Skomentuj, jeśli przeczytałeś. Dla ciebie to chwila, a dla mnie większa motywacja!
- I jak spotkanie? - zapytałam chłopaka, po tym, jak usiadł przy stole i zaczął jeść kolację, zrobioną chwilę przed jego przyjściem do kuchni. Jego wilgotne włosy sterczały na boki, miał na sobie zwykłą szarą koszulkę bez żadnego nadruku i czarne spodenki w białe poziome paski.
- Całkiem dobrze. Myślę, że mamy następcę Paula - uśmiechnął się szeroko, ukazując dla mnie, rząd bieluśkich zębów.
- Co to za ciasto? - zapytał Zayn, pojawiając się z nikąd, przy stole ze sporym kawałkiem ciasta.
- Spróbuj - powiedziałam.
- Nie dosypałaś tam czegoś? Nie otruję się? - zapytał, śmiejąc się głośno, biorąc do ust kawałek.
- No nie wiem...
- Zayn... - do kuchni weszła Diana. Była zdenerwowana, co widziałam na kilkometr.
- Tak? - zwrócił na nią całą swoją uwagę, zatrzymując łyżeczkę przed ustami.
- Wiesz, chciałabym pogadać - pokazała dłonią na schody, a chłopak ją zrozumiał.
- Jasne.
Gdy Zayn ruszył schodami do góry, pokazałam Dianie dwa kciuki do góry i uśmiechnęłam się radośnie, dodając otuchy. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i zabierając lody z zamrażarki, również ruszyła do swojego pokoju.
- Co to było? - zapytał Lou. Spojrzałam na niego, lekko się uśmiechając.
- Nie mogę powiedzieć. Nie chcę nic zapeszać - szepnęłam tylko.
- Mnie nie powiesz? On tu prawie mieszka - tym mnie zagiął.
- No dobra, ale jakby co, to nic nie wiesz - zagroziłam mu palcem.
- Okej - zaśmiał się i złapał za niego i cmoknął, po czym złapał całą moją dłoń i patrzył na mnie ciekawym wzrokiem.
- No bo... Diana się zakochała w Zaynie - powiedziałam. - Ale nie wie, czy on czuje do niej to samo. No i poszła z nim teraz pogadać.
-To było wiadome. Lecą do siebie jak ćma do światła, skarbie. I jeszcze będą razem.
*** Oczami Diany ***
Zabrałam z lodówki pudełko lodów waniliowych oraz dwie łyżki i weszłam po schodach na górę. Zatrzymałam się na samej górze i wzięłam głęboki oddech.
- Już jestem - weszłam do pokoju. Chłopak siedział na łóżku ze spuszczoną głową, ale na dźwięk mojego głosu, poderwał się i dopadł do mnie, gotowy pewnie by mi pomóc. - Siadaj Zayn, dam sobie radę - powiedziałam szybko.
- Okej. A więc, o czym chciałaś pogadać?
Wzięłam głęboki oddech po raz kolejny. Zamiast powiedzieć mu to od razu, to się jeszcze stresuję.
Usiadłam obok niego na łóżku, tak by było mi wygodnie. Zayn siedział, cały czas patrząc na mnie, zapewne dociekając w głowie o czym to ja chcę z nim gadać.
- Eh... Sama nie wiem, od czego zacząć - powiedziałam, starając się uspokoić, bo to może źle wpłynąć na mojego małego skarba.
- Najlepiej od początku - posłał mi swój najsłodszy uśmiech i dotknął mojej dłoni.
- Zayn, powiedz mi, co ty do mnie czujesz -poprosiłam. To chyba najlepsze wyjście. Dowiem się najpierw co on czuje.
- Dlaczego chcesz to wiedzieć? - zabrał swoją dłoń z mojej, a ja poczułam lekki zawód.
- Po prostu mi powiedz Zayn -wpatrywałam się w pudełko z lodami waniliowymi, które swoim zimnem chodziło mi uda.
- Diana... To skomplikowane... - westchnął i powiedział te trzy słowa.
Otworzyłam pudełko z lodami i wzięłam trochę ich na łyżkę, którą zaraz wpakowałam do ust, żeby zdusić słowa, które cisną mi się na usta.
- Dobra. Ja zacznę. W końcu sama chciałam rozmawiać... - łyżka ponownie znalazła się w zamrożonej masie, a pudełko odłożyłam obok siebie na łóżku.
- Słucham więc - odparł.
- Nie miej mi tego za złe, ani nie myśl o mnie źle. Po prostu wysłuchaj - spojrzałam na niego po tych słowach, a on pokiwał głową na znak zgody.
Dobra, Diana. Raz kozie śmierć.
- Nie wiem, kiedy do tego doszło. Może przed tym jak powiedziałam wam, co zrobił Paul, a może wtedy, gdy mnie przeprosiłeś... Nie wiem. Ja się w tobie zakochałam Zayn - w ciągu całej mojej wypowiedzi, nie spojrzałam na niego ani razu. Teraz też nie zamierzam, bo się boję. Nie o ból fizyczny, ale psychiczny, że mnie wyśmieje.
- Co?
-Ja... - wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju powoli, kładąc dłonie na brzuchu. - Chciałam ci to powiedzieć, zanim znowu pojedziecie w trasę. Nie myśl sobie, że chcę cię naciągnąć na jakieś zobowiązania wobec mnie, czy dziecka. Powiedziałam ci, co do ciebie czuję, nie mogłam tego dłużej ukrywać, bo to aż bolało.
Nagle poczułam jego dłoń na moi ramieniu i spojrzałam w jego piękne brązowe oczy. Nic nie wyrażały. To było straszne. Wolałabym, gdyby był zły. Ponownie spóściłam wzrok na jego miarowo unoszącą się klatkę piersiową.
- Tak bardzo, że dłużej bym nie wytrzymała - przerwałam na moment. - Jesteś dla mnie, dla nas, taki dobry. Nie zasłużyłam na to. Nie zasłużyłam na to, byś poświęcał mi swoją uwagę.
- Diana...
- Robiłam wszystko co mi kazał. Prawie was skłóciłam ze sobą... A ty mi pomagasz, wspierasz mnie. Dlaczego? - zakończyłam. Zdaję sobie sprawę, że to co powiedziałam, było nieskładne i może bez sensu, ale w końcu to powiedziałam. Jemu.
- Bo ja też cię kocham - serce mi stanęło. Spojrzałam na niego z tak wielkim niedowierzaniem, że chłopak się uśmiechnął.
- C... Co?
- Tak. Zawsze bardzo cię lubiłem. Gdy tu przychodziłem, widziałem cię taką dzielną i pełną nadziei i dotarło do mnie, że ty jesteś odpowiednią osobą dla mnie. Nie poddałaś się, choć miałaś dołki, mimo tego co cię spotkało, kochasz swoje dziecko. Mimo, że na początku go nie chciałaś, teraz ani myślisz o tym, by go oddać. A to bardzo ważna decyzja. Jestem z ciebie dumny - miałam łzy w oczach, coraz większe z każdym jego słowem. To, co mówił było takie dziwne i niemożliwe, że sama w to nie wierzyłam, ale było naprawdę.
- Ja... Nie myślałam, że ty... Że możesz mnie pokochać...
- A dlaczego ty mnie pokochałaś?
- Jesteś... Sobą. Nie udajesz nikogo. Nie śmiejesz się, gdy ktoś jest smutny, ani odrotnie. Pomagasz osobom, które nie powinny mieć takiego prawa. Swoją osobą zapewne uratowałeś wiele istnień, będąc w zespole... Zayn, nie ma drugiego takiego ciebie - skończyłam, patrząc mu prosto w oczy.
- A więc widzisz. Kocham cię za to, jaka jesteś naprawdę. Oczywiście, miałem cię za zimną sukę - te słowa nie brzmiały jakoś źle i ujmująco w jego ustach. - Ale to nie ty wtedy byłaś. To była Diana wykreowana przez Paula. A przede mną stoi prawdziwa Diana. Słodka, niewinna Diana, która nie boi się powiedzieć swojego zdania w słusznej sprawie.
Po tych słowach rozpłakałam się na dobre. Jego słowa są takie piękne. Staliśmy oboje na środku pokoju. I pewnie stalibyśmy tak dalej, gdyby nie to, że poczułam ból w brzuchu. No tak, mały szaleje. Złapałam za to miejsce, a Zayn automatycznie bez gadania zaprowadził mnie na fotel, do którego miałam najbliżej.
- Dziękuję. Już jest dobrze - powiedziałam cicho, wpatrując się w jego dużą dłoń, która okrywała moją drobną rączkę.
- Na pewno? Może przynieść ci wody? Albo soku?
- Możesz podać mi te lody? - wskazałam palcem na samotne pudełko lodów z łyżką po środku, leżące na łóżku.
- Jasne - wstał, podszedł do łóżka i sięgnął po plastikowe opakowanie. Po chwili znów miałam je w dłoniach i brałam do ust małą porcję.
- Więc... Co teraz z nami będzie? Skoro czujemy do siebie to samo?
Pomyślisz sobie: no jak to co? Będziecie razem i będzie cudownie.
Nie. Ja tak nie myślę. Co z tego, że mnie kocha, jeśli nie będzie chciał być ze mną. Nie będzie chciał być ze mną i Nathanem, że nie będzie go w stanie pokochać.
Wiem, że jestem zagmatwaną osobą... Ale to ja.
- Chcesz być ze mną? Chcesz spróbować stworzyć ze mną związek? - zapytał, nadal kucając przy mnie z opartymi łokciami na moich kolanach.
- Chcę - był tego pewna, jak miłości do małego aniołka, który niedługo przyjedzie na świat.
- Ja też chcę - położył swoją dużą dłoń na moim brzuchu, a mały jak na zawołanie sprzedał mi kolejnego kopniaka, z tym, że bardziej delikatnego, jakby coś zminimalizowało jego ruch.
Patrzyłam na to zauroczona, jak dotyk Zayna działa na małego.
- Już mnie lubi - uśmiechnął się i przeniósł na mnie swój wzrok.
- Ma dobry gust - powiedziałam, kładąc swoją dłoń ja jego. Była taka ciepła i męska.
- Po mamusi - zaśmiał się. Po chwili ucichł i klęknął przede mną na obu kolanach. Wziął moją twarz w swoje dłonie i przybliżył się powoli, jakby oswajając mnie z tym, co zaraz się wydarzy. Znowu zaczęłam się denerwować, ale gdy jego usta w końcu spotkały się z moimi, wszystko odeszło. Cały strach i stres. Delikatnie napierał na moje wargi, pieszcząc je. Był taki opanowany i spokojny, a ja tu prawie na zawał schodziłam. Oddawałam każdy jego pocałunek i gdy jego język znalazł się w moich ustach, przyciągnęłam go do siebie bliżej, w efekcie jego ręce powędrowały na moją talię. Brakło nam w końcu tchu i oderwaliśmy się od siebie.
- To było świetne. Bosko całujesz - skomplementował mnie. Róż obarczył moje policzki, przez co spóściłam głowę. Zayn podniósł mój podbródek dwoma palcami i powiedział:
- Kiedyś powiedziałem ci, że przy mnie nie masz się czego wstydzić, pamiętasz?
- Tak - potwierdziłam i przypomniałam sobie ten dzień w głowie.
To było wtedy, gdy poszliśmy do jakiejś restauracji na obiad, bo byłam tak bardzo głodna, że oświadczyłam mu w połowie drogi do domu, że nie wytrzymamy i musimy coś natychmiast zjeść. Chłopak od razu znalazł jakąś restaurację i zamówiliśmy jedzenie. Jak to ja, zawsze jedząc się brudzę, więc Zayn nachylił się i otarł chusteczką brudne miejsce po sosie w kąciku ust. Ja oczywiście rumieńce, głowa w dół.
- Uwielbiam, gdy się rumienisz, ale czuję, że się mnie wstydzisz - powiedział cicho, bym tylko ja to usłyszała.
Może i tak było. Czasem sama siebie nie ogarniam.
- Nie ciebie. Już taka jestem. Może nie wyglądam, ale jestem cicha, spokojna i wstydliwa - odpowiedziałam mu wtedy.
Uśmiechnął się i poprawił kosmyk opadający ciągle na moje oczy.
- To prawda. Nie wyglądasz. Ale mnie nie musisz się wstydzić. Nie jestem taki.
- Wiem. I za to cię lubię.
Zayn pomógł mi wstać, a gdy już stałam, przytulił mnie. Tak po prostu. Oparł brodę o moją głowę, gdy oplotłam rękami jego ciepłe ciało.
- Kocham was - szepnął, czym wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- Zayn ja... - oderwałam się od niego. - Pójdę wziąć prysznic, a ty tu poczekaj, okej?
- Oczywiście - chłopak cmoknął mnie przelotnie w usta, zanim podeszłam do szafy i z półek wzięłam koszulę nocną i bieliznę, po czym weszłam do łazienki.
Po kilku minutowym prysznicu, wyszłam z łazienki w piżamie i lekko mokrymi włosami, pachnącymi kwiatami bzu. Uwielbiam ten zapach. Zobaczyłam na łóżku Zayna. Spał sobie słodko, na jednej połowie łóżka. Uśmiechnęłam się na ten widok i przykrywając go wielkim, puchatym czerwonym kocem, weszłam do łóżka i zgasiłam światło. Poczułam, jak Zayn przybliża się do mnie i otula swoją dłonią w talii.
Boże, dziękuję ci za najlepszy wieczór w życiu.
***** Kilka tygodni później *****
Ja i Zayn jesteśmy już legalną parą, którą tabloidy zdążyły obsmarować ze sto razy. Ale jestem nauczona mieć wszystko gdzieś, więc nie dotyka mnie to, aż tak bardzo. Na początku były nawet plotki, że to ze mną Zayn zdradził Perrie i ta z nim zerwała, nie mogąc znieść takiego upokorzenia, jakim jest świadomość, że dziecko, które w sobie noszę, to jego dzieło. No cóż, jak kto woli...
Jestem z nim bardzo szczęśliwa. Nigdy nie czułam się tak dobrze, jak teraz, mimo, że nie ma go przy nas.
Sam, nowy menadżer, którego chłopaki, po długich naradach, kłótniach i nieprzespanych nocach, przyjął do wiadomości to, że każdy z chłopaków ma dziewczynę i nie zamierza jej zostwić. Obiecał, że nie będzie żadnych ustawek, ani czegoś, co mogłoby wpłyąć na nas, ale jestem długo w tym wszystkim, by wiedzieć, że nawet jeśli Sam bardzo by chciał, to nie może wszystkiego odrzucić. Ale chociaż nie będzie chciał nas wszystkich zniszczyć. Lubimy go, a to najważniejsze. Dobrze mu z oczu patrzy.
Ma trzydzieści pięć lat, jest wysoki nawet przystojny. Ma żonę i dwójkę synów, z tego co się dowiedziałam od Zayna.
A jeśli mowa już o zniszczeniu... Udało nam się w końcu wsadzić Paula do więzienia. Jak tylko Sam zadeklarował się być menagerem chłopaków, Louis poszedł złożyć doniesienie na Paula. Wiadomo, tą sprawę szybko rozpatrzyli i zaczęli działać ze względu na to, kim jest Louis i reszta. Następnego dnia Paula zabrała policja, a my byliśmy przesłuchiwani. Ja najdłużej. To było okropne, przypominać sobie to wszystko jeszcze raz, ale dałam radę, bo Zayn był ze mną. Grozi mu trochę latek za to wszystko, a powiadomienie o rozprawie ma przyjść listownie.
Chłopcy wracają do domu dopiero pierwszego listopada, to aż za cztery miesiące. Zayn, nie daje mi spokoju i w każdej wolnej chwili dzwoni, pisze, albo dzwoni na Skype. Kocham jego opiekuńczość i to, jak dba o mnie na odległość. Powiedział, że gdy wrócą z trasy, przeprowadzę się do jego domu. Nie wiem, czy będzie o tym pamiętał, zobaczymy. Ja nie będę na nic naciskać. Przyjmę wszystko tak, jak się potoczy.
A co u Marleny?
Nie uwierzcie, ale Harry się jej oświadczył! Powiedziała, że zrobił to, w tym samym miejscu, w którym się poznali! Na chodniku, przed willą chłopaków. Nie chciała nam powiedzieć szczegółów, mówiąc, że zostawi to na inny wieczór. Widać było, że kompletnie się tego nie spodziewała. Ja też nie. Każdy, kto choć trochę znał Harry'ego, wiedział, że dziewczyna, która zawróci mu w głowie musi być niesamowita, by się jej oświadczył i w ogóle planował z nią przyszłość.
Ewa świetnie się trzyma. Niedługo na świat przyjdzie mała panna Tomlinson! Tak, będą mieli córeczkę. Jej mama przyjechała kilka dni temu. Bardzo fajna osoba. Polubiłam ją. Pani Marzena gotuje pysze obiady. Louis, jak się dowiedział, że jego przyszła teściowa mieszka z jego narzeczoną, pierwszą jego reakcją, był strach, ale zapewne udawał. Ale potem orzekł, że musi poznać kobietę, która urodziła dla niego tą cudowną istotę, jaką jest Ewa. Nadal nie mogę wyjść z podziwu, nad tym, jak bardzo on ją kocha.
To było kilka tygodni, a kolejne przed nami, może nawet cięższe? Nie wiem, czas pokaże.
- Marlena skrabie, podaj mi te owoce, które stoją na stole w kuchni - zawołała do dziewczyny, mama Ewy.
- Okej.
Nie powiedziałam wam, że dziś są urodziny Ewy. Tak. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że nie ma jej księcia i przez to chodzi taka struta. Ale mamy dla niej niespodziankę i myślę, że to jej pomoże.
- Ej, nie smutaj - zgarnęłam ją do jej pokoju.
- A weź przestań - odeszła ode mnie trochę, wpatrując się w ciemny wieczór za oknem. Tęskni za Louisem, a hormony jej w tym nie pomagają i trochę kąsa.
- Ubierz się ładnie, umaluj, zjedz kawałek czekolady, jeśli to poprawi ci humor i chodź do nas!
- Diana... Ile razy mam wam jeszcze powtarzać, że nie chcę tych urodzin? Chciałam je spędzić z chłopakami, z Louisem, ale bez nich to nie są urodziny. Chciałabym posiedzieć chwilę w jego ramionach i o niczym nie myśleć
- powiedziała, cicho wdychając. Podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Rozumiem cię. Ale pomyśl ile oni by dali, by tu być z nami?
- Dużo.
- No właśnie. Ale nie mogą. Sam nie może przekładać dawno temu zaplanowanych koncertów. A wiesz, że chciał.
- No wiem.
- Także, spinaj tyłek i chodź się bawić w naszym towarzystwie przy soczku marchewkowym! -miałam nadzieję, że chociaż mały uśmiech pojawi się na jej ustach i udało się. Uśmiechnęła się lekko. - No. Widzimy się zaraz na dole.
Wyszłam z jej pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
- I jak? - Marlena dopadła do mnie na schodach.
- Udało się - powiedziałam z uśmiechem. - Przekonałam ją.
- No. Oni zaraz przyjadą i wszystko będzie na cacy.
Marlena poszła do swojego pokoju i ja zrobiłam tak samo. Zrobiłam tylko lekki makijaż i zeszłam spowrotem na dół.
Życzenia złożone, prezenty rozpakowane, oczywiście nie wszystkie, bo jest jeszcze jeden.
- Tak? Jesteście już? - zadzwoniłam, gdy tylko udało mi się wyjść do łazienki. - Tak, już prawie jesteśmy.
- No dobra. Ale pamiętajcie, musicie mieć dobre wejście.
- Diana, kochanie. My zawsze mamy dobre wejście, a teraz się rozłączam, bo jesteśmy na miejscu.
Uradowana, wróciłam go dziewczyn i czekałam na dzwonek. Po kilku minutach i on nastąpił.
- Ja pójdę, skoro nikt nie chce - oczywiste było, że wtajemniczyłam Marlenę i mamę Ewy. Dziewczyna wstała i poszła otworzyć, jak zamierzała.
- Z kim mam przyjemność? - usłyszałam zdziwiony głos Ewy. Ciekawe, co takiego wymyślili, że ich nie poznała.
- Nie poznajesz nas? To dobrze - jeśli dobrze usłyszałam, to był to głos Louisa. Trochę grubszy, ale jednak jego.
Wstałam z kanapy i poszłam na korytarz zobaczyć co tam się dzieje. W drzwiach stało pięciu mężczyzn. Każdy z nich był przebrany. Nie zdążyłam się im za bardzo przyjrzeć, bo jeden z nich podszedł do Ewy i bezceremonialnie przybliżył ją do siebie i pocałował. Ta zaczęła się szarpać i gdy jej się to udało, dała mu w twarz. Tak mocno, że twarz chłopaka odwróciła się w bok.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęła i czekała, aż on jej to wytłumaczy. Chłopak westchnął, cofnął się o krok. Zdjął śmieszną czapkę z minionkiem i zaczął ściągać z twarzy sztuczną skórę. Reszta robiła to samo. Ewę zatkało, a ja jestem pełna podziwu, jak udało się to zrobić wszystko Louise. - Louis? - zapytała z niedowierzaniem, gdy już mogła go poznać.
- Wszystkiego najlepszego skarbie - powiedział, a zaraz po tym dziewczyna wpadła w jego ramiona, cicho płacząc.
- Jesteś tu - szepnęła, wpatrując się po chwili w jego twarz.
- Jestem. Nie mogłem opuścić urodzin swojej narzeczonej - odpowiedział jej. - Ale nie musiałaś mnie tak mocno lać - powiedział i dotknął policzka.
- Przepraszam - cmoknęła go w obolałe miejsce.
Chłopcy weszli do domu i zaczęli składać życzenia jubilatce, nie patrząc na to, czy właśnie przytulała się do swojego faceta.
- Cześć skarby moje - z przemyśleń wyrwał mnie głos Zayna, który podszedł do mnie i przywitał namiętnym pocałunkiem.
- Cześć - uśmiechnęłam się, gdy poczułam jego dłoń na swoim dużym brzuchu.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
- To świetnie. Chodźmy do nich.
Usiedliśmy obok Harry'ego, który mówił coś na ucho do Marleny, na co ona tylko chichotała.
*** Oczami Ewy ***
Nie wierzę, że oni tu są! Że Louis jest tu ze mną.
- Kto wymyślił całą akcję? - zapytałam, jedząc sałatkę owocową.
- My z Dianą - powiedział Louis, całując mnie w czubek głowy.
- Dziękuję - powiedziałam w jej stronę. Jestem jej tak bardzo za to wdzięczna. Bez nich, to nie byłoby to samo.
- Nie ma za co - odpowiedziała z uśmiechem.
Nie siedzieliśmy zbyt długo. Niall i Liam polegli ze zmęczenia godzinę później. Zayn i Diana zniknęli na górze jakiś czas później, a Marlena z Harry'm wybrali się jeszcze na spacer. Zostaliśmy tylko ja, Lou i moja mama.
- Cieszę się, że cię poznałam, w końcu. Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko, jak pomieszkam tu z wami trochę?
- O ile się nie mylę, to twój dom, więc nie masz co pytać o zgodę - powiedział Lou. - A poza tym, miałby kto się opiekować moim skarbem.
- Mam zamiar się nią zająć.
- Mamo! Dobrze, poznaliście się, a teraz idziemy na górę. Dobranoc mamo - szybko to skończyłam, bo mama mogłaby powiedzieć coś nie na miejscu i byłoby kiepsko. Wzięłam Lou za dłoń i pociągnęłam go za sobą, w stronę schodów.
- Dobranoc!
Gdy stałam na pierwszym stopniu, poczułam, jak Louis bierze mnie na ręce, jak pannę młodą i przenosi przez schody, aż do naszego pokoju. Położył mnie delikatnie na łóżku i pocałował w usta. Czułam smak alkoholu, choć wypił zaskakująco mało, jak na niego. Nawet Liam wypił więcej...
- Dziękuję za taki prezent - powiedziałam i patrzyłam, jak ściąga buty i stawia je przy szafie.
- Ale to nie jedyny prezent. Mam jeszcze jeden - podszedł do łóżka i położył się obok mnie, opierając głowę na ręce i patrząc na mnie z tym swoim cwanym uśmieszkiem.
- To znaczy?
- Zaraz zobaczysz.
Zgasił światło, które dawała jedna lampka paląca się, niewiadomo odkąd w pokoju. Nagle zawisł nade mną i wpił się w moje usta, delikatnie je masując swoimi. Założyłam ręce przez jego szyję, zanurzając raz za razem, dłonie w jego gęstych i miekkich włosach. Chłopak jęknął tylko cicho i zaczął błądzić dłońmi po moich plecach, szukając zapięcia bluzki, którą miałam na sobie. Gdy w końcu znalazł, zdjął ją ze mnie.
- Czy to jest ten prezent? - zapytałam, gdy oderwał się ode mnie, by zdjąć z siebie koszulkę.
- Tak i mam nadzieję, że ci się spodoba - poinformował mnie i wrócił do poprzedniej czynności, jaką było obdarowywanie mojego ciała drobnymi pocałunkami.
***********
Hejcia!!
Jak tam w szkole? Dajecie radę?:)
Kolejny rozdział już jest, mam nadzieję, że składny. Mamy perspektywę Diany, bo ktoś mi o niej w komie napisał, ale nie wiem teraz kto. Nie chce mi się sprawdzać. I dziękuję tej osóbce, bo pewnie bym jeszcze długo o niej nie napisała.
Następny rozdział pojawi się, w którąś niedzielę. Nie wiem czy za tydzień, czy za dwa tygodnie, bo nie umiem stwierdzić.
Zapraszam również na mojego drugiego, świeżego bloga! Jest tam już pierwszy rozdział!
http://niania-louistomlinson.blogspot.com/?m=1
<3