-Jak zamierzasz to rozegrać?
-Normalnie. Wejdziemy, załatwiamy kogo trzeba, zabieramy forsę i spadamy.
-Okej, a jeśli będzie z obstawą?
-Będzie. Brad zawsze jest z obstawą. Weźmiemy Horana, Tomlinsona, Stylesa i Malika. Poradzimy sobie.
-A ta twoja dupa? Nie wie, że jest akcja?
-Wie. Nie pozwoliłem jej iść. Jest w ciąży i nie zgodzę się by brała w tym udział.
-Dobra. Czyli wszystko mamy?
-Tak. Dziś o 20.
Dotarłem do domu. Zdjąłem buty i kurtkę i wszedłem do domu.
-Cześć kochanie- Zuza wtuliła się we mnie.
-Cześć kocie- pocałowałem ją namiętnie, co oddała żarliwie.
-Zrobiłam obiad.
Siedliśmy do stołu. Zjedliśmy pyszny obiad i usiedliśmy na kanapie, oglądając tv.
-Nie chcę, żebyś poszedł na tą akcję- zaczęła. Znowu.
-Nie mogę nie iść. Jestem ich szefem. Muszę tam być, żeby nimi dowodzić.
-Liaś, ale ja się o ciebie boję. Nie chcę cię stracić. Jeśli ja nie mogę, ty też nie idź -spojrzała na mnie. Położyłem dłoń na jej płaskim jeszcze brzuszku.
-Zuza... Muszę.
Nic nie powiedziała tylko wstała z moich kolan i zniknęła za rogiem pomieszczenia. Poszła do naszej sypialni. Westchnąłem. Poszedłem za nią.
-Zrozum mnie... -poszedłem do niej i delikatnie objąłem ramionami.
-Liam. Ja cię rozumiem. Po prostu się o ciebie boję. Nie będzie mnie tam. Będę w strachu dwa razy bardziej.
-Będę ostrożny. Obiecuję- odwróciłem ją twarzą do mnie.
-Obiecujesz?
-Tak- potwierdziłem. Ale oboje wiemy, że mogę dotrzymać obietnicy.
-Wszyscy na stanowiskach? -zapytałem przez mikrofon do każdego z kumpli.
-Jasne. Dawaj sygnał- Malik aż rwał się do akcji.
-Wchodzimy- ogłosiłem i cała szóstka wparowała do wielkiej fabryki, gdzie miała odbyć się transakcja.
Zaczęliśmy bez ostrzeżenia strzelać do przeciwników, stwierdziliśmy, że element zaskoczenia będzie najlepszy.
-Payne!- usłyszałem wrzask, gdy chłopcy zaczęli zbierać kasę do toreb. Odwróciłem się i zobaczyłem moją Zuzię w łapach Brada.
-Zuza!- chciałem jakoś podejść do nich.
-Stój! Stój, bo przestrzelę ją na wylot jak twoi kumple moich pracowników!
-Nie dotykaj jej!
-Bo co? Zrobisz mi coś?
-Tak. Zamorduję cię z zimną krwią.
-Dobre sobie. Niech twoi ludzie zostawią MOJĄ forsę a twojej lali włos z głowy nie spadnie.
Nic nic nie powiedziałem, tylko strzeliłem mu w kolano. Puścił Zuz i upadł na beton. Dziewczyna szybko przybiegała do mnie.
-Ty chuju!- zaczął wrzeszczeć.
-Biegnij do chłopaków!
Byłem na nią wściekły! Skąd się ona tu wzięła?!
-Pożałujesz tego skurwysynie!- jakby w zwolnionym tempie filmowym zobaczyłem, jak Brad sięga po broń i wymierza w Zuzę. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, moja ukochana pada postrzelona na twardy beton bez życia.
Przerażony dopadłem do niej.
-Zuza! Otwórz oczy! Zuzanna! Do cholery! -krew płynęła z rany, jakby ktoś odkręcił kran.
-Karetka już jedzie- usłyszałem gdzieś głos Louisa.
W szpitalu jestem od godziny. Lekarze wchodzą i wychodzą a mnie nic nie mówią. To jest takie wkurwiające! Nie wiem co się dzieje z Zuzą i naszym maleństwem.
-Państwo są z rodziny?- zapytał gościu w białym fartuchu.
-Jestem jej mężem- powiedziałem zgodnie z prawdą i zerwałem się z twardego siedzenia.
-Nie mam dobrych wiadomości- westchnął.
-Co?
-Płód został uszkodzony podczas mocnego upadku, nie było możliwości by uratować tak wczesne dziecko, to po pierwsze. Po drugie, w wyniku rany postrzałowej pańska żona mimo naszej szybkiej reakcji... Nie udało nam się jej uratować. Przykro mi.
Odszedł. Zostawił mnie samego.
Moja Zuz nie żyje? Moja malutka, słodka kruszynka?
Zacząłem płakać. Nie, to nie był płacz. To był ból i rozpacz, która rozrywała mnie od środka.
-Przykro nam stary- poczułem dłoń na ramieniu i głos Harry'ego. Nie zareagowałem na to, tylko dalej płakałem.
Co mam teraz zrobić? Jak dalej bez niej żyć?
Wszedłem do pomieszczenia, gdzie moje kochanie leżała bez życia. Poszedłem do niej i spojrzałem na nią, ledwo widząc przez łzy.
-Zuzka... Dlaczego? Dlaczego mnie zostawiłaś? Dlaczego nie walczyłaś?- pytałem, płacząc cicho i trzymając ją za dłoń. -Nie będę ci wyrzucał dlaczego tam w ogóle poszłaś, bo to bez sensu...- nie wiem po co to w ogóle mówiłem. Coś mi kazało. -Pomszczę cię malutka.
Pocałowałem ją ostatni raz w czoło i wszedłem.
Od razu po wyściu skierowałem się prosto do zabójcy mojej żony.
Bez pukania wszedłem do jego domu. Znalazłem go w salonie na kanapie.
-Zadowolony jesteś teraz z siebie?!- zapytałem go.
-Jasne. Szkoda tylko, że jej nie wypróbowałem, młoda żonka i do tego twoja! Pewnie była gorąca! -śmiał mi się. W twarz. Sam się prosił o kulkę.
-Chcesz? Masz. To za Zuzę - wyciągnąłem szybko swój pistolet i dwa razy celnie strzeliłem w miejsce, gdzie znajduje się serce.
*****
Nie wiem czy ci się spodoba...
Pisałam ją do piosenki I won't mind.
Jak wrażenia?
Jeśli chodzi o mnie, to mi się bardzo podobało, tylko szkoda, że koniec taki tragiczny :-( Biedna Zuzia, szkoda mi jej i jeszcze dziecko...... Liam...... Jak on sobie bez niej poradził? Co prawda sprawiedliwość wymierzył, ale to droga do nikąd. Ogółem bardzo fajny, a teraz zabieram się za imagin o Harrym, bo widzę że dodałaś :D
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńSuper, świetny :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podobało :)
I jak Liam sobie poradził? No dobra sprawiedliwość wymierzył ...
Tak ogółem to super :)
Dziekuje jeszcze raz :))
Dzięki!
UsuńSię popłakałam
OdpowiedzUsuńnie wiem co mam jeszcze napisać
11/10
Dzięki: )
OdpowiedzUsuńBoski imagin :D
OdpowiedzUsuńWiesz, że takie lubię :))
Smutne zakończenie ^^
I to jak go załatwił :))
Śliczne :DD
Powodzenia w dalszym i dużo weny <3
Lecę czytać Hazzę :**
Całusy :33
Dzięki kochana
Usuń