środa, 18 listopada 2015

Harry zamówienie

Oliwia

- Skarbie, tak bardzo mi przykro - słyszałam w jego głosie, że źle czuje się z tym, że nie ma mnie przy nim.
- Harry, spokojnie. Zdążysz - starałam się go jakoś pocieszyć, ale sama już powoli traciłam nadzieję.
    Jest dwudziesty czwarty grudnia, Wigilia. Wczoraj chłopcy mieli ostatni koncert trasy. Zawieszają tym samym swoją działalność na dwa lata. Z jednej strony cieszę się z tego, bo będą mogli w końcu zasłużenie odpocząć, ale polubiłam ich muzykę i tak jakoś dziwnie będzie bez nowych dźwięków... Tak, nie byłam ich wielką fanką, ani nic z tych rzeczy.
    Poznaliśmy się z Harrym w szpitalu. Odbywałam wtedy praktyki na lekarza i akurat byłam w sali segregacji, gdy go przywieźli. Od początku starał się mnie poderwać, w ogóle nie zważając na złamaną stopę. Pamiętam, że mówił: " Jak na ciebie patrzę, nic mnie nie boli ". Czy jakoś tak... No i spotkaliśmy się parę razy tak, by jakimś cudem nikt nas nie złapał. I tak oto jestem.
- No na pewno! Utknęliśmy w windzie, między piętrami. Zanim nas stąd wyciągną będzie po Wigili. Zdążę na pewno - nawet kilkanaście kilometrów od niego, przes telefon, słyszę jego rozdrażnienie.
- Harry, uspokój się w końcu - powiedziałam, ale zaraz usłyszałam w słuchawce ' abonent poza zasięgiem '. Fajnie, jeszcze zasięgu tam nie ma.
    Westchnęłam i wróciłam do kuchni. Usiadłam na swoim miejscu i westchnęłam. Mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak i zapytała:
- Co się stało?
- Harry raczej nie dotrze na Wigilię i w ogóle.
- Czemu?
- Winda się zatrzasnęła, czy jakoś tak... Boże, czemu mnie zawsze jakiś pech musi spotkać?
- Nie mów tak. Na pewno zdąży.
- Mam nadzieję.
- Dobrze, chodź, pomożesz mi potrawami! Sama wiesz, ile tego jest.
- Idę.
    Tak minęła jedna godzina, druga, a nawet trzecia, a po moim kochanym loczku, ani widu ani słychu. Tracę powoli nadzieję, że jednak zdąży i spedzimy te święta razem.
    Miesiąc temu mi się oświadczył i zgodnie stwierdziliśmy, że Wigilię i pierwszy dzień świąt spędzimy z moimi rodzicami, a resztę z jego. Ale teraz to mi wszystko obojętne.
    Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerwałam się ze swojego miejsca i pognałam do drzwi, z nadzieją, że to Harry.
- Oliwcia, kiedy ja cię ostatni raz widziałam! - za drzwiami zobaczyłam tylko babcię z dziadkiem.
- Cześć babciu - powiedziałam zawiedziona, że to nie mój ukochany.
- Czemu jesteś smutna? Są święta, trzeba się radować! - powiedziała uśmiechnięta, przytulając mnie do siebie.
- Nie ważne babuniu.
- Dobrze dobrze. Chodźcie do kuchni. Zrobię wam herbaty - mama zgarnęła ich do kuchni, a ja zostałam sama w korytarzu.



    Dochodziła północ, czas iść do kościoła, jak co roku. Harry nadal nie dotarł do mnie. Nawet telefonu nie odbiera... No nic, trzeba się pogodzić z tym, że nie będzie go dziś ze mną.
- Oliwia, chodź wreszcie, bo się spóźnimy! - usłyszałam krzyk taty z dołu. Z westchnieniem wstałam z łóżka i poprawiłam kremową sukienkę, którą miałam na sobie. Włosy przeczesałam palcami i wyszłam z pokoju, schodząc na dół schodami, do rodziców.
- Okej, chodźmy.


- Mamo, wyjdę na moment. Tutaj jest tak duszno, że zaraz zemdleję - szepnęłam do mamy. Staliśmy wszycy od godziny w kościele. Ludzi było tyle, że stali nawet na zewnątrz kościoła...
- Dobrze. Iść z tobą?
- Nie. Poradzę sobie.
    Kobieta przepuściła mnie w ławce. Potem musiałam się jakoś przedrzeć przez tłumy i tak po minucie wdychałam świeże, mroźne powietrze. Tego było mi trzeba. Od razu lepiej.
Oparłam się o mur i rozejrzałam się po okolicy.
    Nagle poczułam za sobą czyjąś obecność, ale nie za bardzo się tym przejęłam, bo przecież kilku ludzi stało na zewnątrz. Zaraz po tym, wokół moich ramion zacisnęły się czyjeś ramiona. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam górującą nad sobą postać mężczyzny. Miał na sobie biały płaszcz w czarne pionowe pasy i kapelusz na głowie.  Serce zaczęło mi szybko bić, wręcz skakało z radości!
- Harry! - krzyknęłam radośnie, nie przejmując się tym, że jesteśmy przed kościołem.
- Wesołych świąt mój aniołku - schylił się nade mną i delikatnie pocałował.
- Przyjechałeś - szepnęłam cicho, gdy odsunął swoje usta od moich.
- Nie zdążyłem wcześniej, ale jestem - uśmiechnęłam się na jego słowa.
- Tyle mi wystarczy - szepnęłam, wtulona w jego duży tors, opatulony t - shirtem. - Cieszę się, że jesteś tu ze mną.
- Chodźmy stąd - złapał mnie za oboe dłonie z błyskiem w oku.
- Gdzie? - zapytałam ciekawa.
- Mam dla ciebie prezent Bożonarodzeniowy - poinformował mnie. Zgodziłam się ciekawa, co wymyślił.
- Okej - zaprowadził mnie do swojego auta. Wsiedliśmy i Harry ruszył przed siebie pustą ulicą.
    Jechaliśmy tak jakiś czas, kilka minut. W radio leciały piosenki świąteczne. Harry nucił je pod nosem, a ja siedziałam na fotelu i patrzyłam na niego, jak jednocześnie skupia się na drodze, śpiewa i trzyma mnie za dłoń, swoją dużą, ciepłą ręką. Kocham te chwile.
- Nie patrz tak na mnie. Nie mogę się skupić - jego chrypka przywróciła mnie do żywych.
- Przepraszam, ale uwielbiam na ciebie patrzeć - moje słowa wywołały na jego twarzy szeroki uśmiech, którym mnie obdarował.
    Chłopak skręcił w jakąś ulicę i zatrzymaliśmy się przed jakimś domem.
- Co my robimy u pana Filcha? - zapytałam zdziwiona.
- Zaraz się dowiesz.
    Wysiedliśmy z auta, Harry chwycił mnie za dłoń, splatając razem nasze palce. Weszliśmy na posesję i chłopak pociągnął mnie do drzwi, by po chwili je otworzyć i wejść do środka.
- Pamiętasz, jak obiecałem ci wielki prezent pod choinkę? - zagadnął, zamykając cicho drzwi.
- No tak.
- A więc rozłożyłem go na cztery mniejsze.
    Wprowadził mnie do dużego pomieszczenia, w którym stała bogato ubrana duża choinka, w kominku palił się ogień, a przy szerokim na sześć osób stole, stali kolejno Niall, Zayn, Louis i Liam. Gdy tylko to do mnie dotarło dopadłam do każdego z nich po kolei i wyściskałam za całe sześć miesięcy nieobecności. Tęskniłam za tymi facetami. Każdy z nich na swój sposób zabawny i wyluzowany, ale też poważny, gdy zachodzi taka potrzeba.
- Tak bardzo się cieszę, że was widzę - powiedziałam w końcu, gdy wróciłam do Harry'ego.
- My też się cieszymy.
- Harry, dziękuję! - pisnęłam radośnie i kolejny raz mocno go przytuliłam i cmoknęłam w policzek.
- Ej, później będziesz mu dziękować! Chodź do nas! - głos Louisa i ręce Zayna zaprowadziły mnie do stołu. Siedziałam obok Nialla, a Hazz obok mnie. Zjedliśmy kolację, a może już śniadanie? Na zegarku była już godzina druga trzydzieści...


- Dziękuję - siedziałam w ramionach chłopaka w swoim pokoju.
    Zaczynało już świtać, a chłopaki zebrali się do swoich rodzin jakoś godzinę temu. Świetnie było ich znowu zobaczyć.
- Tak naprawdę nie zatrzasnęliśmy się w tej windzie. Byliśmy w tamtym domu od czwartej i razem z panem Filchem wszystko organizowaliśmy - wyznał. Nie mogłam się na niego gniewać.
- Jak to się stało, że wam na to pozwolił?
- Filch jest dobrym znajomym mamy Zayna i go chłopak go poprosił o przysługę, to się zgodził. I tak on wraca po nowym roku, podobno jest u córki w Stanach - wytłumaczył mi.
- Wiesz, że powinnam być teraz na ciebie zła za to kłamstwo? - zapytałam, patrząc na niego kątem oka.
- Ale nie będziesz.
- Skąd ta pewność?
- Znam cię trochę aniołku. Nie umiesz się na mnie gniewać - odgarnął mi włosy z twarzy.
- Masz rację - zgodziłam się i uniosłam, by złączyć nasze usta w długim, namiętnym pocałunku.


*******
Mam nadzieję, że Oliwii się podoba???
Ładnie proszę o komentarz:))


Imagin dla Kingusi się pisze. Powoli:(

3 komentarze:

  1. Jest przepiękny!!! Bardzo dziękuje

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny! Czekam na więcej Kochanie <3!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosz! Jaki piękny ^.^
    Taki uroczy i świąteczny :)) aż poczułam ten klimat ^^ Mam nadzieje że te święta będą radosne i bezpieczne i wgl :D i takich życzę Tobie Ewa, choć może to za wcześnie xD ale co tam lepiej wcześniej niż później :**
    Ten imagine trafia na moją listę ulubionych u do mojego serduszka →→→ ♥
    A tak btw to u mnie rozdział :D
    A! MAM JEDNO PYTANKO :^ Czy mogłabym prosić imagine z Harold'em nastoletnim bad boyem podrywaczem, który po raz pierwszy zakochuje się w pieknej dziewczynie, ale nie w takiej ktore kiedys spotykal (wyluzdane) ;) która jest mądra i otwarta ale na początku w ogóle nie pasuje jej postawa Hazzy i odrzuca go ale on się zmienia i wgl :)) i walczy o nią ; D Dobra juz kończę bo całość sama napisze xD ale proszę o coś podobnego tylko nie identyko :* taki szkic c:
    Powodzonka i dużo weny Kochanie ;))
    xoxo

    OdpowiedzUsuń