czwartek, 24 grudnia 2015

Louis urodzinowo

- Louis!
    Słysząc swoje imię z dołu, z jęknięciem wstałem z mojego wygodnego łóżka i zszedłem na dół. Nie chciało mi się w ogóle. Wróciłem wczoraj z Londynu i dopiero teraz, o godzinie dwunastej w południe schodzę na dół. 
-Tak, mamo? - zapytałem zasiadając na jednym z drewnianych krzeseł przy dużym okrągłym stole.
- Pomożesz mi dzisiaj choć trochę? Ja wiem, że jesteś zmęczony - dodała, widząc moją zbolałą minę. - Ale nie ma nikogo w domu. Dan pojechał z dziewczynkami po ostatnie drobiazgi, Fizz wyszła gdzieś, nawet mnie o tym nie informując, a Charlotte lata gdzieś z tym swoim chłopakiem. Więc zostałeś mi tylko ty.
- Dobrze - przytaknąłem, zgadzając się z nią. - Co mam robić?
- Może najpierw zarobimy sałatkę. Mam kapustę, marchewki, cytrynę... Znajdź ogórki i paprykę - wydała polecenie.
    Rozejrzałem się po kuchni, sprawdzając wszędzie, gdzie tylko przyszło mi do głowy, że wspomniane warzywa mogłyby być. Ale za cholerę ich nie było.
- W spiżarni nie ma? - zadałem pytanie, wzdychając cicho.
- Nie, nie. Gdyby były, to bym wzięła. A tu, w szafce nie ma? - zapytała retorycznie, sięgając do półki, którą w ciągu kilku minut otworzyłem trzy razy.
- Nie ma.
- No to musisz iść do sklepu. - Zarządziła i wróciła do mieszania jakiegoś sosu. Jęknąłem donośnie idąc na korytarz. Usłyszałem cichy śmiech mamy, gdy zakładałem kurtkę z Adidasa.
- Jestem za kilka minut.
    Zamykając za sobą drzwi, postanowiłem pieszo iść do sklepu. To chyba pierwszy raz od nie wiem kiedy, chcę poczuć te święta. Ostatnim razem do domu przyjechałem w sobotę wielkanocną. A potem w poniedziałek wieczorem ponownie musiałem wracać do Londynu na wywiady. Bycie w zespole to zdecydowanie duża odpowiedzialność, ale już od stycznia wszyscy odetchniemy. Już nawet zapowiedziałem, że odwiedzę Nialla u niego w Irlandii! Śnieg skrzypiał pod podeszwami moich trampek, stopy marzły od minusowej tempratury, ale nie ważne. Przechodząc koło parku, widziałem kilka drzewek ozdobionych kolorowymi światełkami. Uśmiechnąłem się, czując chyba powoli ten klimat. Śnieg miał swój czas.
    Wszedłem do sklepu, od razu przy drzwiach sięgając po mały, czrwony koszyk na zakupy. Przeszedłem spokojnie po każdym dziale, zastanawiając się, czy nie kupić sobie czegoś słodkiego. Wziąłem jakiegoś batona i małą butelkę wody i oczywiście słoik z ogórkami i papryką.
- Przepraszam. - Usłyszałem za sobą cichy głos. Odwróciłem się, widząc przed sobą dziewczynę trochę niższą ode mnie. Nie spojrzała na mnie, tylko od razu chwyciła coś z półki i poszła dalej.
Dziś mam chyba słaby zapłon.
    Po zapłaceniu należnej gotówki, a przedtem zrobienia sobie zdjęcia z jakąś fanką i podpisania dla niej białej koszulki, wróciłem do domu.
- Jestem! - krzyknąłem, zdejmując kurtkę i buty. Chwyciłem torbę z zakupami w lewą rękę i wszedłem z nią do kuchni, gdzie nadal stacjonowała moja mama.
- Cudownie! - od razu sięgnęła po potrzebne składniki i zajęła się krojeniem ich. - Idź dostaw jeszcze jedno krzesełko i talerz ze sztućcami. Będziemy mieli gościa.
- Gościa? - Zdziwiłem się, sięgając do półki po biały talerz.
- Tak. Przyjdzie Katie. W tym roku sama spędza świata, więc zaproponowałam jej, by przyszła do nas.
- Jaka Katie? - Zupełnie nie wiem, o kogo może chodzić mojej mamie.
- Zobaczysz wieczorem.
    Westchnąłem tylko po jej wymijającej odpowiedzi i przystawiłem krzesełko do stołu.


    Jak zwykle byłem ostatni. Wiedziałem, że wszyscy są już przy stole i czekają tylko na mnie, no ale muszę dobrze wyglądać, a moje włosy mają mnie dzisiaj gdzieś i nie chcą się układać! W końcu doprowadziłem się do porządku i zszedłem na dół.
    Wszyscy już siedzieli. Podszedłem do stołu z zamiarem zajęcia swojego miejsca, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Mama z radością poszła otworzyć, a ja usłyszałem cichy głos witający się z nią. Usiadłem przy jednym, z dwóch wolnych miejsc i czekałem wraz z resztą domowników, aż mama przyprowadzi gościa. W tym czasie Doris, moja najmłodsza  najsłodsza siostrzyczka, znalazła sobie miejsce na moich kolanach, uwieszając się na szyi.
- Katie już jest! - do salonu wkroczyła mama, a za nią niska szatynka, którą spotkałem w sklepie. Gdy skierowała na mnie swój wzrok, na jej twarzy również było zdziwienie. - No, siadaj kochanie koło mojego syna - dziewczyna usiadła obok mnie, nie spoglądając więcej w moją stronę.
    Miała na dobie niebieską sukienkę bez rękawów, na dekoldzie podszytą koronką. Uwydatniała jej piersi i eksponowała szczupłą talię. Podzieliliśmy się opłatkiem i po kolacji był czas na rozmowy. Co dziwne, udało mi się znaleźć wspólny język z Katie. Jest miła, sympatyczna no i wesoła. Dowiedziałem się, że mieszkała tutaj do dziesiątego roku życia, by potem przeprowadzić się z rodzicami do New Jersey na kolejne dziesięć lat. Teraz wróciła i mieszka tu od roku. Wiedziałem, że skądś ją pamiętam, a to było, z tego co mi powiedziała, z naszych wspólnych zabaw. To mogło być całkiem możliwe, ale mam krótką pamięć do pewnych rzeczy...
- A pamiętasz to, jak była zima, wielkie zaspy,a ty wyciągnąłeś mnie w największy mróz na zjeżdżanie z tej góry za twoim domem? - dziewczyna zachichotała, co było słodkie.
-Tak, to pamiętam. - Jakby z każdą jej opowieścią wszystko w mojej głowie się odblokowywało.


    Byłem zauroczony Katie. Była ładna. Brązowe oczy świeciły się wesoło, gdy opowiadałem jej o wpadkach na scenie. Co dziwne, nie bardzo przejęła się tym, że jestem sławny. Pewnie to wiedziała, ale nie odmówiła kontaktu, gdy powiedziałem, że śpiewam w zespole. To mi dało nadzieję na nową znajomość. A co z tego będzie nie wie nikt.


******
Taki tam imagin pewnie nie trzymający się kupy, ale co tam! Robię sobie przerwę od imaginów na chwilę: )



Louisie kochany, ty świetny człowieku!
Nie wiem, czego ci życzyć.
O wiem!
Odpocznij sobie, wypocznij, zrelaksuj! Masz teraz trochę czasu na jakieś życie, nie?
Masz już dwadzieścia cztery lata! Ja się pytam, kiedy to minęło?!
Znajdź se jakąś godną ciebie dziewczynę, która nie złapie cię na dziecko, a nie taką sobie Brianę, która moim zdaniem nie ma z tobą nic wspólnego, nawet tego dziecka. Wybacz mi kochanie, ale ja się zapieram rękami i nogami do końca!
Uff!
Ciąg dalszy życzeń!
Życzę ci, żebyś się nie zmieniał, no może nie za bardzo. Bądź zawsze uśmiechnięty .
* płacze *
Uwielbiam widzieć cię szczęśliwego. Na ten moment nie mam chyba niczego i nikogo, kto daje mi tyle radości swoim bytem, nawet setki tysięcy kilometrów ode mnie i nie wie o moim istnieniu, co tam.
Rób to, co kochasz, mam nadzieję, że gdy zespół zakończy karierę, nie odstwisz śpiewania gdzieś tam i będę mogła kupić kiedyś twoją płytę!
  * ryczy *
A najlepiej każdego z osobna;)
Dobra, kończę.
Bądź sobą!






A wam wszystkim, życzę wesołych i cudownych świąt Bożego Narodzenia!

5 komentarzy:

  1. Genialny imagin kochana .
    Wszystkiego najlepszego dla Lou jezu on ma az 24lata!!!Jak ten czas leci matko! Dla mnie on zawsze będzie tym osiemnastoletnim zwariowanym chłopakiem. Ale pewnie i on myśli, że ma te 18lat xd hahaha xd.
    Kochanie tobie też życze wesołych świąt :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super Ci to wyszło :)
    Zajebisty, Louis wszystkiego dobrego :)
    Tobie życzę Wesołych Świąt i Super Sylwestra :*
    Przypominam o rozdziale w Be Different :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Idealnie kochana :) Aż mi się ciepło w serduszku zrobiło...
    Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego roku! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ładny imagine :*
    Nie płakać mi tu! :D to dzień w którym wszyscy maja być radośni ;)
    Wesołych Świąt Kochanie :*
    Trzymaj się ♥
    xoxo

    OdpowiedzUsuń