Szczerze, to nawet się nie spodziewałam kolejnej nominacji. Ale dziękuję Princess Malik z bloga https://hope-nadzieja-umiera-ostatnia.blogspot.com .
Pytania:
1. Ile czasu zajmuje ci poranna toaleta?
Hm... Ze mną to jest tak, że jak mi się max spieszy to 10 - 15 minut. A jak mi się nie spieszy, to ok 30 min.
2. Jak często słuchasz muzyki.
A więc tak...
Bardzo często ;-)
W każdej wolnej chwili gdy nie mam czym się zająć w autobusie.
3. Masz jakieś uzależnienia?
Tak jestem uzależniona od One Direction ;-()
A tak na serio to nie.
4. Od jak dawna jesteś w fandomie [Directioners] ( o ile jesteś)?
A i owszem, jestem.
Jakoś trzy lata będzie w sierpniu...
5. Jak często chodzisz na zakupy ( ubrania, kosmetyki i inne) ?
Hm... Jakoś się głębiej nad tym nie zastanawiam. Potrzebuję to idę.
6. Kiedy masz urodziny?
12 Lipiec.
7. Jaki masz model telefonu?
Czekaj, sprawdzę
....
Smartfon Be
8. W jakich jeszcze fandomach jesteś?
Może fandomach to nie, ale lubię Taylor Swift, Rixton, Aronchupa, Kwiatkowskiego Dawida eż lubię.
9. Ulubiony zapach?
Zapach nowo kupionej przeze mnie książki...
Wg żadne perfumy się z tym nie równają.
10. Z czym kojarzą ci się święta Bożego Narodzenia?
Hm... Na pewno z wolnym od praktyk, tak to pierwsze przyszło mi do głowy. Ale też mogę więcej czasu spędzić z rodziną a jest ona trochę sporawa.
11.Masz rodzeństwo?
Mam, młodszą siostrę.13 lat ma ten łobuz ;-)
Moje pytania:
1. Co zachęciło cię do pisania bloga?
2.Twoja ulubiona piosenka?
3.Jak i kiedy zaczęłaś swoją przygode z One Direction.
4.Ile masz lat?
5.W jakim mieście mieszkasz?
6.Ulubiony członek 1D?
7.Dlaczego właśnie on?
8. W jakim kraju mogłabyś żyć poza Polską?
9.Jakiego miesiąca nie lubisz?
10.Co zmieniłabyś w swoim życiu?
11.Co byś zrobiła, gdybyś spotkała swojego idola?
Nominuję:
1. https://la-maison-des-cartes.blogspot.com
2. https://promisesharrystyles.blogspot.com
3. https://night-changes-niall-ff.blogspot.com
4. https://onedirectionlittlesweetangel.blogspot.com
5. https://viv-little-sis-liam.blogspot.com
6. https://this-moment-is-perfect-louistomlinson.blogspot.com
7. https://alex-zarry-cassino.blogspot.com
8. https://one-direction-el-amor.blogspot.com
9. https://stalked-tlumaczeniepl.blogspot.com
10. https://givemelove-louistomlinson.blogspot.com
11. https://my-little-word-fanfiction.blogspot.com
***
No to mamy to.
Co do rozdziału to nie wiem czy jeszcze zdąrzę w starym roku, czy już w nowym go dodać.
Dziękuję wam kochani za 265 wyświetleń w niedzielę, 28 grudnia!!!!!
Udanego Sylwestra życzę!
Waking up Beside you I'm a loaded gun I can't countain this anymore I'm all yours,I got no control No control
środa, 31 grudnia 2014
niedziela, 28 grudnia 2014
Rozdział 25
Podjechaliśmy pod ogromny obiekt. Dopiero teraz się skapnęłam, że jesteśmy na stadionie. Louis prowadząc mnie przy sobie, przywitał się z ochroną i weszliśmy do szatni. Skąd wiem, że do szatni? Było napisane.
-Tomlinson!- usłyszałam jakiś męski głos a po chwili przed nami pojawił się dość wysoki, dobrze zbudowany i przystojny chłopak w mniej więcej wieku Lou.
-Cześć stary- powiedział Louis i przywitali się po męsku.
-A co To za ślicznotka?- nieznajomy zilustrował mnie wzrokiem z góry na dół dwa razy.
-To moja dziewczyna- chłopak objął mnie znacząco, przyciągając do siebie. -Ewa- wyciągnęłam do niego rękę w geście przywitania.
-Rocky- ujął moją dłoń i ucałował jej wierzch. Ah, jaki gentelmen!
-Dobra Rocky, przyszliśmy tu na mecz a nie na twoje podrywanie mojej dziewczyny- Louis odsunął mnie od niego.
-Więc chodź się przebrać- powiedział do niego ten cały Rocky ale nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Poczekaj tu na mnie, ok?- zwrócił się do mnie Louis, na co pokiwałam głową na zgodę. Pocałował mnie przelotnie w usta i poszedł za swoim kolegą. Zorientowałam jakąś ławeczkę i na niej postanowiłam poczekać na mojego księcia.
Rocky. Pff! On mnie ewidentnie podrywał! Dobrze, że Louis jakoś zareagował, bo pewnie na pocałowaniu dłoni by się nie skończyło...
Po kilku minutach drzwi ponownie się otworzyły i pojawił się w nich pierwszy Louis w swoich tradycyjnych barwach.
Wstałam a ten wziął mnie za rękę i szliśmy tak przez korytarz. Szczerze, to nawet zapomniałam o tym, że jest z nami Rocky, póki się nie odezwał. Do mnie.
-Skąd jesteś?
-Po co ci to wiedzieć?- wszyscy którzy mnie znają, wiedzą, że nie jestem wylewna do spowiadania się nieznajomym.
-A tak. Ciekawy jestem.
-Nie chce mi się z tobą gadać- aż mi się śmiać zachciało z samej siebie jak to powiedziałam. Ale Louis się niw chamował. Śmiał się w najlepsze.
-Rany, co ci szkodzi powiedzieć?- ja pierdole, jaki on jest upierdliwy i nachalny! Louis, zrób coś!
-Rocky, daj już spokój, tak?
-Dobra, dobra- mruknął tamten.
-Kto jeszcze z nami gra?- zmienił temat mój piłkarz.
-Thomson, Freddy, Alec i George.
-Aha, to będzie fajnie.
-A co ja będę tutaj robić?- wtrąciłam się.
-Będziesz mi kibicować- odpowiedział Louis.
-Okej.
Wyszliśmy na boisko. Louis odprowadził mnie na trybuny i na odchodne jeszcze powiedział:
-Trzymaj kciuki.
-Trzymam trzymam- pocałował mnie namiętnie. Spojrzał mi jeszcze w oczy i pobiegł do drużyny. Usiadłam gdzieś na miejscu wysoko, by mieć lepszy widok. Rozejrzałam się po obiekcie. Rajuśku, ogromne miejsce. Szczerze, nigdy nie byłam na żadnym stadionie. Nawet na narodowym w Warszawie. Niedaleko mnie zobaczyłam kilka dziewczyn. Piszczały, tylko nie wiem na co. Na to, że był tu Louis Tomlinson, czy na to, że było tu dwunastu przystojnych facetów... Okej.
Mecz się zaczął.
Do tej pory wiem, że zieloni czyli drużyna szczeliła cztery bramki z czego Louis trzy a czerwoni dwa. Tyle wiem.
-Przepraszam?- usłyszałam za sobą głos dziewczyny. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynę w mniej więcej moim wieku.
-Tak?
-Mogę... Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?- aż mnie zatkało. No serio. Ze mną? A kim ja jestem?
-Yyy... Jasne- dziewczyna usiadła obok mnie na krzesełku i po chwili pstryknęła trzy fotki.
-Dzięki, jestem Mercy- wyciągnęła do mnie dłoń, którą po chwili chwyciłam.
-Ewa.
-Wiem- a jakże. -Lubię ciebie i Louisa. Świetnie do siebie pasujecie i w ogóle- powiedziała z uśmiechem.
-Dzięki.
-Powiedz mi, naprawdę go kochasz czy tylko udajecie.- zapytała cicho.
-Jasne, że go kocham.
-A to dobrze. Macie moje błogosławieństwo.
Zaśmiałam się z jej słów a ona zaraz po mnie.
-Sama tu jesteś?- zapytałam gdy się już uspokoiłyśmy.
-Tak... Wolę sama tu być. Wtedy mogę pokazywać co czuję. Na pierwszy koncert przyjechałam z mamą cztery lata temu. Musiałam być poważna i w ogóle przez co omnęło mnie kilka atrakcji po koncercie... Ale teraz jeżdżę sama.
-No to fajnie.
-Kiedy skończą grać?- spojrzała na boisko.
-Sama nie wiem..-Mogę z tobą poczekać na Louisa? Chcłabym zrobić z nim zdjęcie i w ogóle...
-Jasne.
Tak oto przegadałyśmy jeszcze pół godziny. Mercy okazała się bardzo fajną dziewczyną. Gracze zdążyli wejść do szatni i się przebrać. Ja z Mercy postanowiłyśmy poczekać na Louisa na korzytarzu, w tym samym miejscu gdzie ja czekałam na niego jakieś dwie godziny temu. Oczywiście nie obyło się bez pytania ochrony kim jest Mercy i co ona robi na terenie dla ' nieupoważnionych ' powiedziałam, że to moja siostra. Przepuścili nas.
-Idzie- szepnęła do mnie podekscytowana, gdy zza rogu pojawił się Louis.
-Tylko spokojnie- odpowiedziałam.
-Już jestem- powiedział do mnie. Podszedł do nas i spojrzał przez moment na dziewczynę. Ta wystąpiła krok do przodu i zapytała:
-Mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie?
-Jasne- posłał jej ten zajebisty uśmiech od którego to zawsze mięknie mi serce i kolana. Chłopak objął ją a ja stanęłam sobie gdzieś z boku, żeby im nie przeszkadzać.
-Ewa chodź- zawołała mnie. Podeszłam do niej z jednej strony i po chwili zdjęcia były gotowe. -Mogę jeszcze autograf?
- Możesz- wziął od niej marker i podpisał koszulkę na której dziewczyna miała podpisy reszty chłopaków. Pełen szacun dla niej.
-Dzięki bardzo!- przytuliła go a potem mnie, po czym żegnając się z nami poszła do wyjścia.
-To było coś- nadal staliśmy w tym samym miejscu.
-Szkoda tylko, że nie wszystkie fanki są takie jak ta- powiedział. Przerzucił prawe ramię przez moje barki i w ten oto sposób idziemy do wyjścia.
-Teraz do domu?- zapytałam.
-Tak.
-Wiesz co ci powiem?- spojrzałam na niego.
-Świetnie strzelasz gole- lekko się uśmiechnęłam.
-Nie tylko to umiem robić świetnie.
**Oczami Harryego**
( Może w tym momencie to zbędna perspektywa, ale na przyszłość przydatna )
Wszedłem do domu. W sumie teraz albo nigdy. Nawet trochę żałuję, że po drodze nie znalazłem jakiejś pełnej butelki alkoholu. Poszłoby łatwej. Ale nie mogę się teraz wycofać, coś sobie obiecałem i to zrobię.
Zdjąłem płaszcz i buty po czym wszedkem do kuchni, bo tam właśnie spodziewałem się mojego skarba.
-Marl-Marlena? Możem porozmawiać?- zobaczyłem ją stojącą przy otwartej lodówce. Po chwili mocno ją zatrzasnęła. Aż drgnąłem.
-Oczywiście. My nawet musimy- przeszła do salonu i usiadła na kanapie a ja stanąłem przed nią. Najqyżej szybciej dostanę w pysk. -Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć?
-Ale...- przeraziłem się i to po całości. Stałem tam jak jakiś posąg i nie wiedziałem co zrobić. Skąd ona wie? Ewa jej pewnie powiedziała. -Skąd wiesz? Ewa ci powiedziała?
-A i owszem. Musiałyśmy się z telewizji dowiedzieć?!
-Ale... Ja chciałem ci powiedzieć... Tylko to samo tak wyszło. To tak szybko zleciało...- chyba zaczynam się plątać.
-Szybko co?-zaśmiała się. -Zamierzaliście powiedzieć nam o tym na Mikołajki czy jako prezent pod choinkę?
-Marlena ja...
-Harry proszę cię. Nie wiem jakim cudem mogliście zapomnieć powiedzieć nam, że jutro jest gala i promocja płyty?!- powiedziała na jednym wydechu.
-Co?- zdziwiłem się. To o płytę jej chodzi! Boże kamień z serca.
-Co co?
-Przepraszam, że ci nie powiedziałem o tym. Ale jest ważniejsza sprawa niż płyta, piosenka i jakaś gala- usiadłem i złapałem ją za ręce by spojrzała na mnie.
-Harry, czemu ty tak na mnie patrzysz?
-Bo... Widzisz kochanie...- zacząłem.-Jest taka sytuacja, że byłem teraz u Paula.
-No i?
-Onpowiedziałżemuszęmiećinnądziewczynęaciebiezostawić- powiedziałem szybko. Może nie zrozumiała co powiedziałem?
Wyrwała dłonie z moich i wstała.
A jednak zrozumiała...
-Co?
-Musimy się rozstać- przełknąłem głośno ślinę.
-Wiem, co powiedziałeś. Ale... Dlaczego?
Spojrzałem na nią i w jej oczach widziałem ból i majaczące łzy. Wstałem i przytuliłem ją mocno. Ona równie mocno objęła mnie w pasie.
-Według niego nasz związek jest za długi jak na mnie i po prostu muszę mieć inną, wiesz?- przetarłem jej mokre policzki patrząc jej w oczy. Sam pociągnąłem nosem.
-Kiedy?
-Za dwa tygodnie.
-Tylko dwa... Damy radę...- powiedziała, spojrzałem na nią znów. Łzy lały jej się strumieniami po policzkach. A mnie zamajaczyły w oczach.
-Nie płacz- potarłem jej ramiona a potem ją przytulilem. W odpowiedzi pociągnęła nosem i wtuliła się we mnie. -Bo ja też będę płakał- odsunąłem ją od siebie na moment by na nią spojrzeć. Uśmiechała się lekko na moje słowa. -No już cii... Wiesz co?
-Hm?- znów się we mnie wtuliła. Dobry znak.
-Zapamiętajny te dwa tygodnie jak najlepiej, co?
-Czyli?- spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Spędźmy je razem.
******
No to mamy to!!
Jest kolejny rozdział.
Już nie wiem co mam pisać w tej notce pod rozdziałem... W końcu dojdzie do tego, że nic nie napiszę...;-)
Ale jedno wam powiem co zawsze w jakiś sposób będę wam mówić.
Kocham was za to że ze mną jesteście, za komentarze, których nie jest dużo a dają takiego KOPA!
Aż chce mi się usiąść i coś napisać.
Gdy czasem mam chwilę zwątpienia to wchodzę sobie tutaj, czytam komentarze pod rozdziałami i od razu jest lepiej!
Dziękuję za 103 wejścia dziś! Świetny wynik.
Całuśne całusy dla was przesyłam!
<3
-Tomlinson!- usłyszałam jakiś męski głos a po chwili przed nami pojawił się dość wysoki, dobrze zbudowany i przystojny chłopak w mniej więcej wieku Lou.
-Cześć stary- powiedział Louis i przywitali się po męsku.
-A co To za ślicznotka?- nieznajomy zilustrował mnie wzrokiem z góry na dół dwa razy.
-To moja dziewczyna- chłopak objął mnie znacząco, przyciągając do siebie. -Ewa- wyciągnęłam do niego rękę w geście przywitania.
-Rocky- ujął moją dłoń i ucałował jej wierzch. Ah, jaki gentelmen!
-Dobra Rocky, przyszliśmy tu na mecz a nie na twoje podrywanie mojej dziewczyny- Louis odsunął mnie od niego.
-Więc chodź się przebrać- powiedział do niego ten cały Rocky ale nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Poczekaj tu na mnie, ok?- zwrócił się do mnie Louis, na co pokiwałam głową na zgodę. Pocałował mnie przelotnie w usta i poszedł za swoim kolegą. Zorientowałam jakąś ławeczkę i na niej postanowiłam poczekać na mojego księcia.
Rocky. Pff! On mnie ewidentnie podrywał! Dobrze, że Louis jakoś zareagował, bo pewnie na pocałowaniu dłoni by się nie skończyło...
Po kilku minutach drzwi ponownie się otworzyły i pojawił się w nich pierwszy Louis w swoich tradycyjnych barwach.
Wstałam a ten wziął mnie za rękę i szliśmy tak przez korytarz. Szczerze, to nawet zapomniałam o tym, że jest z nami Rocky, póki się nie odezwał. Do mnie.
-Skąd jesteś?
-Po co ci to wiedzieć?- wszyscy którzy mnie znają, wiedzą, że nie jestem wylewna do spowiadania się nieznajomym.
-A tak. Ciekawy jestem.
-Nie chce mi się z tobą gadać- aż mi się śmiać zachciało z samej siebie jak to powiedziałam. Ale Louis się niw chamował. Śmiał się w najlepsze.
-Rany, co ci szkodzi powiedzieć?- ja pierdole, jaki on jest upierdliwy i nachalny! Louis, zrób coś!
-Rocky, daj już spokój, tak?
-Dobra, dobra- mruknął tamten.
-Kto jeszcze z nami gra?- zmienił temat mój piłkarz.
-Thomson, Freddy, Alec i George.
-Aha, to będzie fajnie.
-A co ja będę tutaj robić?- wtrąciłam się.
-Będziesz mi kibicować- odpowiedział Louis.
-Okej.
Wyszliśmy na boisko. Louis odprowadził mnie na trybuny i na odchodne jeszcze powiedział:
-Trzymaj kciuki.
-Trzymam trzymam- pocałował mnie namiętnie. Spojrzał mi jeszcze w oczy i pobiegł do drużyny. Usiadłam gdzieś na miejscu wysoko, by mieć lepszy widok. Rozejrzałam się po obiekcie. Rajuśku, ogromne miejsce. Szczerze, nigdy nie byłam na żadnym stadionie. Nawet na narodowym w Warszawie. Niedaleko mnie zobaczyłam kilka dziewczyn. Piszczały, tylko nie wiem na co. Na to, że był tu Louis Tomlinson, czy na to, że było tu dwunastu przystojnych facetów... Okej.
Mecz się zaczął.
Do tej pory wiem, że zieloni czyli drużyna szczeliła cztery bramki z czego Louis trzy a czerwoni dwa. Tyle wiem.
-Przepraszam?- usłyszałam za sobą głos dziewczyny. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynę w mniej więcej moim wieku.
-Tak?
-Mogę... Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?- aż mnie zatkało. No serio. Ze mną? A kim ja jestem?
-Yyy... Jasne- dziewczyna usiadła obok mnie na krzesełku i po chwili pstryknęła trzy fotki.
-Dzięki, jestem Mercy- wyciągnęła do mnie dłoń, którą po chwili chwyciłam.
-Ewa.
-Wiem- a jakże. -Lubię ciebie i Louisa. Świetnie do siebie pasujecie i w ogóle- powiedziała z uśmiechem.
-Dzięki.
-Powiedz mi, naprawdę go kochasz czy tylko udajecie.- zapytała cicho.
-Jasne, że go kocham.
-A to dobrze. Macie moje błogosławieństwo.
Zaśmiałam się z jej słów a ona zaraz po mnie.
-Sama tu jesteś?- zapytałam gdy się już uspokoiłyśmy.
-Tak... Wolę sama tu być. Wtedy mogę pokazywać co czuję. Na pierwszy koncert przyjechałam z mamą cztery lata temu. Musiałam być poważna i w ogóle przez co omnęło mnie kilka atrakcji po koncercie... Ale teraz jeżdżę sama.
-No to fajnie.
-Kiedy skończą grać?- spojrzała na boisko.
-Sama nie wiem..-Mogę z tobą poczekać na Louisa? Chcłabym zrobić z nim zdjęcie i w ogóle...
-Jasne.
Tak oto przegadałyśmy jeszcze pół godziny. Mercy okazała się bardzo fajną dziewczyną. Gracze zdążyli wejść do szatni i się przebrać. Ja z Mercy postanowiłyśmy poczekać na Louisa na korzytarzu, w tym samym miejscu gdzie ja czekałam na niego jakieś dwie godziny temu. Oczywiście nie obyło się bez pytania ochrony kim jest Mercy i co ona robi na terenie dla ' nieupoważnionych ' powiedziałam, że to moja siostra. Przepuścili nas.
-Idzie- szepnęła do mnie podekscytowana, gdy zza rogu pojawił się Louis.
-Tylko spokojnie- odpowiedziałam.
-Już jestem- powiedział do mnie. Podszedł do nas i spojrzał przez moment na dziewczynę. Ta wystąpiła krok do przodu i zapytała:
-Mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie?
-Jasne- posłał jej ten zajebisty uśmiech od którego to zawsze mięknie mi serce i kolana. Chłopak objął ją a ja stanęłam sobie gdzieś z boku, żeby im nie przeszkadzać.
-Ewa chodź- zawołała mnie. Podeszłam do niej z jednej strony i po chwili zdjęcia były gotowe. -Mogę jeszcze autograf?
- Możesz- wziął od niej marker i podpisał koszulkę na której dziewczyna miała podpisy reszty chłopaków. Pełen szacun dla niej.
-Dzięki bardzo!- przytuliła go a potem mnie, po czym żegnając się z nami poszła do wyjścia.
-To było coś- nadal staliśmy w tym samym miejscu.
-Szkoda tylko, że nie wszystkie fanki są takie jak ta- powiedział. Przerzucił prawe ramię przez moje barki i w ten oto sposób idziemy do wyjścia.
-Teraz do domu?- zapytałam.
-Tak.
-Wiesz co ci powiem?- spojrzałam na niego.
-Świetnie strzelasz gole- lekko się uśmiechnęłam.
-Nie tylko to umiem robić świetnie.
**Oczami Harryego**
( Może w tym momencie to zbędna perspektywa, ale na przyszłość przydatna )
Wszedłem do domu. W sumie teraz albo nigdy. Nawet trochę żałuję, że po drodze nie znalazłem jakiejś pełnej butelki alkoholu. Poszłoby łatwej. Ale nie mogę się teraz wycofać, coś sobie obiecałem i to zrobię.
Zdjąłem płaszcz i buty po czym wszedkem do kuchni, bo tam właśnie spodziewałem się mojego skarba.
-Marl-Marlena? Możem porozmawiać?- zobaczyłem ją stojącą przy otwartej lodówce. Po chwili mocno ją zatrzasnęła. Aż drgnąłem.
-Oczywiście. My nawet musimy- przeszła do salonu i usiadła na kanapie a ja stanąłem przed nią. Najqyżej szybciej dostanę w pysk. -Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć?
-Ale...- przeraziłem się i to po całości. Stałem tam jak jakiś posąg i nie wiedziałem co zrobić. Skąd ona wie? Ewa jej pewnie powiedziała. -Skąd wiesz? Ewa ci powiedziała?
-A i owszem. Musiałyśmy się z telewizji dowiedzieć?!
-Ale... Ja chciałem ci powiedzieć... Tylko to samo tak wyszło. To tak szybko zleciało...- chyba zaczynam się plątać.
-Szybko co?-zaśmiała się. -Zamierzaliście powiedzieć nam o tym na Mikołajki czy jako prezent pod choinkę?
-Marlena ja...
-Harry proszę cię. Nie wiem jakim cudem mogliście zapomnieć powiedzieć nam, że jutro jest gala i promocja płyty?!- powiedziała na jednym wydechu.
-Co?- zdziwiłem się. To o płytę jej chodzi! Boże kamień z serca.
-Co co?
-Przepraszam, że ci nie powiedziałem o tym. Ale jest ważniejsza sprawa niż płyta, piosenka i jakaś gala- usiadłem i złapałem ją za ręce by spojrzała na mnie.
-Harry, czemu ty tak na mnie patrzysz?
-Bo... Widzisz kochanie...- zacząłem.-Jest taka sytuacja, że byłem teraz u Paula.
-No i?
-Onpowiedziałżemuszęmiećinnądziewczynęaciebiezostawić- powiedziałem szybko. Może nie zrozumiała co powiedziałem?
Wyrwała dłonie z moich i wstała.
A jednak zrozumiała...
-Co?
-Musimy się rozstać- przełknąłem głośno ślinę.
-Wiem, co powiedziałeś. Ale... Dlaczego?
Spojrzałem na nią i w jej oczach widziałem ból i majaczące łzy. Wstałem i przytuliłem ją mocno. Ona równie mocno objęła mnie w pasie.
-Według niego nasz związek jest za długi jak na mnie i po prostu muszę mieć inną, wiesz?- przetarłem jej mokre policzki patrząc jej w oczy. Sam pociągnąłem nosem.
-Kiedy?
-Za dwa tygodnie.
-Tylko dwa... Damy radę...- powiedziała, spojrzałem na nią znów. Łzy lały jej się strumieniami po policzkach. A mnie zamajaczyły w oczach.
-Nie płacz- potarłem jej ramiona a potem ją przytulilem. W odpowiedzi pociągnęła nosem i wtuliła się we mnie. -Bo ja też będę płakał- odsunąłem ją od siebie na moment by na nią spojrzeć. Uśmiechała się lekko na moje słowa. -No już cii... Wiesz co?
-Hm?- znów się we mnie wtuliła. Dobry znak.
-Zapamiętajny te dwa tygodnie jak najlepiej, co?
-Czyli?- spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Spędźmy je razem.
******
No to mamy to!!
Jest kolejny rozdział.
Już nie wiem co mam pisać w tej notce pod rozdziałem... W końcu dojdzie do tego, że nic nie napiszę...;-)
Ale jedno wam powiem co zawsze w jakiś sposób będę wam mówić.
Kocham was za to że ze mną jesteście, za komentarze, których nie jest dużo a dają takiego KOPA!
Aż chce mi się usiąść i coś napisać.
Gdy czasem mam chwilę zwątpienia to wchodzę sobie tutaj, czytam komentarze pod rozdziałami i od razu jest lepiej!
Dziękuję za 103 wejścia dziś! Świetny wynik.
Całuśne całusy dla was przesyłam!
<3
Rozdział 24
**Oczami Harryego**
-Napijecie się czegoś?- zapytał Paul, prowadząc nas do salonu.
-Nie, nie- odpowiedzieliśmy zgodnie.
-Więc co was do mnie sprowadza?- usiedliśmy na kanapie. Ja bym sobie postał, bo mnie nerwy roznoszą, ale Zayn patrzał na mnie tak, że wolałem jednak przysiąść.-Co żeście zmalowali?
-To nie my tym razem- odezwał się Zayn.
-A więc o co chodzi?
-Co ty zmalowałeś Paul- powiedział spokojnie mulat. Kurwa, on mu powie. On nie może się dowiedzieć, bo nas pozabija!
-Nie rozumiem.
-Kazałeś nam zerwać z dziewczynami- powiedział ciut za głośno Louis. Oj, nie dobrze...
-No i co z tego? Normalna kolej rzeczy. Jak zawsze. Jesteś z nią parę tygodni i przychodzi następna.
-Gówno wiesz!- krzyknął Louis i podniósł się z sofy.- Ja ją kocham, rozumiesz?! Jak nigdy nikogo innego.
-Co ty pieprzysz Louis? Czegoś się naćpał?- złapał go za ramiona i spojrzał w oczy.
-Jestem czysty. Nie jestem narkomanem szefie- ostatnie słowo dosłownie wypluł. Też postanowiłem się odezwać a co.
-Ja też zakochałem się Marlenie- popatrzyłem na menagera. Spojrzał na mnie bez wyrazu a potem powiedział:
-No chyba was pojebało! Jakie zakochałem?! One były tylko na zastępstwo. Jakie kocham?! W umowie nie było nic na temat nieplanowanych związków!
-Paul, uspokój się. Porozmawiajmy- przemówił do niego spokojnie Zayn. Paul sapnął ale posłuchał i usiadł patrząc na nas.
-Co ja mam z wami zrobić? Z wami dwoma jest zawsze najwięcej problemów. Zawsze coś, jak nie jeden to drugi!
-Pozwól mi być z Ewą- powiedział Louis.
-A mnie z Marleną.
-Nie rozumiecie, że nie mogę?! To nie ja ustalam zasady. Ja też wypełniam polecenia z góry. Przecież widzę, że zależy wam na tych dziewczynach. Harry- zaczął do mnie.-Ty musisz być łamaczem serc, rozumiesz? Inaczej wasz fandom się zmniejszy. Bardzo zmniejszy.
-A wesz gdzie ja to mam?! Głębko w dupie! I jeszcze ci powiem. Jestem pewny, że prawdziwe Directioners będą ze mną, z nami nawet jeśli zwiążę się z jedną osobą. Tylko najwiernejsi fani są z tobą do końca- powiedziałem i od razu wyszedłem z jego domu, trzaskając drzwiami.Wróciłem do samochodu Louisa i oparłem się o jego bok. Chyba trochę przesadziłem, krzycząc na Paula, ale do kurwy, kiedyś bym w końcu wybuchnął.
Po chwili usłyszał trzask drzwi i przy mnie pojawił się Louis.
-Sorry, że tak wybuchłem.
-Nic się nie stało. Masz całkowitą rację. Powiedziałeś dokładnie to, co ja zamierzałem- uspokoiłem go, ale nie na długo.
-Ten facet mnie wkurwia. Najpierw wciska nam kit o tym, że musimy chodzić trochę ze zwykłymi fankami. Nie robi nic byśmy się w nich nie zakochali. A gdy to już się staje, on do mnie z tekstem, że te są już nie potrzebne, bo przyjdzie inna! No ja pierdole,no!- kopnął koło samochodu.
-Louis uspokój się. Ja też nie mam zamiaru zostawiać Marleny. Ona jest całym moim światem. Nie ma jej- nie ma mnie.
-Dokładnie stary.
Znowu trzasnęły drzwi domdomu Paula i po chwili obok Tommo pojawił się Zayn.
-Jedziemy?- zapytał.
-No-mruknęliśmy. Zapakowaliśmy się do auta i w ciszy ruszyliśmy do domu.
-Nie wiem, po co my tu w ogóle przyjechaliśmy- powiedział w końcu Louis.
-Jak to?
-No tak. Pokrzyczeliśmy sobie trochę, ale nic to nie wniosło do sprawy. Paul się nie zgodził. Ja nie wiem...
-W sumie masz rację- zgodziłem się z nim.
-Nie byłbym tego taki pewny - wtrącił Zayn.
-Jak to?- zapytałem równo z Lou patrząc na niego z nadzieją.
-Sądzę, że daliście mu trochę do myślenia. Sam nie wiem co mu siedzi w głowie, ale nie jest aż tak złym człowiekiem. On sam wykonuje rozkazy.
-Czy ty jesteś po jego stronie?- zapytałem powoli i dobitnie.
-Ależ skąd. Po prostu... Nie tylko my mamy takie problemy. On chce dla nas jak najlepiej, ale musi wybierać pomiędzy jedną opcją a drugą.
-Dobra, dobra- mruknąłem.- Ale to nie znaczy, że go teraz pokocham i będę płakał w jego ramię.
-Harry uspokój się. Jak ty się pokażesz Marlenie?- zapytał Louis gdy stanęliśmy przed moją willą. Wziąłem głęboki oddech.
-Tak jak teraz. I od razu wszystko jej powiem. Potem nie będę miał odwagi.
-Jak chcesz.
-Dobra, na razie chłopaki- wysiadłem.
**Oczami Louisa**
Odprowadziłem chłopaka wzrokiem do drzwi.
-Ja ż nie mam na to siły Zayn- przetarłem oczy dłonią.
-Wiem. Ale wytrzymajcie jeszcze trochę. Może Paul da się przekonać.
-O czym rozmawialiście jak wyszedłem?
-A o niczym ważnym. Zapytał jak mają się chłopaki i takie tam.
Podjechaliśmy pod mój dom. Z ciężkim sercem wysiadłem z samochodu. Weszliśmy do domu, odwiesiliśmy kurtki i weszliśmy do kuchni.
-Ewa, kochanie!- krzyknąłem. Chciałem jej wszystko powiedziedzieć. Nie odpowiedziała ani nie przyszła. Przestraszyłem się, bo może jednak się wyprowadziła?!
Poszedłem do jej pokoju. Ubrania są na miejscu, walizki wszystkie. Czyli gdzieś jest w tym wielkim domu lub gdzieś na spacerze.
Zszedłem spowrotem na dół.
-Ewa jest w ogrodzie- powiedział od razu Zayn. Spojrzałem na niego pytająco, na co wstał i wskazał na okno. Faktycznie, była tam i oglądała drzewka rosnące dokładnie wszędzie.
-Dzięki.
Wyszedłem na dość chłodne już powietrze.
-Byliśmy u Paula- powiedziałem i przytuliłem ją od tyłu, gdy tylko znalazłem się przy niej.
-No i?
-Nie wiem czy ta wizyta coś da- westchnąłem.
-Tylko tyle?-popatrzyła na mnie zdziwiona.
-Tak. Pokrzyczeliśmy trochę i tyle.
-No to równie dobrze mogliście do niego nie jechać.
-Masz rację. To samo powiedziałem.
Oderwała się ode mnie i pociągnęła do domu.
Weszliśmy do domu. Zayn gdzieś się ulotnił. Ewa umyła dłonie w łazience i wróciła do mnie.
-Co tam?- zapytałem gdy położyła się obok mnie.
-Mam pytanie.
-No dawaj.
-Bo wiesz...
-Tak?-spojrzałem na nią.
-Czemu nie powiedziałeś mi, że jutro macie premierę do FOUR?
Co?!
-Co? Czemu jutro? Przecież dziś jest 16 pażdziernik...
-Nie Louis. Dziś jest 16 listopad.
Rany boskie! Jak to się mogło stać, że ja o tym zapomniałem?!
-Listopad?Rany, jutro gala...
-Jaka gala?- zapytała przejęta.
-Wiesz, coś w rodzaju bankietu. Tak to bardziej bankiet tylko, że dla osobistości- wypowiedziałem ostatnie słowo z lekką pogardą.
-Czemu grymasisz gdy to mówisz?
-Osobiście nienawidzę chodzić na takie imprezy. Trzeba tam trzymać fason i w ogóle prezentować się nienagannie i jak na gwiazdora światowego formatu przystało.
-No to krucho.
-No. Ale jest jeden plus- złapałem ją w dwa palce za nos.
-Jaki?- uśmiechnęła się.
-Jutro idziesz tam ze mną.
-Co?!- podniosła się do siadu i spojrzała na mnie przerażona.
-Tak.
-No ty chyba sobie jaja teraz ze mnie robisz.
-Ależ skąd. Idę z osobą towarzyszącą.
-Ale... Ja nie mam w co się ubrać!
-Masz.
Wstałem i podszedłem do szafy z której wyciągnąłem sporej wielkości pudełko w szarym kolorze.
-Co to jest?- zapytała gdy wręczyłem jej prezent.
-Zobacz. Jest twoja.
Oworzyła wieko i po chwili wyciągnęła z pudełka to:
Zastanawiałem się nad zieloną i niebieską, ale stwierdziłem, że ta będzie idealna. Są do tego zestawu jeszcze szpilki.
-Śliczna!
-Podoba ci się?- przysiadłem obok niej.
-Tak, jest piękna. Dziękuję- rzuciła się na mnie, zamykając moje ciało w swoim uścisku. Uwielbiam, gdy ona mnie przytula. Jest wtedy tak idealnie...
Pocałowaliśmy się lekko.
-Mam jeszcze jedną niespodziankę dla Pani.
-A jaką?- wstała ze mnie i złożyła sukienkę.
-Zabieram cię w jedno miejsce.
-Co to za miejsce?- włożyła prezent spowrotem do szafy. Wstałem i powiedziałem:
-Chodź, to się przekonasz.
*******
No to mam dla was coś takiego.
Nie wiem czy to nie jest aby ciut nudne...?
Sami powiedzcie.
W następnym rozdziale troszku będzie co zarokuje na dalsze losy naszych bohaterów...
Z resztą już niedługo minie pięć dni i przyjdzie odpowiedź czy Ewa i Louis będą razem czy też nie...
Dziękuję za wszystkie komentarze!
<3
-Napijecie się czegoś?- zapytał Paul, prowadząc nas do salonu.
-Nie, nie- odpowiedzieliśmy zgodnie.
-Więc co was do mnie sprowadza?- usiedliśmy na kanapie. Ja bym sobie postał, bo mnie nerwy roznoszą, ale Zayn patrzał na mnie tak, że wolałem jednak przysiąść.-Co żeście zmalowali?
-To nie my tym razem- odezwał się Zayn.
-A więc o co chodzi?
-Co ty zmalowałeś Paul- powiedział spokojnie mulat. Kurwa, on mu powie. On nie może się dowiedzieć, bo nas pozabija!
-Nie rozumiem.
-Kazałeś nam zerwać z dziewczynami- powiedział ciut za głośno Louis. Oj, nie dobrze...
-No i co z tego? Normalna kolej rzeczy. Jak zawsze. Jesteś z nią parę tygodni i przychodzi następna.
-Gówno wiesz!- krzyknął Louis i podniósł się z sofy.- Ja ją kocham, rozumiesz?! Jak nigdy nikogo innego.
-Co ty pieprzysz Louis? Czegoś się naćpał?- złapał go za ramiona i spojrzał w oczy.
-Jestem czysty. Nie jestem narkomanem szefie- ostatnie słowo dosłownie wypluł. Też postanowiłem się odezwać a co.
-Ja też zakochałem się Marlenie- popatrzyłem na menagera. Spojrzał na mnie bez wyrazu a potem powiedział:
-No chyba was pojebało! Jakie zakochałem?! One były tylko na zastępstwo. Jakie kocham?! W umowie nie było nic na temat nieplanowanych związków!
-Paul, uspokój się. Porozmawiajmy- przemówił do niego spokojnie Zayn. Paul sapnął ale posłuchał i usiadł patrząc na nas.
-Co ja mam z wami zrobić? Z wami dwoma jest zawsze najwięcej problemów. Zawsze coś, jak nie jeden to drugi!
-Pozwól mi być z Ewą- powiedział Louis.
-A mnie z Marleną.
-Nie rozumiecie, że nie mogę?! To nie ja ustalam zasady. Ja też wypełniam polecenia z góry. Przecież widzę, że zależy wam na tych dziewczynach. Harry- zaczął do mnie.-Ty musisz być łamaczem serc, rozumiesz? Inaczej wasz fandom się zmniejszy. Bardzo zmniejszy.
-A wesz gdzie ja to mam?! Głębko w dupie! I jeszcze ci powiem. Jestem pewny, że prawdziwe Directioners będą ze mną, z nami nawet jeśli zwiążę się z jedną osobą. Tylko najwiernejsi fani są z tobą do końca- powiedziałem i od razu wyszedłem z jego domu, trzaskając drzwiami.Wróciłem do samochodu Louisa i oparłem się o jego bok. Chyba trochę przesadziłem, krzycząc na Paula, ale do kurwy, kiedyś bym w końcu wybuchnął.
Po chwili usłyszał trzask drzwi i przy mnie pojawił się Louis.
-Sorry, że tak wybuchłem.
-Nic się nie stało. Masz całkowitą rację. Powiedziałeś dokładnie to, co ja zamierzałem- uspokoiłem go, ale nie na długo.
-Ten facet mnie wkurwia. Najpierw wciska nam kit o tym, że musimy chodzić trochę ze zwykłymi fankami. Nie robi nic byśmy się w nich nie zakochali. A gdy to już się staje, on do mnie z tekstem, że te są już nie potrzebne, bo przyjdzie inna! No ja pierdole,no!- kopnął koło samochodu.
-Louis uspokój się. Ja też nie mam zamiaru zostawiać Marleny. Ona jest całym moim światem. Nie ma jej- nie ma mnie.
-Dokładnie stary.
Znowu trzasnęły drzwi domdomu Paula i po chwili obok Tommo pojawił się Zayn.
-Jedziemy?- zapytał.
-No-mruknęliśmy. Zapakowaliśmy się do auta i w ciszy ruszyliśmy do domu.
-Nie wiem, po co my tu w ogóle przyjechaliśmy- powiedział w końcu Louis.
-Jak to?
-No tak. Pokrzyczeliśmy sobie trochę, ale nic to nie wniosło do sprawy. Paul się nie zgodził. Ja nie wiem...
-W sumie masz rację- zgodziłem się z nim.
-Nie byłbym tego taki pewny - wtrącił Zayn.
-Jak to?- zapytałem równo z Lou patrząc na niego z nadzieją.
-Sądzę, że daliście mu trochę do myślenia. Sam nie wiem co mu siedzi w głowie, ale nie jest aż tak złym człowiekiem. On sam wykonuje rozkazy.
-Czy ty jesteś po jego stronie?- zapytałem powoli i dobitnie.
-Ależ skąd. Po prostu... Nie tylko my mamy takie problemy. On chce dla nas jak najlepiej, ale musi wybierać pomiędzy jedną opcją a drugą.
-Dobra, dobra- mruknąłem.- Ale to nie znaczy, że go teraz pokocham i będę płakał w jego ramię.
-Harry uspokój się. Jak ty się pokażesz Marlenie?- zapytał Louis gdy stanęliśmy przed moją willą. Wziąłem głęboki oddech.
-Tak jak teraz. I od razu wszystko jej powiem. Potem nie będę miał odwagi.
-Jak chcesz.
-Dobra, na razie chłopaki- wysiadłem.
**Oczami Louisa**
Odprowadziłem chłopaka wzrokiem do drzwi.
-Ja ż nie mam na to siły Zayn- przetarłem oczy dłonią.
-Wiem. Ale wytrzymajcie jeszcze trochę. Może Paul da się przekonać.
-O czym rozmawialiście jak wyszedłem?
-A o niczym ważnym. Zapytał jak mają się chłopaki i takie tam.
Podjechaliśmy pod mój dom. Z ciężkim sercem wysiadłem z samochodu. Weszliśmy do domu, odwiesiliśmy kurtki i weszliśmy do kuchni.
-Ewa, kochanie!- krzyknąłem. Chciałem jej wszystko powiedziedzieć. Nie odpowiedziała ani nie przyszła. Przestraszyłem się, bo może jednak się wyprowadziła?!
Poszedłem do jej pokoju. Ubrania są na miejscu, walizki wszystkie. Czyli gdzieś jest w tym wielkim domu lub gdzieś na spacerze.
Zszedłem spowrotem na dół.
-Ewa jest w ogrodzie- powiedział od razu Zayn. Spojrzałem na niego pytająco, na co wstał i wskazał na okno. Faktycznie, była tam i oglądała drzewka rosnące dokładnie wszędzie.
-Dzięki.
Wyszedłem na dość chłodne już powietrze.
-Byliśmy u Paula- powiedziałem i przytuliłem ją od tyłu, gdy tylko znalazłem się przy niej.
-No i?
-Nie wiem czy ta wizyta coś da- westchnąłem.
-Tylko tyle?-popatrzyła na mnie zdziwiona.
-Tak. Pokrzyczeliśmy trochę i tyle.
-No to równie dobrze mogliście do niego nie jechać.
-Masz rację. To samo powiedziałem.
Oderwała się ode mnie i pociągnęła do domu.
Weszliśmy do domu. Zayn gdzieś się ulotnił. Ewa umyła dłonie w łazience i wróciła do mnie.
-Co tam?- zapytałem gdy położyła się obok mnie.
-Mam pytanie.
-No dawaj.
-Bo wiesz...
-Tak?-spojrzałem na nią.
-Czemu nie powiedziałeś mi, że jutro macie premierę do FOUR?
Co?!
-Co? Czemu jutro? Przecież dziś jest 16 pażdziernik...
-Nie Louis. Dziś jest 16 listopad.
Rany boskie! Jak to się mogło stać, że ja o tym zapomniałem?!
-Listopad?Rany, jutro gala...
-Jaka gala?- zapytała przejęta.
-Wiesz, coś w rodzaju bankietu. Tak to bardziej bankiet tylko, że dla osobistości- wypowiedziałem ostatnie słowo z lekką pogardą.
-Czemu grymasisz gdy to mówisz?
-Osobiście nienawidzę chodzić na takie imprezy. Trzeba tam trzymać fason i w ogóle prezentować się nienagannie i jak na gwiazdora światowego formatu przystało.
-No to krucho.
-No. Ale jest jeden plus- złapałem ją w dwa palce za nos.
-Jaki?- uśmiechnęła się.
-Jutro idziesz tam ze mną.
-Co?!- podniosła się do siadu i spojrzała na mnie przerażona.
-Tak.
-No ty chyba sobie jaja teraz ze mnie robisz.
-Ależ skąd. Idę z osobą towarzyszącą.
-Ale... Ja nie mam w co się ubrać!
-Masz.
Wstałem i podszedłem do szafy z której wyciągnąłem sporej wielkości pudełko w szarym kolorze.
-Co to jest?- zapytała gdy wręczyłem jej prezent.
-Zobacz. Jest twoja.
Oworzyła wieko i po chwili wyciągnęła z pudełka to:
Zastanawiałem się nad zieloną i niebieską, ale stwierdziłem, że ta będzie idealna. Są do tego zestawu jeszcze szpilki.
-Śliczna!
-Podoba ci się?- przysiadłem obok niej.
-Tak, jest piękna. Dziękuję- rzuciła się na mnie, zamykając moje ciało w swoim uścisku. Uwielbiam, gdy ona mnie przytula. Jest wtedy tak idealnie...
Pocałowaliśmy się lekko.
-Mam jeszcze jedną niespodziankę dla Pani.
-A jaką?- wstała ze mnie i złożyła sukienkę.
-Zabieram cię w jedno miejsce.
-Co to za miejsce?- włożyła prezent spowrotem do szafy. Wstałem i powiedziałem:
-Chodź, to się przekonasz.
*******
No to mam dla was coś takiego.
Nie wiem czy to nie jest aby ciut nudne...?
Sami powiedzcie.
W następnym rozdziale troszku będzie co zarokuje na dalsze losy naszych bohaterów...
Z resztą już niedługo minie pięć dni i przyjdzie odpowiedź czy Ewa i Louis będą razem czy też nie...
Dziękuję za wszystkie komentarze!
<3
piątek, 26 grudnia 2014
Rozdział 23
-Ja... Sam nie wiem. Jutro... jutro idę w tej sprawie do Paula, by zobaczyć co on na to wszystko powie. O co w ogóle chodzi. Ale Ewa- złapał mnie za dłonie. -Ja cię nadal kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
-Ja też- w tym momencie poczułam jego usta na swoich. To był taki inny pocałunek. Pełen miłości i desperacji. Pod wpływem jego delikatnego nacisku położyłam się na poduszce a on zawisł nade mną , by po chwili się odsunąć.
-Nie zostawiaj mnie samego. Nie dam rady bez ciebie- spojrzał mi błagalnie w oczy.
-Na razie nie mam zamiaru- tym razem to ja wpiłam się w jego usta.i z każdą chwilą pogłębiałam pocałunek. Z każdą chwilą pragnę go coraz bardziej.
-Nie rób tego- wymruczał.
-Czego?
-Nie kuś mnie.
-Przepraszam, nawet o tym nie pomyślałam- powiedziałam, lekko suśmiechałam.
Zeszedł ze mnie i rzucił się na miejsce obok. Przekręciłam się i położyłam głowę na jego ramieniu, chłopak objął mnie.
-Nie wyprowadzaj się- powiedział po chwili ciszy.
-Ale Louis, jak ty to sobie wyobrażasz? Będziemy mieszkać we trójkę? I może spać w jednym łóżku?- - zapytałam ironicznie.
-Ona na pewno nie będzie spała ze mną w łóżku. To miejsce jest zarezerwowane dla ciebie- powiedział i cmoknął mnie w czoło. Uśmiechnęłam się lekko.
-I tak muszę to zrobić. Ja sobie tego nie wyobrażam.
-Przecież to nie jest wszystko pewne- podniósł się na łokciu i spojrzał na mnie uważniej.
-Wiem, ale to dla mnie dziwna sytuacja, wiesz? Jakbyś się czuł, gdybym to ja była na twoim miejscu i powiedziała coś takiego?
-Nie wiem. Pewnie bym się załamał.
-Sam widzisz.
-Ale ja nie chcę żebyś się wyprowadzała- pogłaskał mnie po policzku.
-Ja też nie chcę.
-Więc zostań.
-Nie mogę.
-No to chociaż do urodzin Perrie, co?
-Uhm.
-Kocham cię- złączył nasze usta i pociągnął mnie na siebie. Oderwałam się od niego na chwilę by powiedzieć:
-Ja ciebie też.
Położył swoje dłonie na moje plecy by potem zjechać niżej.
-Louis-szepnęłam ostrzegawczo, leżąc na jego torsie.
-Co tam?- zaśmiał się i dotknął mojch pośladków. Prawie nie wyczuwalnie, ale jednak. A potem położył na nich całe dłonie.
-Przestań- wyszeptałam w jego usta.
-Nie moję sobie nawet podotykać?
-Skąd mogę wiedzieć jakie są twoje zamiary?- odpowiedziałam pytaniem.
-Przecież cię nie skrzywdzę. Nie zrobię nic, na co się nie zgodzisz.
-A więc czy pozwoliłam ci dotknąć moich pośladków?
-Ewa, no- powiedział błagalnie.
-No dobra dobra. Uciesz się, tylko się nie napal, bo nic z tego nie będzie.
Obrócił nas tak, że teraz to ja jestem pod nim.
-Jakże bym mógł?- popatrzył mi w oczy.- Zależy mi na tobie nie na twoich majtkach aniołku ty mój- powiedział nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego, przez co sama spóściłam wzrok.
-Nie lubię gdy faceci tak mówią w prost. To okropne.
-Przyzwyczajaj się, bo po ślubie będziemy kochać się co noc- powiedział z beszczelnym uśmiechem. Od razu odstał ode mnie po ręcach a potem zapytałam.
-Chcesz się ze mną ożenić?
Oczywiście.
-Ale...-już chciałam wybić mu ten pomysł z głowy, ale mi przerwał.
-Nie ma żadnego ale. Nie wyobrażam sobie swojego życia bez ciebie.
-Ale...- przerwał mi skutecznie, zamykając usta pocałunkiem.
-Proszę cię, nie mów już nic.
-Ale ja chciałam tylko...
-Tak?
-Powiedzieć, że cię kocham głupku- zaśmiałam się a on zaraz po mnie.
-Ja ciebie też.
Jeszcze długo potem rozmawialiśmy, mniej lub bardziej składnie. Zasnęliśmy grubo po północy w swoich ramionach
***Następnego dnia***
Tak jak obiecałam Zaynowi, zrobiłam śniadanie. Była to jajecznica na bekonie.
-Cześć- poczułam silne ręce Louisana swoich biodrach a potem delikatny pocałunek w szyję.
-Cześć- odwróciłam się w jego stronę.
-Jak się spało?
-Z tobą zawsze świetnie- powiedziałam i pocałował mnie zaraz po tym.
-O! Moje gołąbki się pogodziły!- klasnął radośnie w dłonie Zayn, który niespodziewanie pojawił się na horyzoncie. Szybko oderwałam się od Lou. Ciągle mnie to peszy...
-On wie- wyszeptał mi Lou do ucha, przytulając do siebie.
-Co tam dobrego dziś zrobiłaś na śniadanie?- zapytał mulat i usiadł przy stole. Odsunęłam od siebie bruneta i powiedziałam:
-Jajecznica z bekonem.
-Um... Trafiłaś w moje podniebienie!- nałożył sobie na talerz sporą porcję z patelni.
-W takim razie muszę też sobie wziąć, bo smakosz wszystko zje- poiedział Louis i usiadł obok Zayna. Ja zajęłam miejsce obok mojego " jeszcze chłopaka" a naprzeciw Zayna.
-Smacznego- powiedziałam i również trochę sobie nałożyłam.
-Dzięki, nawzajem- odpowiedzieli chórem.
-No to będziemy się zbierać- powiedział Zayn. -Louis idziesz?- zapytał go, ale chłopak był za bardzo zajęty masowaniem moich stóp o które prosił mnie cały ranek.
-Louis- nacisnęłam jego imię.
-Tak? Co?
-Jedziemy do Paula-Zayn zadzwonił kluczem do auta.
-Aa tak- mina mu zrzedła. Odłożył delikatnie moje stopy na kanapę, wstał, pocałował lekko w usta i wyszedł mówiąc:
-Widzimy się wieczorem misiu!
I tak oto pojechali na pewną śmierć. Westchnęłam i wpatrzyłam się w ekran. Akurat jakaś prezenterka mówiła coś o chłopcach. Pogłośniłam.
-Jak już mówiłam wcześniej, chłopcy z zespołu One Direction już jutro rozpoczynają promocję ich nowej płyty, zaytułowanej FOUR. A na miejscu pierwszym dzisiejszego notowania ich singiel ppromujcy tenże krążek noszący tytuł STEAL MY GIRL.
Czyżby dziś był 16 Listopad?! Rany, ale ten czas leci. Nawet nie wiem kiedy tak przeleciał. Wiedziałam wszystko o tej płycie i powiem wam, że mam wszystkie piosenki z ten płyty.
A teledysk?
Zawsze go oglądam przed pójściem spać gdy Louis nie widzi, bo on twierdzi, że to marnowanie internetu by oglądać go w teledysku, skoro mogę go oglądać cały czas na żywo. No ok, ale co ja poradzę, że po prostu kocham ten teledysk?!
Po skończonej piosence zadzwoniłam do Marleny.
-Tak?- odebrała.
-Hej Mar.
-O Ewcia! Jak miło cię słyszeć.
-Mi ciebie też. Jest tam gdzieś Harry?
-Nie, nie ma go. Wyszedł gdzieś.
-A to nawet dobrze.
-Co? Czemu?
-Wiesz jaki dziś dzień?- zapytałam.
-No 16.
-Tylko 16? A miesiąc?
-No listopad i co?
-No właśnie Marleno, Listopad- powiedziałam dobitnie.
-Aa!- powiedziała. W końcu się skapła.
-No właśnie. Jutro jest promocja płyty.
-No wiem- powiedziała.
-Tylko tyle mi powiesz? Nie jesteś zdziwiona, że Harry nic ci nie powiedział, a raczej nie przypomniał?
-No w sumie... Ale oni są zapracowani, sama wiesz. A poza tym, od czego jest Twitter i facebook?- zaśmiała się.
-No tak.
-Ej, możemy się jakoś spotkać w tym tygodniu?- zapytała.
-Jasne. Kiedy?- dawno jej nie widziałam.
-No nie wiem. Może w środę, co? Skombinowałybyśmy jakieś kiecki na urodziny Perrie, co?
-Ok, jestem za. To się jeszczw zdzwonimy. Pa.
-Pa pa-rozłączyła się.
**Oczami Louisa**
-Jest coś jeszcze o czym powinieneś wiedzieć- powiedziałem do Zayna który aktualnie robił za kierowcę.
-No o co chodzi?
-Bo wwiesz... Nie tylko ja mam ten problem.
-Co? O co chodzi? Jak mam to rozumieć?- spojrzał na mnie przez moment.
-Harry też jest postawiony w tej samej sytuacji pod bramkowej co ja.
-Co?!- zatrzymał auto na środku drogi. Za nami auto zaczęł ostro hamować i trąbić.
-No.
-Ale jak to?
-Harry też musi zerwać z Marleną. Dla Paula okres czasu jaki są ze sobą jest za długi.
Zayn załamał ręce i oparł głowę o kierownicę. Zachowywał się tak jakbyśmy stali na stacji a za nami nie było tych wszystkich wściekłych kierowców.
-Powiedz coś stary. Nie dobijaj mnie bardzbardziej.
-Powiedział jej?
- tego co wiem, to raczej nie.
-Wie, że jedziemy po niego?- ruszył powoli.
-Nie.
-No to dzwoń po niego!- polecił mi zdenerwowany.
-Dobra, uspokój się.
Wybrałem numer do Hazzy i czekałem aż odbierze.
-Halo?- usłyszalem go.-Louis?
-No cześć stary. Jedziemy po ciebie, zbieraj się- i szybko się rozłączyłem, bo inaczej wszystko bym mu powiedział.
Kilka minut później, Harry siedzi już w moim wozie i patrzy zdziwony to na mnie to na Zayna.
-On wie?- zapytał niepewnie.
-Wiem wszystko- odpowiedział mu Zayn.
-Sorry, musiałem mu powiedzieć.
-Nie no spoko, powiedzmy reszcie i najlepiej całemu światu!- wywrócił oczami udał focha. Okej...- Gdzie my w ogóle jedziemy?
-Do Paula. Obgadać i zobaczyć co on na to.
-Ale co obgadać?I co on na co?- zdezorientowany loczek gubił się w tym co mówił.
-Wasz temat i co da się zrobić, żebyście dziewczyn zostawiać nie musieli ciołku- powiedział prosto z mostu Zayn. Podoba mi się ta opcja, ale jest ryzykowna.
-Już nic nie da się zrobić. Powiem Marlenie jutro po gali. Ona kopnie mnie w dupę a ja rzucę się z mostu i tyle w tym temacie- spojrzał wymownie w okno, co uznałem za koniec tejże konwersacji.
-Haryy, nie bądź dzieckiem...- zaczął Zayn. Ja postanowiłem nic się nie odzywać. Posłucham sobie ich.
-Taka jest prawda! Powiedz mu Louis, jak Ewa zareagowała- spojrzał na mnie.
-Stwiedziła, że nic tu po niej i chciała się wyprowadzić.
-Widzisz Zayn. Tylko, że z Marleną będzie o wiele gorzej. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć co zrobi- powiedział zrozpaczony chłopak.
-Więc po to właśnie jedziemy, by wiedzieć na czym stoicie głupki- powiedział spokojnie Zayn i skęxił na podjazd domu menagera.
No to czas przygotować się na śmierć. Powolną i bolesną.
******
Kolejny rozdzialik!
Co sądzicie??
Czekam na komentarze.
Miłoby było jakby każdy kto przeczytał ten rozdział, zostawił po sobie ślad, bo każdy wasz komentarz daje mi jeszcze więcej chęci do pisania!
<3
-Ja też- w tym momencie poczułam jego usta na swoich. To był taki inny pocałunek. Pełen miłości i desperacji. Pod wpływem jego delikatnego nacisku położyłam się na poduszce a on zawisł nade mną , by po chwili się odsunąć.
-Nie zostawiaj mnie samego. Nie dam rady bez ciebie- spojrzał mi błagalnie w oczy.
-Na razie nie mam zamiaru- tym razem to ja wpiłam się w jego usta.i z każdą chwilą pogłębiałam pocałunek. Z każdą chwilą pragnę go coraz bardziej.
-Nie rób tego- wymruczał.
-Czego?
-Nie kuś mnie.
-Przepraszam, nawet o tym nie pomyślałam- powiedziałam, lekko suśmiechałam.
Zeszedł ze mnie i rzucił się na miejsce obok. Przekręciłam się i położyłam głowę na jego ramieniu, chłopak objął mnie.
-Nie wyprowadzaj się- powiedział po chwili ciszy.
-Ale Louis, jak ty to sobie wyobrażasz? Będziemy mieszkać we trójkę? I może spać w jednym łóżku?- - zapytałam ironicznie.
-Ona na pewno nie będzie spała ze mną w łóżku. To miejsce jest zarezerwowane dla ciebie- powiedział i cmoknął mnie w czoło. Uśmiechnęłam się lekko.
-I tak muszę to zrobić. Ja sobie tego nie wyobrażam.
-Przecież to nie jest wszystko pewne- podniósł się na łokciu i spojrzał na mnie uważniej.
-Wiem, ale to dla mnie dziwna sytuacja, wiesz? Jakbyś się czuł, gdybym to ja była na twoim miejscu i powiedziała coś takiego?
-Nie wiem. Pewnie bym się załamał.
-Sam widzisz.
-Ale ja nie chcę żebyś się wyprowadzała- pogłaskał mnie po policzku.
-Ja też nie chcę.
-Więc zostań.
-Nie mogę.
-No to chociaż do urodzin Perrie, co?
-Uhm.
-Kocham cię- złączył nasze usta i pociągnął mnie na siebie. Oderwałam się od niego na chwilę by powiedzieć:
-Ja ciebie też.
Położył swoje dłonie na moje plecy by potem zjechać niżej.
-Louis-szepnęłam ostrzegawczo, leżąc na jego torsie.
-Co tam?- zaśmiał się i dotknął mojch pośladków. Prawie nie wyczuwalnie, ale jednak. A potem położył na nich całe dłonie.
-Przestań- wyszeptałam w jego usta.
-Nie moję sobie nawet podotykać?
-Skąd mogę wiedzieć jakie są twoje zamiary?- odpowiedziałam pytaniem.
-Przecież cię nie skrzywdzę. Nie zrobię nic, na co się nie zgodzisz.
-A więc czy pozwoliłam ci dotknąć moich pośladków?
-Ewa, no- powiedział błagalnie.
-No dobra dobra. Uciesz się, tylko się nie napal, bo nic z tego nie będzie.
Obrócił nas tak, że teraz to ja jestem pod nim.
-Jakże bym mógł?- popatrzył mi w oczy.- Zależy mi na tobie nie na twoich majtkach aniołku ty mój- powiedział nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego, przez co sama spóściłam wzrok.
-Nie lubię gdy faceci tak mówią w prost. To okropne.
-Przyzwyczajaj się, bo po ślubie będziemy kochać się co noc- powiedział z beszczelnym uśmiechem. Od razu odstał ode mnie po ręcach a potem zapytałam.
-Chcesz się ze mną ożenić?
Oczywiście.
-Ale...-już chciałam wybić mu ten pomysł z głowy, ale mi przerwał.
-Nie ma żadnego ale. Nie wyobrażam sobie swojego życia bez ciebie.
-Ale...- przerwał mi skutecznie, zamykając usta pocałunkiem.
-Proszę cię, nie mów już nic.
-Ale ja chciałam tylko...
-Tak?
-Powiedzieć, że cię kocham głupku- zaśmiałam się a on zaraz po mnie.
-Ja ciebie też.
Jeszcze długo potem rozmawialiśmy, mniej lub bardziej składnie. Zasnęliśmy grubo po północy w swoich ramionach
***Następnego dnia***
Tak jak obiecałam Zaynowi, zrobiłam śniadanie. Była to jajecznica na bekonie.
-Cześć- poczułam silne ręce Louisana swoich biodrach a potem delikatny pocałunek w szyję.
-Cześć- odwróciłam się w jego stronę.
-Jak się spało?
-Z tobą zawsze świetnie- powiedziałam i pocałował mnie zaraz po tym.
-O! Moje gołąbki się pogodziły!- klasnął radośnie w dłonie Zayn, który niespodziewanie pojawił się na horyzoncie. Szybko oderwałam się od Lou. Ciągle mnie to peszy...
-On wie- wyszeptał mi Lou do ucha, przytulając do siebie.
-Co tam dobrego dziś zrobiłaś na śniadanie?- zapytał mulat i usiadł przy stole. Odsunęłam od siebie bruneta i powiedziałam:
-Jajecznica z bekonem.
-Um... Trafiłaś w moje podniebienie!- nałożył sobie na talerz sporą porcję z patelni.
-W takim razie muszę też sobie wziąć, bo smakosz wszystko zje- poiedział Louis i usiadł obok Zayna. Ja zajęłam miejsce obok mojego " jeszcze chłopaka" a naprzeciw Zayna.
-Smacznego- powiedziałam i również trochę sobie nałożyłam.
-Dzięki, nawzajem- odpowiedzieli chórem.
-No to będziemy się zbierać- powiedział Zayn. -Louis idziesz?- zapytał go, ale chłopak był za bardzo zajęty masowaniem moich stóp o które prosił mnie cały ranek.
-Louis- nacisnęłam jego imię.
-Tak? Co?
-Jedziemy do Paula-Zayn zadzwonił kluczem do auta.
-Aa tak- mina mu zrzedła. Odłożył delikatnie moje stopy na kanapę, wstał, pocałował lekko w usta i wyszedł mówiąc:
-Widzimy się wieczorem misiu!
I tak oto pojechali na pewną śmierć. Westchnęłam i wpatrzyłam się w ekran. Akurat jakaś prezenterka mówiła coś o chłopcach. Pogłośniłam.
-Jak już mówiłam wcześniej, chłopcy z zespołu One Direction już jutro rozpoczynają promocję ich nowej płyty, zaytułowanej FOUR. A na miejscu pierwszym dzisiejszego notowania ich singiel ppromujcy tenże krążek noszący tytuł STEAL MY GIRL.
Czyżby dziś był 16 Listopad?! Rany, ale ten czas leci. Nawet nie wiem kiedy tak przeleciał. Wiedziałam wszystko o tej płycie i powiem wam, że mam wszystkie piosenki z ten płyty.
A teledysk?
Zawsze go oglądam przed pójściem spać gdy Louis nie widzi, bo on twierdzi, że to marnowanie internetu by oglądać go w teledysku, skoro mogę go oglądać cały czas na żywo. No ok, ale co ja poradzę, że po prostu kocham ten teledysk?!
Po skończonej piosence zadzwoniłam do Marleny.
-Tak?- odebrała.
-Hej Mar.
-O Ewcia! Jak miło cię słyszeć.
-Mi ciebie też. Jest tam gdzieś Harry?
-Nie, nie ma go. Wyszedł gdzieś.
-A to nawet dobrze.
-Co? Czemu?
-Wiesz jaki dziś dzień?- zapytałam.
-No 16.
-Tylko 16? A miesiąc?
-No listopad i co?
-No właśnie Marleno, Listopad- powiedziałam dobitnie.
-Aa!- powiedziała. W końcu się skapła.
-No właśnie. Jutro jest promocja płyty.
-No wiem- powiedziała.
-Tylko tyle mi powiesz? Nie jesteś zdziwiona, że Harry nic ci nie powiedział, a raczej nie przypomniał?
-No w sumie... Ale oni są zapracowani, sama wiesz. A poza tym, od czego jest Twitter i facebook?- zaśmiała się.
-No tak.
-Ej, możemy się jakoś spotkać w tym tygodniu?- zapytała.
-Jasne. Kiedy?- dawno jej nie widziałam.
-No nie wiem. Może w środę, co? Skombinowałybyśmy jakieś kiecki na urodziny Perrie, co?
-Ok, jestem za. To się jeszczw zdzwonimy. Pa.
-Pa pa-rozłączyła się.
**Oczami Louisa**
-Jest coś jeszcze o czym powinieneś wiedzieć- powiedziałem do Zayna który aktualnie robił za kierowcę.
-No o co chodzi?
-Bo wwiesz... Nie tylko ja mam ten problem.
-Co? O co chodzi? Jak mam to rozumieć?- spojrzał na mnie przez moment.
-Harry też jest postawiony w tej samej sytuacji pod bramkowej co ja.
-Co?!- zatrzymał auto na środku drogi. Za nami auto zaczęł ostro hamować i trąbić.
-No.
-Ale jak to?
-Harry też musi zerwać z Marleną. Dla Paula okres czasu jaki są ze sobą jest za długi.
Zayn załamał ręce i oparł głowę o kierownicę. Zachowywał się tak jakbyśmy stali na stacji a za nami nie było tych wszystkich wściekłych kierowców.
-Powiedz coś stary. Nie dobijaj mnie bardzbardziej.
-Powiedział jej?
- tego co wiem, to raczej nie.
-Wie, że jedziemy po niego?- ruszył powoli.
-Nie.
-No to dzwoń po niego!- polecił mi zdenerwowany.
-Dobra, uspokój się.
Wybrałem numer do Hazzy i czekałem aż odbierze.
-Halo?- usłyszalem go.-Louis?
-No cześć stary. Jedziemy po ciebie, zbieraj się- i szybko się rozłączyłem, bo inaczej wszystko bym mu powiedział.
Kilka minut później, Harry siedzi już w moim wozie i patrzy zdziwony to na mnie to na Zayna.
-On wie?- zapytał niepewnie.
-Wiem wszystko- odpowiedział mu Zayn.
-Sorry, musiałem mu powiedzieć.
-Nie no spoko, powiedzmy reszcie i najlepiej całemu światu!- wywrócił oczami udał focha. Okej...- Gdzie my w ogóle jedziemy?
-Do Paula. Obgadać i zobaczyć co on na to.
-Ale co obgadać?I co on na co?- zdezorientowany loczek gubił się w tym co mówił.
-Wasz temat i co da się zrobić, żebyście dziewczyn zostawiać nie musieli ciołku- powiedział prosto z mostu Zayn. Podoba mi się ta opcja, ale jest ryzykowna.
-Już nic nie da się zrobić. Powiem Marlenie jutro po gali. Ona kopnie mnie w dupę a ja rzucę się z mostu i tyle w tym temacie- spojrzał wymownie w okno, co uznałem za koniec tejże konwersacji.
-Haryy, nie bądź dzieckiem...- zaczął Zayn. Ja postanowiłem nic się nie odzywać. Posłucham sobie ich.
-Taka jest prawda! Powiedz mu Louis, jak Ewa zareagowała- spojrzał na mnie.
-Stwiedziła, że nic tu po niej i chciała się wyprowadzić.
-Widzisz Zayn. Tylko, że z Marleną będzie o wiele gorzej. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć co zrobi- powiedział zrozpaczony chłopak.
-Więc po to właśnie jedziemy, by wiedzieć na czym stoicie głupki- powiedział spokojnie Zayn i skęxił na podjazd domu menagera.
No to czas przygotować się na śmierć. Powolną i bolesną.
******
Kolejny rozdzialik!
Co sądzicie??
Czekam na komentarze.
Miłoby było jakby każdy kto przeczytał ten rozdział, zostawił po sobie ślad, bo każdy wasz komentarz daje mi jeszcze więcej chęci do pisania!
<3
czwartek, 25 grudnia 2014
Rozdział 22
Wszedłem cicho po schodach i zapukałem do pierwszych lepszych drzwi, gdyż nie wiem gdzie Ewa ma aktualnie swój pokój. Te okazały się dobre, bo usłyszałem:
-Proszę- usłyszałem jej cichy głos i pogratulowałem sobie w duchu.
-Hej- wychyliłem się zza drewnianej podłogi i wszedłem do pokoju. Zobaczyłem ją leżącą plecami do drzwi czyli aktualnie do mnie.
-Co tam Zayn? Potrzebujesz czegoś?- powiedziała jeszcze ciszej.
Czy ona ma zachrypnięty głos? Zdecydowanie tak.
-Ewa... Możemy pogadać?
-O czym?
-O Louisie?- zapytałem niepewnie.
-Nie wiem czy warto się produkować.
-Dlaczego?- podszedłem i przysiadłem na łóżku.
-Bo... Bo... Bo już nic nie ma.
-Co? Jak to? Co się stało w tym Paryżu?- a co tam, prosto z mostu. Nie odpowiedziała. -Ewa, spójrz na mnie- złapałem ją za łydkę i lekko pociągnąłem.
-Co to da?
-Normanie porozmawiamy?
-Ok, przekonałeś mnie- odwróciła się, ale ale w tym półmroku nie widziałem dobrze jej twarzy bo lampka świeciła na jej plecy. Zapaliłem drugą lampkę, tą bliżej mnie. Trochę mnie poraziło, ale nie o tym teraz. Spojrzałem na niąi... Cholera, nawet Perrie, na najgorszą rzecz jaką kiedykolwiek powiedziałem, czy to w złości czy nie, nie zareagowała tak jak ona.
Opuchnięte policzki, mokre od łez i brudne od rozmazanego tuszu. A w oczach kolejne łzy gotowe do wypłynięcia. Nie czekając na nic, przytuliłem ją jakoś, przyciągając do siebie.
-Powiedz mi- poprosiłem cicho, gdy zaczęła głośniej płakać w moje ramię.
-Zerwaliśmy...
-Zerwaliście?!- na Tommo, niech ja tylko do ciebie tam przyjdę... -Jak to?
-Po prostu Zen. Powiedział, że musi mnie zostawić, że musimy zerwać... Bo musi mieć inną- zapłakała głośniej po ostatnich słowach.
-Paul...- jedno słowo, a prawie je wyplułem, mówiąc je.
-Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Jutro wrócę do swojego domu, a potem nie wiem... Może wrócę do Polski...
-Co? Nie powalam ci- zabroniłem. Uśniechnęła się lekko.
-Wiesz, nie żeby coś, ale twoje zdanie niewiele zdziała. A poza tym, jeszcze się zastanawiam.
-Chcesz nas tu zostawić? Marlenę? Louisa?
-Zrozumiecie...- otarła policzki i zmięła chusteczkę. -Kiedy te urodziny Perrie?
-Za tydzień.
-Dobrze. Zostanę tydzień a potem... Potem nie wiem.
-Masz tu pracę- próbowałem czego mogę.
-Wiem. Muszę tam w końcu iść, bo przez Louisa mnie wyrzucą.
-Nie mów tak. Nie możesz wyjechać...
-Dlaczego?- popatrzyła mi w oczy.
-Louis cię kocha.
-To odpowiedź na moje pytanie?
-Tak.
-Coś marna.
-Ewa- powiedziałem błagalnie.
-Wiem, że mnie kocha... Ale to, że on ma się prowadzać na moich oczach z jakąś laską... Jak ty byś zareagował, gdyby to Perrie tak musiała, co?
W sumie to ma rację. Nie wiem co bym zrobił.
-Nie wiem.
-No właśnie. Ja się załamuję. Los ciągle mnie dobija. Zawsze gdy zaczyna być dobrze, musi się zjebać, nie ma innej opcji.
-Spokojnie. Odkręcę to i znowu będziecie razem.
-Zayn- złapała mnie za ramię.- Co ty możesz? Jak każdy robisz co ci każą... A poza tym... To mój związek i Lou... To my musimy coś zrobić a nie osoby trzecie.
-Ale nie zawsze. Wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy prawo do własnego osobistego zdania. A moje osobiste zdanie jest takie, że o prawdziwą miłość trzeba walczyć. I jeżeli wy tego nie zrobicie dostatecznie dobrze, ja zrobię to za was.
Nic nie powiedziała, tylko mocno mnie przytuliła.
-Dziękuję za to co powiedziałeś- powiedziała mi do ucha.
-Nie ma za co, zawsze do usług- uśmiechnąłem się i wstałem. Dziewczyna się odsunęła a ja powiedziałem: -No, to teraz pani idzie się ogarnąć, potem spać i widzimy się jutro rano na śniadaniu zrobionym przez ciebie- pogroziłem jej palcem, przez co na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.- Ok?
-Ok, ale za tydzień wracam do siebie.
-Ewa- bezsilnie spowrotem usiadłem na łóżku obok niej.
-Zayn, ja nie wytrzymam tutaj. Nie jestem w stanie dalej patrzeć na jego smutną i bezradną, pozbawioną życia twarz... To mnie przytłacza. Czuję, że w końcu pewnego dnia całkiem się rozpadnę...
-Zrób więc coś z tym! Walcz! Nie możecie się poddać, bo ktoś tak chce. Jeśli ja miałbym robić jak wy, to musiałbym zostawić Perrie i być z jakąś inną dziunią- westchnąłem. Cóż, taka prawda. Przechodziłem przez to samo, ale to nie czas miejsce na takie historie.
-Ale... Nie wiem czy dam radę...
-Dasz! Ja w was wierzę i chłopaki, Marlena zapewne też wszystko wie, co?- popatrzyłem na nią spod oka.
-Dobra, zobaczę co da się zrobić.
-Ok, ale teraz do łazienki- wygoniłem ją z pokoju i zaraz sam z niego wyszedłem.
Usiadłem na schodach, prowadzących do kuchni i salonu. Oparłem brodę o dłonie, myśląc. Nie zdąrzyłem nawet zacząć cokowiek przetrawiać z naszej rozmowy z Ewą, bo przerwał mi Tommo.
-Co tak tu siedzisz?- zapytał i dosiadł się.
-Myślę.
-Nad czym?
-Nad tobą i Ewą, baranie.
-Powiedziała ci?- westchnął.
-A jak? Mnie miała nie powiedzieć?Mnie?- zapytałem ironicznie.
-I co.
-Powiem tak: tego jeszcze nie było.
-No coś ty.
-Tak. Trzeba to odkręcić- powiedziałem.
-Co ty nie powiesz Zayn.
-No. Jutro idziemy do Paula.
-A po cholerę? Po tym wszystkim? No sorry, ale nie chcę go widzieć na oczy- powiedział od razu.
-Boże, Tommo. Duma do kieszeni i trzeba porozmawiać. Kochasz ją?
-Nie odwracaj kota ogonem.
-No ale kochasz?
-Jak cholera.
-No to widzisz. Jutro po 14- wstałem i udałem się do swojego pokoju zostawiając go samego. Dobrze mu to zrobi.
Ogarnąłem się, pogadałem trochę z Perrie przez skype i poszedłem spać.
**Oczami Ewy**
Zayn ma rację. Muszę walczyć o Louisa, ale jak? Nie jestem w tym dobra. We wszystkim jestem do niczego. Jakoś, gdy wsiedliśmy do auta, humor Londynu mi się udzielił. Po prostu jestem jakaś tragiczna.
Kurczę, zachowuję się tak, jakbym conajmniej dowiedziała się od Lou, że mnie zdradził. A on, chcąc być uczciwym wobec mnie, powiedział co leżało mu na wątrobie a ja tak po prostu się do niego nie odzywam. Teraz czuję się z tym podle. Bardzo, bardzo podle.
No i kto tu zachowuje się jak ostatnia świnia? Oczywiście Ewa.
Z tym wyjazdem to chyba też trochę za pochopnie powiedziałam. Ale w tamtym momencie to było najlepsze rozwiązanie. Pewnie, jak zwykle uciec.
Rozmyślałam tak sobie właśnie, leżąc w łóżku i nie mogąc zasnąć. Ciąge, gdy zamykam oczy, widzę smutną twarz Louisa z kolacji. Serce mi pęka.
Nie, nie mogę tak.
Wstałam z łóżka, założyłam szlafrok i cicho wyszłam z pokoju. Podeszłam do dużych dębowych drzwi prowadzących do pokoju Louisa. Przez moment zawachałam się, ale zapukałam cicho. Usłyszy?
-Proszę- usłyszałam. Weszłam do środka i nie wiedziałam co ze sobą zrobić przez chwilę. Zobaczyłam Louisa leżącego na łóżku z rękami za głową w typowo męskim stylu, w ciuchach z dzisiejszego dnia.
-Louis...- natychmiastowo spojrzał w moją stronę, po czym zerwał się z łóżka i stanął przede mną.
-Ewa- nie wiedział, gdzie podziać ręce. Kiedyś to by mnie przytulił a teraz nie wie co zrobić. Ja wykorzystałam to i sama się wtuliłam w jego tors. Objął mnie równie szybko co mocno. Tak cudownie czuć jego ramiona wokół siebie. Po chwili odsunęłam się od niego a on wziął moje dłonie w swoje, przez co poczuł, że moje są diabelsko zimne.-Rany, ale masz zimne dłonie! Wchodź szybko do łóżka- pociągnął mnie na nie. Weszłam i okryłam się trochę kołdrą.
-Dzięki Louis, ja...- zają miejsce obok mnie. -Ja przyszłam porozmawiać.
-Rozumiem.
-Jakie są szanse by uratować nasz związek?- zapytałam od razu.
**********
No i tak oto rozdział mam dla was kolejny!
To miała być ta niespodzianka, no ale... Nie wyszła. Przepraszam was za to!
Kolejny myślę, że jutro!
Wesołych!
<<33
-Proszę- usłyszałem jej cichy głos i pogratulowałem sobie w duchu.
-Hej- wychyliłem się zza drewnianej podłogi i wszedłem do pokoju. Zobaczyłem ją leżącą plecami do drzwi czyli aktualnie do mnie.
-Co tam Zayn? Potrzebujesz czegoś?- powiedziała jeszcze ciszej.
Czy ona ma zachrypnięty głos? Zdecydowanie tak.
-Ewa... Możemy pogadać?
-O czym?
-O Louisie?- zapytałem niepewnie.
-Nie wiem czy warto się produkować.
-Dlaczego?- podszedłem i przysiadłem na łóżku.
-Bo... Bo... Bo już nic nie ma.
-Co? Jak to? Co się stało w tym Paryżu?- a co tam, prosto z mostu. Nie odpowiedziała. -Ewa, spójrz na mnie- złapałem ją za łydkę i lekko pociągnąłem.
-Co to da?
-Normanie porozmawiamy?
-Ok, przekonałeś mnie- odwróciła się, ale ale w tym półmroku nie widziałem dobrze jej twarzy bo lampka świeciła na jej plecy. Zapaliłem drugą lampkę, tą bliżej mnie. Trochę mnie poraziło, ale nie o tym teraz. Spojrzałem na niąi... Cholera, nawet Perrie, na najgorszą rzecz jaką kiedykolwiek powiedziałem, czy to w złości czy nie, nie zareagowała tak jak ona.
Opuchnięte policzki, mokre od łez i brudne od rozmazanego tuszu. A w oczach kolejne łzy gotowe do wypłynięcia. Nie czekając na nic, przytuliłem ją jakoś, przyciągając do siebie.
-Powiedz mi- poprosiłem cicho, gdy zaczęła głośniej płakać w moje ramię.
-Zerwaliśmy...
-Zerwaliście?!- na Tommo, niech ja tylko do ciebie tam przyjdę... -Jak to?
-Po prostu Zen. Powiedział, że musi mnie zostawić, że musimy zerwać... Bo musi mieć inną- zapłakała głośniej po ostatnich słowach.
-Paul...- jedno słowo, a prawie je wyplułem, mówiąc je.
-Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Jutro wrócę do swojego domu, a potem nie wiem... Może wrócę do Polski...
-Co? Nie powalam ci- zabroniłem. Uśniechnęła się lekko.
-Wiesz, nie żeby coś, ale twoje zdanie niewiele zdziała. A poza tym, jeszcze się zastanawiam.
-Chcesz nas tu zostawić? Marlenę? Louisa?
-Zrozumiecie...- otarła policzki i zmięła chusteczkę. -Kiedy te urodziny Perrie?
-Za tydzień.
-Dobrze. Zostanę tydzień a potem... Potem nie wiem.
-Masz tu pracę- próbowałem czego mogę.
-Wiem. Muszę tam w końcu iść, bo przez Louisa mnie wyrzucą.
-Nie mów tak. Nie możesz wyjechać...
-Dlaczego?- popatrzyła mi w oczy.
-Louis cię kocha.
-To odpowiedź na moje pytanie?
-Tak.
-Coś marna.
-Ewa- powiedziałem błagalnie.
-Wiem, że mnie kocha... Ale to, że on ma się prowadzać na moich oczach z jakąś laską... Jak ty byś zareagował, gdyby to Perrie tak musiała, co?
W sumie to ma rację. Nie wiem co bym zrobił.
-Nie wiem.
-No właśnie. Ja się załamuję. Los ciągle mnie dobija. Zawsze gdy zaczyna być dobrze, musi się zjebać, nie ma innej opcji.
-Spokojnie. Odkręcę to i znowu będziecie razem.
-Zayn- złapała mnie za ramię.- Co ty możesz? Jak każdy robisz co ci każą... A poza tym... To mój związek i Lou... To my musimy coś zrobić a nie osoby trzecie.
-Ale nie zawsze. Wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy prawo do własnego osobistego zdania. A moje osobiste zdanie jest takie, że o prawdziwą miłość trzeba walczyć. I jeżeli wy tego nie zrobicie dostatecznie dobrze, ja zrobię to za was.
Nic nie powiedziała, tylko mocno mnie przytuliła.
-Dziękuję za to co powiedziałeś- powiedziała mi do ucha.
-Nie ma za co, zawsze do usług- uśmiechnąłem się i wstałem. Dziewczyna się odsunęła a ja powiedziałem: -No, to teraz pani idzie się ogarnąć, potem spać i widzimy się jutro rano na śniadaniu zrobionym przez ciebie- pogroziłem jej palcem, przez co na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.- Ok?
-Ok, ale za tydzień wracam do siebie.
-Ewa- bezsilnie spowrotem usiadłem na łóżku obok niej.
-Zayn, ja nie wytrzymam tutaj. Nie jestem w stanie dalej patrzeć na jego smutną i bezradną, pozbawioną życia twarz... To mnie przytłacza. Czuję, że w końcu pewnego dnia całkiem się rozpadnę...
-Zrób więc coś z tym! Walcz! Nie możecie się poddać, bo ktoś tak chce. Jeśli ja miałbym robić jak wy, to musiałbym zostawić Perrie i być z jakąś inną dziunią- westchnąłem. Cóż, taka prawda. Przechodziłem przez to samo, ale to nie czas miejsce na takie historie.
-Ale... Nie wiem czy dam radę...
-Dasz! Ja w was wierzę i chłopaki, Marlena zapewne też wszystko wie, co?- popatrzyłem na nią spod oka.
-Dobra, zobaczę co da się zrobić.
-Ok, ale teraz do łazienki- wygoniłem ją z pokoju i zaraz sam z niego wyszedłem.
Usiadłem na schodach, prowadzących do kuchni i salonu. Oparłem brodę o dłonie, myśląc. Nie zdąrzyłem nawet zacząć cokowiek przetrawiać z naszej rozmowy z Ewą, bo przerwał mi Tommo.
-Co tak tu siedzisz?- zapytał i dosiadł się.
-Myślę.
-Nad czym?
-Nad tobą i Ewą, baranie.
-Powiedziała ci?- westchnął.
-A jak? Mnie miała nie powiedzieć?Mnie?- zapytałem ironicznie.
-I co.
-Powiem tak: tego jeszcze nie było.
-No coś ty.
-Tak. Trzeba to odkręcić- powiedziałem.
-Co ty nie powiesz Zayn.
-No. Jutro idziemy do Paula.
-A po cholerę? Po tym wszystkim? No sorry, ale nie chcę go widzieć na oczy- powiedział od razu.
-Boże, Tommo. Duma do kieszeni i trzeba porozmawiać. Kochasz ją?
-Nie odwracaj kota ogonem.
-No ale kochasz?
-Jak cholera.
-No to widzisz. Jutro po 14- wstałem i udałem się do swojego pokoju zostawiając go samego. Dobrze mu to zrobi.
Ogarnąłem się, pogadałem trochę z Perrie przez skype i poszedłem spać.
**Oczami Ewy**
Zayn ma rację. Muszę walczyć o Louisa, ale jak? Nie jestem w tym dobra. We wszystkim jestem do niczego. Jakoś, gdy wsiedliśmy do auta, humor Londynu mi się udzielił. Po prostu jestem jakaś tragiczna.
Kurczę, zachowuję się tak, jakbym conajmniej dowiedziała się od Lou, że mnie zdradził. A on, chcąc być uczciwym wobec mnie, powiedział co leżało mu na wątrobie a ja tak po prostu się do niego nie odzywam. Teraz czuję się z tym podle. Bardzo, bardzo podle.
No i kto tu zachowuje się jak ostatnia świnia? Oczywiście Ewa.
Z tym wyjazdem to chyba też trochę za pochopnie powiedziałam. Ale w tamtym momencie to było najlepsze rozwiązanie. Pewnie, jak zwykle uciec.
Rozmyślałam tak sobie właśnie, leżąc w łóżku i nie mogąc zasnąć. Ciąge, gdy zamykam oczy, widzę smutną twarz Louisa z kolacji. Serce mi pęka.
Nie, nie mogę tak.
Wstałam z łóżka, założyłam szlafrok i cicho wyszłam z pokoju. Podeszłam do dużych dębowych drzwi prowadzących do pokoju Louisa. Przez moment zawachałam się, ale zapukałam cicho. Usłyszy?
-Proszę- usłyszałam. Weszłam do środka i nie wiedziałam co ze sobą zrobić przez chwilę. Zobaczyłam Louisa leżącego na łóżku z rękami za głową w typowo męskim stylu, w ciuchach z dzisiejszego dnia.
-Louis...- natychmiastowo spojrzał w moją stronę, po czym zerwał się z łóżka i stanął przede mną.
-Ewa- nie wiedział, gdzie podziać ręce. Kiedyś to by mnie przytulił a teraz nie wie co zrobić. Ja wykorzystałam to i sama się wtuliłam w jego tors. Objął mnie równie szybko co mocno. Tak cudownie czuć jego ramiona wokół siebie. Po chwili odsunęłam się od niego a on wziął moje dłonie w swoje, przez co poczuł, że moje są diabelsko zimne.-Rany, ale masz zimne dłonie! Wchodź szybko do łóżka- pociągnął mnie na nie. Weszłam i okryłam się trochę kołdrą.
-Dzięki Louis, ja...- zają miejsce obok mnie. -Ja przyszłam porozmawiać.
-Rozumiem.
-Jakie są szanse by uratować nasz związek?- zapytałam od razu.
**********
No i tak oto rozdział mam dla was kolejny!
To miała być ta niespodzianka, no ale... Nie wyszła. Przepraszam was za to!
Kolejny myślę, że jutro!
Wesołych!
<<33
środa, 24 grudnia 2014
Louis
Co ja mam teraz zrobić? Co powiedzieć? I przede wszystkim: jak?
Tak?
*O Louis, jak miło cię widzieć! To twoje dziecko*
No chyba nie.
Nadszedł w końcu ten dzień. Dzień, w którym coś się zacznie albo skończy.
Nałożyłam na Tommy'ego kołderkę i pogłaskałam go po główce.
-Śpij kochanie.
Wyszłam i zgasiłam światło w jego pokoju. W kuchni napiłam się herbaty i znowu znalazłam się w krainie moich rozmyślań. Już od kilku dni nie robię nic innego, jak myślę. Czuję się jak w amoku. To zaczęło się gdy zobaczyłam go pierwszy raz pierwszy po tylu latach...
Retrospekcja
-Mary?
Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą chłopaka, z którym jeszcze trzy lats temu planowałam ślub
Do czasu. Ale on nadal nic się nie zmienił. Nadal tak samo przystojny. Jeśli nie bardziej. Ruszyłam dalej, nie zwarzając na jego krzyku i szybko wyszłam ze sklepu z zakupami.
Koniec retrospekcji
-Mamusiu- wyrwał mnie z natłoku myśli głosik mojego synka, który ciągnął mnie za nogę.
-Co się stało kochanie?- od razu wzięłam go na ręce i przytuliłam.
-Czemu nie śpisz?
-Bo tam coś tak głoćno gla- usłyszałam. Faktycznie, to mój telefon. Czemu ja go nie wyłączyłam?!
-Halo?- odebrałam.
-Mary?- ten głos... Tak bardzo znany mi głos. Tak bardzo, że nie chcę go znać. -Mary, wiem, że to ty. Powiedź coś.
-To jakaś pomyłka.
-Ale...
Szybko się rozłączyłam i odłożyłam telefom.
-Kto dzwonił mamusiu?- usłyszałam przy uchu. Mały wdrapał się na stół i patrzył na mnie.
-Jakiś pan. Chodź, idziemy spać.
Tym razem Tommy zasnął. Od razu po wejściu do kuchni, wzięłam telefon do ręki by wyciszyć dźwięk. Co widzę?
20 nieodebranych połączeń od * Lou <3*. Tak, nadal nie wykasowałam jego numeru. Jakoś o tym zapomniałam.
Telefon znów zawibrował. Natychmiast go wyłączyłam, patrząc kto dzwoni.
Louis, błagam nie dzwoń.
***Następnego dnia***
Wstałam z koszykiem do środka dość sporego sklepu i rozejrzałam się po półkach.
Chleb, masło, kakao, kawa, kilka jogurtów owocowych, warzywq i jakieś drobne rzeczy znalazły się w moim koszyku.
Z załadowanym koszykiem podeszłam do kasy i pozwoliłam znającej mnie ekspedientce skasować moje zakupy.
-Cześć Mary.
-Hej Meredith, co u ciebie?
-Nic nowego od wczoraj. Nic tylko siedzę i kasuję. A u ciebie?
-Też nic nowego- mimo iż jest moją przyjaciółką, nie powiem jej przecież wszystkiego. Nie jestem głupia. Zapłaciłam jej za rachunek i udałam się na spacer do domu.
Rozpakowałam torby i zaczęłam myśleć nad jakimś obiadem.
-Mamusiu?- podleciał do mnie mój mały skarb.
-Tak synku?- wzięłam go na ręce. Uwielbiam mieć go przy sobie.
-Pójdziemy na dwól się pobawić?- zapytał, miętosząc małego, pluszowego misia.
-Mamusia musi zrobić coś na obiad.
-No ale plose- spojrzał na mnie tymi maślanymi niebieskimi oczkami jak wtedy gdy... Gdy Louis mi się oświadczył...
Nie Mary, nie myśl o tym.
-No dobrze, niech będzie. Idziemy się ubrać!- powiedziałam i puściłam go by przyniósł ze swojego * fajnego miejsca* kurtkę i buty.
-Mamusiu, pomozes mi?- zapytał ciągnąc za sobą kurtkę i trzymając w rękach sznurówki z szurającymi butami.
-Chodź- założyłam mu buty, starannie wiążąc sznurówki. Założyłam i zasunęłam mu kurtkę i założyłam czapkę. -Dobrze, ja się ubiorę i idziemy do ogrodu, tak?
-Tak!- krzyknął uradowany klaszcząc w dłonie.
Wyszliśmy z domu do ogrodu. Tom od razu rzucił się w kolorowe liście, podrzucając je do góry.
-Tylko ostrożnie Tom!- powiedziałam i usiadłam na ławce, by go poobserwować.
-Dobze mamo!- dalej podrzuca sobie liście śmiejąc się przy tym radośnie.
Im więcej go obserwuję, tym bardziej upewniam się, że z każdym miesiącem jest coraz bardziej podobny do ojca. Mam na myśli wygląd zewnetrzny.
Niebieskie oczka, śliczny uśmiech, te brązowe włosy, ale za cholerę nie wiem po kim je ma, bo i ja Louis mamy porobny odcień.
-Mamusiu, choć poglamy w piłę!- podleciał do mnie z piłką w ręcach.
-Dobrze, idziemy.
----Godzinę później----
Mały mnie wykończył. Siedzi teraz w wannie i chlapie na całego, jak co wieczór.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, no bo kogo niesie o tej porze i to jeszcze do mnie? Nie spojrzałam w wizjer, tylko od razu otworzyłam drzwi. To, kogo tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg.
-Co ty tu robisz?- zdziwiłam się. Nie, to nie dobre słowo. Byłam wstrząśnięta tym, że mnie znalazł.
-Mary- sposób w jaki wypowiedział moje imię...
-Louis... To nie jest dobry pomysł, że tu przyszedłeś...
-Mamusiu!Pomóż- zza rogu wybiegł Tommy w ręczniku. Cholera...
-Uciekaj do pokoju, zaraz przyjdę- powiedziałam do małego i odwóciłam się do Louisa.
-To twoje dziecko?- zapytał bez wyrazu.
-Tak...
-Moje?
-Nie- powiedziałam szybko.
-Ale Mary przecież on...
-Louis, nie. To nie jest twoje dziecko. Cześć- szybko zamknęłam drzwi przed nosem. Westchnęłam. To nie tak miało być!
Weszłam do pokoju Tommy'ego i zastałam go siedzącego na parapecie okna.
-Mamusiu.
-Tak skarbie?-podeszłam do niego.
-Czy ten pan jest moim tatą?- zapytał smutnym głosikiem i pokazał palcem na Louisa wsiadającego go czarnego BMW. Powiem mu mimo, że nie zrozumie.
-Tak Tom. Ten pan jest twoim tatusiem.
-A dlaczego z nami nie mieszka?
-Bo widzisz... Ma dużo pracy... I tak wyszło.
-A przyjdzie jeszcze?- serce mi pękło. Po prostu. Łzy w oczach które powstrzymywałam od chwili gdy zobaczyłam moją pierwszą miłość przed chwilą w drzwiach, polały się pi policzkach.
-Nie wiem skarbie- wzięłam go w ramiona, by nie widział, że płaczę. Jest strasznie uczuciowy i gdy widzi, że płaczę, on też uroni kilka łez. Louis chyba powinien się dowiedzieć. Lepiej późno niż wcale...
-A chciałbyś, żeby przyszedł?- położyłam go do łóżka.
-Chyba tak- pokiwał główką.
-Zobaczymy ci da się zrobić, dobrze?- pokiwał na zgodę. -Ale teraz idziemy spać. Dobranoc.
Nie spałam całą noc. Przez Louisa. Wszystkie wspomnienia wróciły. Te złe i te dobre. Wróciły razem z jego powrotem. Rano jestem ledwo żywa, ale nie pierwsza taka zarwana noc. Koło 10 rano dzwoni telefon. Odbieram, choć widzę na wyświetlaczu imię Louisa.
Nie mogę go znowu unikać.
-Halo?- odebrałam po głębokim wdechu.
-Musimy sié spotkać. Tym razem nie odpuszczę wiem, że to moje dziecko- powiedział szybko, że ledwo zrozumiałam.
-Dobrze- powiedziałam bez emocji, choć w środku drżałam.
-I... Co?- zdziwił się.
-Powiedziałam dobrze.
-Aha,uhm... No to mógłbym wpaś do was dziś?
-Okej.
-Świetnie, będę po południu.
-Uhm...
Rozłączył się po chwili, co zaraz zrobiłam i ja. Co teraz będzie? Jak mam się zachować?
-Tommy!- zawołałam synka do mnie.
-Tak mamusiu?- podleciał do mnie i rzucił mi się na szyję.
-Będziemy mieli gościa.
-Przydzie ten pan, co tu był wcolaj.- zapytał z nadzieją w głosie.
-Tak. Chciałabym, żebyś się grzecznie zachowywał, dobrze? Możesz zrobić to dla mamy?- posadziłam go na jego krzesełku
-Dobrze mamciu.
-To cieszę się. A teraz zjadaj.
Koło 14:10 zadzwonił dzwonek. To on. To na pewno on. Na nogach jak z waty, podeszłam do drzwi by je otworzyć, ale zanim to zrobiłam, poczułam małe rączki na moim udzie. Spojrzałam w dół i zobaczyłam mojego skar a z wyciągniętymi rączkami w moją stronę.
-No chodź- po chwili siedział już w moich ramionach. Lewą ręką otworzyłam drzwi. Mały wczepił w moją szyję.
-Cześć- powiedział Louis. Wpuściłam ho do środka.
-Cześć- spojrzałam w końcu na niego.. Pierwsze co zobaczyłam to bukiet niebieskich róż, które tak bardzp uwielbiam i ogromniasty pluszowy miś.
-To dla ciebie- wręczył mi je. Moje serce podskoczyło radośnie. Postawiłam małego na nogi i odebrałam prezent. Pachniały nim. -A to dla ciebie- kucnął przed naszym synem i ppodał mu misia. Odebrał go i z wielkim uśmiechem odwrócił si vby spojrzeć na mnie.
-Co się mówi Tom?- zapytałam z uśmiechem.
-Dziękuję- po czym przytulił się so Louisa.
Jaki to piękny widok! Znowu mam łzy w oczach.
-Nie ma sprawy. Jak masz na imię?
-Tommy- powiedział słodko.
-Śliczne imię- przyglądał mu się chwilę, trzymając za ręce.
-Tom, idź się pobawić- powiedziałam. Mały pokiwał głową i ciągnąc za sobą nowego przyjaciela, poszedł dp salonu.
-To ten... Chodźmy do kuchni- zaprowadziłam go do i zrobiłam kawę.
Po kilku minutach kawa stała na stole, a pomiędzy nami wisiała cisza. Straszna cisza.
-Czemu... Czemu wtedy odeszłaś?- zaczął. Wiedziałam, że zada to pytanie.
-Louis... Ja... Ja po prostu bałam się, że znaszczą ci tym karierę, że ciebie zniszczą. Tom byłby wedy nieślubnym dzieckiem, rozumiesz? Nie zniosłabym czegoś takiego.
-Mary... Gdybyś mi po prostu powiedziała, byłoby dobrze, wiesz?- złapał mnie za rękę. Znajomy prąd, którego tak dawno nie czułam, znów przepłynął między nami.
-Nie byłoby dobrze Louis. Oni by cię zjedli. Zjedli by nas oboje! Nie pamiętasz jak było z tym twoim żartem o Larrym?! Przez cztery lata ludzie nie dawali wam o tym zapomnieć... Teraz byłoby to samo.
-Nie Mary! Nie byłoby to samo. Ja cię kocham, rozumiesz?! Przez tem cały czas myślałem o tobie w każdej chwili. Zastanawiałem się co się z tobą zieje. Czy masz kogoś, czy żyjesz...
-Nie mam-ucięłam. On mnie nadal kocha? -Błagam Lou, nie wznawiajmy tego wszytkiego znowu....
-Chcę po prostu wiedzieć.
-Co chcesz wiedzieć?
-Czy mnie jeszcze kochasz?- spojrzał na mnie z wylewającą się z oczu nadzieją.
Co mam powiedzieć?! Co powiedzieć?!
-Ja...- zaczęłam i wstałam od stołu i podeszłam do okna.-Ja... Tak, nadal cię kocham- po co oszukiwać i siebie i jego? Wstał od stołu i odwrócił mnie do siebie po czym pocałował. Już zapomiałam jak on całuje...
-Tak bardzo tęskniłem- oderwał się na moment by to powiedzieć.
-Ja też.
-Wróć do mnie- oderwał się ponownie by spojrzeć mi w oczy.
-Ale...
-Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolé was skrzywdzić.
-Nie wiem czy Tommy by chciał.
-Zawołaj go to się przekonamy.
-Tommy!- krzyknęłan na niego. Przyszedł po chwili ciągnąc ze sobą nowy prezent.
-Tak mamusiu?- patrzył na mnie ro na Lou.
-Chodź do mnie- uprzedził mnie chłopak. Mały spojrzał na mnie a ja kiwnęłam głową na zgodę. Podszedł do niego a Louis wziął go na kolana.
-Tommy-kucnęłam przed nim. -To twój tata.
Ale twórczo to ujęłam!
Tom od razu moxno przytulił się do szyi Louisa. Ten się zaśmiał.
-Cześć tatusiu- to jak to powiedział... Łzy wypływały na wierch moich policzków.
-Chodź tu do mnie kochanie- Louis przygarnął mnie go siebie ramieniem.
Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego zakończenia.
Moje życzonka dla Louisa
Życzę ci wszystkiego najlepszego, bo zasługujesz na najlesze. Żebyś zawsze był uśmiechnięty, jak zapewne w tej chwili jesteś. Żebyś się nie poddawał nigdy, bo nie warto poddawać przez nic niewartego. Życzę ci wielu lat śpiewania w tak świetnym i nie do opisania zespole One Direction, bo robisz to świetnie. Masz cudny głos i uwielbiam go słuchać całymi godzinami ;-). Dzięki tobie nauczyłam się , że świat ma też jasne i ciepłe barwy. Słuchając i widząc ciebie mam siłę by dalej żyć.
Masz już 23 lata a nadal jesteś tak samo zabawny i beztroski, choć masz pracę która do beztroskich nie należy.
Na koniec chciałabym ci życzyć żebyś znalazł dziewczynę która będzie tą jedną jedyną. Nie ważne czy fanki ją zaakceptują. Ważne żebyś był z nią szczęśliwy.
**†******
A więc jest ta wielka suprise którą obiecałam.
Problem jest w tym, że to chyba nie jest jakiś świetny imagin i życzonka...
Nie jestem dobra w pisaniu życzeń.
Wybaczcie.
Starałam się ale nie wiem.
Oceńcie to jakoś a ja postaram się dodać jeszcze jedną suprise ale to jeszcze nie jest pewne
Całuski
<3
Tak?
*O Louis, jak miło cię widzieć! To twoje dziecko*
No chyba nie.
Nadszedł w końcu ten dzień. Dzień, w którym coś się zacznie albo skończy.
Nałożyłam na Tommy'ego kołderkę i pogłaskałam go po główce.
-Śpij kochanie.
Wyszłam i zgasiłam światło w jego pokoju. W kuchni napiłam się herbaty i znowu znalazłam się w krainie moich rozmyślań. Już od kilku dni nie robię nic innego, jak myślę. Czuję się jak w amoku. To zaczęło się gdy zobaczyłam go pierwszy raz pierwszy po tylu latach...
Retrospekcja
-Mary?
Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą chłopaka, z którym jeszcze trzy lats temu planowałam ślub
Do czasu. Ale on nadal nic się nie zmienił. Nadal tak samo przystojny. Jeśli nie bardziej. Ruszyłam dalej, nie zwarzając na jego krzyku i szybko wyszłam ze sklepu z zakupami.
Koniec retrospekcji
-Mamusiu- wyrwał mnie z natłoku myśli głosik mojego synka, który ciągnął mnie za nogę.
-Co się stało kochanie?- od razu wzięłam go na ręce i przytuliłam.
-Czemu nie śpisz?
-Bo tam coś tak głoćno gla- usłyszałam. Faktycznie, to mój telefon. Czemu ja go nie wyłączyłam?!
-Halo?- odebrałam.
-Mary?- ten głos... Tak bardzo znany mi głos. Tak bardzo, że nie chcę go znać. -Mary, wiem, że to ty. Powiedź coś.
-To jakaś pomyłka.
-Ale...
Szybko się rozłączyłam i odłożyłam telefom.
-Kto dzwonił mamusiu?- usłyszałam przy uchu. Mały wdrapał się na stół i patrzył na mnie.
-Jakiś pan. Chodź, idziemy spać.
Tym razem Tommy zasnął. Od razu po wejściu do kuchni, wzięłam telefon do ręki by wyciszyć dźwięk. Co widzę?
20 nieodebranych połączeń od * Lou <3*. Tak, nadal nie wykasowałam jego numeru. Jakoś o tym zapomniałam.
Telefon znów zawibrował. Natychmiast go wyłączyłam, patrząc kto dzwoni.
Louis, błagam nie dzwoń.
***Następnego dnia***
Wstałam z koszykiem do środka dość sporego sklepu i rozejrzałam się po półkach.
Chleb, masło, kakao, kawa, kilka jogurtów owocowych, warzywq i jakieś drobne rzeczy znalazły się w moim koszyku.
Z załadowanym koszykiem podeszłam do kasy i pozwoliłam znającej mnie ekspedientce skasować moje zakupy.
-Cześć Mary.
-Hej Meredith, co u ciebie?
-Nic nowego od wczoraj. Nic tylko siedzę i kasuję. A u ciebie?
-Też nic nowego- mimo iż jest moją przyjaciółką, nie powiem jej przecież wszystkiego. Nie jestem głupia. Zapłaciłam jej za rachunek i udałam się na spacer do domu.
Rozpakowałam torby i zaczęłam myśleć nad jakimś obiadem.
-Mamusiu?- podleciał do mnie mój mały skarb.
-Tak synku?- wzięłam go na ręce. Uwielbiam mieć go przy sobie.
-Pójdziemy na dwól się pobawić?- zapytał, miętosząc małego, pluszowego misia.
-Mamusia musi zrobić coś na obiad.
-No ale plose- spojrzał na mnie tymi maślanymi niebieskimi oczkami jak wtedy gdy... Gdy Louis mi się oświadczył...
Nie Mary, nie myśl o tym.
-No dobrze, niech będzie. Idziemy się ubrać!- powiedziałam i puściłam go by przyniósł ze swojego * fajnego miejsca* kurtkę i buty.
-Mamusiu, pomozes mi?- zapytał ciągnąc za sobą kurtkę i trzymając w rękach sznurówki z szurającymi butami.
-Chodź- założyłam mu buty, starannie wiążąc sznurówki. Założyłam i zasunęłam mu kurtkę i założyłam czapkę. -Dobrze, ja się ubiorę i idziemy do ogrodu, tak?
-Tak!- krzyknął uradowany klaszcząc w dłonie.
Wyszliśmy z domu do ogrodu. Tom od razu rzucił się w kolorowe liście, podrzucając je do góry.
-Tylko ostrożnie Tom!- powiedziałam i usiadłam na ławce, by go poobserwować.
-Dobze mamo!- dalej podrzuca sobie liście śmiejąc się przy tym radośnie.
Im więcej go obserwuję, tym bardziej upewniam się, że z każdym miesiącem jest coraz bardziej podobny do ojca. Mam na myśli wygląd zewnetrzny.
Niebieskie oczka, śliczny uśmiech, te brązowe włosy, ale za cholerę nie wiem po kim je ma, bo i ja Louis mamy porobny odcień.
-Mamusiu, choć poglamy w piłę!- podleciał do mnie z piłką w ręcach.
-Dobrze, idziemy.
----Godzinę później----
Mały mnie wykończył. Siedzi teraz w wannie i chlapie na całego, jak co wieczór.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, no bo kogo niesie o tej porze i to jeszcze do mnie? Nie spojrzałam w wizjer, tylko od razu otworzyłam drzwi. To, kogo tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg.
-Co ty tu robisz?- zdziwiłam się. Nie, to nie dobre słowo. Byłam wstrząśnięta tym, że mnie znalazł.
-Mary- sposób w jaki wypowiedział moje imię...
-Louis... To nie jest dobry pomysł, że tu przyszedłeś...
-Mamusiu!Pomóż- zza rogu wybiegł Tommy w ręczniku. Cholera...
-Uciekaj do pokoju, zaraz przyjdę- powiedziałam do małego i odwóciłam się do Louisa.
-To twoje dziecko?- zapytał bez wyrazu.
-Tak...
-Moje?
-Nie- powiedziałam szybko.
-Ale Mary przecież on...
-Louis, nie. To nie jest twoje dziecko. Cześć- szybko zamknęłam drzwi przed nosem. Westchnęłam. To nie tak miało być!
Weszłam do pokoju Tommy'ego i zastałam go siedzącego na parapecie okna.
-Mamusiu.
-Tak skarbie?-podeszłam do niego.
-Czy ten pan jest moim tatą?- zapytał smutnym głosikiem i pokazał palcem na Louisa wsiadającego go czarnego BMW. Powiem mu mimo, że nie zrozumie.
-Tak Tom. Ten pan jest twoim tatusiem.
-A dlaczego z nami nie mieszka?
-Bo widzisz... Ma dużo pracy... I tak wyszło.
-A przyjdzie jeszcze?- serce mi pękło. Po prostu. Łzy w oczach które powstrzymywałam od chwili gdy zobaczyłam moją pierwszą miłość przed chwilą w drzwiach, polały się pi policzkach.
-Nie wiem skarbie- wzięłam go w ramiona, by nie widział, że płaczę. Jest strasznie uczuciowy i gdy widzi, że płaczę, on też uroni kilka łez. Louis chyba powinien się dowiedzieć. Lepiej późno niż wcale...
-A chciałbyś, żeby przyszedł?- położyłam go do łóżka.
-Chyba tak- pokiwał główką.
-Zobaczymy ci da się zrobić, dobrze?- pokiwał na zgodę. -Ale teraz idziemy spać. Dobranoc.
Nie spałam całą noc. Przez Louisa. Wszystkie wspomnienia wróciły. Te złe i te dobre. Wróciły razem z jego powrotem. Rano jestem ledwo żywa, ale nie pierwsza taka zarwana noc. Koło 10 rano dzwoni telefon. Odbieram, choć widzę na wyświetlaczu imię Louisa.
Nie mogę go znowu unikać.
-Halo?- odebrałam po głębokim wdechu.
-Musimy sié spotkać. Tym razem nie odpuszczę wiem, że to moje dziecko- powiedział szybko, że ledwo zrozumiałam.
-Dobrze- powiedziałam bez emocji, choć w środku drżałam.
-I... Co?- zdziwił się.
-Powiedziałam dobrze.
-Aha,uhm... No to mógłbym wpaś do was dziś?
-Okej.
-Świetnie, będę po południu.
-Uhm...
Rozłączył się po chwili, co zaraz zrobiłam i ja. Co teraz będzie? Jak mam się zachować?
-Tommy!- zawołałam synka do mnie.
-Tak mamusiu?- podleciał do mnie i rzucił mi się na szyję.
-Będziemy mieli gościa.
-Przydzie ten pan, co tu był wcolaj.- zapytał z nadzieją w głosie.
-Tak. Chciałabym, żebyś się grzecznie zachowywał, dobrze? Możesz zrobić to dla mamy?- posadziłam go na jego krzesełku
-Dobrze mamciu.
-To cieszę się. A teraz zjadaj.
Koło 14:10 zadzwonił dzwonek. To on. To na pewno on. Na nogach jak z waty, podeszłam do drzwi by je otworzyć, ale zanim to zrobiłam, poczułam małe rączki na moim udzie. Spojrzałam w dół i zobaczyłam mojego skar a z wyciągniętymi rączkami w moją stronę.
-No chodź- po chwili siedział już w moich ramionach. Lewą ręką otworzyłam drzwi. Mały wczepił w moją szyję.
-Cześć- powiedział Louis. Wpuściłam ho do środka.
-Cześć- spojrzałam w końcu na niego.. Pierwsze co zobaczyłam to bukiet niebieskich róż, które tak bardzp uwielbiam i ogromniasty pluszowy miś.
-To dla ciebie- wręczył mi je. Moje serce podskoczyło radośnie. Postawiłam małego na nogi i odebrałam prezent. Pachniały nim. -A to dla ciebie- kucnął przed naszym synem i ppodał mu misia. Odebrał go i z wielkim uśmiechem odwrócił si vby spojrzeć na mnie.
-Co się mówi Tom?- zapytałam z uśmiechem.
-Dziękuję- po czym przytulił się so Louisa.
Jaki to piękny widok! Znowu mam łzy w oczach.
-Nie ma sprawy. Jak masz na imię?
-Tommy- powiedział słodko.
-Śliczne imię- przyglądał mu się chwilę, trzymając za ręce.
-Tom, idź się pobawić- powiedziałam. Mały pokiwał głową i ciągnąc za sobą nowego przyjaciela, poszedł dp salonu.
-To ten... Chodźmy do kuchni- zaprowadziłam go do i zrobiłam kawę.
Po kilku minutach kawa stała na stole, a pomiędzy nami wisiała cisza. Straszna cisza.
-Czemu... Czemu wtedy odeszłaś?- zaczął. Wiedziałam, że zada to pytanie.
-Louis... Ja... Ja po prostu bałam się, że znaszczą ci tym karierę, że ciebie zniszczą. Tom byłby wedy nieślubnym dzieckiem, rozumiesz? Nie zniosłabym czegoś takiego.
-Mary... Gdybyś mi po prostu powiedziała, byłoby dobrze, wiesz?- złapał mnie za rękę. Znajomy prąd, którego tak dawno nie czułam, znów przepłynął między nami.
-Nie byłoby dobrze Louis. Oni by cię zjedli. Zjedli by nas oboje! Nie pamiętasz jak było z tym twoim żartem o Larrym?! Przez cztery lata ludzie nie dawali wam o tym zapomnieć... Teraz byłoby to samo.
-Nie Mary! Nie byłoby to samo. Ja cię kocham, rozumiesz?! Przez tem cały czas myślałem o tobie w każdej chwili. Zastanawiałem się co się z tobą zieje. Czy masz kogoś, czy żyjesz...
-Nie mam-ucięłam. On mnie nadal kocha? -Błagam Lou, nie wznawiajmy tego wszytkiego znowu....
-Chcę po prostu wiedzieć.
-Co chcesz wiedzieć?
-Czy mnie jeszcze kochasz?- spojrzał na mnie z wylewającą się z oczu nadzieją.
Co mam powiedzieć?! Co powiedzieć?!
-Ja...- zaczęłam i wstałam od stołu i podeszłam do okna.-Ja... Tak, nadal cię kocham- po co oszukiwać i siebie i jego? Wstał od stołu i odwrócił mnie do siebie po czym pocałował. Już zapomiałam jak on całuje...
-Tak bardzo tęskniłem- oderwał się na moment by to powiedzieć.
-Ja też.
-Wróć do mnie- oderwał się ponownie by spojrzeć mi w oczy.
-Ale...
-Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolé was skrzywdzić.
-Nie wiem czy Tommy by chciał.
-Zawołaj go to się przekonamy.
-Tommy!- krzyknęłan na niego. Przyszedł po chwili ciągnąc ze sobą nowy prezent.
-Tak mamusiu?- patrzył na mnie ro na Lou.
-Chodź do mnie- uprzedził mnie chłopak. Mały spojrzał na mnie a ja kiwnęłam głową na zgodę. Podszedł do niego a Louis wziął go na kolana.
-Tommy-kucnęłam przed nim. -To twój tata.
Ale twórczo to ujęłam!
Tom od razu moxno przytulił się do szyi Louisa. Ten się zaśmiał.
-Cześć tatusiu- to jak to powiedział... Łzy wypływały na wierch moich policzków.
-Chodź tu do mnie kochanie- Louis przygarnął mnie go siebie ramieniem.
Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego zakończenia.
Moje życzonka dla Louisa
Życzę ci wszystkiego najlepszego, bo zasługujesz na najlesze. Żebyś zawsze był uśmiechnięty, jak zapewne w tej chwili jesteś. Żebyś się nie poddawał nigdy, bo nie warto poddawać przez nic niewartego. Życzę ci wielu lat śpiewania w tak świetnym i nie do opisania zespole One Direction, bo robisz to świetnie. Masz cudny głos i uwielbiam go słuchać całymi godzinami ;-). Dzięki tobie nauczyłam się , że świat ma też jasne i ciepłe barwy. Słuchając i widząc ciebie mam siłę by dalej żyć.
Masz już 23 lata a nadal jesteś tak samo zabawny i beztroski, choć masz pracę która do beztroskich nie należy.
Na koniec chciałabym ci życzyć żebyś znalazł dziewczynę która będzie tą jedną jedyną. Nie ważne czy fanki ją zaakceptują. Ważne żebyś był z nią szczęśliwy.
**†******
A więc jest ta wielka suprise którą obiecałam.
Problem jest w tym, że to chyba nie jest jakiś świetny imagin i życzonka...
Nie jestem dobra w pisaniu życzeń.
Wybaczcie.
Starałam się ale nie wiem.
Oceńcie to jakoś a ja postaram się dodać jeszcze jedną suprise ale to jeszcze nie jest pewne
Całuski
<3
sobota, 20 grudnia 2014
Rozdział 21
-Co? Dlaczego?- powiedziałam niemal bezgłośnie. Świat mi się zawalił.
Chłopak westchnął ciężko i usiadł na najbliższym fotelu. Podeszłam do niego i uklękłam przed jego kolanami, łapiąc go za dłonie.
-Louis?- podniosłam jego twarz, by oczy patrzyły mna mnie.
-Kazali mi Ewa. To rozkaz z góry, nic nie mogę zrobić - nawet jeśli wcześniej powiedziałam, że mój świat się zawalił, cofam to. Mój świat runął w głąb czarnej przepaści bez dna.
Czyli nie ma już nas?
-Muszę mieć kolejná dziewczynę.
Odsunęłam się od niego i usiadłam na panelach jakoś tak odruchowo.
-Ewa- złapał mnie za ramię.
-Dlaczego? Dlaczego, gdy w końcu coś mi się udaje, zawsze musi się zjebsć?- łzy napłynęły mi do oczu. Poczułam jego ramiona wokół swojego ciała.
-Kiedy?
-Za tydzień- opowiedział. Czyli jeszcze tylko tyle.
-Co będzie potem? Zapomnisz o mnie, prawda?- otworzyłam oczy, które nie wiem nawet kiedy zamknęłam. Poleciało z nich kilka łez.
-Ewa, ja nigdy nie...
-Nie Louis. Nic nie mów. Jeżeli oni chcą żebyśmy zerwali to tak trzeba zrobić. Mimo wszystko- podniosłam się z podłogi i podeszłam do okna, wpatrując się nie.
-Ja cię kocham Ewa, rozumiesz? Całym sercem- odwrócił mnie w swoją stronę.- I zrobię wszystko, żebyśmy byli razem. Kocham ciebie.
-Ja też cię kocham Loui, ale nie pozwolą nam. Przecież ja jestem nikim- odsunęłam się od niego. Otarłam moknące policzki.
-Nie mów tak. Może dla nich jesteś nikim, ale dla mnie jesteś najważniejszą osobą. Nie chcę innej, chcę ciebie- powiedział i znów mnie przytulił. Tym razem nie uciekłam. Potrzebuję jego dotyku jak powietrza.
-Louis-szepnęłam w jego koszulkę.
-Będzie dobrze. Przejdziemy przez to razem. Nie damy się.
Uwierzyłam mu.
***Następnego dnia***
-Masz wszystko?- zapytałam i prowadziłam za sobą walizkę.
-Tak, możemy iść.
-Jak mam się zachowywać?- zapytałam przy wyjściu z hotelu.
-Na razie normalnie.
Udało nam się dostać do samochodu i ruszyliśmy na lotnisko. Weszłam na pokład a Louis załatwia jakieś papiery
**Oczami Louisa**
-Harry?- zapytałem, gdy usłyszałem jego głos.
-No.
-Dobra, słuchaj. Powiedziałem jej- po tych słowach usłyszałem jak coś u niego spada, robiąc przy tym niezły rumor. -Jesteś tam?
-T... Tak. Jak zareagowała?
-To niej jest rozmowa na telefon. Niedługo będziemy w Londynie to sobie pogadamy.
-Dobra, nara- rozłączyłem się i od razu wszedłem na pokład samolotu.
-Już jesteś- dziewczyna wtuliła się we mnie gdy siadłem na swoim miejscu.
-Jestem już, jestem- cmoknąłem ją w głowę.
-Kocham cię Lou.
-Ja ciebie też kocham- przytuliłem ją mocniej.
Muszę ją zostawić. To dla mnie najgorszy cios od losu.
Nie. Nie zostawię jej. Nie mogę zrobić tego ani jej ani sobie. Za bardzo ją kocham, by móc przestać żyć bez niej.
***Trzy godziny później- lotnisko w Londynie***
Wysiadając z samolotu wiedziałem, że teraz będzie już tylko gorzej.
Nie zdążyliśmy dobrze wejść na teren lotniska, a już rozległy się dziwięki fleszy i przekrzykiwania których nawet nie słyszałem. Złapałem mocniej rękę Ewy i przedostając się jakoś przy pomocy ochroniarzy przez tłum reporterów i gapiów, dostaliśmy się do mojego auta. Kogo tam zastaliśmy?
Zayna Malika.
-Cześć zakochańce!- przywitał nas radośnie, gdy tylko Ewa weszła na miejsce z tyłu. Usiadłem obok niej.
-Cześć Zayn- odpowiedziała mniej radośnie. W z grobową miną. Londyn jej się już udzielił. Oparła głowę o szybę i patrzyła na widoki za nią.
-Siema stary- przywitaliśmy się ze sobą i chłopak po chwili ruszył.
-Czemu ty po nas przyjechałeś?- zapytałem.
-A tak sobie. Jak było na wakacjach?
-Świetnie- odpowiedzieliśmy z Ewą w tym samym momencie. Kiedyś to by się zaśmiała a teraz nadal tępo patrzy w szybę.
-Ekhem- odchrząknął Zayn i skręcił w naszą ulicę. -Słuchajcie... Louis?
-Co?
-Mam taką ważną sprawę...- no przecież.
-O co chodzi?
-Wiesz, że Perrie na za tydzień urodziny, nie?
Kurwa, jeszcze tego brakowało.
-Chciałem zrobić jej imprezę urodzinową i...- podrapał się po karku jak zawsze gdy, nie wie jak co powiedzieć.
-No?
-Chciałbym zrobić ją u mnie w domu.
-No dobra, a co my mamy z tym wspólnego?
-No... Chciałbym trochę u was pomieszkać, wiesz... Żeby nie zepsuć niespodzianki.
-Aha- no z tym to się zgodzę. Zayna trzeba trzymać z dala od niespodzianek i tego typu rzeczy, bo czasem po prostu grozi to klapą. -A kiedy wraca Edwards?
-W piątek.
-To pewne?
-Tak.
-I co, jak ona wróci, to będziecie mieszkać z nami?- zapytałem ironicznie.
-Nie no. Pojedziemy do niej.
-To tak to sobie wymyśliłeś cwaniaku.
-Ma się rozumieć.
-Ewa, jak myślisz?- zwróciłem się do niej.
-Ale co?- spojrzała na mnie bez wyrazu.
-Czy Zayn może z nami zamieszkać.
-Nie wiem, rób co chcesz, to twój dom- zaraz chyba serce mi pęknie. Od teraz wszystko nasze będzie moje?
-Ewa pytam ciebie o twoje zdanie.
-Dla mnie może, sam zdecyduj- i wróciła do oglądania pejzażu za oknem nie zaszczycając mnie żadnym spojrzeniem.
-Dobra, zostajesz.
Akurak podjechaliśmy pod nasz dom. Ewa szybko wysiadła, bym nawet nie zdążył otworzyć jej drzwi. Zayn zabrał mi klucze, bym nie bawił się przy zamku jak zawsze i wszedł ze swoją torbą do środka. Ewa podążyła za nim. Nie zostało mi nic innego, jak zrobić to samo.
***Wieczorem***
Ewa zrobiła kolację i aktualnie jemy ją we trójkę. Rozmawiamy o wszystkim. Dobra, stop. Ewa z Zaynem gadają a mnie olewają. Ok, nie olewają ale nie zwracają na moją osobę większej uwagi. Gdy spogląspoglądam na mulata widzę złość pomieszaną z dezorientacją. Zapewne w wyniku tego co zobaczył dziś na wejściu... Nie dziwię się, jakbym zobaczył jego i Perrie w tej sytuacji też bym tak miał.
**Oczami Zayna**
Przyjechałem po nich na lotnisko, w pełnj świadomości tego, że Tommo się jej oświadczył. No sorry, ale był tak w nią wpatrzony a ona w niego, że raz przeszło mi przez głowę, że w tym Paryżu się pobiorą!
A tu dupa!
Ewa wsiadła do auta z miną bez emocji, Louis to samo, ok, zmęczenie po locie. Ale to jak odpowidali, jakby nie chcieli a musieli, nie no spoko również. Ewcia całą drogę przepatrzyła w szybę a Lou bawiąc się palcami. Przestrzeń między nimi była tak duża, że spokojnie weszliby w nią dwa sobowtóry Hazzy.
Już wiem, że coś się stało. Przeczuwałem to już od jakegoś czasu bo Lou nie był już do końa sobą. Chodził z głową w chmurach a jak o coś go pytasz to nie wie o co chodzi. Możesz myśleć, że jest zakochany. Ok, twoja sprawa. Ale ja znam go dość długo, by wiedzieć, że tu nie o zakochane chodzi.
Coś w tym cholernym Paryżu się stało i ja się dowiem co!
Szkoda mi moich mordeczek. Starałem się ich jakoś zeswwatać bo ciągnie ich do siebie i prawie że mi się udało, no ale...
Nie. Oni będą jeszcze razem.
-Ewa, pyszna ta twoja kolacja- pochwaliłem dziewczynę, która z podpartą brodą dłubała w talerzu na którym była sałatka.
-Cieszę się, że ci smakuje- powiedziała, nawet nie odrywając wzroku od wcześniej wspomnianego talerza.
-Czemu nie jesz?
-Tak jakoś nie mam apetytu- odłożyła widelec i wstała od stołu, zbierając pust talerze i kubki.
-Pomóc ci?- zapytałem, bo Tomlinson nie ruszy swojego szanownego tyłka.
-Nie nie, odpocznij sobie, albo porób... Coś- powiedziła i pobierała resztę rzeczy ze stołu. Spojrzałem na Tomlinsona a ten bezradnie opuścił ręce.
-To my idziemy- odkreśliłem ostatnie słowo- do salonu, obejrzymy coś.
-Uhm- ok, to by było na tyle...
Pociągnąłem chłopaka i usiedliśmy na kanapie w salonie.
-No stary, musimy pogadać...- zacząłem.
-Nie teraz- przetarł oczy.- Błagam.
-Ok, ale i tak pogadamy.
Włączył jakiś mecz. Po kilku minutach dostrzegłem kątem oka, że światło w kuchni zgasło a cień Ewy mignął po schodach.
Spojrzałem na Boo, śpi.
Cóż, chyba czas na plan B.
*****
Hej wam.
Ledwo żyję ale dodałam rozdział.
Mam suprise dla was na wigilię- tylko tyle powiem.
Mam już serdecznie dosyć swoich praktyk.
Ciągną ze mne ostatnie siły i coś czuję że te świeta spędzę chora na praktyki w łóżku...
Do następnego!
<3
Chłopak westchnął ciężko i usiadł na najbliższym fotelu. Podeszłam do niego i uklękłam przed jego kolanami, łapiąc go za dłonie.
-Louis?- podniosłam jego twarz, by oczy patrzyły mna mnie.
-Kazali mi Ewa. To rozkaz z góry, nic nie mogę zrobić - nawet jeśli wcześniej powiedziałam, że mój świat się zawalił, cofam to. Mój świat runął w głąb czarnej przepaści bez dna.
Czyli nie ma już nas?
-Muszę mieć kolejná dziewczynę.
Odsunęłam się od niego i usiadłam na panelach jakoś tak odruchowo.
-Ewa- złapał mnie za ramię.
-Dlaczego? Dlaczego, gdy w końcu coś mi się udaje, zawsze musi się zjebsć?- łzy napłynęły mi do oczu. Poczułam jego ramiona wokół swojego ciała.
-Kiedy?
-Za tydzień- opowiedział. Czyli jeszcze tylko tyle.
-Co będzie potem? Zapomnisz o mnie, prawda?- otworzyłam oczy, które nie wiem nawet kiedy zamknęłam. Poleciało z nich kilka łez.
-Ewa, ja nigdy nie...
-Nie Louis. Nic nie mów. Jeżeli oni chcą żebyśmy zerwali to tak trzeba zrobić. Mimo wszystko- podniosłam się z podłogi i podeszłam do okna, wpatrując się nie.
-Ja cię kocham Ewa, rozumiesz? Całym sercem- odwrócił mnie w swoją stronę.- I zrobię wszystko, żebyśmy byli razem. Kocham ciebie.
-Ja też cię kocham Loui, ale nie pozwolą nam. Przecież ja jestem nikim- odsunęłam się od niego. Otarłam moknące policzki.
-Nie mów tak. Może dla nich jesteś nikim, ale dla mnie jesteś najważniejszą osobą. Nie chcę innej, chcę ciebie- powiedział i znów mnie przytulił. Tym razem nie uciekłam. Potrzebuję jego dotyku jak powietrza.
-Louis-szepnęłam w jego koszulkę.
-Będzie dobrze. Przejdziemy przez to razem. Nie damy się.
Uwierzyłam mu.
***Następnego dnia***
-Masz wszystko?- zapytałam i prowadziłam za sobą walizkę.
-Tak, możemy iść.
-Jak mam się zachowywać?- zapytałam przy wyjściu z hotelu.
-Na razie normalnie.
Udało nam się dostać do samochodu i ruszyliśmy na lotnisko. Weszłam na pokład a Louis załatwia jakieś papiery
**Oczami Louisa**
-Harry?- zapytałem, gdy usłyszałem jego głos.
-No.
-Dobra, słuchaj. Powiedziałem jej- po tych słowach usłyszałem jak coś u niego spada, robiąc przy tym niezły rumor. -Jesteś tam?
-T... Tak. Jak zareagowała?
-To niej jest rozmowa na telefon. Niedługo będziemy w Londynie to sobie pogadamy.
-Dobra, nara- rozłączyłem się i od razu wszedłem na pokład samolotu.
-Już jesteś- dziewczyna wtuliła się we mnie gdy siadłem na swoim miejscu.
-Jestem już, jestem- cmoknąłem ją w głowę.
-Kocham cię Lou.
-Ja ciebie też kocham- przytuliłem ją mocniej.
Muszę ją zostawić. To dla mnie najgorszy cios od losu.
Nie. Nie zostawię jej. Nie mogę zrobić tego ani jej ani sobie. Za bardzo ją kocham, by móc przestać żyć bez niej.
***Trzy godziny później- lotnisko w Londynie***
Wysiadając z samolotu wiedziałem, że teraz będzie już tylko gorzej.
Nie zdążyliśmy dobrze wejść na teren lotniska, a już rozległy się dziwięki fleszy i przekrzykiwania których nawet nie słyszałem. Złapałem mocniej rękę Ewy i przedostając się jakoś przy pomocy ochroniarzy przez tłum reporterów i gapiów, dostaliśmy się do mojego auta. Kogo tam zastaliśmy?
Zayna Malika.
-Cześć zakochańce!- przywitał nas radośnie, gdy tylko Ewa weszła na miejsce z tyłu. Usiadłem obok niej.
-Cześć Zayn- odpowiedziała mniej radośnie. W z grobową miną. Londyn jej się już udzielił. Oparła głowę o szybę i patrzyła na widoki za nią.
-Siema stary- przywitaliśmy się ze sobą i chłopak po chwili ruszył.
-Czemu ty po nas przyjechałeś?- zapytałem.
-A tak sobie. Jak było na wakacjach?
-Świetnie- odpowiedzieliśmy z Ewą w tym samym momencie. Kiedyś to by się zaśmiała a teraz nadal tępo patrzy w szybę.
-Ekhem- odchrząknął Zayn i skręcił w naszą ulicę. -Słuchajcie... Louis?
-Co?
-Mam taką ważną sprawę...- no przecież.
-O co chodzi?
-Wiesz, że Perrie na za tydzień urodziny, nie?
Kurwa, jeszcze tego brakowało.
-Chciałem zrobić jej imprezę urodzinową i...- podrapał się po karku jak zawsze gdy, nie wie jak co powiedzieć.
-No?
-Chciałbym zrobić ją u mnie w domu.
-No dobra, a co my mamy z tym wspólnego?
-No... Chciałbym trochę u was pomieszkać, wiesz... Żeby nie zepsuć niespodzianki.
-Aha- no z tym to się zgodzę. Zayna trzeba trzymać z dala od niespodzianek i tego typu rzeczy, bo czasem po prostu grozi to klapą. -A kiedy wraca Edwards?
-W piątek.
-To pewne?
-Tak.
-I co, jak ona wróci, to będziecie mieszkać z nami?- zapytałem ironicznie.
-Nie no. Pojedziemy do niej.
-To tak to sobie wymyśliłeś cwaniaku.
-Ma się rozumieć.
-Ewa, jak myślisz?- zwróciłem się do niej.
-Ale co?- spojrzała na mnie bez wyrazu.
-Czy Zayn może z nami zamieszkać.
-Nie wiem, rób co chcesz, to twój dom- zaraz chyba serce mi pęknie. Od teraz wszystko nasze będzie moje?
-Ewa pytam ciebie o twoje zdanie.
-Dla mnie może, sam zdecyduj- i wróciła do oglądania pejzażu za oknem nie zaszczycając mnie żadnym spojrzeniem.
-Dobra, zostajesz.
Akurak podjechaliśmy pod nasz dom. Ewa szybko wysiadła, bym nawet nie zdążył otworzyć jej drzwi. Zayn zabrał mi klucze, bym nie bawił się przy zamku jak zawsze i wszedł ze swoją torbą do środka. Ewa podążyła za nim. Nie zostało mi nic innego, jak zrobić to samo.
***Wieczorem***
Ewa zrobiła kolację i aktualnie jemy ją we trójkę. Rozmawiamy o wszystkim. Dobra, stop. Ewa z Zaynem gadają a mnie olewają. Ok, nie olewają ale nie zwracają na moją osobę większej uwagi. Gdy spogląspoglądam na mulata widzę złość pomieszaną z dezorientacją. Zapewne w wyniku tego co zobaczył dziś na wejściu... Nie dziwię się, jakbym zobaczył jego i Perrie w tej sytuacji też bym tak miał.
**Oczami Zayna**
Przyjechałem po nich na lotnisko, w pełnj świadomości tego, że Tommo się jej oświadczył. No sorry, ale był tak w nią wpatrzony a ona w niego, że raz przeszło mi przez głowę, że w tym Paryżu się pobiorą!
A tu dupa!
Ewa wsiadła do auta z miną bez emocji, Louis to samo, ok, zmęczenie po locie. Ale to jak odpowidali, jakby nie chcieli a musieli, nie no spoko również. Ewcia całą drogę przepatrzyła w szybę a Lou bawiąc się palcami. Przestrzeń między nimi była tak duża, że spokojnie weszliby w nią dwa sobowtóry Hazzy.
Już wiem, że coś się stało. Przeczuwałem to już od jakegoś czasu bo Lou nie był już do końa sobą. Chodził z głową w chmurach a jak o coś go pytasz to nie wie o co chodzi. Możesz myśleć, że jest zakochany. Ok, twoja sprawa. Ale ja znam go dość długo, by wiedzieć, że tu nie o zakochane chodzi.
Coś w tym cholernym Paryżu się stało i ja się dowiem co!
Szkoda mi moich mordeczek. Starałem się ich jakoś zeswwatać bo ciągnie ich do siebie i prawie że mi się udało, no ale...
Nie. Oni będą jeszcze razem.
-Ewa, pyszna ta twoja kolacja- pochwaliłem dziewczynę, która z podpartą brodą dłubała w talerzu na którym była sałatka.
-Cieszę się, że ci smakuje- powiedziała, nawet nie odrywając wzroku od wcześniej wspomnianego talerza.
-Czemu nie jesz?
-Tak jakoś nie mam apetytu- odłożyła widelec i wstała od stołu, zbierając pust talerze i kubki.
-Pomóc ci?- zapytałem, bo Tomlinson nie ruszy swojego szanownego tyłka.
-Nie nie, odpocznij sobie, albo porób... Coś- powiedziła i pobierała resztę rzeczy ze stołu. Spojrzałem na Tomlinsona a ten bezradnie opuścił ręce.
-To my idziemy- odkreśliłem ostatnie słowo- do salonu, obejrzymy coś.
-Uhm- ok, to by było na tyle...
Pociągnąłem chłopaka i usiedliśmy na kanapie w salonie.
-No stary, musimy pogadać...- zacząłem.
-Nie teraz- przetarł oczy.- Błagam.
-Ok, ale i tak pogadamy.
Włączył jakiś mecz. Po kilku minutach dostrzegłem kątem oka, że światło w kuchni zgasło a cień Ewy mignął po schodach.
Spojrzałem na Boo, śpi.
Cóż, chyba czas na plan B.
*****
Hej wam.
Ledwo żyję ale dodałam rozdział.
Mam suprise dla was na wigilię- tylko tyle powiem.
Mam już serdecznie dosyć swoich praktyk.
Ciągną ze mne ostatnie siły i coś czuję że te świeta spędzę chora na praktyki w łóżku...
Do następnego!
<3
sobota, 13 grudnia 2014
Rozdział 20
**Oczami Louisa**
-Stary, zróbmy coś z tym- Styles upił kolejną szklankę whiskey.
-Ale co?! Co my możemy? To już przesądzone- załamałem ręce. Jeszcze nigdy nie byłem w tak beznadziejnej sytuacji.
-Nie wiem kurwa. Pozabijajmy ich wszystkich!
-Dobra, tobie już wystarczy tej wódki, bredzisz- zabrałem mu szklankę i dopiłem resztę.
-Kelner, jeszcze raz to samo!- krzyknął do barmana. Pokręciłem tylko głową ze zrezygnowaniem. Biedny chłopak, przeżywa to jeszcze bardziej ode mnie.
Dziś ostatecznie podejmujemy decyzję.
***Trzy godziny później***
-Ja powiem jej jak będziemy już na miejscu- upiłem trochę drinka.
-Ja... Ja nie wiem. Zadzwoń do mnie zanim jej powiesz- powiedział niewyraźnie, gdyż jego głowa leżała swobodnie na jego ręcach.- Tak bardzo się boję, że zostawi mnie po tym wszystkim...
-Chodź Harry, odwiozę cię do domu- wziąłem go pod ramię.
-Mój kierowca czeka... Tam pod klubem; powiedział. Grunt, że nie będę musiał prowadzić.
Udało mi się wyprowadzi go z budynku i wcisnąć do auta.
Jedziemy już kilka minut, gdy Harry odzywa się:
-Ona mnie zostawi. Louis, ona mnie zostawi- powiedział łamiącym głosem a po chwili już płakał. Rozumirm go. Też czasem mam taki dzień, że usiadłbym sobie i po prostu sobie poryczał.
Takie uroki biznesu kurwa są.
-Harry, uspokój się. Nie możemy się poddać. Powiemy im szybko, bo gdy zaczniemy zwlekać, nic z tego nie będzie. Tylko gorzej.
-Masz rację.
-Panie Tomlinson, jesteśmy pod pana domem- usłyszałem głos kierowcy.
-Dzięki Riley. Trzymaj się Styles- poklepałem go po ramionach
-Może ja też powinienem gdzieś z nią wyjechać.
-To nie jest zły pomysł Harry.
Samochód odjechał a ja powoli skierowałem się do domu. Ciekawe czy Ewa znalazła bilety? Pomogła mi w tym jej koleżanka z którą pracuje w kawiarni, Stacy. A przy okazji napiłem się świeżej kawy.
Ale... Co jeśli nie będzie chciała jechać? Rzuci mi tymi biletami w twarz i powie, że ma tego dość i, że mnie zostawia.
Nawet bym się nie zdziwił. Przecież całkiem ją olewałem, zbywałem głupimi tekstami.
Otworzyłem drzwi kluczem (znów nie wiedziałem który to klucz). W domu światła pogaszone, pewnie jest jeszcze w pracy. Muszę z nią pogadać na ten temat, nie chcę żeby pracowała. Wszedłem do kuchni i zobaczyłem dużą kartkę złożoną na pół. Chwyciłem ją, zobaczyłem pismo Ewy i przeczytałem: " JESTEM W PRACY, BĘDĘ PÓŹNO"
Żadnych uczuć w tej kartce. Ro smutne. Mnie jest smutno. Przez moje głupie zachowanie poczuła się urażona.
Trzeba to zmienić.
**Oczami Ewy**
Zmęczona, weszłam do domu i zdjęłam buty i płaszcz. Poczułam, że z kuchni wydobywają się jakieś cudowne zapachy. Weszłam tam powoli i cicho, by zobaczyć Louisa siedzącego smutno przy stole, patrzącego w palącą się świecę. Zrobił romantyczną kolację!
Zrobiło mi się go żal jak tak sobie siedział i podeszłam do niego. Nie obchodziło mnie to, że kolacja stygnie, czy co tam jeszcze. Podeszłam do niego i przytuliłam do siebie. Nic nie mówiąc, głaskałam go po głowie jak małe dziecko, ale on to lubi. Objął mnie mocno w talii.
-Przepraszam- wyszeptał.
-Nie masz za co.
-Mam. Nie powonienem Ci tak olewać . nie zasłużyłaś na takie traktowanie z mojej strony.
-Już dobrze BooBear.
-Mów tak do mnie.
-Mój BooBear- złączyliśmy nasze usta w delikatnym pocałunku. Pociągnął mnie na swoje kolana i dalej przez jakiś czas całowaliśmy się.
-A kolacja?
-Możemy zjeść- oderwałam się od niego i popatrzyłam w jego oczka. Są takie błękitne. Zeszłam z jego kolan i usiadłam na przeciw niego i spojrzałam w swój talerz. Mam w nim sałatkę, ziemniaki polane ciemnym sosem. Wygląd dość apetycznie. - Wygląda apetycznie.
-Spróbuj- polecił. Tak też zrobiłam i wzięłam kęs z tego dania. Pyszne. Świetnie doprawione.
-To jest pyszne- zobaczyłam wielki uśmiech na jego twarzy i zaraz zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Cieszę się- powiedział.
-Nie wiedziałam, że tak świetnie gotujesz.
-Taka moja ukryta pasja.
-Widzę,że jesz ze wielu rzeczy o tobie nie wiem- spojrzałam na niego ukradkiem.
-Tak,ale dowiesz się- znów ten olśniewający uśmiech, przez który nie mogę się nie uśmiechnąć.
-Boże Lou, ja muszę się jeszcze spakować!- zerwałam się z jego kolan. On tylko zaśmiał się i poszedł za mną do pokoju.
-Weź tylko kilka rzeczy.
-Okej.
Wyciągnęłam walizkę i włożyłam dp niej najpotrzebniejsze rzeczy.
-Już - powiedziałam po kilku minutach. -A ty?
-Ja już jestem spakowany. Chodź tutaj do mnie- pociągnął mnie tak, że wylądowałam na nim na łóżku. Trzyma mnie za dłonie i uśmiecha się słodko.
-Mówiłem ci kiedyś, że cię kocham?
-No słyszałam coś...
Nie pozwolił mi dokończyć, bo wpił się w moje wargi na chwilę by zarqz powiedzieć:
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham...
Tym razem to ja przerwałam jemu, bo tak to by se gadał i gadał pewnie do rana. Pocałowałam go lekko i powiedziałam:
-Przecież wiem. Ja ciebie też.
***Następnego dnia-wyjazd***
-Możemy już iść?!- usłyszałam wołanie z dołu.
-Jasne- rzuciłam się po torebkę i zleciałam na dół. -Okej, możemy już iść.
Louis zapakował torby do samochodu i wsiadł zaraz po mnie na miejsce kierowcy i ruszyliśmy na lotnisko.
***Trzy godziny później***
Za piętnaście minut mamy lot do Paryża! Ale jestem szcześliwa! Zawsze chciałam tam pojechać...
Jesteśmy już w samolocie, zaraz startujemy. Zapięliśmy pasy, stasznie chce mi się spać, więc chyba zdrzemnę.
**Oczami Louisa**
Ewa zasnęła a ja mogę teraz w spokoju pomyśleć.
Jak ja mam jej to powedzieć? Przecież odejdzie, żadna dziewczyna na to nie pójdzie. Harry dobrze powiedział, zostawią nas, obie.
Dla mnie to strasznie ciężkie.
Czy wy też byliście w takiej sytuacji, że musieliście powiedzieć drugiej osobie, najważniejszej osobie w swoim życiu coś co ją złamie?
Jeśli tak to znacie mój ból a jeśli nie to się cieszcie i współczujcie mi.
Ja to niedługo zrobię, ale za cholerę nie wiem jak.
Zabrać ją gdzieś? Ale gdzie? Spacer? Nie, odpada. Kolacja? Nawet niezły pomysł, ale jak powiedzieć?!
Tak, totalny tchórz ze mnie. Strasznie zakochany w niej tchórz.
***Dwie godziny później***
Właśnie wylądowaliśmy i z walizkami udaliśmy się do mojego domku w tym że mieście. Tak mam tu do, ale ciii żeby nikt się nie dowiedział.
-Zapraszam- wpuściłem ją do środka.
I tak, znowu ten problem z zamkiem ;).
-Wow, ładnie tu- powiedziała i rozejrzała się po każdym kącie. -Nie wiedziałam, że masz dom w Paryżu.
-Nikt nie wiedział. Tylko najbliżsi.
-Aha- wróciła do mnie.
-Chcesz spać ze mną w jednym pokoju?- postanowiłem, no bo co mi teraz już szkodzi?
-Okej- zgodziła się. Chcę zapamiętać te cudowne chwile u boku najwspanialszej dziewczyny na świecie.
-Co chcesz zwiedzić?- zapytałem, gdy jedliśmy obiad w jakiejś restauracji.
-Wszystko ale przede wszystkim wieżę Eiffla...- rozmarzyła się.
-Dobrze- ukradkiem spojrzałem w okno i ujrzałem to, czego jak zwykle mogłem się spodziewać. Paparazzi.
-Ale super!- ucieszyła się jsk dziecko z upragnionej zabawki.
-Uhm.
-Czemu się nie cieszysz?
-Spójrz dyskretnie w szybę- zrobiła to o co ją poprosiłem.
-Oh...
-Właśnie.
I nasz świetny humor poszedł się jebać. Jej na pewno, bo mojego nie ma już od dość długiego okresu czasu.
Wróciliśmy do domu i Ewa włączyła jakiś program telewizyjny. Akurst na wiadomościach.
-... Jak podaje nasz reporter, Louus Tomlinson wraz ze swoją uroczą dziewczyną, udali się na krótkie wakacje do romantycznego Paryża. Para spędzi tam kilka dni. Czyżby chłopak planował zaręczyny? Dokładna data powrotu naszej pary jest nieznana...
-Wyłącz to, proszę- powiedziałem i po chwili w pokoju nastąpiła cisza.
-Już wiedzą... Ja nie mogę... Ro jest okropne.
-Takie są uroki bycia gwiazdą. Zero prywatności. Jakby mogli to by do łóżka by nam weszli sprawdzić czy przypadkiem nie robimy nic co byłoby świetnym dka nich materiałem pod tytułem: " jak bzyka Louis Tomlinson"- zrobiłem cudzysłów w powietrzu. Zaśmialiśmy się z mioch słów. -Taka jest prawda kotku. Chodź tu do mnie- usiadła mi na kolanach i wtuliła w moje ramię.
-Będzie dobrze?
-Musi być.
Chociaż wiedziałem, że nie będzie.
**Oczami Ewy**
To jest już piąty dzień naszego pobytu w Paryżu. Cudownie tu! Louis zabrał mnie na wieżę Eiffla i do kawiarenki na ciastko...
Cudownie.
Z nim każdy moment w tym miejscu jest jeszcze bardziej cudowniejszy.
Ale już jutro wracamy do Londynu. Znowu sprawy związane z trasą.
-Ewa?- Louis podszedł do mnie od tyłu, objął w pasie i pocałował w szyję. Przeszły mnie ogromni przyjemnie ciary.
-Co tam Louis?- odwróciłam się i zawiesiłam ręce na jego szyi.
-My chyba musimy porozmawiać- puścił mnie a jegp twarz przybrała smutny wyraz.
-O czym?- pociągnął mnie na łóżko, na którym usiadłam obok niego.
-Tylko proszę, nie odbieraj tego co powiem w ten... Zły sposób- spojrzał na mnie z bólem w oczach.
O co chodzi?
-Louis, powiedz o co chodzi.
-Ufasz mi?
-Ufam ci. O co chodzi?
-Obiecujesz, że nie wyciągniesz pochopnych wniosków o tym co ci powiem? -trzymał moje dłonie w swoich. Czułam jak jego drżą.
-Louis,powiedz mi.
-Bo ja... Muszę...
-Louis, uspokój się.- Uspokój się i powoli powiedz o co chodzi.
-Ale ja... Nie mogę tego zrobić!- wstał gwałtownie z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
-Nie możesz mi powiedzieć czy co?- podeszłam do niego i odwróciłam w swoją stronę.
-Nie mogę ci tego zrobić- spojrzał na mnie bezradnie. Czy on w końcu powoe o co chodzi, czy tylko będzie w kółko powtarzał jedno zdanie?!
-Czego?Powiedz mi do cholery!- zdenerwowałam się.
Wetstchnął, schował twarz w dłoniach, po czym prawą ręką przejechał po włosach, by w końcu powiedzieć:
-Muszę od ciebie odejść.
*******
Yolo Jula ja żyję!!! (jeszcze)
Tak więc w końcu go skończyłam!
Huraaaaa
Więc tak. Rozdział byłby już dziś rano, bo miałam go dokończyć wczorajszej nocy ( z piątku na sobotę jakby co) no ale jak to ja!
Miałam już pół rozdziału bo pisałam go na telefonie, weszłam sobie pod kołderkę i jakoś koło drugiej w zasnęłam a obiecałam sobie że go skończę no ale się nie udało! :(
A dziś?
Cały dzień coś, pisałam kilka zdań ale nie dane było go oczywiście dokończyć tak więc jest teraz.
Co do rozdziału, tak wiem że jestem straszna i okropna, możecie mnie znienawidzić.
I jeszcze na koniec informacyja na temat kolejnego rozdziału!!
Kurczę, no!
Teraz zaraz będą święta, przez co będzie mega zapieprz u mnie na praktykach.
Może coś dodam w niedzielę albo 25 grudnia choć chciałabym w urodzinki Louisa...
Naprawdę nie wiem jak to będzie.
Tym czasem trzymajcie kciuki za mnie bym nie wysiadła w robocie i wróciła do was kochane wy moje!
<3
-Stary, zróbmy coś z tym- Styles upił kolejną szklankę whiskey.
-Ale co?! Co my możemy? To już przesądzone- załamałem ręce. Jeszcze nigdy nie byłem w tak beznadziejnej sytuacji.
-Nie wiem kurwa. Pozabijajmy ich wszystkich!
-Dobra, tobie już wystarczy tej wódki, bredzisz- zabrałem mu szklankę i dopiłem resztę.
-Kelner, jeszcze raz to samo!- krzyknął do barmana. Pokręciłem tylko głową ze zrezygnowaniem. Biedny chłopak, przeżywa to jeszcze bardziej ode mnie.
Dziś ostatecznie podejmujemy decyzję.
***Trzy godziny później***
-Ja powiem jej jak będziemy już na miejscu- upiłem trochę drinka.
-Ja... Ja nie wiem. Zadzwoń do mnie zanim jej powiesz- powiedział niewyraźnie, gdyż jego głowa leżała swobodnie na jego ręcach.- Tak bardzo się boję, że zostawi mnie po tym wszystkim...
-Chodź Harry, odwiozę cię do domu- wziąłem go pod ramię.
-Mój kierowca czeka... Tam pod klubem; powiedział. Grunt, że nie będę musiał prowadzić.
Udało mi się wyprowadzi go z budynku i wcisnąć do auta.
Jedziemy już kilka minut, gdy Harry odzywa się:
-Ona mnie zostawi. Louis, ona mnie zostawi- powiedział łamiącym głosem a po chwili już płakał. Rozumirm go. Też czasem mam taki dzień, że usiadłbym sobie i po prostu sobie poryczał.
Takie uroki biznesu kurwa są.
-Harry, uspokój się. Nie możemy się poddać. Powiemy im szybko, bo gdy zaczniemy zwlekać, nic z tego nie będzie. Tylko gorzej.
-Masz rację.
-Panie Tomlinson, jesteśmy pod pana domem- usłyszałem głos kierowcy.
-Dzięki Riley. Trzymaj się Styles- poklepałem go po ramionach
-Może ja też powinienem gdzieś z nią wyjechać.
-To nie jest zły pomysł Harry.
Samochód odjechał a ja powoli skierowałem się do domu. Ciekawe czy Ewa znalazła bilety? Pomogła mi w tym jej koleżanka z którą pracuje w kawiarni, Stacy. A przy okazji napiłem się świeżej kawy.
Ale... Co jeśli nie będzie chciała jechać? Rzuci mi tymi biletami w twarz i powie, że ma tego dość i, że mnie zostawia.
Nawet bym się nie zdziwił. Przecież całkiem ją olewałem, zbywałem głupimi tekstami.
Otworzyłem drzwi kluczem (znów nie wiedziałem który to klucz). W domu światła pogaszone, pewnie jest jeszcze w pracy. Muszę z nią pogadać na ten temat, nie chcę żeby pracowała. Wszedłem do kuchni i zobaczyłem dużą kartkę złożoną na pół. Chwyciłem ją, zobaczyłem pismo Ewy i przeczytałem: " JESTEM W PRACY, BĘDĘ PÓŹNO"
Żadnych uczuć w tej kartce. Ro smutne. Mnie jest smutno. Przez moje głupie zachowanie poczuła się urażona.
Trzeba to zmienić.
**Oczami Ewy**
Zmęczona, weszłam do domu i zdjęłam buty i płaszcz. Poczułam, że z kuchni wydobywają się jakieś cudowne zapachy. Weszłam tam powoli i cicho, by zobaczyć Louisa siedzącego smutno przy stole, patrzącego w palącą się świecę. Zrobił romantyczną kolację!
Zrobiło mi się go żal jak tak sobie siedział i podeszłam do niego. Nie obchodziło mnie to, że kolacja stygnie, czy co tam jeszcze. Podeszłam do niego i przytuliłam do siebie. Nic nie mówiąc, głaskałam go po głowie jak małe dziecko, ale on to lubi. Objął mnie mocno w talii.
-Przepraszam- wyszeptał.
-Nie masz za co.
-Mam. Nie powonienem Ci tak olewać . nie zasłużyłaś na takie traktowanie z mojej strony.
-Już dobrze BooBear.
-Mów tak do mnie.
-Mój BooBear- złączyliśmy nasze usta w delikatnym pocałunku. Pociągnął mnie na swoje kolana i dalej przez jakiś czas całowaliśmy się.
-A kolacja?
-Możemy zjeść- oderwałam się od niego i popatrzyłam w jego oczka. Są takie błękitne. Zeszłam z jego kolan i usiadłam na przeciw niego i spojrzałam w swój talerz. Mam w nim sałatkę, ziemniaki polane ciemnym sosem. Wygląd dość apetycznie. - Wygląda apetycznie.
-Spróbuj- polecił. Tak też zrobiłam i wzięłam kęs z tego dania. Pyszne. Świetnie doprawione.
-To jest pyszne- zobaczyłam wielki uśmiech na jego twarzy i zaraz zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Cieszę się- powiedział.
-Nie wiedziałam, że tak świetnie gotujesz.
-Taka moja ukryta pasja.
-Widzę,że jesz ze wielu rzeczy o tobie nie wiem- spojrzałam na niego ukradkiem.
-Tak,ale dowiesz się- znów ten olśniewający uśmiech, przez który nie mogę się nie uśmiechnąć.
-Boże Lou, ja muszę się jeszcze spakować!- zerwałam się z jego kolan. On tylko zaśmiał się i poszedł za mną do pokoju.
-Weź tylko kilka rzeczy.
-Okej.
Wyciągnęłam walizkę i włożyłam dp niej najpotrzebniejsze rzeczy.
-Już - powiedziałam po kilku minutach. -A ty?
-Ja już jestem spakowany. Chodź tutaj do mnie- pociągnął mnie tak, że wylądowałam na nim na łóżku. Trzyma mnie za dłonie i uśmiecha się słodko.
-Mówiłem ci kiedyś, że cię kocham?
-No słyszałam coś...
Nie pozwolił mi dokończyć, bo wpił się w moje wargi na chwilę by zarqz powiedzieć:
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham...
Tym razem to ja przerwałam jemu, bo tak to by se gadał i gadał pewnie do rana. Pocałowałam go lekko i powiedziałam:
-Przecież wiem. Ja ciebie też.
***Następnego dnia-wyjazd***
-Możemy już iść?!- usłyszałam wołanie z dołu.
-Jasne- rzuciłam się po torebkę i zleciałam na dół. -Okej, możemy już iść.
Louis zapakował torby do samochodu i wsiadł zaraz po mnie na miejsce kierowcy i ruszyliśmy na lotnisko.
***Trzy godziny później***
Za piętnaście minut mamy lot do Paryża! Ale jestem szcześliwa! Zawsze chciałam tam pojechać...
Jesteśmy już w samolocie, zaraz startujemy. Zapięliśmy pasy, stasznie chce mi się spać, więc chyba zdrzemnę.
**Oczami Louisa**
Ewa zasnęła a ja mogę teraz w spokoju pomyśleć.
Jak ja mam jej to powedzieć? Przecież odejdzie, żadna dziewczyna na to nie pójdzie. Harry dobrze powiedział, zostawią nas, obie.
Dla mnie to strasznie ciężkie.
Czy wy też byliście w takiej sytuacji, że musieliście powiedzieć drugiej osobie, najważniejszej osobie w swoim życiu coś co ją złamie?
Jeśli tak to znacie mój ból a jeśli nie to się cieszcie i współczujcie mi.
Ja to niedługo zrobię, ale za cholerę nie wiem jak.
Zabrać ją gdzieś? Ale gdzie? Spacer? Nie, odpada. Kolacja? Nawet niezły pomysł, ale jak powiedzieć?!
Tak, totalny tchórz ze mnie. Strasznie zakochany w niej tchórz.
***Dwie godziny później***
Właśnie wylądowaliśmy i z walizkami udaliśmy się do mojego domku w tym że mieście. Tak mam tu do, ale ciii żeby nikt się nie dowiedział.
-Zapraszam- wpuściłem ją do środka.
I tak, znowu ten problem z zamkiem ;).
-Wow, ładnie tu- powiedziała i rozejrzała się po każdym kącie. -Nie wiedziałam, że masz dom w Paryżu.
-Nikt nie wiedział. Tylko najbliżsi.
-Aha- wróciła do mnie.
-Chcesz spać ze mną w jednym pokoju?- postanowiłem, no bo co mi teraz już szkodzi?
-Okej- zgodziła się. Chcę zapamiętać te cudowne chwile u boku najwspanialszej dziewczyny na świecie.
-Co chcesz zwiedzić?- zapytałem, gdy jedliśmy obiad w jakiejś restauracji.
-Wszystko ale przede wszystkim wieżę Eiffla...- rozmarzyła się.
-Dobrze- ukradkiem spojrzałem w okno i ujrzałem to, czego jak zwykle mogłem się spodziewać. Paparazzi.
-Ale super!- ucieszyła się jsk dziecko z upragnionej zabawki.
-Uhm.
-Czemu się nie cieszysz?
-Spójrz dyskretnie w szybę- zrobiła to o co ją poprosiłem.
-Oh...
-Właśnie.
I nasz świetny humor poszedł się jebać. Jej na pewno, bo mojego nie ma już od dość długiego okresu czasu.
Wróciliśmy do domu i Ewa włączyła jakiś program telewizyjny. Akurst na wiadomościach.
-... Jak podaje nasz reporter, Louus Tomlinson wraz ze swoją uroczą dziewczyną, udali się na krótkie wakacje do romantycznego Paryża. Para spędzi tam kilka dni. Czyżby chłopak planował zaręczyny? Dokładna data powrotu naszej pary jest nieznana...
-Wyłącz to, proszę- powiedziałem i po chwili w pokoju nastąpiła cisza.
-Już wiedzą... Ja nie mogę... Ro jest okropne.
-Takie są uroki bycia gwiazdą. Zero prywatności. Jakby mogli to by do łóżka by nam weszli sprawdzić czy przypadkiem nie robimy nic co byłoby świetnym dka nich materiałem pod tytułem: " jak bzyka Louis Tomlinson"- zrobiłem cudzysłów w powietrzu. Zaśmialiśmy się z mioch słów. -Taka jest prawda kotku. Chodź tu do mnie- usiadła mi na kolanach i wtuliła w moje ramię.
-Będzie dobrze?
-Musi być.
Chociaż wiedziałem, że nie będzie.
**Oczami Ewy**
To jest już piąty dzień naszego pobytu w Paryżu. Cudownie tu! Louis zabrał mnie na wieżę Eiffla i do kawiarenki na ciastko...
Cudownie.
Z nim każdy moment w tym miejscu jest jeszcze bardziej cudowniejszy.
Ale już jutro wracamy do Londynu. Znowu sprawy związane z trasą.
-Ewa?- Louis podszedł do mnie od tyłu, objął w pasie i pocałował w szyję. Przeszły mnie ogromni przyjemnie ciary.
-Co tam Louis?- odwróciłam się i zawiesiłam ręce na jego szyi.
-My chyba musimy porozmawiać- puścił mnie a jegp twarz przybrała smutny wyraz.
-O czym?- pociągnął mnie na łóżko, na którym usiadłam obok niego.
-Tylko proszę, nie odbieraj tego co powiem w ten... Zły sposób- spojrzał na mnie z bólem w oczach.
O co chodzi?
-Louis, powiedz o co chodzi.
-Ufasz mi?
-Ufam ci. O co chodzi?
-Obiecujesz, że nie wyciągniesz pochopnych wniosków o tym co ci powiem? -trzymał moje dłonie w swoich. Czułam jak jego drżą.
-Louis,powiedz mi.
-Bo ja... Muszę...
-Louis, uspokój się.- Uspokój się i powoli powiedz o co chodzi.
-Ale ja... Nie mogę tego zrobić!- wstał gwałtownie z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
-Nie możesz mi powiedzieć czy co?- podeszłam do niego i odwróciłam w swoją stronę.
-Nie mogę ci tego zrobić- spojrzał na mnie bezradnie. Czy on w końcu powoe o co chodzi, czy tylko będzie w kółko powtarzał jedno zdanie?!
-Czego?Powiedz mi do cholery!- zdenerwowałam się.
Wetstchnął, schował twarz w dłoniach, po czym prawą ręką przejechał po włosach, by w końcu powiedzieć:
-Muszę od ciebie odejść.
*******
Yolo Jula ja żyję!!! (jeszcze)
Tak więc w końcu go skończyłam!
Huraaaaa
Więc tak. Rozdział byłby już dziś rano, bo miałam go dokończyć wczorajszej nocy ( z piątku na sobotę jakby co) no ale jak to ja!
Miałam już pół rozdziału bo pisałam go na telefonie, weszłam sobie pod kołderkę i jakoś koło drugiej w zasnęłam a obiecałam sobie że go skończę no ale się nie udało! :(
A dziś?
Cały dzień coś, pisałam kilka zdań ale nie dane było go oczywiście dokończyć tak więc jest teraz.
Co do rozdziału, tak wiem że jestem straszna i okropna, możecie mnie znienawidzić.
I jeszcze na koniec informacyja na temat kolejnego rozdziału!!
Kurczę, no!
Teraz zaraz będą święta, przez co będzie mega zapieprz u mnie na praktykach.
Może coś dodam w niedzielę albo 25 grudnia choć chciałabym w urodzinki Louisa...
Naprawdę nie wiem jak to będzie.
Tym czasem trzymajcie kciuki za mnie bym nie wysiadła w robocie i wróciła do was kochane wy moje!
<3
Subskrybuj:
Posty (Atom)