Ważna notka pod rozdziałem!
*** Oczami Louisa ***
Nareszcie w domu! Jeszcze nigdy tak bardzo nie tęskniłem za domem. Teraz mam dla kogo wracać. Nie mogę się doczekać na myśl o dwóch całych miesiącach z moją ukochaną.
- No! Jesteśmy w Londynie! Wysiadamy i do domów! Niedługo przyjdę do was i ustalimy pewne szczegóły - cała nasza piątka usłyszała głos Paula.
- Taa - prawda, że jesteśmy bardzo uradowani?
Wysiadając z samolotu, wpadłem na genialny pomysł.
Po co mam chodzić, skoro Paul może mnie ponosić?
Niespodziewanie wskoczyłem mu na plecy.
- Tomlinson! Złaź, ciężki jesteś!
- Nie. Nogi mnie po koncercie bolą.
- Koncert był dwa dni temu!
- No widzisz? Dwa dni mnie nogi bolą, a ty nic nie starasz się, by mi w bólu ulżyć! - powiedziałem, choć nic mnie nie bolało. Niech pozna przedsmak zemsty. - Co z ciebie za menager?
Jeszcze nic nie wymyśliliśmy z chłopakami... Ale to tylko kwestia czasu, aż któryś wpadnie na pomysł jak zniszczyć Paula.
- No dobra, schodź. Wystarczy - pośpiesznie zeskoczyłem z jego pleców i wsiadłem do samochodu.
Wszedłem do domu Ewy. Zastała mnie cisza. Dużą, czarną torbę podróżną zostawiłem w korytarzu, by potem zabrać ją do sypialni, gdy będę tam szedł.
- Louis? To ty? - usłyszałem jej głos z kuchni. Od razu się tam udałem.
- Tak - poczułem, jak dopada do mnie i mocno się wtula. Tego mi brakowało...
- Jestem już.
- Tak bardzo tęskniłam- usłyszałem. Odsunęła się na chwilę, bym zaraz złączyć nasze usta w długim, delikatnym i pełnym tęsknoty pocałunku.
- Wiem. Ale nie wiem, czy tak bardzo jak ja - pocałowałem ją szybko jeszcze raz.
Wszedłem do sypialni z łazienki, gdzie zostawiłem ciuchy do prania w koszu na brudy.
Ewa leżała na łóżku tyłem do mnie. Podszedłem do niej. Nie spała.
- Hej kochanie- powiedziałem, nie wiem czemu cicho. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Cieszę się, że już jesteś- wstała i pocałowała mnie szybko i lekko, by na nowo spojrzeć mi w oczy.
- Ja bardziej -powiedziałem po chwili.
- Muszę powiedzieć ci dwie rzeczy- powiedziała od razu. - Nie chcę dłużej tego przed tobą ukrywać.
Usiadła spowrotem na łóżku, okrytym jasnozieloną narzutą w różne, bezkształtne wzory. Ułożyłem się obok niej na poduszkach i wpatrywałem się w nią, jak w mój własny obraz.
- Mam dwie wiadomości, dobrą i złą. Od której zacząć?
- To zacznij od tej złej- powiedziałem.
- Okej. Więc... W styczniu, jak wróciłam do pracy, to mieliśmy już nowego szefa...
- Ten, o którym mi mówiłaś?
- Tak. Z tym, że nie wiedziałam, kim on jest. W końcu się dowiedziałam.
- Tak? Ktoś znany?- zapytałem, bo wiele razy słyszałem jak jakaś gwiazda inwestuje w jakieś małe rzeczy. Sam przecież gram w drużynie z Doncaster.
- Ty go znasz na pewno. To Rocky.
- Rocky? Mendes?
- Tak - spuściła głowę, jakby bojąc się, że dosięgnie ją jakaś kara za to, że zataiła to przede mną.
- Przecież on nie ma zielonego pojęcia o zarządzaniu - roześmiałem się.
Rocky? On ledwo w nogę gra, a co dopiero mówić o zarządzaniu dobrze prosperującą kawiarnią!
- I jak mu idzie? - zapytałem ciekawy.
- Szczerze to do niczego, ale mnie to już nie obchodzi - powiedziała, zaczesując swoją niesforną grzywkę na bok.
- Jak to?
- Zwolniłam się.
- Co? Dlaczego? Dostawiał się do ciebie? Narzucał się? Mogłaś powiedzieć któremuś z ochroniarzy, żeby przemówił mu do... -zacząłem wymachiwać rękami jak idiota.
- Nie! Nic z tych rzeczy... Po prostu musiałam. Nie jesteś zły, że ci nie powiedziałam?
- Nie. Byłoby gorzej, gdyby się do ciebie zalecał. I tak sobie z nim porozmawiam na ten temat... Okej. A ta dobra wiadomość?
Spojrzała na mnie. Przez moment nie wiedziała co powiedzieć, ale zaraz podniosła się z łóżka i podeszła do szuflad. Odsunęła jedną i wyciągnęła z niej małą torebeczkę. Podeszła z nią do mnie. Usiadła na swoim poprzednim miejscu i wręczyła mi ją.
- Co to?
*** Oczami Ewy ***
- Zobacz.
Trochę się boję.
Trochę?!
Cała chodzę ze strachu, jak Louis zareaguje na wiadomość o tym, że za sześć miesięcy zostanie tatą.
Powoli, jakby robiąc mi na złość, wypakował to, co było wewnątrz.
Z pudełka wyjął dwie pary malutkich ubranek. Kupiłam dwie pary, dla dziewczynki i dla chłopca, bo nie znam płci.
- To dla Diany? Niedługo ma urodziny?
- Nie.
Louis spojrzał na mnie, jakby nie rozumiejąc. Ja tylko pokiwałam głową w nadziei, że się domyśli, bez moich zbędnych słów.
- To znaczy, że ty...
Po raz kolejny pokiwałam głową na tak, bojąc się cokolwiek powiedzieć.
- Jestem w ciąży.
Schowałam twarz w dłoniach. Zawsze to robię, bez jakiejś konkretnej przyczyny.
- To cudownie! - Louis umieścił mnie w swoich ramionach a ja zdjęłam ręce z twarzy.
- Naprawdę się cieszysz? - zapytałam cicho, patrząc na niego niepewnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo kotku! - zaczął mnie całować i przytulać. A mnie kamień spadł z serca.
Siedzę oparta o jego tors, chłopak objął mnie swoimi ramionami lekko na szyi i po chwili zapytał:
- Wiadomo już czy to chłopiec czy dziewczynka?
- Nie, jeszcze nie. Na następnej wizycie zapytam lekarza.
- Na następną wizytę idę z tobą! - powiedział ochoczo i pocałował mnie w szyję. Poczułam jak jego dłonie wślizgują się pod koszulkę i obejmują deliktnie brzuch.
- Okej - zgodziłam się.
- Który to miesiąc?
- Końcówka trzeciego.
- Zaszaleliśmy tamtej nocy - zaśmiał się, mając zapewne na myśli, moją pierwszą noc po powrocie do Londynu po świętach.
- Oj tak - zawtórowałam mu.
Przekręciłam się tak, że siedziałam bokiem między jego jednym a drugim kolanem.
- Fajne te łaszki - sięgnął po nie i obejrzał z każdej strony. Dla chłopca były to kremowe body, bez rękawów z słodkim misiem na brzuszku. A dla dziewczynki były białe śpioszki w różowe poziome paseczki.
- Mnie też się podobały. Loui?
- Hm? - zapytał, bawiąc się moimi włosami.
- Bałam się, że nie będziesz chciał mieć teraz dziecka - patrzyłam na swoje ręce. Stały się one nagle takie ciekawe...
- Ja? No wiesz? Za nisko mnie oceniasz.
Nagle poczułam, jak ześlizguję się z jego nogi i ląduję całą sobą na łóżku. A on zawisa nade mną. Patrzyłam uważnie w jego sliczne niebieskie jak ocean oczy.
- Bardzo chcę mieć z tobą dzieci. Najlepiej całą gromadkę - uśmiechnął się zadziornie i przybliżył się.
- Tak? A kto się nimi będzie zajmował?
- Ty. Będziesz najlepszą mamusią na świecie - pocałował mnie namiętnie.
- Aha i jeszcze jedno. Przez najbliższe sześć miesięcy zero seksu - powiedziałam, gdy już się ode mnie odessał.
Gdy zobaczyłam jego minę po tych słowach, zaczęłam się śmiać. Wyglądał jak zbity piesek.
- Ale...
- Przykro mi - chciałam jakoś się wydostać spod jego ramion, ale na próżno.
- Jakoś sobie poradzimy - zaczął mnie całować po szyi, jednocześnie jego dłoń jeździła już po moim boku. - Zapytamy lekarza o to.
- No napewno. W to, to nie wątpię - pocałowałam go szybko i z zaskoczenia przeszłam pod jego ręką. - Idę wziąć prysznic, a ty... Ochłoń.
Szybko weszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Po wyjściu z kabiny wysuszyłam włosy, rozczesałam je i zostawiłam rozpuszczone. Założyłam piżamę i wróciłam do pokoju. Lou leżał z rękami za głową na łóżku i wpatrywał się we mnie z uśmiechem, patrząc na moją talię.
- Już? Ochłonąłeś? - zapytałam i weszłam na łóżko, przykrywając się kołdrą.
- Uhm - przesunął się, by mnie lekko pocałować w usta. - Teraz ja. Zaraz do ciebie wracam.
I tyle go widziałam. Przyłożyłam się do poduszki, mając nadzieję usnąć, ale za nic w świecie nie mogłam.
- Co się tak wiercisz? - zapytał mój anioł. Niczym Grecki Bóg wyszedł z łazienki w samych bokserkach z mokrymi włosami. Tak, to na pewno Bóg Grecki.
- Nie mogę zasnąć - powiedziałam i podniosłam się na łóżku do siadu. - Idę się czegoś napić. Chcesz też coś? -wstałam z łóżka.
- Z kuchni nic.
- Okej.
Zeszłam na dół. W kuchni świeciło się światło. Czyli Diana też nie śpi?
- Czemu nie śpisz? - zapytałam i weszłam do pomieszczenia, od razu sięgając szklankę.
- Nie mogłam zasnąć - powiedziała i wzięła kawałek kurczaka do ust.
- To tak jak ja. Smacznego - powiedziałam z uśmiechem.
- Dziękujemy - odpowiedziała, śmiejąc się.
Wlałam trochę soku do szklanki i wzięłam łyk. Usiadłam przy stole i spojrzałam na Dianę.
- Powiedziałaś mu? - zapytała po chwili, nabierając na widelec kawałek pieczonego mięsa.
- Tak.
- I jak zareagował? - spojrzała na mnie uważnie.
- Ucieszył się, nawet bardzo - uśmiechnęłam się, na wspomnienie tego momentu.
- To dobrze. Cieszę się z wami.
- A... Jak tam z Zaynem?
- To znaczy?
- Widzę, że coś między wami jest.
- Nic nie jest - odpowiedziała i wstała od stołu, zabierając ze sobą talerz z kurczakiem. Schowała go do lodówki i umyła swój widelec.
- Czemu? Zayn jest świetnym facetem! Do tego wolny!
Diana odłożyła widelec na jego miejsce i na chwilę się zatrzymała. Wzięła oddech i odwróciła się w moją stronę i ledwo powstrzymując łzy, zapytała:
- Myślisz, że on, czy jakikolwiek facet zechciałby zgwałconą dziewczynę i to w dodatku z brzuchem? Wiem, że on mnie nie skrzywdzi, znam go tyle czasu, ale... - łzy lały się po jej policzkach. Wstałam i po prostu ją przytuliłam. - Już przyjęłam do wiadomości to, że zostanę samotną matką.
- Przepraszam. Ja jak coś czasem palnę...
- Nie masz za co, chciałaś pomóc. Dzięki. Zayn jest tylko przyjacielem.
- Dobrze.
- Ewciu... O przepraszam - usłyszałam Louisa. Pojawił się szybko w kuchni i równie szybko z niej wyszedł.
- Pójdę już spać - powiedziała po chwili, ocierając policzki.
- Okej. Pamiętaj, że zawsze trzeba wierzyć.
- Staram się.
Dziewczyna poszła do siebie, a ja wzięłam sobie jeszcze trochę soku i wróciłam do naszego pokoju.
- Jestem - powiedziałam i znalazłam się w ramionach Lou, w łóżku.
- Widzę. Czemu Diana płakała? - zapytał od razu.
- Jest jej jeszcze z tym źle, a ja wcale niedyskretnie zapytałam ją o Zayna - upiłam łyk soku.
- No tak. Czasem ci to nie wychodzi... Musimy im obojgu dać czas. Może coś z tego będzie.
- Racja. Chodźmy już spać.
Przytuliłam się do jego ciepłego torsu i zamknęłam oczy. Ręka Louisa leniwie błądziła po moim ramieniu, dając uspokojenie i błogość. Wtulona w niego zasnęłam.
**** Następnego dnia ****
Rano zostałam obudzona przez cudowne zapachy i słońce ogrzewające moją twarz swoimi promieniami. Nie chciało mi się otwierać oczu. Poczułam dłoń, delikatnie sunącą po moim ramieniu, która dotarła do policzka. Zaraz po tym poczułam lekkiego całusa. Otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa.
- Dzień dobry kochanie - powiedział pierwszy.
- Dzień dobry. Co tak pięknie pachnie?
- Śniadanie - na te słowa znikąd przede mną pojawiła się w jego dłoniach taca z różnymi pysznościami. Podniosłam się i usiadłam wygodnie.
- Same smakołyki - powiedziałam, patrząc na rogaliki maślane, kanapki, sok pomarańczowy w wysokiej szkalnce i tosty.
Śniadanie zjedliśmy razem. Założyłam na siebie jakieś ciuchy i razem zeszliśmy na dół, gdzie czekała na nas Diana.
- Hej wam -powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Cześć. Wyspana? - zapytałam i przysiadłam się do niej. Zajadała się kanapkami i popijała wszystko herbatą.
- Tak. Nawet bardzo.
- Idziesz z nami na imprezę? - zapytał ją ni stąd, ni zowąd Louis, siadając obok mnie i kładąc swoją ciepłą dłoń na moim udzie.
- Impreza? Ja?
-Jaka impreza? - zapytałyśmy w tym samym czasie. Spojrzałyśmy na Louisa. On tylko się zaśmiał i odpowiedział:
- U Nialla. Wiecie, żeby sobie popić. Nic specjalnego.
- Nie. Raczej się na to nie piszę - Diana od razu znalazła wymówkę.
- Nie Diana. To nawet świetny pomysł - powiedziałam. - Kiedy ty ostatnio gdzieś byłaś? Nigdzie nie wychodzisz.
- Ale ja nie chcę...
- No chodź. Będziemy się świetnie bawić przy soku pomarańczowym.
- No ale...
- Nie ma ale. Idziemy we trójkę - Louis uciął naszą krótką pogawędkę.
- Okej. Nie bulwersuj się - powiedziałam, śmiejąc się cicho.
- Niech będzie - Diana się zgodziła i wróciła do konsumowania kanapek z serem, jakąś wędliną i sałatą.
*** Oczami Harry'ego ***
Po powrocie do domu, nie pragnąłem niczego, jak tylko położyć się spać. Byłem wykończony. Przywitałem pośpiesznie Marlenkę i wziąłem prysznic, po czym po wejściu do łóżka, po prostu zasnąłem.
Rano obudziłem się koło 12 w południe. Było cicho. Za cicho. O tej godzinie zawsze leciała jakaś muzyka na dole. A teraz nic.
Cisza.
Podniosłem się z bardzo wygodnego łóżka i przeczuwając kłopoty, założyłem na siebie pierwsze lepsze, wyciągnięte z szafy krótkie, czarne spodenki z pojedyńczymi białymi paskami na bokach i białą koszulkę z logiem zespołu Coldplay, zszedłem na dół.
Dziewczynę znalazłem w kuchni, przy gotowaniu. Była tak zajęta swoimi myślami, że mnie nie słyszała. Podszedłem do niej i objąłem od tyłu, kładąc dłonie na jej biodrach.
- Cześć kochanie - powiedziałem cicho do jej ucha.
- Dzień dobry.
Jej głos był dziwny. Taki bez emocji.
- Stało się coś? - zapytałem. Moja mała sarenka odwróciła się do mnie twarzą i powiedziała :
- Nic.
- Jak to nic, skoro widzę, że jest inaczej.
- Nie Harry, wszystko jest dobrze. Siadaj, zaraz będzie obiad.
Usiadłem przy stole. Coś się stało, a ja nie wiem co. Wyciągnę to z niej, choćby siłą!
Po obiedzie siedzieliśmy na kanapie oglądając program.
Miałem dość tej ciszy. O nic nie pyta. Nic nie mówi! Co jest?!
- Co się dzieje? - zapytałem spokojnie.
- Nic.
- Jak to nic?! Widzę przecież, że jesteś na mnie zła! Nie odzywasz, nic nie mówisz!
- Chcesz wiedzieć? - spojrzała na mnie zła.
- Tak! Chcę wiedzieć.
- Olałeś mnie wczoraj. Po prostu mnie olałeś!
- Co?- zdziwiłem się. Nawet nie wiem o co jej chodzi.
- Wróciłeś wczoraj do domu. Powiedziałeś byle cześć i poszedłeś na górę. To nie jest olewanie?! - wściekłość się z niej wylewała.
Westchnąłem i schowałem twarz w dłoniach. Przetarłem oczy i powiedziałem:
- Byłem wykończony. Nie myślałem w ogóle. Przepraszam - chciałem ją objąć, ale się wyrwała.
- Wiesz jak się poczułam? Jak idiotka. Zrobiłam kolację, chciałam porozmawiać. Nacieszyć się tobą. Nie widziałam cię dwa miesiące!
- Przepraszam myszko - naprawdę, gdybym wiedział, to bym się jakoś ogarnął...
- Nie wiem... Może ty nie chcesz przejmować się kimś tak błahym, jak ja, co?
- Co ty mówisz, kocie. Jesteś najważniejsza dla mnie - w końcu udało mi się ją do siebie przytulić. Pogładziłem jej włosy i zostawiłem na nich całusa.
- Było mi źle przez to - mruknęła cicho w mój tors. - Wiem, że trasa wykańcza. Zdaję sobie z tego sprawę, ale trochę zainteresowania mną to nic ciężkiego. Mogłeś powiedzieć, że jesteś zmęczony i idziesz spać.
- Wiem. Przepraszam jeszcze raz.
- Okej.
- Mam wybaczone?
- Uhm - mruknęła cicho. Wtulając się we mnie mocniej. - Masz szczęście, że jesteś słodki.
- Ja?
- Tak. Już to przerabialiśmy.
- Okej, okej. Tak tylko się droczę - zaśmiałem się.
- Jak mi to wynagrodzisz? -zapytała z wielkim uśmiechem patrząc w moje oczy.
- Hmmm - zamyśliłem się. - Najpierw zabiorę panią na długi spacer. Potem może pojdziemy na jakiś festival, albo coś w ten deseń. A potem zabawa do białego rana u Nialla. Co pani na to? - zapytałem, kończąc swoją wypowiedź.
-Pani jest za.
-Cieszę się. A teraz daj buziaka - nie czekając na odpowiedź, przyciągnąłem ją do siebie na kolana i złączyłem nasze usta w długim namiętnym pocałunku. Marlena przełożyła ręce na moją szyję i przybliżyła się do mnie bardziej. - Tego najbardziej mi brakowało - powiedziałem po chwili.
- Mi też.
Wieczorem, stałem przed lustrem i dopieszczałem swój wygląd.
- Harry, pospiesz się. Zaraz się spóźnimy! - dziewczyna pogoniła mnie.
- Poczekaj, bo mi tu włos jeden odstaje... - chciałem go jakoś przygładzić, ale do łazienki weszła Marlena i powiedziała tylko :
- Zwiąż te włosy Hazz. Tak będzie najlepiej.
- Kotek, a może ty byś otworzyła jakiś salon fryzjerski? -posłuchałem jej związałem włosy czarną gumką. Wyszedłem z łazienki i stanąłem przed nią, podziwiając jej sukienkę, która leżała na niej wprost idealnie.
- Co? - spojrzała na mnie jak na idiotę.
-Zobacz jaką mi fryzurę zrobiłaś! Jestem teraz seksi!
- A weź przestań... Możemy już iść?
- Tak, chodźmy. Ślicznie wyglądasz w tej krótkiej sukieneczce - powiedziałem i napawałem się widokiem jej zgrabnych nóg. Zauważyłem rumieńce na jej policzkach. Dałem jej buziaka w policzek i wyszliśmy z domu.
*** Oczami Marleny ***
Harry ma to swoje specyficzne poczucie humoru.
Jak nikt.
Ale jedno muszę mu przyznać. Wygląda zajebiście w tych swoich czarnych dżinsach, czarnej koszuli zapiętej tylko na trzy ostatnie guziki i włosach związanych w zgrabną kiteczkę na czubku głowy.
Ale nie to teraz zaprząta mi głowę.
Ewa i Louis.
Jestem ciekawa czy mu powiedziała, tak jak obiecała. A wręcz się zarzekała, że na 100% mu powie.
Wsiadłam na miejsce pasażera obok kierowcy w aucie Harry'ego. Jego nowy nabytek. Z tym, że zapomniałam jak się nazywa marka tego samochodu.
-Nocujemy dziś u Horana, okej? - zapytał, patrząc na mnie.
-Okej - w tej sprawie nie miałabym za dużo do powiedzenia, bo i tak zrobi co chce.
Ruszyliśmy z garażu, brama powoli się otwierała, po naciśnięciu przez chłopaka guzika, który uruchamia cały ten mechanizm. W końcu wyjechaliśmy z jego posiadłości. Brama na nowo się zamknęła. Spojrzałam w prawo. W domu Ewy nie paliło się żadne światło, więc cała trójka już pojechała do blondyna.
Zaparzyłam się w szybę po swojej stronie. Mijaliśmy szybko zielone drzewa, domy, wille. Ludzi spacerujących chodnikami, trzymających się za dłonie. Nie zdążyłam im się nawet dobrze przypatrzeć, bo Harry jechał zbyt szybko, a mnie nie chciało się zwrócić mu na to uwagi.
W końcu dotarliśmy pod dom Nialla Horana. I tu niespodzianka, to nie willa. Taki zwykły domek rodzinny. Harry zatrzymał się na chodniku przed jego domem, zaciągnął ręczny hamulec i powiedział, żebym poczekała. Tak też zrobiłam. Brunet obszedł auto i otworzył drzwi pasażera. Jak przystało na dżentelmena, pomógł mi wysiąść. Zamknął samochód, a ja rozejrzałam się po miejscu, w którym mieszka nasz irlandzki przyjaciel.
Przed nami rósł wysoki żywopłot, równo przycięty z każdej widocznej dla mnie strony.
Harry objął mnie lekko w talii i weszliśmy przez furtkę wmontowaną między ten zielony płot. Szliśmy zgrabnym chodnikiem. Po obu stronach rosły róże, różnego koloru, oddzielone od innych roślin średniej wielkości kamieniami. Dalej za nimi rosły drzewka, nie znane mi na tym etapie rozwoju.
Dotarliśmy do tradycyjnych, białych drzwi wejściowych. Harry zadzwonił dwa razy krótko dzwonkiem. Dało się słyszeć głośną muzykę klubową, grającą wewnątrz domu. Czekaliśmy kilka chwil, aż w drzwiach stanął sam gospodarz domu.
- Cześć Nialler -powiedziałam.
- Cześć Marlenko! Cześć Hazz - jak tylko weszliśmy do środka, chłopak wyściskał mnie, twierdząc, że niewidział mnie tyle czasu i musi to nadrobić. Od razu wcisnął nam po szklance z jakimś alkoholem, po czym przeprosił i poszedł zabawiać innych gości.
W tłumie ludzi, których pierwszy raz widzę na oczy, dostrzegłam Ewę i Sophię.
- Harry, chodźmy do nich - pokazałam mu, gdzie stoją dziewczyny, a co za tym idzie, reszta zespołu. Przecisnęliśmy się przez tańczące ciała i dotarliśmy w kąt dużego salonu Horana, gdzie siedziała cała nasza paczka.
- Cześć- powiedzieliśmy wszyscy razem, co wywołało nasz śmiech. Zayn, Liam i Louis przytulili mnie na przywitanie.
- Skoro już jesteśmy tu wszyscy razem, mamy coś wam do zakomunikowania - odezwała się głośniej Ewa, podnosząc się z miękkiego siedzenia, tutaj kolan Louisa.
-Cóż takiego? - zapytał Liam, upijając łyk jakiegoś kolorowego drinka. A podobno nie może pić alkoholu...
-Nasza wielka rodzina powiększy się o kolejną osobę - powiedział Louis z uśmiechem.
- To znaczy? -zapytał, nic nie rozumiejący Zayn.
-Moja Ewcia jest w ciąży - powiedział dumny.
******
I co myślicie?
Mam nadzieję, że nie wyszły mi jakieś flaki z olejem i da się to przetrwać, co?
I teraz, ktokowiek dotrwał do końca tego posta!
Kolejny rozdział będzie 16 sierpnia!
I jeszcze jedna informacja! Jakoś wieczorem pojawi się mały dodatek w postaci takiej niespodzianki!
<3