Co ja mam teraz zrobić? Co powiedzieć? I przede wszystkim: jak?
Tak?
*O Louis, jak miło cię widzieć! To twoje dziecko*
No chyba nie.
Nadszedł w końcu ten dzień. Dzień, w którym coś się zacznie albo skończy.
Nałożyłam na Tommy'ego kołderkę i pogłaskałam go po główce.
-Śpij kochanie.
Wyszłam i zgasiłam światło w jego pokoju. W kuchni napiłam się herbaty i znowu znalazłam się w krainie moich rozmyślań. Już od kilku dni nie robię nic innego, jak myślę. Czuję się jak w amoku. To zaczęło się gdy zobaczyłam go pierwszy raz pierwszy po tylu latach...
Retrospekcja
-Mary?
Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą chłopaka, z którym jeszcze trzy lats temu planowałam ślub
Do czasu. Ale on nadal nic się nie zmienił. Nadal tak samo przystojny. Jeśli nie bardziej. Ruszyłam dalej, nie zwarzając na jego krzyku i szybko wyszłam ze sklepu z zakupami.
Koniec retrospekcji
-Mamusiu- wyrwał mnie z natłoku myśli głosik mojego synka, który ciągnął mnie za nogę.
-Co się stało kochanie?- od razu wzięłam go na ręce i przytuliłam.
-Czemu nie śpisz?
-Bo tam coś tak głoćno gla- usłyszałam. Faktycznie, to mój telefon. Czemu ja go nie wyłączyłam?!
-Halo?- odebrałam.
-Mary?- ten głos... Tak bardzo znany mi głos. Tak bardzo, że nie chcę go znać. -Mary, wiem, że to ty. Powiedź coś.
-To jakaś pomyłka.
-Ale...
Szybko się rozłączyłam i odłożyłam telefom.
-Kto dzwonił mamusiu?- usłyszałam przy uchu. Mały wdrapał się na stół i patrzył na mnie.
-Jakiś pan. Chodź, idziemy spać.
Tym razem Tommy zasnął. Od razu po wejściu do kuchni, wzięłam telefon do ręki by wyciszyć dźwięk. Co widzę?
20 nieodebranych połączeń od * Lou <3*. Tak, nadal nie wykasowałam jego numeru. Jakoś o tym zapomniałam.
Telefon znów zawibrował. Natychmiast go wyłączyłam, patrząc kto dzwoni.
Louis, błagam nie dzwoń.
***Następnego dnia***
Wstałam z koszykiem do środka dość sporego sklepu i rozejrzałam się po półkach.
Chleb, masło, kakao, kawa, kilka jogurtów owocowych, warzywq i jakieś drobne rzeczy znalazły się w moim koszyku.
Z załadowanym koszykiem podeszłam do kasy i pozwoliłam znającej mnie ekspedientce skasować moje zakupy.
-Cześć Mary.
-Hej Meredith, co u ciebie?
-Nic nowego od wczoraj. Nic tylko siedzę i kasuję. A u ciebie?
-Też nic nowego- mimo iż jest moją przyjaciółką, nie powiem jej przecież wszystkiego. Nie jestem głupia. Zapłaciłam jej za rachunek i udałam się na spacer do domu.
Rozpakowałam torby i zaczęłam myśleć nad jakimś obiadem.
-Mamusiu?- podleciał do mnie mój mały skarb.
-Tak synku?- wzięłam go na ręce. Uwielbiam mieć go przy sobie.
-Pójdziemy na dwól się pobawić?- zapytał, miętosząc małego, pluszowego misia.
-Mamusia musi zrobić coś na obiad.
-No ale plose- spojrzał na mnie tymi maślanymi niebieskimi oczkami jak wtedy gdy... Gdy Louis mi się oświadczył...
Nie Mary, nie myśl o tym.
-No dobrze, niech będzie. Idziemy się ubrać!- powiedziałam i puściłam go by przyniósł ze swojego * fajnego miejsca* kurtkę i buty.
-Mamusiu, pomozes mi?- zapytał ciągnąc za sobą kurtkę i trzymając w rękach sznurówki z szurającymi butami.
-Chodź- założyłam mu buty, starannie wiążąc sznurówki. Założyłam i zasunęłam mu kurtkę i założyłam czapkę. -Dobrze, ja się ubiorę i idziemy do ogrodu, tak?
-Tak!- krzyknął uradowany klaszcząc w dłonie.
Wyszliśmy z domu do ogrodu. Tom od razu rzucił się w kolorowe liście, podrzucając je do góry.
-Tylko ostrożnie Tom!- powiedziałam i usiadłam na ławce, by go poobserwować.
-Dobze mamo!- dalej podrzuca sobie liście śmiejąc się przy tym radośnie.
Im więcej go obserwuję, tym bardziej upewniam się, że z każdym miesiącem jest coraz bardziej podobny do ojca. Mam na myśli wygląd zewnetrzny.
Niebieskie oczka, śliczny uśmiech, te brązowe włosy, ale za cholerę nie wiem po kim je ma, bo i ja Louis mamy porobny odcień.
-Mamusiu, choć poglamy w piłę!- podleciał do mnie z piłką w ręcach.
-Dobrze, idziemy.
----Godzinę później----
Mały mnie wykończył. Siedzi teraz w wannie i chlapie na całego, jak co wieczór.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, no bo kogo niesie o tej porze i to jeszcze do mnie? Nie spojrzałam w wizjer, tylko od razu otworzyłam drzwi. To, kogo tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg.
-Co ty tu robisz?- zdziwiłam się. Nie, to nie dobre słowo. Byłam wstrząśnięta tym, że mnie znalazł.
-Mary- sposób w jaki wypowiedział moje imię...
-Louis... To nie jest dobry pomysł, że tu przyszedłeś...
-Mamusiu!Pomóż- zza rogu wybiegł Tommy w ręczniku. Cholera...
-Uciekaj do pokoju, zaraz przyjdę- powiedziałam do małego i odwóciłam się do Louisa.
-To twoje dziecko?- zapytał bez wyrazu.
-Tak...
-Moje?
-Nie- powiedziałam szybko.
-Ale Mary przecież on...
-Louis, nie. To nie jest twoje dziecko. Cześć- szybko zamknęłam drzwi przed nosem. Westchnęłam. To nie tak miało być!
Weszłam do pokoju Tommy'ego i zastałam go siedzącego na parapecie okna.
-Mamusiu.
-Tak skarbie?-podeszłam do niego.
-Czy ten pan jest moim tatą?- zapytał smutnym głosikiem i pokazał palcem na Louisa wsiadającego go czarnego BMW. Powiem mu mimo, że nie zrozumie.
-Tak Tom. Ten pan jest twoim tatusiem.
-A dlaczego z nami nie mieszka?
-Bo widzisz... Ma dużo pracy... I tak wyszło.
-A przyjdzie jeszcze?- serce mi pękło. Po prostu. Łzy w oczach które powstrzymywałam od chwili gdy zobaczyłam moją pierwszą miłość przed chwilą w drzwiach, polały się pi policzkach.
-Nie wiem skarbie- wzięłam go w ramiona, by nie widział, że płaczę. Jest strasznie uczuciowy i gdy widzi, że płaczę, on też uroni kilka łez. Louis chyba powinien się dowiedzieć. Lepiej późno niż wcale...
-A chciałbyś, żeby przyszedł?- położyłam go do łóżka.
-Chyba tak- pokiwał główką.
-Zobaczymy ci da się zrobić, dobrze?- pokiwał na zgodę. -Ale teraz idziemy spać. Dobranoc.
Nie spałam całą noc. Przez Louisa. Wszystkie wspomnienia wróciły. Te złe i te dobre. Wróciły razem z jego powrotem. Rano jestem ledwo żywa, ale nie pierwsza taka zarwana noc. Koło 10 rano dzwoni telefon. Odbieram, choć widzę na wyświetlaczu imię Louisa.
Nie mogę go znowu unikać.
-Halo?- odebrałam po głębokim wdechu.
-Musimy sié spotkać. Tym razem nie odpuszczę wiem, że to moje dziecko- powiedział szybko, że ledwo zrozumiałam.
-Dobrze- powiedziałam bez emocji, choć w środku drżałam.
-I... Co?- zdziwił się.
-Powiedziałam dobrze.
-Aha,uhm... No to mógłbym wpaś do was dziś?
-Okej.
-Świetnie, będę po południu.
-Uhm...
Rozłączył się po chwili, co zaraz zrobiłam i ja. Co teraz będzie? Jak mam się zachować?
-Tommy!- zawołałam synka do mnie.
-Tak mamusiu?- podleciał do mnie i rzucił mi się na szyję.
-Będziemy mieli gościa.
-Przydzie ten pan, co tu był wcolaj.- zapytał z nadzieją w głosie.
-Tak. Chciałabym, żebyś się grzecznie zachowywał, dobrze? Możesz zrobić to dla mamy?- posadziłam go na jego krzesełku
-Dobrze mamciu.
-To cieszę się. A teraz zjadaj.
Koło 14:10 zadzwonił dzwonek. To on. To na pewno on. Na nogach jak z waty, podeszłam do drzwi by je otworzyć, ale zanim to zrobiłam, poczułam małe rączki na moim udzie. Spojrzałam w dół i zobaczyłam mojego skar a z wyciągniętymi rączkami w moją stronę.
-No chodź- po chwili siedział już w moich ramionach. Lewą ręką otworzyłam drzwi. Mały wczepił w moją szyję.
-Cześć- powiedział Louis. Wpuściłam ho do środka.
-Cześć- spojrzałam w końcu na niego.. Pierwsze co zobaczyłam to bukiet niebieskich róż, które tak bardzp uwielbiam i ogromniasty pluszowy miś.
-To dla ciebie- wręczył mi je. Moje serce podskoczyło radośnie. Postawiłam małego na nogi i odebrałam prezent. Pachniały nim. -A to dla ciebie- kucnął przed naszym synem i ppodał mu misia. Odebrał go i z wielkim uśmiechem odwrócił si vby spojrzeć na mnie.
-Co się mówi Tom?- zapytałam z uśmiechem.
-Dziękuję- po czym przytulił się so Louisa.
Jaki to piękny widok! Znowu mam łzy w oczach.
-Nie ma sprawy. Jak masz na imię?
-Tommy- powiedział słodko.
-Śliczne imię- przyglądał mu się chwilę, trzymając za ręce.
-Tom, idź się pobawić- powiedziałam. Mały pokiwał głową i ciągnąc za sobą nowego przyjaciela, poszedł dp salonu.
-To ten... Chodźmy do kuchni- zaprowadziłam go do i zrobiłam kawę.
Po kilku minutach kawa stała na stole, a pomiędzy nami wisiała cisza. Straszna cisza.
-Czemu... Czemu wtedy odeszłaś?- zaczął. Wiedziałam, że zada to pytanie.
-Louis... Ja... Ja po prostu bałam się, że znaszczą ci tym karierę, że ciebie zniszczą. Tom byłby wedy nieślubnym dzieckiem, rozumiesz? Nie zniosłabym czegoś takiego.
-Mary... Gdybyś mi po prostu powiedziała, byłoby dobrze, wiesz?- złapał mnie za rękę. Znajomy prąd, którego tak dawno nie czułam, znów przepłynął między nami.
-Nie byłoby dobrze Louis. Oni by cię zjedli. Zjedli by nas oboje! Nie pamiętasz jak było z tym twoim żartem o Larrym?! Przez cztery lata ludzie nie dawali wam o tym zapomnieć... Teraz byłoby to samo.
-Nie Mary! Nie byłoby to samo. Ja cię kocham, rozumiesz?! Przez tem cały czas myślałem o tobie w każdej chwili. Zastanawiałem się co się z tobą zieje. Czy masz kogoś, czy żyjesz...
-Nie mam-ucięłam. On mnie nadal kocha? -Błagam Lou, nie wznawiajmy tego wszytkiego znowu....
-Chcę po prostu wiedzieć.
-Co chcesz wiedzieć?
-Czy mnie jeszcze kochasz?- spojrzał na mnie z wylewającą się z oczu nadzieją.
Co mam powiedzieć?! Co powiedzieć?!
-Ja...- zaczęłam i wstałam od stołu i podeszłam do okna.-Ja... Tak, nadal cię kocham- po co oszukiwać i siebie i jego? Wstał od stołu i odwrócił mnie do siebie po czym pocałował. Już zapomiałam jak on całuje...
-Tak bardzo tęskniłem- oderwał się na moment by to powiedzieć.
-Ja też.
-Wróć do mnie- oderwał się ponownie by spojrzeć mi w oczy.
-Ale...
-Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolé was skrzywdzić.
-Nie wiem czy Tommy by chciał.
-Zawołaj go to się przekonamy.
-Tommy!- krzyknęłan na niego. Przyszedł po chwili ciągnąc ze sobą nowy prezent.
-Tak mamusiu?- patrzył na mnie ro na Lou.
-Chodź do mnie- uprzedził mnie chłopak. Mały spojrzał na mnie a ja kiwnęłam głową na zgodę. Podszedł do niego a Louis wziął go na kolana.
-Tommy-kucnęłam przed nim. -To twój tata.
Ale twórczo to ujęłam!
Tom od razu moxno przytulił się do szyi Louisa. Ten się zaśmiał.
-Cześć tatusiu- to jak to powiedział... Łzy wypływały na wierch moich policzków.
-Chodź tu do mnie kochanie- Louis przygarnął mnie go siebie ramieniem.
Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego zakończenia.
Moje życzonka dla Louisa
Życzę ci wszystkiego najlepszego, bo zasługujesz na najlesze. Żebyś zawsze był uśmiechnięty, jak zapewne w tej chwili jesteś. Żebyś się nie poddawał nigdy, bo nie warto poddawać przez nic niewartego. Życzę ci wielu lat śpiewania w tak świetnym i nie do opisania zespole One Direction, bo robisz to świetnie. Masz cudny głos i uwielbiam go słuchać całymi godzinami ;-). Dzięki tobie nauczyłam się , że świat ma też jasne i ciepłe barwy. Słuchając i widząc ciebie mam siłę by dalej żyć.
Masz już 23 lata a nadal jesteś tak samo zabawny i beztroski, choć masz pracę która do beztroskich nie należy.
Na koniec chciałabym ci życzyć żebyś znalazł dziewczynę która będzie tą jedną jedyną. Nie ważne czy fanki ją zaakceptują. Ważne żebyś był z nią szczęśliwy.
**†******
A więc jest ta wielka suprise którą obiecałam.
Problem jest w tym, że to chyba nie jest jakiś świetny imagin i życzonka...
Nie jestem dobra w pisaniu życzeń.
Wybaczcie.
Starałam się ale nie wiem.
Oceńcie to jakoś a ja postaram się dodać jeszcze jedną suprise ale to jeszcze nie jest pewne
Całuski
<3
Hmmmm cudownie
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się i proszę genialnie Ci wyszło
Aaaa jak słodko
To tak:
Wesołych Świąt
Szczęścia
Radości
Spełnienia marzeń
Wszystkiego co najlepsze
Dużo weny
Oddanych czytelników
No i niezapomnianych świąt
Buziaki Melcia
Ściskam :**
Boskie ❤❤❤
OdpowiedzUsuńWeny
❤
Śliczne ^^
OdpowiedzUsuńPiękne, cudowne ^^
Wszystko co piszesz jest niesamowite, masz talent ;*
Pozdrawiam <3
Awwww❤️💗 nic dodać nic ująć. To było tak słodkie że sie popłakałam. Kocham twojego bloga!
OdpowiedzUsuńpoplakalam się <3
OdpowiedzUsuńTo. Jest. Absolutnie. Genialnie. Boskie. ♥
OdpowiedzUsuń