*** Trzy godziny później ***
Siedzimy w sali, którą przydzielili Dianie. Jej doktor prowadząca ciążę powiedziała, że jest jeszcze trochę czasu do narodzin, więc odetchnęłyśmy z ulgą. Dianie podali coś przeciwbólowego i teraz nawet normalnie rozmawiamy.
- Marlena... Jak tam... Z... - zaczęła niepewnie Diana.
- Musimy o nim tutaj rozmawiać? Nie chcę, żeby ci się pogorszyło - powiedziałam. Nie chciałam, by to co mu powiedziałam, jakoś na nią wpłynęło.
- O, Zayn dzwoni. Czekajcie, odbiorę - powiedziała uradowana, patrząc na ekran telefonu i odebrała połączenie przychodzące od mulata. - Hej. Dobrze... Znaczy, że jestem w szpitalu... - spojrzała na nas przez moment. - Nie, nie. Tylko będę rodzić.
Stałam od jej łóżka tylko kilka kroków, a bardzo dobrze słyszałam, jak Zayn krzyczy
' Co?! '. Uśmiechnęłam się na jego reakcję. Jest taki opiekuńczy.
- Kiedy ci miałam powiedzieć? Nie było na to czasu... Ale jak chcesz, skoro macie koncerty... No ale czemu krzyczysz? Nie krzycz. Uspokój się. Jeszcze nie rodzę, dziewczyny po prostu dmuchają na zimne... Aha, no skoro tak, to czekam na ciebie! - rozłączyła się i odłożyła urządzenie na mały, prostokątny stolik.
-I jak? - zapytała pani Marzena.
- Cała reszta z Zaynem na czele będą tu za jakieś cztery godziny - westchnęła, poprawiając się na poduszce. - Zdenerwował się, jak mu powiedziałam, że jestem w szpitalu i w ogóle.
- Kochany chłopak - stwierdziłam. Zayn bardzo troszczy się o Dianę i dziecko. Cieszę się, że tak to wszystko się dla niej skończyło. Jest teraz szczęśliwa.
- Przepraszam panie, ale czas odwiedzin dobiegł końca i muszą panie niestety opuścić szpital - do sali weszła pielęgniarka. Była to niska blondynka w białym fartuchu trochę przed kolano.
- Dobrze, już idziemy - powiedziała Ewa i wstała ze stołka. - Trzymajcie się - dziewczyna uścisnęła Dianę, to samo zrobiłam ja i mama Ewy. Po chwili wyszłyśmy z pokoju.
- Marlena, powiesz mi jak było? - zapytała delikatnie Ewa, trąc lekko moje ramię.
- Jak było. Chciał, żebym mu od tak wybaczyła. Powiedział, że mnie kocha i nie potrafi żyć beze mnie. Powiedziałam kilka słów i dałam coś jak ultimatum.
- To znaczy? - dopytała, idąc do wyjścia ze szpitala.
- Jeśli w ciągu tygodnia nie dam mu znaku życia, to będzie nasz koniec.
- Co? - zatrzymała się raptownie, co zrobiłam i ja. Pani Marzena poszła na parking, zostawiając nas same.
-No tak.
- Ale jak ty zamierzasz...
- Normalnie. Nie odezwę się przez ten tydzień, dając mu do zrozumienia, że to koniec. Chcę po prostu zobaczyć, jak się będzie zachował. Czy szybko się pocieszy -skończyłam swoją historię. - Czy naprawdę kocha mnie tak, jak twierdzi.
-Oh... - przytuliła mnie mocno. Po pół godzinie wróciłyśmy do domu.
*** Oczami Zayna ***
Jak tylko dowiedziałem się, że Diana jest w szpitalu, nie czekałem na nic. Po prostu poinformowałem chłopaków o moich planach i zabrałem kilka rzeczy, w tym samym czasie dzwoniąc do gościa od naszych lotów samolotami, by jak najszybciej przygotował dla mnie samolot, najlepiej helikopter, bym był jak najwcześniej u Diany.
- My też jedziemy. Nie przegapię szansy, by zobaczyć Ewę - Louis, Niall i Liam czekali na mnie przed drzwiami wyjściowymi.
- Okej. Salomot jest gotowy, jedźmy.
I tak oto jestem, w szpitalu, który dziewczyna podała mi smsem i numer sali. Wszedłem do niej, ale nikogo nie było. Dziwne, bo jest trzecia w nocy. Powinna spać.
- No i? - zapytał Niall, który został ze mną. Louis od razu pojechał z Liamem do hotelu, a blondyn chciał jechać ze mną.
- Nie ma jej - przestraszyłem się w pierwszej chwili, że coś jej się stało, ale podeszła do mnie jakaś pielęgniarka w średnim wieku, może z czterdzieści lat.
- Pan do Diany? - zapytała spokojnie z uśmiechem.
- Tak. Gdzie ona jest?
- Jest na sali porodowej. Kim pan dla niej jest?
- Chłopakiem i ojciem dziecka - powiedziałem.
- Proszę za mną - poinstuowała. Spojrzałem na Nialla i pokazałem mu ruchem dłoni, żeby szedł za nami. Po kilku minutach dotarliśmy do końca korytarza na innym oddziale.
- Jest za tymi dzwiami. Niestety nie może pan tam teraz wejść. Gdyby pan przyjechał godzinę wcześniej nie byłoby problemu, ale nie chcemy jej rozproszyć - poinformowała nadal spokojnie.
Jak on może być taka spokojna?! Ja tu powstrzymuję się, jak mogę, by tam do niej nie wejść i zobaczyć, jak się czuję, a ona jest taka spokojna?!
- Mogłaby pani dowiedzieć się, jak ona się czuje? - zapytałem.
- Dobrze. Niech się pan uspokoi. Wszystko będzie dobrze.
- Dobrze - usiadłem na najbliższym plastikowym, niebieskim krześle i schowałem twarz w dłonie, naprawdę starając się uspokoić, ale wiem, że to będzie trudne. Stres źle działa na moje nerwy. Kobieta zniknęła za drzwiami, a ja westchnąłem.
Po kilku minutach, kobieta nadal nie wychodziła, a ja usłyszałem płacz dziecka. Podniosłem się z siedzenia.
- To chyba mały, co? - zapytał Niall, uśmiechając się.
Jak na te słowa, z sali wyszła ta sama pielęgniarka, która nas tu przyprowadziła.
- Co z nimi? - zapytałem od razu.
- Ma pan syna. Gratuluję.
- A Diana?
- Ma się dobrze. Zaraz zostanie przewieziona na salę - powiedziała i poszła gdzieś na szpital.
- Wow - powiedziałem, przyswajając to sobie.
Usłyszałem trzask drzwi i przede mną przejechało łóżko szpitalne, a na nim Diana. Dopadłem do niej. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się słabo.
- Diana - chwyciłem ją za jej dłoń i uścisnąłem, by wiedziała, że jestem.
- Zayn... - powiedziała ledwo.
- Niech pan tu zaczeka - powiedziała do mnie jakaś kobieta i tym samym nie wpuściła mnie do sali, w której wcześniej przebywała. Nigdy mnie do niej nie wpuszczą?!
- Może pan wejść.
Nareszcie. Wszedłem do środka. Zobaczyłem, że Diana śpi, więc jak najciszej zamknąłem za sobą drzwi. Usiadłem na białym taborecie przy jej łóżku. Patrzyłem jak spokojnie śpi, cicho oddychając. Nie robiłem nic, by jej nie obudzić, więc siedziałem tylko i patrzyłem na mojego anioła.
- Zayn? - usłyszałem gdzieś głos Diany. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, jak patrzy na mnie z uśmiechem. Zasnąłem.
- Cześć kochanie - podniosłem się i ucałowałem jej miękkie usta.
- Hej.
- Jak się czuje moja dzielna kobieta? - zapytałem, siadając obok niej na łóżku, łapiąc za dłoń.
- Obolała, ale jest okej - odetchnęła.
- Kocham cię - szepnąłem.
- Ja ciebie też kocham. Widziałeś go? - zapytała, uśmiechając się lekko. Zmęczenie na jej twarzyczce było bardzo widoczne.
- Nie. Jeszcze nie. Jestem tu cały czas z tobą.
- Chyba niedługo go przywiozą.
Siedzieliśmy kilka minut w ciszy, ciesząc się swoją obecnością. Nie widziałem jej trochę czasu i tęskniłem. Do sali wjechał wózek (?) z zawiniątkiem. Prowadziła go jakaś pielęgniarka, którą pierwszy raz na oczy widzę.
- Witam. Przywiozłam wasze maleństwo - Diana na te słowa podniosła się jak tylko mogła do siadu i przysunęła go do siebie. Jej oczy błyszczały radośnie.
Zobaczyłem go. Miał trochę jasnych włosków na główce, mały zadarty nosek i zamknięte oczka. Usteczka ścisnął mocno. Spał.
- M... Mogę go wziąć? - zapytała drżącym głosem.
- Oczywiście - kobieta podała jej maleństwo. Diana przejęła go delikatnie, podkładając pod główkę lewą rękę, a prawą wkładając pod plecki owinięte w niebieski kocyk. - Waży ponad trzy kilo i ma pięćdziesiąt centymetrów. Dostał dziesięć na dziesięć punktów. Przyjdę do ciebie za kilka minut, nakarmimy go - z tymi słowami zostawiła nas samych.
Widziałem, jak po policzkach Diany lecą łzy. Starłem je leciutko i zapytałem :
- Dlaczego płaczesz?
- Bo jestem szczęśliwa - odpowiedziała i dotknęła policzka maluszka. Uśmiechnąłem się widząc ten gest. Już teraz mogłem powiedzieć, że nosek ma Diany, równie zadarty jak jej.
- Mogę? - zapytałem niepewnie. Dziewczyna przekazała mi go delikatnie. Poprawiłem się na niewygodnym, wąskim łóżku i spojrzałem na niego. Uniósł lekko kąciki usteczek do góry, na krztałt uśmiechu. Otworzył swoje zaspane oczka.
- Witaj z nami Nathan - powiedziałem, gdy mały spojrzał na mnie przez chwilę. Spojrzałem na Dianę, która miała coraz więcej łez w oczach. - Nie płacz. Nie lubię widzieć twoich łez - szepnąłem. Oddałem go jej i złożyłem na jej ustach lekki pocałunek. Gdy chciałem się odsunąć, zatrzymała mnie swoją dłonią, dotykając nią mojego policzka. Tym razem to ona mnie pocałowała.
- Kocham cię Zayn - szepnęła, zanim na salę weszła ta sama pielęgniarka, która przywiozła małego.
- Ja ciebie też kocham mała - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Pora nakarmić pierwszy raz malucha. Pomogę ci. Pan zostaje? - zwróciła się do mnie.
- Zayn... Poczekasz na zewnątrz? - zapytała mnie skrępowana Diana.
- Jasne skarbie. Wrócę, jak będziesz gotowa - wyszedłem z sali. W korytarzu zastałem Nialla, flirtującego z jakąś młodą, długonogą pielęgniarką. Czyli Mad to już przeszłość?
Wyciągnąłem telefon, by sprowadzić godzinę. Dochodzi piąta trzydzieści. Zadzwoniłbym do Ewy i Mar, ale one jeszcze śpią, a Ewa potrzebuje pewnie odpoczynku. Zadzwoniłem więc do Louisa, pochwalić się, że mały jest już na świecie. Ucieszyli się razem z Li i obiecali przyjechać za kilka godzin. No tak, pewnie ich obudziłem.
Pozostało mi czekać, aż Diana skończy karmić małego i pozwoli mi wejść.
Po kilku minutach pielęgniarka w końcu wyszła, a ja mogłem do nich wrócić.
- Jestem.
- Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że chciałam, żebyś wyszedł gdy go karmiłam... - śpuściła wzrok na swoje paznokcie. Mały spał w łóżeczku, w którym go przywieźli.
- Diana, jak mogłaś tak pomyśleć? - usiadłem jak nabliżej niej i chwyciłem jej dłoń, całując jej wierzch. - Rozumiem, że się wstydzisz. Nie musisz mi się tłumaczyć kotku - szepnąłem.
- Dziękuję. Jesteś taki kochany... - odszepnęła, głaszcząc mój zarośnięty już policzek. - Czym sobie na to zasłużyłam?
- Już to przerabialiśmy.
- Wiem, ale nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. Że jesteś tu ze mną. Naprawdę chcesz go ze mną wychować? Możesz teraz zrezygnować, póki cię nie zna - powiedziała i przysunęła leżankę małego bliżej łóżka.
- Diana, ty chyba skarbie musisz odpocząć, bo coś mi tu głupoty zaczynasz pieprzyć - odrzekłem, nadal trzymając jej dłoń.
- Zayn...
- Diana. Nie obchodzi mnie to, że Nathan nie jest moim biologicznym synem. Jeśli tylko pozwolisz, kiedyś zrobimy sobie takiego małego bąbla. Ale teraz jest on. Pokochałem go. Chcę być z tobą i stworzyć dla niego rodzinę. Z tobą - powiedziałem, patrząc na nią. Ona równeż na mnie patrzyła.
- Dziękuję Zayn. Nie wiem, co powiedzieć - szepnęła, układając głowę na poduszkach.
- Nic nie mów. Jesteś zmęczona, prześpij się. Gdy się obudzisz, ja tutaj będę.
Dziewczyna posłuchała mnie i już po kilku minutach nucenia jej jakieś melodii, cicho spała.
*** Cztery godziny później ***
Wszyscy już się zebrali. Pierwsze przyszły Ewa, jej mama i Marlena. Gdy zobaczyły, że Diana nie ma brzucha, przeraziły się na początku, a potem Mar zapytała, czy urodziła. Diana jej przytaknęła. We trzy zaczęły się cieszyć jak szalone. Chciały go zobaczyć, więc poprosiłem dyżurującą pielęgniarkę, by je zaprowadziła. Nie chciałem zostawiać Diany samej. Była sama przez trzy miesiące. Musimy nadrobić stracony czas przez dwa dni i to w szpitalu, ale co tam. Gdy one poszły, do sali wpadli Louis, Liam, Niall, a nawet Harry. Ostatni był przygaszony, bez humoru. Czyli rozmowa z Marleną się nie powiodła... Jeszcze im się uda. Nie wytrzymają bez siebie za długo.
- No co tam, jak tam, mamuśko? - zapytał Louis, witając się z Dianą.
- Dobrze. Żyję.
- I o to chodzi. Moja Ewa już była? - zapytał ponownie.
- Poszła zobaczyć Nathana - odpowiedziałem. Na te słowa, we trzy ponownie znalazły się w sali. Także było nas ośmiu. Sporo nas dziś.
- Śliczne maleństwo - powiedziała Ewa, ale zaraz zauważyła Lou i praktycznie rzuciła się na jego szyję. - Hej kochanie!
- Cześć moje kobietki - ucałował ją ochoczo i namiętnie po czym pogłaskał jej duży brzuch.
-Hej Liam, Nialler! - przywitała się z chłopakami. - Cześć Harry.
- Hej - mruknął chłopak. Cały czas był wpatrzony w Marlenę.
- Cześć chłopaki - przywitała się cicho Marlena, oparta o ścianę. Widać, że nie chce być tu z Harrym. Po chwili powiedziała
' przepraszam ' i wyszła z sali. Westchnąłem, by się uspokoić i nie nawrzeszczeć na Harry'ego.
- Diana, trzymaj się, ucałuj ode mnie synka. Wracam do Sama, trzeba mu to wasze zniknięcie wytłumaczyć. Cześć - pożegnał się z nią kilka nimut później i nic więcej do nikogo nie mówiąc, wyszedł z pomieszczenia.
Ewa westchnęła, usiadła na łóżku stojącym obok łóżka Diany i pogładziła się po brzuchu.
- Jak tak dalej pójdzie oboje się wykończą. Wiem, że to nie najlepszy moment na takie zwierzenia, ale dłużej nie utrzymam tego w sobie. Nie mogę patrzeć, jak ona się niszczy.
- Co masz na myśli? - zapytał Liam. Louis podszedł i usiadł koło dziewczyny, łapiąc ją za dłoń.
- Z tego co mi wczoraj streściła, powiedziała Harry'emu, że jeśli przez tydzień się do niego nie odezwie, nie da znaku życia, to ma to oznaczać koniec ich związku.
- Jak żeśmy się dziś spotkali, to nic nie powiedział na ten temat, nawet jak go zapytałem. Tylko wzruszył ramionami - westchnął Liam.
- Ona chce go sprawdzić. On o tym nie wie. Dała mu wolną rękę, przez tydzień robi co chce. A potem ona to sama przetrawi. Tak przynajmniej zrozumiałam...
- Będą razem, zobaczycie - westchnęła Diana i położyła się na poduszce. - Nie zmienię zdania i będę to wam powtarzać aż w końcu tak będzie.
- Przeszkadzamy ci? Może się prześpisz trochę? - zapytałem, gdy zobaczyłem, że ziewa.
- Zayn, wy idzcie, zajmijcie się sobą. Nie jestem chora, mam opiekę w razie czego. Możecie przyjść później. Będę tu cały czas.
- Chcę być z tobą - powiedziałem, gdy reszta zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Zayn, siedziałeś tu ze mną cały czas. Idź coś zjedz, prześpij się. Pradzę sobie, uciekaj - powiedziała, obdażając mnie ciepłym uśmiechem. Z westchnieniem wstałem ze stołka i cmoknąłem ją jeszcze soczyście w usta i zanim wyszedłem za resztą, powiedziałem:
- Idę, ale dzisiaj jeszcze przyjdę do ciebie. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Idź już - uśmiechnęła się i nie miałem wyjścia, musiłem ją opuścić.
*******
Kolejny rozdział.
Jak wam się podoba? Mnie tak nawet, nawet:)
Nie wiem, kiedy będą zamówienia i rozdział na Niani, tak tylko informuję, bo nie wiem za co się najpierw wziąć, ale robię wszystko po trochu i coś w tym tygodniu się pojawi. Na pewno zamówienie dla Zuzi. Postaram sieje jak naszybciej ogarnąć, byście nie czekały za długo!
<3