sobota, 9 stycznia 2016

Epilog

*** Oczami Diany ***




  Tak wiele się zmieniło przez tyle lat... Osiemnaście lat. Tyle lat ma mój najukochańszy synek. Wyrósł na cudownego chłopaka, dobrze go z Zaynem wychowaliśmy. Jestem dumna. Nie, żeby był przyczepiony do mojej spódnicy! Jest samodzielny, no i wyprowadził się z domu jakiś miesiąc temu, z czym nie mogłam się pogodzić, ale mamy jeszcze Nadię. Trzy lata młodszą, śliczną mulatkę, wrodzoną w naszych rodziców. Jedyne co ma po nas, to kolor włosów Zayna i moje niebieskie oczy. Dziwna kombinacja, ale jest jedyna w swoim rodzaju, co czyni ją jeszcze bardziej naszą. Dopiero trzy lata po ślubie ( który swoją drogą był cudowny! ), Nadia się pojawiła. Przez pewnien czas bałam się, że w ogóle nie będę mogła mieć już dzieci, bo nie udawało nam się, a to by mnie chyba zabiło.
- Nad czym tak rozmyślamy? - Głos Zayna sprowadził mnie spowrotem do naszej sypialni. Zamknął za sobą drzwi i spokojnym krokiem podszedł do mnie, siadając na łóżku przy mojej osobie i obejmując ramieniem. Spojrzałam na niego. Nie zmienił się za bardzo. Lekko się postarzał, w końcu ma te czterdzieści lat, ale nadrabia wszystko radością i chęcią do życia. Rzadko się przy nim nudzę. Mimo, że pracuje w swojej wytwórni płytowej, ile tylko może, to i tak znajdzie czas dla nas. To szalone, ale Zayn dobrze czuje się w takim układzie, a ja nie narzekam, bo mam ukochanego co noc w naszym łóżku.
- Właśnie zastanawiałam się nad ostatnimi latami.
- To były bardzo ciekawe lata, nieprawdaż? - Mrugnął do mnie, po czym przybliżył się i złączył nasze usta razem. To zabawne, ale ciągle nie mam dość jego pocałunków. - Jesteśmy razem osiemnaście lat, od siedemnastu jako małżeństwo. Mamy dwoje dzieci. Nie ma nad czym rozmyślać. Trzeba pomyśleć nad urodzinami Nadii. Ona ma już piętnaście lat! Zaraz zacznie uciekać z domu! -Jego ton przyprawił mnie o chichot. Tylko Zayn potrafi mnie rozbawić byle czym.
- Nie zacznie. Rozumie panujące zasady i nie sadzę, że chciałby spotkać się z twoim karcącym wzrokiem. Znowu.
- Jakiś szacunek, w końcu musi do mnie mieć - zaśmiał się, choć to prawda.
    Jak przypomnę sobie, gdy wróciła do domu z jakiejś imprezy... Nie to, że ma zabronione czy coś. Po prostu wróciła pijana i pod wpływem narkotyków. Boże, gdy Zayn zobaczył ją w takim stanie, strasznie się zdenerwował. Żeby nie powiedzieć wkurwił, choć to lepiej pasuje. Myślałam, że rozniesie dom, ale nie bałam się go. Nigdy nie dał mi powodu do tego, że byłby w stanie skrzywdzić mnie, choć nie raz wyprowadziłam go z równowagi.
- O czym myślisz? - Zagaił.
- O nocy, kiedy wróciła naćpana i pijana do domu.
- O tak. Dostała następnego dnia lekcję do końca życia.
- Prawie na kolanach cię błagała o wybaczenie. - Pokręciłam głową z uśmiechem.
    Tak właśnie było. Siedzieliśmy we trójkę przy stole, gdy zeszła po schodach, by napić się wody, jak się potem okazało. Atmosfera była ciężka, ale nie tylko ze strony Zayna no i trochę mojej, naruszyła nasze zaufanie do niej. To nie mogło obejść się bez echa.
    Weszła do kuchni, znalazła schłodzoną wodę w lodówce i upiła trochę, nie patrząc na nas. Potem dosiadła się do stołu, gdy chciała wziąć sobie coś do jedzenia, Zayn zabrał jej wszystko, po co sięgnęła. Nie to, że chciał ją głodzić. Prowokował ją, a ona złapała się.
- Czemu wszystko mi zabierasz, tato? - zapytała, chcąc odebrać od niego talerz z kanapkami.
- Masz nam coś może do powiedzenia? - zapytał ją, patrząc na mnie.
- Co mam wam powiedzieć?
- A choćby przepraszam i słowa wyjaśnienia, dlaczego wróciłaś do domu napruta niczym ćpun i pijak?
    No i zaczęło się tłumaczenie. Zayn nie przyjmował go do wiadomości, a Nathan gdzieś się ulotnił, zanim cokolwiek się zaczęło. Sam miał rozmowę z mulatem poprzedniego dnia na ten temat, po powrocie jego siostry. On też nie był święty i swoje za uszami miał. Koniec końców, udał jej się udobruchać wymagającego ojca, choć on ma ją cały czas na oku.
- Myślisz, że nie będzie brać?
- Nie bądź naiwna kochanie. Na pewno nie przepuści okazji, ale zrobi wszystko, żebyśmy się o tym nie dowiedzieli. Oby tylko się nie uzależniła, czy coś...
- Nadia nie jest głupia. Wie, czym się kończą takie akcje.
- No dobrze, wystarczy tych tematów. Zabieram moją żonę do restauracji. Dzisiaj świętujemy! - Oświadczył, w mgnieniu oka podnosząc mnie jak pannę młodą i obracając się dookoła kilka razy. Śmiałam się, wtulona w jego szyję.
- Co świętujemy?
- Naszą rocznicę żono - wyjaśnił. - Zawsze zapominasz. Ale ja jestem od tego, by o tym pamiętać. - Złączył nasze usta. - Ubierz coś seksownego - mruknął w moją szyję, obejmując mnie w talii i przyciągając mocno do swojego ciała. Uwielbiam czuć jego bliskość.
- Oczywiście - obiecałam, mając w głowie kreację na dzisiejszy wieczór.


**** Oczami Marleny ****



- Ja już nie dam rady!
- Kochanie dasz, wierzę w ciebie! - Wystraszony Harry trzymał mnie mocno za dłoń. Pewnie miażdżył mi kości, ale nie czułam go, bo coś innego było ważniejsze. A raczej ktoś. Razy trzy.

    Piętnaście lat temu, urodziłam, po dziesięciu najcięższych godzinach życia, trójkę bliźniąt. Tak! Troje bliźniaków! Jak to bywa, gdy podejrzewałam, że jestem w ciąży, poszliśmy do lekarza. Oczywiście pani doktor potwierdziła moje przypuszczenie, ale gdy dodała, ilu potomków dorobił się Styles, zemdlałam. Nie mogli mnie docucić, ale gdy się to udało, nie mogły dotrzeć do mnie słowa specjalisty. Od razu pojawiły się myśli, jak sobie poradzimy z tyloma obowiązkami i czy dzieci będą zdrowe. Zamarwiałam się tym praktycznie przez cały okres ciąży, aż wreszcie lekarka kazała leżeć i o niczym złym nie myśleć, bo to może źle wpłynąć na maleństwa. Przyznam, podziałało. Gdy widziałam dumnego loczka, trzymającego jedno maleństwo z dumą na twarzy, wiedziałam, że opłacało się pocierpieć te kilkanaście godzin i zobaczyć taki widok. Gdybym miała więcej siły, zrobiłabym zdjęcie, ale po prostu czułam się bez życia.

    Teraz sytuacja wygląda tak: bliźniaki Daisy, Nelly i Richard mają już po piętnaście lat. Mają jeszcze młodszego brata Damiana, który ma lat dziesięć. Dogadują się jak to rodzeństwo. Jedno drugiemu przyleje, płacz, a potem zaraz się godzą i porównują gry, albo modę. Już nawet z Harrym na to nie reagujemy.
    Harry po zakończeniu One Direction zajął się pisaniem. Pisze dla siebie lub innych artystów.  Wydał trzy płyty, które są po prostu cudowne, to trzeba usłyszeć, żeby się przekonać, bo słowami się tego nie opisze. Jego wygląd uległ trochę zmianie. Skrócił włosy. Ma takie, jak mniej więcej na początkach zespołu no i lekko siwiejące przy skórze głowy, lecz nie widoczne za bardzo. Ślub wzięliśmy po dwóch latach bycia razem. Udało mi się powstrzymać jego zapędy seksualne do ślubu! Sama w to nie wierzyłam, a jednak. Co najważniejsze, nie zdradził mnie. Do dzisiaj przeprasza mnie za tamto.  Nawet się o to pokłóciliśmy. Cały czas tylko przepraszam i przepraszam, a ja chciałam zapomnieć. Ale jest wszystko dobrze i generalnie kłócimy się o kolor ścian do pokoi, niż o coś poważniejszego. Cieszę się, że jego fani mnie zaakceptowali i dorośli by zrozumieć, że nie odejdę od niego i kocham go najmocniej.
     Ja jestem współwłaścicielką cukierni, którą prowadzimy z Ewą. Tak! Udało jej się spełnić w końcu to marzenie. Zawsze myślała o tym, by mieć taką małą cukierenkę na rogu z kilkoma stolikami i klientami. Na szczęście wszystko idzie po naszej myśli. Udało mi się poprawić stosunki z rodzicami, a to głównie dzięki Harry'emu. On namawiał mnie na spotkania, rodzice poznali swoje wnuki, no i cieszą się, że są dziadkami. Moja siostra została porządnie wychowana, tak jak ja nie byłam, ale to już temat zamknięty.
Jesteśmy szczęśliwi w szóstkę.

**** Oczami Ewy ****




- Nie rozumiesz, że nie możesz?! - uniosłam się kolejny raz dzisiejszego dnia, który się nawet dobrze nie zaczął.
     Alice tego ranka weszła do kuchni i od razu zaczęła się awanturować. Dobrze, że Amy, nasza młodsza córka jest w szkole i nie musi tego wszystkiego wysłuchiwać. Amy to przeciwieństwo Alice. Mimo swoich szesnastu lat, jest poukładana i wie, czego w życiu chce. Jest pod tym względem podobna do mnie, choć z wyglądu mało mnie przypomina.
- Przestań mi w końcu rozkazywać! Skończyłam osiemnaście lat tydzień temu. A poza tym, Daniel mi się oświadczył. - Stała na przeciw mnie z szerokim uśmiechem, który był oryginalną kopią Louisa. Słysząc ostatnie zdanie i widząc pierścionek na jej palcu, ręce mi opadły. Usiadłam z wrażenia na krześle przy stole w kuchni, chowając twarz w dłoniach. - Nie mogę...
- Co to za krzyki? - W kuchni, jak zbawienie, pojawił się mój mąż.  Pochylił się nade mną i pocałował, jak miał w zwyczaju, w głowę. To samo zrobił u Alice. - No? Słucham. - Patrzał raz na mnie, raz na nią.
- Mama mi nie pozwala....
- Ona chce u niego zamieszkać - weszłam jej w słowo.
- U kogo?
- U Daniela -  Westchnęłam, bo wiedziałam, że przegrałam. Louis stanie po jej stronie, bo lubi chłopaka. O przepraszam, jej narzeczonego.
- Nawet nie ma mowy. - Oniemiałam, gdy to usłyszałam. Kolejny raz mnie zdziwił. Nie ma dnia, by mnie nie zaskoczył. Za to go kocham.
- Co?! - jej rozczarowanie postawą ojca było widać na kilometr.
- I przeproś mamę, za podnoszenie na nią głosu. To śmieszne, że muszę ci o tym przypominać, a jesteś na tyle duża, by to rozumieć. Powinnaś brać przykład z Nathana.
- To zwykły maminsynek! Dajcie mi spokój, do cholery! - Uciekła z kuchni, zapewne kierując się do swojego pokoju. Biedny Nathan. Źle ulokował swoje uczucia i cierpi na nieodwzajemnioną miłość do mojej starszej córki. To dziwne, że wszyscy o tym wiedzą, a Alice nie.
- Wyrażaj się! - Mężczyzna krzyknął jeszcze za nią i usiadł przy mnie, przygarniając do siebie.
- Ona mi zaraz na głowę wlezie! - powiedziałam cicho, wtulona w jego szyję.
- Tak się nie stanie.
- Czemu nagle zmieniłeś zdanie co do tego Daniela? - zapytałam, o to, co mnie ciekawiło.
- Generalnie to od początku go nie trawiłem. Ale nic nie mówiłem, bo widziałem, jak nasza mała córeczka cieszy się, no to co miałem zrobić?
- Oh... Okej.
- No. - Moja twarz wylądowała w jego dłoniach. Spojrzałam w jego tak samo niebieskie i iskrzące się oczy, jak wtedy, gdy spotkaliśmy się w kościele, by złożyć przysięgę małżeńską.
Widać już było pojedyncze zmarszczki na jego twarzy, ale żadna z nich nie ujmowała mu w wyglądzie. - Nawet nie waż mi się tu płakać - zastrzegł, gdy mój podbródek lekko się zatrząsł.
- Nie zamierzam - posłałam mu delikatny uśmiech.
- No raczej. Musisz jeszcze ogarnąć załogę w barze - tymi słowami zmotywował mnie do działania.
     Nie mówiłam wam, ale udało się! Po czterech latach od urodzenia Alice, stwierdziłam, że muszę zmienić coś w swoim życiu. Było w nim za dużo monotonii i otworzyłyśmy z Marleną cukiernię. Jestem z niej taka dumna! Na początku wiadomo, dobrze nie było, ale teraz zaopatrujemy kilka cukierni na terenie Londynu w swoje wyroby i świetnie nam to idzie, dzięki świetnym pracownikom. Dzielimy się z Mar obowiązkami. Ja jestem tą dobrą szefową, a Marlenka tą złą. Jest w tym najlepsza!
- Racja - odpowiedziałam. Po chwili zabraliśmy się za śniadanie.

    Po skończonym posiłku posprzątałam i z zamiarem wyjścia z domu do pracy, założyłam kurtkę. Sprawdziłam w torbie, czy mam potrzebne papiery, które mam załatwić na dziś, prąd, przelać pieniądze za zaległy towar.
- Mamo? - Usłyszałam sprawcę mojego zdwnerwowania, schodzącą po schodach.
- Tak? - zapytałam ją, nadal sprawdzając coś w papierach.
- Przepraszam - zatrzymałam się i spojrzałam na nią.
- Za co?
- Za to, że na ciebie nakrzyczałam. Nie tak mnie wychowaliście z tatą. Chyba powinnam brać przykład z Amy, albo Nathana - podeszła i przytuliła się do mnie mocno, jak wtedy, gdy złamała sobie rękę w nadgarstku, w zabawie w chowanego, kiedy miała pięć lat. Skarciłam ją za to, że nie uważała na siebie i wtedy mnie przeprosiła i przytuliła. Nie zapłakała wtedy ani razu, choć widziałam, jak bardzo ma na to ochotę. Jest czasem dumna. Oddałam uścisk, całując ją w jej zadbane włosy.
- Dobrze, że ojciec nie musiał cię lać, żebyś zrozumiała - zaśmiałam się.  Zawsze ją tym straszyliśmy i zawsze działało.
- Tak.
- Dobrze, uciekam, bo mam kilka spraw w cukierni.
- Daniel mi się nie oświadczył.
- Co? - znowu się zatrzymałam i spojrzałam na nią zdziwiona.
- Skłamałam, chcąc zobaczyć waszą reakcję.
- No i co? Prawidłowa czy nie? - byłam zła, że sobie ze mnie, z nas zakpiła, a ja wtedy odchodziłam od zmysłów.
- Tak. Zerwałam z nim wczoraj.
- Przykro mi kochanie - potarłam jej ramię, posyłając uśmiech.
- Mi nie. To był dupek. Zdradzał mnie.
- Skoro tak, to masz rację. - Moja duża, czarna torba, znalazła się na prawym ramieniu, chwyciwszy klucze w rękę, powiedziałam jeszcze: - Pogadamy jak wrócę, okej?
- Okej. Poczekam na moją siostrzyczkę. - Usiadła na schodach i podparła podbródek rękoma. - Ale najpierw pogadam z Nathanem.



    Liam nadal jest z Sophią. Wzięli ślub trzy lata po naszym. Mają syna Jamesa, który przypomina trochę Li i trochę Soph. Nie jestem w stanie powiedzieć, do kogo bardziej. Na ten moment dobrze im się układa, choć, jak wszędzie mieli swoje wzloty i upadki.
    Niall. On to wieczny kawaler. Był w kilku związkach, nawet raz zrobiło się poważnie, bo oświadczył się jednej, ale dziewczyna zrezygnowała, nie wiemy do końca, jak to z nimi było i dlaczego po kilku dniach od zaręczyn z nim zerwała, ale załamał się. Potrzebował roku, by się pozbierać... Ale mu się to w końcu udało dzięki naszej pomocy i wyszedł na prostą.
    Gdy spotykamy się wszyscy w jednym domu, to mam wrażenie, że to wszystko zaraz zniknie i pojawią się napisy końcowe, że to tylko film, moje wyobrażenie, które jest piękne. Jest nas tak dużo! Osiemnaście osób! Ale wtedy czuję ramiona na Louisa na moich biodrach, jego wargi na mojej szyi i wiem, że to wszystko działo się i dzieje naprawdę.






" Miłość cierpliwa jest,
Łaskawa jest. 
Miłość nie zazdrości, 
nie szuka poklasku, 
nie unosi się pychą; 
nie dopuszcza się bezwstydu, 
nie szuka swego, 
nie unosi się gniewem, 
nie pamięta złego; 
nie cieszy się z niesprawiedliwości, 
lecz współweseli się z prawdą. 
Wszystko znosi, 
wszystkiemu wierzy, 
we wszystkim pokłada nadzieję, 
wszystko przetrzyma. 
Miłość nigdy nie ustaje, 
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą, 
albo jak dar języków, który zniknie, 
lub jak wiedza, której zabraknie. 
Po części bowiem tylko poznajemy, 
po części prorokujemy."



*************
Dodałam dziś epilog, bo po prostu nie mogłam się już doczekać, aby go wam dać!

Wow.
Nie wiem, co powiedzieć.

Jestem dumna, że udało mi się napisać to ff tak jak jest ono w tej chwili. Że jest tak zaczęte i tak skończone. I cholera, smutno mi. Boże, ja dorosłam z tymi bohaterami!
:'(
Jakoś trudno mi w tej chwili uwierzyć, że to epilog, że więcej rozdziału nie będzie...


Jestem dumna tej historii. Naprawdę dumna.

Autopromocja

Ale jest jeszcze Niania i Sprzedana, więc nie zniknę z bloggera. A jeśli chcecie przeczytać coś jeszcze, to zapraszam na Wattpad, szukajcie mnie pod nazwą EvaTommo19, mam tam pięć książek w tym No Control, Niania i Sprzedana.

Koniec autopromocji.



Czas na podziękowania!!!

W pierwszej kolejności z całego serca dziękuję WAM. Bez waszych kochanych osóbek nie byłoby tego ff. Gdy już nadszedł ten moment, to powiem wam, że chciałam rzucić w cholerę tego bloga przy dziesiątym rozdziale. Wiedziałam, że nie piszę na tyle dobrze, by ktoś się tym zainteresował. Nikt nie komentował, a miałam wrażenie, że publikuję dla siebie, choć chciałam się dzielić tym, co piszę. Ale pojawiły się kochane, życzliwe osóbki, chciałabym was wszystkich wyściskać mocno i podziękować... I tak oto jesteśmy tutaj. Pisząc jakieś kawałki w notesie, nie sądziłam, że wyjdzie coś z tego, a tu proszę.



Dziękuję, że razem stworzyliśmy razem tą historię!

<3

sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 78

- Ale policja już go zwinięła? - zapytała Marlena, siedząc obok mnie na kanapie, gdy cała opowieść ujrzała światło dzienne.
    Ja do tej pory, nie wiem, jak to się stało, że ten chłopiec tam był... Okej, powiem, o czym mówię. Godziny mijały, a ja byłam pewna, że ten idiota coś nam zrobi. Wiadomo było, że pieniędzy nie dostanie. Codziennie nagrywał jakieś filmiki, wysyłał je do Marleny czy na policję, a potem obrywałam w twarz, albo Louis dosawał prawego sierpowego... No i dziś siedzieliśmy jak zwykle pod ścianą, gdy w szybę zapukał mały chłopiec. Miał może z osiem lat. Louis wpadł na pomysł i powiedział do niego, by wyciągnął Mateusza z domu. Obiecał mu, że da mu sto funtów za to. Mały zgodził się i nie trzeba było długo czekać, gdy dzwonek do drzwi rozleg się po domu. Wyczuliśmy momemt i po prostu wyszliśmy z piwnicy, gdyż Mateusz nie zamknął za sobą drzwi ostatnim razem. Dotarcie do drzwi nie zajęło długo, bo były w końcu korytarza po lewej stronie. W drzwiach zobaczyliśmy, że chłopiec ciągnie bruneta gdzieś za dom. Skorzystaliśmy z okazji i pobiegliśmy przed siebie, a potem korzystając z telefonu u jakieś miłej staruszki, Louis powiadomił policję i Liama.
- Tak. Jak tylko udało nam się jakoś wydostać, zadzwoniłem na policję. - Poinformował ich Louis. Siedziałam jednym bokiem wtulona w Louisa, a drugim w Marlenkę.
- Jak dobrze, że jesteście - wyszeptała cicho, by nie obudzić Alice śpiącej w moich ramionach.



**** Pół roku później ****

    Louis ostatnimi czasy chodzi jakiś nerwowy. Gdy dłużej się nad tym zastanawiam, wraca do mnie sytuacja z początku naszej znajomości, kiedy było podobnie. Przyszedł i powiedział, że musimy zerwać. Boję się tego, co to było tym razem.
- Louis, musimy porozmawiać - powiedziałam od razu, gdy usłyszałam, jak chłopak wchodzi do domu i zatrzaskuje za sobą drzwi frontowe.
-Tak? O czym? - Zainteresował się, wchodząc do salonu, gdzie siedziałam z jakąś gazetą, którą jeszce chwilę temu przeglądałam. Alice śpi, więc mam chwilę dla siebie. Brunet podszedł do mnie i pocałował w usta, siadając zaraz obok mnie i obejmując ramieniem. - Co się dzieje?
- To ja się pytam, co się dzieje. Od kilku tygodni chodzisz jakiś inny, z głową w chmurach! Nie wiem, co się dzieje! - Gazeta wylądowała na stoliku przede mną.
- Ja... Nie mogę ci powiedzieć -wyznał.
- Dlaczego?
- Bo... Po prostu nie mogę. To na razie tajemnica - odrzekł, uciekając ode mnie wzrokiem.
- Czy... Czy ty chcesz mnie zostawić? - zapytał go o to, co chodzi cały czas po mojej głowie.
- Co?! Skąd ci to do głowy przyszło? - zapytał zdziwiony, prostując się.
- Louis, ostatnim razem, gdy się tak zachowywałeś, tydzień potem powiedziałeś mi, że mamy się rozstać. Chyba mam prawo mieć takie podejrzania!
- Ewa, kochanie ty moje. Jak mogłaś pomyśleć, że cię zostawię? - Przygarnął mnie mocno do siebie i biorąc na kolana tak, że wtuliłam się w jego szyję. Mój mąż tak świetnie pachnie...
- Jak widać mogłam - westchnęłam, będąc całkiem uspokojona. To szalone, jak działa na mnie jego głos, dotyk, uśmiech. On cały.
- To nie jest nic, czym powinnaś sobie zaprzątać swoją głowę, wiesz?  A poza tym, gdy już wszystko będzie gotowe, będę mógł ci powiedzieć.
- Co powiedzieć? - Zaciekawił mnie tymi słowami. - Co będzie gotowe?
- Nie powiem, bo to niespodzianka.
- Niespodzianka?
- Tak. I nic ci nie powiem. - Na zakończenie cmoknął mnie jeszcze w policzek, a potem w szyję.
- No dobra. Niech ci będzie.


    Tak minął kolejny tydzień. Prawie zapomniałam o tej rozmowie / kłótni.  Do dnia, gdy Louis wrócił do domu o godzinie piątej po południu. Była to sobota, a on powiedział, że idzie z chłopakami na piwo, bo dawno się nie widzieli. Uwierzyłam, bo była to prawda. Chłopcy mieszkają teraz w różnych częściach Londynu i rzadko mają czas na spotkania towarzyskie. Zajmują się swoim życiem. Ja z dziewczynami widziałam się w czwartek. Dzień minął na wesołych ploteczkach, praktycznie na każdy temat.
    Louis wrócił do domu i oznajmił, że daje mi dwie godziny na to, bym przygotowała się do wyścia. Gdy zapytałam, czy to jakieś eleganckie wyjście, powiedział, że tak, i że zajmie się Alice. Nie pozostało mi nic innego, jak przystać na to, co mężczyzna mi proponuje. Po odświeżeniu się, wybrałam z szafy moją nową zdobycz i dobrałam do niej srebrne kolczyki, czarne szpilki i małą czarną kopertówkę.



Włosy na koniec lekko skręciłam. Po półtorej godzinie zeszłam na dół. Louis czekał na mnie z naszą córką. Miał na sobie garnitur, o wiele bardziej dopasowany niż ten w dzień naszego ślubu. Nie wiem, jak można być tak perfekcyjnym. Siedząca na jego ręce Alice uśmiechała się do mnie szeroko.  Miała na sobie pomarańczową sukieneczkę i kokardę we włoskach. Widać już, że jest podobna do swojego ojca. Ma jego ślicznie niebieskie oczy i nosek. Włoski ma takie, jak my, choć lekko jej się kręcą, jak mojej mamie. No i jest głośna. Jak Louis. Razem ślicznie wyglądali.
- Gotowa?
- Tak. - Ujął moją dłoń, całując jej wierzch. - Wyglądasz obłędnie. Może wrócimy jeszcze na chwilę na górę? - szepnął mi na ucho. Zarumieniłam się, jak zwykle, ale odpowiedziałam tylko:
- Innym razem.
    Nic nie odpowiedział, ale mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Był wieczór. Lato tego roku było naprawdę łaskawe dla Londynu i obdarzyło go piękną pogodą. Dzisiejszy wieczór jest ciepły, więc wzięłam tylko jakiś sweterek dla Alice i we troje opuściliśmy moją posesję, odjeżdżając autem Louisa.
- Powiesz mi, gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili ciszy w samochodzie. Alice przysnęła.
- Nie. Będziemy tam za kilka minut - odpowiedział i jego prawa ciepła dłoń znalazła swoje ulubione miejsce na moim kolanie.
- Okej. Niech ci będzie.
    Jego ręka delikatnie i spokojnie gładziła moją skórę uda, dawając tym ciepło i oganiające mnie powoli uczucie uspokojenia. Po kilkunastu minutach Louis zatrzymał się przed bogato zdobioną czarną bramą, która kryła za sobą wielką posiadłość, która była wynajęta na nasze wesele.


Louis chwycił za klamkę i nacisnął mechanizm. Drzwi się otworzyły, a przede mną zobaczyłam cudowny widok. Weszliśmy do środka, przez co spoczął na nas wzrok każdego, ale zaraz rozległy się brawa. Alice dzielnie siedziała na moich rękach, ciekawie rozglądając się dookoła.
    Przy oknach stało kilka stołów, a przy nich po sześć osób. Staliśmy po środku sali, gdzie był parkiet, dokładnie tak, jak chciałam! Zdałam sobie sprawę z tego wszystkiego i emocje wyszły na wierzch. Jestem szczęśliwa. Pojawiły się łzy i zaraz zaczęły lecieć po moich policzkach, gdy tylko kilka osób podeszło, by się z nami przywitać. Alice zwróciła uwagę na mnie. Wydawało mi się przez moment, że i ona się zaraz rozpłacze, tylko dlatego, że ja to robię. Ale tak się nie stało. Dotknęła swoją małą rączką mojego policzka, nieudolnie jeszcze ścierając z niego łzy. Roześmiałam się i dałam jej buziaka, na co zachichotała radośnie. Poczułam dłonie Louisa na talii i czyjeś ręce na swojej szyi.
- Nareszcie jesteście! - Głos Marleny dotarł do mnie. Oddałam uścisk i cmoknięcie w policzek. Potem doszli nasi rodzice i znajomi.



- Jak się podobało?
    To pytanie wybiło mnie ze wspomnień. Chyba mogę tak nazwać myśli krążące wokół wczorajszego wieczoru, prawda? Była godzina druga w nocy, a wszyscy rozeszli się pół godziny temu. Alice padła o jedenastej, gdy wszyscy goście ją poznali i zabawiali. Miała dość, oczka miała czerwone od tarcia. Dobrze, że Diana z Zaynem wracali wcześniej do domu, to zabrali ją ze sobą.
- Najlepsze wesele w życiu. -Stwierdziłam, wzdychając.
- I jedyne. - Podkreślił.
- Dziękuję - powiedziałam kolejny raz.
- Nie musisz mi dziękować. Obiecałem ci to tamtego dnia - przyciągnął mnie do siebie, gdy wstałam z pufy, po zdjęciu kolczyków i odłożeniu ich do szkatułki. Byliśmy już w domu.
- Tak, pamiętam. - Moje ręce znalazły się na jego szyi, a jego na mojej talii, przyciągając do siebie maksymalnie. - Padam już. To przez ciebie. Nie dałeś mi chwili odpocząć! - wypomniałam mu nasze tańce. Byliśmy jedyną parą, która przetańczyła chyba wszystkie piosenki. On tylko się zaśmiał.
- Oj tam. Będzie co wspominać. - Złączył nasze usta, pochylając się nade mną. Oddałam pocałunek. - Ale nie piłem za dużo.
- Faktycznie - przyznałam, gdy oderwał się od moich ust. - Cieszę się.
- Dla ciebie.
- Dla mnie? - zapytałam, znowu łącząc nasze usta.
- Dla ciebie - powtórzył.
- Jestem zaszczycona. - Jego prawa ręka znalazła się na moim udzie i sunęła do góry.
- Wiesz, jaki jest jeszcze punkt dzisiejszego programu? - zapytał, uśmiechając się zadziornie. Jego twarz była tuż przy mojej. Widziałam, jak jego oczy błyszczą.
- No nie wiem. Powiedz mi - odpowiedziałam, zmierzwiając jego włosy, przez co stały na wszystkie strony.
- Nasza zaległa noc poślubna.
    W momencie przerzucił mnie przez prawe ramię i podchodząc do łóżka, rzucił na nie. Zawisł nade mną, układając ręce na moich, po obu stronach mojej głowy. Musnął lewy policzek, zchodząc ustami na linię szczęki i szyję. Złączyłam nasze wargi w soczystym, głębokim pocałunku. Jego trzydniowy zarost przyjemnie łaskotał mnie, gdy sunął po moich ramionach. Bez pytania ściągnęłam jego koszulkę, którą kilka minut temu na siebie założył, napawając się jego rysunkami na ciele, które za każdym razem robią na mnie coraz większe wrażenie.
- Wiem, że moje tatuaże są zajebiste, ale zostaw oglądanie na później - usłyszałam, a potem syknęłam, gdy zrobił mi mlinkę na obojczyku. Pomógł mi pozbyć się sukienki i to samo zrobił ze swoimi jeansami. Usiadł na łóżku obok mnie i powiedział, patrząc figlarnie: - Zacznijmy zabawę, pani Tomlinson.




******



Nudzi mi się, więc postawiłam dodać ;)

Kochani, zapraszam na nowe ff z Harrym:)
http://sprzedana-harry-styles.blogspot.com/

Rany Boskie...

Ja w tym momencie nie wiem, co mam napisać. To ostatni rozdział. Będzie tylko epilog * robi smutną minę *

Dobra, starczy!
Kurwa, stałam się za bardzo twarda przez moje chujowe życie...
Szkoda gadać ;(

Do następnego kochani, po raz ostatni
<3