czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 77

    Nie wiem, jak długo siedzieliśmy w tej piwnicy, ale w końcu drzwi kolejny raz się otworzyły i pojawił się w nich ponownie Mateusz. Siedziałam na kolanach Lou, okryta jego marynarką lekko przysypiając. Trzask zamykanych drzwi zbudził mnie całkowicie.
- O, widzę, że ktoś tu jest dobry w supłełkach. Brawo Tomlinson. To na pewno byłeś ty. Radzę wam to zjeść, bo kolejne żarcie będzie za dwa dni - wyszedł zamykając drzwi na klucz.
Poczułam, jak Louis zdejmuje mnie ze swoich kolan i idzie po tacę. Usiadł spowrotem na swoim miejscu i przyciągnął mnie bliżej siebie w talii.
- Chodź, zjemy - powiedział.
- Nie będę nic jadła. Pewnie dosypał tam czegoś, żeby nas uśpić.
- No to zaśmiemy, ale musimy coś zjeść. Wiem, że dawno nic nie jadłaś - na samo wspomnienie żołądek wydał dźwięki o tym, że to prawda.
- Ale...
-Nasza pierwsza małżeńska kolacja - powiedział cicho Louis i wziął do ręki kawałek chleba. - Otwórz usta - polecił, a po chwili ten kawałek wylądował na moim języku.
- To nie jest śmieszne - powiedziałam równie cicho.
- Daj spokój. Trzeba korzystać, póki można.
- Racja. W końcu nas zabije, jak nie dostanie pieniędzy.
- Nie bądź taką pesymistką. Nie zostawią nas samym sobie.
- Co nie zmienia faktu, że będziemy tu siedzieć kolejne dwa dni - odsunęłam się od chłopaka i oparłam o ścianę.
- Kociaku, spokojnie. Wydostanę nas stąd.
- Ciekawe jak - prychnęła.
- Zastanawiam się nad tym właśnie. Wymyślę coś.
- Daj jeszcze - pochyliłam się nad tacą, by wziąć kawałek suchego chleba do ręki.
- Zjedz cały - dał mi swój kawałek. Popatrzyłam na niego, jak na idiotę i powiedziałam:
- Nawet się nie waż Tomlinson.
- Wow, poszło po nazwisku!
- Louis, nie żartuj sobie. Zjedz swój kawałek.
- No już, już.
- Kocham cię - szepnęłam, gdy zjedliśmy, na nowo w niego wtulona.
- Ja ciebie też kocham, mój aniele.

**** Oczami Marleny ****

    Od chwili, gdy dostałam telefon od Mateusza, że porwał Ewę i Lou i chce za nich pięć milionów, minęło pięć godzin. Goście już wiedzą. Jedni wrócili do domu, inni zostali. Mama Ewy zasłabła i siedzi w kartce przed salą balową razem z mamą Louisa. Obie są wstrząśnięte. Policja została o wszystkim powiadomiona. Jeden z funkcjonariuszy kazał mi zadzwonić do Mateusza, by namierzyć go po sygnale, ale nie odbiera. Musimy czekać na jego ruch. Siedzę na krześle w sali z Alice na rękach i modlę się, by on nic im nie zrobił. Chociaż, z tego co wiem, to by zdobyć choć trochę gotówki, jest w stanie zrobić wszystko.
- Marlena, kochanie. Jedźmy do domu. Musisz odpocząć - nagle pojawił się Harry z moim płaszczem. Pomógł mi wstać i założyć ubranie, by nie obudzić Alice, która spała mi na rękach okryta białym kocykiem.
- Zabierzmy ją do nas - powiedziałam do narzeczonego, nawet nie urzekając go jednym spojrzeniem.
- Dobrze - przytaknął i objął mnie ramieniem.
    Wyszłam z sali, trzymając dziewczynkę na rękach i osłaniając jej twarzyczkę przez mroźnym, nocnym powietrzem. Podeszłam do siedzącej na murku mamy Ewy i poinformowałam ją o swoich zamiarach.
- Dobrze. Nie byłabym w stanie się nią zająć. Nie wiem, czy nawet zasnę - westchnęła, ocierając wilgotne powieki z łez.
- Niech panie jedzie już do domu. Możemy nawet panią zabrać ze sobą, prawda Hazz? - chłopak zgodził się, widząc cierpiącą kobietę. Ona tylko przytaknęła i wstała z zimnego murku przy pomocy loczka. Pomógł jej zająć miejsce pasażera, ja wsiadłam z tyłu z małą.
- Nigdy nie pomyślałabym, że ten chłopak byłby do tego zdolny - usłyszałam między łkaniem kobiety te słowa. No ja też się nie spodziewałam. Nigdy nie sądziłam, że znajdzie sposób by dostać się tu i zrobić coś takiego.

***

    Trzy dni później nadal żadnych wiadomości o Louisie i Ewie. Zaczynam odchodzić od zmysłów. Zastanawiam się cały czas, gdzie mogą być, ale to, że nie znam Londynu wcale mi tego nie ułatwia. Z chłopakami jeździliśmy wszędzie, gdzie myśleli, że są, ale oczywiście była to istna klapa, bo nic się nie sprawdziło. Jeżeli nic się nie zmieni przez najniższe dwadzieścia cztery godziny, zwariuję. Ewa to moja jedyna przyjaciółka, gdyby nie ona, nie wiem co by teraz ze mną było, gdzie bym się znajdowała. Czy mój żywot dalej by się ciagnął.


    Siedziałam w salonie, zabawiając jakoś Alice by choć przez chwilę nie płakała. I jakoś mi to szło, czyli może będzie ze mnie jakaś matka? Dochodziła godzina ósma wieczorem, a chłopcy ponownie gdzieś pojechali po dostaniu jakiegoś telefonu. Gdy Harry godzinę temu odebrał telefon, wybiegł z domu, nie informując mnie nawet, gdzie idzie. Martwię się również i o niego, czy nic mu nie jest. Ten człowiek jest czasem taki bezmyślny...
    Odetchnęłam, gdy drzwi frontowe otworzyły się. Usłyszałam na raz kilka głosów. Wstałam od razu na równe nogi i czekałam na jakieś wyjaśnienia. Nagle w drzwiach stanęli Louis i Ewa, a za nimi Harry i reszta chłopaków. Nie czekając, rzuciłam się na dziewczynę, przytulając mocno, przez co zachwiała się, ale utrzymała się na nogach. Po kilku dłuższych chwilach zrobiłam to samo z Lou i nie szczędziłam sobie łez.
- Jesteście! - ponownie objęłam przyjaciółkę, która również płakała ze mną.  
    Odsunęłam się od niej dwa kroki w tył i przyjrzałam jej osobie. Jej śliczna biała suknia, w niczym nie przypominała tej sprzed kilku dni. Przy końcach była brudna i cała w błocie, włosy rozczochrane. Louis miał tylko koszulę brudną, a garnitur nadal był czarny.
- Jak wam się udało uciec? - zapytałam, chcąc wiedzieć teraz.
- Możemy chociaż wziąć prysznic i się przebrać? - zapytał Louis, przecierając twarz ze zmęczenia.
- Jasne! Wiecie gdzie są tu łazienki.
- Alice jest z mamą? - zapytała Ewa, wtrącając się.
-Nie, jest z niami w salonie - dziewczyna szybko się tam udała, by zaraz wrócić z małą przytuloną do siebie, ubraną w pomarańczowe śpiochy. Louis cmoknął małą w tył głowy i pogłaskał po niej, szeroko się uśmiechając.
- Zaraz wracamy - we trójkę zniknęli na schodach.



****
I co sądzicie??

3 komentarze:

  1. Ufff! Uratowali ich ;)
    Ale nie mam pojęcia jak xD haha
    Nieważne, ważne jest to ze są bezpieczni :3
    Rozdział manific! ;)
    Uwielbiam :)
    Powodzenia w dalszym i weny kochana ☆
    xoxo
    A! No i u mnie rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu dorwałam się do laptopa i mogłam przeczytać na spokojnie i skomentowac xd
    Genialny rozdział kochana :*
    Kamień z serca, że nic im się nie stało i są cali . Oby tego Matusza dopadli posadzili w więzieniu....
    Genialny czekam na kolejny rozdział
    Buziaczki:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff dobrze, że wszystko jest w porządku :)
    Super rozdział, czekam na nn i weny :*

    OdpowiedzUsuń