiedziała jeszcze kilka rzeczy na temat następnej lekcji. Gdy już skończyła, uznała, że mogę już iść. Odetchnęłam z ulgą biorąc prysznic w łazience.

    Gdy już wysuszyłam włosy suszarką i ubrałam na siebie ubrania, w których tu przyszłam. Włączyłam telefon, by sprawdzić, czy nie mam żadnych wiadomości.
    Dostałam trzy, od Louisa. Uśmiechnęłam się do siebie, otwierając jedną z wiadomości.

Długo jeszcze, skarbie?

Czekam na ciebie, co ty tam robisz?

Wypuści cię dzisiaj z tego budynku, czy mam sam po ciebie iść? 

    Zabrałam jeszcze torbę treningową i wyszłam na zewnątrz, by Louis już dłużej nie czekał na mnie. Znalazłam się na dużym parkingu, gdzie stał tylko jeden samochód. Czarne lamborgini. Piękny samochód, a jego właściciel przystojny i tylko mój.
    Zobaczyłam go siedzącego ma masce samochodu, plecami do mnie. Podeszłam do niego cicho i zasłoniłam mu oczy.
- Czyżby to moja piękna dziewczyna uraczyła mnie swoją obecnością? - zapytał retorycznie, po czym zdjął moje dłonie ze swych oczu i przyciągnął do siebie. Stałam między jego nogami, a jego usta napierały delikatnie i czule na moje.
- Cześć Lou - przywitałam się z nim, gdy odsunął się ode mnie.
- Hej skarbie. Możemy jechać? Czekam na ciebie od godziny - pożalił się.
- Oj. Przepraszam, ale chciałam jeszcze przećwiczyć kilka ruchów.
- Mam nadzieję, że mi je pokażesz - na jego usta wkradł się ten cwany uśmieszek, który dodawał mu tylko uroku.
- Uhm, ale jedźmy już - odsunęłam się od niego i chwyciłam rączkę drzwi od strony pasażera.
- Wedle życzenia - wsiedliśmy i chłopak ruszył zaraz z piskiem opon. Jechał szybko, nawet bardzo, ale nie bałam się, bo uwielbiam szybką jazdę. - Wyskoczymy gdzieś dzisiaj?
-Jasne. Gdzie i o której? - zgodziłam się ochoczo. Uwielbiam odreagować całodniowy stres na jakieś imprezie u boku Louisa.
- Bądź gotowa o dwudziestej pierwszej. Będę tu na ciebie czekał, okej? - zapytał, zatrzymując się dwa domy przed moim.
- Okej.
- Daj jeszcze buziaka i idź - cmoknęłam go w usta, ale Louis nie byłby sobą, gdyby nie pogłębił całusa w pełny namiętności pocałunek.
- Idę, bo mama zaraz będzie dzwonić, gdzie jestem - powiedziałam i oderwałam się od niego. Chłopak westchnął i powiedział:
-Okej, okej. Widzimy się za cztery godziny.
- Do zobaczenia - wysiadłam i zatrzasnęłam drzwi. Louis ruszył drogą, a ja szłam spokojnie do domu.
- Jestem! -krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi.
-No nareszcie! Miałam mówić twojemu ojcu, żeby po ciebie pojechał. Gdzieś ty była?! Miałaś być o siedemnastej, a nie dziesięć minut po! - Jasne. Nie ma to jak wąty od progu. Westchnęłam i chciałam iść do siebie, ale zatrzymała mnie jej dłoń, chwytająca za moje przedramię.
- No co jeszcze?! Co ci się nie podoba?! - krzyknęłam. Boże, powinnam dostać nobla, za wytrwanie z nimi pod jednym dachem tyle czasu.
- Nie podnoś głosu gówniaro. Ile ty masz lat, żeby krzyczeć do matki! - na korytarzu pojawił się mój ojciec.
- Ile mam lat? Dziewiętnaście, dla twojej wiadomości! Mogę robić co chcę. Nie możesz mi już nic rozkazać!
- Poczekaj! Teodor... Ona jakimiś męskimi perfumami pachnie. Drogimi! Z kim się spotykasz?!
    I znowu. Zaraz się zacznie. A z kim, a gdzie... Jak za średniowiecza. Wszystko muszą widzieć!
- Tańczyłam z kolegą z zespołu, Jonnym. To jego perfumy. A teraz mnie puść, jestem zmęczona.
- Zjedz obiad...
- Nie mam ochoty! -wyszarpnęłam koszulkę z jej uścisku i uciekłam do swojego pokoju.
    Zakluczyłam swoje drzwi i odetchnęłam. Jak tak dalej pójdzie, domyślą się, że się z kimś spotykam. Jeśli tak się stanie, to wywiozą mnie na drugi koniec świata. Już raz mi tak powiedzieli, gdy w trzeciej gimnazjum spotykałam się, krótko, bo zaledwie miesiąc, z Mike'm. Wtedy odprowadził mnie do domu, choć nie chciałam. No i następnego dnia musiałam z nim zerwać. Przez rodziców, którzy jak tylko go zobaczyli, wpadli w taką furię, że na samą myśl robi mi się zimno. Ale dość o tym.
    Nie wiem, jak przez trzy lata udało mi się ukryć związek z Louisem. Tak, oni nie wiedziąć o moim chłopaku. Cóż, lepiej, żeby nigdy się nie dowiedzieli, bo by mnie zamordowali.
    Dlaczego?
    Dlatego, że Louis to nie jest zwykły chłopak z sąsiedztwa, którego kocham. Nie.
    Po pierwsze, jest trochę ode mnie starszy, ma dwadzieścia cztery lata.
    Po drugie... Jest przestępcą. Handel narkotykami, jakieś kradzieże, pobicia... No nie ciekawe to, ale kocham go.
    Poznaliśmy się przez przypadek na jakiejś imprezie. Uciekłam wtedy z domu po kolejnej kłótni o czwórkę z matematyki. No bo, czemu nie piątka?!
    Świetnie się bawiłam, pijąc tylko sok pomarańczowy, gdyż brałam leki na przeziębienie. Tańczyłam sobie, a on podszedł i powiedział, że podoba mu się to, jak się ruszam. Pamiętam to doskonale. Po  dwóch tańcach, wylądowaliśmy przy jakimś dwuosobowym stoliku, on z piwem, ja z kolejną porcją soku. Rozmawialiśmy o wszystkim, on opowiadał mi trochę o sobie, ja jemu też. Wymieniliśmy się numerami i po pół roku poznawania się, poprosił mnie o chodzenie.
    O jego " pracy " dowiedziałam się po miesiącu znajomości, kiedy to przyszedł do mojego pokoju, przez okno, z rozwaloną twarzą. Nie chciał mi od razu powiedzieć, kto go tak urządził, twierdząc, że go zostawię, jak mi powie. Obiecałam mu, że tego nie zrobię, bo szanuję go za to, jaki jest dla mnie i że nie chcę go stracić, bo jest dla mnie ważny. No i powiedział mi, że siedział rok za pobicie, bo stanął w obronie jakiejś dziewczyny, do której dobierał się jakiś niewyżyty gościu. A dostał za to, że za szybko domagał się pieniędzy za towar od jakiegoś stałego klienta. No i potem został w tym przestępczym świecie, bo dobrze zarabia. Powiedział mi wtedy też, że jestem pierwszą osobą, która się od niego nie odwróciła, mimo, że wiem co robi. Zaakceptowałam to. Ani trochę mi to nie przeszkadza.

    Wzięłam prysznic, wysuszyłam głowę i wyprostowałam włosy. Założyłam piżamę i wskoczyłam do łóżka, wiedząc, że mama zaraz przyjdzie sprawdzić, czy śpię. Jak tylko usłyszałam jej kroki na korytarzu, schowałam telefon pod poduszkę i wsunęłam się bardziej pod kołdrę.
- Dobranoc córeczko - powiedziała przez uchylone drzwi.
- Dobranoc mamo - odpowiedziałam.
    Zamknęła drzwi i poszła do sypialni. Pokój moich rodziców jest obok mojego, przez co jestem skazana na wysłuchiwanie ich jęków, co trzecią noc. Dlatego rzadko jestem w domu w nocy. Oszczędzam sobie tej przykrości. Tej nocy znowu to słyszałam. Podniosłam się do siadu i westchnęłam zirytowana. Wiem, że seks jest fajny, no okej, domyślam się, bo jeszcze tego nie robiłam, ale żeby pieprzyć się co noc?!
    Wstałam, poprawiłam kołdrę i zabrałam tylko sukienkę, szpilki i lakier do włosów z  krzesełka stojącego nieopodal okna. Cicho, by im nie przerywać i samej siebie nie wsypać, otworzyłam okno i wyrzuciłam wszystko na trawnik. Upewniłam się, że nic się nie zmieniło i weszłam na parapet, a z niego na drabinkę, którą zrobił dla mnie Louis na początku naszej znajomości. Przymknęłam okno i zeszłam na dół. Zebrałam swoje rzeczy i na bosaka, w piżamie, biegłam w wyznaczone miejsce. Był tam. Czekał na mnie, opierając się o samochód. Gdy zobaczył mnie, że lecę do niego na bosaka, zrobił to samo. Zaczął biec w moją stronę, by po chwili wziąć mnie w swoje męskie duże ramiona i nieść do auta jak pannę młodą.
- Mówiłem ci, żebyś więcej tak nie biegała - posadził mnie na siedzeniu pasażera.
- A ja kolejny raz cię nie posłuchałam - powiedziałam, uśmiechając się do niego.
-Nie mam do ciebie sił. Znowu się przeziębisz - złączył lekko nasze usta, biorąc mnie na swoje kolana.
- Nie obchodzi mnie to. Liczysz się dla mnie ty, nie jakieś przeziębienie - odpowiedziałam mu, siadając wygodniej, przodem do niego.
- Lubię cię widzieć w tej piżamce - zaśmiał się, pokazując na mój ubiór. Spodnie i koszulka miały wzór małych słodkich krówek.
- Też ją lubię.
- Ale ja lubię cię w niej - jego dłonie zjechały na moją pupę. Nie obawiałam się niczego odważniejszego z jego strony. Już dawno temu ustaliłam granicę, którą zaakceptował, więc taki ruch był w porządku, choć i tak mnie lekko krępował. - Znowu się zarumieniłaś! - powiedział.
- To przez ciebie. Poza tym... Chciałabym się przebrać - powiedziałam, schodząc z jego wygodych kolan.
- No dobrze, poczekam na zewnątrz.
    Louis wyszedł z auta i zamknął za sobą drzwi. Szyby są przyciemniane, więc spokojnie zdjęłam koszulkę i spodnie. Założyłam sukienkę, ale potrzebowałam pomocy Lou, by zasunął suwak, który był na plecach. Zapukałam w szybę, a chłopak zaraz otworzył drzwi.
- Tak kociaku?
- Pomożesz mi z suwakiem? - zapytałam, zabierając włosy z pleców.
- Oczywiście.
    Gdy wykonał moją prośbę, ucałował moją prawą łopatkę.
- Dziękuję. Możemy jechać.
    Zamknęłam drzwi po swojej stronie i poprawiłam na wyczucie włosy, od razu spryskując je lakierem. Założyłam buty i dosłownie minutę później zatrzymaliśmy się przed jakimś klubem.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, gdy brunrt pomógł mi opuścić jego auto.
-Przed moim klubem.
- Nic nie mówiłeś, że masz swój klub! - powiedziałam radośnie.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę. Podoba się?
- Tak! - rzuciłam mu się na szyję.
    Gdy się odsunęłam, weszliśmy bez kolejki do środka i dałam się prowadzić Louisowi. Muzyka mocno brzmiała w moich uszach, czułam ją całą sobą. Louis w końcu zatrzymał się przed jakimś czerwonym boksem. Weszliśmy do środka. Były to tylko dwie ściany, odgrodzone od całej reszty mały drzwiczkami.
- Poczekaj tu, przyniosę coś do picia. To samo, co zawsze?
-Tak.
    Louis wrócił po kilku chwilach z dwoma szklankami kolorowych napojów.
- Dzięki - upiłam łyk.
- Smakuje? - zapytał. Usiadłam na na jego kolanach bokiem i pokiwałam głową na tak. -Wiem, że to niespodziewanie, ale... - posadził mnie na miejscu obok, a sam klęknął przede mną. - Jesteśmy już razem trzy lata. Uważam, że to całkiem długo i... Chciałbym zapytać, czy zostaniesz moją żoną, w przyszłości? - z kieszeni jego dżinsów wyciągnął czerwone pudełeczko. Otworzył je i spojrzał na mnie pytająco. Dotarło to do mnie. Uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam:
- Tak, wyjdę za ciebie - zaraz po moich słowach wsunął na mój palec śliczny pierścionek i nic nie mówiąc, przywarł swoimi ustami do moich. Wydałam cichy jęk zaskoczenia, ale oddałam pocałunek.
- Wow. Nie spodziewałam się - powiedziałam szczerze.
- Wiem. O to chodziło. Kocham cię bardzo mocno, chciałem zrobić to już dawno, ale za każdym razem odkładałem, bojąc się, że mi odmówisz.
- Tobie? Nigdy - ponownie wspięłam się na jego kolana, tym razem siadając okrakiem. Louis położył swoje dłonie na moich plecach, a ja prostu się do niego przytuliłam. Jak małpka, przywarłam całym ciałem.
- Uwielbiam gdy tak siedzisz, czuję cię całym sobą - szepnął mi do ucha. Zachichotałam tylko i zostawiłam te słowa bez komentarza. - Bardzo zabawne - poczułam pod plecami miękkie obicie kanapy i twarz Lou nad sobą.
- No troszeńkę - uśmiechnęłam się.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że jesteś moja. Że chcesz być ze mną i mnie akceptujesz. Taka moja mała cnotka - powiedział powoli, nadal będąc nade mną.
- A ja się dziwię, że taki przestępca jak ty,  dał mi się usidlić i nie ma w głowie tylko tego, jak dobrać mi się do majtek - powiedziałam. Chłopak się zaśmiał. Często używaliśmy do siebie słów ' cnotka 'i ' przestępca '. Po prostu nam się podobają. No okej, jesteśmy dziwni.
- No cóż, zmieniłaś mnie - odpowiedział.
- Ty mnie też. Kocham cię - przyciągnęłam go bliżej siebie i zaaganżowałam się w ten pocałunek. Nasze języki pieściły siebie nawzajem, aż nie zabrakło nam tchu.
- Chodź, zatańczyć - zszedł ze mnie i wyciągnął z naszej małej przestrzeni.

    Od tamtej nocy minął tydzień. Cały ten czas się nie widzieliśmy. Każde z nas miało coś do roboty i nie było możliwości się spotkać. Rodzice chyba zaczęli coś podejrzewać, bo teraz ojciec zawozi i przywozi ze wszystkich zajęć. Pierścionek od Lou muszę przy nich chować, raz bym się prawie wydała, bo zeszłam z nim na palcu na kolację, ale zdążyłam schować go do kieszeni.
    Dzisiejszej nocy w końcu się spotkamy. Mój narzeczony bardzo nalegał na to spotkanie. Nie mogłam mu tego odmowić. Ponownie schowałam się pod kołdrą i po odwiedzinach matki wymknęłam się z domu. Dotarłam na polankę, którą kiedyś znaleźliśmy. Chłopak siedział na małej ławeczce tyłem do mnie. Podeszłam i powiedziałam:
- Cześć misiu - spojrzał na mnie i nic nie mówiąc, tak po prostu mnie przytulił. - Louis, ja też tęskniłam...
    Oderwał się ode mnie. W świetle księżyca zauważyłam w jego niebieściutkich oczkach łzy.
- Louis? Czemu płaczesz? Co się stało?
- Nie mamy za dużo czasu Julciu. Przepraszam, ale muszę zerwać z tobą.
    Minęło kilka chwil, zanim zrozumiałam jego słowa.
- Co? Co ty mówisz? Jakie zerwać? Nie kochasz mnie?
- Kocham, najmocniej na świecie, ale nie chcę, żebyś miała ze mną coś wspólnego, żeby ciebie w to nie wplątać...
- W co? Louis, powiedz mi!
- Jeden z moich ludzi źle wykonał swoje zadanie. Zabił klienta. Zwalił winę na mnie i teraz policja szuka mnie. Muszę uciekać inaczej mnie zamkną, a wiesz ile dostaje się tutaj za zabójstwo. Nawet jeśli jestem niewinny, nie uwierzą mi. Wybacz - odwrócił się z zamiarem opuszczenia mnie na zawsze.
- Louis, nie idź...
- Julia... Znajdź sobie bezproblemowego chłopaka, którego problemem będzie dobór krawatu rano, a nie przestępcę. Tak będzie najlepiej. Zapomnij o mnie.
- A ty zapomnisz o mnie? Zapomnisz te trzy lata? Te wszystkie cudowne chwile -miałam łzy w oczach. Ponownie się zatrzymał.
- Nigdy tego nie zrobię.
- Więc nie każ mi tego robić.
- Żegnaj.
- Louis! - ruszyłam za nim i wyprzedziłam go i stanęłam przed nim. -Chcę iść z tobą!
-Nie wiesz co mówisz - wyminął mnie. Ruszyłam za nim.
-Wiem! Kocham cię, nie chcę nikogo innego. Chcę ciebie, Louis. Chcę być z tobą. Przeżywać każdą chwilę, dobrą i tą złą.
- A twoi rodzice? Szkoła, taniec? - zapytał.
- Mają o wszystko pretensje. Będą mieli spokój. Szkoła to był ich wybór, nigdy nie cierpiałam tego, że będę lekarzem. Tańcem się nie przejmuj.
- Na pewno chcesz to zrobić? - zapytał poważnie.
- Tak - odpowiedziałam i chwyciłam jego dłoń w swoją.
- Więc chodźmy.
   Po chwili jechaliśmy ponad dwieście na godzinę, zostawiając wszystko za sobą. A ja poczułam, że nareszcie znajduję się w odpowiednim miejscu z odpowiednim mężczyzną, w odpowiednim czasie. Niczego więcej nie potrzebuję.


******
Kolejny imagin do kolekcji. Mam nadzieję, że ci się podoba, bo trochę nad nim spędziłam. Nie użyłam wszystkich propozycji jak widać, ale chyba wyszło składnie?
<3

5 komentarzy:

  1. Hej Kochana!
    O jej! Ale... Idealny ^^ Poważnie nie mogłam sobie lepszego wymarzyć :D cudny ♥
    Może i nie wykorzystałaś wszystkiego ale jest perfekcyjny bez tych nie ważnych szczegółów! Jestem w szkole i się popłakałam i wszyscy przez 5 minut nade mną wisieli z pytaniami xD teraz tak mi wesoło... Dziękuję za niego jest piękny ;)
    Nic dodać nic ująć :3
    Dziękuję dziękuję dziękuję! :333
    Powodzenia Powodzenia dalszym i dużo weny ♡♡♡
    Xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww
      Dziękuję:)
      Oj, nie chciałam, żebyś mi się popłakała!:*
      Dziękuję: )<3

      Usuń
  2. Genialne, genialne po prostu . Czekam na kolejny.
    Kochanie zostałaś nominowana do Libster Blog Award .!
    Wszelkie informacje są u mnie na blogu.
    ashton-michael-blog.blogspot.com
    Jeszcze raz gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No bardzo mi się podoba!
    Szaleje za Twoimi opowiadaniami *_*
    Uwielbiam to jak piszesz :*
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie mam słów.
    Jakiegokolwiek imaginu byś się nie dotknięła każdy wychodzi perfekcyjny i idealny w swoich proporcjach (proporcjach - jak to brzmi :D)
    Mi się mega podoba i czekam na kolejny wykon z twoich rąk <3
    Weny :-*

    OdpowiedzUsuń